Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 28 czerwca 2013

Liebster Award

Dostalam kolejna nagrode, ha! Dziekuje Kobieto Blogujaca!


To moja druga nominacja do tej nagrody. Zasady sa proste. Liebster Award otrzymywana jest od innego blogera za "dobrze wykonana robote". Jest przyznawana dla blogow o mniejszej liczbie obserwatorow, wiec daje mozliwosc ich rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody nalezy odpowiedziec na 11 pytan otrzymanych od osoby, ktora cie nominowala. Nastepnie ty nominujesz 11 osob (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytan. Nie wolno nominowac bloga, ktory cie nominowal.

Najpierw odpowiem na pytania Kobiety Blogujacej:

1. Jaki jest Twoj zawod wyuczony, a jaki ten, w ktorym pracujesz?
Jesli mozna to nazwac zawodem, to jestem po Biologii/ Ochronie Srodowiska. Marzyla mi sie zawsze praca w laboratorium i znalazlam ja... ale w branzy farmaceutycznej, wiec z mojego wyksztalcenia nie korzystam praktycznie w ogole...

2. Jaka jest Twoja ulubiona ksiazka? Zachec do przeczytania.
Lo matko, duzo tego... Mam cala liste ksiazek, do ktorych lubie wracac od czasu do czasu i sa one pisane przez skrajnie roznych autorow. Podam tylko pare przykladow: "Worek kosci" i "Miasteczko Salem" Kinga, cala serie "Wiedzminska" Sapkowskiego, oczywiscie "Wladce Pierscieni" Tolkiena, kto tego nie lubi..., "Sekretne zycie pszczol" Sue Monk Kidd, wszystkie bez wyjatku ksiazki Musierowicz. Uwilbiam "Dume i uprzedzenie" Jane Austen. Z przyjemnoscia wracam tez do kilku ksiazek Philippy Gregory, ale nie znam ich polskich tytulow, wiec podam orginalne: "Wideacre", "Fallen Skies", "The other Boleyn girl". Tylko do tych, reszta to kicz (przynajmniej dla mnie). Obecnie czytam czwarta czesc "Piesni lodu i ognia" Martin'a i goraco polecam, mimo, ze chetnie wycielabym kilka watkow i postaci, ktore wedlug mnie nie wnosza nic do powiesci, a sprawiaja, ze ksiazki robia sie miejscami nudnawe...

3. Jakie jest Twoje najcieplejsze wspomnienie z dziecinstwa?
Wakacje spedzone w calosci u babci, przed rozpoczeciem I klasy podstawowki. Babcia Marianna to byla taka babcia z prawdziwego zdarzenia, podtykajaca wnuczce pod nos ulubione keski, przynoszaca sniadanie do lozka i opowiadajaca bajki na dobranoc. Pamietam, ze tego lata pogoda na Mazurach dopisala i niemal codziennie jezdzilysmy lokalnym pociagiem nad jezioro. Kazdego ranka na peronie trzymalam kciuki, zeby pociag byl pietrowy bo uwielbialam siedziec na gorze. A potem juz byla plaza i pluskanie sie w wodzie do poznego popoludnia. :) Od babci byl rzut beretem do pracy mojej chrzestnej, a ze pracowala na poczcie, mialam niezla frajde ogladajac ja "od zaplecza". Czasem nawet moglam podbic pieczatke na jakiejs paczce, albo telegramie. :)

4. Miejsce, w ktorym chcialabys zamieszkac?
Chcialabym przeniesc sie na spokojniejsza uliczke i do ciut wiekszego domu, ale poza tym nic bym nie zmienila.

5. Jak myslisz o swoim zyciu: optymistycznie, realistycznie, czy moze negatywnie?
Mysle, ze realistycznie z nutka pesymizmu. :)

6. Czym jest dla Ciebie blogowanie?
Troche pamietnikiem, a troche namiastka zycia socjalnego, na ktore mam niewiele czasu. No i kontaktem z jezykiem ojczystym.

7. Jakie jest Twoje motto na zycie?
"Czas to nie ulica szybkiego ruchu miedzy kolyska a grobem, ale miejsce do parkowania na sloncu". :)

8. Co sprawia, ze sie usmiechasz, co wprawia Cie w dobry nastroj?
Usmiech mojego synka, seplenienie corci, zapach kawy z rana i tuszu drukarskiego nowej ksiazki.

9. Co wolisz: szum fal czy halny w gorach?
Halnego nie lubie, ale kocham i morze i gory, nie potrafilabym wybrac jednego z nich.

10. Zaproponuj jedno miejsce w Twoich okolicach, ktore warto zwiedzic.
To pytanie mnie kompletnie zabilo. Duzo jest wokol parkow krajobrazowych i rezerwatow, ale to tylko dla milosnikow dzikiej przyrody. Poza tym to moj Stan jest raczej nudnawy... Jesli ktos woli bardziej wielkomiejskie atrakcje, to polecam wypad do Nowego Yorku, "tylko" 2.5 do 4 godzin autem, w zaleznosci od ruchu i korkow! ;)

11. Na co wydajesz najwiecej pieniedzy?
Niestety na rachunki i zywnosc. I benzyne. :)

Teraz kolej na moje pytania:

1. Komputer stacjonarny czy laptop?
2. Kawa czy herbata (czy wino, piwo, rum, ogolnie ulubiony napoj)?
3. Ksiazka czy e-book?
4. Hobby?
5. Jak duza planujesz rodzine? ;)
6. Jesli masz samochod, jestes raczej kierowca ostroznym, czy piratem drogowym? ;)
7. Ukochana zabawka z dziecinstwa?

I tu zaczyna mi brakowac weny...

8. Jaka cecha Twojego charakteru najbardziej utrudnia Ci zycie?
9. Latem lubisz sie opalac, czy wolisz paradowac jako "corka mlynarza"? ;)
10. Jestes zwolenniczka malzenstwa, czy nie przeszkadza Ci zwiazek na "kocia lape"?
11. Lubisz swoich tesciow (jesli ich masz oczywiscie), czy trzymasz sie od nich jak najdalej? :)

Ostatnim razem nikogo nie nominowalam, bo zabawa krazyla juz spory czas po necie. Tym razem jednak pokusze sie o nominacje, tylko nie wiem czy uzbiera mi sie 11 blogow...

Oczywiscie udzial w zabawie jest dobrowolny. Nikogo nie zmuszam i na nikogo sie nie obraze jesli nie podejmie wyzwania. :)

A wiec:

Mama dwoch corek
Dorotka z Maminkowa
Ptysiu
Meg i jej chlopaki
Gizmowo
Bombelkowa
Kararelka
Paulina
Noelka
Mama z powolania
Ewa

Ha! I nawet 11 sie uzbieralo! Gratulacje!!! ;)

czwartek, 27 czerwca 2013

Dziwne przypadki pompy Agatki :)

Pisalam, ze pompuje dwa razy dziennie, zeby miec dla Nika mleko na czas kiedy jestem w pracy? Jak nie, to teraz pisze. :)

Dla Bi pompowalam przez ponad 5 miesiecy bez zadnego problemu. Dla Nika pompuje 3 miesiace i prosze, juz dzieja sie cuda. :)

Najpierw w zeszlym tygodniu zauwazylam, ze z jednej strony pompa, zamiast przepuszczac mleko do pojemniczka, to je nabiera w jedna czesc. Domyslilam sie, ze gdzies musi byc dziurka, ale ludzie, ile ja sie jej naszukalam! Wreszcie znalazlem maciupenkie (okolo 2 mm) pekniecie! Niemal wszystkie czesci pompy sa z przezroczystego silikonu, wiec bylo ono niemal zupelnie niewidoczne. W kazdym razie udalo mi sie zamowic zapasowa czesc z ekspresowa przesylka, przez dwa dni uzywalam pompki recznej i bylo dobrze.

Dzis rano za to, z jednej strony pompa znow mi zdechla! Nauczona doswiadczeniem, zaczelam szukac podobnego pekniecia w tej samej czesci co poprzednio. Nic nie znalazlam. Probuje pompowac jeszcze raz (nie wiem skad ta wiara, ze jak bede na sile probowac cos zrobic, to w koncu samo sie naprawi i zacznie dzialac). Dalej dupa. Poniewaz codziennie rozkladam pompe na czesci pierwsze do umycia, stwierdzilam, ze moze rano zle ja poskladalam do kupy, gdzies dostaje sie powietrze i stad ten problem. Zaczelam wiec od nowa ja rozkladac i sprawdzac wszystkie polaczenia. I co znalazlam?! Jedna, jedyna nieprzezroczysta czesc byla zapchana przez podtopionego Skorka (pospolita szczypawka)!!! Bleee... Myslalam, ze zwymiotuje! Skorki sa jednymi z kilku owadow, ktorych brzydze sie niesamowicie! No i musial akurat wlezc do mojej pompy! Yyyyy.... :(

Pozbylam sie gadziny i pompa dziala jak zloto...

Ale, nie pisalam zaledwie wczoraj, ze mamy tu jakas zla KARME??? Najwyrazniej udziela sie i mojej pompie!

:)

środa, 26 czerwca 2013

Z serii: humor w pracy

Zanim przejde do tekstu dnia, musze nieco przedstawic nasza sytuacje w firmie.

Mamy w laboratoriach sporo sprzetu. Czesc profesjonalnych instrumentow warta jest po kilkaset tysiecy dolarow i jak na ironie, te psuja sie najczesciej. :)

Jeden z instrumentow jest juz w firmie slawny. Glowny manager spytal kiedys (retorycznie), jak to mozliwe, ze ten gruchot dalej sie psuje, skoro juz po trzy razy wymieniono juz w nim kazda z mozliwych czesci, oprocz obudowy. :)

Inna maszyne (warta 4 razy tyle co moj dom, hehe), producent instalowal nam (bagatela) pol roku. Pracownicy zajmujacy sie instalacja stali sie nam rownie znajomi co reszta pracownikow naszej firmy. Zaczelismy mowic im po imieniu. :) Po 6 miesiacach bezowocnych prob uruchomienia dziadostwa, rozlozyli rece i stwierdzili, ze to wada fabryczna i nic nie moga zrobic.

W zeszlym tygodniu dostarczono nam kolejny, kilkuset tysieczny instrument. Po 5 dniach instalacji, dzis rano fachowiec stwierdzil, ze maszyna musiala zostac upuszczona gdzies podczas transportu. On nie da rady jej uruchomic ani naprawic i mamy odeslac ja do producenta.

Innych, pomniejszych awarii nawet nie zlicze.

Dlatego tez dzis podczas lunchu zgodnie stwierdzilismy, ze nasza firma ma jakas "zla instrumentalna karme" i trzeba poszukac specjaliste Feng Shui od laboratoriow. Moze co pomoze... ;)

wtorek, 25 czerwca 2013

Smichy Chichy

Podczas lunchu w pracy mozna nieraz znalezc sie w centrum rozmow, hmm... idiotycznych? ;)

Dzis zaczelo sie niewinnie. Rozmawialismy o naszych ogrodach, a konkretnie o truskawkach, bo wlasnie owocuja. Wszyscy jak jeden maz narzekali oczywiscie na wiewiorki pozerajace lwia czesc plonu. Od wiewiorek kradnacych nasze truskawki, rozmowa przeszla na to, jak glupie sa to stworzonka. I rzeczywiscie, za grosz nie maja instynktu samozachowawczego. Wiewiorka, w ktorej kierunku jedzie auto, nie odbiegnie zwyczajnie na pobocze. Ona zacznie miotac sie we wszystkich kierunkach, w kompletnej panice! Nieraz juz-juz dobiega kraweznika, po czym nagle zawraca na srodek jezdni! Sama mam niejedna na sumieniu, bo po prostu NIE DA sie ich ominac! :)
W kazdym razie rozmowa zeszla na to, ze im slodsze i bardziej przytulasne zwierzatko, tym durniejsze. Przyklady sypaly sie jak z rekawa, az nagle kolezanka wyskoczyla, ze najglupsze na swiecie sa PANDY, bo gdyby nie ludzie juz dawno by wyginely! ;) Ktos rzucil, ze chyba cos jej sie pomylilo i gdyby nie ludzie, pandy mialyby sie swietnie. Na to dziewcze zaczelo argumentowac, ze pandy jedza tylko jeden rodzaj roslin i nawet tego nie potrafia dobrze strawic. Glupie i juz! I tylko postrzeleni Chinczycy staraja sie, zeby sie rozmnozyly. Wiecej wydaja na program ochrony pand niz na pomoc socjalna dla wlasnych obywateli. ;)
Taka to prosze opinia o zwierzatkach bedacych symbolem ochrony fauny na calym swiecie. Przynajmniej mozna sie posmiac. :)
Na obrone nieszczesnych, "glupiutkich" pand, ktos oswiadczyl, ze misie koala tez jedza tylko jeden rodzaj pokarmu i tez kiepsko je trawia, a wyginiecie im nie grozi. :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Akcja "Nocnik": postepy?

Ciiiiii (zeby nie zapeszyc)...

Wczoraj wieczorem nie przydarzyl sie Bi ani jeden wypadek, za to nasiusiala 4 razy do nocnika. Jedyne zastrzezenie to takie, ze nie wola. Sama sciaga gacie, siada i sie zalatwia, ale kilkakrotnie siadala i zawziecie cisnela, bez rezultatu. Wydaje mi sie wiec, ze ona nadal nie rozpoznaje, ze jej sie "chce", tylko siada, bo wie, ze jak cos zrobi to beda wiwaty, buziaki i nagroda.

Tak czy owak to jakis postep i dobre i to.

Ale ciiiiiii... Jak cos to ja tu nic nie pisalam... :)

środa, 19 czerwca 2013

Pulpet i Odrzucona

Jestesmy po kolejnej wizycie lekarskiej Nika. Tak jak poprzednio, maly zachwycil wszystkich pogodnym usposobieniem w stosunku do obcych ludzi i nowych sytuacji. Na poczatku mierzenia i wazenia zaczal postekiwac, szybko jednak doszedl chyba do wniosku, ze da sie wytrzymac. Kazda nowa osobe mierzyl najpierw uwaznie wzrokiem, ale juz po chwili serwowal jeden ze swoich "pelnogebnych" usmiechow. :) Przy szczepieniu zaplakal tylko kilka sekund, a po chwili juz smial sie w glos do pielegniarki. Lekarka i personel byli oczywiscie zachwyceni, bo jak tu nie kochac takiego pacjenta??? ;)

Mlody (bo trudno nazwac go malym) wazy 9568g i mierzy rowno 70 cm. Miesci sie w 95 centylu. :)

Niestety w nocy zagoraczkowal, wiec bylo nieciekawie. Praktycznie cala nocke przenosilam go z kolyski do bujaka, z bujaka do piersi, lulalam na rekach i tak na zmiane... Spalam mniej niz 5 godzin, a jak na zlosc mam dzis caly dzien szkolenie, wiec spedze 8 godzin w przyciemnionym pokoju patrzac w ekran projektora. Bede musiala jechac na kofeinie, inaczej glowa mi opadnie, kimne tam, zaczne chrapac i bedzie wstyd... ;)

Za to Starsza potraktowala dzis matke z gory... :( Nauczyla sie w weekend mowic "chodz" oraz "idz" (w sensie idz sobie). I chociaz "chodz" uzywa sie glownie do dziadka, jako ponaglenie, zeby podazyl za wnuczka, to "idz" Bi stosuje glownie w stosunku do rodzicow. Mama rozmawia z dziadkiem? Trzeba krzyknac na rodzicielke "IDZ!" i dla lepszego zrozumienia odepchnac ja reka. Tata stoi na drodze do zabawek? Trzeba ojcu zakomenderowac "IDZ!!!", zeby sie odsunal.
A dzis rano Bi obudzila sie o 6 rano i zaczela tradycyjne nawolywania taty. Tata jeszcze dosypial, wiec postanowilam przeniesc malego halasnika z lozeczka do wyrka ojca, zanim obudzi darciem brata. A tu zonk! Wchodze do pokoju, a dziec zamiast sie ucieszyc, to sie naburmusza. No bo ona chciala ojca, a tu zjawia sie matka! Jak tylko zobaczyla mnie w progu zaczela drzec sie jeszcze glosniej: "MAMA NIE! IDZ!!! TATA!!! MAMA NIE! IDZ!!!". I nie pozwolila mi sie wyjac z lozeczka! Dopiero jak postawilam sprawe jasno, ze albo ja wyjme i pojdzie do taty sama, albo zostanie dalej w lozeczku, pozwolila sie laskawie wziac na rece. Taka mala zmija! Na wlasnej piersi wyhodowalam!!! ;)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Weekend w telegraficznym skrocie + dopisek

Bi ma od piatku rozwolnienie. Nie biegunke, bo zalatwia sie raptem 2-3 razy dziennie, ale za to wodniscie i cuchnaco... W piatek, zanim zorientowalam sie co sie swieci, "zalatwila" nam dywanik w lazience i dywan w salonie. :(

Zdecydowalismy sie jednak wziac ja do kosciola. Oczywiscie, Bi wykorzystala akurat te 1.5 godziny poza domem na zalatwienie "potrzeby". Raz poszlo czesciowo w legginsy i na trzymajacego ja na rekach tatusia, raz w fotelik samochodowy (dobrze, ze go przezornie przykrylismy). To byla jednak ewidentnie wina rodzicow doswiadczonych inaczej. Mianowicie dalismy dziecku rano kaszke na mleku. Dopiero po poludniu doczytalam, ze przy rozwolnieniu nie podaje sie mleka. Ups... Na swoje usprawiedliwienie moge dodac tylko, ze to pierwsza taka przypadlosc u Bi, wiec nie mialam sie kiedy wyedukowac...

Oczywiscie, poniewaz nie puszcze dzieciaka, ktore nie ma kontroli nad jelitami bez pieluchy, nocnikowanie lezy odlogiem. A juz zaczynaly pojawiac sie postepy i w czwartek mielismy tylko jeden "wypadek", wieczorem, kiedy Bi byla juz bardzo zmeczona...

Dalam Bi do zabawy ciastoline. Okazuje sie jednak, ze dwa latka to za wczesnie. Bi zazadala, zebym z kazdego koloru zrobila jej kulke i ustawila sobie te kulki w rzadku na stole. Potem zaczela je naprzemian wciskac i wyciagac z pojemniczkow. I reagowala histerycznie na moje zachety, zeby pomietosila troche te ciastoline. Nawet MI nie pozwolila nic ulepic. Ciastolina miala byc w ksztalcie kuleczek i nikt nie mial prawa jej ruszyc. :)

A Niko jak to Niko. Cieszy sie, pelza, usmiecha. Z zafascynowaniem wpatruje sie w psa, ktory zreszta odwzajemnia fascynacje. :) Tylko wczoraj rano spac za cholere nie chcial i w koncu o 14 nic juz mu nie pasowalo, ani zabawa, ani noszenie. Wpierdzielilam go do bujaka, ale nawet tam darl sie 10 minut (przy zamknietych oczach) zanim usnal. Za to potem spal 2.5 godziny. :)

Dopisek:

Zapomnialam zanotowac wczorajsza scenke.
Bi wyczaila w kacie ogrodu krolika. Skrada sie do niego ostroznie, a krolik zastygl w bezruchu i tylko strzyze wasikami. Pozwolil jej dojsc na moze 5 metrow. Uznal najwyrazniej, ze to wystarczajaco blisko, bo nagle jak nie czmychnie w krzaki! Na to Bi zaliczyla w tyl zwrot i ruszyla pelnym pedem, z panika w oczach do taty! Tak, moje dziecko wystraszylo sie puchatego, wielkookiego kroliczka... ;)

czwartek, 13 czerwca 2013

Roczek



Rowno rok temu usiadla sobie Agata przed monitorem i po dluuugim drapaniu sie po glowie, przeklinaniu pod nosem i kilkakrotnym wygrazaniu komputerowi piescia... Zalozyla bloga! :)

Zaczynajac pisanie nie mialam pojecia, ze ktos w ogole bedzie tu zagladal, zeby czytac moje wypociny, dlatego bardzo sie ciesze, ze jestescie!

Wszyscy regularni "czytacze" wiedza, ze  ten blogowy rok obfitowal (szczegolnie druga polowa 2012) w wazne dla mnie wydarzenia. Pod waszym bacznym okiem przeszlam wiekszosc ciazy, urodzilam synka (a wczesniej dowiedzialam sie, ze bedzie chlopak!), zostalam poraz drugi magistrem i wzielam slub (w takiej wlasnie chierarchii waznosci!). A Wy na kazdym kroku sluzylyscie dobra rada i duchowym wsparciem.

Dziekuje za wspolny rok!!!

PS. Szkoda, ze malzonek nie wie, ze pisze bloga, bo przydaloby sie jakies winko obalic, czy co... Zaraz, przeciez ja jestem karmiaca matka... Ech, moze za rok... ;)

środa, 12 czerwca 2013

Pierwszy raz

Bez skojarzen. :)
Chodzi o katar. A konkretnie to katar Nika, bo Bi to juz weteranka przeziebien. :)
Niestety, corcia podlapala w zeszlym tygodniu jakiegos wirusa i zaczela smarkac. Przez kilka dni wydawalo sie, ze bedzie "cierpiec" samotnie, ale wczoraj, w ten sam dzien, wzielo mnie, M. i niestety Nika. Bilans jest taki, ze ja pociagam nosem i boli mnie gardlo, M. ma w gardle kluche, a Bi "tylko" smarcze. Nikowi gluty z nosa wyciekaja i dam glowe, ze gardlo tez ma zawalone, bo wczoraj przy probie nakarmienia jabluszkiem skrzywil sie, wyplul i zaczal plakac... Tak wiec meczymy sie cala rodzinka. Najgorzej oczywiscie znosi przeziebienie najmlodszy. O ile w dzien bawi sie i smieje prawie jak zawsze, to nocke mielismy srednia. Budzil sie jeszcze czesciej niz zwykle. Wiekszosc nocy spedzil w bujaku, tam glowe ma lekko uniesiona, wiec katar az tak nie dokucza. Znow moglam sobie w duchu podratulowac zakupu tego ustrojstwa, naprawde sie przydaje. :) Z przeziebieniem jakos sie przemeczymy, oby tylko nie przeszlo w nic gorszego. Bi ma paskudna tendencje do dostawania zapalenia ucha od kataru, oby brata to oszczedzilo...

Co poza tym? Zamowilam mezowi ramke na Dzien Taty, ktory jest tutaj w niedziele. Specjalna, z wygrawerowanymi zyczeniami i imionami dzieci. Chce mu troche utrzec nosa, za to, ze nie pamietal o Dniu Matki. Zamiast mu zrzedzic, wole wywolac wyrzuty sumienia, ze ja sie zmobilizowalam, kupilam mu prezent, a on nie. Wredna jestem, wiem. :) Probowalam tez zrobic maluchom jakies ladne zdjecie, zeby w ta ramke wsdzic. Taaak... Kazdy, kto ma male dziecko wie, ze zrobienie mu ladnego zdjecia wymaga pokladow czasu i cierpliwosci. Kiedy ma sie dwoch modeli, strzelenie chociazby przyzwoitej foty graniczy niemal z cudem! Zrobilam w sumie 10 zdjec. Cztery od razu usunelam (hurra dla aparatow cyfrowych!), bo byly tak zamazane (wiadomo, maluchy sa w ciaglym ruchu), ze nie nadawaly sie do niczego. Z pozostalych szesciu zdjec, na pieciu przynajmniej jedno dziecko (a zazwyczaj oboje) ma odwrocona glowe albo glupia mine. W koncu jednak udalo mi sie strzelic portrecik, ktory ujdzie w tloku. O taki:


 
 
A pozostale wyszly mniej wiecej tak:
 

 
:)))


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Pol-urodzinki :)

Niko konczy dzis pol roczku! Ale to zlecialo!

Ach ten moj lobuz... Jeszcze niedawno lezal tylko, ledwo co widzial, reka albo noga machnal bez wiekszej koordynacji... A teraz?

A teraz szaleje jak wariat! Ma taka jedna podwieszana zabawke w ksztalcie zuczka, z 6 nogami, a do kazdej cos tam przyczepione: gryzaczek, grzechotka, jakies szeleszczace serducho, etc. Maly lobuz tak trzepie ta zabawka, ze pourywal polowe z tych zabawek. Nieraz tez pierdzielnal sie w glowe grzechotkami, bo wymachuje nimi jak wiatrak! :)

Ostatnio nauczyl sie chwytac za wlasne stopy, a raczej za prawa stope, co jest oczywiscie zrodlem kolejnej radosci. :)

Przekreca sie na brzuszek co chwila, nie ulezy na pleckach. Probuje to robic nawet w kolysce, ale ta jest dosc waska i narazie nie daje rady, trzyma sie tylko szczebelek jak malpka. :) Ale wiem, ze to kwestia czasu i to rowniez opanuje. :)

Na brzuchu podnosi sie juz tak wysoko, ze unosi caly brzuch do gory, ale nie umie jeszcze podciagnac nog pod spod, zeby przyjac pozycje czworacza. Nie przeszkadza mu to jednak w przemieszczaniu sie bardzo sprawnie po pokoju. Na poczatku potrafil tylko krecic sie w kolko na matce edukacyjnej. Potem opanowal odpychanie sie do tylu, co konczylo sie frustracja, bo zamiast przyblizac sie do upatrzonej zabawki, oddalal sie od niej. :) Ostatnio opanowal zas czolganie sie do przodu. Tylko, ze nie uzywa do tego nog, wzorem wojakow. Nie, on podnosi sie wysoko na raczkach a potem opada do przodu jak foczka, niemal zarywajac podbrodkiem w podloge! Za kazdym razem az wstrzymuje oddech. :) Poki robil to na matce edukacyjnej, mial miekko, ale teraz ukochana matka, ktora posluzyla nam wiernie przez pol roku, przestaje mu wystarczac. W koncu zabawki siostry sa o wiele bardziej interesujace niz nudne grzechotki i gryzaki. Niko czolga sie wiec cierpliwie po calym salonie, do klockow i lalek Bi. Najczesciej juz-juz dosiega upatrzonego przedmiotu, a siostra z wielkim krzykiem zabiera mu go sprzed samego nosa. :)

Co jeszcze... Polykanie idzie mu juz znacznie lepiej. Odruch wypychania jezyka praktycznie zaniknal. Co nie znaczy, ze jedzenie idzie lepiej. Jak narazie, z poznanych warzyw, nie posmakowalo mlodemu nic. Wczoraj zdecydowalam sie podac wreszcie jabluszko. Upieczone wczesniej i slodkie jak cukierek. Taa... Takiego odruchu wymiotnego jeszcze u niego nie widzialam! :) Coz, pomecze go jeszcze tym jabluszkem dzis i jutro, a w srode sprobujemy banana. :) Pozniej przyjdzie czas na brzoskwinke, ktora byla zdecydowanym faworytem Bi.

Niestety, synus nadal budzi sie w nocy. Raz na karmienie, ale oprocz tego jeszcze raz, dwa razy bez zadnego powodu. I ostatnio coraz trudniej go uspokoic, wyraznie domaga sie przeniesienia do bujaka, gdzie prawie natychmiast usypia. Tylko, ze Niko robi sie pomalu za duzy na bujak. W wieku 6 miesiecy powinien juz naprawde zaczac przesypiac nocki. Przymierzam sie wiec, zeby przeniesc kolyske do drugiego pokoju i nauczyc meczydusze samodzielnego spania bez pobudek, ale wiem, ze oznaczac to bedzie tydzien albo i wiecej nocy, kiedy nikt w domu nie bedzie za dobrze spal, wiec sie ociagam...

Nie wiem ile obecnie wazy i mierzy. Wizyte u lekarza mamy za tydzien, wtedy dopisze. Ale jest duzy. Ubranka nosi na 80 cm, a niektore i tak sa ciasnawe. Z tutejszej rozmiarowki nosi ubrania na 9 miesiecy, ale o ile bluzeczki, bodziaki i spiochy sa ok, to prawie zadnych spodenek nie moge mu przecisnac przez te masywne udka. :)

piątek, 7 czerwca 2013

Sceny z zycia Potworkow

Kurcze, gdzie sie ten moj czas podzial, no gdzie??? Czytac wasze posty jeszcze czytam. Z komentowaniem gorzej, czesto mam kilkudniowe opoznienia. A z pisaniem u siebie to juz masakra! Zaczelam robic notatki na karteczkach i rozklejac je sobie po biurku (dobrze, ze nikt w pracy nie rozumie polskiego), bo nie chce pozapominac o czym mialam pisac! Pomyslec, ze cieszylam sie, ze jak wroce do pracy to bede miala wiecej mozliwosci pisania! I co? I jajco!
Ale, chyba powinnam sie cieszyc, ze praca jest, nawet jesli chwilowo mam zapieprz. U M. zwalniaja coraz to nowa osobe, skrocili im godziny pracy z 10 na 8 godzin i nie wiadomo jak to sie skonczy. Pod koniec czerwca mija mu 3-miesieczny okres probny i zaczynam sie martwic, ze zwolnia i jego... Nie wiem jak finansowo wydolimy z jednej pensji i zasilku. Tym bardziej, ze to M. zawsze byl glownym "zywicielem" rodziny, moja pensja jest taka sobie... :(

No, ale nie mialo byc tak pesymistycznie. W koncu mamy piatek! Co prawda leje dzis jak z cebra i jako ksiazkowa meteopatke glowa rypie mnie na calego, ale jednak mam przed soba perspektywe dwoch slonecznych, wolnych dni! Z temperatura okolo 25 stopni! W bonusie bedzie oczywiscie parno, a w nocy burzowo, ale przezyje, byle bylo cieplo. :)

A od zeszlego tygodnia, kiedy to nawiedzily nas ponad 30-stopniowe upaly, mamy w domu "esi". Co to jest "esi"? Nic innego jak klimatyzacja w jezyku Bi! :) Skad sie wzielo "esi"? Po angielsku klimatyzacja  - air conditioner, w skrocie AC. Wymawia sie oczywiscie "ej-si", ale Bi wychodzi wlasnie "esi", z kompletnie polskim akcentem i brzmi to przesmiesznie! :)

Nogi Bi wygladaja dokladnie tak jak nozki malego dziecka, ktore biega, skacze, wspina sie i lata po ogrodzie powinny wygladac. Czyli pokryte sa siniakami i zadrapaniami. A wlasciwie to jedna noga. Pare dni temu zaczelam dla zabawy liczyc z nia te slady dzieciecej aktywnosci. Bi pokazuje mi druga noge, a tam nic! Mowie, ze druga nozka jest zdrowa, ale mloda sie nie poddaje. Szuka, oglada, az w koncu, pod kolanem znajduje malenki pieprzyk, mniejszy niz glowka od szpilki. Pokazuje mi go i mowi zalosliwie: "auuuuu...". :)

A Niko od zeszlego piatku przekreca sie z pleckow na brzuszek juz na dowolnej powierzchni. Nie ma teraz szans zeby spokojnie gdzies polezal. Dwie minutki i sruuu! Juz jest na brzuchu! Co jest dosc denerwujace kiedy robi to po jedzeniu, bo zaraz oczywiscie ulewa mu sie jak z weza ogrodowego... :)

Z warzyw sprobowal juz (albo dopiero) marchewke, ziemniaka, slodkiego ziemniaka i wczoraj zielony groszek. Co mnie bardzo zaskoczylo, najchetniej zjadl wlasnie groszek. Kolejny mit, ze dzieci preferuja czerwone i zolte warzywa niz te zielone, nalezy odlozyc do lamusa. Albo to moje dziecko jest dziwne... :)

Na zakonczenie, scenki rodzinne dla osob o mocnych nerwach (i zoladkach):

Bi lata nam teraz po domu w samych majteczkach, bez pieluchy. Poszlam ci ja do sypialni przewinac Nika, wracam, a Potwor Starszy zdazyl sie juz zsikac na podloge! I znalazl zajecie w postaci rozcierania wlasnych siuskow po calej podlodze z radosnym usmiechem na buzi!

To byla lagodniejsza scenka. Teraz ta gorsza...

Karmie Nika. Z drugiego konca pokoju, odzywa sie Bi: "e-e". Zaniepokojona zawolalam, ze jesli chce kupe to niech sciagnie majteczki i usiadzie na nocniczek (ktory stal mniej niz pol metra od niej). Mala kreci glowa, ze nie, a ja widze, ze cisnie. Juz glosniej krzyknelam, zeby usiadla na nocnik, jednoczesnie odrywajac syna od piersi i w panice szukajac wzrokiem gdzie by go tu najszybciej odlozyc. Nie zdazylam... Bi z wyciem (kto wie czemu wyla, ja nie...) scignela sobie majty, rozmazujac ladunek po calych nogach! Czesc wypadla na podloge i udalo jej sie w to nadepnac! Nastepnie ruszyla przed siebie roznoszac kupsko na pol pokoju zanim udalo mi sie do niej dobiec. Juz zlapana za ramiona i osadzona w miejscu, siegnela jeszcze rekoma do tylu (tak, miedzy posladki) i wyciagnela sobie garsc odchodow! Na moj okrzyk "co ty robisz, masz teraz kupe na raczkach!", wytarla je sobie elegancko o bluzeczke... W tym momencie mialam juz tylko ochote siasc i sie rozplakac... Zamiast tego czekalo mnie pol godziny wycierania dziecia, a potem podlogi...



wtorek, 4 czerwca 2013

Zapomniany post

Przez ten zapierdziel w pracy jestem kompletnie rozkojarzona. Zapomnialam opublikowac jeden z majowych postow. Bardzo wazny zreszta.

W niedziele 19 maja ochrzcilismy Potworka Mlodszego. :) Uroczystosc byla skromniutka, tylko my, dziadek i chrzestni. Chrzestnymi mieli byc moja siostra i brat M., ale oboje znalezli wymowki, zeby nie przyleciec. :( Ja sama moze i poczekalabym z chrztem az bedziemy (byc moze) za rok w Polsce, ale M. i jego rodzina nawet nie chcieli o tym slyszec. No bo jak to tak, chrzcic dziecko ponad roczne? Juz chodzace??? Skandal i swietokradctwo po prostu!!! :)))

Wobec tego chrzestna zostala ciotka M., ktora srednio lubie, a chrzestnym ojciec chrzestny Bi. Glupio nam bylo prosic go drugi raz, ale bylismy w kropce. Widzicie, tutaj, zeby zostac chrzestnym trzeba byc zapisanym do parafi, a poniewaz duzo jest roznorakich wyznan, kazdy sam musi sie zapisac, nie jest nigdzie przydzielony poprzez adres. A ciotka M. stanowczo odmowila zapisania sie (wiaze sie to z placeniem skladek), twierdzac ze nalezy do parafi w Polsce, gdzie planuje wrocic po przejsciu na emeryture. Ja tam powiedzialabym glupiej babie, zeby sie w takim razie pocalowala, ale M. nie chcial robic jej przykrosci, a ksiadz zgodzil sie uznac ja za chrzestna jesli znajdziemy chrzestnego spelniajacego wszystkie warunki. No i tu bylismy w kropce, bo wszyscy blizsi znajomi byli albo nie zapisani do zadnej parafi, albo innego wyznania. Padlo wiec na A., chrzestnego Bi. Na szczescie sie zgodzil...

Maly bambaryla ledwie sie zmiescil w stroj rozmiaru na 9 mies. (mial 5 i tydzien). Polany woda mial wielki szok w oczach, ale nie zaplakal, jak przystalo na mlodego kawalera (no dobra, Bi tez nie plakala). :)



 
 
Mila niespodzianka byl upominek od babc z Kolka Rozancowego. Niko dostal puchaty kocyk, pieczolowicie wydziergany na drutach przez jedna z pan. :)
 
Jedynym zgrzytem byl moj wlasny ojciec. Co ja mam za rodzicow... Same zreszta wiecie, bo od czasu do czasu opisuje ich wyskoki... Tym razem tata spoznil sie na msze, nastepnie usiadl na szarym koncu jakby sie nas wstydzil (musielismy prosic kompletnie obca osobe o zrobienie kilku zdjec, a Bi pomaszerowala z nami na oltarz bo nie mielismy jej z kim zostawic w lawce) i ubral sie na chrzest wnuka w dzinsy i dresowa bluze. Ten czlowiek, nawet po tylu latach nadal mnie zadziwia i to negatywnie...