Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 6 listopada 2020

Poczatek listopada

 Ale zanim listopad, wrocmy na moment do ostatnich dwoch dni pazdziernika. :)

Jak pisalam ostatnio, prognozy na piatek (30 pazdziernika) niespodziewanie sie nam sprawdzily i od rana sypal snieg.

Nie, to nie styczen, to pazdziernik :)
 

Nie mocno, zdecydowanie nie byla to sniezyca, ale rowno, upierdliwie i przez dobrych kilka godzin.

Jesienne dekoracje w zimowej scenerii ;)
 

Rano zawiozlam Potworki do szkoly, ale z jazdy do pracy zrezygnowalam. Nie sadze, zeby drogi byly zbyt sliskie, ale po prostu pogoda byla tak paskudna, ze skorzystalam z okazji, ze moge sobie zostac w cieplej chalupie. ;) Kiedy odebralam dzieciaki ze szkoly, oczywiscie musialy popedzic choc na dwie minutki na przysypany mokra ciapa plac zabaw.

Tylko kupa lisci na drzewach przypomina, ze to nadal jednak jesien...
 

Mecz Kokusia zostal oczywiscie odwolany, ale trener urzadzil chlopakom polgodzinny trening. Przyszlo... czterech. A wlasciwie to trzech, bo jeden z chlopcow to syn trenera. :D Chlopaki mieli jednak zabawe roku, biegajac po pokrytej topniejacym sniegiem trawie i rozbryzgujac ciape na wszystkie strony.

To w czapce na glowie, to Nik ;)
 

Robilo sie jednak coraz zimniej i mimo, ze maszerowalam wkolo boiska dla rozgrzewki, odetchnelam z ulga, kiedy trening sie skonczyl. Nik na treningu bawil sie przednio. Niestety, w domu okazalo sie, ze jego korki doslownie ociekaly woda. Poniewaz nastepnego ranka Potworki mialy miec mecze, trzeba je bylo jakos wysuszyc. Trener mowil cos o wrzuceniu ich do suszarki, ale nie wydalo mi sie to dobrym pomyslem. Moglam postawic je przy kaloryferze, ale balam sie, ze przy takim stopniu zamoczenia, nic to nie da i nie doschna. Skorzystalam wiec z tego, ze M. rozpalil w kominku i postawilam korki przy ogniu. Bojac sie jednak, zeby sie nie rozkleily (kiedys tak sobie rozwalilam adidasy na kempingu, kiedy suszylam je przy ognisku ;P), co kilkanascie minut odwracalam je w te czy inna strone. Troche zmudny proces, ale sie oplacilo. Korki wyschly, ale ani sie nie rozkleily, ani nie stracily ksztaltu.

Tej nocy scisnal pierwszy w tym roku mroz i to od razu z grubej rury - kilkustopniowy. W dzien mialo byc jednak 8 stopni oraz piekne slonce, wiec sama nie wiedzialam jak ubrac Potworki na poranne mecze. Kiedy biegaja, wiadomo, jest im w miare cieplo, ale nie graja caly czas, bo trenerzy wymieniaja co 10-15 minut sklad. Poza tym, mieli grac o roznych porach, wiec jedno siedzialoby przez caly mecz brata/siostry. W koncu przygotowalam im polary, na ktore mieli ubrac koszulki zespolow, a oprocz tego chcialam wziac kurtki zimowe dla siedzacych osobnikow (w tym siebie) oraz koce, zeby jeszcze dodatkowo sie zakryc w razie czego. Zerwalismy sie skoro swit, zeby w spokoju sie wyszykowac i zdazyc na rozgrzewke, tymczasem o 7:30 rano przyszly maile, ze boiska sa oblodzone i wszystkie mecze zostaly odwolane. Na tyle sie zdala moja "zabawa" z suszeniem Kokusiowych korkow... :D Potworki byly mocno rozczarowane, Bi sie nawet poplakala, ale osobiscie sie ucieszylam, bo naprawde nie mialam ochoty przy takich temperaturach siedziec dwie godziny na dworze. ;)

Sobota to byl dzien urodzin M. Jakos w tym roku nie chcialo mi sie myslec o prezencie. Nadal pamietam moje zeszloroczne, okragle urodziny, o ktorych moj malzonek zapomnial i kolejnego dnia improwizowal na szybko i byle jak. Nadal jest mi przykro (tak, jestem pamietliwa). Ten rok jest w ogole dziwny, jestesmy nerwowi, co chwila o cos sie scinamy i wiedzac, ze Potworki szykuja stosik laurek, machnelam reka i nic M. nie kupilam. Zlozylam mu jednak zyczenia, zeby nie bylo i to w urodziny, a nie dzien po. ;)

Calkiem niespodziewanie zyskalismy wiec spokojny, sobotni poranek. Oczywiscie, w zwiazku z brakiem meczow, Potworki mogly sie podlaczyc do lekcji z Polskiej Szkoly, o czym przypomnielismy sobie... po czasie. :D No trudno. Posiedzielismy, posnulismy sie leniwie po domu, a Nik przelazil w pizamie do 11. I fajnie, czasami trzeba. :) Potem tez duzo nie robilismy. Wyszlismy na moment na dwor, bo dzieciaki koniecznie chcialy pobiegac jeszcze po sniegu zanim stopnial.

I znow: snieg i kolorowe liscie = cos tu nie pasuje :D
 

Przy okazji oboje zglosili, ze buty sniegowe cisna ich w palce... :O Nik przechodzil w swoich dwa sezony, a ostatnio strasznie urosla mu stopa, wiec sie nie dziwie. Co do Bi, to buty ma zeszloroczne, moze cztery razy ubrane i o dobrym rozmiarze, wiec mam podejrzenie, ze zabolalo ja, ze Nik dostanie nowe siegowce, a ona nie. ;) Upieklam ciasto marchewkowe z polewa z serka Philadelphia (ale to, kurcze, pycha!), a Potworki odliczaly tylko godziny do 18, kiedy mielismy ruszyc do sasiadow, a z nimi na polow cukierkow, bo przeciez nadeszlo w koncu Halloween. :)

Uwielbiam, choc pokazana ostatnio szarlotka jednak jest lepsza ;)
 

W zeszlym roku bylo bardzo cieplo, w tym dla odmiany, na noc znow szedl przymrozek i wieczorem temperatura gwaltownie spadala. Coz, taki mamy klimat i to doslownie. :)

Gotowi i tak podekscytowani, ze ledwie wytrzymali bez ruchu te pol minuty potrzebne na pstrykniecie zdjecia :D
 

Juz od kilku dni przygotowywalam Potworki, ze z powodu wiadomego wirusa, w tym roku moze byc tak, ze bedzie bardzo malo domow, gdzie rozdaja cukierki, wiec zeby nie byli rozczarowani. Okazalo sie jednak, ze niepotrzebnie. Chodzilo mniej dzieci, nie widzielismy zwyklych ogromnych grup, choc nadal sporo dzieciakow wyruszylo po slodycze. Natomiast nasze sasiedztwo zgodnie stanelo na wysokosci zadania i w prawie kazdym domu byly cukierki. Naliczylam moze trzy chalupy, gdzie pamietam, ze w poprzednich latach rozdawali slodycze, a w tym zamkneli sie na glucho. Jedyna roznica bylo to, ze w wiekszosci domow, slodkosci wystawili na stole przy wjezdzie, lub na progu domu i malo kto rozdawal je osobiscie.

Niemal wszedzie wygladalo to mniej wiecej tak (slodycze rozlozone na czyms przy wjezdzie na posesje)
 

Ja zreszta zrobilam tak samo, choc to dlatego, ze M. nie uznaje Halloween i oswiadczyl, ze zadnych slodyczy rozdawac nie bedzie. Za to zauwazylam, ze "straszyl" podchodzace dzieciaki, mrugajac swiatlem przy wejsciu. ;) Potworki wrocily obladowane cukierkami jak zawsze, a ja zaczelam akcje powolnego "pozbywania" sie slodyczy. :D

W niedziele nie dane bylo dzieciakom odpoczac, bo zaproszeni byli na urodziny sasiadek. W dobie korony, sasiedzi urzadzili impreze na zewnatrz, a sasiad co chwila nawolywal do dzieciakow, zeby zalozyly maseczki. Ale co sie dziwic, skoro on latem nosil maske jezdzac na rowerze, a jego zone widzialam ostatnio w maseczce we wlasnym aucie. Tak, nadal sasiadow lubie, choc krece glowa z politowaniem. :D Na szczescie tego dnia temperatury laskawie podniosly sie do 10 stopni, ale pechowo, na popoludnie zapowiadali deszcz. Sasiadka dwa razy przekladala godzine zabawy. W koncu stanelo na 11:30 i okazalo sie, ze wstrzelili sie idealnie, bo o 1:15 zaczelo padac, a wiec przed samym koncem imprezy. Kiedy przyszlam po Potworki, zalapalam sie jeszcze na rozwalanie pinaty.


Potworki machaly z taka moca, ze nawet kija nie widac :D
 

Cala grupka dzieci rzucala sie na wysypane slodycze, jakby dzien wczesniej nie bylo Halloween, a oni rok slodyczy nie jedli. :D

Polowanie na cukier ;)
 

Po poludnie to juz konczenie odrabiania lekcji na religie, ktora miala sie odbyc nastepnego dnia, kapiel, wygrzewanie przy kominku i takie tam. :)

W poniedzialek Potworki pomaszerowaly do szkoly, a po szkole pojechalismy na wspomniana wyzej religie. Wybral sie z nami nawet M., poniewaz chcielismy pojechac na cmentarz, zapalic symbolicznie znicze na kilku opuszczonych grobach. U nas na szczescie cmentarze otwarte, tylko mszy na Wszystkich Swietych nie bylo na nekropoliach. ;) Zreszta, czytam, ze w Polsce zamkniete zostaly glownie te w duzych miastach, a w mniejszych miejscowosciach pozostaly otwarte. Ciotki mojego malzonka, w swojej wiosce pod Krakowem, poszly na groby 1 listopada bez przeszkod. My poczatkowo planowalismy pojechac w niedziele, ale plany popsul nam deszcz. Przelozylismy na poniedzialek, co zreszta dobrze sie zlozylo, bo z miejsca gdzie Potworki maja religie, jest tylko rzut beretem na duzy, "polski" cmentarz. Bylo przerazliwie zimno i strasznie wialo, ale za to Potworki zachwycone byly widokiem migoczacych swiatelek.

Wieczorny cmentarz
 

Pamietam z dziecinstwa, ze sama uwielbialam na nie patrzec. Z mojego pokoju na piatym pietrze, mialam widok na pobliski cmentarz (stary, na ktorym nikogo juz nie chowano) i o tej porze roku moglam siedziec przy zgaszonym swietle z nosem przy szybie, godzinami. :)

We wtorek Potworki mialy wolne, ze wzgledu na to, ze miejscowe gimnazjum (middle school) oraz liceum (high school) zamienione zostaly w lokale wyborcze. Dlaczego zamyka sie z tej okazji rowniez podstawowki, tego juz moj maly rozumek nie ogarnia. ;) Tego dnia M. znow wyszedl wczesniej z pracy. Tym razem poniewaz przyjezdzala ekipa, zeby wylac asfalt na poczatek podjazdu. Miejsce to bylo wczesniej mocno zaokraglone, tworzac cos na ksztalt pagorka, o ktory przy wyjezdzaniu wiecznie haratal dol przyczepy. Malzonek wywalil okolo 6m2 starego asfaltu, wyplaszczyl i poglebil. Panowie przyjechali, wylali i wyrownali warstwe asfaltu, zaplacilismy im gruba kase za 1/2 godziny roboty (:D), po czym pojechalismy oddac glosy. Trzeba bylo spelnic obywatelski obowiazek. ;)

Lokal wyborczy, czyli miejscowe high school :)
 

Jak wiecie, jestem wlasciwie apolityczna. Polityka nigdy mnie nie ciagnela, bo uwazam, ze ktokolowiek zostanie prezydentem, w normalnych czasach, dla takiego szarego czlowieka jak ja, niewiele sie tak naprawde zmieni. Poniewaz jednak obecne czasy nie sa normalne, uznalam, ze musze oddac ten moj marny, malutki glosik. Zaglosowalam na czlowieka, ktory (mam nadzieje) bedzie walczyl, zeby pomimo pandemii, jednak jak najwiekszy sektor gospodarczy pozostal otwarty. Zeby ludzie nie tracili pracy, zeby dzieci mogly normalnie zdobywac edukacje. Obawiam sie, ze drugi kandydat pozamyka nas na trzy spusty, tak, jak obecnie dzieje sie to w Europie. 

Jak pisalam ostatnio w poscie o Bi, zapisalam Starsza na 3-godzinne zajecia gimnastyczne. Malzonek moj oczywiscie komentowal cos pod nosem, ze "no pewnie, smarkula wspomni cos o gimnastyce, to matka pedzi zeby spelnic zyczenie..." ;)

Gimnastyczka i miszcz drugiego planu :D
 

Moj malzonek nie wie, ze Bi o gimnastyke blaga juz od zeszlej zimy, tylko wszedzie mieli komplet i nie moglam jej nigdzie wcisnac. W marcu byla juz praktycznie zapisana, ale... przyszla korona. Teraz zapisalam ja glownie zeby przypomniala sobie "z czym to sie je", ostatnio chodzila bowiem na gimnastyke prawie 3 lata temu. Odstawilam ja pod drzwi, po czym weszlam do srodka podejrzec przez szybe jak sie tam odnajduje. Sam poczatek nie wygladal zachecajaco, bowiem Bi nikogo nie znala i wygladala na mocno niepewna.

Chociaz tu nie byly wymagane wszechobecne maseczki...

 Pomyslalam nawet z ulga, ze moze wreszcie da mi swiety spokoj z ta gimnastyka. ;) Kiedy ja odebralam jednak, dziecko oznajmilo zachwycone, ze bylo super i teraz to juz naprawde chce zeby ja zapisac na regularne zajecia. Cholerka... :D

W miedzyczasie zas... zwiala nam Maya. Znowu! Juz chyba ze 2 lata nie przydarzyl jej sie podobny wybryk, wiec przyznaje, ze nasza czujnosc zostala mocno uspiona i od jakiegos czasu wypuszczalismy ja do ogrodu bez obrozy, bo i tak grzecznie siedziala pod domem. No niestety. Nie tym razem. Najlepsze, ze przydarzylo sie to tak szybko, ze nawet nie zauwazylismy, ze pies nam zniknal! :D M. sprzatal piwnice, a ja zeszlam mu pomoc, kiedy dostalam sms'a od sasiadki z pytaniem, czy nie zginela nam Maya. :O Odpowiedzialam przerazona, ze byla na dworze, wiec kto wie, w miedzyczasie biegnac na gore, zeby wyjsc na zewnatrz i sprawdzic czy pies jest na ogrodzie. Okazalo sie, ze ta cholera przelazla przez krzaki w strone domow ponizej naszego i nieco w bok i doszla do ruchliwej ulicy idacej wzdluz naszej. Dobrze, ze wlasciciel posesji akurat wyzedl z domu, zauwazyl i ja zawolal. Maya nie miala oczywiscie obrozy, wiec nie majac pojecia czyj to pies, zadzwonil po animal control, ale na szczescie tez wrzucil zdjecie Mai na Fejsa. Sasiedzka poczta pantoflowa dziala jak zloto i Maye rozpoznala jedna z sasiadek, po czym napisala do innej, ktora z kolei wyslala wiadomosc do mnie. ;) Jeszcze pozniej, kiedy juz Majucha znalazla sie bezpiecznie w domu, otrzymalam smsa od innej znajomej, ktora tez widziala post i wydawalo jej sie (slusznie), ze rozpoznaje naszego siersciucha. :D Kiedy podjechalam do sasiada, Maya jak gdyby nic przybiegla sie przywitac, ale na szczescie chetnie wskoczyla do auta. Policjantka tez juz tam byla, ale na szczescie tym razem tylko postraszyla, ze normalnie za walesajacego sie psa dostaje sie mandat. Ugryzlam sie w jezyk, zanim odpowiedzialam, ze niestety, pamietam z czasu ostatniej wielkiej ucieczki naszego psiego wloczykija. :D

Staram sie pisac codziennie po trochu, zeby nie musiec potem klepac sprawozdania z calego tygodnia na raz. ;) Doszlam wiec do srody. A w srode, pozornie dzien jak codzien. Rano odwiozlam Potworki do szkoly, po czym pojechalam do pracy. I tylko sie wkurzylam, bo padl nam internet, a bez niego ani sprawdzic maili, ani nawet nic wydrukowac czy zeskanowac. Pol godziny z kolega walczylismy i w koncu stwierdzilam, ze nie bede na sile siedziec dla samego siedzenia, skoro i tak nic nie moge zrobic. Po powrocie napisalam o problemie do szefa, ktory z wlasciwa sobie "madroscia" odpisal, zebysmy wylaczyli modem z pradu i podlaczyli go z powrotem! Taaa... A on mysli, ze co robilismy...? Dla pewnosci zrestartowalismy modem chyba ze trzy razy... I doopa... Poza tym, dzien jak kazda sroda. Po szkole Potworki rozpierala energia, rozrabialy niczym pijane zajace i pojechaly na plywanie bez marudzenia.

Potworki zaznaczone strzalkami
 

A po treningu, Bi oznajmila, ze jej zimno i nie chciala nawet pobawic sie w wodzie, tylko poszla sie przebrac. O-o. Czerwona lampka mi sie zapalila. Tymczasem, po powrocie do domu, Starsza narzucila na bluzke szlafrok i wydawala sie byc zupelnie w porzadku, tymczasem Nik zaczal... smarczec. :O Poczatkowo myslalam, ze to po prostu po basenie, bo juz nie raz woda nabrala mu sie do nosa i w domu kichal raz za razem i byl lekko przytkany. Tym razem jednak smarkal duzo bardziej i nie widac bylo, zeby przechodzilo... Ku*wa... Jak bedzie w szkole marudzil, ze ma zatkany nos, jak nic wysla go na tescik na wiadomego swirusa. :/

Jak pisalam wyzej, sroda toczyla sie zwyklym rytmem (poza naglym napadem kataru Kokusia), ale w tle caly czas sledzilismy z M. wydarzenia okolo wyborcze. Jak same wiecie, rece opadaja. Nie wnikam juz kto i czy w ogole falszowal glosy, czy Trampek nie potrafi sie po prostu pogodzic z porazka... Po prostu nie moge uwierzyc, ze w zachodnim, rozwinietym i demokratycznym kraju, moga sie dziac takie idiotyzmy. "Najlepsze", ze sytuacja w Hameryce interesuja sie zywo pozostale kraje, wiec po prostu wstyd przed calym swiatem... I jak we wtorek co kilka minut sprawdzalam czy nie ma juz pierwszych wynikow i dalszy rozwoj wydarzen, tak w srode poczulam sie tym zmeczona i zniechecona. Niech se robia, co chca. Ktory wygra, ten wygra, tak naprawde to zaden sie nie nadaje na to stanowisko. Obaj powinni byc juz na emeryturze, a nie pchac sie na glowe panstwa! :/ Za to M. niesamowicie sie przejal, jak nie on. Dotychczas zadne wybory go za bardzo nie interesowaly. Na niektore nawet nie szedl, twierdzac, ze mu wszystko jedno. A teraz uparl sie na tego Trampka, wscieka sie widzac nieuchronna przegrana i w dodatku, zgodnie z cholerycznym usposobieniem, ciska sie i rzuca, a obrywa sie oczywiscie mnie. Ja wzruszam ramionami (bo i co moge zrobic? Oddalam glos, tu moj wklad sie konczy), albo mityguje, a ten ku*wicy dostaje i roztacza wizje likwidacji przez Bideta (ksywka celowa, nie literowka :D) zbrojenia (podobno to jedna z jego obietnic wyborczych), zamkniecia fabryki, nasza przymusowa przeprowadzke gdzies na poludnie, albo utrate domu, bankructwo i ciul wie co jeszcze... Normalnie, im starszy ten moj maz, tym gorszy sie robi. Jesli o religie chodzi, albo o polityke, to wpada w jakas ortodoksje... Wybory prezydenckie w Polsce tez przezywal jak mrowka okres. Oczywiscie byl za jasnie rzadzacymi, a teraz oczy przeciera zdumiony, co tez w Polsce sie wyprawia...

Czwartek. Kolejny dzien zagadki wyborczej... Nie rozumiem. W normalnych warunkach, wszyscy ruszali na wybory osobiscie, a do polnocy tego samego dnia, glosy byly juz policzone. Teraz minal juz trzeci dzien, a niektore Stany nadal je licza, naprawde?! To juz sie nadaje jako material do filmu Barei... :/ 

Poza glosami liczonymi ciagle w tych samych ostatnich kilku Stanach, przyjechala do mnie na herbatke kolezanka, a M. znowu przyjechal do domu wczesniej. Juz mialam wizje, ze bedzie z nami siedzial i nawet sobie zwyczajnie, po babsku nie poplotkujemy, ale na szczescie wzial sie (w koncu!) za dmuchanie lisci. I okazalo sie, ze mial niesamowite wyczucie czasu, bo tego samego popoludnia przyjechaly ekipy z miasta, zeby zebrac liscie gigantycznymi "odkurzaczami".

Slabo widac od tej strony, ale to wlasnie taki "odkurzacz"
 

W koncu zrobilo sie ladnie i schludnie kolo domu, przynajmniej na chwile. ;) A pod wieczor pojechalam z Bi na trening plywacki. Oczywiscie marudzenia troche bylo, ale mimo tego "po", Starsza znow sama przyznala, ze fajnie sie bawila. Oszalec mozna. ;)

Akurat uchwycilam moment, kiedy Bi podskoczyla w wodzie, zeby odbic sie od scianki i poplynac

Przyszedl kolejny piatek. Cyrki wyborcze nadal sa w toku. Brak slow po prostu...

W poprzedni piatek padal snieg, a dzis mielismy... 22 stopnie! :D Kto nadazy za ta pogoda... I tak ma zostac do nastepnej srody, nie zebym narzekala oczywiscie. ;) W pracy nadal internet popsuty, wiec odpuscilam sobie jazde do biura. Za to pojechalam na kawke do kolezanki, a co! Zreszta tej samej, ktora byla u mnie dnia poprzedniego. ;)

Zakoncze znow humorem z neta:


Padlam! :D

20 komentarzy:

  1. Życzę sukcesów Bi w nowej dyscyplinie :) To sa super zajęcia, zwlaszcza dla dziewczynek!
    Snieg, choć może to za duże słowo, bardziej szron na szybach i dachach nawiedził nas jakies 3 tygodnie temu. Tymon zeskrobal i cieszył się mega ze ma śnieg w ręku :)
    Piekne re zdjecia z kolorami jesieni i bielą puszku. Pamiętam taki rok, w którym moj Tato zrobił piękne zdjęcia czerwonych jabłek na drzewie okrytych dość gruba warstwa śniegu w październiku.

    Glos M w wyborach polskiego prezydenta - hm no trochę smutno, ze dołożył go nam i to my tu teraz przechodzimy pisowskie piekło - pamiętam podsumowanie głosów poloni i wierzyc nam się w Polsce nie chcialo, ze tak to wygląda.. Ale budujące w tym wszystkim jest to, ze nie idzie w zaparte w swym wyborze, tylko jednak przejrzal na oczy - może z Bidenem okaże się, że dobrze, ze jego kandydat tym razem nie wygrał. Choc tu kompletnie nie mam zdania i się w to nie zaglebiam, ale staram się szukać pozytywów.
    Trzymam kciuki za lepsze jutro. Mam nadzieję, że i u nas ono kiedys przyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, musze sprostowac, ze choc w Polsce M. na bank glosowalby na PIS, to bedac tutaj nie przylozyl sie do ich wygranej, bo zwyczajnie nie glosowal. :) Ja w ogole uwazam, ze Polonia nie powinna miec mozliwoscie glosowania, skoro nie mieszka w Polsce. Ale tak, wiekszosc Polakow tutaj jest bardzo kosciolkowa, co widac nawet w polskiej szkole, gdzie rozpoczecie oraz zakonczenie roku to najpierw msza w kosciele, a w podrecznikach pelno wplecionych swietych obrazkow. Jakby bycie Polakiem laczylo sie automatycznie z byciem katolikiem. Mnie osobiscie bardzo to razi...
      Z ta gimnastyka sama nie wiem co robic. U nas tez rosna pomalu zachorowania i z jednej strony boje sie, ze przywlecze z tamtad wiadomego wirusa, a z drugiej chcialabym zeby skorzystala poki nas jeszcze nie pozamykali. I tak sie miotam. :/

      Usuń
  2. Ale fajne okreslenie: "przezywal jak mrowka okres". - Od teraz moje ulubione, na kazde swirowanie.
    A co reszty to spoko. Prezydent Biden jest slupem. Za niego bedzie rzadzic 1% najbogatszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To okreslenie zapozyczylam z jakiegos innego bloga, chyba Martusi (mamy 2 corek). Ale to fakt, fajne! :D
      Biden obawiam sie, ze kopnie w kalendarz w pierwszym roku prezydentury i rzadzic za niego bedzie Kamala. ;)

      Usuń
  3. Ojejejku fuj.....zima :( nie lubie...nie chche ...choc wiem, ze tak musi byc... U nas listopad z pogoda zlotego pazdziernika. przymrozki ale w dzien piekne slonce - cudnie , tylko juz zimno.
    Wybory sledzilm i no coz ciekawe jak bedzie- byly prezydent byl juz do wszystkiego zdolny- o nowym ie mam pojecia...
    Gimnastyczka ci rosnie- piekna i zwinna, a najwzniejsze, ze chce- wiec niech robi
    Kokus fajnie zawadiacko wyglada w tej fryzie- dorosly ;)
    Milej niedzieli!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubie zime z lekkim mrozem i bialym puchem na ziemi. Najlepiej na stoku narciarskim. Ale tej szaro-brazowosci, ciapy i ciemnych wieczorow, nie znosze.
      Trump byl o tyle dobry, ze opieral sie zamykaniu kraju, zeby utrzymac gospodarke. Biden obawiam sie, ze pozamyka wszystko w pizdu, chocby zeby pokazac, ze walczy z korona lepiej niz poprzednik. :/

      Usuń
  4. Ja pomimo, iz nie bylam faworytka Trumpa to byl on o niebo lepszym kandydatem niz Satanista Pedofil Biden. Ja nie wiem czy ludzie sa slepi, czy glusi? Czy tak otumieni przez mass media, ze wylaczyli logiczne myslenie? Wedlug mnie Ameryka zamieni sie w pieklo z Klozetem na czele chyba, ze Trump udowodni falszowanie kart.
    A imprezka z maseczkami to jak z jakiegos horroru. Podziwiam, ze noszenie ich traktowane jest przez wiekszosc jak noszenie gaci. Ja nigdy nie zaakceptuje tego symbolu zniewolenia I uciszenia. To nie ma nic wspolnego z wirusem, no ale to ja :-)
    Dobrze, ze Maya znana w terenie I wszystkiego najlepszego dla M. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie jestem wielka fanka Trumpa. Tak naprawde "ujal" mnie dopiero w ostatnim roku, tym, ze opiera sie lockdownom. Biden to schorowany starzec, ktory pozamyka gospodarke na glucho. :/
      Maya ma wiecej szczescia niz rozumu! :D

      Usuń
  5. Śnieg?!?! A u nas już go dwa lata nie było! Podeślij następnym razem. Co do polityki, wyborów i tego typu klimatów mam swoje zdanie i nie zanosi się bym go zmieniła. Nie mogę się tylko nadziwić jak potrafi skłócić ludzi... No ale nie tylko ona.
    Zdrówka życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dotychczas bylam apolityczna. Polityka nie interesowala mnie w ogole, bo tez i partie polityczne w normalnych warunkach nie bardzo mogly "poszalec". Ale teraz warunki nie sa normalne... :/
      U nas rok temu zima tez byla slaba. Snieg spadl dwa razy w grudniu, raz odrobinka w styczniu i potem juz nic...

      Usuń
  6. Śnieg! Jak ja bym chciała zobaczyć śnieg w tym roku... Chociaż trochę. Ale u nas pogoda też szaleje, raz ciepło, raz mróz, nie wiadomo jak się ubrać.
    O kurczę, mandat za uciekiniera? :/ Zastanawiam się jak to jest u nas... Nala uciekła nam z domu już 2 razy i dzisiaj znowu! Na całe szczęście ledwo wyszła z ogrodu, to ją dostrzegłam przez okno, ale nie wiadomo co by było jakbym akurat tamtędy nie przechodziła... W każdym razie za pierwszym razem dzwoniliśmy na policję bo psa nie było dobrych parę godzin, ale nic o mandacie nie wspominali... Może by wlepili, jakby psa znaleźli? :/
    No proszę i kolejne zajęcia pozaszkolne. Kiedy Wy znajdujecie na to czas i siły? :D
    W każdym razie super :)
    Halloween i utrzymanie dystansu społecznego przy rozdawaniu cukierków też mi się podobało. Można? Można! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas na zajecia to jest, szczegolnie, ze w tym roku nie ma zadawanej pracy domowej w dziennej szkole. Szkoda, ze w polskiej i na religii zadaja. ;)
      U nas niestety za wolnobiegajacego psa jest slony mandacik. Nie wiem z czego to wynika, bo dla wlasciciela to jest w sumie najwiekszy stres. Moze chodzi o ryzyko pogryzienia?
      Ja tez chcialabym zobaczyc duuuzo sniegu, ale niestety, prognozy dlugoterminowe przewiduja bardzo lagodna zime...

      Usuń
  7. Piękne te Wasze zdjęcia, ciekawe czy my w tym roku uświadczymy chociaż parę milimetrów śniegu czy znowu nic.
    Może Bi tak zakocha się w gimnastyce, że będzie chciała ją już na stałe kontynuować?
    U nas na Halloween zazwyczaj pojawiały się 2-3 grupki, ale w tym roku nie było ani jednej. Chociaż Krzysiek podczas spaceru spotkał kilka, w których było po 3 - 4 dzieci, ale narzekały, że mają mało cukierków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas dzieci bylo wyraznie mniej, ale za to ilosc uzbieranych slodyczy byla zupelnie jak w poprzednich latach. ;)
      Kto wie z ta gimnastyka... Osobiscie wole plywanie, bo w gimnastyce juz i ryzyko kontuzji wieksze, no i mozliwosc stypendium sportowego na studiach wlasciwie znikoma...
      Mam nadzieje, ze jak juz przyjdzie odpowiednia pora na snieg, to choc troche go spadnie. Bo bywalo, ze snieg sypnal jesienia, a potem zima juz kompletnie nic...

      Usuń
  8. Śnieg? O nie nie, nie tęsknię za tym widokiem :) A wiesz, że byłam przekonana, że pisałam komentarz pod tym postem . Albo ja mam rozdwojenie jaźni, albo nie po drodze mi z tymi sprzętami :D
    Lila też wspominała jakiś czas temu o gimnastyce, na razie przez tą całą sytuację się wstrzymujemy, ale kto wie. Może czegoś Jej poszukam. Oj nie dziwię Ci się, że zadra w sercu została po urodzinach. Miałabym dokładnie tak samo. Pewne rzeczy są dla mnie święte. Kurczę, raz przeżyłam ucieczkę Miśka, jeszcze na początku i do tej pory pamiętam ten stres i masę wątpliwości czy wróci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorszy jest wlasnie ten stres i szukanie z przerazeniem, czy nie znajdzie sie tylko ciala gdzies na poboczu... :(
      Nie wiem co robic z ta gimnastyka... Z jednej strony fajnie, zeby dzieci korzystaly zanim zamkna i nas, a z drugiej, co jak korone przywlecze? :/

      Usuń
  9. O ja!! Śnieg!!! O rety! Czad! No dobra, żartowałam 😜. A tak serio, fajnie że był, ale jeszcze lepiej jak go nie ma :D impreza w maseczkach? Ciekawie to musiało wyglądać. Ja po godzinie na chłodzie, mam mokrą maseczkę i piecze mnie twarz :(
    Mam nadzieję, że Bi da radę na tej gimnastyce!
    Kochana, a jak katar Nika? Mam nadzieję, że nie przerodziło się to w coś gorszego.

    My tu w Poznaniu już ponad tydzień nie wiedzieliśmy słońca :( jest mgliście, ponuro, zimno.

    Buźki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Nika to niewiadomo co bylo. Mysle, ze jednak po basenie woda w zatokach. Tydzien temu smarkala za to Bi, potem ja, teraz znow wydaje sie jakby Nika cos bralo... :/
      Mi w maseczkach jest strasznie goraco w gebe i okulary mi paruja. :/ Na szczescie narazie nie musze ich za czesto nosic...

      Usuń
  10. Śnieg... Co prawda za zimą nie przepadam, ale nie miałbym nic przeciwko, że Tygrys miał chociaż kilka dni dzieciństwa ze śniegiem. Pamiętam, że często jednym z moich prezentów urodzinowych był śnieg, który zaczynał padać w dniu mojego święta. Tygrys ma urodziny dzień przede mną, ale śniegu raczej nie uświadczy.
    Powinnam zrobić imprezę urodzinową młodego w maseczkach. Może na taki pomysł Tata Tygrysa da nam zielone światło :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko raz w zyciu mialam snieg na urodziny, ale to byla kompletna anomalia. :D
      Ja sama, szczegolnie odkad zostalam kierowca, moge sie obyc bez sniegu, chociaz lubie przysypany bialym puchem swiat. Ze wzgledu na dzieci jednak, mam nadzieje, ze choc troche go popada. Oni za snieg dadza sie pokroic...

      Usuń