Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

sobota, 22 sierpnia 2020

Areszt domowy, tydzien #23

Kolejny tydzien, a raczej sobota, zaczela sie jak zwykle od treningu, a potem wyprawy po kawe dla matki oraz niezdrowe napoje dla Potworkow. A co tam, raz w tygodniu moga. Zreszta, lato sie pomalu konczy i niedlugo za zimno bedzie na mrozone napoje. ;)
Tym razem zadne z dzieciakow nawet nie wspomnialo o placu zabaw. Niezle. Od wiosny slyszalam ciagle: kiedy na plac zabaw, kiedy na plac zabaw. I co? Poszli dwa razy i sie skonczylo! :D

W sobote usmazylam tez po raz drugi placki z wlasnej cukinii! W koncu znalazlam przepis, ktory mi wychodzi i ktory (prawie) wszystkim smakuje. Jedynie Nik kwiczy, ze "this is disgusting!", ale umowmy sie, jak mamy na obiad cos, czego naprawde nie znosi, szlocha nad talerzem i je godzine. Tutaj jojczy, ze "obrzydliwe", ale je, wiec chyba nie jest takie zle. ;)


Rok temu zrobilam tylko jedno podejscie do cukiniowych placuszkow i sie poddalam. Troche pewnie byla to wina przepisu, bo pamietam, ze kompletnie nie podeszly mi smakowo, a troche za malo je odsaczalam i  w rezultacie kompletnie sie rozpadaly i przywieraly do patelni. Cukinie z mojego ogrodu zawsze sa bardzo soczyste, wiec teraz juz wiem ze musze starta odstawic zeby puscila sok, a potem naprawde mocno ja odcisnac, mimo, ze w przepisie wyraznie jest napisane, zeby tego nie robic. Dodatkowo, maki dodaje prawie dwa razy wiecej niz w przepisie. Juz sie nauczylam, ze tutejsza maka jest jednak inna. :) Poza tym, w plackach jest tylko cukinia, szczypior (tez wlasny z ogrodka), maka oraz jajka. No i przyprawy oczywiscie. Na stosunkowo niewielka ilosc warzywa, sa dwa jaja, wiec dla mnie placuszki smakuja niczym omlet ze szczypiorkiem. M. twierdzi, ze dla niego to zupelnie jak placki ziemniaczane, ale to akurat bzdura, bo ja nie znosze plackow ziemniaczanych i od samego zapachu robi mi sie niedobrze. Te placuszki zas mi bardzo smakuja, wiec wiadomka, ze sa zupelnie inne. :D

Reszta weekendu minela bez wiekszych sensacji. Zreszta, po ostatnich wydarzeniach, troche spokoju jest bardzo mile widziane. ;) W niedziele byl znow tak deszczowy, zimny i nieprzyjemny dzien, ze nosa z domu nie wysciubilismy, M. wiekszosc czasu przedrzemal i nawet moj tata nie przyjechal w obowiazkowe, cotygodniowe odwiedziny. ;) Moze to zreszta dobrze, bo w zeszlym tygodniu musial zrobic badanie na koronawirusa! :O Dziewczyna jego szefa poleciala sobie w odwiedziny do rodziny w Kalifornii, gdzie obecnie zachorowania rosna jak szalone i przywiozla wirusa w prezencie! ;) Nie wiem dlaczego robila badanie, czy sie zle czula, czy na lotnisku robia, w kazdym razie dostala wynik pozytywny, a zaraz po niej jej facet, czyli szef mojego taty! :O Mimo, ze prace maja w 99% na swiezym powietrzu i z reguly samotna lub w parach, to jednak kazdy po cos do biura raz dziennie zachodzi. Wszyscy pracownicy zostali wiec wyslani na testy. Moj tata, o dziwo, wynik mial juz po dwoch dniach. Negatywny na szczescie, chociaz zastanawiam sie, jak wiarygodne bylo to badanie. ;) Nie wiem bowiem jak odbywa sie to w Polsce, ale tutaj w kazdym punkcie inaczej. Jednemu z kolegow taty test robila pielegniarka. Patyczek wsadzila mu w jedna dziurke, ale za to tak gleboko, ze malo sie nie porzygal. Moj tata za to test zrobil sobie... sam. Pielegniarka przygladala mu sie i mowila co ma robic, ale nie asystowala. Tata musial pogmerac sobie w jednej dziurce i potrzymac 14 sekund, po czym przelozyc do drugiej dziurki, znow posmyrac i przytrzymac. W dodatku mowil, ze na patyczku byla jakby kulka, ktora pokazuje jak gleboko trzeba go wlozyc, ale on do tej kulki nie wsadzil, a pielegniarka machnela reka, ze wystarczy. Ktos na blogach, Litermatka chyba, pisal z kolei, ze mial pobierany wymaz i z nosa i z gardla... No to jak te badania sa robione, ze w kazdym miejscu inaczej?! Przeciez zeby byly wiarygodne, powinny byc przeprowadzane wedlug jakiejs konkretnej procedury! A tak, to chyba loteria komu wyjdzie zarazenie, a komu nie... :/

Poniedzialek minal bez sensacji i wlasciwie nie ruszalismy sie z domu, poza treningiem Potworkow. Akurat przyszlo ochlodzenie, noce sa bardzo zimne i woda, nawet w duzym basenie, dosc mocno sie schlodzila. Dodac do tego nizsze temperatury i nieprzyjemny wiatr i dzieciaki po wyjsciu z wody szczekaja zebami. Ale zabawy w glebokiej czesci, nie odpuszcza. ;)

Czasem proba zrobienia zdjecia konczy sie tak: Bi odwrocona, a po Niku zostal tylko "plusk" :D

We wtorek wybieralam sie z Potworkami na szkolne zakupy, poniewaz w koncu dostalismy listy. Jakos co roku tak jest, ze dzieciaki przynosza niewykorzystane przybory do domu, a po wakacjach nagle okazuje sie, ze tego nie ma, to sie konczy, to napoczete... I wlasciwie wszystko poza nozyczkami oraz linijka trzeba kupowac od nowa. Na szczescie nie ma tego duzo, ot 1-2 zeszyty, olowki, kredki, dlugopisy... Takie tam duperele. Wkurzajace jest to, iz lista jest podwojna: do szkoly i do domu, bo wiekszosc przyborow szkolnych zostanie w klasie, a przeciez polowe czasu (przynajmniej na poczatku roku) dzieciaki beda sie uczyc zdalnie. Ulga jedynie, ze rzeczy takie jak blok, kredki czy klej, zawsze w domu sa. Nikowi dodatkowo musialam kupic piornik, bo w poprzednich latach go nie potrzebowal oraz nowy plecak. Bi zostawiam z zeszlego roku, bo przeciez i tak nosila go tylko 7 miesiecy. ;) Natomiast Nik jeszcze w zeszlym roku mial taki bardziej sztywny tornister, w ktory dosc czesto nie mogl sie zapakowac jesli musial przyniesc cos dodatkowego. Poza tym, w tym roku dzieciaki beda nosic w te i nazad szkolne laptopy, wiec wiekszy plecak stal sie musem. ;)

W kazdym razem, wybiegajac myslami do wyprawy do sklepu, przyszedl mi na mysl kompletnie inny kierunek. Ostatnio dotarlo bowiem do mnie, ze od marca siedze z Potworkami w domu, cale wakacje (poza jedynym kempingiem na poczatku lipca) tez kisimy sie na naszym osiedlu, a tymczasem za 2 tygodnie zaczyna sie szkola i biedne dzieciaki (ze o ich matce nie wspomne ;P) nigdzie nie jezdza, nic nie widza. W kolko te same krajobrazy.
I we wtorek mnie olsnilo: przeciez nawet nie bylismy na farmie (tej z zeszlorocznych urodzin Bi), ktora mamy niecale 20 minut od domu! Na moj pomysl, Potworki oczywiscie niemal nie podskoczyly pod sufit z radosci. Zebralismy sie i pojechalismy.

Ten kuc nauczony jest, zeby kopac plot dopominajac sie o zarcie. W rezultacie kopie go caly czas :D

Na miejscu oczywiscie pelnia szczescia. Ciekawa sprawa, ze dla moich dzieciakow, frajda wieksza niz glaskanie oraz karmienie zwierzat, bylo... lapanie kur! Po farmie walesa sie luzem cala masa drobiu i Potworki uparly sie zlapac wszystkie po kolei. I musze przyznac, ze calkiem niezle im szlo, kury bowiem czekaly na sypane ziarno i prawie przed ludzmi nie zwiewaly. :) Az w koncu jakis malutki, ale zadziorny kogucik sie wkurzyl i pogonil towarzystwo dziobiac po lydkach, ku uciesze obserwujacych to rodzicow! :D

Osiolki maja cudowne usposobienie i ogolnie lubia ludzi

Krzeselko :D

Wielkie konie pociagowe

Bi musiala miec fote z kazdym koniem na farmie, choc ten faktycznie jest wyjatkowo piekny ;)

W srodku (gdzie, jak widac, obowiazuja maseczki) jak zwykle bryka stadko kurczat

Poniewaz zawsze jest tak, ze jak nic sie nie dzieje, to nic, a jak zaczyna sie dziac, to wszystko na raz, po poludniu wpadla do mnie kolezanka z corkami. M. marudzil, ze po co ludzi zapraszam jak dolna lazienka dalej nie gotowa, ze po co obcy maja wlazic na gore i zagladac nam do sypialni, itd... Kurcze, kolezanki nie widzialam prawie miesiac, z lazienka mamy tydzien poslizgu przez brak pradu i jazdy po przyczepke i wyglada, ze jeszcze z tydzien zejdzie... Nie bede czekac az malzonek skonczy, bo zima mnie zastanie. :D
A potem okazalo sie, ze kolezanka i tak do lazienki nie poszla i M. zrzedzil zupelnie bez powodu. ;)
Tym razem jej mlodsza panna nie dala sie zamknac z nami na tarasie. Widzac bawiacych sie starszakow, wrzaskiem wymusila, zeby zejsc z nia na podworko. Tak wiec dreptalysmy za prawie 2-latka po calym ogrodzie. Mloda okazala sie przy okazji byc bardzo zadziorna i zabierala Bi, Nikowi oraz swojej siostrze, po kolei hulajnogi, hula hop, skakanki, itd. Starszaki uciekali i chowali sie przed nia jak mogli, ale gdzie tam! Zaraz ich przyfilowala i byl krzyk, bo ona chce robic to, co oni! :D Usmialam sie za wszystkie czasy, bo dawno nie mialam do czynienia z takim berbeciem i to w dodatku tak charakternym! ;)

W srode w koncu dojechalismy na szkolne zakupy i... chyba nikt, tak jak dziecko, nie cieszy sie z kilku dlugopisow i kredek. :D Potworki wybieraly, przebieraly, kombinowaly, jeczaly oczywiscie przy okazji o milion rzeczy niezwiazanych ze szkola, ale w koncu wyszly szczesliwe. Tym bardziej, ze naciagnely matke o pare nieplanowanych rzeczy, jak notatniki oraz slodycze. Pelnia szczescia. ;)

Po powrocie natychmiast trzeba bylo wszystko porozdzielac, odpakowac i obejrzec na wszystkie strony...

Po poludniu jak zwykle byl trening.

Potworki plywaly, matka sie relaksowala, czyli prawidlowo ;)

Bi pol treningu mekolila, ze nalewa jej sie woda do srodka gogli. W koncu zaoferowalam, ze moge jej przyciasnic, ale okazalo sie, ze jedna strona zachodzila jej na czepek, wiec nie dosysaly sie tak, jak powinny...

Chyba odbija sie na nas to, ze tyle czasu siedzimy na tylkach i nic sie nie dzieje. Wystarczyly dwa lekko intensywniejsze dni, zeby Nik zasypial w polowie czytanego rozdzialu ksiazki, a Bi smecila, ze nie chce isc na plywanie. Zreszta, nawet mnie w srode glowa rypala, wiec widac, ze kompletnie odzwyczailismy sie od biegania z miejsca na miejsce i zadan do odhaczenia. ;) Coz, mam nadzieje, ze szkola rozpocznie sie wedlug planu i znow zlapiemy jako taki rytm (do konca sie nie da, skoro dzieci maja chodzic co drugi tydzien... :/).
Dlaczego pisze, ze "mam nadzieje", skoro rok szkolny za pasem? Bo poniewaz albowiem nie nadazam za zarzadem naszego Stanu. Jeszcze miesiac temu, szkoly mialy prowadzic normalne lekcje i rodzice mieli wybor czy chca poslac dzieci do szkoly, czy zatrzymac na nauczaniu zdalnym. Niestety, nauczyciele sa tutaj zrzeszeni w zwiazki zawodowe, ktore preznie dzialaja i "chronia" swoich pracownikow. Zwiazki te wywarly taka presje na Stan, ze w koncu gubernator sie ugial i oglosil, ze kazde miasteczko moze samo zdecydowac w jakim systemie otworzy szkoly (poza calkowicie zdalnym nauczaniem). Pisalam juz o tym. Ok, wszyscy to przelkneli. Rodzice (nooo, nie wszyscy) oraz wiele dzieci przelykalo glownie lzy, ale coz. ;) Tymczasem teraz, kiedy zostaly niecale dwa tygodnie, nagle w stolicy naszego Stanu, odbywaja sie protesty zwiazkow zawodowych nauczycieli, ze szkoly nie sa gotowe na otwarcie! Serio?! Teraz jest na to odpowiedni czas?!
Boje sie, ze Stan znow sie ugnie, pozwoli miejscowosciom na wprowadzenie wylacznie nauczania zdalnego, one radosnie pojda wlasnie ta najlatwiejsza droga i tyle bedzie z marzenia o powrocie do szkoly. :/

W dodatku, wokol mnie jest jakas plaga spanikowanych rodzicow! Nasz Stan otwiera sie baaardzo pomalu, pozytywnych testow mamy okolo 1% i wszystko wydaje sie w miare pod kontrola. W szkolach zamontowano specjalna wentylacje, zakupiono setki litrow mydla oraz plynu do dezynfekcji, bedzie obowiazek noszenia maseczek (z przerwami) oraz dystansu spolecznego. Wiekszosc moich sasiadek jeszcze na poczatku wakacji twierdzilo, ze jesli szkoly sie otworza, one wysylaja dzieci z powrotem. Potem jednak wiele duzych firm oraz biur stanowych, oglosilo, ze wiekszosc pracownikow pozostanie w trybie zdalnym przynajmniej do konca roku. I tak jedna z moich sasiadek, dwa czy trzy tygodnie temu stwierdzila, ze skoro ani ona ani maz nie wracaja narazie "fizycznie" do pracy, to postanowili dac corkom wybor czy chca uczyc sie z domu, czy jezdzic do szkoly. Czaicie to?! Osmio oraz jedenastolatce! Sasiadka argumentowala, ze jesli dziewczyny wroca do szkoly, to nie beda mogli sie w weekendy spotykac z dziadkami (moze jej rodzice sa jacys pos*ani...) ani dalsza rodzina. Najsmieszniejsze jest to, ze te dziewczynki na poczatku sierpnia chodzily przez tydzien na polkolonie, a nastepny tydzien maja spedzic w Maine na jakims wielkim zjezdzie rodzinnym! I tutaj im wirus nie grozi, ale w szkole juz tak?! Nazwijcie to jak chcecie, ale jestem przekonana, ze sasiedzi sa zwyczajnie leniwi. Nie chce im sie rano zrywac, szykowac, zawozic do szkoly lub sterczec na przystanku, itd. A dzieciaki, jak to dzieciaki, jesli odpowiednio przekaze im sie wady i zalety, raczej zawsze wybiora lekcje z domu, gdzie latwiej bedzie sie wymigac od tego czy owego, no i nie trzeba sie wczesniej zrywac, a do nauki mozna siasc w pizamie i z paczka chipsow. ;)
Druga sasiadka, mama najlepszej przyjaciolki Bi, jeszcze dwa tygodnie temu twierdzila stanowczo, ze jej dziewczyny wracaja do szkoly. A potem cos jej sie odmienilo. Od srody zamecza mnie wiadomosciami, ze miota sie i nie wie co robic, ale chyba jednak zostawi corki w domu. Tutaj sytuacja jest jeszcze zabawniejsza, ona i jej maz piastuja bowiem wysokie stanowiska i w rezultacie, praca zdalna wyglada u nich tak, ze od godziny 9 do 18 praktycznie nie odchodza od komputerow. Sasiadka sama opowiadala mi, ze jej dziewczyny, w czasie nauki zdalnej, byly kompletnie niedopilnowane i nie robily 2/3 zadan. Kiedy tylko otworzono u nas polkolonie, sasiedzi natychmiast zapisali na nie dzieciaki, gdzie chodzily dobry miesiac. W miedzyczasie pojechali na ponad tydzien w odwiedziny do jej brata, mieszkajacego w Stanie, po powrocie z ktorego obowiazuje kwarantanna, bowiem nastapil tam gwaltowny wzrost zachorowan na covid. I ona teraz nagle mowi mi, ze boi sie poslac corki do szkoly, a zeby upewnic sie, ze tym razem podczas nauki zdalnej dziewczyny beda rzeczywiscie robic zadania, zamierza zatrudnic prywatnego korepetytora, ktory bedzie siedzial przed komputerem razem z dziecmi i "zmuszal" je do nauki! Smiech na sali! Najbardziej zas irytujace jest to, ze sasiadka przesyla mi artykuly, w ktorych ludzie wyznaja powody, dla ktorych nie posylaja dzieci do szkol. Najwyrazniej za wszelka cene probuje mnie przekonac, zebym moze i ja zostawila Potworki w domu. Mowy nie ma! :D Nie mam zamiaru dawac im zadnego wyboru, kombinowac z korepetytorami (niektorym to sie naprawde... przewraca...), wracaja do szkoly i juz. ;)

Noooo... Para lekko poszla mi uszami, ale juz ulzylo. Tylko palce bola od wscieklego walenia w klawiature. :D

W czwartek popoludniu mialam okazje przekonac sie jak to jest miec czworaczki. ;) Mama najlepszego kumpla Nika, ktora jest nauczycielka i musi przygotowac klase przed poczatkiem roku, spytala czy H. moglby przyjsc sie pobawic pare godzin kiedy ona podjedzie do szkoly. Ja tam na to jak na lato, tym bardziej, ze Nik prosil o "play date" z kolega od dluzszego czasu. Przy okazji zas zaprosilam siostre blizniaczke kolegi, z ktora Bi zna sie jeszcze z przedszkola i widuje w szkole. Mialam wiec cala bande i jej "meska" polowa zachowywala sie wlasnie tak. Niczym banda. To jest wrecz niesamowite jak chlopcom wlacza sie instynkt brojenia we wlasnym towarzystwie. Potworki sa bowiem przeciez ogolnie pelne energii, glosne i zwariowane, a jednak w towarzystwie siostry, Nik wykazuje choc troche oglady. Moze dlatego, ze ona zawsze nim rzadzi. ;) We dwoch, chlopcy jednak zmienili sie w mini tornada, ktore biegaly gora - dol domu, wrzeszczac ile sil w plucach i strzelajac w siebie z NERF gunow. :O Zaczepiali tez bez powodu dziewczynki, ktore grzecznie wyciagnely Barbie, a nawet wpadli im bezczelnie do pokoju, gdzie przebieraly sie w stroje kapielowe! :O Po prostu para oszolomow! ;) Az spytalam H. czy przypadkiem nie zjadl przed wyjsciem paczki cukierkow, bo wydawal sie byc po prostu w transie: slepy i gluchy na wszystko, byle tylko biegac, biegac i wrzeszczec. A za nim moj Nik. Masakra... ;) Przebiegli chalupe kilkadziesiat razy wzdluz i wszerz, powywalali wszystkie zabawki z plastikowych pojemnikow, porzucali sie wodnymi balonami, wskoczyli do basenu, po czym w koncu zjawila sie po blizniaki mama, ufff... :D

Dobrze, ze na poczatku sezonu kupilam wielka pake tych balonow, bo sa hitem za kazdym razem kiedy odwiedzaja nas jakies dzieci :)

Blizniaki maja wielki basen przy domu, wiec nawet nie mialy wielkiej ochoty na pluskanie. Dopiero po bitwie na balony, stwierdzili, ze i tak juz sa mokrzy, wiec czemu by nie ;)

A co robily dziewczynki, kiedy chlopcy latali jak para dzikow? Bawily sie lalkami, lub siedzialy na kocu i tarasie, oddajac sie dyskusjom na dziewczece tematy! Inny swiat. ;)

Tak sie bawia dziewczynki :D

W piatek moj malzonek niespodziewanie urwal sie z pracy wczesniej i zawital w domu juz o 11. Nie bardzo bylo mi to na reke, bowiem mialam pilne zadanie z pracy do skonczenia, a obecnosc M. zawsze kompletnie rozpiep**a mi plan dnia. Na szczescie dosc szybko uporalam sie z tym co musialam dokonczyc i zamiast zabierac sie za kolejne zadanie, stwierdzilam, ze pojade na spozywcze zakupy. Od marca robil je M., ale od kilku dni zawzial sie zeby w koncu skonczyc lazienke, wiec postanowilam go troche wyreczyc. Okazuje sie jednak, ze zakupy o 13 po poludniu w piatek, to kiepski pomysl. Nie chodzi nawet o tlumy ludzi, choc nie powiem, bylo ich sporo. Najgorzej jednak, ze byly puste polki, a pracownicy dopiero wykladali towar! Kurcze! Wiem, ze sporo sklepow ograniczyla godziny otwarcia zeby pozwolic pracownikom na dokladna sterylizacje wszystkiego oraz nadazenie z wykladaniem towaru i co? Dalej wszystko nieogarniete. :/ Nie ma jogurtow, nie ma psiego zarcia, lodow dwa rodzaje na krzyz... Mleka resztka tak gleboko, ze musialam wchodzic daleko do tej ich chlodni i panikowalam, ze drzwi sie za mna zamkna i tam utkne. ;)

Rowniez w piatek, dostalam w koncu maile z przydzialem nauczycielek dla Potworkow i rozpikaly sie wiadomosci kto ma kogo i z kim bedzie w klasie. Przypomne, ze tutaj co roku zmienia sie glowny nauczyciel oraz dzieci z kazdego rocznika sa mieszane. Bi ma szczescie i bedzie ze swoja najlepsza kolezanka oraz inna dziewczynka, ale Nik w tym roku trafil fatalnie. Jeszcze w czerwcu mozna bylo podac imiona ulubionych kolegow i szkola pisala, ze w miare mozliwosci umieszcza dzieci razem. U Bi sie udalo. U Nika podalam imiona dwoch najlepszych kumpli i co?! Oni sa razem w klasie, a Nika rozdzielili! :/ Nie wiem, czy ktos sie pomylil, czy co, ale Mlodszy byl tak rozczarowany, ze sie poplakal. Mam nadzieje jednak, poniewaz to juz czwarty rok Kokusia w tej szkole, a co roku dzieci sa mieszane, ze znajdzie sie w klasie jeszcze kilku innych chlopcow, ktorych zna.

Po poludniu napisala do mnie kolezanka czy nie chcialabym podjechac z dzieciakami do parku z placem wodnym. Po kilku chlodniejszych dniach znow przyszly upaly ponad 30-stopniowe, wiec mimo ze po zakupach nogi w doope mi wchodzily, uznalam, ze niech dzieciarnia ma troche frajdy, a ja najwyzej klapne na lawke i sie z niej nie rusze. ;) Zebralysmy sie w koncu w parku we trzy i fajnie, bo nasze dzieciaki tworza ferajne po dwie dziewczynki i dwoch chlopcow oraz dwojke maluchow do kompletu. Jeden z "maluchow" 4.5-letni, uparcie chodzil za starszymi dziewczynkami, a one czasem wyraznie dawaly do zrozumienia, ze nie maja ochoty na taki "ogonek". :D

Corka mojej kolezanki jest z rocznika Nika, tylko ze stycznia, a wiec mlodsza od Bi o 8 miesiecy, ale za to prawie o pol glowy wyzsza :O

Najmlodszy maluch mial inne dzieci gdzies, ale za to niestety ciagal za soba swoja mame, a wraz z mama jej nieszczesne kolezanki. ;) Ogolnie jednak cala banda biegala jak dzika od placu wodnego, poprzez plac zabaw, az po czesc parkowa pod drzewami. Na wolnej przestrzeni jakos sie dogaduja, bo w domach roznie to bywa. ;) Najwazniejsze jednak, ze sie wyszalali na swiezym powietrzu, a my - matki, moglysmy nagadac sie do woli. :)

Chlopaki w domu (czy naszym, czy kolegi) wiecznie sie kloca albo na siebie skarza, a w parku, prosze jaka zgoda ;)

Z innej beczki, na srodowej telekonferencji, szef oglosil, ze wyplata powinna znow zaczac wplywac do... polowy wrzesnia! Czyli znow bedziemy dwie - trzy w plecy! :( Najgorzej, ze choc chcialabym pieprznac wszystkim i przestac cokolwiek robic, to jak na zlosc, po raz pierwszy od marca (poza nieszczesnym szkoleniem) mam zadania, ktore musze zrobic i odeslac i to jak najszybciej. :/ Mam jednak nadzieje uporac sie z nimi do polowy przyszlego tygodnia, a potem zamierzam umyc raczki i zrobic sobie urlopik dopoki nie dostane wyplaty. ;) No chyba, ze znow mnie czyms zarzuca... :/
Jeszcze "lepsze" jest to, ze podczas telekonferencji szef dal do zrozumienia, ze ma nadzieje, ze w dni kiedy dzieci maja szkole, ja bede przychodzic do biura! Na koncu jezyka mialam, ze bardzo chetnie, ale nie za darmo. Udalo mi sie jednak grzecznie to przemilczec. ;)

Przyjemniejszym tematem (dla mnie, dla M. raczej nie) jest remoncik lazienki, choc oboje jestesmy juz nim porzadnie zmeczeni. Malzonek, wiadomo, ma dosc przychodzenia z pracy i ciecia oraz kladzenia do wieczora kafelkow, choc to juz jest koncoweczka. Ja mam po prostu dosc balaganu, pylu po fugach oraz kleju do kafli rozniesionym po calym dole, na wpol zlozonej szafki stojacej w salonie, nowym kiblu w garazu w przejsciu pomiedzy autami, a starym stojacym na tarasie... Zaczyna mnie to wszystko pomalu mierzic, tym bardziej, ze gdyby nie cholerny brak pradu oraz jazda po przyczepe, podejrzewam, ze lazienka bylaby juz skonczona. A tak, chaos otacza mnie nadal... :/ Ale z przyjemnoscia patrze na to, jak pomalu wszystko nabiera ksztaltu i nie moge sie doczekac efektu koncowego. :)

Najpierw podloga zostala skonczona i zafugowana, potem zaczely sie pojawiac kafle na scianach

Nastepnie "wskoczyl" wzorek, ktorego pierwotnie wcale mialo nie byc, ale okazalo sie, ze cztery kafle nie zakryja do konca sladow po dorabianiu dolnej czesci sciany i trzeba bylo cos wymyslic :)

Az w koncu doszly pozostale kafle oraz wykonczenie. Obecnie M. mocuje sie juz z szafka oraz docinaniem i dopasowywaniem rurek, bo przeciez za pieknie by bylo gdyby tak wszystko pasowalo :D

I to by bylo na tyle. Jak widac, po szalonych dwoch tygodniach nastal duzo spokojniejszy, choc wyjatkowo towarzyski. I o to w sumie chodzi. W koncu zostalo tylko 1.5 tygodnia wakacji. Jedna z moich kolezanek jest nauczycielka i juz od nastepnego czwartku ma szkolenia. Potworki rozpoczynaja lekcje 2 wrzesnia. Za to dzieciaki kumpeli, w innym miasteczku, zaczynaja dopiero 11-ego. :O
Tak czy owak, czas luzu (przynajmniej dla dzieci) dobiega konca. Trzeba te ostatnie dni wycisnac jak cytrynke. :D

22 komentarze:

  1. W moim stanie tez ludziska nie moga sie zdecydowac, czy chca powrotu do normalnego roku szkolnego, czy nie. Zarowno nauczyciele, jak i rodzice wciaz sie kloca, co bedzie "lepsze". Myslalam, ze tylko zidiocieli wszyscy, ale jak mowi Szekspir - w tym szalenstwie jest metoda. Otoz ludzie zatrudnieni na stanowych/rzadowych posadkach, dostaja 80% wyplaty wlasnie za siedzenie w domu. Nic wiec dziwnego, ze nie chce im sie pracowac "normalnie".
    A meza to masz geniusza! Moj malzonek, chociaz wiele potrafi zrobic w domu, na ogol nie robi, bo jak twierdzi, narobil sie w pracy... Wynajmujemy wiec czesto ludzi do roznych domowych napraw. Mamy wprawdzie juz stalego niezawodnego hydraulika, malarza itd, ale ja nie zawsze lubie obcych robotnikow krecacych sie po domu. Gdybys wiec chciala rozwiesc ze swoim M. - to ja go biore. W ciemno. Bo zdolny facet i roboty sie nie boi. Gratulacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak, u nas tez, pracownicy stanowi, albo ludzie na wysokich stanowiskach w korporacjach, gdzie powiedzieli im, ze do konca roku nie wroca do pracy w biurze, najbardziej awanturuja sie, zeby szkol nie otwierac i zatrzymali dzieci w domu. Maja cieple, gwarantowane posadki, to lepiej im w chalupie siedziec. :/
      Heh, meza mam zdolnego, to prawda, chociaz jak kazdy, ma wiele wad, ktore doprowadzaja do szewskiej pasji. ;)

      Usuń
  2. Wow - te kafelki są bajeczne!!!
    Mam nadzieję, że z tą szkołą wszystko wypali - i u Was i u nas:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki! Mi tez sie podobaja! ;)
      Ze szkola to juz obgryzam paznokcie, bo szkoly w jednym miasteczku zamkneli po dwoch (!) dniach...

      Usuń
  3. Intensywny czas za Wami, ale póki są wakacje trzeba korzystać. Fajnie, że Potworki tak lubią zwierzęta. Tygrys nawet przy króliku stoi na baczność, a o pogłaskaniu konia nie ma mowy.
    Ja do cukinii dodaję skrojonego drobno pomidora i sałatkę z pomidorem i cebulą wtedy nabiera to wszystko smaku. Bardzo lubię te placki, ale w tym roku mało co jest mi dane smakować. Może za rok.
    Co do testów, to ich wiarygodność pozostawia wiele do życzenia. Szef kuzynki zanim to się wszystko na dobre rozchulało wrócił z zagranicy ze wszystkim objawami. Mimo, że wzywali go do pracy został w domu. Miał dwa testy, które nic nie wykazały. Uparcie zrobił przeciwciała i miał ic sporo. I to nie jeden przypadek, o którym słyszałam wśród znajomych. Że też sobie dziewczyna wybrała kierunek wyjazdu. Ale ten brak odpowiedzialności to chyba nroma. Nie o to chodzi, żeby się zamknąć w domu, sami tego nie robimy, ale żeby nie pchać się gdzie nie trzeba.
    My czekamy na listę z przedszkola. Będzie jak zwykle na ostatnią chwilę, a ja jakoś nie mam ochoty jak kotka z pęcherzem latać po sklepach na ostatnią chwilę. Mam nadzieję, że lista nie będzie długa, bo sporo rzeczy raczej zostało z pięciolatków. A jak będzie zobaczymy, pewnie 1 września. Sama zastanawiam się co u nas będzie. Przedszkola mają być niby otwarte, a wczoraj przeczytałam coś o zasiłku. Pewnie ludzie będa woleli zostać w domu i skorzystać z zasiłku. Ja też, ale czas wrócić do pracy, żeby nie okazało się, że jestem nie potrzebna. Trudne decyzje. Podejrzewam, że u nas rodzice zachowają się podobnie jak Twoi znajomi. Zobaczymy.
    Łazienka piękna. W moim stylu. I podłoga :) Mam nadzieję, że już wkrótce będziecie mogli z niej korzystać. Brawa dla Męża. I dla Ciebie też, że ogarniasz pracę, dzieciaki, dom i całą resztę.
    Udanej końcówki wakacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lazienka wkoncu ukonczona, uff...
      U nas listy z przyborami przyszly z wyprzedzeniem, ale dwie osobne: jedna do domu, druga do szkoly. A okazuje sie, ze dzieci codziennie maja nosic do domu laptopy, a na tydzien w domu przynosic wszystkie podreczniki i zeszyty. To co, juz piornika z dlugopisami i kredkami nie moga? Bezsens, jak zwykle...
      Tak, testy to pic na wode...
      Nik jest do zwierzat znacznie ostrozniejszy niz Bi, choc tez poglaszcze, mimo obaw. Bi to gdyby mogla, wlazlaby do kazdej zagrody. ;)

      Usuń
  4. Ojacie, pyszne musiały być te placuszki z cukini!! Placki ziemniaczane tez kocham, ale narobiłaś mi smaka...

    Sposoby robienia testów nie są istotne, wyniki i tak są takie jakie mają akurat być do statystyk. Cały ten wirus jest tak ustawiony jak akurat komuś tam pasuje.Naszym pasowało przed wyborami, żeby sytuacja pandemiczna byla ustabilizowana i była, po wyborach potrzebują znowu nas uziemić wiec zachorowania w statystykach rosną..ech.
    Nie sadzilam, że będą jeszcze tacy którzy nadal będą w to wierzyć, a jednak.
    Ze szkola pidobnie, ludzie wyjeżdżaja, dzieci bez problemu na kolonie, place zabaw itd pisylaja, a do szkoły nagle się boja.
    Oszalec można. Mam nadzieje, ze moi tez wroca normalnie i normalniw beda chodzić.

    Piekna M Wam łazieneczka robi!! Zrzędzi ale cuda tworzy :)
    Zdjecia ze zwierzakami super!! Osiołek cudowny.

    Wrzeszczace dzieci to moja zmora tegorocznych wakacji..dawno mnie tak nie umeczyly dzieci i to nie moje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie to jest problem z M. Robi pieknie, ale ile sie przy tym k*rw narzuca, ze rodzina boi sie podejsc, to glowa mala. :D
      Z tym wirusem to politycy robia co chca i ludzie tak samo. Dokladnie tak jak piszesz. Ludziska, ktorzy wyjezdzali na wakacje, niektorzy w miejsca o najwyzszej zachorowalnosci, posylali pol wakacji dzieci na polkolonie, teraz nagle "boja" sie poslac dzieciaki do szkoly, bo pasuje im posiedziec jeszcze w domu. :/
      Placki z cukini byly naprawde pyszne. Szkoda, ze juz po sezonie. :(

      Usuń
    2. Dokladnie tak jest! Parodia i smutna rzeczywistosc "pandemiczna". Na szczescie u nas szkola ruszyla i jest całkiem nawet normalnie, jedynie maseczki na korytarzach przypominają o tym cyrku.

      Mam Kochana mnóstwo do nadrobienia, skonczylam na tym, teraz trzy długie posty, ale Twoje czyta się jak dobra książkę, wiec juz doczekac się nie moge kiedy je pochłonę:) Obiecuje poczytać i zrobię to na pewno, tylko pewnie etapami.

      Buziaki!!😘

      Usuń
    3. Tak samo mam u Ciebie! Czyta sie super, tylko po drodze gubie watek i najczesciej zapominam polowy rzeczy, ktore mialam napisac! :D

      Usuń
  5. Bardzo chętnie skosztowałabym tych Twoich placuszków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie mozna je robic caly rok, tylko z takiej sklepowej cukini to nie to samo. ;)

      Usuń
  6. Łazienka zapowiada się bardzo ładna :)
    To fakt lato i wakacje przeleciały ekspresowo..
    Nasza szkoła niby rusza normalnie 1 września, ale czekam cały czas na jakieś dokładne informacje i szczegóły jak to ma wyglądać bona razie teorii jest wiele :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki!
      U nas szkola ruszyla, ale polowicznie i w tym tygodniu Potworki maja szkole "domowa". ;)

      Usuń
  7. Agatko, te testy to sciema :
    Sam Kary Mullis, wynalazca technologii reakcji łańcuchowej polimerazy (PCR), myślał podobnie. Jego wynalazek przyniósł mu w 1993 roku nagrodę Nobla w dziedzinie chemii.
    Niestety, Mullis 'zmarł'(ZABILI GO) w zeszłym roku w wieku 74 lat, ale nie ma wątpliwości, że biochemik uznał PCR za niewłaściwy do wykrycia infekcji wirusowej .
    Powodem jest to, że planowanym zastosowaniem PCR było i nadal jest zastosowanie jej jako techniki produkcyjnej, zdolnej do replikacji sekwencji DNA milionów i miliardów razy, a nie jako narzędzia diagnostycznego do wykrywania wirusów.
    Nie wiem kiedy ludzie wreszcie pbudza sie z tej koronosciemy.
    Nigdy w zyciu nie poslalabym dziecka do szkoly, gdyby mial nosic maseczke,ktore utrudniaja oddech I zatruwaja organizm wdychanym CO2. NIGDY!
    Moze niektorzy rodzice tego tez nie chca?
    Lazienka wyglada coraz pieknie. Masz bardzo zdolnego Malzonka.
    Zazdroszcze ciepelka I pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepelko i u nas pomalu odchodzi, a szkoda. Zawsze wole sie pocic niz marznac. ;)
      Rodzice, z ktorymi rozmawialam nie maja problemu z maseczkami (jeden tata to w ogole jest "udany", bo maske zaklada nawet idac na rower ;P), tylko z ryzykiem zachorowan. I to sa ci sami ludzie, ktorych dzieci chodzily latem na polkolonie. Ktore sa na swiezym powietrzu, a nie w budynku, no ale. Tu raczej, tak jak Tarheel pisze, chodzi o to, ze ludzie zatrzymuja dzieci w domu, zeby moc twierdzic, ze nie moga wrocic do pracy stacjonarnie. O wiele latwiej w koncu pracuje sie w pizamie we wlasnym salonie. ;)

      Usuń
  8. Nie lubisz placków ziemniaczanych?!
    Sorki, że wyciągnęłam tak mało istotny szczegół, ale za każdym razem gdy wyznam moją niechęć do tej potrawy ludzie patrzą na mnie jak na kosmitke!
    I ten zapach właśnie, bleee...
    Bratnia duszo😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przybijam pione! Na mnie tez ludzie patrza jak na wariatke! A u mnie zapach az powoduje mdlosci. Tylko jeszcze jedna potrawa tak na mnie dziala - watrobka! :D

      Usuń
  9. Piękna łazienka! Super, że remont już dobiega końca, to zawsze jest nerwowy czas dla związku ;p Szczzególnie, jak jeden z małżonków jest "twórcą".
    O tej całej pandemii to już się słuchać nie da, te testy to też ściema. Ja zaraz po porodzie miałam robiony ten przez nos, no już wolałabym trzecie dziecko rodzić, niż dać się jeszcze raz wrobić w ten test! Okropność. A wynikami i tak manipulują jak się da. U nas maseczki obowiązkowe też w tłocznych miejscach, czy na parkingu przed sklepem (wcześniej tylko w sklepie). Nie wyobrażam sobie w niej pracować, a T. w poniedziałek wraca do roboty, współczuję...
    U nas szkoły też ruszają od września. Ale za to nadal możemy się spotykać tylko z 5 osobami spoza rodziny. Brak słów. Wczoraj T. rozmawiał z kumplem, który ma córkę w wieku Misi, tamten wysłał mu zdjęcie Małej ze żłobka. Po czym rozmowa zeszła na koronę, T. wyśmiał tę bańkę 5-osobową, którą nam wprowadzili. A kolega na to: "To lepiej dzieci narażać?". Ale że co? :D Sam posyła dziecko do żłobka, my nie, oboje pracują, a robi nam wymówki co do liczby osób, z którymi się można widywać (a i tak nie przekraczamy tych 5 osób w domu...). Ludziom już się w głowach od tej całej pandemii poprzewracało. Mam nadzieję, że do końca roku się ogarną, bo fajnie by było zaczać znów normalnie funkcjonować. Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ludzie pierdziela juz od rzeczy. To tak jak nasi sasiedzi, absurd goni absurd. Wakacje tak, polkolonie tak, spotkania rodzinne czemu nie, ale szkola oj nie, bo sie zaraza! Wspolczuje tylko dzieciom, bo potem podchwytuja taka mentalnosc po rodzicach...
      Mi maseczki akurat az tak nie przeszkadzaja, ale moj M. tez mowi na nie "kagance", chociaz nosi jak musi. ;)
      Uch, tak, po remoncie jest pieknie, ale sam remont wykancza psychicznie. :D

      Usuń
  10. My ostatnio też mieliśmy placki z cukinii z tym, że cukinia była od teściów. I chyba nawet z tego samego przepisu co Ty, z tego co napisałaś. Ogólnie się zajadali, ale z Krzyśkiem stwierdziliśmy, że jednak wolimy zwykłe placki ziemniaczane - my jednak to poznańskie pyry :)

    Jak zobaczyłam te kurczaczki, to od razu przypomniało mi się jak byłam dzieckiem i moje dziadki, w kuchni miały taką mini zagrodę zrobioną, ogrzewaną lampą i tam biegały te żółte kuleczki. Ja miałam wówczas z 6 - 8 lat i do dzisiaj to jedno z lepszych wspomnień, które mam z tamtych czasów.

    My wytyczne z przedszkola dostaliśmy wczoraj. Zobaczymy jak to wyjdzie, bo wiadomo plany sobie i życie sobie, ale coś tam wiemy. Szkoła za to nadal milczy. Najpierw słyszeliśmy, że na stałe wracają wszyscy uczniowie, teraz docierają do nas pogłoski, że klasy 1 - 3 mają uczyć się zdalnie. Ja jestem za tym, żebyśmy wracali z zachowaniem rozsądku, przecież dzieciaki i tak się widzą na placu zabaw, chodzą po galeriach, czy ludzie wyjeżdżali na wakacje. Ale przyznam, że też się boją wylądowania na kwarantannie, zwłaszcza teraz jak mój tata 9.09 ma mieć zabieg na zaćmę, nie mówiąc o tym, że już awaryjnie myślimy, co zrobimy wówczas z Rogerem - moi rodzice i Młodzi zaproponowali, że będą z nim wychodzić, ale jak my będziemy na kwarantannie, to oni pewnie też...

    Jestem w szoku, jak czytam o tym jak wyglądają u Was sklepy. U nas praktycznie po asortymencie w sklepach w ogóle nie widać, żeby było coś innego niż we wcześniejszych latach.

    Nie rozumiem tego mieszania dzieciaków co rok. Co to ma spowodować? Lepsze poznanie się dzieci, nie tworzenie się stałych grupek? Jak dla mnie, dzieciaki i tak widują się w różnych miejscach, więc jeśli sobie dopasują, to będą się kolegowały nawet wówczas, gdy nie będą w jednej klasie.

    Jestem pełna podziwu,że potrafisz tak spokojnie znosić te zawirowania z wypłatą. Ja naprawdę rozumiem jedną, dwie do tyłu - zwłaszcza jak zaczęło się to całe szaleństwo. Ale to co robi firma to już przegięcie, a jeszcze wymagają od Ciebie pełnego zaangażowania przy praktycznie darmowej pracy.

    Łazienka już prezentuje się świetnie. Uwielbiam oglądać te Wasze remonty, bo widzę, że mamy podobne gusta i bardzo mi się podoba to Wasze wykończenie. A wzorek chociaż nieplanowany, to idealnie wpasował się w całość.

    OdpowiedzUsuń
  11. Moj M. tez lubi placki ziemniaczane i zawsze mowie mu zeby sobie i dzieciom zrobil, ja przeciez jesc nie musze, ale twierdzi, ze nie bedzie mnie dusil "smrodkiem". ;)
    Nie nie, z tym sklepem to musialam miec pecha, bo normalnie jezdzi M. i nie ma problemu z dostaniem czegokolwiek. Ja akurat zle trafilam. :)
    Z tego co mowia, mieszaja tutaj co roku dzieci z tego samego rocznika, zeby wlasnie wszystkie dzieci z np. II klas sie mniej wiecej znaly. Zeby kazdy rocznik tworzyl taka mala spolecznosc, bo na dluga przerwe tez dzieci sa wypuszczane rocznikami (krotkie przerwy nauczyciel zarzadza we wlasnym zakresie). Przyznaje, ze zaprocentuje to kiedy Potworki pojda dalej. Miasto ma 4 podstawowki, ale w gimnazjum juz wszystkie dzieci z calej miejscowoscie beda razem. Znajac wiekszosc dzieciakow ze szkoly, zawsze jest szansa, ze do klasy trafi sie z kims, kogo sie lubi. :)
    Z wyplata jest kiszka, ale przez te glupia szkole otwarta na zmiany, nie mam nawet jak porzadnie sie zbuntowac, bo moj szef cierpliwie pozwala, zeby pracowac w takim systemie, w jakim sie da. ;)

    Dziekuje! Mi tez lazienka sie podoba! Nie jest to moze szczyt "dezajnu", ale jest schludnie, funkcjonalnie i nowoczesniej! :)

    OdpowiedzUsuń