M. nadal pacuje, choc wyglada to u niego coraz gorzej. Maja juz kilka przypadkow potwierdzonego wirusa. Pracuje on na ogromnej hali podzielonej na oddzialy i twierdzi, ze z owymi osobami nie mial stycznosci od dobrego miesiaca, ale to ten sam budynek i jeden system wentylacji. Zarzad (pracujacy sobie wygodnie i bezpiecznie z domu) caly czas twierdzi, ze nie zamkna, choc kraza jakies pogloski o obcieciu godzin. Tymczasem dali kazdemu pracownikowi 14 dni platnego urlopu chorobowego, co w Hameryce jest luksusem (zazwyczaj dostaje sie 3, lub trzeba brac dni z mikrego urlopu). Zaowocowalo to fala osob, ktore siedza w domu twierdzac, ze sa chore, ale nikt nie jest w stanie stwierdzic czy faktycznie cos im dolega (i czy to "to"), czy po prostu sie boja i wola przeczekac. Poki co, kazde stanowisko osoby chorej lub "chorej" jest otaczane zolta tasma i sterylizowane, ale jak zobaczycie na zdjeciu, to jest taka wysepka na srodku wielkiej hali.
Otoczone tasma stanowisko chorego pracownika
A ile rzeczy taka osoba zdazyla juz dotknac w drodze do lazienki czy kafeterii, zanim wyslano ja do domu? :/ W dodatku kupa jest "lewusow", ktorym pracowac sie nie chce, wspominaja, ze zle sie czuja, co oczywiscie owocuje tym, ze natychmiast dostaja nakaz wyjscia, a oni dzien - dwa pozniej dzwonia, ze juz im lepiej i chca wrocic! Dorosli ludzie, a zachowuja sie jak dzieciaki, w dodatku przyglupie... :/
Wiem, ze w zyciu nie namowie M. zeby zostal w domu. Urabiam go jednak pomalu, zeby chociaz ograniczyl godziny. Po co siedziec w miejscu potencjalnie zakazonym przez 10 godzin dziennie i jeszcze czesc soboty? Moj maz jednak jest pracoholikiem i narazie nie ma mowy zeby odpuscil. :(
Z lepszych wiesci, dostalam w koncu jedna 2-tygodniowke. Zastrzyk gotowki zawsze jest mile widziany, ale nadal nie wiem czy jest to zalegla pensja z poczatku marca, czy spozniona sprzed dwoch tygodni. Telekonferencje odbywaja sie teraz przez dzwonienie z komorki z domu, wiec niektore osoby ledwie slychac, a co dopiero mowic o zrozumieniu. Dodac do tego chinski akcent i macie obraz jak to wyglada. ;) Niestety, jedna z tych osob jest moj szef, wiec kluczowe informacje co do kasy mi uciekly. Z tego co rozumiem, w przyszlym tygodniu mamy juz dostac normalnie pensje i (chyba) nadrobic to, co stracone, ale jakos nie wstrzymuje oddechu i uwierze jak zobacze. Za bardzo sie ostatnio rozczarowalam. Zawsze dostaje maila potwierdzajacego przelew kilka dni wczesniej. Coz, dzis niedziela i ciiiisza... :(
Co jeszcze ciekawego? Siedze z Potworkami w domu lub kolo domu, wiec doniesienia ze swiata mam wylacznie z neta (tych lepiej nie czytac) i od malzonka. M. robi tez cotygodniowe zakupy. W zeszla sobote pojechal wlasnie po kilka niezbednikow i wyobrazcie sobie, ze wszystko dostal! :D Nawet srajtasme! Co do tego ostatniego to mial farta, bo byl limit na dwie 4-rolkowe paczki na osobe, a po chwili zapasu juz nie bylo. Nie mniej, byl w sklepie okolo 2 godzin po otwarciu i jeszcze sie zalapal! ;) Dostal tez pare innych produktow, co do ktorych czlowiek juz tracil nadzieje. Dawno nie bylam taka szczesliwa na widok butli oleju i paczki maki! ;)
A tak w ogole, to u nas bez problemu dostanie sie drozdze! Moja tesciowa zalamana, bo zaden sklep w Zakopanem ich juz nie ma, a tutaj wystarczy podjechac do Polakowa - suche, swieze, do wyboru, do koloru! ;)
Tak w ogole, to w sklepach brakowalo (w niektorych nadal brakuje) podstawowych artykulow, ale takie rzadsze wszystkie sa. W ten sposob zostalismy posiadaczami dwoch gigantycznych lisci... aloesu.
Tniemy "kaktusa" :)
M. dorwal w monopolowym ostatnia butelke spirytusu (polskiego! :D) i zmajstrowalismy plyn do dezynfekcji! :) Tego bowiem nadal nie dostanie sie ani w sklepach ani przez internet. Wykonanie okazalo sie banalnie proste i niezbyt czasochlonne.
Glut, przyznaje, byl dosc ohydny :D
Dla cennego plynu musialam poswiecic pare skarpetek ponczochowych (do przefiltrowania), ale co tam, warto. ;) Plyn na poczatku strasznie zalatywal bimbrem, ale troche olejku eterycznego zdzialalo cuda.
Po napelnieniu pojemnika z pompka, zostal nam nawet jeden pelen i drugi czesciowy sloik zapasu. :)
Zapasy :)
Zeby nie bylo, ze paramy sie tylko podejrzanymi eksperymentami z bimbrem w tle, upieklam z Potworkami ciasteczka. To bylo ktoregos deszczeowego popoludnia, kiedy, pozbawieni dluzszej zabawy na podworku, dawali czadu tak, ze sciany sie trzesly.
Dekorowanie to oczywiscie najlepsza czesc ;)
Trzeba bylo ich wiec czyms zajac, choc moze nafaszerowane cukrem przekaski to niezbyt dobra droga do uspokojenia pelnej energii dziatwy. ;) Najwazniejsze jednak, ze przez godzine byli w miare spokojni. ;)
Nik pomalu zarasta, a nie ma jak wybrac sie do fryzjera. Pewnie skonczy sie na golarce tatusia ;)
Ktoregos wieczora zagrzmialo i spadl grad wiekszy niz ziarna grochu. Walilo po oknach tak, ze balam sie, ze szybe zbije, a tu takie, w sumie, drobinki! ;)
W ogrodzie coraz wiecej kwiatow. Wiosna rozkreca sie na dobre, choc, poza kilkoma cieplejszymi dniami jest raczej chlodno - okolo 10-12 stopni. Najczesciej jest tez pochmurno, sporo pada... A my i tak wylazimy na obowiazkowy, codzienny spacerek. U nas jeszcze wolno. ;)
Takie piekne cos. Szkoda, ze normalnie kielich ma pochylony w dol i kompletnie nie widac niezwyklego wnetrza
Jak i tu zabronia (a pewnie w koncu i do tego dojdzie), bedzie codzienna klotnia o to, kto wyjdzie z psem. Maya i tak pewnie jest zdziwiona, bo na porzadne spacery zazwyczaj zabieralismy ja niemal wylacznie w weekendy, a tu nagle taki luksus - codzienny spacer! ;)
Nasi sasiedzi naprzeciwko niestety wystraszyli sie smiercia sasiada ich matki/tesciowej i zabronili swoim corkom przychodzic do Potworkow sie pobawic. Teraz Bi oraz mlodsza z dziewczynek, konwersuja krzyczac do siebie przez ulice. :D
Zeby zas umilic Potworkom samotne zabawy kolo domu, zamowilam im hulajnogi. Juz od dawna o nie prosili. Planowalam je im sprawic na Dzien Dziecka, ale ze nastaly takie dziwne czasy, uznalam ze niech maja je wczesniej. Radosci jest co niemiara. Niestety, najfajniejsza zabawa jest zjazd z naszego podjazdu.
Starsza juz w polowie zeskakuje, zeby sie tylko, Boze bron, zanadto nie rozpedzic :D
Bi to troche strachajpupa i caly czas hamuje, natomiast Nik rozwija takie predkosci, ze serce mi staje. Dodatkowo, na kazdej nierownosci probuje podskakiwac i ogolnie, tak jak na rowerze, wyczynia roznorakie wygibasy.
Mlodszy zapiernicza ile sil, do samego konca podjazdu
Kask na szczescie sam zaklada, a ja zastanawiam sie nad zakupieniem dla niego ochraniaczy na lokcie i kolana. ;)
A moj malzonek upiekl pierwszy raz chleb! Kompletnie mnie zaskoczyl! Siedzialam udupiona na kanapie rozmawiajac z tata, ktory teraz do nas nie przyjezdza, wiec dzwoni praktycznie codziennie i wtedy mam minimum 40 minut "z glowy". Skonczylam gadac, ide do kuchni, a tam ciasto juz ucieka z dzierzy (czyli metalowej michy :D)!
Domowy chleb. Pachnial cudownie... <3
Chlebek wyszedl pyszny, tylko dla mnie lekko za slony. Ale to nic, poprawimy przepis nastepnym razem, bo na tym jednym raczej sie nie skonczy. Mnie korci, zeby sprobowac upiec buleczki. :)
Poza tym nic kompletnie sie nie dzieje... Dzieciaki zaczynaja dopytywac kiedy beda mogly wrocic na karate (to Nik), albo umowic sie z kolezanka (to Bi). Poki co jeszcze daleka droga do tego... Pod koniec kwietnia miala sie zaczac pilka nozna. Smutno mi, bo Bi tak na nia czekala... I guzik, przepadla, juz odwolali. :/
Postaram sie tu jeszcze wpasc przed Swietami. Mam nadzieje, ze mi sie uda, wiec narazie zyczen Wam nie skladam.
My też polowaliśmy na droższe już od dłuższego czasu. Traciłam już nadzieję, że je gdzieś dostaniemy, w szufladzie majaczyła ostatnia malutka paczuszka suchych, a tu nagle niespodzianka - przypadkiem trafiłam na świeże - kupiłam 3 opakowania półkilogramowe, jedno dla mamy i 2 dla nas.
OdpowiedzUsuńU nas spacery zabronione, ale na naszym odludziu jeszcze można się kręcić. Policja co prawda patroluje co jakiś czas, ale można przemknąć niepostrzeżenie. Cały weekend spędziliśmy w ogrodzie, wiec wietrzymy się ile się da.
P.S. pod swoim ostatnim postem napisałam Ci dlaczego może nas czekać przeprowadzka.
Z ta przeprowadzka, to jaja jakies! Mam nadzieje, ze chociaz Wam to odpowiednio "zrekompensuja"! ;)
UsuńSlysze, ze w Polsce od nastepnego tygodnia juz troche luzuja? To dobrze, bo powiem Ci, ze w naszym Stanie nie ma takich zaostrzen jak w Starym Kraju, a mamy dwa razy tyle zachorowan! :O Teraz obym nie wykrakala... :D
No nieźle!Jakbym o sobie czytała, z małymi poprawkami,bo i u nas hulajnoga ( korzystamy z podjazdu sąsiadów,bo nasz z trawy) chleb to ja piekłam,mąż też pracuje ale nie wynika to z jego pracoholizmu a raczej potrzeby zarobku hehe,ja zaczynam 4 tydzień kwarantanny.Ale nie jest tak tragicznie..mamy swój micro świat,swieże powietrze,przstrzeń,lasy dookoła,gorzej Ci w miastach i blokowiskach.A może sklepce jakiegoś posta i tam więcej...
OdpowiedzUsuńWlasnie. w tej calej sytuacji najbardziej wspolczuje tym w miastach i blokach. Na naszych przedmiesciach mozna lazic do wypeku, no i kazdy ma przy domu ogrodek. Dzieciaki maja sie gdzie wybiegac i lyknac swiezego powietrza. :)
UsuńWidzę, że wszędzie trwa walka o te same produkty :D Czytając Twój post uświadomiłam sobie, że miałam napisać T. na kartce , żeby kupił olej w polskim sklepie i oczywiście zapomniałam :/ A wczoraj się dowiedziałam, że nie powinniśmy jeździć tak daleko nawet do sklepu (pół godziny od domu), bo grozi to mandatem, także do końca kwarantanny już go tam nie wyślę :( Dobrze, że przynajmniej nakupił więcej twarogu...
OdpowiedzUsuńFajnie, że udało Wam się skombinować płyn do dezynfekcji! Tutaj to też towar deficytowy.
U nas niby można spacerować, ale trzeba zachowywać odpowiedni dystans, my nie wychodzimy, wystarcza nam póki co ogród. A nasz park podejrzewam jest teraz przeludniony bo ludzie bez ogródków pewnie się po nim wałęsają...
I brawa dla męża za chlebek! Smaczna niespodzianka :)
Tutaj to jakas paranoja. M. pojechal wczoraj do supermarketu po swieze owoce. Przy okazji wpisalam mu na liste srodki czystosci, kostki do zmywarki, itp. W sklepie spozywka, owszem, jest, chociaz maki oczywiscie "niet". Ale ani papierow, ani plynow do czyszczenia, nic, puste polki! :O Malzonek moj jednak tak latwo sie nie poddaje i podszedl do drugiego supermarketu, doslownie obok, przy tym samym parkingu. Supermarket bardziej "przemyslowy", ale troche spozywki tez maja. I co?! Dostal i srodki do czyszczenia i nawet make, ktorej spozywczak nie mial! :D
UsuńMój mąż też powiedział, że zwariowałby, gdyby miał całe dnie W domu siedzieć.. Chlwb rewelka brawo dla M. :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Agata jakoś musimy to przetrwać! Oby w zdrowiu..
Gdyby nie zmartwienie z powodu obecnej sytuacji oraz stres czy M. sie nie zarazi i co z naszymi pracami na dlusza mete, mi takie "siedzenie" az tak nie przeszkadza. Mamy dom z ogrodem, wiec przestrzeni sporo i tutaj wolno caly czas spacerowac. Ale sytuacja ogolnie jest przygnebiajaca...
UsuńZdziwił mnie ten liść aloesu :) Fajnie, że się udało z płynem, bo u nas trudny do dostania. Nam się udało zakupić żel i jak się cieszyliśmy. My pracujemy z domu, ale mój tata też na hali i nie chce wziąć urlopu. Podejrzewam, że za dużo czasu z mamą musiałby spędzić. A my drżymy, bo w naszym miasteczku wysyp chorób, prodzujemy już w województwie. Ale nie dziwimy się, bo ludzie niespecjalnie się przejmują. Ja to z kolei drżę, bo chłopaki wymyślili naukę jazdy na dwukołwocu. Zakłada najgorszy scenariusz. Nie ma to jak przewrażliwiona matka. My od trzech tygodni z jakimiś infekcjami. Już mamy dość. A Tygrys, choć tęskni za dziadkami, cały szczęśliwy, bo ma nas dla siebie 24h na dobę. Uściski
OdpowiedzUsuńU nas tez plyn jest nie do dostania. Na szczescie aloes jest latwiej dostepny. ;)
UsuńTygrysek ma juz ile, bo sie pogubilam? Piec lat? To bardzo odpowiedni wiek do nauki jazdy na dwoch kolkach. Kask na glowe i bedzie ok. ;) Nik mial ledwie ponad 4 jak sie zaparl i sam nauczyl. :D
Nie ma zadnej pandemii. Jest normalna epidemia. Na YT "przepelnione szpitale w NYC" okazuja sie calkiem puste. Jednak swiatowa ekonomia MUSI zaznac dluzszej przerwy, zeby bankierzy mogli zamienic USD pokryty kruszcem na "digital USD" pokryty niczym.
OdpowiedzUsuńOtoz to..
UsuńJak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniadze... :/
UsuńMąż z domu pracuje. Gorzej żeby do sklepu się dostać. 40 min o 6 rano. Teraz Lidl całodobowy. U nas dziś mąż upiekł chlebek. Kiedyś tam robił ale odkąd jest Klara to nie ma czasu heh. My zamówiliśmy Klarci jeździk. Liczę że go polubi.
OdpowiedzUsuńTo samo siostra mi opowiadala. Z samego rana spedzila prawie pol godziny w kolejce zeby dostac sie do sklepu. Tak ja owialo, ze nie wie, czy chora nie bedzie...
UsuńMoj maz upiekl chleb raz, po czym spoczal na laurach. :D
Hej Agatko, dobrze ze dajesz znak życia.
OdpowiedzUsuńNieprawdopodobne jak losy i codziennosc zrobiły się jednakowe na każdym kontynencie teraz :/
U nas z tą różnicą, że w zasadzie nam już nic nie wolno :( Doczekaliśmy się znowu państwa policyjnego.. Rząd tak wykorzystuje sytuację, że głowa boli. Kontrolują i dyrygują nami na każdym kroku. Absurd goni absurd. Ludzie dostają mandaty za.. Siedzenie w samochodzie! Nie pozwalają nawet na myjnie jechać, gdzie nie ma skupisk, myją automaty, bądź ty sama na wydzielonym stanowisku, a co tam, niech i myjnie popadają w cholere, jak udupic tak chca biednych polskich przedsiębiorcow to niech zamkną wszystko, a oni zabronili pracować fryzjerom, rehabilitantom, hotelarzom itd których przecież nikt nie utrzymuje, to wszystko prywatni przedsiębiorcy, a np sklepy budowlane i z wyposażeniem mieszkań owszem zostawili pootwierane, tam łazic można - widzisz w tym sens? Cały czas trują nam, że wychodzic mozemy tylko i wyłącznie w celach niezbędnych do życia, pojedynczo i widać składy budowlane są bardzo niezbędne, spacer z rodziną do lasu, po plaży, wszędzie tam gdzie przestrzeń i świeże powietrze - wszystko to nam zamknęli pod groźbą dużych kar. Ba, rodzina nie może iść że sobą bliżej niż dwa metry od siebie - niedługo zabronią nam spac w jednym lozku.. Zle się dzieje, bardzo źle. Abstrahując od sytuacji związanej z wirusem, osobnym duzym złem zaczyna być w naszym kraju totalna inwigilacja i zwykle bezprawie :( To jest takie skurwysyństwo, wykorzystywać taka sytuację do własnych potrzeb i złapania spoleczenstwa za mordę.. Zaczynam bac się tu mieszkać, wraca normalnie komuna w białych rękawiczkach. Wiesz, że na szybko wymienili głównego prezesa poczty polskiej, oczywiście jest nim teraz goguś z rządu i mają otwierać wszelka korespondencję (oprócz prywatnej niby, ale kto teraz pisze listy tradycyjne..), że niby mają ją skanować i wysyłać do ludzi mailowo..ze niby tak bezpieczniej. Czujesz bazę?
Szok, po prostu szok z tym co się u nas dzieje.
Bzdura. Nie popisuj sie lemingoza, Iwosiu. Ministerstwo Cyfryzacji juz wczoraj dementowalo te bzzdury o otwieraniu prywatnej korespondencji.
UsuńNie popisuje... Ale też nie wierze w opowieści ministerstw. Gdyby tak było, była bym pewnie w teraz bardzo spokojna i nabita w butelkę jak wielu Polaków.
UsuńPomysl, co ma powiedzieć ministerstwo?
Iwosiu, ja tez wlasciwie nie wierze juz w nic, co media podaja. Bo chociaz zyjemy w epoce najwiekszego dostepu do informacji - to jednoczesnie jest to czas najwiekszego produkowania fejk-niusow, klamstw i falszowania rzeczywistosci. Ale dziennikarze wlasnie na tym zeruja, zeby zarabiac na klikach. I produkuja bzdury, zeby tylko wierszowka leciala.
UsuńMasz rację, obecny czas to wylegarnia takich fejkniusów, nie tylko wirusa. ja staram się nie czytać i nie oglądać wiadomości żadnych, staram się omijać takie tematy, siłą rzeczy same do mnie docierają. Akurat o zamyśle "pocztowym" dowiedziałam się od naszego.. listonosza, znajoma bliskiej mi osoby ktora jest naczelną poczty głownej w wawie potwierdziła te zamysły, czyli było coś na rzeczy. Oburzenie jednak społeczeństwa ich wystraszyło, więc się wycofują i tłumaczą, że to plotka, bo jak inaczej "wyjść z twarzą". Wystarczył jednak zamysł - a to już dużo pokazuje jak nas traktuje rząd. Od początku naszego wewnętrznego dramatu w kraju spowowdowanego sytuacją na świecie, numerem jeden jest sprawa wyborów, a nie tego co z nami dalej będzie i to jest przerażające dla mnie :( Nie ma takiej rzeczy na świecie, by ludzi ogarniętych żądzą władzy cokolwiek skłoniło do myśleni o innych a nie tylko własnych korzyściach - straszne!
Usuńpozdrawiam i sił życzę.
Niestety, jeden artukul goni drugi, a obydwa sobie przecza... I wez sie czlowieku dowiedz czegos rzetelnego. Nikt nic nie wie, a jak wie, to nie jest pewnien czy to prawda...
UsuńMoi tesciowie to typowe "PISiory". Po kazdym telefonie do nich moj maz jest przestraszony i nerwowy. Pogada z kolegami z pracy, ze mna, jest ok. Pogada z rodzicami lub bratem z Anglii (ktory jest posrany jak cholera) i M. dostaje palpitacji serca. Wczoraj cos tam opowiadalam, ze rzad w Polsce sie wyglupil z tym zamykaniem parkow i lasow i teraz szybko to cofaja, to malzonek (akurat swiezo po rozmowie z rodzicami) na mnie naskoczyl, ze "ciekawe co powiem, jak on sie zarazi i umrze!". Paranoja po prostu. Wieczorem niemal go przymusilam, zeby wzial sie za malowanie szafek w kuchni. Niech sie chlopina czyms zajmie, bo ta kwarantanna faktycznie skonczy sie rozwodem. ;)
My wszyscy w domu - w końcu! Ja na razie tylko na 3 tygodnie ale ulga jest. Synka już maszynką obcięłam;) W kolejce czeka MąŻ:)
OdpowiedzUsuńps. tu też z drożdżami problem
Ja sama wlosow nie podetne niestety, ale chociaz zamowilam farbe i sprobuje sama sobie zrobic pasemka. Bardzo dawno temu, jak bylam na studiach, robilysmy sobie z matka samodzielnie pasemka, ale potem przerzucilysmy sie na balayage u fryzjera. Czas jednak odswiezyc pamiec i cos samemu pokombinowac. :D
UsuńJa Wam tego ogrodu zazdroszczę, chociaż i tak cieszę się, że mamy spory balkon. Jest pranie, jest bluszcz, nasza piątka, a dzieciaki i tak mają jeszcze trochę przestrzeni do zabawy. Młodzi mają balkon o połowę węższy, więc jak ona wyjedzie wózkiem z Julką, to już praktycznie do Mai nie ma tam miejsca, ale też jakoś dają sobie radę.
OdpowiedzUsuńJa na początku jeszcze drożdże dostałam, teraz nie mogłam nigdzie znaleźć. Ale to praktycznie jedyna rzecz, którą chciałam, a której nie było.
U nas, w polskich sklepach drozdze nadal sa. Ciekawe tylko jak dlugo. ;)
UsuńWasz balkon jest niesamowity! Na mieszkaniowe warunki, to praktycznie jak taras! :)
Podobno bułeczki są łatwiejsze niż chleb, także śmiało! Też myślę o bułkach, ale...zabrać się nie mogę. W ogóle poza nauką z Lilą ciężko mi się za coś zabrać. No, może balkon umyłam- szczyt moich możliwości. Gorszy okres mam ostatnio, nawet u siebie mi się pisać nie chce, bo w zasadzie nie ma o czym :( Trzymajcie się ciepło i zdrowo!
OdpowiedzUsuńPrzyznam sie, ze ja tez nadal za bulki sie nie zabralam. :D
UsuńJa cierpie na ciezki przypadek lenia. Tyle sobie zaplanowalam, ze zrobie, a tymczasem, jak juz po poludniu w koncu wstaje od wlasnej pracy oraz pomocy dzieciakom, to juz nic mi sie nie chce...
Agatko, u nas tez powoli czas leci. Drozdze sa, wszystko praktycznie wrocilo juz na polki tylko czekamy kiedy skonczy sie ten pieprzony lockdown. Ja teraz duzo czytam I wirus to przykrywka do zainstalowania anten I wlaczenia 5G. Ludzie maja suedziec w domu, bo promieniowanie jest tak silne, ze moze zabic. I juz zabija te starsze osoby.
OdpowiedzUsuńW to 5G akurat slabo wierze. Jestem pewna, ze wirus faktycznie szaleje, ale mam pewnosc, ze to nie zaden "odzwierzecy", tylko ucieklo to Chinczykom z laboratorium. Ucieklo, albo specjalnie wypuscili, za cichym przyzwoleniem polowy rzadzacych swiatem... ;)
UsuńKochani, wesołych świąt mimo wszystko! Jestem z wami myślami
OdpowiedzUsuńKochana Noelko, mam nadzieje, ze Twoje Swieta tez byly fajne! :)
Usuń