W piatek rano pojechalam na zakupy. Korzystajac z tego, ze Potworki szly jeszcze tego dnia do szkoly, wybralam sie raniutko, z nadzieja, ze unikne tlumow. Taaa... W Polakowie faktycznie bylo duzo pusciej niz zwykle. Zostal mi jeszcze sklep Hamerykancki, wiec zajechalam do malego Aldi, ktory mam po drodze do domu. Omatkoboskojaciepierdziele! Zajezdzam do tego sklepu czesto w soboty, wracajac do domu po odwiezieniu Potworkow do Polskiej Szkoly, ale takich tlumow tam jeszcze nie widzialam! Parking pelniutki! Koszyki na samym koncu korytarzyka! W sklepie ludz na ludziu! Zalowalam, ze nie wzielam maseczki, bo dostalam zapas z pracy. Niby trabia, ze one nie pomagaja, ale mi sie wydaje, ze jednak to jakas bariera, c'nie?
W kazdym razie wiekszosc asortymentu byla, ale kilku rzeczy zabraklo. Chwycilam ostatni sloik kawy rozpuszczalnej dla M. Nie bylo kompletnie ziemniakow, ryz zostal jakis dziwny, ale ze nam sie skonczyl kompletnie, to wzielam. Moze da sie zjesc. Makarony o dziwo byly. Brak za to mydla, ale tego mozna sie bylo spodziewac. Niestety, zgodnie z zartami z Fejsa, nie bylo kompletnie papieru toaletowego! Nic, null, nada... Mam w piwnicy resztke paczki z 6-cioma rolkami. W lazience na dole kolejne 4 rolki. Chcialam dokupic jedna (!) paczke na wszelki wypadek. No i ch*j, nie kupilam, bo ni ma! Ludzie sie posrali i to doslownie najwyrazniej! :/
Potem okazalo sie, ze mialam szczescie, bo po poludniu oraz dnia nastepnego, sklepy byly juz doslownie wymiecione. Resztki miesa, zero produktow suchych czy konserw. Wszystko z dluga data waznosci zniklo. Oczywiscie o papierze toaletowym, chusteczkach do nosa czy nawet wilgotnych sciereczkach dla niemowlat (!) mozna sobie pomarzyc... Zostaly slodycze, ale nie wyobrazam sobie przezyc na batonikach Snickers, choc lubie. ;)
Sklepy ograniczyly godziny otwarcia zeby pracownicy mogli nadazyc z wykladaniem towaru. Moze to cos pomoze. A moze po prostu ogonek kupujacych bedzie sie ustawial pol godziny przed otwarciem i wszystko bedzie znikac w 15 minut. :/
Odwolane zostaly ostatnie zajecia ze sztuk walki. Szkoda, bo Mlodszy ogolnie jest oporny do probowania nowych aktywnosci, a te bardzo polubil. Ale coz, sila wyzsza... Podobnie, oba kluby gimnastyczne, z ktorymi kontaktowalam sie w sprawie gimnastyki artystycznej dla Bi, sa zamkniete. Silownia, w ktorej maja klub plywacki, nadal jest czynna, ale jak dlugo? Podejrzewam, ze to kwestia dni i silownie rowniez oglosza zamkniecia, albo zmusi ich do tego gowernor naszego Stanu.
Update: dzis (poniedzialek, 16 marca) Stan oglosil, ze wszystkie silownie maja byc zamkniete do 20 godziny lokalnego czasu... Czyli dzieciaki traca nawet plywanie...
Wpadlam na pomysl, zeby podjechac do biblioteki, zaopatrzyc sie w zapas ksiazek oraz filmow, skoro juz siedzimy w domu. Taaa... Przezornie weszlam na strone bibliotek (nasze miasteczko ma dwie), a tam... biblioteki zamkniete do odwolania... :O
Nasz Stan ma narazie 26 przypadkow koronawirusa... Co bedzie, kiedy ich liczba dojdzie do setki? A dojdzie na pewno...
*
To tyle z aktualnych wiesci. Teraz juz weselej i tasiemcowo, bo kazdy z nas potrzebuje chyba takich zwyklych, codziennych postow. Przynajmniej ja lubie je czytac, bo przypominaja mi, ze pomimo gardla zaciskajacego sie co jakis czas w panice, zycie toczy sie dalej i wszyscy usilujemy zyc w miare normalnie...
(Przed)ostatnio bylo o koncowce lutego, to teraz bedzie o poczatku marca. :)
Ostatni dzien lutego Potworki spedzily w Polskiej Szkole, a potem pojechalam z Kokusiem na lyzwy, pamietacie? To byla sobota oczywiscie.
Za to w niedziele, 1 marca, pojechalismy na... tubing! :D
O ten tubing najbardziej dopraszala sie Bi, ktorej, jak wiecie, w tym roku narty jakos nie porwaly. Za to przy dwoch stokach narciarskich byly takie tory do snow tubing'u i Starsza az piszczala, zeby tam pojsc. Niestety, jestesmy w tym roku jakos kiepsko zorganizowani, dojezdzamy na narty pozno i mamy ograniczona ilosc czasu (stoki na polnoc od nas najczesciej nie maja nocnego oswietlenia i czynne sa tylko do 16:30). Szkoda nam marnowac czas na tubing, skoro przyjechalismy szusowac. Wedlug M. w ogole bez sensu spieszyc sie zeby dojechac dwie godziny wczesniej i pozwolic Potworkom poszalec. Troche to rozumiem, ze potem byliby juz zmeczeni i szusowanie moglo sie skonczyc podwojna histeria, zamiast awanturka tylko ze strony Bi. ;) Ale ogolnie to M. sam zjezdzac nie chce, wiec uwaza, ze dla dzieciakow to tez zadna frajda. Coz, dzieciaki uwazaja wrecz odwrotnie. ;)
Gotowi do szalenstwa :)
W kazdym razie Bi jojczala zeby pojechac na tubing, a ja obiecalam jej, ze tak, kiedys na pewno ja wezme. Poczatkowo planowalam zrobic to w lutowy dlugi weekend, ale jesli pamietacie, Nikowa tajemnicza choroba zatrzymala nas w domu. Zima zaczela pomalu dobiegac konca, a temperatury praktycznie codzien przekraczaly 10 stopni, wiec zaczelam goraczkowo szukac pasujacego dnia z odpowiednia pogoda. Plany utrudnial fakt, ze w naszym Stanie takie tory do tubingu sa tylko dwa (oba jakies 50 minut drogi od nas), a przez to oczywiscie jest mnostwo chetnych (a dalej nie chcialo mi sie jezdzic). Trzeba wiec wykupic bilety zawczasu i na okreslona godzine. Na szczescie na 13 po poludniu 1 marca zostaly 4 bilety, wiec szybko zgarnelam dwa z nich. No i pogoda miala byc swietna - 2-3 stopnie na plusie i slonecznie. Super!
Zdjecia wyszly mi tak, ze wyglada jakby dzieciaki po prostu siedzialy w tubach, musicie mi wiec uwierzyc na slowo, ze jada ;)
Pojechalismy, nawet M. sie z nami zabral i Potworki bawily sie rewelacyjnie! Dzien byl poczatkowo bardzo wietrzny, z czego sie cieszylam, bo obnizal temperature. Potem jednak wiart ucichl i przy pelnym sloncu zaczelo sie robic nieznosnie cieplo. Jeszcze ja i M. stalismy w miejscu, wiec dla nas nie bylo az tak zle, ale dzieciaki musialy wbiegac z tymi tubami pod gorke do wyciagu i po jakims czasie zaczely jeczec i sie rozbierac... Pod koniec zaczeli tez wymiekac, ale dopiero kiedy Nik poprosil zebym pomogla mu ciagnac tube, zrozumialam dlaczego. Otoz, z racji takiej, a nie innej zimy, poza nasniezonym torem, nie bylo nigdzie sniegu. W pewnym momencie trzeba bylo ciagnac te tube pod gore do wyciagu po blocie. Na szczescie dalej juz ruchoma tasma ciagnela dzieciaki na szczyt gorki. Nawet dla mnie - doroslej, ten kawaleczek "recznego" ciagniecia byl meczacy, a co dopiero dla Mlodszego. Oboje z Bi jednak dzielnie dotrwali do konca dwugodzinnej sesji i dobrze, bo kolejny raz w tym sezonie raczej sie nie wybierzemy.
Chociaz na jednym zdjeciu porzadnie widac tor :)
Juz na wychodnym, jakims cudem dostali zastrzyk energii i zamiast grzecznie wracac z rodzicami do auta, zaczeli wspinaczke po kupach sniegu. Nie ma sie co dziwic biedakom. W tym sezonie byl to widok praktycznie niespotykany. ;)
Takie widoki to tylko na sztucznie nasniezonych stokach :D
Poniedzialek, 2 marca, poza szkola i praca to "tylko" trening na basenie. Potworki chodza raz chetniej, raz mniej chetnie i ogolnie najlepiej to posiedzieliby sobie leniwie w domku. ;) Na szczescie nie trzeba ich jakos bardzo namawiac, poza tym, ze chcialabym zeby Bi juz w koncu przeszla na treningi srednio-zaawansowanych we wtorki i czwartki. Poki co jednak wtorki oprotestowuje i nadal woli jezdzic w srody z Kokusiem.
Trening :)
We wtorek, 3 marca Nik mial kolejne zajecia ze sztuk walki.
Nawet nie pamietam, co oni tu wlasciwie robili :D
Tym razem tata byl w domu, wiec Bi zostala z nim, a ja moglam spokojnie pojechac z mlodszym. Namawialam oczywiscie Starsza, zeby pojechala na trening, ale zaparla sie obiema nogami i co jej zrobisz...
W srode, 4 marca dzieciaki mialy luzniejszy dzien, bo konczyly juz o 13:15. Nauczyciele mieli szkolenia. To oznaczalo luzniejszy dzien rowniez dzien dla mnie, bowiem ktos musial zajac sie potomstwem. Wyszlam z pracy wczesniej i pod wieczor mialam wrazenie, ze w ogole w pracy nie bylam, tyle czasu zyskalam! Fajnie bylo tak troche "pomieszkac" we wlasnym domu. ;) Potworki zreszta tez skorzystaly, bo poza szybkimi lekcjami oraz basenem (na ktory zreszta pojechalam z samym Nikiem, bo Bi smarczala), zdazyli tez sie pobawic oraz przygotowac deser z chrupek Rice Krispies oraz marchmallows. Obydwoje co prawda bardziej lubia ten deser przygotowywac niz jesc, ale moze to i dobrze. ;)
Bi ostatnio zapalala miloscia do kokow. Pamietam, ze kiedys moja siostra namietnie zakrecala wlosy na czubku glowy w taki niedbaly kok i zartowalysmy z tej fryzury, ze ma "kupe" na glowie :D
W czwartek, 5 marca, nauczyciele ponownie sie szkolili, wiec dzieciaki znow wyszly o 13:15, a ja znowu musialam sie urwac z pracy. Szczerze mowiac to zastanawiam sie, czy nie byloby dla wszystkich lepiej gdyby zamiast dwoch polowek nie zrobili jednego, pelnego dnia wolnego i czesc. No ale, jak sie nie ma co sie lubi, to sie lubi co sie ma. ;) Zawsze to mialam troszke wiecej tego czasu w domu na ogarniecie chalupy, naczyn, itd. Nik mial tego dnia ponownie sztuki walki. Bi miala isc na trening z grupa plywacka srednio-zaawansowana, ale nadal smarkala, a ze kolejnego dnia mieli miec impreze na basenie, stwierdzilam, ze lepiej niech sie troszke podkuruje.
Za to Mlodszy chyba bawil sie najlepiej z dotychczasowych zajec. Na poczatkowych uczyli sie bowiem jak zadawac ciosy czy kopac, ale na sucho, do lustra. Trenerow jest dwoch, wiec przechodzili od dziecka do dziecka z poduszkami, zeby kazde moglo tez autentycznie cos kopnac lub uderzyc, ale wiekszosc celowala w powietrze. Tym razem jednak trenerzy wyciagneli na srodek worki treningowe.
To dopiero byla zabawa! Pod koniec Nika wyraznie bolaly juz knykcie i byl mocno zmeczony. ;) Ale kiedy wyszedl, pokrzykiwal z entuzjazmem, ze to byl najlepszy trening ever. :D
W piatek, 6 marca, po poludniu odbyla sie impreza zorganizowana przez druzyne plywacka dzieciakow z okazji zakonczenia sezonu. Najpierw mlodziez szalala godzine na basenie, grajac w roznorakie gry, potem przeszli do salki na poczestunek.
Trener tlumaczy zasady gry
Kazdy przyniosl przekaski lub deser i w koncu uzbieraly sie tego 3 stoly zarcia, a jeszcze klub sportowy zamowil pizze. Dzieciarni humory z grubsza dopisywaly, poza Nikiem, ktory nie wiedziec czemu byl nie w sosie. Pozniej tlumaczyl sie, ze chcial dostac jakas nagrode, a nic nie otrzymal, ale nie do konca bylo to prawda. Humor poszybowal bowiem w dol zaraz po przyjsciu na sale "bankietowa" bez wyraznej przyczyny... Bi siadla sobie zadowolona z kolezankami, panny wolaly tez Kokusia, ale on sie zaparl, ze nie i koniec...
Bi w towarzystwie, Kokus na boku...
Kiedy wszyscy troche pojedli, trenerowie wyszli na scene i podziekowali wszystkim dzieciom oraz rodzicom za swietny sezon. W mistrzostwach nasza druzyna jako calosc uplasowala sie na 8 miejscu, ale trener tlumaczyl, ze jest bardzo zadowolony z tego wyniku, bowiem pozostale druzyny mialy przecietnie okolo 80 czlonkow, a nasza tylko 40.
Nastepnie rozdali dyplomy wyrozniajacym sie dzieciakom z kazdej grupy wiekowej. Ku mojemu zaskoczeniu (i ogromnej dumie oczywiscie ;P) jednym z tych dzieci byla Bi.
Bi z innymi nagrodzonymi dziecmi w swojej kategorii wiekowej (dwoje nie przyszlo na impreze)
Otrzymala dyplom dla "Most Valuable Swimmer" w kategorii dziewczynek lat 8 i ponizej. Oznacza to, ze otrzymala najwieksza ilosc punktow w czasie sezonu. Plywacy za miejsca I, II oraz III dostaja bowiem punkty, czyli w swojej kategorii wiekowej Bi zajela najwiecej I oraz II miejsc z druzyny. Bardzo bylam dumna z tej naszej "ryby", szczegolnie, ze przeciez ona wziela udzial tylko w 3 towarzystkich zawodach, a niektore dzieci poplynely w czterech lub pieciu, mialy wiec szanse zebrac wiecej punktow.
Poza tym, w koncu dostala zalegle wstazki za zawody oraz jeden, jedyny wygrany medal w mistrzostwach.
Dyplom i medal. Jeden jedyny, ale... jest! :D
Pewnie nie pamietacie, wiec dodam, ze jest on za IV miejsce w sztafecie kraulem. Szkoda, ze w indywidualnym wyscigu stylem motylkowym Bi zajela VII miejsce. Tylko jedna pozycja wyzej i mialaby drugi medal (rozdawane byly do VI miejsca). Coz, trudno... ;)
Wstazki za ostatnie zawody towarzyskie oraz mistrzostwa
Nik poplakal sie, rozczarowany, ze on niczego nie dostal. Szkoda mi go bylo, ale co moge zrobic? Tlumacze, ze musi zaczac brac udzial w zawodach, wtedy bedzie mial szanse na wstazki i medale. Dopoki bedzie sobie plywal dla samego plywania, nie ma na nic szans. Kolejne zawody beda latem. Zobaczymy, moze tym razem sie odwazy? ;)
[Jesli do tego czasu zycie wroci do ogolnie pojetej normy...]
Na sobote, 7 marca mialam, czy raczej Nik mial duze plany, bowiem zostal zaproszony na impreze urodzinowa. Z tym przyjeciem nieco przegieli, bo odbylo sie o 11 rano! Wiem, ze sobota, ale wiekszosc amerykanskich dzieci ma w sobotnie poranki zajecia sportowe, a Potworki, wiadomo, maja Polska Szkole. Normalnie odpisalabym, ze nas nie bedzie, ale ze impreza byla kolegi, z ktorym Nik koleguje sie juz od zerowki i ktory byl na jego wszystkich przyjeciach, to stwierdzilam, ze trudno, nic sie nie stanie jak raz im sobotnia szkole odpuszcze. [Gdybym wiedziala, ze beda to ostatnie zajecia na dluzszy, nieokreslony czas, mocniej bym sie nad tym zastanowila...]. "Im", bowiem Bi na wiesc, ze Mlodszy mialby isc na przyjecie, a ona do szkoly, podniosla oczywiscie larum. Co bylo robic, napisalam do mamy solenizanta czy moge przyjsc z dwojka, przygotowujac sie, ze jak cos, odstawie Bi do dziadka, bo M. oczywiscie pracowal. Na szczescie Bi dostala przyzwolenie na towarzyszenie bratu, wiec pojechalismy we troje.
Taaa... Pojechalismy, ale z przygodami! Wyobrazcie sobie bowiem, ze moje auto znow postanowilo nie odpalic! :O Tym razem nawet nie wiem czy ktores z dzieci zostawilo niedomkniete drzwi, bowiem oboje wpakowali sie do auta przede mna i oboje oczywiscie goraczkowo zapewniali, ze "Moje byly zamkniete, naprawde!!!". Tiaaa... ;)
W kazdym razie, w pierwszej chwili oznajmilam, ze chyba na urodziny nie pojedziemy. Placz, no jakby inaczej. Potem jednak moj tata przyjechal mnie poratowac (M. byl w pracy) i odpalic przez kable. Myslicie, ze Nik byl zadowolony? A gdzie tam, bo umyslil sobie, ze skoro na urodziny nie pojedziemy, to przywlaszczy sobie prezent dla kolegi. Cwaniak. :D
Przyznaje, ze bilam sie z myslami, bowiem moj tata, mimo ze mieszka 15 minut od nas, przyjechal... 40 minut po moim telefonie. :O W rezultacie dojechalismy prawie godzine spoznieni, a ze wiekszosc takich imprez trwa okolo dwoch godzin, to zastanawialam sie, czy jest w ogole sens jechac. Tu jednak dopisalo nam szczescie, bo okazalo sie, ze po przyjeciu, goscie moga sie bawic do zamkniecia. A miejsce okazalo sie niesamowite! Niedawno otwarta wielka hala pelna roznego rodzaju zabaw. Czego tam nie bylo! Kilka rodzajow trampolin,
To tylko jedna z kilku sala z trampolinami
scianki do wspinaczek,
Nie widac tego dobrze na zdjeciu, ale te slupki byly naprawde wysoko. Zdjecie zrobilam z jakby balkonu :O
basen z kulkami,
Strasznie mi sie podobaly te kulki. Calosc wygladala niczym kapiel z babelkami! ;)
laser tag,
Calkiem niechcacy udalo mi sie uchwycic wszystkie szczerby w Kokusiowej paszczy ;)
typowy "malpi gaj", podczepiony pod sufit park linowy (Potworki poszly, ale juz zapiete w uprzaz i podpiete, jednak stchorzyly po pierwszym kroku) i chyba najwiekszy dla dzieciakow hit - przejazdzka w uprzezy po torze pod sufitem. Mimo dlugich kolejek, oboje przejechali sie tym dobrych kilka razy, za kazdym rozpedzajac sie coraz odwazniej i szybciej. Podziwiam, bo przy moim leku wysokosci, nie wiem czy bym sie odwazyla. :D
Ni "leci" ;)
Efekt byl taki, ze nie moglam i z tamtad wyciagnac! Przyjechalismy okolo poludnia, przyjecie oficjalnie skonczylo sie o 13, wiekszosc gosci zwinela sie gdzies po godziny pozniej, a Potworki jeszcze i jeszcze! W koncu o godzinie 15, kiedy nogi doslownie w doope mi wlazily (jedna wada - nie bylo tam kompletnie miejsca dla rodzicow gdzie mogliby usiasc), oznajmilam, ze ja ide, a oni niech sobie robia co chca. I ruszylam ku wyjsciu, wiec Potworki chcac nie chcac polecialy za mna. A kiedy weszlismy do auta, zaczelo sie: pic mi sie chce, jesc mi sie chce, nogi mnie bola, itd. ;) Dobrze, ze korkow nie bylo i do domu dotarlismy bez przeszkod. ;)
Jesli wydaje Wam sie, ze to juz dosc atrakcji na poczatek marca, to sie mylicie. ;) Kolejnego dnia, w niedziele (8 marca) Potworki zaproszone byly na kolejna impreze urodzinowa! Tym razem naszej sasiadki z naprzeciwka, wiec litosciwie zaproszeni byli oboje. Impreza inna niz wiekszosc, bo kulinarna! Troche obawialam sie, jak Potwory (oraz reszta dzieci) wysiedza przy stolikach, ale okazalo sie, ze panie prowadzace mialy wszystko swietnie przygotowane. Gotowy byl juz zaczyn drozdzowy, wiec dzieciaki po kolei mieszaly ciasto na pizze. Nastepnie kazde dostalo wlasna kulke ciasta, ktore musialo rozplaszczyc na placek (panie pilnowaly, zeby kazda pizza byla pi razy oko takiej samej wielkosci), posmarowac sosem, posypac serem, po czym pizze poszly do piekarnika.
Ugniatanie placuszka
Smarowanko sosem oraz sypanie serem. Co ciekawe, wiekszosc dzieci dala bardzo malo, lub zero sosu ;)
W czasie kiedy sie piekly, dzieciaki rozrobily ciasto na brownies (tu juz ciasto bylo z torebki, a dzieci dodawaly tylko jajka) i przelaly je do malych foremek.
Przelewanie ciasta do foremek. Kazde dziecko mialo identyczna, z taka sama iloscia ciasta, ale zawziecie pilnowaly ktora jest czyja ;)
Kazdy otrzymal swoja wlasna "mini" porcje :)
Kiedy mlodziez wcinala, upiekly sie brownies. Akurat kiedy zjedli pizze dostali deser.
Brownies z lodami waniliowymi... Nik wyraza zachwyt nad poezja smaku ;)
Wszystko swietnie zgralo sie czasowo i po 1.5 godzinie bylismy gotowi ruszac do domu. :) W goodie bags, dzieci dostaly m.in. przepis na wlasne ciasto do pizzy i teraz Potwory nie daja mi zyc, dopytujac kiedy mozemy zrobic pizze... :D
Tak wygladal pierwszy tydzien marca. Nasz (jeszcze) zwykly bieg przez oplotki :)
*
Wszystkie znaki na niebie i ziemi mowia, ze to bedzie ostatni tasiemiec, a zarazem taki "zwyczajny" post, na przynajmniej jakis czas. W zwiazku z koronawirusem, aktywnosci na najblizsza przyszlosc beda sie raczej ograniczac do spacerkow w psem i wypadow na plac zabaw (spokojnie, te swieca u nas pustkami). :) Nie bedzie zwyczajnie o czym pisac. Jeszcze bardziej niz zwykle doceniam miejsce, w ktorym mieszkam. Spokojna dzielnica z chodnikami, szlak spacerowy zaraz przy wylocie z osiedla... Jesli pogoda (i zdrowie) dopisze, na pewno bedziemy duzo spacerowac. Chociaz uwazac trzeba na niedzwiedzie, bo te pobudzily sie i jeden zdazyl juz rozwalic sasiadom smietnik. :O
Tak, niedzwiedzie w tylku maja koronawirusa i strasza jak zwykle. ;)
Buziaki, trzymajcie sie zdrowo!
U Was jak zwykle szaleństwo! To pewnie teraz przez korona sobie odpoczniesz ;)
OdpowiedzUsuńTeraz odpoczywam tyle (poza sleczeniem nad lekcjami z Nikiem), ze jak przyjdzie co do czego, to juz mi sie nie chce nic robic... ;)
UsuńJeszcze troche i bedziesz miala z Potworkow zawolanych kucharzy i piekarzy. Przyda sie na ciezkie kryzysowe czasy. Jak znalazl.
OdpowiedzUsuńPoki co faktycznie sie do tego garna, tylko brak im jeszcze wprawy i wyobrazni. Moze sie skonczyc katastrofa. ;)
UsuńTo teraz przymusowy odpoczynek. P.S. u nas już nawet spacerować nie pozwalają, dziś w mieście zamykają parki.
OdpowiedzUsuńKurcze... U nas, poki co, sami pisza, ze mozna wychodzic z domu na spacer z psem, lub biegac dla sportu, pod warunkiem, ze nie w grupie. Mozliwe, ze w koncu i to ukroca. Dobrze, ze mamy ogrod...
UsuńA ja myślałam, że tylko u nas taki szał z tym papierem 😜 a tak serio to coraz bardziej mnie ta sytuacja przeraza...
OdpowiedzUsuńW sobote M. pojechal do sklepu i dostal w koncu papier! Byl limit dwoch 4-rolkowych paczek na osobe, ale w ciagu 15 minut wszystkie zniknely! :O
UsuńPrzede wszystkim gratulacje - kolejny raz - dla Bi za osiągnięcia pływackie:)
OdpowiedzUsuńObydwie imprezy urodzinowe super! Takie coś innego:)
Uściski:)
Aaaa i zapomniałam napisać, że te tuby do zjeżdżania boskie:)
UsuńTak, tuby to byl szal! :)
UsuńUrodziny to fakt, byly "inne". Ciesze sie, ze udalo nam sie je zaliczyc. Bi ma urodziny na poczatku maja i przygotowuje ja pomalu, ze moze w tym roku nie miec przyjecia urodzinowego. Zalezy jak bedzie wygladac sytuacja...
Agatko u Was to zawsze dużo się dzieje :) ...
OdpowiedzUsuńMy ostatnio synka po trawie na sankach woziliśmy , bo dziecko nawet nie wie jak śnieg wygląda, był mega szczęśliwy ❤️😍
Ludzie wpadli w szał zakupów ze strachu jedni i myślę, że inni (jak ja) ze strachu bardziej przed innymi ludźmi, którzy chcieli wszystko wykupić.
My zapasy mamy nie takie złe. Mamy wszystkiego wystarczająco. Jakoś dajemy radę. Ewentualnie mąż robi zakupy jakie potrzeba.
My spacerujemy , wychodzimy za dom. Z daleka od ludzi na łąki.
Co do sklepów u nas dokładnie to samo , produkty zniknęły jednak dołożyli :) ale .. wszystko poszło w górę , szczególnie mięso.. udka z 3.99 na 9.99 😱🤦🏻♀️🤷🏽♀️
Istne szaleństwo i po prostu zdzierstwo.
Batoniki.. ja bym przeżyła 😍😁🤷🏽♀️
Wrzucę później wpis.
Świetne te zjazdy. Moja młoda byłaby zachwycona.
Życzę Wam kochana dużo zdrówka ❤️
Dzial-o sie, Kochana, dzial-o. Teraz siedzimy na tylkach i zabawa to tylko w przydomowym ogrodzie. Dobrze, ze go mamy. :)
UsuńU nas maz nadal normalnie pracuje, wiec i zakupy robi po drodze.
Ja tak samo jak Ty, dokupje troche wiecej niz zawsze (znaczy sie maz), nie ze strachu przed wirusem, tylko ze mi ludzie wszystko sprzatna sprzed nosa! ;)
Wam tez duzo zdrowia!
Gratulacje dla Bi! Koniecznie musimy Lile zapisać na basen od września. Nik fajnie wygląda w tym karategi (tak to się też u Was nazywa? Bo u Lilki na to na karate tak właśnie mówią). Ludzie powariowali z tymi zakupami. U nas w osiedlowych sklepach jest wszystko, także jakoś na spokojnie na razie. I tak chleb, warzywa musimy kupować co 2-3dni. Wszyscy się totalnie wynudzimy przez ten paraliż. Buziaki
OdpowiedzUsuńU nas, w koncu po 2 tygodniach, M. udalo sie dostac i make i olej i nawet papier toaletowy. Wydzielany i w skapych ilosciach, ale jeszcze sie zalapal. :)
UsuńTutaj na te stroje do karete mowia podobnie - karate GI (dzi-aj). Nie lacza tego w jeden wyraz. :)
Ja sie kurcze, nudzic nie mam czasu. Caly czas wyscig i wkurw, zeby w lekcjach dzieciom pomoc, ale jednoczesnie nie musiec po nocach pracowac. :/
Oj nadrobilas zaleglosci, a ja czekam na aktualnosci ;)
OdpowiedzUsuńMoze teraz odpoczniesz?? Choc moge sobie wyobrazic, ze czas w domu z Potworkami moze byc ciezki....dla wszystkich ;) U nas piekne wiosna, az mnie zmrozilo na te zimwe zdjecia :O
Gratulacje dla sportsmenki, pieknie, brawo!!
Myslalam, ze u was spokojnie i nie ma paniki- zaskoczylas mnie :O w naszych sklepach, mym miasteczku wszystko jest oczywiscie poza papierem i maka ;) Jeszcze mam kilka rolek, co potem?? hmmm lisc lopianu ;)
Uwazajcie na siebie- pozdrowienia z Niemcowa!!
Nie nie, mentalnosc ludzka jest taka sama na calym swiecie... A jeszcze media skutecznie podsycaja ludzkie strachy... :/
UsuńW sobote M. w koncu dostal brakujace produkty. Papieru toaletowego chwycil ostatnie paczki, ale sie zalapal. :)
U nas raz prawie lato - 18-20 stopni, a raz zima ze sniegiem. To znaczy, jednodniowa, ale zawsze. ;)
Kochana, wprawdzie u nas wiosna w pełni to z wielką przyjemnością obejrzałam wasze szaleństwa na śniegu!! Pozazdrościć! Już widzę jak moje dziewczyny by szalały. Obiecaliśmy im, że w następnym roku koniecznie gdzieś pojedziemy, bo u nas niestety nie doczekały się na śnieg :( Brawa dla Bi! Jej, jak ja marzę o tym, żeby moje dzieciaki spełniały się sportowo. To takie fajne dla ciała i ducha i inne głupoty (może) nie przychodzą do głowy hahaha.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wirusa to cóż, nie jest ciekawie :( My już ponad tydzień w domu, mąż pracuje zdalnie, ja też uczę między gotowaniem, zajmowaniem się dziećmi, wsadzaniem kwiatków i innymi ;) A w sklepie to samo! Mąż pojechał o 7 rano do Lidla (czynny od 7) i co? Cały parking zawalony!
Trzymajcie się cieplutko, nie wychodźcie jeśli nie musicie, trzeba to przetrwać jakoś!
Buziaki
Powiem Ci, ze sport dla dzieci to fajna sprawa, szczegolnie mam wrazenie, w dzisiejszych czasach. Teraz kiedy jestesmy w domu, Potworki sa po prostu niewyzyte. Jak maja przerwe od lekcji, albo biegaja bez ustanku po domu, albo chodza i jojcza, ze chca tablety... Tesknie za czasami, kiedy spedzali czesc popoludnia na basenie czy sali gimnastycznej. Przynajmniej gdzies zuzyli choc czesc energii.
UsuńU nas M. robi glownie zakupy i w koncu, w miniony weekend, zdal relacje, ze ludzi jakby mniej w sklepach, a na drogach pustki.
Teraz to każdy żyje tym korona wirusem. Ciekawie jak dalej to wszystko się potoczy.
OdpowiedzUsuńStrach sie bac...
UsuńBrawa, wielkie brawa dla Bi. Swietnie osiagniecia. Ja za pisalam chlopcow na basen 3 marca, a 7 zamkneli nam szkoly. Basen zamknietych do odwolania. Sezon na pilke nozna mial sie rozpoczac tydzien temu, ale nie bedzie. Ograniczaja nasza wolnosc pod pretekstem wirusa, ktory rownie dobrze moze byc banka mydlana. Niestety, ale normalnie zycie sie skonczylo. Witamy w kontrolowanym swiecie, gdzie za wyjscie w domu moga wsadzic Cie za kratki. Gdybym mogla to juz dawno ucieklabym z rodzina na bezludna wyspe. Bardzo, bardzo jestem zaniepokojona Co oni z nami robia. To ubezwlasnowolnienie.
OdpowiedzUsuńMam takie same odczucia, ze najchetniej wyjechalabym gdzies daleko, na malutka wysepke i tam to wszystko przeczekala...
UsuńU nas pilka nozna ma sie zaczac w ostatni tydzien kwietnia. Narazie nic oficjalnie nie odwolali, ale to bardziej niz pewne, ze pilki nie bedzie... :/
Każda z nas pisze z innego miejsca, a wygląda to trochę tak, jakbyśmy wszyscy mieszkali w tym samym rejonie - to dobrze pokazuje, że świat jest globalną wioską przy takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się i dbajcie o siebie!!!
Niestety, teraz wszystko szybciej sie rozprzestrzenia. Wirusy to jedno, ale medialna panika jest tak samo skuteczna. :/
UsuńOjej, jak miło przeczytać taki normalny post :)
OdpowiedzUsuńzdjęcia takie normalne, aktywne życie, "zwykła" codzienność..
I nagle wszystko się skońcyło, ot tak.
Dziwnie jest.
Brawa dla BI!!!! Kłaniam się nisko :)
To prawda Iwosiu. Patrze na te "zwykle" zdjecia, niektore zrobione przeciez zaledwie 3 tygodnie temu i zastanawiam sie, jak wszystko sie popieprzylo tak nagle...
UsuńDokladnie, mam to samo niedowierzanie. Zdazylam przed wyjazdem najzwyczajniej w świecie do szkoły zajechać złożyć dokumenty Toli, reszte "zwykłych" rzeczy mialam zrobić po powrocie, a chwile później wszystko zmieniło swój bieg.. Niepojęte! :(
UsuńJak dobrze, że przed całą tą kwarantanną dzieciaczki załapały się jeszcze na takie fajne dwie imprezki urodzinowe! Gdy patrzę na Wasze zdjęcia, to chętnie sama zanurzyłabym się w tych "bąbelkach". ;) Super sprawa!
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy wszyscy siedzimy w domach, z tym większym sentymentem ogląda się takie właśnie zdjęcia z codziennego życia i tęskni się za tym bardzo.
Ale nic to, Agaciu, musimy przetrwać i damy radę. Buziaki. :)
Patrze na te zdjecia i nie moge uwierzyc, ze jeszcze nawet miesiac nie minal od ich zrobienia, a nasze zycie tak bardzo sie zmienilo...
UsuńMasz racje, byle zdrowie dopisalo, to jakos to przetrwamy. :)