Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Niewiele mi do szczescia potrzeba...

Za mna calkiem mily, spokojny weekend...

Co jest na tym etapie zycia wyznacznikiem "milego" weekendu dla Agaty?

Ano, wymienmy... :)

Dzieci polozyly sie na drzemke mniej wiecej w tym samym czasie (Bi z niemalym trudem i matka zdarla sobie gardlo opowiadajac bajki, ale oplacalo sie - dziecko w koncu padlo) - czyli czas na spokojne pogaduchy z malzonkiem i wypicie kawki na siedzaco, jak ja to lubie!

Udalo mi sie ogarnac podlogi w calym domu i 3 prania w sobote, co oznaczalo, ze na niedziele zostaly mi juz tylko "drobiazgi" - lazienka, kuchenny zlew, zmywarka, wiecie, sam relaks. :)

Mialam czas posiedziec na blogach - co prawda z komentowaniem krucho, bo malzonek zagladal przez ramie, ale niewazne. Liczy sie, ze mialam czas odpalic kompa i nie bylo to dopiero wieczorem, kiedy oczy kleja mi sie juz ze zmeczenia...

Przeczytalam kilka stron ksiazki, to dopiero gratka! - na kibelku, ale znow, liczy sie, ze w ogole ja otworzylam! ;)

A w sobote malzonek zgarnal z rana dzieciarnie i dal matce pospac do 8:30! Boooszzzz, nie pamietam kiedy sie tak wyspalam!
Kochanie, wiem, ze raczej tego nie przeczytasz, ale dziekuje Ci!!! ;)

Ech, gdzie sie podziala mlodosc, gdzie szalenstwa??? ;) Gdzie te weekendy, kiedy zwleczenie sie w styczniu, w sobote o 8 rano oznaczalo wylacznie jedno: wypad na narty??? Gdzie wieczory z ksiazka lub kieliszkiem wina z malzonkiem??? Ogladanie filmow do 2 nad ranem??? Czy te dni jeszcze kiedys do mnie powroca??? Wiem, wiem, powroca jak odchowam troche Potworki. Moze dozyje... ;)

No, ale weekend minal i czas na powrot do rzeczywistosci. Dzis dzien zapowiada sie niestety znow "blondynkowo"...
Wylaczylam budzik o 5:30, oparlam sie o zaglowie lozka, zeby nie zasnac i... zasnelam! Budze sie, zerkam na komorke... 6:02! K**wa!!! Znow biegiem, biegiem, szybko, szybko, wypadlam z domu jak huragan, malo sie nie zabilam na oblodzonych schodkach, wsiadlam do auta i dotarlo do mnie, ze zapomnialam torby z drugim sniadaniem i lunchem...

Juz wtedy pomyslalam, ze ladnie sie zaczyna... :(

A na dzien dobry w pracy przeczytalam smutne wiesci u blogowegj kolezanki... A tak wierzylam, ze sie uda... Przykro mi Anetko! :(

16 komentarzy:

  1. Faktycznie niewiele do szczęścia potrzeba :) Najważniejsze, żeby być szczęśliwym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to rzadkosc. Czesciej narzekam na monotonie niz ciesze sie z tych malych radosci.

      Usuń
  2. Jak weekend taki udany, to musiało coś się w poniedziałek zrypać ;)
    Jeszcze przyjdzie czas na rozrywki niezwiązane z dziećmi... chyba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasciwie to ja nie czekam na rozrywki niezwiazane z dziecmi, tylko na spedzanie czasu z dzieciarnia tak jak JA lubie. :) Mam nadzieje, ze uda mi sie ich zarazic chociaz niektorymi pasjami. ;)

      Usuń
  3. Ja też się zawsze śmieję, że u nas weekend to dni gospodarcze- podłogi, mycie łazienki i toalety itd, itd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, u nas tez to tak wyglada. Nawet teraz jak M. siedzi w domu, to jednak wieczorami, po pracy nie bardzo mam ochote latac z mopem. Wole pobawic sie z dziecmi...

      Usuń
  4. Ja też kochana uznaję weekend za bardzo udany jak ogarne większość domowej roboty w sobotę a na niedzielę zostawię sobie tylko z 3-4 godzinki prasowania :-). Nam kobietom to naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba:-).

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesli znajdujesz w tym radość i jakieś pozytywne strony to super, nie jesteś smutasem :)
    Kararelka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem, tylko czasem mnie optymizm dopada. ;)

      Usuń
  6. Jak czasami niewiele nam potrzeba do szczęścia i jak człowiek potrafi docenić takie drobiazgi :) Fajnie, że miałaś miły weekend :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Az sama bylam zdziwiona, ze czuje taki spokoj i zadowolenie po tym weekendzie. Zazwyczaj narzekam, ze nic ciekawego nie robimy, a tym razem jakos tak udalo mi sie zwyczajnie nacieszyc rodzina.

      Usuń
  7. Noo nie ma jak weekendowy relaks :)p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Z czasem zaczynam polubiac sprzatanie. Kiedy sprzatam nikt mi nie przeszkadza, nie uwiesza sie nog i nie ciagnie za nogawki z ciaglym "mama, mama, mama!". ;)

      Usuń