No, ale w koncu cos tam jest. :)
Na poczatek, kilka przekrecen. Ich autorem jest glownie Nik, ale pamietam, ze 2-3 nalezaly do Bi. Ktore? Nie pamietam. Tak to bywa, jak sie jest na bakier z systematycznoscia, hmmm...
skladnalem - zlozylem
portfet - portfel
ksiaze - ksiadz
pomozem - pomoge
obcisz - obetniesz
dmuchacz - dmuchawiec
ja sie najpierw rozejrzam - ja sie najpierw rozgladam
(Podjezdzamy pod kino) "To tutaj jest ten kin?"
***
Bi, wchodzac na basen:
"Lubie wode! Jest taka mokra i ciepla!"
Ciepla? Nie powiedzialabym. Dla mnie byla raczej chlodna, ale ja to zmarzluch jestem... ;) Ale mokra? Trudno, zeby byla sucha... :D
***
O tym jak gadaja dzieci dwujezyczne, po raz ktorys z kolei.
Probujemy zgadnac co za obrazek ulozy pewien atysta z programu "Art Attack". Bi przypomina sobie, ze juz ogladala ten odcinek:
"Wiem! To bedzie czarownica i jej castle i ona bedzie na broomie!"
Bi do Nika:
"Chcesz zrobic ze mna jakies fun activity?"
***
Poniezej troche dwujezycznosci, glownie jednak humor sytuacyjny:
Potworki graja w jakas gre. Nik siedzi na swoim jezdziku (to wazne!).
Bi: "Wygralam! I'm the winner! Juhuuu!!!"
Nik (wsciekly): "Zalaz na ciebie NA-JA-DEEEEE!!!
Na szczescie nie najechal. ;)
***
Nik: "A po co ciocia dala mi dluga kololowanke? Ja nawet nie lubie kololowac..."
Dobrze, ze ciocia tego nie slyszala... ;)
***
Nik (o doniczkach): "A do czego sa te paszczaki?"
Nie pytajcie jak Kokus od doniczek przeszedl do Paszczakow, ale chyba za duzo czytamy Muminkow. ;)
***
Bi: "Mama, Bog to chlopak czy dziewczyna?"
Matka: "Hmmm... Tak naprawde to Bog nie ma plci. Ale na obrazach czesto przedstawiany jest jako stary mezczyzna."
Bi: "A ja mysle, ze Bog to dziewczyna!"
Pewnie. Girl Power musi byc. ;)
***
Bi: "Mama, a jak juz bede miala duzo pieniazkow w mojej skarbonce, to pojedziemy do sklepu i kupisz mi iPad'a?"
Czytacie to uwaznie??? Moja 6-latka prosi o iPad'a! Koniec swiata! ;)
***
Bi: "Mama, a jakby mnie przejechal samochod, to bylabys smutna?"
Skad, do cholery, takie pytania???
Matka (cos ja az scisnelo w srodku, ale usiluje zartowac): "Eee, nie, co tam, przejedzie to przejedzie..."
Bi (oburzona): "Ale mamo, ja wtedy bede zupelnie plaska i nie bede mogla siedziec!"
Cale szczescie, ze Bi jeszcze nie zdaje sobie sprawy, ze takie wypadki moga sie skonczyc nieco tragiczniej niz rozplaszczeniem jak nalesnik...
***
Nik drapie sie zawziecie:
"Caly czas mnie swedzi... Mama, czy ludzie maja pchly?"
***
Kokusio klepie matke po oponce:
"Mama, ale masz fat tummy"
Dzieki synku, moja samoocena wlasnie poszybowala w dol kilkaset punktow... ;)
***
Co do minionego tygodnia, to w sumie wszystko macie w tytule, nie mam juz po co pisac!
Hehe, zartuje oczywiscie, zaraz Wam tu potasiemcuje. ;)
W zeszly piatek mielismy w pracy piknik. Dla calego budynku, nie tylko dla naszej firmy. Miesci sie w nim bowiem kilkanascie takich malych firm jak nasza. Musicie wiedziec, ze jestesmy czescia dziwnego ukladu. Budynek nalezy formalnie do akademii medycznej mieszczacej sie po przeciwnej stronie ulicy. Nawet tablica przy wjezdzie oglasza, ze jest to centrum biologii komorki owej akademii. Mozliwe zreszta, ze kilka laboratoriow do niej nalezy. Nie jestem pewna, bo budynek to istny labirynt korytarzy i calego jeszcze nie zwiedzilam. ;) W kazdym razie, pomimo szumnej nazwy, wiekszosc wynajmujacych biura oraz laboratoria, stanowia malutkie firmy. Glownie zajmujace sie wlasnie komorkami i biotechnologia, ale jest tez jedna pracujaca nad zanieczyszczeniami oceanu. ;) Akademia medyczna, oprocz pobierania oplaty za wynajem raczej malo sie nami interesuje, ale robi okresowe "najazdy", sprawdzajac czy w laboratoriach przestrzegane sa przepisy BHP oraz od czasu do czasu najwyrazniej podejmuje proby integracji. Jedna z takich prob byl wlasnie piatkowy piknik.
Coz... Taka integracja raczej im sie nie uda. Wiekszosc ludzi i tak usiadla ze swoimi wspolpracownikami i nie nawiazala zadnej konwersacji z pracownikami innych firm. U nas tego dnia byly tylko 3 osoby, w tym ja. ;) Mialysmy wiec szczescie (pecha?), ze do naszego stolika przysiadlo sie dwoch mlodych (jeden nawet przystojny, ha!) gosci z innych przybytkow (miejsc siedzacych bylo znacznie mniej niz ludzi). Jeden probowal sprzedac nam oprogramowanie, ktore obiecywal dostosowac idealnie do naszych potrzeb. Drugi (okazal sie profesorkiem - asystentem z akademii medycznej) usilnie tlumaczyl, ze to co robi nasza firma nie ma sensu, ze to sie w zyciu nie uda, bo on ma w tym doswiadczenie i skad w ogole taki pomysl... Bardzo sympatycznie... :/
W kazdym razie nie poczulam sie zbytnio zintegrowana. ;) Za to, pomimo przegladania nadal ofert pracy, stwierdzilam, ze umile sobie ten moj metr kwadratowy powierzchni w pracy. ;)
(Od razu sympatyczniej sie pracuje :D)
W sobote M. pracowal, a ze przy okazji padal deszcz, stwierdzilam, ze wezme Potworki do kina. Akurat idzie "Auta 3", a ze Nik, pod wplywem kolegow, stal sie zagorzalym fanem czerwonej wyscigowki (jak mu tam po polsku - Zygzak, czy jakos tak?), wiec pomyslalam, ze to bedzie dobra okazja zeby przedstawic Kokusia "srebrnemu ekranowi". ;)
Szczerze? Nie polecam, chociaz to oczywiscie tylko moje, subiektywne zdanie. Fabula byla wedlug mnie zbyt powazna i moich dzieci zupelnie nie wciagnela. Po poczatkowej euforii Nika, ze auta jezdza po ekranie, Mlodszy zaczal sie wiercic, schodzic z fotela, rozkladac go, skladac z powrotem, itd. Slowem, nudzil sie. Nawet torby popcorn'u nie pomogly. Fotele w naszym kinie sa pokryte plastikiem majacym zapewne udawac skore i rozkladaja sie do pozycji lezacej. Coz... Bi rozlozyla sobie oparcie akurat na tyle, zeby z fotela urzadzic zjezdzalnie. Z trudem przywolalam ja do porzadku. Jeszcze chwila, a Potworki potraktowalyby kino jako plac zabaw. :/
Co prawda, w drodze powrotnej Nik oswiadczyl, ze film mu sie bardzo podobal, ale jakos mu nie wierze. ;)
Bi najpierw oswiadczyla, ze to byla bajka dla chlopakow, a potem spytala z nadzieja, czy bedziemy chodzic do kina na wszystkie kreskowki.
Taaa, napewno. ;)
Na koniec zas, przywitalismy oficjalnie lato w ogrodzie, czyli zakupilismy basenik dla Potworkow! Tak, kolejny! Ciekawe czy ten wytrzyma dluzej niz jeden sezon? Mam nadzieje, bo tym razem wybulilismy troche wiecej i wybralismy basen, nadal czesciowo nadmuchiwany, ale z pompa oraz filtrem. Nie mialam ochoty, jak w poprzednich latach, co 2-3 dni wymieniac wody w basenie, tym bardziej, ze tym razem jest on sporo wiekszy.
(To zdjecie chyba dobrze odda jego wielkosc. Nie jest ogromny, ale tez nie jest to malutki, dzieciecy basenik)
W sobote spedzilismy prawie dwie godziny skrobiac sie po glowach i probujac podlaczyc pompe z filtrem. ;) Wlazlam troche na ambicje M. stwierdzeniem, ze ja to w koncu blondynka, ale zeby on - pan inzynier, meczyl sie z czterema rurkami oraz kilkoma koncowkami? :)
Na nasze usprawiedliwienie dodam, ze instrukcja byla beznadziejna, a w zasadzie nie bylo jej wcale. Podawala, zeby polaczyc ta czesc z tamta, tylko ze te czesci nigdzie nie byly opisane ani oznaczone! :O A rysuneczek byl tak malutki, ze wlasciwie moglo go nie byc i na jedno by wyszlo...
W koncu jednak M. udalo sie skutecznie podlaczyc wszystkie rureczki, polaczenia oraz koncowki, nadmuchalismy basen, napelnilismy go woda i jest git. Potworki oczywiscie sa przeszczesliwe. Codziennie, jak tylko przekraczam prog domu, pierwsze co slysze to nie "czesc mamo", tylko "a mozemy isc do basenu?". ;)
Oczywiscie, jak to bywa, kiedy tylko ustawilismy basen, przyszlo ochlodzenie. Klasyk! Kupilismy co prawda specjalna pokrywe, ktora ma wspomoc nagrzewanie sie wody od slonca, ale za to musielismy ustawic basen w bardzo zacienionym miejscu. ;) Cala bowiem, w miare plaska czesc ogrodu, potrzebna jest M. do manewrow przyczepka. A tam gdzie jest miejsce, teren lekko opada w dol. Ten rodzaj basenu zas, musi byc na idealnie plaskiej powierzchni. W koncu postawilismy go wiec na patio obok tarasu. I wszystko super, ale ze patio jest za domem, slonce dochodzi tam dopiero okolo 14! A ze caly tydzien nocki byly lodowate (serio! Z wtorku na srode, wlaczylo sie ogrzewanie w domu! Pod koniec czerwca! :O), a w dzien sporo chmur oraz deszczu, to woda zamiast sie nagrzewac, to sie schladza.
Czy musze jednak dodawac, ze Potworkom to zupelnie nie przeszkadza? ;)
Poczytalismy sobie tez troche o takich basenach i okazuje sie, ze pompa oraz filtr nie wystarcza jesli mamy nadzieje, ze woda wytrzyma caly sezon. Trzeba dodawac chlor, srodek eliminujacy glony, itd. A mialo byc tak pieknie... ;) Zakupismy wiec paseczki do testowania wody oraz chemikalia i bawimy sie w przeliczanie pi razy oko ile czego dodac. Wiekszosc srodkow ma bowiem jednostki przeliczane na spore baseny, takie 10,000 galonowe (nie chce mi sie przeliczac ile to litrow). Nasz ma skromniutkie 1600 galonow. ;)
Poki co, po kilku dniach woda jest nadal krystalicznie czysta i z lekka zalatuje chlorem, wiec chyba jest ok. Podejrzewam jednak, ze w tak malym basenie, szczegolnie jesli w koncu sie zagrzeje, trzeba bedzie od czasu do czasu spuscic jej czesc i dolac nowej. Zobaczymy.
A na koniec, w sobote wyjezdzamy na nasz najdluzszy w tym roku kemping! :) Wyruszamy na polnoc i w dodatku w gory, wiec caly tydzien z niepokojem sledzilam prognozy pogody. Bedzie tam dobre kilka stopni chlodniej, to normalne. Na szczescie ma nie padac i trzymam kciuki, zeby ten trend juz sie utrzymal. Jak nie bedzie padac, to juz z reszta juz sie ogarniemy.
Ahoj przygodo! ;)