Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

wtorek, 19 czerwca 2012

Droga do macierzynstwa...

…byla dluga… i chcialoby sie dodac kreta, ale az tak zle to nie bylo. :) Oczywiscie pisze to teraz z perspektywy czasu, bo tak naprawde wiele lez przelalam i miedzy mezem a mna tez zagoscilo sporo chlodu i wzajemnego, niedopowiedzianego zalu. Staralismy sie o malucha ponad 3 lata. Pewnie, ze niektorym moze sie to wydawac niewiele, ale w porownaniu z dziewczynami, ktore w ciaze zachodza natychmiast, jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, 3 lata to kawal czasu. Do takich szczesciar nalezy moja wlasna osobista siostra i w ciagu tych dluuugich trzech lat chyba najwiekszy kryzys przezylam kiedy dowiedzialam sie, ze zostane ciocia. No bo jak to? To my z M. staramy sie juz ponad rok i nic, a moja siorka, w dodatku 6 lat mlodsza, zaszla sobie w ciaze ot tak, w pierwszym miesiacu prob?! Bylo mi bardzo ciezko, a na dodatek nie chcialam sprawiac jej przykrosci, wiec musialam caly czas udawac, ze bardzo sie ciesze, a potem ryczalam po nocach z zazdrosci. Zreszta nie do konca bylo to takie udawane, bo mam z siostra bliski kontakt i cieszylam sie jej szczesciem, bylo mi tylko cholernie przykro, ze to nie ja. Po jakims czasie przyzwyczailam sie i z fascynacja podziwialam zdjecia z jej coraz wiekszym brzuchem, a pozniej przez skypa podziwialam siostrzeniczke. W miedzy czasie wpadla z kilkutygodniowa wizyta moja mama i znow zlapalam dola, bo okazalo sie, ze jej glownym zyciowym celem stalo sie skompletowanie wyprawki dla pierwszego wnuka. Az tak bardzo to sie jej nie dziwie, tylko ze z wrodzonym sobie brakiem taktu, zmuszala mnie do jezdzenia z nia na zakupy. Wiedziala, ze staramy sie z mezem o dziecko i nam nie wychodzi, ale miala gdzies, ze kilka godzin wsrod wszystkich tych maluskich ubranek, kocykow, smoczkow i innych dupereli sprawialo mi niesamowity bol. Probowalam tlumaczyc, bez skutku. W koncu M. sie wkurzyl bo to jemu chlipalam w ramie i zaczal nam tak organizowac popoludnia, wieczory i weekendy, ze na zakupy z mamusia nie bylo juz czasu. Kochany ten moj maz czasami. Romantyk z niego zaden, o rocznicach czy swietach nie pamieta, kwiatki dostalam od niego moze ze 3 razy w ciagu 5 lat, ale mysli trzezwo i jak trzeba to stanie na wysokosci zadania. :)

W kazdym razie po okolo roku bezskutecznych prob odwiedzilam swojego lekarza, ktoremu oczywiscie powiedzialam, ze chyba cos jest nie tak. Lekarz byl bardzo chetny, zeby zlecic badania (no pewnie, w koncu kasa plynie), z tym, ze stwierdzil, ze najszybciej i najprosciej jest przebadac najpierw meza. Tymczasem dal mi tabletki hormonalne, nie pamietam jak sie nazywaly, ale mialy uregulowac moje cykle (chociaz zawsze mialam bardzo regularne) i sprawic, ze mialam po nich jajeczkowac okreslonego dnia. Oczywiscie 2 dni przed i 2 dni po TYM dniu mielismy sie intensywnie “starac”. :) Tabletki dostalam na 3 miesiace, a w razie porazki maz mial sie zglosic na badania. Tylko, ze tu natrafilam na zdecydowany opor samego zainteresowanego. M., niczym typowy samiec obruszyl sie na mysl, ze to z nim mialoby byc cos nie tak. Tak wiec bralam te nieszczesne tabletki przez 3 miesiace i staralismy sie mniej lub bardziej intensywnie, oczywiscie bez rezultatu. A po 3 miesiacach zaczelam, wtedy jeszcze dosc delikatnie, nagabywac meza, ze moze by zrobil te badania. Pozniej, znajac jego wyniki, bede mogla gruntownie przebadac sama siebie. Jak grochem o sciane. Minal rok i znow mialam wizyte kontrolna u gina. Powiedzialam mu, ze maz nie chce badan i chyba nawet zrozumial, w koncu sam jest mezczyzna. Przepisal znow tabletki hormonalne na 3 miesiace i stwierdzil, ze zrobimy z mezem jak bedziemy chcieli, czy najpierw przebadam sie ja, czy on. Powtorzyl tylko, ze on poleca najpierw badanie meza, bo moje badania beda dlugotrwale, czesto bolesne, a potem moze sie okazac, ze jego i tak trzeba bedzie zbadac i tak. Znow minely 3 miesiace, oczywiscie ciazy jak nie bylo, tak nie bylo. Tym razem zaczelam juz mocniej dusic  M. o badania, w koncu minely juz ponad 2 lata odkad zaczelismy starania. Oboje mielismy stale prace, zarabialismy niezle, dom urzadzony, wielki ogrod, po prostu idealny moment na zalozenie rodziny. Maz nadal sie opieral i teraz to juz zaczelismy sie o to klocic. Rodzina M. jest bardzo religijna, wiec on stwierdzil, ze to wola Boza, jesli mamy miec dzieci to bedziemy je mieli, jesli nie, to trudno, trzeba to zaakceptowac. Dla mnie to bylo niepojete, bo ja gotowa bylam podjac wszelkie proby, testy, zuzyc wszystkie oszczednosci, nie poddawac sie poki starczy mi zdrowia i sil. Wlasciwie to zaczelam podejrzewac, ze M. nie chce robic tych badan, bo a) juz kiedys je robil i wie, ze jest bezplodny, lub b) ma jakies ukryte pozamalzenskie dziecko o ktorym mi nie powiedzial. Jednym slowem zaczelam popadac w paranoje.

Nie wiem jak skonczyloby sie to dla naszego malzenstwa. Oboje jestesmy uparci i ciezko jest nam zawierac kompromisy. W ktoryms momencie przestalismy poruszac temat dziecka, bo zawsze konczylo sie to sprzeczka. Ale wisial on nad nami jak gradowa chmura. Zaczelam sie w sumie zastanawiac, czy nasze malzenstwo bez dzieci ma jakis glebszy sens. Ja bylam juz wtedy po 30-stce, M. jest jeszcze starszy. Od poczatku zwiazku rozmawialismy o rodzinie, mozliwosci bycia bezdzietnym malzenstwem nawet nie zakladalismy. Przestalismy rozmawiac prawie w ogole, wieczorami ja siedzialam z ksiazka, a M. przed kompem.  Mielismy jednak troche szczescia, albo Opatrznosc rzeczywiscie nad nami czuwa, bo w te wakacje lecielismy do Kraju, na chrzest mojej siostrzenicy. I zadzialala jakas magia ukryta w gorskim powietrzu, albo pomoglo to, ze przez 2 tygodnie bylismy totalnie zrelaksowani i nie myslelismy o pracy, rachunkach, sprawach do zalatwienia, o niczym. W kazdym razie, pare tygodni po powrocie z Kraju, okazalo sie, ze jestem w ciazy!

I tu zakoncze, bo troche mi sie rozwleklo… :)

2 komentarze:

  1. Przeczytałam w komentarzach u Mamy bliźniąt (- do tej pory jedyny blog,którego właścicielce i rodzinie bezustannie kibicuję) ,że założyłaś nowy blog i z ciekawości wpadłam tutaj na chwilkę ale jeśli mogę to zostanę na dłuzej bo mi się u Ciebie bardzo podoba. Coś czuję ze mamy troszkę podobne charakterki i na zycie patrzymy tak samo. (Mamusię też mam niczego sobie :-) ). Nie mam własnego bloga bo... nie wiem dlaczego :-))) . Dzieci juz mam w wieku 12 i 3 lata i to co najważniejsze to już pewnie i tak mi umknęło, ale w komentarzach odnoszę się czasami do swojego życia więc trochę dam się poznać. Pozdrawiam Joanna761

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj! Serdecznie zapraszam do czytania! 12 lat to rzeczywiscie juz spory kawaler/ panna, ale 3-latek to jeszcze nadal slodki maluszek! A co do bloga to rozumiem, mnie zajelo chyba z rok, zeby podjac decyzje o pisaniu. :)

    OdpowiedzUsuń