W
kazdym razie po okolo roku bezskutecznych prob odwiedzilam swojego lekarza,
ktoremu oczywiscie powiedzialam, ze chyba cos jest nie tak. Lekarz byl bardzo
chetny, zeby zlecic badania (no pewnie, w koncu kasa plynie), z tym, ze
stwierdzil, ze najszybciej i najprosciej jest przebadac najpierw meza.
Tymczasem dal mi tabletki hormonalne, nie pamietam jak sie nazywaly, ale mialy
uregulowac moje cykle (chociaz zawsze mialam bardzo regularne) i sprawic, ze
mialam po nich jajeczkowac okreslonego dnia. Oczywiscie 2 dni przed i 2 dni po
TYM dniu mielismy sie intensywnie “starac”. :) Tabletki dostalam na 3 miesiace,
a w razie porazki maz mial sie zglosic na badania. Tylko, ze tu natrafilam na
zdecydowany opor samego zainteresowanego. M., niczym typowy samiec obruszyl sie
na mysl, ze to z nim mialoby byc cos nie tak. Tak wiec bralam te nieszczesne
tabletki przez 3 miesiace i staralismy sie mniej lub bardziej intensywnie,
oczywiscie bez rezultatu. A po 3 miesiacach zaczelam, wtedy jeszcze dosc
delikatnie, nagabywac meza, ze moze by zrobil te badania. Pozniej, znajac jego
wyniki, bede mogla gruntownie przebadac sama siebie. Jak grochem o sciane.
Minal rok i znow mialam wizyte kontrolna u gina. Powiedzialam mu, ze maz nie
chce badan i chyba nawet zrozumial, w koncu sam jest mezczyzna. Przepisal znow
tabletki hormonalne na 3 miesiace i stwierdzil, ze zrobimy z mezem jak bedziemy
chcieli, czy najpierw przebadam sie ja, czy on. Powtorzyl tylko, ze on poleca
najpierw badanie meza, bo moje badania beda dlugotrwale, czesto bolesne, a
potem moze sie okazac, ze jego i tak trzeba bedzie zbadac i tak. Znow minely 3
miesiace, oczywiscie ciazy jak nie bylo, tak nie bylo. Tym razem zaczelam juz
mocniej dusic M. o badania, w koncu
minely juz ponad 2 lata odkad zaczelismy starania. Oboje mielismy stale prace,
zarabialismy niezle, dom urzadzony, wielki ogrod, po prostu idealny moment na
zalozenie rodziny. Maz nadal sie opieral i teraz to juz zaczelismy sie o to
klocic. Rodzina M. jest bardzo religijna, wiec on stwierdzil, ze to wola Boza,
jesli mamy miec dzieci to bedziemy je mieli, jesli nie, to trudno, trzeba to
zaakceptowac. Dla mnie to bylo niepojete, bo ja gotowa bylam podjac wszelkie
proby, testy, zuzyc wszystkie oszczednosci, nie poddawac sie poki starczy mi
zdrowia i sil. Wlasciwie to zaczelam podejrzewac, ze M. nie chce robic tych
badan, bo a) juz kiedys je robil i wie, ze jest bezplodny, lub b) ma jakies
ukryte pozamalzenskie dziecko o ktorym mi nie powiedzial. Jednym slowem
zaczelam popadac w paranoje.
Nie
wiem jak skonczyloby sie to dla naszego malzenstwa. Oboje jestesmy uparci i
ciezko jest nam zawierac kompromisy. W ktoryms momencie przestalismy poruszac
temat dziecka, bo zawsze konczylo sie to sprzeczka. Ale wisial on nad nami
jak gradowa chmura. Zaczelam sie w sumie zastanawiac, czy nasze malzenstwo bez dzieci ma jakis glebszy sens. Ja bylam juz wtedy po 30-stce, M. jest jeszcze starszy. Od poczatku zwiazku rozmawialismy o rodzinie, mozliwosci bycia bezdzietnym malzenstwem nawet nie zakladalismy. Przestalismy rozmawiac prawie w ogole, wieczorami ja
siedzialam z ksiazka, a M. przed kompem. Mielismy jednak troche szczescia, albo
Opatrznosc rzeczywiscie nad nami czuwa, bo w te wakacje lecielismy do Kraju, na
chrzest mojej siostrzenicy. I zadzialala jakas magia ukryta w gorskim
powietrzu, albo pomoglo to, ze przez 2 tygodnie bylismy totalnie zrelaksowani i
nie myslelismy o pracy, rachunkach, sprawach do zalatwienia, o niczym. W kazdym
razie, pare tygodni po powrocie z Kraju, okazalo sie, ze jestem w ciazy!
I
tu zakoncze, bo troche mi sie rozwleklo… :)
Przeczytałam w komentarzach u Mamy bliźniąt (- do tej pory jedyny blog,którego właścicielce i rodzinie bezustannie kibicuję) ,że założyłaś nowy blog i z ciekawości wpadłam tutaj na chwilkę ale jeśli mogę to zostanę na dłuzej bo mi się u Ciebie bardzo podoba. Coś czuję ze mamy troszkę podobne charakterki i na zycie patrzymy tak samo. (Mamusię też mam niczego sobie :-) ). Nie mam własnego bloga bo... nie wiem dlaczego :-))) . Dzieci juz mam w wieku 12 i 3 lata i to co najważniejsze to już pewnie i tak mi umknęło, ale w komentarzach odnoszę się czasami do swojego życia więc trochę dam się poznać. Pozdrawiam Joanna761
OdpowiedzUsuńWitaj! Serdecznie zapraszam do czytania! 12 lat to rzeczywiscie juz spory kawaler/ panna, ale 3-latek to jeszcze nadal slodki maluszek! A co do bloga to rozumiem, mnie zajelo chyba z rok, zeby podjac decyzje o pisaniu. :)
OdpowiedzUsuń