Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 20 lutego 2020

Przebieglam przez styczen, polowe lutego, a potem nagle STOP :)

Jakos tak moje posty ostatnio leca od jednego szalonego weekendu, po drugi. Nie inaczej bedzie tym razem, choc w zasadzie to juz wyladowalismy na dupkach. Nie z wlasnej woli niestety... ;)

No to co? Lecimy z tym koksem. :D

Sobota, 8 luty

Rano Polska Szkola dla Potworkow, a zakupy (spozywka, zadnej sensacji... :D) dla matki. Dzieciarnia nawet wyjatkowo jechala bez wiekszego marudzenia. Mnie na zakupy nie chcialo sie jak jasna cholera, ale coz, jesc niestety trzeba... :D

Po poludniu Potworki uzywaly zycia towarzyskiego. Nik zostal zaproszony na urodziny kumpla, z ktorym nie jest w tym roku w klasie (ale nadal jezdza razem autobusem), ale ktory byl na jego urodzinach rok temu i najwyrazniej mama zachowala moj numer. ;) Mialam cichutka nadzieje, ze Nik nie bedzie chcial jechac wlasnie dlatego, ze nie bedzie kolegow z jego obecnej klasy (przypominam, ze tutaj co roku dzieci z jednego rocznika sa "mieszane"). Niestety, stwierdzil, ze zna prawie wszystkich chlopcow z II klas, wiec nie przeszkadza mu to. Cholera. :D

Urodziny odbyly sie w strasznie popularnym ostatnio miejscu. To bylo juz chyba trzecie przyjecie, na ktore tam pojechalismy, a dodatkowo mielismy jeszcze kilka zaproszen gdzie z roznych powodow nie moglismy sie zjawic. Trzeba przyznac, ze maja wszystko to, co tygryski (czyli smarkateria) lubia najbardziej. I tak, na poczatku mlodziez grala w kregle.

Kula akurat "schowana" za Kokusiem :)

Tu stwierdzam, ze o ile na mini-golfa Nik sie nie nadaje, to na kregle mozna spokojnie Potworki juz zabrac. Nawet Mlodszy da rade i nikogo przy tym nie zabije, co przy pileczce golfowej, ktora wystrzeliwal co chwila z impetem, wcale nie bylo takie oczywiste. ;)
Po godzinie kregli, dzieciaki zostaly nakarmione pizza i dopchane tortem, ktory jak na te amerykanskie swinstwa okazal sie calkiem niezly. :)


Nik spiewal bardzo donosnie ;)

Nastepnie smarkacze przeszli na laserowa bitwe w przyciemnionym pokoju. Wyganiali sie i Nik narzekal tylko, ze grupa starszej mlodziezy psula im zabawe, bo ich ciagle "zabijali". :D

TO byla bez watpienia najlepsza zabawa dla tej bandy :D Tu czekaja ustawieni do wejscia na sale

Na koniec kazde dziecko dostalo karte do gier na automatach. Niestety, jedna gra kosztowala $1.25 lub $1.50, a na karcie bylo tylko 5 dolarow. Nik zagral w trzy gry i zostalo mu 75 centow, za ktore nie mogl juz w nic zagrac.

Wszystkie trzy gry byly wyscigami. Zdecydowanie mam w domu... chlopa :)

Podejrzewam, ze to celowa zagrywka tamtego miejsca, zeby "przymusic" rodzicow do nabicia karty ponownie. Nie wiem co by im szkodzilo dodac te 50 centow i pozwolic dzieciom zagrac rowno w 4 gry. Ale nieeee... W kazdym razie Nik byl niepocieszony, bo zla mama kategorycznie odmowila nabicia mu karty na kolejne kilka gier. :D Ja marzylam zas zeby juz z tamtad wyjsc. Spedzilismy tam i tak prawie 2.5 godziny, bylam glodna, bo oprocz kawaleczka torta nic nie zjadlam (pizza rodzicow nie czestowali :/), a po drodze musialam jeszcze zatankowac auto.

W czasie kiedy Nik szalal na imprezie, Bi bawila sie u swojej ukochanej kolezanki. Tak sie jakos dobrze zlozylo, ze akurat sasiadka pytala czy tego dnia Potworki chca sie pobawic. Dziewczyny blagaly o "play date" juz od dawna, ale ciagle nie moglysmy znalezc czasu, co przy naszych ostatnich weekendach nie jest niczym dziwnym. Tym razem moglam odpowiedziec sasiadce, ze ja z Kokusiem co prawda jedziemy na przyjecie urodzinowe, ale jesli zgodzi sie zeby przyszla do nich, M. moze Bi podrzucic. Na szczescie wszystko styklo i z tego co wiem, Bi spedzila wesole popoludnie.

Tu uczy siostre przyjaciolki grac w "lapki", podczas gdy psiapsiolka tancuje w tle ;)

Nik, mimo ze przeciez na nude nie mogl narzekac, byl niepocieszony, kiedy dowiedzial sie, ze Bi byla w tym czasie u A., ale ja ide o zaklad, ze dziewczyny duzo lepiej sie bawily bez takiego chlopiecego ogonka. ;)

Niedziela, 9 luty

To byl wazny dzien dla Bi. Czy raczej popoludnie. ;)

Rano zdazylismy jeszcze na spokojnie skoczyc do kosciola, gdzie Potworkom trafila sie niezla gratka. Po mszy parafianie byli bowiem zaproszeni na kawe i goraca czekolade. My co prawda do parafii (jeszcze) oficjalnie nie nalezymy, ale dzieciakom oczy az sie zaswiecily, wiec czemu by nie? ;)

Mniam, pycha... nie. :D

Dostali po kubku czekolady, do tego dosypali pianek, pani polala im bitej smietany, a potem... polowe zostawili. Goraca czekolada jest slodka sama w sobie, a z takimi dodatkami podejrzewam, ze pic sie tego nie dalo. :D

Popoludnie mielismy zas "zarezerwowane" na mistrzostwa ligi w plywaniu (chyba na nasze hrabstwo; tak, kazdy Stan podzielony jest jeszcze na mniejsze "hrabstwa" ;P). To byly pierwsze mistrzostwa Bi, bo rok temu tuz przed nimi byla dosc mocno zaziebiona, a ze tydzien pozniej jechalismy na kilka dni na narty, balam sie, ze pare godzin na basenie ja zalatwi na "cacy" i odpuscilam. Tak jak tydzien wczesniej, Bi byla zaskakujaco chetna zeby wziac udzial, ja zas zupelnie niefrasobliwie szykowalam sie na kolejne 4 godziny na basenie. Rozgrzewka zaczynala sie o 13:15, wiec zakladalam, ze powinno sie skonczyc gdzies okolo 17. Bardzo sie wiec zdziwilam, kiedy trener oznajmil, ze ma nadzieje, ze skonczymy... przed 19. :O Z powodu ilosci dzieci, mistrzostwa byly rozdzielone na 3 tury. W sobote po poludniu plynela grupa w wieku 13+, a niedziele porozdzielano strasznie dziwnie, bo rano plyneli chlopcy w wieku 8 i ponizej, dziewczynki 9-10 oraz chlopcy 11-12. Bi znalazla sie zas w grupie popoludniowej: dziewczynki w wieku 8 i ponizej, chlopcy 9-10 oraz dziewczynki 11-12. W ten sposob zostala rozdzielona ze swoja ulubiona kolezanka, ktora znalazla sie w grupie porannej, ale coz. Za rok (jesli obie nadal beda plywaly) beda juz w tej samej grupie. :)
W kazdym razie, nawet w samej popoludniowej czesci, plynelo okolo 200 dzieci z kilkunastu druzyn i 3 grup wiekowych. Chaos byl niemozliwy. Mistrzostwa odbywaja sie chyba co roku w tej samej szkole sredniej i zupelnie nie rozumiem dlaczego akurat tam. Basen wcale nie jest jakis specjalnie nowoczesny, ani duzy. W dodatku nie ma tam ani jednego okna, sciany sa ciemne, a i oswietlenie jest slabe, wiec mi skojarzyl sie z ciemna, brzydka nora. ;)

Tak to wygladalo... brzydko, co? Bi plynie tu zaraz w pierwszej z brzegu lini, choc widac jej tylko reke :)

Co jednak najbardziej mi sie nie podobalo to to, ze ktos uparcie otwieral drzwi na zewnatrz. Rozumiem, ze bylo tam goraco, ale do cholery, o to chyba chodzi na basenie! Ja bylam na trybunach po przeciwnej stronie tych drzwi, a czulam powiew chlodu. Wszystkie zas dzieci wychodzace z wody, musialy przejsc bezposrednio obok nich! W dodatku, z powodu ilosci dzieciakow, nie bylo szans zmiescic ich na basenie, wiec pomiedzy wyscigami siedzialy one na sali gimnastycznej. Wszystkie dzieci w mokrych strojach, a ogrzewanie tam, jak to w Hameryce, ledwo - ledwo.

Z kolezankami

W ktoryms momencie poszlam sprawdzic co u Bi, a ona siedzi owinieta w mokry recznik (bo oba miala juz przemoczone) i szczeka zebami, ze jej zimno! :O I niestety, nic nie moglam z tym zrobic! :( Na kolejny rok musze pamietac o spakowaniu czterech recznikow (a nie dwoch) i jeszcze szlafroka...
To byla organizacja, a jak ogolnie poszlo Starszej? Jak dla mnie calkiem niezle, zwazywszy na to, ze przez Polska Szkole oraz klub narciarski, od poczatku stycznia Bi trenowala tylko raz w tygodniu. Na pewno musialo to wplynac na jej wyniki. Plynela jak zwykle szafete mieszanych stylow (gdzie jej przypadl styl motylkowy), na koniec sztafete kraulem, a pomiedzy nimi dwa wyscigi indywidualne - kraulem i motylkiem. Lini w basenie bylo tylko 6, a dzieci duzo wiecej, wiec plynely w roznych grupach. Na poczatku myslalam, ze byly przypadkowe, ale potem skumalam, ze dzieci plynely wedlug sredniego czasu, ktory osiagnely w zawodach towarzyskich. Co ma oczywiscie sens, bo scigaly sie z rownymi sobie. W pierwszej sztafecie (mieszanej) nasza druzyna zajela 8 miejsce (na bodajze 12-13 druzyn), wiec raczej slabo, ale w sztafecie kraulem, nasze dziewczyny byly juz 4 (na wszystkie druzyny) i zajely pierwsze miejsce podczas ich konkretnego wyscigu. :)
Indywidualnie, Bi kraulem zajela miejsce #16 na 44 dziewczynki, a stylem motylkowym miejsce #7 na 20 dziewczynek. Moj maz prychnal na to, ze Starsza kariery w plywaniu to nie zrobi. Nie wiem czego on sie spodziewal, szybkosci olimpijskiej?! Ja uwazam, ze to naprawde niezle wyniki. Gdyby plywala wiecej, mozliwe, ze bylaby o miejsce, moze dwa-trzy, wyzej, ale i tak jest solidnie w tej lepszej polowie. :) Oczywiscie M. zrzedzil, ze Bi powinna byc juz w grupie srednio-zaawansowanej, ktora ma treningi czesciej i dluzsze. Tylko, ze razem zdecydowalismy przeciez, ze poki co zostawiamy Bi w grupie poczatkujacej, bo nie ma co jej zmuszac (Starsza protestowala, jesli pamietacie), a poza tym latwiej jest wozic dwoje dzieci na te sama godzine i w te same dni. Dodatkowo oberwalo mi sie od meza, ze zapisuje dzieciaki na wszystko co sie da i lapie dziesiec srok za ogon, a powinni skupic sie wylacznie na plywaniu. Jesssu, ale sie wkurzylam! Przeciez Bi ma 8 lat! Ona chce sprobowac tez innych sportow! Jak dzieciaki maja kiedys wybrac, ktory sport lubia najbardziej, jak nie beda znaly nic poza plywaniem?! To nie jest jeszcze wiek, kiedy walczy sie o miejsce w szkolnej druzynie czy o stypendium sportowe na studia! Bi bardzo chciala nalezec do klubu narciarskiego, oboje z Nikiem lubia tez lyzwy i co mam zrobic, ze akurat te dwa sporty uprawia sie zima, ktora jest rownoczesnie czasem zawodow plywackich?! Zreszta, zeby M. jeszcze jakos szczegolnie sie zawodami dzieci interesowal! A on woli isc do pracy lub zostac w domu z Nikiem, zamiast kibicowac corce. Na mistrzostwa pojechal, po czym stwierdzil, ze szkoda mu czasu, bo tyle moglby w domu zrobic, obejrzal jeden wyscig Starszej, po czym... zabral sie do domu z Kokusiem! I on mi smie zrzedzic, ze Bi ma slabe wyniki bo za malo plywa i to moja wina, kiedy on sam wykazuje zerowe zainteresowanie aktywnosciami swoich dzieci!
Uch, sorki, musialam sie wygadac... ;)

W kazdym razie, ja tam jestem z Bi bardzo dumna. I z wynikow i z tego, ze dala rade, bo sama nie wiem czy by mnie trema nie zjadla jakbym miala tak plynac kiedy tylu ludzi na mnie patrzy. ;)

Kolkiem zaznaczylam Wam wyraznie poddenerwowana Bi, czekajaca na swoja kolej...


Poniedzialek, 10 luty

Poniedzialek, czyli klub narciarski. ;) Juz ostatni! Dobrnelismy do konca! Z tej "okazji" postanowilam wziac ze soba Kokusia. Caly styczen plakal, ze on tez chce i dlaczego nie moze. Potem to jakby zaakceptowal, ale na moje pytanie czy chcialby pojechac, buzia usmiechnela mu sie od ucha do ucha. :) M. jak zwykle zachwial moja pewnoscia serwujac mi monolog, ze jeszcze cos sie stanie i zebym potem nie plakala, ale zaczynam sie w sumie do tego przyzwyczajac. ;)
Ja zas stwierdzilam, ze taka jazda zaraz po pracy i jeszcze zahaczajac po drodze o szkole, to troche dla mnie za duzo, wzielam wiec wolne pol dnia, wrocilam do domu juz po 13, na luzie popakowalam caly sprzet, zdazylam posiedziec chwile na kompie, wypic kawe i dopiero pojechalam na spokojnie po mlodsze dziecko.
Nik byl tak podekscytowany, ze skakal niczym pileczka, za to Bi w niedziele wieczor i poniedzialek rano znow urzadzila awanturke, ze nie chce jechac. :/ Serio, na ostatni raz mogla juz sobie darowac sceny... Najpierw na sile pociagala nosem, twierdzac, ze ma katar. Rano w poniedzialek zas... oznajmila, ze boli ja podeszwa w jednej stopie i nie da rady jezdzic. Kustykala przy tym po domu niczym zawodowa aktorka. :D
Coz, przemknelo mi przez mysl zeby jej odpuscic ten ostatni wypad, ale obiecalam juz Nikowi, ze pojedzie, wiec i Bi uslyszala, zeby nie kombinowala. :D
Na dzien dzisiejszy, Starsza twierdzi, ze za rok na pewno sie juz nie zapisze, a Nik wrecz przeciwnie, doczekac sie nie moze. :D

Wejscia pilnuje takie psisko ;)

Jak bylo do przewidzenia, kiedy juz dotarly na gore, oba Potworki bawily sie przednio. Bi nawet z entuzjazmem przyjela role przewodnika, pokazujac Nikowi gdzie sie przebrac, gdzie mozna kupic jedzenie oraz swoje ulubione trasy. Pomagala mu tez w zakladaniu butow narciarskich, co w ogole bylo szokiem. :) Mlodszy mam nadzieje, ze przyjrzal sie dokladnie i zauwazyl, ze tam kazde dziecko ubieralo sie szybko i sprawnie, jadlo tez pedem, zeby jak najszybciej wyruszyc na stok. Jesli w przyszlym roku bedzie chcial nalezec do klubu, musi wiedziec, ze tam opiekunowie, owszem, pomoga, ale nikt go nianczyc nie bedzie. ;) Czy ja znowu zapisze sie jako opiekun, narazie nie jest pewne. Zalezy jaka bedzie sytuacja w pracy.

Gotowi do jazdy. Stok jest sztucznie nasniezany, ale jak widac w tle, klimaty mamy zupelnie niezimowe...

Nik bawil sie i radzil sobie tak swietnie, ze pozalowalam, ze nie nagielam zasad wczesniej i nie wzielam go wiecej razy. No trudno. Za rok bedzie juz mogl pelnoprawnie zapisac sie do klubu jako oficjalny czlonek. ;) Mielismy tez szczescie, ze choc w pierwszej polowie wypadu dokoptowano nam jakas dziewczynke, ktora choc grzeczna, byla bardzo dobrym narciarzem i zamarudzila kilka razy, ze chcialaby zjechac najtrudniejszymi trasami. Tiaaa... to nie ze mna, choc Potworki byly chetne (nawet Bi!). :D Po przerwie na obiado-kolacje, jezdzilam juz sama z Potworkami i przyznaje, ze tak lubie najbardziej.

To juz pod koniec. Osobiscie nie lubie jezdzenia przy sztucznym swietle. Za duzo cieni i jestem na wpol slepa, ale Potworkom wsio ryba...

Mimo, ze sama zglosilam sie na opiekuna, to jednak odpowiedzialnosc za obce dzieci, mocno mi ciazy. Tym bardziej, ze za przedostatnim razem, jedna z dziewczynek dosc pechowo sie wywrocila (dobrze, ze nie byla pod moja opieka), ze stoku zabral ja gorski patrol, widzialam, ze ogladali jej noge, a z autobusu wysiadla z reka na temblaku. Nic nie wspomnialam o tym M., bo w ogole by panikowal, zeby Bi z klubu wypisac, a Nika Boze bron nie brac, chociaz jako doswiadczony narciarz powinien wiedziec, ze ten sport niesie za soba jednak pewne ryzyko... I dobrze, ze nic nie pisnelam, tydzien pozniej okazalo sie bowiem, ze patrol potraktowal upadek tamtej dziewczynki troche na wyrost i jej "obrazenia" to byly glownie stluczenia. Podobno nastepnego dnia pojechala normalnie na gimnastyke artystyczna, wiec tego... :D

Wtorek, 11 luty

Nudy. :D Praca domowa i cwiczenie gry na skrzypcach...

Sroda, 12 luty

Trening na basenie, a poza tym znow zieeew. ;)

Czwartek, 13 luty

W nocy ze srody na czwartek sypnelo nam odrobinka sniegu. Temperatury plusowe, wiec byla go doslownie warsteweczka. Niestety, po snieznym grudniu, przez styczen i luty, nawet taka ilosc sniegu to sensacja... Wiedzialam, ze sie nie utrzyma, wiec chociaz pstryknelam fote Mai podczas porannej gonitwy za pileczka. :)

Poranne, obowiazkowe rozprostowywanie lapek :)

Po poludniu Potworki mialy ostatnie zajecia na lodowisku. Nawet M. z nami pojechal, jakims cudem. ;) Poniewaz byly to ostatnie zajecia, grupe obserwowala inna instruktorka, ktora sprawdzala umiejetnosci dzieci. Bi jak zwykle jezdzi ostroznie i spokojnie i kobieta chyba zauwazyla te jej niepewnosc, wiec na certyfikacie zaznaczyla zeby Bi zostala nadal na poziomie 2. ;) Zaskoczyl mnie jednak Nik, ktory w poprzedniej sesji zaliczyl wszystko spiewajaco. Pechowo, zasnal w samochodzie na ostatnie 10 minut jazdy i obudzil sie w niemozliwie wisielczym nastroju. Marudzil, wsciekal sie o wszystko, na dzien dobry wywalil sie na lodzie i patrzyl na instruktorke spode lba lub odwracal tylem i kompletnie nie sluchal. Nie wiem co w niego wstapilo, bo przeciez on uwielbia lyzwy! Tego jednak dnia, przez poczatkowe pol lekcji zupelnie nie wspolpracowal. Niestety, pierwsza polowa to byl wlasnie test umiejetnosci, a ze Nik odmowil pokazania przynajmniej dwoch czynnosci (pomimo mojej ostrej gestykulacji przez szybe :D), to tak jak Bi, nie otrzymal "promocji" na poziom 3. ;)

Potworki ze swoimi "swiadectwami", przy tematycznym muralu kolo lodowiska

Moze to zreszta i dobrze, bo Bi, wkurzona poprzednia sesja, kiedy jego puscili na dalszy poziom, a jej nie (chociaz i tak ja zapisalam i nikt nawet nie sprawdzil ;P), pierwsze co, to obejrzala certyfikat brata, czy bron Boze nie pozwolono go zapisac wyzej, a jej nie. ;)

Piatek, 14 luty

Wale-w-tynki! :D

Z Walentynkami, ja i M. mamy tak, jak z innymi rocznicami czy wlasnymi urodzinami. Od czasu do czasu ktores ma "zryw" zeby sprawic drugiemu prezent - niespodzianke, ale tak ogolnie, to nie obchodzimy. ;)
W klasach Potworkow jednak, dzieci wymieniaja sie drobnymi prezencikami (czyt. zawalajacymi-miejsce-duperelami). Warunkiem jest, ze jesli dziecko bierze udzial w wymianie, musi przyniesc upominki dla wszystkich dzieci w klasie. Warunek bardzo dobry, bo Bi chcialaby kompletnie pominac chlopcow (pogadamy za 5-6 lat, hehe...), zas Nik poczatkowo oznajmil, ze jednej z dziewczynek upominku nie da i koniec. Troche zaniepokoilam sie kiedy okazalo sie, ze nielubiana osobniczka plci zenskiej, to jedyna w klasie murzynka. Ktos robi z mojego syna rasiste, czy co? ;) Na szczescie, po dopytaniu, okazalo sie, ze owa panna nie tylko sie szarogesi, ale tez o wszystko urzadza histerie. ;) Tak czy owak, chcial czy nie, zasady to zasady i Nik musial jej rowniez wreczyc prezencik. ;)
Mimo, ze te upominki to, jak napisalam wyzej, bzdury w rodzaju olowkow, wodnych tatuazy, gumek do scierania, czy miniaturowych (5x7 cm) puzzli, ale Potworki na piatek czekaly niemal jak na Boze Narodzenie. ;) W poprzednich latach nauczycielki zawsze dolaczaly notki, zeby nie rozdawac slodyczy. W tym roku nie dostalam takiego listu, ale z zasady nie rozdaje slodkosci. Wielu rodzicow poszlo jednak na latwizne i w torebkach Potworkow znalazla sie masa cukierkow i batonikow. :/
Ode mnie zas, Potworki otrzymaly po koszulce. Tym razem utrafilam idealnie w ich gusta i oboje z entuzjazmem ubrali je do szkoly. ;)

Nie dla Potworkow milosne uniesienia. A przynajmniej nie sa one ukierunkowane do ludzi :D


Tym sposobem doszlam do nastepnego weekendu i zgodnie z ostatnim trendem postowym, skoncze. Dodam tylko, ze kolejny weekend (czyli ten wlasnie miniony) mielismy dlugi. Rok temu spedzilismy go na nartach w zimowym Stanie Vermont. W tym roku planow wyjazdowych nie mielismy, ale mialam mnostwo pomyslow jak lokalnie zagospodarowac te 4 dni. Niestety, jak to w zyciu bywa, planowac to sobie mozna... ;) Praktycznie cale cztery dni spedzilam w domu. Chalupy dawno nie mialam tak wysprzatanej i skonczylam w koncu ksiazke, ktora "meczylam" od 4 tygodni, ale w miedzyczasie kota dostawalam i wsciekalam sie na glupi los i sezon chorobowy.
Ale o tym to juz nastepnym razem. ;)

27 komentarzy:

  1. No i znowu u was bylo fajnie. Urodziny Nickowego kumpla na kregielni i w sali gier to swietny pomysl na zabawe dla dzieci. Ale juz w salce parafialnej pokoscielna goraca czekolada z dodatkami az sztywna od cukru tak, ze dzieci nie mogly jej dokonczyc to raczej niezbyt udana sprawa.
    No ale zalozmy, ze ksiadz proboszcz chcial dobrze...
    Ja wciaz podziwiam, ze nie tylko masz czas i wyrabiasz sie na zakretach ze wszystkimi treningami Potworkow i pilnujesz ich uczestnictwa w kazdej z aktywnosci, ale ze wydalasz na to wszystko finansowo. Ekonomicznie wszak, mnie by zabil taki wykon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, nie, finansowo nie jest zle... Druzyna plywacka jest taniutka, lekcje lyzew tez dorwalam najtansze w okolicy. Chwilowo najdrozszy byl klub narciarski - $400, ale poniewaz jako opiekun jezdzilam za darmo, to umowmy sie, ze sie oplacalo. ;)

      Usuń
  2. Co tu komentowac. Istny szal pal. Fajna ta imprezka u Nika. Moim chlopakow na pewno przypadlaby to miejsce do gustu I brawa dla Bi za plywanie. Jak ona wyrosla, szok. U was troche sniegu, u nas pelno deszczu. Swietnie te koszulki na Walentynki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tamto miejsce bije rekordy popularnosci i nietrudno domyslic sie dlaczego. :)
      Niestety, rosna te nasze maluchy, coraz wieksze, coraz madrzejsze... A my nadal piekne i mlode. :D

      Usuń
  3. Mam to samo zdanie jeśli chodzi o zajęcia sportowe dla dzieci- niech spróbują jak najwięcej i wybiorą co im odpowiada i sie podoba :) I właśnie dlatego od stycznia zaposalam Juniora na tenisa stołowego ;)

    Myślę,że Bi poradziła sobie świetnie na zawodach. Twój mąż mnie zadziwia ;)

    My też Walentynek nie obchodzimy,ale w tym roku udało nam się je fajnie spędzić poza domem we dwoje :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas tez maja tenisa stolowego, ale koliduje z plywaniem, wiec po skonczonych lyzwach, zapisalam Kokusia na... karate! ;) Bi chce koniecznie gimnastyke artystyczna, ale poki co w jednym klubie nie maja miejsc, a w drugim akurat sie przenosza. ;)
      Mnie moj maz tez nieraz zadziwia i to niezupelnie pozytywnie. ;)

      Usuń
  4. Brawo Bi. Ja też podziwiam cię, że dajesz radę to wszystko ogarnąć i jeszcze dom. Naprawdę szacun. Nasz Junior jest strasznie antysportowy i dopiero zaczyna się przekonywać do różnych sportów, ale lepiej późno niż wcale

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie dom i pies sa w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzeni. ;)
      Junior sie jeszcze rozkreci. :) Nik tak naprawde dopiero w tym roku otworzyl sie na sporty. Jeszcze troche bojazliwie, jeszcze raz chce, raz nie, ale przynajmniej nie ma od razu takiego protestu i wrzasku, jak jeszcze niedawno. ;)

      Usuń
  5. Gratulacje dla Bi!!!
    ps. Jesteś Mamą do zadań specjalnych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, jestem matka, ktora na tylku nie moze usiedziec! :D

      Usuń
  6. Agata, ja zmeczylam sie czytajac :O Bravo kobieto za ogarniecie tego systemu!! Matka na medal, a Tato.....no specyficzny ;) ma jak widac lzej z taka power kobieta ;)
    Dajesz bardzo duzo Potworkom i naprawde warto, cale zycie beda z tego zbierac plony. Bo wiesz czym za mlodu skorupka nasiaknie itp...
    Pozdrowienia z Niemcowa, tu o sniegu tylko slyszelismy...ani razu nie musialam odsniezac, raz posypalam sola schody bo byl przymrozek- takze, teraz tylko byle do wiosny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tata nie dosc, ze ogarniac nie musi, to jeszcze zamiast wspierac - krytykuje...
      Mam wlasnie nadzieje, ze Potworki wrosna w chec ruchu i tak im zostanie. W dzisiejszych czasach, przy siedzacym trybie zycia i epidemii otylosci, lepiej zeby mieli naturalna potrzebe sportu...
      U nas caly styczen i luty, sniegu bylo ze 3 razy tyle, co na zdjeciu. Rano trawa przyproszona, po poludniu juz go nie bylo. ;) Ciekawe, co marzec przyniesie...

      Usuń
  7. Ja się niezmiennie dziwię jak ty to wszystko ogarniasz! Brawo dla Bi, też bym była dumna.
    My też kilka razy byliśmy na takiej sali zabaw, ale kręgle były tylko raz. Niestety dzieci najbardziej przyciągają te ogłupiające automaty, ja stamtąd wychodzę zawsze z bólem głowy. U nas co prawda dają 15 żetonów (większość gier jest za 2) ale zwykle to i tak dzieciarni nie wystarcza i naciągają rodziców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawde, to ja lubie jak sie cos dzieje, co nie przeszkadza mi czasem zrzedzic, ze juz nie daje rady. ;)
      To prawda, ja tez wtedy po tych 2 godzinach mialam dosc. Swiatla, swiatelka, glosna muzyka... Czulam sie jak kiedys po calonocnej balandze na dyskotece. ;)

      Usuń
  8. Brawo dla Bi kolejny raz! Dzielna jest i fajnie, że mimo coraz wyższego poziomu i konkurencji się nie poddaje. też bym była dumna. Twój M mnie niezmiernie zadziwia i to niekoniecznie w pozytywnym sensie.. Ty zaś jak parowóz, za dwoje pchasz to rodzicielstwo. Chylę czoła!
    Też uważam, że to za małe dzieci, żeby obrać im odgórnie jedną dyscyplinę, dobrze jak próbują wszystkiego, a sami z czasem zdecydują. jedni szybciej drudzy później, ale sami powinni. Nasz tymon szybko odrzucił pilkę nożną, basen też mu z czasem nie podszedł, przystał sam z siebie na karate i ok. Tola zaś niegdyś tancerka, teraz chodzi na tańce bo chodzi, od przyszlego roku już nie chce, karate ćwiczy, ale to nie jest to, zaś akrobatyka chwyciła z nawiązką i fajnie. Wiadomo, że rower, łyżwy, rolki itd to sezonowe sporty i tu raczej oni to traktują jak zabawę, niż sport, więc jak jest okazaj, to trzeba z tego korzystać ile się da.
    Lubię słodycze, ale opisany przysmak z plebanii zemdlił mnie na samą myśl ;)
    Urodziny super, miejsce też, ale faktycznie te żetony to niezła zagrywka, chyba wszedzie takie coś stosują :/
    Nik bezbłędny, uśmiałam się z tych jego ostatnich zajęć obserwowanych przez instruktorkę ;) Wyobrażam sobie, co musiałaś czuć :D A to jak opisałaś jak Bi szybko skontrolowała wynik brata, no padlam, o raaaaany, skąd ja to znam :D Zawsze ta ichnia sprawiedliwość ;)
    My o śniegu już przestaliśmy marzyć, był dwa razy tej zimy, jeden kilka godzin mokry, drugi niczym rozsypana mąka przez godzinę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze przyznac, ze M. jest w gruncie rzeczy kochajacym i uwaznym ojcem, niech mu bedzie. Jedyne co, to wlasnie uwaza, ze dzieci maja dom, kolo domu ogrod i zadne dodatkowe zajecia nie sa im do niczego potrzebne. ;)
      Mam identyczne odczucia wzgledem sportow. Narazie sa mali, ale tutaj odpowiednik polskiego gimnazjum i liceum sa baaardzo nastawione na sporty. Tam dzieciaki walcza, zeby sie dostac do szkolnej druzyny, a jak w zadnej nie jestes, to zyciu towarzyskim szkoly nie istniejesz. Dlatego chcialabym zeby Potworki sprobowaly jak najwiekszej ilosci roznych sportow. Ogolnie, przyda im sie jak beda wysportowani, ale tez w przyszlosci beda wiedziec co lubia i latwiej bedzie im wybrac.
      Oj tak, wszystko musi byc po rowno. Moi robia awanture nawet jesli jednemu kupie majty badz skarpetki. ;)
      Ja juz w tym roku tez na snieg nie licze. Dobrze, ze stoki narciarskie sa sztucznie nasniezane, to przez chwile mozna sie poczuc jak przy prawdziwej zimie. ;)

      Usuń
  9. Dzieciaki jak zwykle miały tydzień pełen frajdy, a mama jeżdżenia i ogarniania rzeczywistości ;)
    Gratulacje dla Bi! Moim zdaniem bardzo dobrze jej poszło, zresztą to nie pierwsze zawody, w których ją podziwiamy ;) Komentarzami męża się nie przejmuj, zazwyczaj ten co ma najmniejszy wpływ na sukces, ma najwięcej do powiedzenia... ;)
    Urodziny na kręgielni - super sprawa! Też bym sobie porzucała ;)
    I miło zobaczyć choć trochę śniegu, u nas w tym roku tylko wichury i deszcze, zima bardziej przypomina jesień :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, no ja jestem tylko szoferem. ;)
      Ja tez uwazam, ze Bi poszlo calkiem niezle. Zobaczymy jak sobie poradzi nastepnym razem, kiedy bedzie juz w grupie wiekowej 9-10. :)
      Ja tez ucieszylam sie, ze Mlodszy tak fajnie bawil sie na kreglach. Juz pare razy przemknelo mi przez mysl zeby zabrac Potworki, ale balam sie, ze Nik jest jeszcze za maly. Jak sie okazuje, niepotrzebnie.
      U nas, poza grudniem, to samo. Wiatr, deszcz, kilka razy tylko tak przyproszylo morkrym sniegiem, ktory zaraz znikl...

      Usuń
  10. Gratulacje dla Bi!!! Jestem zdania, że osiągnęła świetny wynik, tym bardziej, że była to dla niej pierwsza taka duża impreza,a to też pewnie gdzieś tam podświadomie działało.
    Ja Cię podziwiam za cierpliwość do M.. Dawno by już ode mnie usłyszał, że albo ma się sam więcej angażować jak jest taki mądry, albo ma się nie wtrącać, skoro i tak go to nie interesuje. I też jestem zdania, że powinny dzieciaki próbować różnych rzeczy, aby wiedziały z czym co się je i świadomie mogły wybrać co chcą kontynuować.
    Jak ja Wam zazdroszczę tych łyżew, my w tym roku nie dotarliśmy na lodowisko i marne są szanse, że dotrzemy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie wlasnie uswiadomilam, ze nasze lodowisko zamykaja za 2 tygodnie, a nas tam od miesiaca nie bylo. ;)
      Z M. mam taki problem, ze on uwaza, ze dzieciakom zadne zajecia dodatkowe nie sa potrzebne. Potworki, jak to dzieci, lubia sport, ale dosc czesto przed wyjsciem jecza, ze im sie nie chce i czy moga zostac w domu. M. natychmiast to podchwytuje i slysze, ze jak nie chce, to trzeba ich wypisac i koniec, a nie na sile ciagnac. I kompletnie nie rozumie, ze bez zajec oni swira dostaja z nudow, wymyslaja, kombinuja i on sam sie wscieka i drze, ze maja byc cicho i spokojnie, a nie biegac po domu. I jakos nie dociera, ze przeciez MUSZA sie gdzies wyzyc, bo ich energia rozpiera... :/

      Usuń
  11. Agato moja droga, sprawdź proszę maila ❤

    Niezalogowana Noelka

    OdpowiedzUsuń
  12. Omg! Ty w ogóle przy takim rytmie dajesz radę cokolwiek zrobić? Podziwiam, bo nie wiem czy by mi się chciało :)

    7 miejsce dla Bi? Mega! Jestem pod wrażeniem!!!! A tatuś? Mój jest chyba podobny ;)

    Ale super, że chociaż 1 dz mieliście w śnieg. W z Poznaniu nic, całą zimę.
    Pozdrawiamy chorobowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ale co to za snieg?! :D Ledwie trawe przysypal, a po kilku godzinach juz go nie bylo! ;)
      No, w domu to mam niestety niewiele czasu na cokolwiek. Dobrze, ze M. gotuje, bo inaczej nie tylko zaroslibysmy brudem, ale jeszcze umarli z glodu! :D Ale ogolnie to ja lubie to nasze wariatkowo! ;)

      Usuń
  13. Mam podobne podejście do zaszczepienia pasji sportowej u dzieci do Twojego. W końcu to dzieci- powinny próbować. U nas problem jest w drugą stronę- dziewczyny z tą chęcią do próbowania to tak średnio. Eliza na karate chodzić już nie chce, na pewno nie stało się to pasją, a szkoda! Lila poszła w Jej ślady, i to akurat cieszy, ale żeby chodzić na karate musiała zrezygnować z siatkówki, która lubiła, i co? Zrezygnowała bez żalu. Proponowaliśmy tańce. Nie chce spróbować. Elizie inne sztuki walki. Zapomnij... Eliza w zasadzie już jest ukierunkowana- konie to Jej miłość. Lila zobaczymy. Ale póki co widzę, że idzie ślepo za siostrą. Mam nadzieję że kiedyś znajdzie coś tylko swojego.
    Powiem Ci szczerze że ja mam serdecznie dość imprez urodzinowych. Tym bardziej że u nas są takimi falami. Styczeń i luty to prawie co tydzień. To akurat czas kiedy Marcin ma sędziowania i to jeżdżenie autobusami, o tej porze roku. Brrr. Ja ostatnio piłam deserową czekoladę na gorąco i to było wyborne, taki ulepek pewnie moje dziewczyny też by zostawiły.
    M.jest widzę trochę specyficzny 😊 Marcin jak już jest na miejscu to raczej z ochotą jeździ, dopinguje, kibicuje. Tylko często go niestety nie ma! Buziaki. Tak rosną Potworki! Nadziwić się nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, M. jest bardzo specyficzny. ;) Uwaza, ze dzieciom zadne zajecia nie sa do szczescia potrzebne, ale jak juz jakies maja, to oczekuje wynikow, ze hoho. Ja mam nieco odmienne zdanie, wiec sie czesto o to scieramy...
      U nas tez sa takie urodzinowe fale, ale bardziej luty - marzec. Wlasnie w kolejny weekend, mamy imprezy w oba dni... :/
      U Potworkow tez jest roznie z tym probowaniem. Nika na plywanie zapisalismy troche na sile. Martwie sie o jego posture, wiec tego plywania mu tak latwo nie odpuszcze. Bi tez nie, bo szkoda mi zmarnowac tego zalazka talentu. Ale poza tym jest roznie. Bi upiera sie przy gimnastyce artystycznej, ale to taka zabawa. Wiem, ze ona w tym juz nic wiekszego nie osignie. Chce sie pobawic, nauczyc szpagatu, stania na rekach, itd. zeby zaimponowac kolezankom. Narty sama chciala, a potem co tydzien urzadzala histerie, ze nie chce jechac na stok. :/ Teraz sama zaproponowala pilke nozna i jestem ciekawa po ktorym treningu uslysze, ze ona jednak nie chce. ;) Nik teraz probuje sztuk walki, ale tez co zajecia pyta czy moze jednak zostac w domu. Podchwycil pomysl siostry o pilce noznej, zapisalam go (zajecia dopiero w maju, ale zapisy juz teraz), a teraz mowi, ze jednak nie chce! :O

      Usuń
    2. Eliza miała też krótki epizod z piłką nożną, bo mamy tu na osiedlu klub akurat. Jedna z bardzo nielicznych aktywności na miejscu, bo tak to wszędzie trzeba dowieźć. Ale na kilku razach się skończyło, bo poszła za koleżankami, a że koleżanki przestały chodzić to i ona też. Chciałabym bardzo żeby tego karate się jednak trzymała, ale zobaczymy co mi się uda wskurac, raczej niewiele, bo im starsze dziecko tym już ciężej coś przeforsować.

      Usuń