Tak wlasnie sie czuje. Codziennosc stala sie kompletnie nierealna. Nasze cichutkie osiedle jest dziwna oaza normalnosci. Ptaki dra dzioby od rana. W koncu zaczyna sie sezon godowy. Kwiaty kielkuja. Slonce swieci. Od czasu do czasu przejdzie ktos wyprowadzajacy psa na spacer. Rodzice z dziecmi na hulajnogach. Spokoj i sielanka. Dopoki nie wlaczy sie wiadomosci. Dane na temat chorych i zmarlych skutecznie mroza krew w zylach. Wygladam przez okno - nadal to samo slonce, ptaszyska, przechodzacy spokojnie ludzie. Czy to mozliwe, ze kilka kilometrow dalej, w naszym szpitalu, rozgrywaja sie tragedie? Zawsze sie rozgrywaly, w sumie. W koncu to szpital, ale zeby na taka skale? Ciezko w to uwierzyc...
Poza tym poczuciem nierealnosci, czas plynie baaardzo wolno. To moj drugi tydzien w domu, a mam wrazenie, ze minal co najmniej miesiac... A najgorzej, ze na dzien dzisiejszy czeka mnie jeszcze minimum kolejne 3 tygodnie siedzenia z Potworkami w domu. Prawdopodobnie nawet wiecej... Nie, nie narzekam, mimo, ze mam swoje zdanie na temat skutecznosci tej kwarantanny. Lubie spedzac czas z moimi dziecmi. Po prostu cala ta sytuacja jest nienaturalna i przerazajaca. Zastanawiam sie tez, ze skoro jeden tydzien tak sie dluzyl, jak bede sie czula kiedy minie miesiac lub wiecej?
W tym tygodniu szkola wdrozyla oficjalne nauczanie zdalne i jak pisalam kilku z Was w komentarzach, szlag mnie jasny trafil! Pierwszy dzien to byl koszmar za koszmarem. Filmiki sie nie odtwarzaly, linki nie otwieraly, w komputer wypozyczony ze szkoly trzeba bylo sie zalogowac, ale ani dzieciaki, ani tym bardziej ja, nie wiedzialam jak, bo koncowka maila wyraznie zaznaczala, ze ma to byc mail szkolny. Ja konta szkolnego nie posiadam oczywiscie, dzieciaki tylko wzruszyly ramionami, ze oni nie wiedza... Po chwili okazalo sie, ze aby wejsc na zadania klasowe ze zwyklego kompa, rowniez potrzebne jest konto szkolne. Bomba! Przewalilam wszystkie maile, ktore otrzymalam pod koniec poprzedniego tygodnia, a troche tego bylo. W kazdym entuzjazm i zachwyt: bedziemy sie ze soba laczyc! Swietnie miec znowu kontakt! Bedzie cud, miod i malina po prostu! W zadnym z tych entuzjastycznych maili, ani slowka instrukcji. Okazalo sie jednak, ze troche w tym bylo mojej winy. Otoz, dzieciaki przyniosly na poczatku roku szkolnego kartke z haslami i loginami do roznorakich edukacyjnych gier i programow. Poniewaz u nas w domu dostep do komputera jest dla mlodziezy mocno ograniczany, poza jednym programem, ktory panie zadawaly czasem uczniom jako prace domowa, nigdy nie pozwalam Potworkom na nie wchodzic. Teraz mam za swoje. ;)
W koncu odszukalam w kupie papierow informacje otrzymane pod koniec sierpnia (dobrze, ze nie wyrzucilam! :O) i voila! znalazlam maile dzieciakow. :/
Niestety, jak juz udalo sie zalogowac, wcale nie bylo lepiej, bo tak jak pisalam, tu jakis filmik nie dzialal, tam link sie nie otwieral... Potworki zdezorientowane, a ja razem z nimi... Na szczescie od drugiego dnia poprawili nieco technologie i wydaje sie, ze wszystko gra i buczy, chyba, ze komputer sie zawiesi. Bi pracuje na moim starym gracie i dzis "zawisl" dwa razy. ;)
Czy to znaczy, ze dzieci radosnie wykonuja zadania, a rodzic moze skupic sie na swojej pracy? Absolutnie NIE! :( Kiedy zaczynam to pisac, mamy dzien #4, a ja kazdego dnia jestem coraz bardziej sfrustrowana! Rzad zdecydowal sie zamknac szkoly. Poza szkolami, wszystkie przedsiebiorstwa ktore mozna, jesli nie sa zamkniete na glucho, to maja ograniczone pole manewru. Uderza to w zwyklego pracownika, jak ja, ktory traci prace lub pensje, uderza we wlascicieli firm, jak pisala Iwosia. Niby rozumiem cel tych zamkniec, ale ciagle glowie sie, czy jest to naprawde konieczne na taka skale? Mysle, ze dzialania rzadow regionalnych oraz swiatowych w obliczu pandemi, oceni po prostu historia. Dla nas za pozno, to nasze dzieci albo wnuki dowiedza sie prawdy. My teraz mozemy tylko starac sie przetrwac ten czas...
Wracajac jednak do szkol. Rzad zdecydowal sie zamknac placowki oswiatowe. Ok. W tym momencie powinien po prostu pozegnac sie z nauka w najmlodszych klasach. Dzieci 5-6-7-letnie nie pociagna same zdalnego nauczania. Nie w takiej formie jaka zaserwowala nam szkola. Musze przyznc, ze Bi - prawie 9-latka, jakos to ogarnia. Zauwazylam jednak, ze jej nauczycielka wysyla zadania w formie slajdow. Jeden slajd - instrukcja, drugi - przyklad, trzeci zadanie, czwarty - miejsce do wpisania komentarza lub rozwiazania. Jest w miare logicznie i wyglada na to, ze to ona, po swojemu (czyli lopatologicznie ;P) wpisuje tlumaczenie i sposob na rozwiazanie. Nie mniej, poza filmikami wysylanymi rano przez nauczycielke oraz dzieci w klasie, nie maja oni bezposredniego ze soba kontaktu. Nic tez nauczycielka "fizycznie" nie tlumaczy. Efekt? Jesli dziecko czegos nie rozumie, idzie do rodzica. Nie mniej tu nie moge narzekac, bo Bi w wiekszosci pracuje chetnie i samodzielnie. Nik za to... Szkoda gadac. Jego nauczycielka w ogole jakos marnie to organizuje. Maja stronke z wydzielonymi zadaniami z matematyki, czytania oraz pisania. Sa instrukcje, ale napisane tak sucho i oficjalnie, ze tak jak w czwartek, przeczytalam z Mlodszym trzy razy podpunkty wymieniajace co i jak ma napisac. Wydawalo mi sie, ze jasno mu wytlumaczylam o co chodzi, a on za kilka minut przyszedl z placzem, ze nadal nie wie, co ma robic. Nie pomaga, ze instrukcja jest w jednym miejscu, przyklad pod innym linkiem, a materialy pomocnicze jeszcze pod innym. Nie rozumiem jak do nauczycielki 7-latkow moze nie docierac, ze oni nie potrafia korzystac jeszcze ze zrodel? W ten sposob moga pracowac dorosli lub nastolatki. Ale gdzie 7-latki?! No ludzie! Oni musza miec krok po kroku, jak za raczke, wszystko tlumaczone. I niestety, powinno byc wytlumaczone przez nauczycielke, takim jezykiem, jakiego uzywa w klasie. Bo Nik przeciez w szkole wykonuje polecenia i zadania poprawnie, czyli Pani potrafi to tak wyjasnic, zeby II-klasisci zrozumieli. Ale nie, latwiej jest wrzucic garsc linkow do materialow zrodlowych i niech sobie dzieciaki radza. A jak nie poradza, to niech rodzic z nimi siedzi. :/ W ten sposob spedzilam juz czwarty dzien, kwitnac praktycznie caly czas z Kokusiem nad jego lekcjami. Co zejde na dol, siade do kompa z pracy, slysze "Maaamooo, potrzebuje pomocy!". Doslownie co 10 minut! W takich warunkach nie mam szans sama pracowac! Znalezienie dojscia do pracy zadanej przez nauczycieli od muzyki, plastyki, w-fu i skrzypiec to w ogole wyzsza szkola jazdy. Trzeba przejsc przez tyle kolejnych linkow, ze nawet ja - dorosla, robie to czysto na wyczucie. Tutaj wymieka rowniez Bi, chyba ze wychowawczyni doda konkretny link w swojej prezentacji, ale nie zawsze daje...
Bi przymierza sie do demonstracji dla nauczycielki skrzypiec
A co z dziecmi, ktorych rodzice nadal normalnie jezdza do roboty? Jesli zostaja z w miare ogarnieta opiekunka, pewnie ta siedzi z nimi i rozwiazuje zadania. Ale jesli sa tylko ze starszym rodzenstwem, lub rozrzucone po krewnych (wiem, ze zaraza, ale kazdy radzi sobie jak moze...)? Albo jesli rodzic ma na to wyje...chane, albo jest nieogarniety, albo nie mowi po angielsku? To jest tutaj zupelnie realne. Takie dzieci zostana w tyle i juz. Nikt im nie pomoze i nikt ich nie podciagnie. To dlatego burmistrz Nowego Jorku tak dlugo ociagal sie z zamknieciem szkol. Nowy Jork, poza kilkoma bogatszymi dzielnicami, to jest milionowa biedota i patologia, ktorej dzieci tylko w szkole maja podstawowa opieke, ochrone oraz pomoc w czymkolwiek. Z regularnymi posilkami na czele. Tak, nadal mowimy o Hameryce. Takie sa tutejsze realia w wiekszych miastach.
Po dlugosci mojego monologu, mozecie zobaczyc, jak bardzo jestem sfrustrowana. To nie tak powinno wygladac. Jesli szkoly nie potrafia dopasowac nauczania zdalnego do najmlodszych klas, powinni je sobie odpuscic kompletnie. Sasiadka ma I-klasistke i tak samo rwie juz wlosy z glowy, bo ona dodatkowo jest managerem w duzej korporacji, musi byc w ciaglym kontakcie z wlasna grupa, organizowac wirtualne spotkania oraz prezentacje, a tymczasem siedzi cale dnie z mlodsza corka nad szkolnymi zadaniami. Druga sasiadka ma corke w klasie Nika i mowi to samo. Jej mlodsza panna nie potrafi sama przebrnac przez dzienne zadania. A to wszystko, zeby nauczyciele mogli pokazac, ze "cos" robia i dostac normalna wyplate. I ja im sie, tak w sumie, nie dziwie, ale niechze to bedzie dostosowane do wieku i poziomu uczniow! Wczesniej, w szkole, nie mieli tego problemu, teraz nagle nie potrafia? :/
Aha, zapomnialabym! W poniedzialek gowernor Stanu oglosil, ze szkoly zamkniete zostaly oficjalnie do 20 kwietnia, a najprawdopodobniej bedzie to juz do konca roku szkolego. Wszystko mi opadlo...
O przedluzeniu zamkniecia dowiedzialam sie dopiero we wtorek i to od meza. Tak, od mojego M., ktory zwykle nie interesuje sie niczym zwiazanym ze szkola. Jak widac, wyjatkowe czasy budza wyjatkowe reakcje u niektorych. Jak to jednak bywa, malzonek wiedzial, ze dzwonia, ale nie wiedzial, w ktorym kosciele. Niemal zeszlam na zawal, kiedy napisal, ze szkoly juz zamkniete sa do jesieni. W szoku bylam tez, ze nie dostalam zadnego zawiadomienia od szkoly, ktora zwykle w takich wypadkach dzwoni, wysyla sms'a i jeszcze ze trzy maile... Nic nie moglam znalezc tez na stronie z lokalnymi wiadomosciami. Dopiero na stronie szkoly, gdzie po wejsciu widnieje komunikat, ze lekcje sa odwolane, zauwazylam date zmieniona na 20 kwiecien. A kilka godzin pozniej, w wiadomosciach ukazal sie artykul, ktory cytowal slowa governora Stanu, oglaszajacego, ze narazie szkoly zamyka do 20 kwietnia, ale przewiduje, ze raczej w tym roku szkolnym ich nie otworzy. Szlag.
W kazdym razie, majac przed soba wizje przynajmniej kolejnych 3 tygodni bez szkoly, napisalam do szefa. Tym bardziej, ze w czwartek mijaly 2 tygodnie, w czasie ktorych mielismy pozwolenie na prace zdalna. Maile, ktore dostawalam przez ten czas od zarzadu budynku mowily, ze "pozbyli sie" wszystkich studentow oraz pracownikow akademii medycznej, a przy wejsciu mierza ludziom temperature. Spodziewalam sie jednak, ze wszystkie male przedsiebiorstwa wynajmujace tam laboratoria, normalnie pracuja. W swietle jednak ogloszenia sprzed prawie dwoch tygodni, ze wszystkie nie-kluczowe firmy maja zostac zamkniete, no i przedluzenia zamkniecia szkol, zapytalam jaki jest plan dla mojego miejsca pracy. Okazalo sie, ze mamy nadal pracowac zdalnie, bo nasz caly budynek jest zamkniety az do odwolania. :O Wpuszczane sa jedynie pojedyncze osoby, ktore musza raz na jakis czas uzupelnic specjalne zbiorniki, w ktorych przechowywane sa probki w cieklym azocie. I tyle. Nikt inny nie wejdzie do srodka.
Z jednej strony odczulam ulge, ze jeszcze nie musimy martwic sie o opieke nad Potworkami, ale z drugiej znow dotarla do mnie powaga sytuacji...
Aha, szef napisal tez, ze w przyszlym tygodniu powinnam dostac wyplate, ale uwierze jak zobacze. Juz tyle razy byly obiecanki cacanki, a glupiemu radosc... :/
M. pracuje poki co normalnie. Zarzad ich firmy ma federalne pozwolenia i zapowiedzial, ze chocby zostala dwojka pracownikow, to nie zamkna. Z jednej strony ulga, bo wiadomo, regularna wyplata, z drugiej zaczyna byc troche straszno. Coraz wiecej osob nie przychodzi u nich do pracy twierdzac, ze sie boja, a co gorsza, coraz wiecej wychodzi w srodku dnia oznajmiajac, ze sie zle czuja i maja goraczke. :O Z tych kilku osob nikt nie wie, czy sie przebadaly i jakie maja wyniki. A ja boje sie wpuszczac meza po pracy do domu... :/
Martwie sie tez o dalsza rodzine. Moj tata rowniez normalnie pracuje, ale na szczescie, w jego branzy, zazwyczaj jedzie na zlecenie sam lub z jedna osoba, pracuje na zewnatrz, a z klientami widzi sie tylko przelotnie. Moja matke, ktora histeryzuje, ze na pewno zarazi sie i umrze, pomijam milczeniem. ;) Niestety moja tesciowa ma lekka goraczke i dusznosci. Ma je jednak juz od ponad dwoch tygodni, razem ze stanem podgoraczkowym, wiec zakladam, ze to nie korona. Najgorzej, ze teraz lepiej unikac jak ognia przychodni i lekarzy... :/
*
Zeby uciec troche od tematu korony, poklikam Wam tez o minionym poniedzialku (23 marca).
Co ciekawego zdarzylo sie w tamten poniedzialek, poza tym, ze byl to pierwszy dzien nauczania zdalnego i mialam ochote kogos pogryzc? ;) Otoz... spadl nam snieg! Ha! Porzadnego opadu nie bylo od grudnia, jakiegokolwiek opadu od koncowki stycznia, to musialo spasc teraz, jak juz kazdy wyczekuje wiosny, a najlepiej lata, zeby przegonilo wirusa?! :O
Moje biedne krokusy... Na szczescie przetrwaly bez szwanku
Nie spadla jakas powalajaca ilosc, ale z 10 cm bylo. Tak akurat, zeby zakryc trawe. ;) Potworki oczywiscie byly zachwycone, a ja cieszylam sie choc raz z wlasnego lenistwa. Zimowe ciuchy bowiem co prawda popralam (bo kto by sie spodziewal, ze jeszcze sie przydadza), ale nie mialam czasu (czyt. nie chcialo mi sie) zniesc ich do kantorka w piwnicy. Wisialy sobie dalej w szafie w przedpokoju, wiec przynajmniej nie musialam niczego goraczkowo szukac. A Potworki oczywiscie, jak tylko uporaly sie z lekcjami, nie bylo bata, musialy wyjsc na dwor.
Radosci bylo co niemiara, mimo, ze snieg byl bardzo mokry, wiec juz po chwili cali ociekali. Ale co tam. :) Najwazniejsze, ze zabawa byla przednia. Zjezdzali z jednej strony domu...
Pod choinkami w ogole malo co osiadlo...
Z drugiej strony...
Jak widac jeden przejazd i snieg wytarty do trawy ;)
Po schodach tez zjezdzali, a jak ;)
Bi ulepila nawet cos na ksztalt balwana, choc z powodu mikrej ilosci sniegu, byl niemozliwie brudny.
Twor :D
Na udekorowanie go nie starczylo juz inwencji, szczegolnie, ze w trakcie zabawy, snieg, ktory nadal padal, przeszedl w marznacy deszcz i zrobilo sie naprawde paskudnie. Tarzanko na sniegu rowniez musialo zostac zaliczone. ;)
Styczen to, czy luty? A nie, to koniec marca ;)
Podobnie jak dzieciaki, zadowolony byl i psiur, choc dla niej snieg, deszcz, upal, bloto, gradobicie... wsio ryba, byle ktos rzucal pileczke. :D
Rzuc pileczke! Rzuc pileczke! No, rzuc pileczke! Nie badz taka, rzuc pileczke! :D
A przyczepka stoi i czeka na lepsze czasy ;)
Kolejnego dnia, poza smetna resztka balwana, po sniegu oczywiscie nie bylo sladu. W czwartek i piatek zas, temperatury doszly do prawie 20 stopni. W marcu jak garncu. Ogrod ma za nic koronawirusa i pomalu rozkwita wiosennymi kwiatami. :)
Krokusy ciesza oko
I to, cokolwiek to jest ;)
A w czwartek w nocy, rozwalil nam smieci niedzwiedz. :/ Nosz kurna... Slyszalam dziada zreszta, ale nie przyszlo mi do glowy, ze to nasz smietnik (ktorego nie wystawilismy na ulice i stal sobie pod domem)! Wyjrzalam przez okno, zobaczylam, ze te smietniki sasiadow, ktore moglam dojrzec, spokojnie stoja i uznalam, ze mi sie przeslyszalo. Dopiero rano wyjrzalam przez okno, a tam... przewrocony kubel! Na poczatku jednak ucieszylam sie, ze misiek tak go wywrocil, ze nie mogl otworzyc klapy.
Smietnik lezy, ale obok porzadek. To sie ucieszylam...
Taaa... Dopiero pozniej, kiedy wyszlam przewiesic przez balustrade wyprany dywanik, zauwazylam burdel na nizszym poziomie ogrodu. :/
Mial uczte, skurczysyn... A ja mialam kupe sprzatania... :/
Skubaniec wytaszczyl sobie worek na sam dol i tam go rozerwal w strzepy. :/
Tak nam mijaja kolejne dni kwarantanny. M. jezdzi do pracy i jak trzeba, zajezdza po zakupy. Ja z dzieciakami ograniczam sie do spacerow po osiedlu i zabawie przy domu. Kontakty towarzystkie skazane sa wylacznie na telefon i smsy. Dzieci, nie posiadajace wlasnych komorek, przerzucily sie na odreczne listy i wiadomosci przesylane poczta "rysunkowa" z telefonow rodzicow. ;)
Trzymajcie sie zdrowo!
ALE FAJNIE TAK POCZYTAĆ!A w jakim stanie mieszkasz? Ja kiedyś mieszkałam w stanach i az mi sie zatęskniło. Jednakże jestem w Polsce już dość dawno...Tutaj podobne klimaty... poza tym że chyba biedniej. Ja osobiście pracuję w szkole i rozumiem problem z drugiej strony. Jak nagle w kilka dni zaczac dobrze robić coś czego sie nie robiło nigdy? Jednak my staramy sie nie przeciążać dzieci i na ogół mają link do zadania i tyle.pozdrawiam Magd
OdpowiedzUsuńDaj spokoj z takim dopytywaniem, gdzie ona mieszka. Agata ma prawo do prywatnosci.
UsuńMieszkam na polnocy. ;)
UsuńJa rozumiem, ze nauczyciele tez staneli przed nietypowym zadaniem, nie mniej niektorzy calkiem niezle z tego wybrneli, zas inni (ktorzy w dodatku wspolpracuja z kilkoma innymi) nadal sie nie ogarneli, a minely juz 3 tygodnie. :/
U Nas na szczescie nauczyciele podali linki do online ksiazek, a ze ja juz nakupowalam kilka nowych pozycji to chlopaki odrabiaja lekcje bez wieksze pomocy. U nas szkoly do 16 kwietnia, ale Co tydzien slysze ze zaraz sie zacznie, zaraz ludzie beda padac jak muchy I tak przedluzaja, ukrocajac nam zycie albo przyzwyczajajac nas do nowego stylu zycia.. Ja wiadomosci nie slucham, czytam tylko Co sie zmienilo I tak od dzis potrzebujemy listow od pracodawcy, ze wyjechalismy z domu w jakim konkretnym celu. Dla mnie to jest jakis zart. A raczej nie zart.. To jakis kiepski dramat.
OdpowiedzUsuńU nas raz przewiduja, ze "skok" nastapi za 2-3 tygodnie, w innym artykule pocieszaja, ze liczba zachorowan nie przyrasta az tak, jak sie tego obawiali... Tymczasem zamkniecie szkol w naszym Stanie przedluzono do 20 maja, a przebakuja o nieotwieraniu ich juz w tym roku szkolnym w ogole... :( Ja modle sie, zeby nastepne 3 tygodnie jednak przyniosly zmiane na lepsza i zeby zaczeli pomalu wszystko otwierac w maju...
UsuńBeznadziejny okres przyszedł. Myślę o was przez cały czas. Trzymajcie się!
OdpowiedzUsuńTy tez trzymaj sie zdrowo, Noelko! :*
UsuńObecna sytuacja jest tak dziwna, nieprawdopodobna, wrecz idiotyczna, ze glowa mala! Mnie najbardziej niepokoi wycofywanie gotowki z obiegu. Cos wiekszego tu sie kroi, niz zwykla zaraza. Obysmy tylko przezyli.
OdpowiedzUsuńAmen!
UsuńO tej gotowce nic nie slyszalam. U nas normalnie mozna nia placic, tylko pojedyncze supermarkety nie przyjmuja.
Usuńz ta milionowa biedota i patologia w NYC to jednak nie moge sie zgodzic. mieszkalam tam przez 24 lata i wiem, ze tak nie jest. owszem, sa dzielnice gdzie dzieci jedza tylko posilek wydawany w szkole, ale bez przesady.
OdpowiedzUsuńno i nie rozumiem Twojej frustracji ze szkola? wolalabys aby dzieci stracily rok?
Justyna
Bywam w Nowym Jorku i az sie wzdrygam. Brud, smrod, gory smieci oraz szczury latajace po bocznych alejkach przy wspanialym Manhattanie. Nic dziwnego, ze ludzie tam teraz masowo umieraja. I to sam zarzad miasta odsuwal zamkniecie szkol ile sie dalo, wlasnie ze wzgledu na mase dzieci, ktore jedynie w szkole otrzymywaly cieply posilek i sensowna opieke.
UsuńWiesz, oczywiscie punkt widzenia, zalezy od punktu siedzenia, a moje dzieci sa jeszcze dosc male. Chodzily do szkoly od konca sierpnia do niemal polowy marca, wiec moim zdaniem rok powinny miec zaliczone bez laski. Jesli jednak szkoly zdecydowalyby, ze wszystkie dzieci maja powtarzac rok, to coz, wcale bym nie plakala. Nie zaszkodziloby to im. Oczywiscie pewnie inaczej myslalabym o tym, gdyby ktores konczylo wlasnie high school i mialo zaczac college. ;)
Fatalna sytuacja ;/ niestety z wielu stron slyszy sie podobne historie. Dramat szkoly internetowej, dezorganizacja codziennosci, praca z domu w towarzystwie potrzebujacych pomocy dzieci i widmo ciezkich dni z obawy o prace lub jej brak ;/ trzymam za Was mocno kciuki! Zycze wszystkiego dobrego, a przede wszystkim zdrowka!
OdpowiedzUsuńWlasnie. Praca z domu to jedno. Niestety, wiekszosc rodzicow nie jest przyzwyczajona do wyciagania 8-godzinnej normy z dzieciakami klocacymi sie i ciagle wolajacymi jesc za plecami. ;) A wiekszosc mlodszych dzieci jednak nie poradzi sobie z samodzielnym ogarnianiem lekcji...
UsuńAle się porobiło, najgorsza jest ta niepewność, jak długo to wszystko potrwa i dokąd nas prowadzi... Mam nadzieję, że jakoś przetrwamy. Cierpliwości do nauczania młodzieży Ci życzę. I czasu na to :/
OdpowiedzUsuńDokladnie, najgorsze, ze i w Europie i w Stanach sytuacja nadal sie rozwija i ch*j wie, kiedy cos zacznie sie poprawiac. :/
UsuńMy mamy o tyle łatwiej, że przedszkole nie zarzuca nas taką ilością zadań. Tak naprawdę chodzi bardziej o to, żeby widać było, że nauczyciele coś tworzą. A my i tak non stop z Tygryse coś robimy, bo niestety u niego nie ma opcji, że mama ma coś do zrobienia. Ale nie ma tak dobrze. Na zmianę zajmujemy się młodym i ogarniamy pracę. Samo się nie zrobi, a poza tym trzeba działać, żeby nie zwariować.
OdpowiedzUsuńDużo sił Wam życzę.
Ja chyba wolalabym, zeby szkola kompletnie zostawila inicjatywe rodzicom. W pierwszym tygodniu, kiedy Potworki rozwiazywaly zadania w zakupionych ksiazkach i cwiczyly zadania w edukacyjnych grach, calkiem niezle nam sie grafik ukladal. A potem weszlo nauczanie zdalne i wszystko sie rowno popierdzielilo. :/
UsuńU nas Starszak ma naukę on-line, ale tylko godzinę dziennie. Reszta do o samodzielnego ogarniania. Nie jest źle.
OdpowiedzUsuńMłodszy ma wysyłane materiały i robi chętnie, ale potrzebuje pomocy.
Ja nie mam opcji pracy zdalnej. Teraz jestem na opiece w domu. Od poniedziałku wracam do pracy, a mąż przejmie stanowisko nauczyciela. Kłopot tylko taki, że mieszkanie mamy nieduże, więc siedzimy sobie na głowie.
Pozdrawiam i trzymam kciuki
Oj, ludziom bez domow z ogrodem strasznie teraz wspolczuje. Faktycznie mozna sie poczuc jak w wiezieniu. :( My mamy chalupe, ogrodek i u nas nadal mozna normalnie spacerowac, wiec codzien wypuszczamy sie na koleczko po osiedlu. ;)
UsuńJa nie wiem jak radza sobie rodziny, gdzie oboje rodzice sa nadal normalnie na etacie, albo maja taka prace, ze przez 8 godzin musza siedziec z nosem w kompie? To jest trudne do ogarniecia dla mnie, mogacej pracowac po trochu i kiedy dam rade...
Nik ma tak jak ma Oliwka. Suche fakty i niech dziecko radzi sobie samo. A wiem, że w równoległej klasie pani nagrywa filmiki i łączy się zdalnie z dziećmi, czyli jak się chce to można...
OdpowiedzUsuńMyślałam, że tylko my nie jesteśmy przygotowani na taką formę nauczania, ale widzę, że u Was nic nie lepiej ;/
Niestety, to nie jest zalezne od czesci swiata, tylko od ogarniecia konkretnego nauczyciela. ;) Wychowawczyni Bi calkiem fajnie organizuje zadania, mimo, ze laczy sie z dzieciakami tylko na poranne powitanie. Wychowawczyni Nika kompletnie nie potrafi dostosowac tresci do poziomu dzieci, zas wszystkie dodatkowe przedmioty to porazka na calej linii i burdello na kolkach. :/
Usuńjak Ty wytrzymujesz z tymi niedźwiedziami, to niepojęte!
OdpowiedzUsuńNie za bardzo moge z nimi cokolwiek zrobic. ;) Mimo, ze mieszkam na przedmiesciach, mozna sie poczuc czasem jak na dzikim zachodzie. Po ogrodach kreca sie skunksy, szopy oraz oposy, niedzwidzie dobieraja sie do smieci, a po nocach slychac wycie kojotow! :D
UsuńNo coz, ciezko jest....
OdpowiedzUsuńNie ma co sie oszukiwac, sytuacja nie jest lekka, chcoc ja staram sie nadal doszukiwac jakis pozytywow. Jak zawsze juz mowilam szklanka w polowie pelna, nie pusta....
Powiem Ci, ze dzieci mi szkoda, one sa bardzo poszkodwane w tej styuacji, czesto nie rozumiejac dlaczego.... I choc zapewne rodzice tych mniejszych maja doslownie dosyc, to nawet te wieksza sa w jakims stopniu nieszczesliwe - pomysl jak my dorosli ciezko sie obchodzimy z obecnymi zmianami, zakazami...a dzicko, ktorego rutyna, obowiazki stabilizacja nagle sie zmieniaja :O
Z praca nie wesolo, najgorsze, ze chyba dopiero najgorsze przed nami... sledze wiadomosci i gdy mowa o USA zawsze mysle o Tobie.... Uwazajcie na siebie :*
Ja tez szukam pozytywow i gdyby nie strach ze M. sie w pracy zarazi covid-19 oraz co bedzie dalej z moja praca, tak naprawde to mi sie calkiem milo "siedzi" z Potworkami w domu. Mamy dom i ogrod, wiec zupelnie nie czuje sie uwieziona. Pewnie inaczej byloby w srodku miasta, w mieszkanku, ale tak? Nie narzekam. Potworki poki co tez zbytnio nie marudza. Nik wrecz twierdzi, ze nie lubi szkoly i woli uczyc sie z domu. To chyba po mamusi. ;)
UsuńMimo wszystko wypatruje juz konca i stopniowego otwierania kraju, ale kiedy to nastapi? :/
Kochana, łączę się w bólu. Też mózg mi paruje, przyszłość przeraża, brak stabilności wywouje bardzo mieszane uczucia i do tego nie do końca zgoda na to wszystko. nie mieści mi się w głwoie do czego doszło, jak w krótkim czasie zawładnięto światem i jak wiele się dzieje teraz za naszymi plecami. Przecież nikt chyba nie wierzy w to, że nagle wszystkie obecne problemy, bolączki i strach świata ot tak ustały. one trwają nadal i to na zwiększoną skalę zapewne, bo nie jestesmy już tego obserwatorami i nic nie możemy nawet pokrzyczec w sensie jakiegoś protestu..
OdpowiedzUsuńStaliśmy się więźniami świata..
A tak bardziej przyziemnie i żeby glowa przestała bolec od tego wszystkiego - wiesz, u nas też w koncu zawitał jakiś konkretniejszy śnieg, choć może na dwie godzinki raptem, ale bałwana zdolaly dzieciary ulepić, takiego fest :) Choć tyle radochy. Dzień za dniem nam płynie, gubimy się już jaki to dzień tygodnia, bo one są każdy identyczny, ale na szczęście nie mam poczucia, że one sie ciągną, choć tyle dobrego.
Gdy czytam za każdym razem u Ciebie o Nowym Jorku, to smutno się robi. Przykre realia, niestety w każdym państwie pewnie tak jest, smutna rzeczywistość. Biedne dzieciaki.. :(
Niedźwiedź niezły, nie boisz się, że wyjdziesz i go za winklem spotkasz? U nas tak dziki broją, na szczęście większość posesjo w Polsce jest ogrodzonych i mają utrudnione buszowanie po ogrodach, ale pola niszczą..
Maya jak Fuxik nasz kiedyś, to samo spojrzenie, ta sama prośba - rzuć no rzuć pileczkę :)
Trzymajcie się Kochana, jakoś może da się to przetrwac, choć też trudno mi w to samej uwierzyć.
Haha, niedzwiedzia sie boje, ostroznie sie rozgladam wychodzac z domu, dzieciom samym na ogrodzie przebywac tez nie pozwalam. Na szczescie, te brunatne "misie" same raczej ludzi unikaja i trzeba miec pecha, zeby sie z ktoryms zetknac oko w oko. Ale w nocy smietniki chetnie wywalaja. ;)
UsuńWlasnie, Kochana, najgorszy jest ten brak stabilnosci. Czlowiek nie wie kiedy nastepna pensja, ile trzeba zostawic na koncie, itd. Do tego doszla sytuacja w pracy M., gdzie mamy realny strach o jego zarazenie... No nie jest fajnie.
No i tak jak piszesz, epidemia to jedno, ale kiedy to sie skonczy, bo kiedys musi, gruchnie cos innego, co teraz spychane jest gdzies na boczny tor. :(
W UK podobnie ze szkołą, więc chyba trzeba przejść nad tym do porządku dziennego niż wkurzać... Nie mamy na to wpływu...
OdpowiedzUsuńJa dopiero od dziś mam wolne (jak na razie na trzy tygodnie). Zobaczymy co dalej.
Uściski:)
Mnie szkola wkurza, bo przeciez ja musze tez wykonywac swoja prace zeby miec choc cien nadziei na wyplate. Gdybym mogla wziac po prostu miesiac urlopu, to nie ma problemu, moge spedzac cale dnie z Kokusiem nad jego lekcjami. A tak to wsciekam sie, bo co zlapie skupienie nad swoimi papierami, ktores z dzieci przylazi i prosi o pomoc. :/
UsuńAgaciu, łączę się z Tobą w bólu.
OdpowiedzUsuńWiesz, mimo tragizmu całej "alternatywnej rzeczywistości" pięknie i bardzo trafnie to wszystko opisałaś.
Współczuję, że musisz pracować zdalnie i pomagać Nikowi w nauce (masz rację, siedmiolatek potrzebuje prowadzenia za rękę, organizowania pracy krok po kroku - to nie student).
A jeszcze martwisz się M. :(
Dodatkowo ten niedźwiedź w ogrodzie w nocy.
My mieliśmy przez długi czas problem z myszami w domu, ale z dwojga złego - chyba te myszy mniej stresujące niż niedźwiedź. :)
Dużo zdrowia, sił, cierpliwości i - mimo wszystko - pogody ducha, nadziei i optymizmu życzę Wam, Agaciu.
Serdeczności :)
My po przeprowadzce tez dosc dlugo walczylismy z myszami, co jest dziwne, bo dom byl caly czas zamieszkaly. Poprzedni wlasciciele przymierzajac sie do sprzedarzy domu, wiekszosc dobytku upchneli w piwnicy oraz garazu. Byl tam karton na kartonie, pojemnik a pojemniku. Podejrzewam, ze to raj dla myszy (tyle schowkow!), wiec sie tam radosnie zagniezdzily i potem zdziwily kiedy wszystko zniknelo. Ja sie myszy nie boje, ale brzydzilam sie kiedy znajdowalam mysie bobki w szufladzie ze sztuccami lub formami do ciast. :(
UsuńStrach o M. bedzie niestety trwal do konca tej epidemii.
A szkoly to kuzwa, niech juz otwieraja, ile mozna?! A oni jak na zlosc przedluzyli zamkniecie do drugiej polowy maja! :O
U nas w Pl też dramat ze szkołą. Zarówno rodzice Podopiecznych jak i moja bratanica i bratanek też mają masakre. Bratanica w liceum, ale ona kumata mega więc luz. Ale jej brat w podstawowce to masakra. Bo linki do stron nie działają, ten cały w dziennik raz działa raz nie. Zadań jest tyle, że szok. I też ciągle trzeba siedzieć z tym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńMy z Klarą spacerujemy, bo mi młodzież chatę roznosi. Idę tak żeby nie było ludzi, mijam budowy i jestem na otwartym terenie, który w niedługiej przyszłości będzie zabudowy blokami. Kupiliśmy jej parę zabawek spacerowych żeby jakoś wynagrodzić jej brak placu zabaw. Tego najbardziej brakuje.
Sklepy otwarte ale wpuszczają 3x tyle osób ile kas. Mąż był w Lidlu punkt 6, stał 45 min by wejść. Ja dwa dni temu byłam w mięsnym takim lokalnym żeby coś kupić już pod kątem świąt. Przeraża mnie to wszystko. Wypłaty nie mam od 2mcy. Mąż w domu, bo do biura nie mogą przyjeżdżać. Klara ciągle chce do niego, każe mu siedzieć w sypialni bo jak go nie widzi to jakoś leci ;) eh w dodatku ciepło się robi. Aaa, od wczoraj to już nawet mamy zakaz wstępu do lasów parków.
W Polsce coraz wiecej zaostrzen, ale do nas pewnie tez dojda. :/ Tutaj narazie mozna spacerowac cala rodzina. Tylko w niektorych sklepach jest limit osob, w pozostalych wszyscy moga wlazic, a na parkingach jest tyle aut, co zawsze.
UsuńMoja siostrzenica jest w IV klasie i siostra tez narzeka, ze nauczyciele zadaja prace jak porabani. Siedzi z corka od 9 rano do 17 i skonczyc nie moga, a jeszcze ma mlodszego przedszkolaka na stanie. A ze sama jest nauczycielka, to potem nagrywa wlasne lekcje po nocy. :/