Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 1 kwietnia 2022

Chorobowa koncowka marca

Kolejny tydzien minal, a wojna na Ukrainie nadal trwa... Czy ktos byl zaskoczony, ze ruskie oglosili wycofywanie wojsk, a nadal w najlepsze ostrzeliwali miasta? Bo ja ani troche. To bardzo w ich stylu... :/ Jednoczesnie mam wrazenie, ze w mediach jest na ten temat nieco ciszej. Przynajmniej przestaly wszem i wobec oglaszac jaka to bron i ile ktore panstwo przekazuje Ukrainskiemu wojsku. Martus, zgdzam sie z Toba, ze to byl najwiekszy idiotyzm! No przeciez takie cos to powinna byc tajemnica! Nie ma jak oszczedzac pracy wrogiemu wywiadowi (eye roll)... No chyba, ze to tez jakas taktyka i proba "postraszenia" putina (celowo mala litera), zeby wiedzial z czym beda sie mierzyc jego wojska... Niestety, w miare jak wojna sie przedluza (a pamietajmy, ze to "dopiero" tygodnie, nie jak w przypadku II Wojny Swiatowej - lata), coraz wiecej slychac glosow przeciw Ukraincom. A to, ze brudasy i wszystko niszcza, a to ze nalezy sie im wszedzie pierwszenstwo, itd. Trafilam przypadkiem na caly post wysmarowany w takim stylu, napisany przez pania podajaca sie za... katechetke! No piekny przyklad milosci do blizniego! Nie jestem specjalnie religijna, ale razi mnie niezmiernie hipokryzja ludzi udzielajacych sie w instytucjach kosciola katolickiego, a swoim podejsciem do innych ludzi, przeczacym kompletnie wartosciom, ktore owy kosciol powinien reprezentowac. No ale... Ciekawe jak to bedzie wygladalo za kolejnych pare miesiecy, bo chyba nikt nie mysli, ze ruskie szybko sie z Ukrainy wycofaja...

A jak nam minal ostatni tydzien marca? Jak w tytule. Niestety, nie mozemy sie cos doleczyc, to znaczy ja i Potworki, bo M. nic sie jakos nie ima... I moze niech tak zostanie, bo wiadomo, ze chlop to od kataru umiera... :D

Sobota, 26 marca, zaczela sie bardzo przyjemnie. Po raz pierwszy od lutowego dlugiego weekendu, ja oraz Potworki, mielismy okazje pospac sobie do oporu. Normalnie to wiadomo, w soboty Polska Szkola, w niedziele rano msza... Jak zyc? ;) Szczegolnie po zmianie czasu mialam wrazenie, ze jade juz na oparach, wiec te zawody plywackie oraz rezygnacja z sobotniej szkoly, spadla jak gwiazdka z nieba. :D Szanowny ojciec pojechal wiec do pracy, ale my pospalismy dlugo i wstalismy pozno. Zaleta byla oczywista - w koncu czlowiek sie porzadnie wyspal! Wada bylo niestety to, ze mimo iz zbiorka byla o 12:15, to ranek smignal niewiadomo kiedy i znow mialam uczucie, ze spedzam go w biegu. Na szczescie wyszykowalismy sie na czas, M. zdazyl wrocic z pracy i zostal z Bi, a ja z Mlodszym popedzilismy na basen.

Pozimowy bladzioch :D
 

Zawody odbywaly sie u nas na miejscu i tylko dla naszej druzyny, poczatkowo planowalam wiec nie zapisywac sie do pomocy, ale posiedziec sobie spokojnie i popatrzec przez szyby. Niestety, kiedy powiedzialam o tym Kokusiowi, wydal sie tak rozczarowany, ze na szybko wpisalam sie na liste. Szkoda tylko, ze moja ulubiona pozycja "biegacza" (runner) byla juz zajeta. Zostalo jednak jeszcze pare miejsc dla osob mierzacych czas (timers). Ta pozycja oznaczala jednak, ze nie moglam sobie swobodnie chodzic i fotografowac czy nagrywac filmikow synowi. Musialam stac na wyznaczonej lini i skrupulatnie sprawdzac karteczki podawane mi przez mlodych plywakow, a potem wlaczac stoper jak tylko zabrzmial gwizdek i wylaczac go, gdy tylko plywak dotknal scianki. Oczywiscie nie poddalam sie i dwa filmiki nagralam, ale zadnego od poczatku do konca, bo wtedy musialam pilnowac stopera oczywiscie. :) To jednak niewazne. Najwazniejsze to fakt, ze Mlodszy wygral wszystkie 4 wyscigi. Co prawda mial w tym troche szczescia, bo nie bylo jego dwoch najwiekszych "rywali" z tej samej grupy wiekowej, ale i tak bylam z niego baaardzo dumna. :) A i Nik wyszedl z basenu jak na skrzydlach i trudno sie dziwic. ;)

Poczatku tego wyscigu nie mam nagranego, ale udalo mi sie uchwycic doplyniecie Nika do scianki, z racji, ze ja odmierzalam czas jego kolegi. ;) Widac, ze Mlodszy juz doplynal, a kolega jeszcze ma kawalek przed soba. W tym wyscigu akurat plynelo ich tylko dwoch.
 

Wrocilismy do domu i popoludnie uplynelo spokojnie i szybko. Wszystko wydawalo sie ok, az do wieczora, kiedy Nik odmowil jedzenia jablka, bo "boli go gardlo przy przelykaniu". Oho... Zwalilam to poczatkowo na wysuszona jeszcze po przeziebieniu sluzowke. Pozniej jednak, przy czytaniu, Mlodszy zaczal narzekac, ze mu zimno. Jeszcze pozniej, kiedy schodzilam na dol po czytaniu Bi, sprawdzilam jego glowe i nie wydawala sie zbyt goraca, ale byla podejrzanie sucha. Zwykle po zasnieciu Nik poci sie jak mysz, a tym razem nic. Kiepski znak, ale nie chcialam go budzic zeby mierzyc mu temperature. Stwierdzilam, ze sprawdze jak bede sie kladla i wtedy najwyzej podam mu syrop na zbicie. Niestety, kiedy okolo polnocy wdrapalam sie na gore, Mlodszy glowe mial nadal sucha i wydawala sie jeszcze cieplejsza. Co bylo robic... zeszlam z powrotem na dol po termometr i syrop przeciwgoraczkowy, na wszelki wypadek. Musialam Kokusia obudzic, a on obudzony jest nieprzytomny i placzliwy, wiec mi sie oczywiscie poryczal... Temperatura 37.7, wiec taki wyzszy stan podgoraczkowy, dalam mu jednak dawke syropu, na wypadek gdyby dalej rosla.

Noc Mlodszy przespal spokojnie, ale rano przyszedl mi do sypialni blady i mizerny, narzekajac, ze jest oslabiony i boli go glowa. Zmierzylam mu oczywiscie temperature, ale choc o 8 rano pokazala 36.9 (a wiec tylko leciutko podwyzszona), stwierdzilam, ze nie ma go co ciagnac do kosciola. Bi, choc oznajmila, ze moze oddychac juz prawie normalnie, nadal byla "przytkana", a z nosem obtartym niemal do krwi, wygladala jak kupka nieszczescia. Do kosciola pojechal wiec sam M., a ja zostalam z dzieciarnia. I dobrze, bo juz przed 10 rano Nik zaczal marudzic, ze mu zimno i bola go nogi. Domyslam sie, ze lamalo go w kosciach. Zmierzylam temperature i znow 37.7. Potworki w ogole maja tak, ze Bi zazwyczaj goraczke ma bardzo wysoka - grubo ponad 39 kresek. Nik ma ja nizsza, bo zazwyczaj ledwie nad 38, ale duzo szybciej scina go z nog. Dla mnie wiec zalecenia zeby nie zbijac temperatury jesli jest ponizej 38 stopni (albo i 38.5 w niektorych srodlach), sa malo miarodajne. Patrze bardziej na samopoczucie dziecka. Poniewaz Mlodszy nadal byl marudno - placzliwy, a nie chcial za nic sie polozyc, dalam mu znow dawke syropu na 4 godziny. Z normalna temperatura Nik natychmiast odzywal, choc na bol kolan caly czas narzekal. Pod wieczor znow zaczal sie robic cieplawy i jeczacy, chwycilam za termometr i... ponownie 37.7! Az zmierzylam temperature sobie, zeby sprawdzic, czy to ustrojstwo potrafi pokazac inny wynik! :D Tym razem odczekalam jeszcze godzine, zeby sprawdzic czy rosnie, ale pokazalo to samo. Na szczescie to nie wysoka goraczka, ale meczaca, bo calodzienna, a przy zapchanym nosie i ogolnym oslabieniu, Nik sie przy kladzeniu do lozka rozkleil kompletnie i poplakal, ze nie moze oddychac nosem. Ech... nic nie moglam poradzic, bo nawet po plukaniu sola fizjologiczna i porzadnym wydmuchaniu, Mlodszy nie mogl dobrze oddychac, prawdopodobnie przed obrzek sluzowki. :( Juz wieczorem wiedzialam oczywiscie, ze do pracy kolejnego dnia pojsc nie bede mogla, choc bardziej przejmowalam sie, czy Bi nie rozlozy tak samo jak Nika. Starsza we wtorek oraz srode miala bowiem egzaminy dla V klas z "nauk scislych" (science). Nie byloby dobrze, gdyby ja ominely...

A! Najwieksza niedzielna senscja, bylo przejscie nam pod domem grubego zwierza.

Tu co prawda niedzwiadek odwrocil sie do nas dupskiem, ale latwiej oszacowac jego rozmiary, szczegolnie w porownaniu do przyczepy kempingowej
 

W ktoryms momencie malzonek wola: "O kuzwa, niedzwiedz! Chodz, zobacz jaki wielki bydlak!". Poniewaz M. nieraz trzymaja sie takie durne zarty, wiec podeszlam do okna z lekkim oporem, ale tym razem mialam niespodzianke, bo misiek faktycznie podszedl pod sam dom! Prosto do kubla na smieci oczywiscie! Na szczescie byl on pusty, bo w piatek jezdzily smieciarki, ale jak to skubaniec wie, gdzie isc! :/ Niedzwiedzie brunatne sa jednak raczej ostrozne w kontaktach z ludzmi, wiec kiedy malzonek uchylil tarasowe drzwi i zawolal donosnie: "A co ty tutaj robisz?!" (taka konwersacja z misiem :D), ten statecznie sie odwrocil i ruszyl do sasiadow. Zdjecia nie oddaja jego rozmiaru, ale potezne bylo bydle! W ogole jakies takie dobrze odzywione i puchate, a po zimie powinien byc raczej chuderlawy...

Tutaj ujelam jego/ jej profil (choc zlewa sie z pozolkla trawa), ale za to jest dalej i wydaje sie mniejszy, wiec musicie uwierzyc mi na slowo, ze potezny byl...
 

Polazl do sasiadow i... wszedl im do garazu! Zadzwonilam do sasiadki zeby ja ostrzec, ale nie odebrala. Oni maja jednak bardzo czujnego psa, ktory musial sie rozszczekac, bo po chwili niedzwiedz wyszedl z ich garazu, zawahal sie chwile, stanal nawet na dwoch lapach (alez to wielkie w takiej pozycji! :O), po czym puscil sie pedem przez trawnik i juz-juz zaczal wdrapywac na najblizsze drzewo! Po chwili jednak zrezygnowal. Smieszne to jednak bylo, bo pies sasiadow to taki kundelek z troche mniejszych, a tu wielgachny niedzwiedz i przed nim na drzewo chce uciekac! :D Potem misiek statecznie przeszedl przez ulice, przez ogrod kolejnych sasiadow i polazl w gore przez kolejne posesje. I lepiej zeby juz nie wracal, choc wiem ze takiego szczescia to miec nie bede. Do grudnia beda sie tu platac, lachudry jedne. ;)

Wieczorem milo bylo powygrzewac sie przy kominku.

To chyba moj ulubiony element tej chalupy :)
 

Temperatura zaczela gwaltownie spadac, a tuz przed przejsciem niedzwiedzia, mielismy przez godzine wrecz sniezyce. Za krotka byla zeby zdzialac cos wiecej niz oproszenie stolu na tarasie, ale na poludniowym zachodzie Stanu, napadalo kilka cm sniegu. :O

W poniedzialek rano niestety musialam wstac jak zwykle, bo Nik zostawal w domu, ale Bi trzeba bylo normalnie odstawic na autobus. Na szczescie Starsza jakos szczegolnie nie marudzila, a Mlodszy odsypial chorobe i wstal dopiero kiedy zbieralysmy sie juz do wyjscia. Zdazylam mu tylko podgrzac mleko, wreczyc pudelko z platkami sniadaniowymi i musialysmy biec na autobus. Zgodnie z zapowiedziami bylo pieronsko zimno, bo -6 stopni (odczuwlana -14 :O) i porywisty wiatr. Normalnie powrot zimy; tylko sniegu brakowalo.

Brakowalo, ale niewiele. Jak wspomnialam, w niedziele lekko przyproszylo, a w poniedzialek po poludniu wygladalo jak na powyzszym zdjeciu. Nie przykrylo powierzchni, ale widac wyraznie spore platki, szczegolnie na tle domu sasiadow
 

Na szczescie autobus przyjechal w miare o czasie i moglam wrocic do cieplutkiego domu. Nik stwierdzil, ze mam nos czerwony jak Rudolf. ;) Niestety, w domu dlugo nie pobylam, bo musialam jechac do pracy po komputer, jesli mialam pracowac z chalupy. Ech... nie chce mi sie kompa codziennie taszczyc w te i z powrotem, ale czasem by sie przydalo zawsze miec go ze soba. ;) Zostawilam wiec Kokusia w chalupie i podjechalam do pracy. Musialam tez wydrukowac jeden dokument, komp zawieszal sie co minute i malo mnie szlag tam nie trafil, bo najchetniej chwycilabym tylko sprzet, wrzucila go do torby i wrocila do domu, a sie nie dalo. ;) W koncu jednak zrobilam co trzeba i moglam wrocic do domku, do syna. Tego ranka goraczki juz nie mial, choc zatoki zawalone mial nadal strasznie i ciagle narzekal, ze boli go troche glowa. I tak juz w zasadzie zostalo, bo choc po poludniu temperatura wzrosla mu do 36.9 - 37.2, to nie podnosila sie wyzej. Po zachowaniu tez bylo widac, ze czuje sie lepiej, bowiem wrocilo male, wesole Kokusio, wyglupiajace sie i rechoczoce z byle czego. Niestety, mimo plukania sola i wydmuchiwania, przez nos nie mogl oddychac kompletnie. Zapadla wiec decyzja, ze zostanie w domu kolejny dzien. Decyzje ta Bi przyjela oczywiscie z buntem i pretensjami, ze to nie fair i ze ona w takim razie zostaje w domu w czwartek i piatek! No niedoczekanie... :D Tego dnia jest rowniez normalnie trening na basenie, ale wiadomo - Nik nie pojechal. Zreszta, pluje sobie w brode, bo mozliwe, ze Mlodszy zalatwil sie wlasnie podczas sobotnich zawodow. Na basenie jest goraco, ale dzieciaki przez dwie godziny biegaja mokre, przecierajac sie tylko recznikami, z ktorych po chwili tez niemal cieknie... No ale Nik juz od zeszlego czwartku wydawal sie zupelnie zdrowy i nie widzialam najmiejszego powodu zeby trzymac go w domu. Moze to zreszta przypadek, ze akurat tego samego wieczora go rozlozylo, albo dwie godziny biegania na mokro po prostu przyspieszyly rozwoj choroby. :/

Niestety, wtorek wolny od szkoly dla Nika, pasowal nam tak srednio na jeza, byl to bowiem kolejny dzien w pracy, kiedy mialam zostac do pozna. Co za tym idzie, musialam byc w biurze, nie moglam pracowac z domu. W te dluzsze dni na szczescie i tak zwykle jade do pracy pozniej, ale M. musial wyjsc ze swojej w poludnie i przyjechac mnie zmienic. Potem okazalo sie, ze w sumie niepotrzebnie zatrzymalam Kokusia w domu. To znaczy, na pewno dodatkowy spokojny dzien w cieplym domku mu nie zaszkodzil, ale juz wczesnym rankiem jasne bylo, ze Mlodszy doszedl do siebie. Pelen byl energii i entuzjazmu do zycia - radosnie nawet odkurzyl i umyl podloge w swoim pokoju, ja bowiem, korzystajac z ranka w domu, sprzatalam, a jak. ;) Potem zasiadlam z synem do kompa, postanowilam bowiem dodatkowo wykorzystac ze jestesmy razem w chalupie i nikt nie przeszkadza i wyslac w koncu formularz z wyborem zajec muzycznych na przyszly rok. Szkola wymagala ich do piatku, wiec to byl juz naprawde ostatni dzwonek. Niestety, Nik sam nie wie czego chce (zreszta, nie mozna zbyt duzo oczekiwac po 9-latku). Na poczatku twierdzil, ze nie chce juz grac na skrzypcach, nie chce tez spiewac w chorku. Chce grac w zespole. Wzruszylam ramionami, bo wiem, ze wiele dzieci w naszej miejscowosci, po trzech latach grania na skrzypcach, altowce czy wiolonczeli, rezygnuje, bo ma dosc i woli sprobowac czegos innego. Namawialam go jednak, zeby wybral choc na jedne zajecia chor, bo to taka aktywnosc, na ktora nie trzeba sie przygotowywac. Idziesz i spiewasz. Tu jednak Mlodszy uparl sie, ze nie i koniec. No to nie. Kilka dni wczesniej jednak Nik zaczal zmieniac front. Choru nadal nie chcial, ale stwierdzil, ze on jednak lubi skrzypce i chce kontynuowac. Tlumaczylam, ze mnie jest wszystko jedno, ze to jego aktywnosci, ale dwa instrumenty na raz to podwojne cwiczenia, pilnowanie ktory instrument kiedy brac do szkoly, itd. Ze juz nie wspomne o podwojnej oplacie za wypozyczenie instrumentu, ale to juz zmartwienie dla rodzica... ;) Z drugiej strony, sama przyznawalam, ze szkoda tak zrezygnowc po trzech latach z tych skrzypiec, kiedy teraz juz calkiem niezle na nich gra. Stanelo wiec na tym, ze wybiera orkiestre raz w tygodniu i zespol dwa razy, bo przy nowym instrumencie bedzie potrzebowal wiecej zajec, zeby sie z nim zapoznac. To ustalilismy juz wczesniej, wiec siadajac z nim we wtorek do formularza, spodziewalam sie, ze raz-dwa wypelnimy i gotowe. Tymczasem moj syn zaczal typowe dla niego wahania. Czy kontynuowac skrzypce, czy nie? Co ja bym wybrala? Ktory instrument wybrac do zespolu? W formularzu (elektronicznym) byly linki do obejrzenia krotkiego opisu kazdego z instrumentow i posluchania jak brzmia. Pechowo, zaznaczono rowniez, zeby kazde dziecko wybralo dwa instrumenty, bo szkola bedzie probowala dobrac je tak, zeby kazde miejsce bylo obsadzone, a nie ze np. 10 dzieci bedzie gralo na trabce, a na puzonie nikt. Rozumiem to, ale dla Kokusia to dodatkowe utrudnienie w wyborze. Ogladalismy te filmiki po kilka razy kazdy, cofalismy, puszczalismy kolejny raz niektore fragmenty... W zasadzie flet oraz klarnet Mlodszy odrzucil od razu (dlaczego?! :D) bo "za bardzo piszcza". ;) Podobnie perkusje, bo doczytalismy, ze w V klasie zamiast na prawdziwej perkusji, dzieciaki graja na... dzwonach. :O Potem odpadl jeszcze jeden instrument dety, ktorego nazwy nie pamietam. Stanelo na puzonie, trabce albo saksofonie. Powiem Wam, ze mi nie podobalo sie brzmienie zadnego i kiedy wyobrazalam sobie sluchanie tego dudnienia przy cwiczeniach Nika, az cierplam. No ale coz, on koniecznie chcial grac na ktoryms z nich. Najwyzej bedzie cwiczyl w garazu. :D Przekonalam go w koncu zeby odpuscil sobie puzon, pokazujac jak wielkie jest to ustrojstwo i przypominajac, ze bedzie go musial taszczyc do szkoly i z powrotem dwa razy w tygodniu, a czasem trzy, bowiem w piatki zajecia sa rotacyjne i co ktorys tydzien zdarzy sie, ze akurat wypadnie mu w ten dzien zespol. No wiec w koncu wybral trabke i saksofon i pod koniec roku szkolnego powinnismy dostac zawiadomienie, ktory mu przydzielili.

Zaraz po 12 przyjechal M., a ja popedzilam do pracy, zahaczajac tylko jeszcze o dom taty, zeby wyjac ze skrzynki listy, ktore uzbieraly sie przez te kilka dni od jego wylotu. W robocie na szczescie wszystko poszlo zgodnie z planem, a nawet lepiej, bo zaczeli wczesnie i nikt (w sensie najmlodsze i najslabsze ogniwo zespolu ;P) sie nie spoznil, wiec juz o 19 wyszlam do domu. Wyszlabym nawet kilkanascie minut wczesniej, ale szef spojrzal na przygotowany certyfikat, zobaczyl jeden z wynikow - 87.6% i zaczal naciskac na laborantke, zeby pogrzebala w ustawieniach programu komputerowego i sprawdzila, czy nie da sie choc leciutko podniesc tego rezultatu. Udalo jej sie podwyzszyc go do 90% i szef zadowolony stwierdzil, ze to juz lepiej wyglada, podpisal w koncu certyfikat i moglysmy wyjsc do domu. Rozczarowana bylam, bo prawie udalo mi sie podjechac po Bi na gimnastyke. Zawiezc musial ja oczywiscie M., ale gdyby nie wymysly szefostwa, akurat udaloby mi sie ja odebrac i malzonek z Kokusiem nie musieliby kiblowac w aucie do 19. Trudno... To byla jednak tylko malutka irytacja. Gorzej, ze wyglada na to, iz przez caly kwiecien nie bedziemy mieli pacjentow. Musimy miec jeszcze czterech. Kolejny odpadl bo nie przeszedl badan kontrolnych. Wiedzialam juz o tym, ale jeszcze niedawno slyszalam, ze moze uda mu sie przesunac dawkowanie o tydzien. We wtorek jednak okazalo sie, ze nie tylko tego pacjenta nie bedzie, ale tez z jakiegos powodu kolejnego! A, ze pacjentow mamy co dwa tygodnie (takie wymogi i nie mozemy nic z tym zrobic), to oznacza caly cholerny miesiac w plecy!!! :(

W srode rodzinny grafik zaczal wracac do normy. Co prawda we wtorek wieczorem Bi cos tam marudzila, ze wydaje jej sie, iz ma goraczke i zeby jej zmierzyc. Dotykam czola - chlodne. Bi uparcie, ze jak ona dotyka, to jest cieple. :D Coz, wiem, ze Starsza strasznie pozazdroscila bratu tych dwoch dni bez szkoly i bedzie teraz symulowac na calego. ;) W srode rano cala nasza trojka zwlekla sie wiec niechetnie z lozek bladym switem (:D) i oba Potworki pojechaly do placowek. Ja wrocilam na chwile do domu zeby wstawic pranie i ogarnac co nieco, po czym rowniez podazylam do roboty. Po pracy musialam pojechac po Bi i jej kolezanke bo mialy badmintona po lekcjach. To juz ostatnie zajecia, a ze Starsza stanowczo odmowila zapisania sie na jakiekolwiek wiosenne sporty oferowane przez szkole, to konczy sie moje regularne jej odbieranie. Jej wybor. :) Po pracy spokojny wieczor, bo choc w srody Nik ma zwykle basen, to nadal troche smarczal i uznalam, ze lepiej mu trening odpuscic. Niedzielno - poniedzialkowe "przygody" daly mi w kosc i nie wiem kiedy teraz odwaze sie puscic go na plywanie. ;) Oczywiscie jak zwykle Mlodszy jeczy, ze mu sie nie chce, tak tym razem urzadzil foszki, ze on jedzie i juz! Nie dogodzisz. :D O egzaminie Bi nie wiem nic. Pytam, czy trudny? "Nie wiem...". Pytam na jaki temat byly pytania? "Rozne". No to sie dowiedzialam. Jedyne co Starsza pamietala, to ze bylo 19 pytan. Dziwna taka liczba. ;) Mam nadzieje, ze moze kiedys wyniki zostana wyslane rodzicom, choc trudno powiedziec, bo poki co malo kiedy dostaje do wgladu jakiekowiek testy dzieciakow... W ogole maja tutaj dziwny system, majacy oczywiscie zwiazek z tym, ze dzieciaki maja sie uczyc w szkole i z tamtad wynosic wiadomosci. Zeby nie bylo, jestem za takim podejsciem calym sercem i czuje sie przeszczesliwa, ze moje Potworki nie musza spedzac calych popoludni zakuwajac na kolejne klasowki. Czasem jednak, moje polskie jestestwo nie moze pozbierac szczeki z podlogi. ;) Pisalam Wam juz kiedys, ze po sprawdzeniu klasowek z matematyki, nauczycielka oddaje je dzieciom z zaznaczeniem, ktore zadania zostaly rozwiazane poprawnie, a w ktorych jest blad. Oczywiscie nie podaje poprawnego wyniku, ale dziecko ma szanse samo znalezc blad i rozwiazac problem ponownie. Moze dlatego poki co nie ma ocen. ;P W minionym tygodniu Bi miala jednak egzamin (tak to tu nazwali - exam; nie test, nie quiz, ktore oznaczaja krotka kartkowke, tylko egzamin) z nauk scislych, co tez nie do konca oddaje tematyke. Mysle, ze najlepszym tlumaczeniem bedzie, ze to egzamin z "przyrody", bo z tego co Bi udalo sie wykrzesac z pamieci, mial on elementy i biologii i geografii i nawet troche fizyki. Ale niewazne. Egzamin trwal po 1.5 godziny we wtorek i srode. Okazalo sie jednak, ze i w jeden i w drugi dzien, to byly te same zadania! Po prostu, w srode dzieciaki mialy dokonczyc to, czego nie skonczyly we wtorek! Bi we wtorek odpowiedziala na 14 pytan, wiec na srode zostalo jej tylko 5. Oczywiscie nie dostala pytan do domu, no ale jesli by chialo, to co cwansze dziecko moglo przeczytac sobie pozostale pytania i douczyc sie w domu! :D Przypomnialo mi sie w jakim bylam szoku, kiedy chodzilam do tutejszego high school. Dostalam test z matematyki i przerazilam sie liczba zadan. Rzucilam sie na nie niczym pirania, cala zestresowana, ze nie zdaze w 44 minuty (tak, taki byl czas lekcji; po co zaokraglac :D), uff zdazylam. A kolejnego dnia malo z krzesla nie spadlam kiedy nauczycielka spytala kto chce dokonczyc test, po czym rozdala je chetnym i dala 10 minut na dokonczenie. To sie nazywa bezstresowa szkola. :D

W czwartek kolejna poranna pobudka. Pogoda nie pomagala sie zwlec, bo od rana padala upierdliwa i nieustajaca mzawka. Za to po poludniu mialo sie zrobic dosc cieplo, choc ranne tempteratury - +4, zdawaly sie temu zaprzeczac. ;) Autobus Kokusia znow ma jakies roszady z kierowcami i spoznil sie 20 minut... Dobrze, ze mrozu nie bylo. Tego popoludnia corka sasiadki miala wysiasc razem z Nikiem i poczekac u nas na opiekunke. Duze korporacje z pobliskiego miasta w koncu zaczynaja z powrotem sciagac ludzi do biur, to zas kreuje logistyczne zagwozdki dla rodzicow mlodszych dzieci. Sasiadka narazie wraca do biura na dwa dni w tygodniu i wtedy jej opiekunka ma odbierac ze szkoly jej starsza corke, zas mlodsza ma wysisac u nas i poczekac az ta zabierze ja po drodze. Nie mam pojecia dlaczego starsza nie moze wrocic autobusem. Wtedy opiekunka moglaby poczekac na autobus mlodszej, a druga by sobie doszla jak dojedzie. No, ale nie mnie to oceniac, szczegolnie ze to nie problem "przechowac" u nas mlodsza panne przez 15 minut. ;) Tego dnia jednak okazalo sie, ze A. wysiadla, po czym przeszla prosto do auta... taty, ktory juz czekal. ;) Biedak, podejrzewam, ze specjalnie zwolnil sie z pracy, rano bowiem poprosil kierowce zeby Mlodsza wysiadla u nas po poludniu, a kobieta bezradnie rozlozyla rece, ze nie wie czy ona bedzie prowadzic ten autobus po lekcjach. Sasiad pewnie stwierdzil, ze woli sam przyjechac zeby skontrolowac co i jak, na wypadek gdyby Mlodej nie wypuscili (juz raz ich Starszej kierowca nie wypuscil na innym przystanku), a ona by spanikowala. Ja za to po pracy pojechalam do chalupy taty zeby skontrolowac czy wszystko ok i wyjac korespondencje. Niestety przyszedl caly stos rachunkow, wiec wypisalam je i wsadzilam do skrzynki, ale przez to do domu dojechalam dopiero tuz przed 17. Malzonek pojechal na silke, a ja zagonilam Potworki do pracy domowej z Polskiej Szkoly, zeby nie zostawiac jej na ostatni dzien. Nik umarudzil sie i oczywiscie strzelil focha, a tymczasem jego lekcje zajely nam cale 15 minut. ;) Na piatek zostala tylko czytanka. Gorzej bylo z Bi, bo choc cwiczen miala niewiele, doslownie kilkanascie wyrazow do uzupelnienia, to miala zapowiedziane dyktando. Tym razem bylo dosc trudne, bo zawieralo slowa jak pejzaze, witraze, itd., czyli takie rzadko uzywane, kwieciste slownictwo, nie mowiac juz o imieniu i nazwisku Stanislawa Wyspianskiego. Dla dziecka dwujezycznego to prawdziwy lamaniec. ;) Wpisalam sie tez na dyzur w Polskiej Szkole. Wczesniej zapisana bylam na bodajze 8 stycznia, a przepadl mi, bo lekcje zostaly odwolane z powodu sniezycy i myslalam, ze sie wywine, ale ponoc nie ma tak dobrze. Bez wzgledu na to z czyjej winy nie stawilo sie na dyzur, trzeba go odrobic. Kazda rodzina, ktora nie odrobi dyzuru, ma obowiazek wplacic $100. Mi nie chodzi nawet o te kase; po prostu nie chcialo mi sie z nimi wyklocac, wiec zapisalam sie zaraz na pierwsza mozliwa sobote. Potem bedzie przerwa z powodu ferii wiosennych oraz Wielkiej Nocy, a pozniej to zacznie sie pilka nozna i niewiadomo na ilu lekcjach Potworki jeszcze beda. ;)

Piatek zaczal sie paskudna pogoda. Jeszcze dobudzajac sie w lozku, slyszalam jak ulewny deszcz szumi o dach. Odglos idealny do owiniecia sie koldra i ucieciu sobie dalszej drzemki, no ale nie ma tak dobrze. Na szczescie, zanim sie wyszykowalismy, kiedy wyszlismy na autobusy juz "tylko" kropilo. ;) Dla odmiany, przez wiekszosc dnia deszczyk leniwie popadywal od czasu do czasu, a kiedy lunal na calego, no kiedy?! Oczywiscie wtedy, gdy wyszlam z pracy i ruszylam na zakupy!!! :D Kiedy w koncu dotarlam do domu, znow bylo juz po 17. Pozostalo cos przekasic, przecwiczyc z Kokusiem czytanke, a z Bi i czytanke i dyktando, podac kolacje, przyszykowac ciuchy na kolejny dzien i zostalo raptem pol godziny na grzanie dupki przy kominku przed kladzeniem dzieci spac. ;)

I to tyle. Poza kwestiami zdrowotnymi, jak widac po znikomej ilosci zdjec, niewiele sie dzialo. Zreszta, wcale nie brakuje mi przygod i ekscytacji. Stanowczo wole spokoj, zeby tylko jeszcze zdrowie powrocilo z laski swojej. ;) Tymczasem mi nadal cos tam furczy w nosie i od czasu do czasu musze go wydmuchac. Nik nadal ma swoj zatkany, choc przy probach wydmuchiwania, nic nie leci. Tylko Bi praktycznie doszla do siebie. No i M. jednak raczej nic od nas nie zlapal, szczesciarz, bo mysle, ze inaczej juz dawno wykazywalby jakies oznaki kichania czy smarkania... ;)

Do poczytania!

16 komentarzy:

  1. A u nas od dwóch dni biało i to jak! Potworki miały by radoche. Podziwiam wasze zaangażowanie w rozwój dzieci. Czy to sport czy muzyka, brawo ! Oni sami zapewne nawet nie rozumieją jak dobrze się mają.
    Miska bardzo bym się bała. Na zdjęciu bądź filmie uważam je za cudowne, ale na własnej posesji ....chyba chodziłabym że spluwą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, ze jak wychodze z garazu to tez najpierw wygladam ostroznie. :D
      Nie, dzieciaki nie doceniaja. Wrecz marudza, ze zmeczone, ze nie chce sie, choc oczywiscie nie zawsze. Mysle, ze docenia to dopiero jak dorosna...

      Usuń
  2. Ten niedzwiadek to calkiem niczego sobie, wielki kawal miesa. Chociaz lubie dzikie zwierzeta to balabym sie go miec pod samym domem, w czestych odwiedzinach. U nas tylko lisy z grozniejszych dzikusow biegaja po lesie wokol domu, a i to bardzo rzadko. Zdrowia zycze dla Potworkow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj niedzwiedzie to prawdziwa plaga. Ludzie troche sie do nich przyzwyczaili, ale to jednak dzikie zwierze i wolalabym zeby trzymaly sie lasu. ;)

      Usuń
  3. Niestety, takich negatywnych opinii słychać coraz więcej. Z resztą pisałam o tym już też u siebie. Mam nadzieję, że to tylko wpisy trolli, a nie faktyczne myśli większości ludzi.Spodziewałam się takich wpisów, ale znacznie później. Ledwie minął miesiąc i już jest tyle złości, to co będzie za parę miesięcy (nie daj Boże lat), bo podobnie jak Ty nie wierzę już, że to się szybko skończy...

    Gratulacje dla Nika!!! Nie ważne, że nie było głównych rywali - wygrał i to się liczy. Ja w życiu nie zgodziłabym się na mierzenie czasu - znając mnie, zamiast zatrzymać stoper to bym skasowała wynik, albo włączyłabym za późno. Dziękuję, z takim sprzętem niezbyt się lubię :P

    Pokazałam dzieciakom niedźwiedzia i obydwoje stwierdzili: "Jaki słodki misiu" :D Ja bym go nie chciała spotkać.

    Nie dziwię się Nikowi, że miał problem co wybrać. Kurczę, u nas dzieci 15-letnie, na koniec podstawówki nie raz mają problem żeby wybrać do jakiej szkoły średniej chcą iść, co może im się przydać w dorosłym życiu, a tu 9-latek ma wybierać co dalej chce robić? Z tymi dętymi to Cię rozumiem, ja też bym optowała za chórem :P

    Zaskoczyłaś mnie z tym jak wyglądają testy. Przyznam, że na moje polskie wychowanie jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Oliwia ostatnio miała sprawdzian z biologii na 15 pytań i miała na to jedną lekcję. Czasami z polskiego jak mają wypracowanie do napisania, to piszą w piątek kiedy mają dwie lekcje pod rząd.

    Na koniec zdrowia Wam wszystkim życzę, żebyście w końcu mogli swobodnie oddychać i mieć siły na różne aktywności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Odnośnie mojego wpisu. Tu jest propozycja, gdzie faktycznie nikt by im pieniędzy nie wybrał i co więcej mogliby kontrolować ile ich mają
      https://allegro.pl/oferta/bankomat-skarbonka-edukacyjna-polskie-nominaly-11166154297?utm_feed=d5db6545-c91d-4ae7-ba08-ea1d80f971e3&ceneo_cid=0bc56b3f-8a24-8c73-a1db-6d3258b6149a

      Usuń
    3. Dzieki Martus! Musze im cos podobnego wyszukac na Amazonie! :)
      Ja bylam w szoku, bo to nie byl czyjs anonimowy komentarz, tylko autorka bloga opisywala co opowiadaja jej znajomi i krewni. :O
      Ja tez strasznie sie stresowalam tym stoperem, bo tez tak mam, ze przyciskam nie te guziki co trzeba, albo sie zagapie... Udalo mi sie jednak przezyc bez wpadki tym razem, poza tym bylo nas dwie na kazda linie, wlasnie na wypadek gdyby ktorejs cos nie wyszlo. ;)
      Testy tutaj to zupelnie inny system. Teraz maja takie wielkie, ogolnostanowe, ale choc tu nie bedzie poprawiania, to nauczyciele juz uprzedzili, zeby dzieci sie nie stresowaly, bo kazde bedzie mialo tyle czasu, ile bedzie potrzebowac. Nikomu testu nie zabiora az nie skonczy, a ma to trwac kilka dni... :O

      Usuń
  4. Dobrze, że Was bardziej nie powaliła ta choroba. Ja się trzymałam od jesieni i nagle od nocy z piątku na sobotę 🤧 smarkam. Najpierw myślałam że to alergia, ale chyba nie bo bolą zatoki i oczy :(

    Gratulacje dla Nika! Super podglądać jak on sobie świetnie radzi na tym basenie!

    Miś? Miś! Taki fajny ale wielki jednak. U Was pod domy podchodzą misie, u nas dziki 🤦 prawie pod blokami tuptają całymi rodzinami...

    Aa, chór byłby super 😁.

    Zdrowka Wam życzę i udanego kolejnego tygodnia!
    PS u nas jest tak zimno, że musiałam się przeprosić z zimowymi butami i kurtką przejściową! Jeszcze gdyby wiatru nie było.. Ale ponoć jeszcze tylko tydzień... Oby.

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety znow wrocilam do kurtki i polbutow. Jakies dlugotrwale ochlodzenie przyszlo...
      Prawda? Ja tez mysle, ze chor bylby najlepszy. :D
      Dziki tez pamietam z Polski. Strasznie sie ich balam...
      Tak, Nik to ryba. :D Bi tez, ale co z tego jak znielubila plywanie. Moze brat dluzej wytrwa...
      Ech... Nikowi przeszlo, jakies dwa tygodnie wydawal sie zdrowy, a od kilku dni znow chodzi "przytkany". :(

      Usuń
  5. Niewiele się działo? Kochana, takie stwierdzenie Was nie dotyczy. U Was zawsze się dzieje. Jak sami o to nie zadbacie, to emocje zapewni Wam kudłaty znajomek. Taki widok musi robić wrażenie i to na własnym podwórku. Nasi sąsiedzi zanim się wprowadziliśmy bardzo się zdziwili, jak za oknem zobaczyli żubra. Choć z początku byli przekonani, że to krowa. My takich przygód nie mieliśmy, choć myślę, że Tata Tygrysa nie miałby nic przeciwko.
    Co do sąsiadów z Ukrainy... Są wśród uchodźców różni ludzie, z różnym podejściem do oferowanej pomocy. To chyba normalne. A wiadomo - złe zachowania szybko idą w świat. O tych, co znajdują pracę, mieszkanie i starają się żyć normalnie (jakkolwiek to brzmi w ich sytuacji) nie mówi się, bo to mało chwytliwy temat. A sporo takich ludzi jest. Nie tylko tych, co sobie życzą i nie po to do Polski przyjechali, żeby palić w piecu czy pracować. Zadziwia mnie zachowanie naszych Polaków. Oburzenie nauczycieli, że zajęcia dla dzieci z Ukrainy są u nas za darmo. Choć spotkałam się już z tym, że mamy wpłacały pieniążki za warsztaty. Prosiłam o zwrot, bo to niby 6 zł, ale jak nie masz wiele, to każdy grosz jest ważny. A OC za darmochę, to wywołuje już wręcz nienawiść. Nie pojęty jest dla mnie brak empatii czy chociażby zwykłej wyobraźni. A tak, jak piszesz to dopiero początek.
    Gratulacje dla Nika. 4 wygrane wyścigi, to nie byle co.
    I zdrowia dla Was. Sami chorujemy od kilku tygodni, zarażając się nawzajem i mamy już dość. Szef jeszcze bardziej, ale akurat jego mi nie szkoda :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, usmialam sie z komentarza o szefie. :D
      U nas Nik znow ma przytkany nos. A w sobote kolejne zawody plywackie. Idealny czas na katar. :/
      Tak, ja rowniez uwazam, ze wsrod kazdej nacji sa ludzie dumni oraz pracowici i zwykle lewusy...

      Usuń
  6. Nie wiem czy zauwazylyscie, ze od stuleci Ci Mocarze Swiata kimkolwiek oni sa chce po prostu ludzkosc podzielic. Wiec na temacie ciagle kraza takie tematy, ktore porozniaja ludzi. Mamy wiec poczawszy od Celebryty slawnego 100 letniego wirusa korono:
    - zwolennikow domowego wiezienia i przeciwnikow,
    -ludzi, ktorzy nie wierza w to, co nadaje gadajace pudlo i tych, ktorzy wierza slebo w to, co ktos im mowi uznajac to za niepodwazalna prawde zyciowa,
    -zwolennikow noszenia scierki na twarzy i tych, ktorzy sa (teraz takie slawny zwrot Anty),
    -tych, co chca sie szczepic i tych, ktorzy ufaja swojemu organizmowi bardziej niz faktom i badanoom przekupionej grupy swiatowych specjalistow.
    A teraz, ze celebryta stracil na sile to kolejny konflikt. Tym razem zbrojny czyli walka dobra ze zlem. Bo przeciez tam gina bezbronni ludzie.
    Tak wiec mamy yych, ktorzy powiesili by za jaja tego zlego Putina i tych, ktorzy nie oceniaja zadnych ze stron,
    Mamy osoby, ktore czuje chec pomocy i tacy, ktorzy sa sceptycznie nastawieni.
    Jak jest tego moral?
    konflikty na swiecie byly, sa i beda.
    Jesli czlowiek zyje swiadomie to wie, ze zycie to iluzja. Wszystkie doswiadczenia oparte sa na schematach, emocjach i poprzednich doswiadczeniach.
    Chcesz pomoc swiatu? Postepuj jak Jezus. Kochaj blizniego swego jak siebie samego. Bez szatek, nalepek,plakietek, wyzwisk. Nie oceniaj i zacznij zmieniac swiat na lepsze zaczynajac od siebie. Patrz wewnatrz, a nie na zewnatrz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo madrze napisane Miniu!
      I pytanko: czy na Twojego bloga mozna sie jeszcze dostac, czy zamknelas na 3 spusty? ;)

      Usuń
  7. Gratulacje dla Nika!
    Brawo.
    Zdrowia życzę.

    OdpowiedzUsuń