Uch, fatalne mialam wczoraj popoludnie, FA-TAL-NE! Jeden nerw za drugim! Niby w sumie drobiazgi, ale jak ma sie PMSa to wszystko powoduje skok cisnienia!
Coz takiego sie wydarzylo zapytacie. Po kolei:
- malzonek moj szanowny, pracoholik cholerny, wrocil do domu dopiero o 19. Bo chcial skonczyc pisanie programu, a mu nie wychodzilo i stracil rachube czasu... Pierdzielony perfekcjonista, on po prostu nie moze przezyc jak cos nie jest idealne (dziwne, ze zone sobie wzial taka nieidealna...)! A ja sie tu morduje z Potworami i psem! Sama!
- deszcz padal, wiec tradycyjnie lepetyna mnie rypala (jestem meteopata, nie smiac sie!) i klulo za lewym okiem.
- po powrocie do domu, zastalam dwie wielkie kupska i kaluze siuskow na pol kuchni. Pisalam kiedys, ze Maya to fajny psiak? Zmieniam zdanie coraz bardziej z kazda wytarta kaluza! Zlosliwa Kupa Klakow!
- zepsul nam sie "invisible fence", wiec Maya vel "Wstretny Kundel", poleciala w lasek za domem i przepadla. Bite 10 min. darlam sie stojac w krzakach, a ta %^$#$ nie wracala. Juz oczami wyobrazni widzialam ja rozszarpana przez niedzwiedzia albo innego kojota, a w lagodniejszej wersji ukradziona (po drugiej stronie lasku jest parking jakiejs firmy i kreci sie tam sporo ludu). Juz wracalam do domu z zamiarem zadzwonienia po M., zeby wracal do domu szukac psa (bo ja przeciez nie poleze z dziecmi w las), kiedy kundlica wybiegla z krzakow jak gdyby nigdy nic... Dzis drapie mnie gardlo i nie wiem czy cos mnie bierze, czy zdarlam je wrzeszczac, cmokajac i gwizdzac na pieprzonego szczeniaka.
- Bi znalazla sobie zabawe w lizanie kamieni z podjazdu, fuuuj! Wlasciwie to robila to "od zawsze", ale myslalam, ze trzylatki wyrastaja juz z brania wszystkiego do buzi! Co gorsza, uznala, za swietny pomysl wtajemniczenie w to brata. Co jeszcze gorsze, kiedy stanowczo zabronilam takiej zabawy, co chwila odwracala sie do mnie plecami i mowila do Nika konspiracyjnie "Koko patrz, yummy...!" pokazujac mu znow lizanie kamyka. Takie to male a juz otwarcie nieposluszne i bezczelne!
- O niezliczonej ilosci klotni o rowerek/wiaderko/taczke/patyk nawet nie wspomne. Mam czasem wrazenie, ze nic nie robie tylko co 3 min. ratuje Nika przed zmasakrowaniem przez siostrunie...
- Wreszcie wrocilismy do domu, gdzie okazalo sie, ze dla Nika podwieczorek jest "be". Za to stal i wyl pod szafka z przekaskami.
- Odkrylam, ze Nikowi chodzi po wlosach KLESZCZ! Najgorsze, ze paskudztwo musialo przyjechac do domu na psie albo naszej odziezy, wdrapac sie gdzies na meble i zeskoczyc Malemu na glowe, bo chwile juz bylismy w domu, a nie zauwazylam go wczesniej. Oczywiscie sprawdzilam szybko dzieciaki i zadne nie mialo wbitego nigdzie kleszcza, ale mnie potem wszystko caly czas swedzialo... Zaczynam widziec nasz ogrod jako jedno wielkie siedlisko niedzwiedzi i kleszczy (M. mial w srode kleszcza wbitego na plecach), czyli miejsce do unikania zamiast rodzinnych zabaw...
- Wisienka na torcie byla godzina 20, kiedy Bi nagle zaczela smarkac, a moment pozniej wydala mi sie podejrzanie ciepla. Zmierzylam temperature: 38.5. Czyli witamy kolejne chorobsko... :(
Wniosek: nienawidze jak M. zostaje dluzej w pracy!
Oraz nie zawsze to 13 jest pechowy! ;)
P.S. Bi wyladowala o 23 w naszym lozku. Oczywiscie spanie z nia to mordega. Mimo, ze goraczka jej spadla, wiercila sie, przewalala z boku na bok, wbijala mi niekapek w zebra, mamrotala przez sen cos w stylu "Nu-nu, Kokus...", a za kazdym razem jak odwracala sie w moja strone, jej lekkie jak piorka wlosy laskotaly mnie w nos. Jestem dzis potwornie niewyspana, zieeeeeew...
Milego weekendu!
ojejejejjee....
OdpowiedzUsuńDzieci wyrosna....bedzie kiedys dobrze- serio :)
ale to z kleszczem- to troche mnie zdenerwowalo, masz dzieci zaszczepione na zapalenie opon mozgowych przenoszone przez kleszcze??
a jak dziadostwo przeniesie bolerioze??- moze psikaj jakims specyfikiem dzieci gdy ida na dwor??
Naprawde, te kleszcze to plaga... U mnie w pracy niemal nie ma osoby, ktora by choc raz w zyciu nie zlapala boreliozy... :/ Inne choroby przenoszone przez kleszcze sa tu zadziwiajaco rzadkie...
UsuńEch, mowie Ci, czasem nie moge sie doczekac az Bi i Niko wreszcie urosna. Ale zaraz zal mi sie robi tych wczesnych lat, kiedy mama i tata sa dla nich wszystkim czego potrzebuja. :)
oj duzo jak na jeden dzien... oby weekend byl laskawszy;)
OdpowiedzUsuńDuzo... Za duzo... :)
UsuńZdrówka...i postaraj się wykorzystać męża abyś odpoczela, ja swojego próbuję ale jak na razie się broni ;)
OdpowiedzUsuńHehe, u nas jest ciagla walka o to kto zajmuje sie dzieciakami, a kto robi cos pozytecznego.
Usuńpotrzebujesz preparatu na kleszcze i na niedźwiedzie
OdpowiedzUsuńnie gniewaj się na mnie za ten żart ale ja bezustannie myślę o tym, że to bydlę może tam być, naczytałam się o tych syberyjskich mordercach i dlatego mam stracha
OdpowiedzUsuńNie gniewam sie. :) Na niedzwiedzie to chyba tylko gaz pieprzowy, w ktory zreszta zamierzamy sie zaopatrzyc. ;)
Usuńojoj no to faktycznie dzień z przygodami. Może weekend będzie spokojniejszy? A co do niedźwiedzia to faktycznie ja bym miała mega stracha... w końcu to nie jakieś tam małe byle co :)
OdpowiedzUsuńU nas weekendy zazwyczaj uplywaja w biegu i na sprzeczkach malzenskich, wiec na spokoj nie licze. :)
UsuńO matko, co za armagedon! Współczuję Ci, Agatko, z całego serca! Oby weekend okazał się dla Ciebie łaskwaszy. Współczucie jednak nie przeszkodziło mi parsknąć śmiechem na wieść o zepsuciu się invisible fence - hahha, bomba! A Bi to niesamowicie kreatywna istotka, żeby taki yummy przysmak dostrzec w tak zaskakującym miejscu ;)
OdpowiedzUsuńBi niestety jest kreatywna tam gdzie nie trzeba. :) Nie wiem co ona ma z tymi kamieniami, ale od malenkosci zawsze probuje je lizac. W tym roku myslalam, ze bedzie juz na to za duza, ale jak widac sie przeliczylam. :)
UsuńTen cholerny invisible fence mnie dobija. Raz dziala, raz nie. A pies lazi w krzaki i ktoregos razu moze nie wrocic... Z jednej strony chcialabym kupic nowy, ale z drugiej maz jest w trakcie stawiania plotu, wiec troche szkoda mi kasy. Z drugiej strony nie wiadomo czy M. postawi reszte plotu w 2 tygodnie czy 2 miesiace...
nie niedzwiedz jest zagrozeniem, tylko ten kundel. najpierw przynosi kleszcze, a pozniej kto wie moze jak dorosnie to zaatakuje jedno z twoich dzieci. nie obraz sie ale ten pies na przyjazna rase dzieciom mi nie wyglada!
OdpowiedzUsuńObstawiam, że ten "kundel" zagryzie niedźwiedzia :)
UsuńWiesz, miałam napisać, jak Ci współczuję takiej kumulacji, ale nie- nie zrobię tego. Współczuję Ci natomiast takich makabrycznych komentarzy, jak ten nad moim. ZGROZA!!!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Kochana!
naucz sie bezmozgu czytac ze zrozumieniem.
UsuńNa szczescie Martus, przez prawie 2 lata blogowania, takich anonimow trafilo mi sie raptem kilka, wiec nie jest zle. ;)
UsuńAnonimie, nie zycze sobie podobnych komentarzy. Nie pozwole na swoim blogu obrazac mnie, mojej rodziny oraz nikogo z moich czytelnikow. Kolejne obrazliwe komentarze beda usuwane.
UsuńTo całe szczęście, że tylko kilka, bo inaczej zwariować można by było...
UsuńA Tobie anonimowy czytelniku bez twarzy, imienia (Stąd ta zabójcza odwaga w obrażaniu innych? Gratuluję w takim razie.), radziłabym cofnąć się do czasów podstawówki- tam uczono, że zdanie zaczyna się wielką literą.
Z kleszczami nie ma żartów, nie chce straszyć, ale mój wujek miał przez 1 głupiego kleszcza sporo kłopotów zdrowotnych. Oczywiście nie życzę tego nikomu.
OdpowiedzUsuńWiem niestety... Staramy sie uwazac, ogladac siebie dokladnie... Niestety pies wlazi w krzaki i zbiera paskudztwa, a potem przynosi do domu...
UsuńPoza kleszczem co nie jest śmieszne, a wręcz niebezpieczne uśmiałam się do łez, bo to są takie rzeczy, za które w danej chwili byśmy pozabijały, ale jak poczytasz o tym za jakiś czas, to sama będziesz się śmiała. Najgorzej jest jak to wszystko uzbiera się w jeden dzień. Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńMasz racje, w sumie to juz sie smieje. Jak sie ma dwoje dzieci i jeszcze psa, to taka "kumulacja" zdarza sie prawie codziennie. :)
Usuń