Wyglada, ze
kapiele Bi na jakis czas pozostana mordega. Numer jaki mi ostatnio wykrecila
(opisywalam w ktoryms z wczesniejszych postow), powtarza sie teraz przy kazdej
kapieli. Nie wiem co sie dzieje. Wsadzam ja do wanienki i wszystko wydaje sie
sie w porzadku, bawi sie kaczuszkami, smieje… Az do momentu, w ktorym zaczynam
polewac ja woda i to nawet nie po glowie, tylko po brzuszku i pleckach.
Natychmiast wrzask, panika, proby ucieczki z wanny. Znow wczoraj musialam
trzymac ja jedna reka i myc druga, a jej ryki odbijaly sie echem po scianach. I
moich uszach. Najwyzej bedzie niedomyta, trudno. Przy wycieraniu i ubieraniu
troche sie uspokoila, zeby znow wybuchnac placzem kiedy polozylam ja na
pleckach, zeby zapiac bodziaka. No i o co moze temu dziecku chodzic???
Poza tym
apopleksja mnie chwycila dzis rano. Pojechalam mianowicie na pobranie krwi,
nieprzyjemne to samo w sobie, to jeszcze cie czlowieku dobijaja. Pojechalam
przed praca, oczywiscie juz bylam ostro spozniona, bo Bi uczepila sie mnie na
odchodnym i nie mialam serca sila jej odstawic, dopiero biszkopcikiem dala sie
przekupic. Tak wiec, do pracy jezdze na 7, a dzis z domu wyszlam o 7:15. I
migiem do laboratorium! Weszlam, nikogo przede mna, luzik mysle. Dalam pani
karteczke ze skierowaniem, siadlam i czekam. I czekam… I jeszcze czekam… No
zesz kurka wodna! Zaczelam az przechadzac sie po korytarzu, wygladajac kogos,
kogo moglabym sie spytac czemu, do cholery, musze tu tyle sterczec. Oczywiscie
wszyscy pracownicy poznikali z horyzontu, jakby inaczej… Koniec koncow pokluli
mnie, wiec mam to z glowy, ale do pracy ledwo dojechalam na 8.
A i tak
najbardziej wkurzyla mnie wczoraj, przed samym koncem dnia, kolezanka z pracy.
Z calej firmy, tylko jej narazie powiedzialam o ciazy i to tylko dlatego, ze
ona tez zaciazyla, pytala mnie jak u nas wyglada macierzynski (jest nowa) i tak
jakos wyszlo z rozmowy. Ale powiedzialam jej, ze ja nikomu w pracy jeszcze nie
mowilam. To bylo pare tygodni temu i nadal, z roznych powodow, nic szefowi ani
kolegom nie powiedzialam. A ta idiotka wpadla wczoraj i nie zwazajac
na kolezanke, z ktora dziele biuro, zaczela nawijac. A bo ona powiedziala
Richardowi (moj szef) o ciazy i on strasznie sie przejal i zaczal uzupelniac
nasze wewnetrzne przepisy bezpieczenstwa pracy i ona sie zastanawiala czy ja mu
juz powiedzialam, bo chyba powinnam, bo on naprawde potraktowal to powaznie i
ze ona az zaskoczona byla, bo to juz jej druga ciaza wiec ona wie jak zachowac
ostroznosc, no ale tak pomyslala, ze ja tez powinnam wreszcie powiedziec, ze
jestem w ciazy, zeby szefostwo moglo zaplanowac tez i moja prace. I tak
nawijala bez ladu i skladu przez dobre 10 minut, nie silac sie na to, zeby
znizyc glos. Tymczasem kolezanka z biura siedziala dyskretnie odwrocona i
udawala, ze nie slyszy, za sciana mamy 3 inne osoby, drzwi byly otwarte, wiec
kazdy przechodzacy mogl uslyszec jej wywod. Ale mi cisnienie skoczylo, z trudem
sie powstrzymalam, zeby jej nie wywalic za drzwi. Nie zalezy mi jakos
specjalnie, zeby ukryc te ciaze, ale wolalabym, zeby czas i forma w jakiej
oglosze to szefostwu, byly wybrane przeze mnie. W koncu to moja sprawa kiedy im
powiem. Nie wiem o co tej dziewczynie chodzilo. Dla niej rzeczywiscie moze musieli
uzupelnic nasz program bezpieczenstwa bo pracuje w laboratorium, wiec na co
dzien styka sie z chemikaliami. Ja natomiast siedze w przepisach i do
laboratorium wchodze tylko, zeby zrobic kontrole. Kiedy bylam w poprzedniej
ciazy, szef po prostu zarzadzil, ze wszystkie kontrole wymagajace stycznosci z
chemikaliami, beda robione przez kolezanke. Proste? Proste! A tu wpada taka
Suzanne i rownie dobrze moglaby oglosic moja ciaze przez megafon… Wrrr… Wkurza
mnie taki brak dyskrecji…
A dzis rano
szef wymyslil, ze mam napisac raport o kontroli, ktora zrobilismy jakis miesiac
temu. Ludzie! Pojechalismy do firmy, obejrzelismy jak pracuje, pogadalismy z
menadzerami, spedzielismy tam moze z godzinke pijac kawke, a ten teraz chce 2-3
strony raportu na ten temat! Skad ja mam mu wytrzasnac 3 strony, jak sklece
jedna bedzie dobrze!
Uff…
Wygadalam sie, troche mi lepiej… Moze reszta dnia uplynie troche spokojniej,
bo jak nie to humor bede miala spaczony na sam poczatek weekendu… No i musze sie wziac za ten raport...