Dzien mi dzis mija jak rasowej blondynce. Takiej z kawalow... ;)
Tajemnica oczywiscie moj kolor wlosow nie jest. Zawsze mowie, ze Bi swoje lokasy ma po mnie. I chociaz nie wierze w stereotypy, to sa takie dni, kiedy sama do siebie mrucze "nosz kurna, typowa blondyna!".
Przy wyjsciu rano z domu, cud, ze wlasnej glowy nie zapomnialam. Po torebke wrocilam sie tylko dlatego, ze poczulam spierzchniete wargi, co przypomnialo mi, ze nie posmarowalam ich blyszczykiem. A blyszczyk oczywiscie siedzial grzecznie w torbie. Potem wrocilam sie po komorke, ktora zostawilam beztrosko na stole. Pozniej juz tylko jak mantre powtarzalam sobie "nie zapomniec kluczykow, nie zapomniec kluczykow...". Kiedys zapomnialam i musialam dzwonic do drzwi, budzac oczywiscie wszystkich domownikow... :/
I nie, nie plataly mi sie pod nogami maluchy, co byloby calkiem wygodnym wytlumaczeniem roztargnienia. I nie, dzieci nie budzily sie po 1745437 razy w nocy, wiec nie bylam niewyspana. Taki dzien po prostu... :)
Wpisalam zle haslo do komputera. W hasle do skrzynki mailowej pomylilam sie 3 (slownie: trzy) razy zanim wpisalam je prawidlowo... Logujac sie na drugi computer znow wklepalam zle!
Ale i tak najlepszy numer zrobilam rano. Zajechalam przed praca na stacje benzynowa. Strasznie nie lubie tankowac, stac na zimnie i wietrze, szczegolnie o tej porze roku. No ale auto wola jesc, rezerwa blyska mi wkurzajaco od wczoraj, wiec trzeba nakarmic wozidupke. ;) Zajechalam na stacje, zaparkowalam pod dystrybutorem, wygrzebalam karte kredytowa, namacalam wajche do otwierania wlewu, wysiadam z auta... I konsternacja. Gdzie ten chorerny wlew??? No jak to gdzie?! Z drugiej strony! :) Przyzwyczajenie ze starego auta... No ale gdybym jeszcze to nowe miala tydzien-dwa. A tu zaraz pol roku stuknie! Chcac nie chcac musialam wsiasc do auta, odpalic je raz jeszcze i przejechac na okolo stacji, zeby stanac dobra strona...
Na usprawiedliwienie wlasnego braku rozgarniecia napisze, ze od paru miesiecy zawsze jezdzimy moim autem w weekendy i zazwyczaj M. dotankowuje mi je po drodze. Nie musialam wiec tego robic od dluzszego czasu. I chociaz to zawsze JA mu przypominam, ze "pamietaj, ze wlew mam z prawej strony!", to ostatecznie, o godzinie 6:50 i przed pierwsza kawa, mam prawo nie myslec. Przynajmniej tak to sobie litosciwie tlumacze i prosze mnie nie poprawiac... ;)
Az sie boje czego jeszcze dzis moge zapomniec! :)
Po prostu dzis był dzien blondynki i już;-) jutro będzie lepiej:D
OdpowiedzUsuńDzien blondynki ma chyba cos wspolnego z praca. Caly weekend byl spokoj, a dzis znow dopadla mnie skleroza. :)
UsuńZnaczy sie mysli masz zajete czyms innym i jesli nie zalatwisz tego w swojej glowie to z dnia blondynki moze sie zrobic tydzien blondynki..:)
OdpowiedzUsuńPociesz sie, ze to sie nam wszystkim zdarza (taki wlasnie dzien :))
Juz zapowiada sie tydzien blondynki, ledwie poniedzialek sie zaczal. ;)
UsuńPodoba mi się określenie "wozidupka" :D
OdpowiedzUsuńI spokojnie, każdy ma taki dzień ;)
Hihi, woze sobie autkiem leniwa dupke, wiec pasuje jak ulal. ;)
Usuń:-) dobre. Mi też się to czasem zdarza. A jak moja córka była mała i wozilam ja jeszcze do przedszkola przed pracą, miałam w robocie taką fuche że czasami musiałam przyjechać przed wszystkimi pół godziny, otworzyć biznes;-) z firmą ochraniajaca i puścić trochę naliczań w komputerach. I pewnego ranka zespana jak zwykle pojechałam na 7 do pracy i w pewnym momencie ochroniarze mnie zapytali czy ja dzisiaj z dzieckiem pracuję ;-). Moja grzeczna córeczka siedziała sobie cichutko w foteliku samochodowym zastanawiając się pewnie czemu ta droga do przedszkola taka długa ;-).
OdpowiedzUsuńHehehe, to Twoja corcia musiala byc niespotykanie cichym dzieckiem. Bi z fotelika sie wydziera, spiewa, gada jak nakrecona, nie udaloby mi sie o niej zapomniec nawet gdybym chciala. Predzej pogubilabym sie po drodze z nadmiaru bodzcow. :)
UsuńOj tam, oj tam... Taki dzień po prostu :) Ja blondynką jestem niemal codziennie. Dzień, w którym się nie skompromituję, powinien być odznaczany na czerwono w kalendarzu...
OdpowiedzUsuńJa tez niestety jestem zapominalska... Moj malzonek od jakiegos czasu (czyt. kilku lat) placi wszystkie rachunki, bo ja wiecznie sie spoznialam i placilismy kary... :)
UsuńAle taka liste w ciagu jednego poranka uzbieralam sobie poraz pierwszy. ;)
Rozumiem Cię doskonale- wczoraj wyszłam z domu i zapomniałam kluczy, żeby zamknąć mieszkanie- stałam i się głupio zastanawiałam, że coś miałam zrobić. :)
OdpowiedzUsuńMi sie czesto zdarzalo kiedys wybiegac z domu w kapciach. orientowalam sie dopiero poza klatka, na chodniku, kiedy robilo mi sie podejrzanie zimno w stopy. :)
UsuńOj znam takie dni. I mnie się one trafiają . I przeżywam wtedy szok żem jest TAKA blondynka.
OdpowiedzUsuńJutro będzie lepszy dzień
Ja niestety swiece oczami sama za siebie dosc czesto, ale taki poranek to zdarzyl mi sie pierwszy raz! :)
UsuńPrawda jest taka, że choć w danym momencie takie rzeczy nas wkurzają i złoszczą, to pod koniec dnia się z nich śmiejemy. I dobrze, bo dzięki temu nasze życie jest znacznie lepsze :)
OdpowiedzUsuńJa smialam sie juz jak usiadlam wreszcie spokojnie za biurkiem z kubkiem kawy. :)
Usuń