Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 31 stycznia 2013

Lepiej

Spiesze doniesc, ze Bi juz zdrowa! Zaraz, wroc, niezupelnie, bo nadal ma zapchany nochal i od czasu do czasu sobie zakaszle, ale goraczka przeszla jak reka odjal. Rzeczywiscie musial byc to jakis wirus bo we wtorek wieczor miala jeszcze ponad 38 stopni, a wczoraj rano juz nic. Caly dzien dotykalam w panice jej glowy doslownie co 15 minut, zmierzylam temperature z 4 razy i nic. Cale szczescie! Dzis tez glowa chlodna, a szaleje za troje, wiec wnioskuje, ze mi dziecie wyzdrowialo. :)

Zeby zas nie bylo za dobrze, to M. wrocil w nocy z pracy z dreszczami i goraczka. Obawiam sie, ze Bi "podzielila" sie wirusem z tatusiem. Mam tylko nadzieje, ze mnie oszczedzi, a jesli nie mnie to chociaz Nika...

A wlasnie, musze sie pochwalic. Moj synek po zasnieciu wczoraj o 22, przespal bez pobudek do 3:30 nad ranem! A potem, nakarmiony, spal grzecznie do 7 rano! Bardzo prawdopodobne, ze to jednorazowy przypadek, wiec sobie zapisalam "ku pamieci". ;) Zebym to i ja tyle pospala! Ale posiedzialam wczoraj do 22:30 bo nie moge sie oderwac od ksiazki, co zreszta bylo do przewidzenia. Potem obudzilam sie o 2:30 bo mi cycki chcialy eksplodowac (wiem wiem, chciala baba, zeby dziecko dluzej spalo a teraz narzeka...) i nie moglam z bolu spac a nie chcialam budzic malego. No a potem wstalam o 6:30 z Bi bo juz darla sie w lozeczku. Tak, moja prawie dwulatka nadal wstaje z rykiem zamiast kulturalnie zawolac. :) Ale i tak czulam sie rano jak na haju! Mialam energie, zeby spiewac Bi  do sniadania, a potem radosnie komentowac wszystko co robie i wlaczajac w to dziecko, co ostatnio rzadko mi sie zdarzalo. Nawet z usmiechem na ustach zabralam sie za wycieranie kurzy i gotowanie obiadu, co juz w ogole jest szczytem (nie to ze sprzatam i gotuje, ale ze robie to z radoscia oczywiscie...).

A teraz cala reszta chwilowo spi, wiec wlazlam na chwilke na blogi, ale zaraz zmykam dalej czytac. :)

wtorek, 29 stycznia 2013

Meldunek

Jestem, mam sie w miare dobrze, tylko problemy zdrowotne nas dopadly, znaczy sie mnie i Bi. Ja nie moge sie pozbyc uporczywego przeziebienia, a Bi... No wlasnie, nie wiadomo... Od piatku goraczkuje, i to nie jakies tam stany podgoraczkowe. W sobote po poludniu temperatura skoczyla jej do 40.8! Myslalam, ze zejde na zawal i zaczelam szykowac sie, zeby jechac na pogotwie, ale srodek, ktory jej podalismy na zbicie zaczal bardzo szybko dzialac, wiec zdecydowalam sie zaczekac. Szczegolnie, ze zdarzaly juz jej sie takie jedno- dwudniowe goraczki. Tym razem jednak nie odpuszcza... W niedziele i w poniedzialek, jak tylko srodek przeciwgoraczkowy przestawal dzialac, temperatura skakala jej pod 40 stopni. Wreszcie dzis rano postep - 39.2. Wieczorem - 38.7. Wiec minimalna, ale poprawa. A innych symptomow, oprocz zapchanego noska, brak. Od wczoraj jezdzimy po lekarzach, laboratoriach, szpitalach... Robia wszelkie badania, zeby dojsc skad ta goraczka i dlaczego utrzymuje sie tak dlugo. Biedna Bi miala juz pobierana krew, rentgen klatki piersiowej, cewnikowanie, zeby pobrac mocz, wziete wymazy z noska (zeby wykluczyc grype) i z gardla. I nagorzej (a moze zreszta na szczescie), ze wszystko wychodzi w normie. Oprocz wynikow krwi, ktore wykazaly infekcje, ale to bardzo ogolny test, nie wskazujacy jaka to dokladnie infekcja i gdzie umiejscowiona. Wymeczyli mi dziecko strasznie i nic nie znalezli... Kiedy goraczka zbita, to Bi lata jak szalona, bawi sie, je, psoci i urzadza histerie jak zwykle. Wiec wszystko wskazuje, ze to jakas wirusowa, grypo-podobna choroba. Tylko ile moze trzymac? Dzis byl juz 5 dzien... Pediatra "pocieszyla" mnie, ze takie przeciagajace sie goraczki nie sa niczym rzadkim i ze alarmujace jest dopiero jesli podwyzszona temperatura utrzymuje sie dluzej niz 2 tygodnie. Ja dziekuje, juz teraz nie moge patrzec jak mi sie maluch meczy. Po tych kilku dniach goraczki Bi jest tak blada, ze prawie przezroczysta i ma since pod oczami. No i kiedy temperatura znow idzie jej do gory, chce tylko byc tulona i noszona. A mnie serce peka kiedy w tym samym czasie karmie Nika, albo ten sie drze i musze go wziac na rece. Z jednej strony mam wrzeszczace 7-tygodniowe niemowle, a z drugiej niespelna dwulatke, ktora poklada sie na kanapie i placze bo mama nie moze wziac jej "opa". Samej mi sie chce wtedy plakac... :(

Przy okazji przepraszam, ze nie udalo mi sie zaglosowac na niczyj blog. Mialam zamiar oddac glos na kazdy, ktory czytam, a ktory bierze udzial. Wg. mnie wszystkie sa wyjatkowe i zasluguja na wyroznienie. Niestety, okazuje sie, ze mieszkajac za granica i nie posiadajac polskiego numeru, nie moge glosowac. Zasady prehistoryczne, blogi sa internetowymi pamietnikami i kazdy posiadacz bloga powinien byc w stanie glosowac. A tak, to d*pa...

środa, 23 stycznia 2013

Versatile blogger nr 2










Otrzymalam od Ewy (dziekuje!) nominacje. O taka:



Zasady gry:

Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
  1. Pokazać nagrodę na swoim blogu
  2. Ujawnić 7 faktów o sobie i swoim życiu
  3. Nominować kolejne 15 blogów, tych które na to zasługują
  4. Poinformować te 15 osób o nominacjach jakie otrzymały
 Nominacja trafila do mnie juz (albo dopiero) drugi raz. Poprzednia otrzymalam zaledwie pare miesiecy temu, ale moze uda mi sie wymyslic nowych 7 faktow z mojego "fascynujacego" zycia. :)









1. Lubie egzotyczne kuchnie. Sprobowalam juz chyba wszystkie dostepne lokalnie i nie boje sie probowac nowych. Jesli kiedys odwiedze Azje nie bede miala oporow zeby sprobowac gasiennic, swierszczy i co oni tam jeszcze jedza. :)

2. Jesli mowa o jedzeniu to nie znosze gotowac, ale jak juz sie za to zabiore to o dziwo zazwyczaj wychodzi mi smacznie. Talent wrodzony? ;)

3. Nasza suczka jest jednoczesnie moim pierwszym psem. W dziecinstwie rodzice pozwolili mnie i siostrze tylko na swinke morska. No wlasnie. Chyba nie pisalam na blogu, ze nasza sunia jest chora na zanik (czy raczej krystalizacje) miesni szczeki. Objawia sie to tym, ze zamyka jej sie pysk i nie mozna go otworzyc nawet pod narkoza. Nie leczony, pies zdycha w ciagu kilku dni z pragnienia. Nasza Belucha bedzie na sterydach do konca zycia. :(

4. Nigdy nawet nie sprobowalam zapalic papierosa. W liceum jak mialam okazje za bardzo balam sie rodzicow, a na studiach kiedy opinia "starych" mi zwisala, zupelnie przestalo mnie to ciagnac.

5. Nie lubie nosic sukienek i spodnic. Nosze je praktycznie wylacznie latem, bo przy tutejszym goracym i wilgotnym klimacie nie ma nic lepszego niz przewiewna kiecka. Zima chodze wylacznie w spodniach, sukienke ubiore tylko od wielkiego dzwonu. Nie znosze tez butow na obcasach. Taka niekobieca jestem. :)

6. Panicznie boje sie os. Jesli jakas kreci sie w poblizu nie spuszczam z niej oka, a jesli zblizy sie zanadto, zwiewam. Najlepiej na drugi koniec ogrodu. A te cholery jak na zlosc co roku probuja zakladac gniazda pod balustrada naszego tarasu. W rezultacie wydaje majatek na trutki w sprayu, ktore cierpliwie rozpylam kazdego wieczora przez caly maj i czerwiec. :)

7. W sobote dostalam "Gre o Tron". No i jestem teraz rozbita, bo wolnych chwil mam jak na lekarstwo i musze wybierac pomiedzy blogami a czytaniem. A jestem uzalezniona od jednego i drugiego...

No prosze, nawet nie bylo to takie trudne. :) Teraz moje nominacje. Nie wybiore 15 blogow, poniewaz wiekszosc tych, ktore czytam juz braly udzial w tej zabawie. Ale ostatnio moja czytelnia poszerzyla sie o pare nowych osob, wiec nominacje ida do dziewczyn, ktore czytam od niedawna i chcialabym sie o nich czegos dowiedziec:


I zapraszam do nominacji wszystkich innych chetnych oczywiscie! Milej zabawy! ;)




wtorek, 22 stycznia 2013

Jak ja kocham takie noce...

Tytul jest rzecz jasna ironia...

Nie wiem kto wymyslil powiedzenie "spi jak niemowle", ale albo byl to idiota nie posiadajacy potomstwa, albo moje dzieci roznia sie diametralnie od typowych niemowlat. Spanie z Nikiem w jednym pokoju to koszmar! On cala noc chrzaka, charczy, steka, "trabi"(!) przez nos, no po prostu cala noc wydaje odglosy jakby probowal zrobic kupe, a mial ciezkie zatwardzenie! I o ile czasem rzeczywiscie takie odglosy koncza sie charakterystycznym "wystrzalem", to czesto gesto wokalizacja trwa godzinami i nic. Albo wystrzal nastapi, a odglosy trwaja nadal... Pamietam, ze Bi tez czasem tak miala, ale nie az do takiego stopnia!
I tak wlasnie mialam od polnocy do samiutkiego ranka... z przerwami na karmienia... Kilka razy az zerwalam sie myslac, ze maly sie obudzil. Ale nie, spal sobie chrzakajac i wiercac sie i majac w glebokim powazaniu, ze matka spac nie moze...

Poza tym Bi znow meczy lekki katar, a na dodatek ida jej trojki... wszystkie naraz... Dalam jej na noc srodek przeciwbolowy, ale po kilku godzinach przestal dzialac i biedula co chwila jeczala przez sen, kilka razy tez glosniej zaplakala... A ja lezalam i wahalam sie: isc do niej, czy nie. Chcialam dac jej kolejna dawke, ale balam sie, ze jak sie zupelnie wybudzi to potem dopiero da koncert przy probie polozenia spowrotem spac!

Jak by dzieci bylo malo, to sama zlapalam katar, zatoki mam zawalone, jak tylko sie poloze to leci mi raz z jednej dziurki, raz z drugiej. Wiec nawet jak potomstwo momentami bylo cicho, to i tak spac nie moglam i co chwila wstawalam zeby sie wysmarkac

Czyli, policzmy... Zaliczylam dzis 2.5 godz. takiego porzadnego snu. Reszta to przysypianie po 10-15 minut... I jak na zlosc Nik od rana przysypia sobie po 20 min, w porywach do pol godziny. Wiec nie mam szans sie zdrzemnac. Nawet sie nie klade bo jak sie obudze taka rozespana to dopiero zlapie wkurwa (przepraszam za okreslenie). Wiec zamiast drzemki wlazlam na blogowisko. :)

Naprawde, takie nocki to marzenie! :(

czwartek, 17 stycznia 2013

Podobienstwa :)

Bi ma cala buzie w czerwone centki po placzu. To zdecydowanie po mnie. Ma tez moje wlosy: jasniutkie i lekko krecone. Mialam identyczne do okolo 5 roku zycia, potem zgestnialy i sie rozprostowaly, a jeszcze pozniej sciemnialy. :) I to by bylo na tyle. Reszta Bi to caly tatus. Kazdy kto ich pierwszy raz spotyka, natychmiast stwierdza, ze M. corki to sie nie wyprze. ;)

Nik narazie rysy ma... Hmm... Swoje wlasne, no i nie ukrywajmy, rozlane nieco przez tluszczyk i oszpecone nieco przez tradzik niemowlecy. :) Ale jedna ceche "po mamusi" juz ma - doleczek w brodzie. :) Moja mama twierdzi, ze zawsze strasznie podobali jej sie mezczyzni z dolkami w brodzie, ze jak byla w ciazy to wpatrywala sie w fotosy swoich idoli i stad corka urodzila sie z doleczkiem. Moze cos w tym jest, bo nikt w rodzinie oprocz mnie takiego nie ma. No, teraz ma go Nik. :)

Kiedy powiedzialam o tym mamie, to strasznie sie ucieszyla, ale tez powiedziala cos co mnie lekko zdegustowalo. Mianowicie stwierdzila: "moze chociaz jedno dziecko bedzie twoje!"

???

"BO CORKA TWOJEJ SIOSTRY JEST DO NIEJ PODOBNA JAK DWIE KROPLE WODY!" No jest, juz teraz daleko do tych dwoch kropel wody, ale zdecydowanie bardziej przypomina moja siostre niz jej meza. Ale co z tego? Czy fakt, ze Bi nie jest do mnie podobna, sprawia, ze nie jest moja corka? Jasne, ze jest, nic tego nie zmieni! W dodatku moja matka wydusza z siebie podobne stwierdzenia takim tonem, jakby byla to wina moja i Bi jednoczesnie, ze wygladamy zupelnie inaczej...

W ogole to moja mama jest jedna z tych denerwujacych babc, ktore faworyzuja tylko te wnuki, ktore maja "na miejscu". "Bo Nela to prawie wcale nie plakala, a Twoja siostra nigdy nie musiala jej nosic, przesypiala cale spacery, uwielbiala smoczek, itd." No tak, moja siostrzeniczka jako niemowle byla po prostu idealem. No i byla, bo to nie tylko wymysl mojej mamy, wszyscy blizsi i dalsi krewni i znajomi (krolika) to potwierdzaja. Przy takim ideale moje male potworki rzeczywiscie wypadaja dosc blado. To nic, ze teraz chodzacy ideal terroryzuje cale przedszkole, niemal codziennie siostra slyszy skargi, ze Nela bije inne dzieci, nie slucha i pyskuje. Ze wlasnego ojca ugryzla do krwi i od tego momentu kiedy tata kaze jej cos zrobic grozi mu "bo cie znow ugryze!". A ma zaledwie 3 lata, to co bedzie pozniej? Dla mojej mamy to wszystko to normalny etap rozwoju dziecka. To samo zreszta slysze, kiedy narzekam, ze Bi rozrabia i robi na przekor. Ja rozumiem, ze to naturalne, ale wg. mojej mamy powinnam pozwolic dziecku porozwijac cale rolki papieru toaletowego, wysypac caly cukier i wymemlac go z rozlana butla oleju, pozwolic sie w tym wytaplac i tylko chodzic za nia z radosnym usmiechem i sprzatac. Bo wszelkie granice zahamuja rozwoj mojego dziecka. Trudno, niech hamuja, ja przy Niku i tak mam niewiele czasu na sprzatanie, nie pozwole Bi dokladac mi niepotrzebnie roboty! :)

No ale mialo byc o wygladzie a nie charakterach. :) Czekam az rysy Nika troche sie "wyklaruja" i bedzie mozna stwierdzic do kogo jest podobny. Moze bede miala SWOJEGO syna? ;) A jesli nie to trudno, daleko mi w koncu do Miss Poloni. Bi podobienstwo do taty zdecydowanie wyszlo na dobre. :)

wtorek, 15 stycznia 2013

Porodowka bis

Czas opisac przeboje z urodzeniem Nika. Jak to sie stalo, ze skonczylo sie cesarka? Odpowiedz moglabym zmiescic w jednym zdaniu, ale nie bylabym soba, gdybym odmowila sobie przyjemnosci gledzenia, wiec do dziela. :)

Wywolanie porodu mialam wyznaczone na poniedzialek, 10 grudnia. W piatek lekarka zbadala mnie i stwierdzila, ze mam juz 3 cm rozwarcia, wiec nie musialam przyjezdzac do szpitala w niedziele, tylko w poniedzialek. W piatek wieczorem odpadl mi czop sluzowy i zaczelam sie zastanawiac czy w ogole dotrzymam do poniedzialku. Jak widac dotrzymalam. :) W szpitalu mialam sie stawic o 5:30 rano. Wszystko mielismy dograne, moj tata mial przyjechac o 5 zeby zostac z Bi. A tu niespodzianka, o 1:43 (pamietam bo spojrzalam na zegarek i utkwila mi ta godzina w pamieci) odeszly mi wody. Przy okazji, kilka dni wczesniej przeczytalam w jakiejs madrej ksiazce, ze jesli nawet wody odchodza, to zazwyczaj jest to malutki strumyczek. Hehe, jasne, nie u mnie! Jak chlusnelo to w sekunde materac byl przemoczony! Co gorsza, chlustalo przy kazdym moim ruchu. Musialam M. tracic lokciem, zeby przyniosl mi recznik, ktory wcisnelam sobie miedzy nogi i tak spedzilam reszte czasu w domu. W sumie przemoczylam kompletnie 2 zanim wyjechalam do szpitala. :) W miedzyczasie zaczelam miec skurcze. Wszystko wydawalo sie byc na dobrej drodze do szybkiego, naturalnego porodu. Do szpitala dojechalismy okolo 3. Skurcze mialam regularne i coraz mocniejsze i kiedy mieli mi zaczac podawac oksytocyne o 6 stwierdzilam, ze wole zostawic wszystko naturalnemu biegowi. Szczegolnie, ze M. wlasnie wychodzil, zeby ubrac i nakarmic Bi i zawiezc ja do opiekunki (moj tata, oprocz zabawy z wnuczka, nie umie sie nia wlasciwie zajac. :) ). Niestety, jakas godzine pozniej skurcze zaczely slabnac, a w koncu zanikly zupelnie... Kiedy M. wrocil okolo 9, zapadla juz decyzja o podlaczeniu do oksytocyny. Na poczatku wszystko szlo w miare dobrze. Stezenie oksytocyny roslo, skurcze byly coraz mocniejsze, w koncu doszlam do 6 cm rozwarcia i bol byl na tyle mocny, ze stwierdzilam, ze po co sie dalej meczyc, skoro i tak wiem, ze w koncu wezme to znieczulenie, wiec czemu nie akurat wtedy? Problem zaczal sie kiedy nagle skurcze zaczely zanikac, mimo ciagle zwiekszanej dawki oksytocyny. Wezwany lekarz stwierdzil, ze juz kiedys widzial cos takiego, kiedy pacjentka miala infekcje drog rodnych. U mnie w tym stadium infekcji nie bylo widac, wiec podjeli decyzje o dalszym "podkrecaniu" oksytocyny i obserwacji co sie bedzie dzialo. W miedzy czasie M. pojechal odebrac Bi od opiekunki i zawiezc do dziadka, wrocil, a za pare godzin pojechal, zeby ponownie nakarmic mala i polozyc ja spac. I wlasnie podczas jego ostatniej nieobecnosci dostalam goraczki. Lekarz natychmiast stwierdzil, ze jego teoria o infekcji sie potwierdzila. Najwyrazniej to bylo przyczyna odejscia wod, a infekcja oslabiala reakcje macicy i skurcze miesni. Od razu zaczeli mi podawac dozylnie antybiotyk i lekarstwo na zbicie goraczki. Niestety, zanim podzialalo, malemu niebezpiecznie podskoczylo tetno i tak zostalo, wiec i na niego goraczka zle podziala. Decyzja lekarza byla natychmiastowa: cesarka. Mimo, ze wraz ze spadkiem goraczki, tetno Nika rowniez opadlo, skurcze nadal byly za slabe zeby rodzic i doszlam zaledwie do 7-8 cm rozwarcia. A w tym momencie doszli juz do maksymalnego stezenia oksytocyny i zeby cokolwiek zrobic musieliby wszystko odlaczyc i zaczac od poczatku, od najnizszej dawki. Oznaczaloby to kolejne kilkanascie godzin zanim doszliby do odpowiedniego stezenia, a nie bylo powiedziane, ze moja przemeczona macica bedzie wspolpracowac. Doktorek nie chcial ryzykowac zdrowia dziecka, a ja, jakkolwiek bym nie chciala rodzic naturalnie, musialam sie z nim zgodzic. Wody odeszly mi wiele godzin wczesniej i nie wiadomo bylo gdzie wlasciwie umiejscowiona byla ta infekcja (nic nie znalezli). Nie bylo na co czekac. Ledwo zdazylam zadzwonic po M., zeby spytac gdzie jest, bo przewoza mnie na sale operacyjna. Na szczescie byl juz pod szpitalem. Ledwo zdazyl. :)

No i tak to sie odbylo. Poniewaz mialam juz znieczulenie, od przewiezienia mnie na stol, Nik urodzil sie w doslownie 10-15 minut, a i tak wydaje mi sie, ze sie specjalnie nie spieszyli, ze wszystko moglo odbyc sie znacznie szybciej.

A teraz dla tych, ktorzy zastanawiaja sie nad wyzszoscia cesarki nad porodem naturalnym. Przezylam oba i obydwa maja wady i zalety, ale ja wole porod naturalny. Czulam sie niesamowicie bezradna lezac na stole operacyjnym, patrzac na swiatla nad glowa, z rekoma rozlozonymi szeroko i wszystkimi konczynami przywiazanymi do tegoz stolu (po co? Nie mam pojecia, raczej nigdzie byl nie uciekla). Bylam prawie nieprzytomna z nerwow i trzeslam sie jak galareta. Nawet obecnosc M. nie pomogla, ledwo kontaktowalam co do mnie mowia. Zreszta nawet M. twierdzi, ze pytal mnie o cos, a mi tylko oczy lataly na wszystkie strony i nawet mu nie odpowiedzialam. Ja nawet nie pamietam pytania. Co do samego zabiegu, to odbyl sie szybciutko, dluzej zajelo im zszywanie. Nika pokazali mi tylko krotko nad zaslonka i zaraz go zabrali, ale poniewaz darl sie jak opetany, to wiedzialam, ze wszystko z nim ok. Troche straszne jest, kiedy po zakonczeniu zaczynali liczyc wszystkie narzedzia, waciki, itp. zeby upewnic sie, ze nic nie zaszyli w srodku. :) Aha, i zanim zaczeli mnie ciac sprawdzali czy jestem dobrze znieczulona i nakluwali mnie to tu, to tam pytajac czy cos czuje. I w ktoryms miejscu az podskoczylam, tak mnie zaklulo! Ale chyba specjalnie wybrali miejsce, w ktorym powinnam byla miec czucie, bo specjalnie sie nie przejeli. :) Za to slyszalam opinie, ze bol naciecia jest nie do zniesienia i trudno jest sie potem poruszac. Ja nie moge na to za bardzo narzekac. Przez pierwszy tydzien strasznie bolal mnie brzuch, ale dopiero po jakims czasie dotarlo do mnie, ze ten bol to po prostu kurczaca sie macica. Po pierwszym dziecku az tak tego nie odczulam, ale pielegniarki powiedzialy, ze zazwyczaj z kazda kolejna ciaza jest troche gorzej. Dla mnie bylo o WIELE gorzej. Nie moglam dotknac brzucha! I to na to bralam tabletki przeciwbolowe. I tez nie duzo, bo tylko na noc, zeby lepiej wypoczac. A samo naciecie zaczelo mnie kluc i ciagnac dobry tydzien po porodzie, ale tylko jesli za duzo sie ruszalam, albo za gwaltownie zerwalam sie z miejsca. Zreszta do dzis jesli sie przeforsuje, zaczyna mnie kluc, ale da sie zniesc.

No i, pomijajac moja niechec do noworodkow, pytam sie mojego meza, jak ja mam sie zdecydowac na trzecie dziecko (bo tak, M. marzy sie trojeczka)? Przezylam dwa porody, kazdy inny, ale obydwa niosace spore ryzyko dla mnie i dla dzieci. Gdybym rodzila 100 lat temu, zadnego z porodow raczej bym nie przezyla, dzieci rowniez. Taaak, czas chyba skonczyc sie rozmnazac... :)

niedziela, 13 stycznia 2013

Z serii: pierwsze i Gaja

Musze to zapisac, bo do nastepnego podsumowania napewno zapomne dokladna date.

Dzis, w wieku 1 miesiaca i 3 dni, maly Nik usmiechnal sie do nas swiadomie. :) Tzn. wydaje mi sie, ze swiadomie. Juz od jakiegos tygodnia maly od czasu do czasu obdarzal nas szerokimi usmiechami, ale dotychczas dosc sceptycznie uznawalam to za gazy. Ale dzis jestem na 99% pewna, ze bylo to swiadome, bo akurat nosilam go i nawijalam piate przez dziesiate, jednoczesnie laskoczac go po drugim podbrodku. A on na to wyszczerzyl dziasla na cala gebusie. :) Po chwili zas powtorzyl wyczyn patrzac na ojca robiacego z siebie idiote, zeby tylko rozsmieszyc niemowlaka. :)

Tak wiec prosze panstwa, mamy zaczatki poczucia humoru! ;)

A przy okazji skladam serdeczne gratulacje Martusi i Karolowi z Tosinkowa, ktorzy zostali (poraz kolejny) rodzicami malutkiej Gaji! Niech coreczka rosnie zdrowo i pojdzie w slady Nelki, nie sprawiajac rodzicom wiekszych problemow!

piątek, 11 stycznia 2013

Bi i Nik

No dobrze, zeby nie bylo tak pesymistycznie, moze napisze cos o reakcjach Bi na mlodszego brata. Bo moja coreczka jest naprawde wspaniala, kazdego dnia mnie zadziwia, a ja kocham ja coraz bardziej i bardziej.
Malutka Bi, ktora caly czas potrzebuje mamy i taty nie mniej niz sam Nik, nie wykazuje jak narazie zadnych oznak zazdrosci. No, oprocz tego opisanego we wczesniejszym poscie smoczka, czy podbierania grzechotek. Ale to calkiem naturalne, bo te grzechotki do niedawna nalezaly do niej, walaly sie wraz z innymi zabawkami, ja je po prostu wyciagnelam i odlozylam na bok dla Nika. I wtedy nagle zyskaly one na atrakcyjnosci w oczach Bi. :) Ona MUSI bawic sie wlasnie nimi, mimo calego pokoju zawalonego lalkami, misiami, klockami, itp.
A mnie tylko serce sie kraja, kiedy Bi sie do mnie tuli, daje buziaki, a w tym momencie Nik zaczyna sie drzec i wiem, ze musze go nakarmic. Probuje oderwac od siebie coreczke, a ona uderza w placz. Kiedy jest sie samemu w domu z dwojka malutkich dzieci, jedno musi czasem byc niestety pokrzywdzone, nie da sie tego uniknac... :(

Ale wracajac do Bi i Nika. Kiedy karmie malego, Bi musi obowiazkowo podejsc i pocalowac jego glowke, a potem stopki. Slodkie jest to jak nie wiem. :) Uwielbia tez pokazywac jego wloski, a jest przy tym niesamowicie delikatna i ostrozna. Az sie dziwie skad tyle subtelnosci w tym moim dzikusku, ktory normalnie spokojnie nie usiedzi. Kiedy maly placze, zawsze zaniepokojona pokazuje paluszkiem w jego kierunku, jak gdyby chciala powiedziec "hej, rusz sie, jemu dzieje sie krzywda nie widzisz?". :) Asystuje z zapalem przy przewijaniu, zapalajac swiatlo w pokoju, podajac pieluchy i otwierajac kosz na smieci. Po prostu jest cudwna! Zastanawiam sie jak dlugo potrwa taka dobra passa. Zaloze sie, ze do momentu kiedy Nik zacznie raczkowac i dobierac sie do jej wlasnych zabawek. :)

A matka nie moze sie ogarnac. Kompletnie. Przed urodzeniem Nika mialam wieczorem z Bi rutyne, ktora teraz diabli wzieli. I zadna nastepna narazie sie nie klaruje. Do tego stopnia, ze dzis ze wstydem uswiadomilam sobie, ze przez jakies 2 tygodnie nie mylam dziecku zebow... O witaminach pamietam chwilowo tylko dlatego, ze Bi jest na antybiotyku, wiec kiedy jej go podaje, dodaje tez hurtem witaminy, wczesniej tez nie pamietalam. Coz, rutyna pojawi sie z czasem... Narazie ciesze sie, ze Bi nie chodzi glodna, to juz cos. :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Pierwszy miesiac

Uff, pierwszy miesiac zycia Nika za nami...

Poprawa? Zero... Nik nadal domaga sie jedzenia co 2 godziny. W zeszlym tygodniu zaczal robic w nocy dluzsze, 3-4 godzinne przerwy i ludzilam sie, ze to pomalu zmiana na lepsze. Ale w tym tygodniu zonk! i znow mam pobudki co 2 godziny. W dodatku, jak w dzien spi wiecej raz rano, raz po poludniu, to w nocy budzi sie codziennie o 5 rano i trzeba go nosic zeby ponownie zasnal, inaczej sie drze... Tak wiec frustracja mnie nie opuszcza, bo liczylam, ze po miesiacu bedziemy mieli jakies tam zaczatki rutyny, dluzszego spania, a tu figa z makiem. Poza tym Nik przez sen chrzaka, charczy, steka i wierci sie i potrafi robic to godzinami, az sam sie rozbudza i zaczyna ryczec. Spanie z nim w jednym pokoju to koszmar, ale ze wzgledu na czeste karmienia trzymam go nadal w kolysce przy lozku. Zobaczymy ile wytrzymam zanim mlody wyladuje w drugim pokoju, bo przy nim ani ja ani M. nie spimy.

Miesieczny Nik nie rozni sie wiec niczym szczegolnym od rozdartego noworodka, poza tym, ze jest znacznie wiekszy i pulchniejszy. Mielismy dzis wizyte u lekarza i maly mierzy juz 57 cm i wazy 4850g. To znacznie wiecej niz Bi w jego wieku (4300g). Polozony na brzuchu potrafi podniesc glowe tylko ociupinke i zaraz sie wscieka.Wydaje sie, ze potrafi skoncentrowac wzrok na zabawce i raz nawet udalo mu sie obrocic glowa za grzechotka, ale to jak narazie tylko raz.
Niestety pediatra zauwazyla, ze jedna z jego nozek wydaje sie dluzsza i faldki tez ma nierowne i nie jest pewna czy nie wypadla mu ze stawu biodrowego. Bedziemy wyslani na przeswietlenie, zeby to sprawdzic.

Tak wiec moje zycie wyglada mniej wiecej jak miesiac temu i dziecko nie potrafi narazie mi "wynagrodzic" calej tej ciezkiej harowki. Nauczylam sie za to troche panowac nad swoimi uczuciami. Po prostu, kiedy mlody nie chce spac, za to sie drze jak opetany, co robi matka? Zamyka drzwi do pokoju i pije kawke (bezkofeinowa). Albo czyta. A Nik w tym czasie ma mnostwo czasu na poplakanie do woli. I zeby nie bylo, ze jestem wyrodna matka (moze zreszta jestem), to robie tak tylko jak mlody jest nakarmiony, przewiniety i nie widze zeby go cos bolalo. Po prostu placze, bo tak. Najczesciej jest senny ale domaga sie noszenia. A matka mowi mu "a takiego!". Juz sie nauczyl skurczybyk, ze najfajniej sie zasypia przy lulaniu na raczkach. I przyznaje, ze o 5 rano tak robie bo chce jak najszybciej go uspic i jeszcze przydrzemac. Ale wieczorem? Phi, mowy nie ma, niech se chlopak powyje, nic mu nie bedzie. A potrafi sie tak udrzec 30-40 minut. Coz, kiedys sie nauczy, ze placz nic mu nie da i lepiej po prostu isc spac... I wydaje mi sie, ze lepiej jak sie podrze, niz zebym ja w koncu zaczela nim potrzasac. W chwilach najwiekszej frustracji, kiedy nie mam komu przekazac dziecka, lepiej zebym sie od niego na chwile odseparowala. Nie chce zeby Nik skonczyl jak Madzia z Sosnowca...

Tak wiec nadal nie jest u nas za fajnie. Moze za miesiac napisze cos lepszego... Oby...

sobota, 5 stycznia 2013

20 miesiecy Bi

Malo (czyt. praktycznie wcale) mam czasu na pisanie, ale ze w srode Bi skonczyla rok i 8 miesiecy, to czas napisac male podsumowanie.

Wiec jaka jest 20-miesieczna Bi?

Przede wszystkim sprytna, rozbrykana i ciekawska. Ale tez uparta jak wol, wymuszajaca wszystko rykiem i zwyczajnie nieposluszna. Wkraczamy pelna para w bunt dwulatka. Kazda prosba lub zakaz jest przez Bi natychmiast negowany. Przy czym matka ponosi sromotna porazke wychowawcza, bo Bi jest, przy calym jej nieposluszenstwie, przesmieszna. Otoz napotkawszy protest rodzicieli, mloda nie sprzeciwia sie im otwarcie, tylko zbliza sie do zakazanej czynnosci lub miejsca pomalutku, pocichutku, ale konsekwentnie coraz blizej, zerkajac na nas spod oka i z figlarnym usmieszkiem. Wyglada to tak komicznie, ze nie moge nic poradzic, kaciki ust same wedruja mi do gory, zamiast marsowej miny zaczynam sie smiac, a dziecko robi co chce... :)
Ulubione zabawy ostatnio? Rozbieranie, to jest to! Bi namietnie sciaga sobie skarpetki, spodnie i rajstopy, odpina bodziaka, dobrze, ze z gorna garderoba jeszcze sobie nie radzi. Potem probuje wszystko nakladac spowrotem, ale na to brak jej jeszcze koordynacji, wiec po chwili wscieka sie i leci po pomoc do rodzicow. Aby po 5 minutach sciagnac wszystko spowrotem. :)
Poza tym uwielbia brac swoj "pchacz", samochodzik lub wozek dla lalek i gnac z nimi na oslep przez dom. Oczywiscie ladujac co i rusz na scianie, o dziwo zazwyczaj z dzikim smiechem nie z placzem.
Wspinanie tez jest na czasie. Po co np. przechodzic naokolo stolu w salonie, jak mozna przelezc po nim? No po co?
Bi lubi tez rysowac kredkami. Szelma regularnie probuje "wyzywac" sie artystycznie na powierzchniach innych niz kartka, ale zawsze robi to ostroznie i zerkajac przez ramie na rodzicow. Wystarczy pokiwac jej palcem a wraca grzecznie do stolu z kartkami.

Zastanawialam sie czy wraz z pojawieniem sie Nika w domu, nie dopadnie Bi mala cofka w rozwoju. Jak narazie zauwazylam tylko, ze nagle pokochala swoj smoczek, ktory odrzucila na calego gdzies w okolicach 5 miesiaca zycia. Od tamtego czasu walal sie wsrod zabawek. Teraz Bi zaobserwowala, ze bez przerwy probujemy wcisnac smoka bratu i zaczela go malemu podkradac z kolyski. :) Wygrzebalam wiec jej starego "cycusia" i Bi od czasu do czasu go sobie przygryza. :) Mam tylko nadzieje, ze nie wejdzie jej to w nawyk...

Bi nadal jest tez starsznym niejadkiem, a raczej jest bardzo wybredna. No i nie chce sprobowac nic nowego, przez co jej jadlospis ogranicza sie do kaszki, jablek, bananow, mleka i parowek. Czasem zje pare lyzek zupki, za to przestala jesc jogurty i pomarancze, ktore wczesniej uwielbiala. Czasem jednak zaskakuje. Np. za nic nie chce sprobowac twarozku ze smietana, ktory wiem, ze lubi, za to wczoraj wrabala pol zapiekanki z grzybami i serem... :)

Poza tym nocnikowanie lezy odlogiem, nocnik sluzy jako dodatkowy pojemnik na klocki. :)

Z mowa tez stoimy w miejscu, Bi po prostu nie wykazuje zadnego zainteresowania gadaniem. Tzn. po polsku, tudziez angielsku, bo po swojemu nawija jak wariatka. :)

Zeby znow stanely w miejscu, ciagle czekamy na trojki.

Jak cos mi sie przypomni to dopisze w wolnym czasie, tego posta i tak pisalam na dwa razy. :)

czwartek, 3 stycznia 2013

Wyjasnienie

Widze, ze musze napisac szybkie sprostowanie. Pod poprzednim postem namnozylo sie gratulacji i okazji obrony i az mi glupio. :)
Bo wszystko odbylo sie tak: owszem, nanioslam wszystkie poprawki do pracy, owszem przygotowalam prezentacje do obrony, ale potem nadeszly Swieta i obronic sie nie zdazylam. Tzn. czlonkowie komisji podpisali wszystkie potrzebne papiery, tak wiec dyplom otrzymam, nie mialam po prostu "oficjalnej" obrony. I czuje lekki niedostyt i wstyd, jak gdybym oszukiwala. :)

A u nas chorobowo. Bi i M. od niedzieli zmagaja sie z grypa. Bi ma dodatkowo zapalenie ucha i czerwone gardlo... Ja obudzilam sie wczoraj w nocy z dreszczami i goraczka, wiec i mnie chwycilo. :( Tylko Nik jakos sie trzyma i miejmy nadzieje, ze tak zostanie, bo w jego wieku grypa pewnie oznaczalaby hospitalizacje...