W piatek odbyl sie tak bardzo wyczekany przez Potworki Boo Bash.
Wnioski? Impreza fajna dla dzieciakow, ale za rok musze zciagnac meza, czy mu sie to podoba, czy nie. Zabawa zaczynala sie o 18, czyli dosc pozno. W rezultacie, nie minela godzina, a na przyszkolnym terenie zrobilo sie zupelnie ciemno. Owszem bylo gigantyczne ognisko oraz kilka latarni, ale przy tlumie ludzi okazaly sie one raczej przeklenstwem. Powodowaly niesamowicie mylace cienie. Przy gromadzie dzieciakow biegajacych we wszystkich kierunkach i dlugich cieniach padajacych z kilku kierunkow, nie moglam sie dopatrzec Potworkow. Po prostu mienilo mi sie w oczach i nie bylam w stanie ich rozpoznac dopoki nie znalezli sie jakies 3 metry ode mnie. Po tym jak "zgubilam" ich trzeci raz, kategorycznie zakazalam im sie ode mnie oddalac. Bi nie trzeba bylo tego dwa razy powtarzac. Dala mi reke i przeciskalysmy sie miedzy ludzmi razem. Nik okazal sie jednak (juz po raz kolejny) dzikim dzieckiem. Co chwila odbiegal, robil slalomy i koleczka wokol ludzi, itd. Na szczescie znam go na tyle, ze zanim gdziec wyprysnal, najczesciej zdazylam zlapac go za kaptur i osadzic w miejscu. ;)
Na koniec jednak wpadlismy na sasiadow, a przy okazji rodzicow ukochanej psiapsiolki Bi. Zadzialal instynkt stadny i Starsza zaczela szalec ze swoja kolezanka,
Wesole stadko urwisow ;)
Nik po chwili znalazl sobie zabawe w rzucanie swiecacego naszyjnika w ciemnosci (odbiegajac oczywiscie coraz dalej) i znow czulam, ze przydaloby mi sie kilka dodatkowych galek ocznych wokol glowy. ;)
Zdecydowanie, w przyszlym roku biore M. Niech tatus tez popilnuje progenitury. ;)
Poza ta "malutka" niedogodnoscia, impreza jednak wypadla naprawde super. Jestem pod wrazeniem kreatywnosci niektorych klasowych rodzicow. Auta byly udekorowane naprawde pomyslowo. Niektore zbyt "strasznie" jak na moj gust (dla maluchow z podstawowki - nasza szkola ma klasy od 0 do IV), ale nie moge odmowic im polotu. Byl "dyspenser do gum" z klasy Nika, ktory okazal sie chyba najskromniej udekorowanym autem.
Bi byla przebrana za "pizamowa" wersje jednorozca, co lepiej widac na pierwszym zdjeciu, a Nim to Bumblebee z Transformers'ow. Niestety mial kurtke, wiec ciezko dostrzec reszte kostiumu
Rodzice z klasy Bi za to odwalili kawal niesamowitej roboty, bo dekoracja rzeczywiscie przypominala statek piracki. Posiadala maszt z zaglem oraz poklad prowadzacy z kartonowej "rufy" do auta przyozdobionego troche jak jaskinia z kufrem zlota. Byly i dwie czaszki. Szkieletu nie dojrzalam. ;) Przybytku pilnowaly dwie "piratki", zapewne starsze corki autorki dekoracji. Podejrzewam, ze cala rodzina jest wielkimi fanami Piratow z Karaibow. ;)
Poza tym bylo auto, ktorego bagaznik przypominal rafe koralowa, byl samochod udekorowany na gre Candy Land, bylo tez inne, gdzie miska z cukierkami stala przy kratach zainstalowanych w polowie bagaznika sporego SUV'a. Za kratami siedzial facet przebrany za wilkolaka i lapal dzieciaki za rece kiedy probowaly brac slodycze, warczac zlowrogo. :D Inny facet (ktorego kojarze z widzenia; chyba mieszka na naszym osiedlu) z wozu dostawczego urzadzil caly "zamek strachu". ;)
Ogolnie, Amerykanie bardzo lubia takie przebieranki i potrafia wykazac sie naprawde spora przedsiebiorczoscia i kreatywnoscia, a Halloween to chyba ich ulubiony temat. ;)
Impreza nie polegala jednak wylacznie na zbieraniu cukierkow (choc dzieciom glownie o to chodzilo, przynajmniej moim ;P). Jak pisalam wczesniej, bylo ogromne ognisko, ktore jednak sluzylo tylko zagrzaniu sie i oswietleniu. A szkoda, bo chetnie upieklabym kielbaske. ;)
Mozna bylo kupic popcorn, kawe, pizze, hot-dogi i tym podobne przekaski. Byly tez przejazdzki wozem z sianem. Niestety, poniewaz woz byl oswietlony, dla lepszego efektu zaczeli nim jedzic dopiero w momencie, kiedy juz wychodzilismy. Za to wrazenie robil niesamowite! Potworki troche sie buntowaly bo chcialy sie przejechac, ale ze byla to juz prawie ich pora spania i byly wymeczone po calym dniu oraz imprezce, udalo mi sie zgarnac ich do domu bez wiekszej awantury. Zreszta, najwazniejsze dla nich bylo to, ze uzbierali caly stosik slodyczy. ;) Impreza trwala do 20:30, my wyszlismy okolo godziny wczesniej. Niestety, nastepnego dnia czekala Potworki polska szkola, wiec nie chcialam ich przemeczac.
Potworki i maskotka szkoly - Rocky
W sobote rano w polskiej szkole problem - nie ma kolezanki Bi. Starsza rozglada sie i widze juz, ze mine ma... kiepska. ;) Moze zreszta przeszlaby nad tym do porzadku dziennego. Niestety, rodzice zebrali sie przy liscie przekasek do przyniesienia w ramach poczestunku dla dzieci po Pasowaniu na Ucznia (to juz w te sobote). Zatrzymalam sie i ja, zeby po chwili miec przyklejonego do boku, zarycznego i usmarkanego "rzepa", blagajacego, zebym nie szla... Przykro bylo mi zostawiac Bi w takim stanie, ale jakos udalo sie ja nieco uspokoic i wyjsc. Cale zakupy jednak wracalam do niej myslami, zastanawiajac sie, jak jej mija czas.
Jak zwykle, ja sie zamartwialam, a Bi, kiedy po nia przyjechalam, na powitanie oznajmila, ze "Moja przyjaciolka dzis nie przyszla, ale mam juz nowa!". :D
Wiedzialam, ze niedziele bede miala zabiegana, wiec reszta soboty minela mi na probach nadgonienia sprzatania, prania i tym podobnych "atrakcji". M. za to zrobil sobie dzien lenia i zamiast dalej dlubac w lazience, przespal dwie godziny po poludniu. :/
W niedziele w samo poludnie jechalam z Potworkami na przyjecie urodzinowe, ale najpierw wracajac z kosciola rano, zupelnie spontanicznie zajechalismy do sklepu sportowego popatrzec na buty narciarskie. Musze przyznac, ze obsluga byla super. Pan buty mi zapinal, odpinal i pomagal wcisnac na smrodliwe giry. Az glupio mi bylo (i modlilam sie, zeby jednak zaden smrodek sie nie unosil), bo pan byl mlody i calkiem przystojny. ;) Przy okazji wiem juz chyba dlaczego moje stare buty sprawialy mi tyle problemow. Kupilismy je z M. za duze! Bralismy pierwsze lepsze, praktycznie bez przymierzania, kierujac sie tez tym, ze przeciez na nodze bedzie gruba skarpeta. Teraz, kiedy moja stope profesjonalnie zmierzono, okazuje sie, ze powinnam miec o numer mniejsze! Dziwie sie, ze moj malzonek, taki swietny narciarz, nie wiedzial jak dobierac buty. Zrobil tym samym krzywde i mi i sobie, bo wzial taki sam model butow (tylko meskie) i tez okazaly sie niewygodne. Gdyby nie to, ze po pierwszych dwoch sezonach zrobilismy sobie kilka lat przerwy, juz dawno tamte buciory wyladowalyby w smieciach.
Okazalo sie niestety, ze nawet z odpowiednim rozmiarem, kupno butow dla mnie to mordega. Jak nie uwiera mnie cos w stope, to potwornie bola golenie (mimo tego, ze but ma 2 cm gabki). W niedziele rano, pomiedzy kosciolem a przyjeciem urodzinowym mialam niewiele czasu, ale zapisalam sobie dwa modele, ktore moje delikatusne nogi w miare tolerowaly. ;)
Po powrocie z urodzin pojechalismy do innego sklepu, ktory z zalozenia mial byc wiekszy i z lepszym wyborem, a okazalo sie, ze modeli butow mial tyle, co kotek naplakal. Dodatkowo, w tych sklepach panuje normalny "seksizm"! ;) Butow meskich maja 2-3 razy wiecej niz damskich! No bez jaj, ja sie nie zgadzam! :)
W kazdym razie tu tez przymierzylam kilka par. Niestety, pan nie byl tak pomocny jak w pierszym sklepie i buty zapinac musialam sama. Przy okazji przypomnialam sobie, ze zapiecie butow narciarskich to juz gimnastyka sama w sobie. Jeszcze czlowiek dobrze na stok nie wejdzie, a juz jest caly spocony. ;)
Tutaj znalazlam tylko jedna pare wzglednie dla mnie wygodna i pan bardzo byl rozczarowany, ze jej nie wzielam. Ale hola! Po pierwsze, mam na liscie dwie pary z poprzedniego sklepu. Po drugie, wyczailam jeszcze dwa sklepy z narciarskimi akcesoriami w poblizu naszego domu i zamierzam je nawiedzic. ;) A po trzecie, nie spodobalo mi sie, kiedy na moje napomkniecie, ze nawet w tych najwygodniejszych butach, nadal bola mnie golenie, pan odpowiedzial, ze widocznie to jest cos, do czego bede musiala sie przyzwyczaic. Tyle, ze ja przed moimi obecnymi, niefortunnymi butami, mialam dwie pary i w zadnej golenie mnie nie bolaly. Czyli istnieja takie buty i zamierzam ich poszukac. Tak latwo sie nie poddam. Pana mialam ochote trzepnac w lepetyne i zobaczyc, czy sie przyzwyczai do bolu. ;)
Po powrocie do domu, z rozpedu wyciagnelam buty narciarskie Potworkow i tak jak sie obawialam, Kokusiowe sa za male... Bi na szczescie nadal pasuja. Oprocz naszych, musimy wiec tez poszukac butow Mlodszemu. Nart nie chcialo mi sie wyciagac z pokrowcow, ale podejrzewam, ze bedzie podobnie. Dwa lata temu narty Bi byly na nia nieco za dlugie (chociaz i tak swietnie sobie z nimi radzila). Teraz pewnie beda w sam raz. Nika byly "na styk", wiec teraz beda juz raczej przymale. Najmlodszy czlonek rodziny sie w tym roku oblowi w sprzet. ;)
Tak jak wspomnialam wyzej, sam srodek dnia w niedziele spedzilismy na przyjeciu urodzinowym. Urodziny obchodzily corki sasiadow i jak na codzien sa to najmilsi ludzie pod sloncem, tak tym razem mialam ochote ich udusic. Kto, powtarzam: KTO organizuje przyjecie urodzinowe na zewnatrz pod koniec pazdziernika?! Latem, ok. We wrzesniu jeszcze tez jest raczej cieplo. Ale pazdziernik to juz jest loteria. Moze sie okazac calkiem cieplo (ale upalow juz nie bedzie na pewno), a moze byc jak ostatnio. Akurat dzien przyjecia byl najzimniejszym dniem w zeszlym tygodniu. Bylo w miare slonecznie, ale tylko 7 stopni, a do tego wial lodowaty, urywajacy glowy wicher. Czesc gosci przyszla w zimowych kurtkach i czapach. Ja mialam jesienna, ale pod spod ubralam gruby, welniany sweter. Potworkow nie wiedzialam jak ubrac, ale w koncu stwierdzilam, ze przeciez beda szalec z dziecmi, wiec ubralam im tylko podkoszulki pod bluzki, a poza tym jesienne kurtki oraz czapki. A i tak w ktoryms momencie patrze, a Bi zdjela kurtke, zdjela czapke i wrecza mi je ze spokojem. I byla bardzo zla kiedy kazalam jej ubrac wszystko z powrotem. ;)
Wracajac do organizacji przyjecia. Bylam swiadoma, ze odbedzie sie ono na polu mini-golfa.
Wiedzialam jednak, ze jest tam tez mala kawiarnia i spodziewalam sie, ze na poczestunek przejdziemy do srodka. A guzik! CALE przyjecie odbylo sie na dworze!
Jakie fajowe przyjecie w kurtkach i czapach... :/
Zeby bylo zabawniej, kiedy dzieciaki zmachane gra w golfa przybiegly do stolikow, czekala na nie... lemoniada z lodem. Potem byla pizza (choc jedna rzecz ciepla), a na deser (oprocz torta) dzieci dostaly... LODY! Myslalam, ze sie przewroce! W taka pogode naprawde bardziej do picia pasowalaby goraca czekolada, a na poczestunek cos na cieplo... Dodatkowo, tortem okazala sie tarta z owocami i to prosto z lodowki, bowiem owoce nadal byly zamrozone. Po tym co zobaczylam, zaczynam sie zastanawiac czy moi sasiedzi sa do konca normalni... Cale przyjecie bowiem, organizacja oraz poczestunkiem pasowaloby mi gdzies do lipca, a nie pazdziernika... Chyba uwielbiaja takie letnie przyjecia urodzinowe w plenerze i uznali, ze taki drobny fakt, ze obie corki maja z listopada, ich nie powstrzyma. :)
Niestety, za glupote i to niestety nie wlasna, placimy juz od kilku dni. Juz w zeszly piatek i mnie i dzieciaki cos "bralo". Dzieciaki pokaslywaly, mnie krecilo w nosie. A po wspanialym przyjeciu, przeziebienie rozbestwilo sie juz na dobre. Matka stracila glos. W poniedzialek skrzeczalam jak zaba. W srode juz mowilam prawie normalnie, ale za to puscilo mi sie z nosa. Nik kaszle upierdliwymi napadami trwajacymi po godzine lub dluzej. Bi trzyma sie najlepiej, ma tylko lekki katar i od czasu do czasu odkaszlnie.
M., ktory na przyjeciu nie byl, doprawil sie sam. A raczej doprawila go lazienka. Caly zeszly tydzien bowiem docinal i kladl kafle. A maszyna do ciecia podlaczona jest do wody, ktora pryska na wszystkie strony. Z kazdego przeciecia kafla, M. wychodzil przemoczony. A bedac soba, oczywiscie mial w nosie moje rady, zeby przebrac sie w suche rzeczy. Chodzil taki mokry do domu, na podworko, z cieplego, na zimne i oczywiscie na efekty dlugo nie musial czekac. Choc mi sie wydaje, ze nasze domowe wirusowisko tez mialo tu swoj wklad, bo maz, tak jak ja, stracil na jeden dzien glos, a poza tym ma lekki katar i suchy kaszel. Czyli kubek w kubek jak reszta domownikow.
Walczymy wiec z przeziebieniem cala czworka. Poki co na szczescie bez goraczki. Nie moge mowic a innych, ale dla mnie to chorobsko jest bardziej wkurzajace niz uciazliwe. Przez trzy dni sobie skrzeczalam, teraz od czasu do czasu odkaszlne i wysiakam nos. Da sie przezyc. ;)
W poniedzialek Bi zaczela treningi z druzyna plywacka. Przyznam, ze mialam ogromny dylemat czy ja puscic, ale ze goraczki nie miala, dodatkowo to byly jej pierwsze zajecia, a na wspomnienie, ze moze lepiej poczekac az wyzdrowieje, wybuchla placzem, wiec uleglam. I na szczescie (tfu, tfu) nie wyglada, zeby jej to zaszkodzilo.
To w rozowym czepku to Bi. Nie dalam rady strzelic jej lepszego zdjecia. Ona byla w ciaglym ruchu, a ja za szyba bo na basenie mozna zdechnac z goraca, wiec wychodze. ;)
Musze z duma napisac, ze juz na pierwszych zajeciach widac bylo, ze Bi to urodzona plywaczka. Tamte dzieciaki cwicza juz 1.5 miesiaca, wiec Starsza odstaje od nich kondycyjnie i czesciej musi sie zatrzymac, zeby odpoczac. Ale technicznie i co wazniejsze, szybkosciowo, jest jedna z lepszych. Szczegolnie stylem na plecach, bije wiele dzieci na glowe. Jeden z trenerow bardzo ja chwalil. Zobaczymy jak pojda kolejne treningi i pierwsze zawody. Bi jest ambitna i obawiam sie, ze przegrana szybko ja zniecheci. ;)
W srode zaczela sie rowniez kolejna sesja lekcji plywania. Kiedys miedzy kazda bylo 1-2 tygodni przerwy, teraz widze, ze leca jedna za druga. Powoduje to niestety lekki (mocny?) balagan. Na przyklad, kiedy tydzien temu Nik konczyl sesje, instruktorka powiedziala mi, ze spokojnie moze przejsc na poziom 3/4. Mamie jego kolegi z grupy zas, ze dadza go na poziom 3, zeby dwaj kumple mogli byc razem, ale jak sobie nie da rady, to cofna go na poziom 2. Tymczasem, kiedy w srode przyszlismy na zajecia, okazalo sie, ze kolega Nika trafil na poziom 4, zas Nika przydzielili do grupy o poziomie 3. A przeciez instruktorka (pechowo akurat jej nie bylo) wyraznie mowila, ze Nik radzi sobie lepiej, wiec jakim cudem trafil na nizszy poziom? I moze byloby wszystko jedno, ale pechowo w grupie, do ktorej przydzielony byl Nik, byly dzieci sporo starsze. Jedna z nich byla corka naszej sasiadki, prawie 10-latka, a drugim chlopiec, ktory wygladal na jeszcze starszego. Kiedy zaprowadzilam Nika do jego grupy, ten rozplakal sie, ze on nie chce byc z takimi duzymi dziecmi i chce byc ze swoim kumplem. Na szczescie instruktor poziomu 4 juz zauwazyl, ze chlopcy sie znaja i zgodzil sie Nika "przygarnac". ;)
Inna sprawa, ze teraz Nik jest w grupie ze swoim kolega oraz druga corka sasiadki, ktora zna oczywiscie z podworka. Obawiam sie wiec, ze zamiast cwiczyc plywanie, beda sobie robic jaja. Na szczescie instruktor (ktory zreszta w poprzedniej sesji uczyl Bi) jest nieco starszy niz reszta, ktora wyglada na dzieciaki z College'u i mimo ogolnie milej aparycji, potrafi trzymac dyscypline. ;)
W sobote w koncu ma sie odbyc Pasowanie na Ucznia w polskiej szkole. Z tej okazji Pani Bi napisala do rodzicow, zeby dzieci byly ubrane na galowo, a do tego zeby dziewczynki mialy wlosy uczesane w dwa warkocze z czerwonymi wstazeczkami. Zabila mnie! :D Kto teraz zawiazuje corkom warkoczyki wstazkami?! Takie cos kojarze ze starych, czarno - bialych zdjec mojej mamy oraz cioc jako malych dziewczynek! Czesciowo mnie to rozsmieszylo, a czesciowo wkurzylo, bo znow doslownie kilka dni przez wydarzeniem czekala mnie wyprawa do sklepu. Po wstazki! Na szczescie przypomnialo mi sie, ze w pudle roznych przydasiow mam cos czerwonego. To co znalazlam to bardziej tasiemka, ktora kupilam do czegos na Boze Narodzenie kilka lat temu, ale jest dosc szeroka i co najwazniejsze - czerwona. Bez problemu uda wstazke. :D
A Bi niestety znow sie denerwuje. Nie wiem co z tym dzieckiem w tym roku sie dzieje. Bez oporow wystapila na przedstawieniu konczacym przedszkole. Nie miala problemu w prezentacjami na zakonczenie zerowki oraz pierwszej klasy. A teraz zjada ja trema przed zaspiewaniem kilku piosenek i zatanczeniem poloneza? I to w grupie! Nikt nie kaze jej przeciez wystepowac samotnie!
W kazdym razie czekam na sobote z na w pol ciekawoscia i na w pol stresem. Obawiam sie znow kurczowego trzymaniai blagania zebym jej nie zostawiala... No i zglosilam sie do upieczenia babeczek. Planuje zrobic bananowe na maslance, ktore zawsze wychodza. Chociaz zaloze sie, ze jak na zlosc teraz wyjda z zakalcem albo twarde niczym cegly. :D