Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

sobota, 30 lipca 2022

Uwierzycie, ze juz praktycznie sierpien?

Nie do wiary, ze lipiec wlasnie dobiega konca. Polowa wakacji tez juz za nami. Sierpien w tym roku spisuje na straty, bo jego dwa tygodnie spedzimy w Polsce, a poniewaz u nas rok szkolny zaczyna sie wczesniej niz w Kraju, wiec kiedy wrocimy z wojazy, wlasciwie bedziemy juz u progu szkoly. Oby chociaz wizyta na rodzinnej ziemi byla tego warta, bo poki co, im blizej wyjazdu, tym mniej chce mi sie leciec...

Narazie jednak wakacje trwaja w najlepsze, o szkole nikt nie mysli, a upaly daja sie we znaki. To znaczy, przepraszam, od poniedzialku przyszlo ochlodzenie, moi Panstwo! Skonczylo sie 35-36 stopni! Temperatury w minionym tygodniu dochodzily "tylko" do 29-32 stopni! :D A potem nic dziwnego, ze kiedy slupek rteci pokazuje 23 stopnie, czlowiek zaklada bluze bo mu zimno! :D

W piatek, 22 lipca, ponownie kolezanka zaprosila mnie z dzieciakami do klubu nad jezioro. Poniewaz nadal trwaly afrykanskie upaly, zaproszenie przyjelam z entuzjazmem, mimo, ze sama mialam okres, wiec wiedzialam, ze sie nie zamocze. Czego sie jednak nie robi dla dzieciakow...Wypad wyszedl w sumie jak poprzednio. Matki troche poplotkowaly, ale moja kumpela naprzemian przychodzila nad wode i biegala za swoja mlodsza corka na plac zabaw. Ja stalam lub siadalam na lezaku, pilnujac starszej trojki.

Poszukiwanie rybek
 

Mlodsza panna znow dawala popisy, wyganiajac np. swoja rodzicielke z lezaka, bo to ona bedzie tu siedziec. Sama, a nie na kolanach! W ogole zastanawiam sie, czy to dziecko zna inny ton niz jeczaco - marudzacy. Jesli cos chciala, to kazda kwestie wypowiadala takim "mialczacym" glosem: "plaaaay grouuund!", "bulaaaaa!", "mooojeeee!", okraszone oczywiscie sztucznym szlochem. Matka tlumaczy, ze nie wolno rzucac kamieniami (bachor, bo nie wiem jak ja inaczej nazwac, celowal specjalnie w inne dzieci; dobrze ze nie trafil), a ta na bezczelnego patrzy i rzuca. Matka lapie za ramiona, to ta wyrywa sie, zeby koniecznie jeszcze raz rzucic! A to juz praktycznie 4-latka, wiec dobrze rozumie, co znaczy "nie wolno". Umeczylam sie od samego patrzenia i w sumie ciesze, ze kolezanka ma zmiany grafiku w pracy i przez jakis czas moze miec problem z jazda nad to jezioro. ;) Dobrze, ze "trojca" starszakow bawila sie bardziej cywilizowanie, choc to byl drugi piatek pod rzad i widzialam, ze juz towarzystwo sie soba nacieszylo.

Z bardzo daleka, wiec jakosc byle jaka, ale wlasnie Bi skacze do wody z pomosto - wyspy
 

Najpierw Nik zaczal narzekac, ze sie nudzi bo dziewczyny nie chca sie z nim bawic, potem Bi cos sie poprztykala z kolezanka i zaczala bawic z bratem, a tamta przy brzegu grzebala w piasku. Na pytanie co sie stalo, Starsza oznajmila, ze nie wie, ze E. przestala sie do niej odzywac. Hmmm... jestem pewna, ze o cos poszlo, ale nie wydobedziesz... Na szczescie, jak to u dzieciakow, po kilkunastu minutach, znow bawili sie zgodnie cala trojka. ;)

Plac zabaw i "dziwna" tyrolka, tez musialy zostac zaliczone

Na sobote mialam "wielkie" plany i na planach sie skonczylo. :D Malzonek ponownie szedl do roboty w obydwa weekendowe dni, wiec wiedzialam, ze po poludniu bedzie chcial isc do kosciola, ale chcialam wziac Potworki choc na 2-3 godziny na basen. Taki wiekszy i glebszy niz nasza domowa "kaluza". ;) W dodatku na basenie w kompleksie rekreacyjnym gdzie normalnie jezdzimy na lyzwy, w sobote mieli, jako dodatkowa atrakcje, dostawic dmuchana zjezdzalnie dla dzieciakow. Normalnie jezdze czasem z Potworkami na basen doslownie kilka minut od nas (ostatnio Nik mial tam zawody), ale pomyslalam, ze dla zabawy na zjezdzalni, warto sie przejechac te 20 minut. No niestety. Okazalo sie, ze M. akurat na te sobote umowil sie na zmiane oleju w moim aucie. :/ No i tak skonczyly sie plany, a dzieciakom zostal basen obok domu. Na szczescie nic im wczesniej o planach nie mowilam, bo bylby placz. ;)

Tu jeszcze wspolna zabawa, ale dlugo to nie potrwalo... :/
 

Upal byl straszny. Temperatura 35 stopni, odczuwalna 38. Wsciekla bylam jak nie wiem o ten moj  okres, bo oczywiscie, ze musial przyjsc akurat na najgoretszy dotychczas tydzien... Potwory tez sie zbiesily, jedno drugie ochlapalo, czy cos takiego i Nik wyszedl z placzem (wscieklosci) z basenu. Korcilo mnie zeby oboje wygonic z wody skoro nie umieja sie bawic razem, ale zlitowalam sie, bo bylo niemozliwie goraco. W koncu robilam im 5-minutowe sesje i bawili sie naprzemian. Oczywiscie Bi probowala cwaniakowac i kiedy Nik pierwszy raz wszedl, krecila sie i nurkowala, az powiedzialam, ze licze 5 minut brata od momentu jak Starsza wyjdzie z wody. Szybciutko wyskoczyla z basenu! :D

Niedziela byla jeszcze goretsza niz sobota. Temperaturowo bylo podobnie, ale wyzsza wilgotnosc sprawiala, ze odczuwalna dochodzila do 40. Rano przyjechal moj tata i posiedzielismy przy lodach, kawie i lemoniadzie az do wczesnego popoludnia. Tym razem pamietalam zeby na pozegnanie dac mu kolejne cukinie oraz ogorki. Sami nie mamy szans tego przejesc. :D Przy okazji przydarzyla mi sie najwieksza piekarnicza "katastrofa" od pamietnego spartaczenia kremu, co zaowocowalo brakiem tortu na Komunie Potworkow. Pamietacie? :D Tym razem, wiedzac ze tata sie do nas wybiera, mialam upiec chlebek bananowy, bo juz kilka tych owocow znow nie nadawalo sie do jedzenia. Jak mozna popsuc taki prosty przepis, zapytacie? A mozna, mozna, jak jest sie "zdolnym". Mialam piec w sobote wieczorem, ale trafilo mnie jakies kompletne zacmienie i zapomnialam! :O No nic, dziadek nie przyjezdza skoro swit, wiec za ciasto zabralam sie w niedziele rano. Myslalam, ze zdaze je wstawic do piekarnika zanim sie zjawi, ale niestety... Przyjechal kiedy bylam akurat w trakcie mieszania wszystkiego. Szybko konczylam, przy okazji zagadujac rodziciela, wstawiajac kawe, itd. Takie rozproszenie okazalo sie brzemienne w skutkach. ;) Wstawilam ciacho, a pozniej, pod koniec pieczenia, zajrzalam jak wyglada. Mina mi zrzedla, bo bylo zupelnie plastkie, kompletnie nie uroslo. I wtedy mnie olsnilo - nie dalam sody!!!! :O Na tym etapie nic nie moglam juz zrobic. Dodalam 15 minut do czasu pieczenia w nadziei, ze moze cos to da, ale gdzie tam. Takiego zakalca w zyciu nie widzialam! Po przekrojeniu, wygladalo to jak gesty budyn zapiekany w ciescie. :D Co ciekawe, w smaku nie bylo zle i oboje z M. i tak je zjedlismy i nawet nie dostalismy rozstroju zoladka. No, ale ja sie palilam ze wstydu... Po odjezdzie "dziadzia", Potworki oczywiscie wskoczyly do basenu. Kurcze, wiem ze nie jest to "prawdziwy" basen, ale malutki tez nie jest. Moje dzieci maja chyba jednak za dobrze, bo zamiast cieszyc sie i bawic, to kloca sie i przeszkadzaja sobie nawzajem. Tym razem jednak juz przy pierwszych oznakach niezgody oznajmilam, ze wyjda od razu z wody oboje i nie bede dochodzila kto co zrobil i ktore zaczelo. ;) Podzialalo i Bi spiela temperament, bo zwykle ona probuje zagarnac caly basen i ma problem z kompromisem...

Tym razem siedzialam na tarasie gdzie juz doszedl cien, bo przy takich temperaturach, nawet pod parasolem, bylo nie do wytrzymania...
 

Reszta dnia uplynela juz po prostu na chowaniu sie przed upalem, wieczornej kapieli, zebraniu kolejnej garstki plonow (tym razem kilka ogorkow) i podlewaniu zmeczonego goracem ogrodka. Wieczorem zabralam sie tez za pichcenie kolejnego dania z cukinii. Tym razem padlo na powtorke tego, ktore zrobilam na Wielkanoc i ktore mnie zachwycilo, czyli pieczona cukinie po marokansku.

Pysznosci. Tutaj z ziemniakami, ale do tego pasuje tez ryz lub jakakolwiek kasza
 

Szkoda tylko, ze danie jem tylko ja, ale coz. Malzonek pewnie by zjadl, ale nie znosi zadnych groszkow czy fasolki, a w daniu jest niestety ciecierzyca... Trudno, bedzie wiecej dla mnie, a czesc pewnie dam tacie. ;)

Powietrze w poniedzialek rano, najlepiej podsumowac uroczym "tubylczym" okresleniem: pea soup, czyli zupa grochowa. :D Mozna je bylo doslownie kroic nozem, tak bylo ciezkie i duszne. Caly dzien zbieralo sie na burze, ale w koncu pokropilo okolo poludnia, a porzadna ulewa (choc bez burzy) przeszla dopiero przed 20. Wczesnym popoludniem nawet na chwile wyszlo slonce. Do ostatniej chwili zastanawialam sie czy podlewac ogrodek, bo prognozy "godzinne" zmienialy sie jak w kalejdoskopie, burze wskakiwaly i znikaly, itd. Liczylam jednak, ze popada moze poznym wieczorem, bo tak czesto przechodza fronty. Mialam niesamowitego fuksa, bo akurat przeszlam sie po ogrodzie, dodajac kapsulki z chlorem do basenu, wylaczajac pompe, zbierajac kilka ogorkow, psikajac lilie, ktore znow obsiadly czerwone zuki (kilka zmienilo sie w zolte kikuty i nie wiem czy za rok cos z nich bedzie)... Zauwazylam ze kropi, wiec zebralam poduszki z krzesel na tarasie oraz reczniki i stroje kapielowe dzieci. Spojrzalam na niebo, ale za ciemna chmura nastepne byly juz jasniejsze, wiec uznalam, ze przejdzie bokiem. Nie przeszlo. Po chwili lunelo jak z wiadra, a ja pogratulowalam sobie wyczucia czasu, bo jeszcze minuta, a zbieralabym wszystko biegiem i w ulewe. :D Wczesniej, jak to w poniedzialek, Nik mial trening na basenie. Znow marudzil, ze nie chce jechac, ale przekonalam go, zeby jednak poplywal. W koncu w srode mial miec wyscigi, wiec dobrze rozruszac miesnie, a poza tym jeszcze nastepny tydzien i bede musiala zawiesic jego udzial w druzynie, bo wylatujemy na dwa tygodnie (ale ze i wylot i powrot wypadaja w srodku tygodnia, to Nik opuscilby 3 tygodnie plywania), a potem zaczyna sie pilka nozna (a w druzynie ligowej treningi sa dwa razy w tygodniu) i grafik bedzie mocno napiety. W kazdym razie, Mlodszy w koncu na trening pojechal i wrocil zadowolony, bo znow poszli na basen zewnetrzny. W miedzyczasie oczywiscie Bi wskoczyla do naszego, a brat do niej pozniej dolaczyl, ale na szczescie tylko na moment. Szybko wyszli i moglam kontynuowac zwykle wieczorne ogarnianie.

Bi bawi sie sama i nie narzeka na brak towarzystwa brata
 

We wtorek zaprosila nas (mnie i dzieciaki) do siebie kolezanka Bi, ktora mieszka w kompleksie z basenem. Bi byla tam po zakonczeniu roku, a potem I. byla z wizyta u nas. Milo, tylko kobita nie pracuje, wiec zdziwiona byla, ze w srodku tygodnia mozemy dopiero okolo 16:30... Urwalam sie wiec z pracy 20 minut wczesniej i popedzilam do domu szybko sie odswiezyc i zgarnac Potworki. Mama kolezanki zapewnila, ze zamowi pizze, ale M. wcisnal dzieciakom troche jajecznicy. Mama dziewczynki jest Polka, wiec sobie pogadalysmy, naprzemian po polsku i angielsku. ;) Dzieciaki bawily sie super, nawet Nik, ktory zwykle z kolezankami Bi dogaduje sie srednio i trzyma na uboczu. Tym razem, moze dlatego ze I. jest jedynaczka, wiec garnie sie ogolnie do wszystkich dzieci, wiec zachecala do wspolnej zabawy tez Kokusia.

Mielismy szczescie i caly basen praktycznie dla siebie
 

Jedyna wada wypadu bylo to, ze basen jest mocno zacieniony, wiec kiedy przyjechalismy juz znikalo nad nim slonce. Upaly z poprzedniego tygodnia odeszly w zapomnienie, bylo "tylko" 27 stopni, a ze na noc zapowiadali 16, wiec temperatura szybko spadala. Zalozylam stroj kapielowy i planowalam tez sie przeplynac, ale zanim zdazylam sie zamoczyc, Nik podplynal wesolo i mnie ochlapal. Natychmiast odechcialo mi sie plywania. I tak musialam owinac sie recznikiem dla rozgrzania. ;)

Na basenie nie wolno miec dmuchancow, ale na szczescie chociaz te piankowe "makarony" pozwalaja...
 

Potworkom to oczywiscie nie przeszkadzalo, bo praktycznie nie wychodzili z wody. Dopiero kiedy wyciagnelam ich na sile, bo musielismy sie zbierac, wylezli i szczekali zebami z zimna. Na szczescie samochod byl nadal cieplutki w srodku, wiec szybko sie rozgrzali. ;)

W srode rano, sms od sasiadki uswiadomil mi, ze trener Nika nie wyslal rozpiski wyscigow na zawody, ktore mialy sie odbyc tego dnia. :O Cos tam potem tlumaczyl, ale nie uslyszalam dobrze co. W kazdym razie, mlodociani plywacy mieli niespodzianki. :D Poniewaz zbiorka po raz kolejny byla juz o 15:45, wiec wyszlam z pracy przed 14 i pojechalam do dzieciaki. Mialam szczescie, ze na obecnych polkoloniach dzieciaki sa w swojej starej szkole, ktora znajduje sie doslownie 5 minut od mojej pracy. Zabralam (bardzo zadowolone) potomstwo i pojechalismy. Pewnie byliby mniej zadowoleni gdybym musiala ich pozbawic wycieczki na mini golfa, ktora mieli tego dnia, ale ta na szczescie odbyla sie rano. ;) W domu zjedli obiad i posiedzieli na tabletach i zanim sie obejrzalam, czas byl jechac. O dziwo Mlodszy nie protestowal, tylko popedzil z entuzjazmem. Tym razem przeciwna druzyna miala na oko tyle samo dzieci, co nasza, wiec wszystko poszlo duzo sprawniej i skonczylismy krotko po 18. Tak to rozumiem! :D Znow mierzylam czas, ale ze dobralysmy sie razem z sasiadka do tej samej linii, wiec gadalysmy sobie i wyscigi szybko lecialy. Dodatkowo, stwierdzilysmy, ze linia 6 (czyli nasza) jest najlepsza, bo zwykle nie ma az tak wielu dzieci w tym samym wieku bioracych udzial akurat w tym samym wyscigu. W konsekwencji, obsadzajac linie, trenerzy przypisuja dzieciaki do lini 1, 2, 3, 4, czasem 5 jesli jest wiecej dzieciarni, ale linia 6 dosc czesto pozostaje pusta. Dalo nam to chwile oddechu na lyka wody i takie zwyczajne odprezenie, bo mierzac czas, wiadomo, trzeba sie skupiac i poza samym mierzeniem, sprawdzac karteczki wreczane przez mlodziez, czy zgadza sie imie, numer wyscigu, dystans, itd. Szczegolnie te mlodsze dzieciaki maja tendencje do pomylek. ;) No i moglysmy zlokalizowac wlasnych synow i przypomniec im zeby laskawie sprawdzili jaki maja nastepny wyscig, zjedli cos, napili sie, poszli do lazienki jak maja czas, itd. Obaj to juz 9-latki, wiec nie najmlodsza grupa wiekowa (to 8 i ponizej), ale jednak sa zaraz po tej najmlodszej. ;) Nikowi poszlo tym razem swietnie, choc glownie dlatego, ze nie bylo tego kolegi, z ktorym ostatnio przegral wszystkie wyscigi. ;)

Nik wlasnie doplynal do scianki, a jego rywale, jak widac, nadal sa sporo w tyle
 

Szczerze, to nawet nie jestem pewna ktore wyscigi wygral, a w ktorych zajal II miejsce, bo mialam pecha i za kazdym razem kiedy plynal, jakies dziecko bylo w "mojej" lini i musialam mierzyc czas, starajac sie jednoczesnie zerkac i nagrywac Mlodszego. ;) Kilka filmikow przez to nie nadaje sie do niczego, bo urywaja sie pod koniec, lub ekran ucieka gdzies na boki i nawet nie widac ktore miejsce Nik zajal. :D

Tu kolega juz przy sciance, Nik wlasnie wyciaga reke zeby jej dotknac, a trzeci chlopiec jest kawalek dalej, ale akurat pod woda ;)
 

Wydaje mi sie jednak, ze ma dwa I i dwa II w indywidualnych, a w sztafetach jego grupa zajela jedno II, a jedno nie mam zielonego pojecia. ;) Wrocilismy do chalupy na tyle wczesniej, ze Bi podskoczyla uradowana, ze chce do basenu. Nik oczywiscie nie mogl byc gorszy, choc tak szybko, jak do niego wskoczyl, tak predko wyszedl, narzekajac, ze mu zimno. Niestety, baseny nad ziemia maja to do siebie, ze wystarczy chlodniejsza noc, a temperatura wody drastycznie spada. Te w ziemi jednak dluzej trzymaja cieplo, zwlaszcza ze zwykle sa tez sporo wieksze. ;) Mlodszy jednak juz sie tego dnia naplywal, wiec duzo nie stracil. Bi zreszta tez dlugo sie nie chlapala, bo zaraz byla pora na kolacje i szykowanie sie na kolejny dzien.

Ponowne samotne chlapanko

Czwartek byl znow duszny, wilgotny i prognozy zapowiadaly burze. Dzieciaki mialy na polkoloniach jechac do tego samego parku rozrywki, w ktorym bylam z nimi na poczatku miesiaca. Wycieczka do konca stala pod znakiem zapytania z powodu prognoz. W koncu podjeto decyzje, ze sie odbedzie. Potworki byly i podniecone i zdenerwowane. Juz dzien wczesniej podzielono ich na mniejsze grupki i polaczyli dzieciaki w pary, zeby latwiej bylo wszystkich upilnowac. Bi sie denerwowala, bo przydzielono jej dziewczynke, ktorej nie lubi, a Nik sie martwil, ze jego grupa bedzie chciala pojsc na jakies duze kolejki, ktorych on sie bedzie bal. Starsza - przeciwnie, cieszyla sie, ze pojdzie na te "straszniejsze", bo podobno ja oraz Nik jestesmy tchorzami i to przez nasze ostrzezenia bala sie na nie pojsc ostatnim razem. ;) Takie tam dzieciece dylemaciki. Dzien wczesniej najpierw jedno, potem drugie pytalo czy moga zostac jednak ze mna w domu. :O Bylam w lekkim szoku bo to chyba najatrakcyjniejsza wycieczka z calych 8 tygodni polkoloni, ale poniewaz to nie szkola, odpowiadalam, ze jesli sa pewni, to moge tego dnia popracowac z domu. W myslach nawet odczuwalam leciutka nadzieje, bo jako matka kwoka sama martwilam sie jak grupa opiekunow upilnuje taka gromade dzieciarni na tak duzym terenie... Koniec koncow u Potworkow wygrala jednak chec zabawy i pojechali. Calutki dzien wygladalam z niepokojem przez okno, patrzac na zbierajace sie chmury. Deszcz pojawial sie w prognozie, po czym znikal, aby za moment "wskoczyc" ponownie. Pogoda kompletnie nieprzewidywalna. Okazalo sie jednak, ze decyzja organizatorow aby nie przekladac wycieczki, byla sluszna, bo choc chmurzylo sie solidnie, to w koncu deszcz spadl dopiero po 22 wieczorem. Kiedy wrocilam, oczywiscie pierwsze co, to pytalam dzieciakow, jak bylo. W odpowiedzi zarzucili mnie wrazeniami i opowiesciami o kolejkach, na ktorych byli. Bi pojezdzila na kilku takich, na ktorych ja w zyciu bym sie nie odwazyla. ;) Grupa Kokusia poszla tez do parku wodnego (dzien wczesniej kazda grupa glosowala czy chca, czy nie; u Bi nie chcieli) i Mlodszy zjechal z tej "latarni morskiej", choc ostatnio zarzekal sie, ze wiecej na nia nie pojdzie. :D Oboje byli rozczarowani, bo kolejka gorska, na ktorej byli ostatnio ze mna, zostala zamknieta na czyszczenie, bowiem ktos, hmmm... puscil na nia pawia. :O Czy jestem bardzo zaskoczona? Nie. :D Wspolczuje ludziom, ktorzy jechali za osoba z "nudnosciami", bo przy takim pedzie, ciezko uniknac zostania obryzganym (FUUUJ!!!). :D Ogolnie Potworniccy wrocili niesamowicie zadowoleni, choc tez porzadnie zmeczeni. Nooo... w sumie chyba nie az tak bardzo, bo nadal mieli sile na chlapanie w naszym basenie. ;)

Z kazdym dniem coraz bardziej opaleni, a wlosy Kokusia bielsze :D
 

Tego wieczora napisala do mnie sasiadka obok, czy jestesmy w weekend w domu i czy dzieci moglyby nakarmic ich koty oraz psa w sobote wieczorem i niedziele rano. Ich suczka ma "niewidzialnego pastucha i uchylone drzwi (ze oni sie nie boja!), wiec nie trzeba bedzie na szczescie jej wyprowadzac. Nie mialabym z tym problemu, tyle, ze ona jest bardzo agresywna w stosunku do innych psow (do ludzi jest przekochana), wiec balabym sie jakiegos incydentu. W ten sposob Bi czeka "zwierzynski" weekend, bo sasiedzi z naprzeciwka juz jakis czas temu pytali czy Starsza moglaby w ten sam weekend nakarmic ich kota (o wdziecznym imieniu Bandyta [Bandit]). :D Na dodatek na sobote wieczor jestesmy zaproszeni do znajomych na ognisko, wiec bedziemy musieli z niego dosc szybko uciec, zeby wrocic od rozsadnej porze na karmienie "zoo". ;)

No i nadszedl piatek. Powietrze ponownie od rana bylo ciezkie i duszne, takie jak przed burza, ale swiecilo piekne slonce. Niestety, to sprawialo, ze odczuwalna temperatura byla dobrych kilka stopni wyzsza. Slynny hamerykancki humid. ;) Na szczescie piatek byl w koncu dniem jak codzien. Dla rodzicow zwykly dzien w pracy, dla dzieciakow na polkoloniach. Zadnych popoludniowych planow, tylko troche basenu (dla Potworkow) oraz wzgledny relaks. Malzonek w ogole przedrzemal wiekszosc wieczora na kanapie. ;) Brakowalo mi takiego dnia, choc po pracy musialam jechac po tygodniowa spozywke, wiec zanim dotarlam do domu, ogarnelam troche naczynia, a potem basen, nagle zrobil sie praktycznie wieczor... Poniewaz nie dzialo sie nic wartego uwiecznienia (nawet Potworkow w basenie nie sfotografowalam), wiec wrzucam pare ujec z ogrodu:

Zbiory, w tym pomidor - mutant

Lilie tygrysie jakos przetrwaly zmasowany atak zukow i choc sa mocno ponadgryzane, to udalo im sie nawet zakwitnac


Taki piekny przelatywal sobie po floksach

To jak moi Drodzy - gotowi na sierpien? Dla mnie ten miesiac to zawsze juz poczatek konca wakacji, a ze z podrozy mamy wrocic tuz przed rozpoczeciem roku szkolnego, wiec nie, absolutnie nie jestem gotowa. ;)

8 komentarzy:

  1. Do mnie nie dociera, że to już praktycznie sierpień. Podobno mieliśmy 3 tygodnie urlopu, za chwilę zaczynamy ostatni tydzień, a ja się zastanawiam, gdzie uciekły mi dwa poprzednie?

    Gratulacje dla Nika za kolejne zawody!!!

    Ciekawe czy przyjdzie taki moment, że znudzi się dzieciakom takie długie, codzienne siedzenie w basenie czy jednak ta miłość do wody będzie tak duża, że im to nie minie :)

    A zmęczenie zachowaniem córki od koleżanki dobrze rozumiem. Ja tak samo jestem zmęczona po przebywaniu z dziewczynami od Młodych, czy ostatnio też ze Stasiem, który próbuje zwrócić na siebie uwagę krzykiem i biciem wszystkich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jak wroce z Polski to tez po jednym dniu bede sie zatanawiac czy faktycznie tam bylam, czy mi sie przysnilo. :D
      Nik plywa jak rybka i prawie plakac sie chcialo jak zawieszalam mu druzyne do listopada. Ale przy dwoch treningach pilki tygodniowo, a do tego pilce i gimnastyce Bi, nie byloby juz gdzie wcisnac plywania...
      Narazie im sie nie nudzi, za to odstraszyla obecnosc gigantycznych konskich much, ktore jednego wieczora co chwila lataly nad basenem jak sie dzieciaki kapaly. ;)
      Ja wlasnie zastanawiam sie czasem, czy ta mala jest rzeczywiscie taka okropna, czy ja juz zapomnialam jak to jest miec w domu 3-4-latka. ;)

      Usuń
  2. Jakos chyba jednak spokojniej przeszedl wam ten ostatni tydzien. To dobrze.
    Gratulacje dla Nika za dobre wyniki plywackie.
    Nie znudzi sie chyba Potworkom plywanie i pluskanie, bo ten sport jest fajny, daje duzo przyjemnosci i zabawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potworki uwielbiaja szalenstwa w wodzie, ale Bi tylko rekreacyjnie. Nadal stanowczo (i z fochem) odmawia powrotu do druzyny. :/

      Usuń
  3. Oj leci ten czas. Za miesiąc szkoła. Już mamy rozpiski co kupić.
    Ach te dzieciaki... Czterolatka nieźle dawała popalić. No różnie to z dziećmi bywa. A rola rodzica do najłatwiejszych nie należy.
    Super, że te Twoje pociechy tak pokochały pływanie. A kiedy zaczynały? W jakim wieku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bi zaczela majac niecale 6 lat, ale potem przeszla wszystkie poziomy lekcji na naszym basenie, ekspresowo i juz poltora roku pozniej trafila do druzyny za rekomendacja trenera. Nikowi zajelo troche dluzej zeby byc na poziomie "wyczynowym", ale zaczal sporo wczesniej, bo mial niecale 4 latka.
      Zazdroszcze, ze juz masz rozpiske z przyborami szkolnymi. Wydzial oswiaty w naszej miejscowosci zawsze przysyla listy bardzo pozno. Dostane je pewnie w czasie pobytu w Polsce i po powrocie bede miala "az" 4 dni na zakupy. :/

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że wyjazd się udał i wróciliście cali i zadowoleni :)

    OdpowiedzUsuń