Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

czwartek, 10 października 2019

Ostatni tydzien wrzesnia

Konczy sie drugi tydzien pazdziernika, a ja pisze post nadal o wrzesniu. Coz... ;)

Juz pazdziernik... No to teraz na dobre zaczyna sie najbardziej przeze mnie znienawidzona pora roku... Przyjda deszcze, zimno, kurtki, cieple buty, wczesne wieczory... Bleee... ;)

Pisze "przyjda", bo po chlodnym poczatku, wrzesien zdecydowanie nas rozpiescil pogodowo. Nawet kiedy dwa tygodnie temu kalendarz zlowieszczo oznajmil, ze zaczela sie jesien, pogoda wskazywala raczej na... lipiec. Oprocz nocy, bo te jednak mowily wyraznie, ze lato nieodwolanie odeszlo (kilka razy, jeszcze we wrzesniu, wlaczylo sie  nad ranem ogrzewanie! Teraz juz wlacza sie co noc). W dzien jednak temperatury przkraczaly najczesciej 25 kresek i choc przy takich skokach nie wiadomo bylo jak sie rano ubrac, to nie narzekalam. Lubie cieplo i choc wygladam juz pomalu sezonu narciarskiego (cos MUSI czlowiek sobie znalezc zeby nie dostac na powaznie jesiennej chandry ;P) to chcialabym takie temperatury zatrzymac jak najdluzej.

Ostatni tydzien wrzesnia minal nam zwyczajnie, biegiem pomiedzy domem, praca, a zajeciami Potworkow. W poniedzialek na treningu Bi, trener urzadzil dzieciakom mini wyscigi. Szkoda tylko, ze dzieci dobierane byly zupelnie przypadkowo, wiec ciezko bylo ocenic ich faktyczne umiejetnosci. Wedlug mnie, powinni mierzyc czas i dobierac scigajace sie trojki wedlug szybkosci. Ale niewazne. Nie bede trenerom mowic jak maja wykonywac swoja prace. ;)

Tu cwiczenia z deska :)

W kazdym razie w kazdym z trzech wyscigow, Bi doplynela pierwsza. Z tego jednak co obserwuje podczas zwyklego plywania (dzieciaki w kazdej linii mijaja sie i ustawiaja do przeplywania dlugosci basenu wedlug szybkosci, zeby na siebie nie wpadac) zazwyczaj jest druga lub trzecia. Calkiem wiec niezle. ;)

Nik na treningu tenisa znow mial dwojke dzieci w grupie, a to mu wystarcza zeby byc zupelnie usatyswakcjonowanym. Niestety, jest od pozostalej dwojki nieco starszy (a przynajmniej tak mi sie wydaje), co przeklada sie na umiejetnosci. Nik po prostu lepiej ustawia sie do odbijania, czesciej tez trafia rakieta w pilke. ;) Podejrzewam, ze w nieco starszej grupie mialby wieksza motywacje do wlozenia w trening troche wysilku, a tak to sobie olewa i skupia sie na wyglupach. ;)

Moze kiedys bedzie z niego tenisista... ;)

Tak w ogole, to stwierdzam, ze Nik potrzebowalby przynajmniej 3-godzinnego treningu. Jego trenerka dba o to, zeby dzieciaki byly w ciaglym ruchu. Urzadza mlodziezy cos na ksztalt toru przeszkod, albo kaze tym, ktore akurat czekaja w kolejce na cwiczenia serwu, robic pajacyki. Teoretycznie wiec, po godzinie takiej aktywnosci, Nik powinien byc wyrabany. Wiem, ze JA bym na pewno byla. ;) Tymczasem moj syn, kiedy ma stac, skacze w miejscu, albo obraca sie na wszystkie strony i wymachuje rakieta, az boje sie, ze ta wyleci mu z dloni i w cos (lub kogos) uderzy. :) Wychodzac do domu, obiega trzy razy stanowisko recepcji. W chalupie lata jak szalony w kolko po calym dole. Ogolnie rzecz biorac, cwiczenia zamiast go zmeczyc, to go nakrecaja. ;) Ostatnio, w akcie desperacji pogrozilam mu, ze jak wrocimy, bedzie musial przebiec 20 razy naokolo domu. Oczywiscie po powrocie syn sam mi o tym przypomnial i byl troche rozczarowany, kiedy powiedzialam, ze tylko zartowalam. ;)

Lekkiego stresika mialam przed czwartkowa lekcja plywania Kokusia. Dla przypomnienia, na pierwszej lekcji Nik urzadzil histerie, ze nie chce plywac, a na kolejna nie pojechal, bo byl zaziebiony. Na trzecia jechalam wiec w bojowym nastroju, ktorego nie poprawial fakt, ze Mlody w foteliku z tylu... ryczal, ze nie chce. :O
Tym razem jednak, rozczarowanie bylo pozytywne dla nas obojga. Liczna grupe z pierwszych zajec rozdzielono na dwie i Nik trafil do tej przeniesionej na wczesniejsza godzine. Jest mi to srednio na reke, bo kolejny dzien musze leciec z pracy z wywieszonym jezorem, zeby zdazyc na czas, ale zmiana zdecydowanie sie oplacila. W mniejszej grupce Nik wyraznie odzyskal rezon i na pierwszy rzut oka widac, ze plywanie sprawia mu radosc. Na kolejne zajecia polecial jak na skrzydlach. Poza tym zostaly juz tylko dwa. Na reszte jesieni i zimy planuje zawiesic jego lekcje, bo przy tendencji do zapalen ucha wole zeby na basen chodzil przy cieplejszej pogodzie.

Od razu widac, ze humor lapszy

Troszke jednak zaluje, bo Nik zaskoczyl mnie jeszcze czyms innym. Mlodszy mial codziennie lekcje plywania na polkoloniach, ale tych oczywiscie nie mialam jak podejrzec. W naszym przydomowym baseniku plywac sie nie da, a we wszystkich napotkanych latem zbiornikach wodnych, Nik wolal wyglupiac sie, skakac na glowke, itd. Tak wiec naprawde nie widzialam go plywajacego od wiosny. I wiecie co?! Skubaniec robi to naprawde calkiem niezle! Technika pozostawia co nieco do zyczenia, ale widac juz z grubsza odpowiedni styl. Co wazniejsze jednak, Nik plywa bardzo szybko! Bylam w prawdziwym szoku! Na moje oko spokojnie nadawalby sie do druzyny plywackiej, bo tam nadal cwicza z mlodszymi dziecmi odpowiednie style, ale coz, skoro nadal stanowczo odmawia... Moze kiedys mu sie odmieni. ;)

Wrzesien postanowilismy zakonczyc z przytupem i pojechalismy... na kemping! Tak, tak, dobrze czytacie, na KEMPING!!! :D

Moze pamietacie, ze planowalismy go na tydzien wczesniej? Mielismy wyjechac juz w czwartek i zostac az do soboty. Niestety, okazalo sie, ze w piatek koniecznie musialam byc w pracy, wiec z wielkim bolem (pogoda byla prawdziwie letnia, wrecz upalna) musielismy zrezygnowac. Prognozy na kolejny weekend byly poczatkowo niespojne, ale tym razem w pracy koniecznie musialam byc w czwartek, wiec piatek zostawal otwarty. Dodatkowo, w zwiazku z zydowskim swietem Rosh Hashanah, Potworki mialy poniedzialek wolny. Trzymalismy wiec reke na pulsie, sprawdzajac prognozy i ilosc wolnych miejsc na kempingu. ;) Ten bowiem, choc otwarty do polowy listopada, po sezonie wynajmuje tylko okolo 1/3 miejscowek. W koncu jednak wszystko sie wyklarowalo i wskoczylo na swoje miejsce. Pogoda wygladala obiecujaco, udalo mi sie zarezerwowac jedno z ostatnich miejsc i cali radosni, pojechalismy. Na zupelnym spontanie, robiac zakupy i pakujac sie na ostatnia chwile. ;) W piatek wzielismy pol dnia wolnego zeby kupic prowiant oraz zapakowac przyczepe i kiedy Potworki dojechaly ze szkoly, wsadzilismy ich praktycznie z miejsca do auta i wyruszylismy. :)

Niestety, 16:30 to juz srodek popoludniowych korkow i nasza jazda to byl prawdziwy koszmar. Wlasciwie to wiecej posuwalismy sie w korkach noga za noga, niz normalnie jechalismy. W ktoryms momencie zaczelam goraczkowo sprawdzac na stronie internetowej, do ktorej mozna sie meldowac, bo zaczelam sie powaznie niepokoic, ze nie dojedziemy przed zamknieciem biura. Mielismy jechac niecale 2.5 godziny byc na miejscu okolo 19 i cieszylismy sie, ze rozpakujemy sie przy wieczornej szarowce. Taaa... Jechalismy prawie 4 godziny i dojechalismy po 20, kiedy bylo juz kompletnie ciemno. :) Na kempingu latarni brak, wiec ustawilismy sie tyle o ile. Na szczescie kazda miejscowka ma tam asfaltowe miejsce na auto i kamper'a, wiec okazalo sie, ze przyczepa stoi w miare prosto i nie trzeba bylo jej poziomowac. W swietle latarki moglo to byc niezle wyzwanie. ;) Potem juz tylko M. rozpalil ognicho i rozpoczelismy leniuchowanie.

Sobota przywitala nas... prawie upalem. Temperatura osiagnela 26 stopni w cieniu! Bylo po prostu cudownie. Na kempingu rosna tylko powyginane od zimowych wichrow karlowate choinki, wiec przy pelnym sloncu i takich temperaturach, wydawalo sie, ze znow jest lato. ;) O tym, ze sezon sie skonczyl przypominal tylko zamkniety sklepik, pustki na plazy oraz to, ze w polowie kempingu nagle urywal sie rzad przyczep oraz kamperow i ukazywalo puste pole usiane skrzynkami z pradem i kranikami z woda. :)
Po kawie oraz sniadaniu, pierwszym przystankiem byl plac zabaw. Potworki oddaly sie szalenstwom, a ja siedzialam grzejac sie w sloncu i podziwialam latawce unoszace sie na wietrze. Jakis zapaleniec poprzyczepial kilkanascie latawcow do slupkow plota otaczajacego parking. :)


Po poludniu, kiedy temperatura osiagnela maksimum, a Potworki dopominaly sie doslownie co 10 minut, zabralam ich na plaze. Ciekawa sprawa, ze to M. chcial jechac na wlasnie ten kemping, to M. twierdzil, ze fajnie byloby jeszcze powdychac morskiego powietrza, a potem ani razu nie wybral sie z nami na plaze. Tzn. te morska, bo wieczorami szlismy na spacer na piaski nad rzeka i tam juz szedl...

Ach, jak ja kocham takie widoki!

W kazdym razie goraco, plaza, cieply piasek, wiec co z tego, ze samiutka koncowka wrzesnia. Ludzie ochoczo wlezli do wody, a z nich wziely przyklad Potworki.

(prawie) pazdziernik to czy lipiec? ;)

Dla mnie woda byla lodowata i zamoczylam tylko paluchy od jednej stopy (sprawdzajac temperature). Potworki wykrzykwaly, ze "Ooooo, ale ziiiimna!!!" i... i tak sie kapali. :D

Przybrzezny falochron byl chyba wieksza atrakcja niz piach i woda :)

Pod wieczor jak zwykle (na tym kempingu) wybralismy sie na spacer po odslonietym przed odplyw brzegu rzeki. Niezmiennie fascynuje mnie tam roznica miedzy odplywem i przyplywem. Rzeka przy kempingu uchodzi do zatoki (Gulf of Maine), ktora znana jest z duzych odplywow. W naszej lokalnej zatoczce, roznica miedzy przyplywem a odplywem to kilka stop, a w Baltyku, wiadomo, kilka cm, praktycznie niezauwazalna. Tu, na kempingu, to juz kilkadziesiat stop. Dlugie polacie odslonietego dna.

Normalnie widoczna w tle ciemna "wyspa" znajduje sie pod woda, jak rowniez teren, po ktorym spaceruje Bi z psiurem

Potworki, tak jak my, uwielbiaja spacery po nagle widocznych skalkach pokrytych muszlami, wodorostami oraz paklami. Nawet Maya tym razem dosc odwaznie truchtala po plyciutkiej wodzie. Trzeba jednak uwazac, bo kiedy nadchodzi przyplyw, poziom podnosi sie naprawde szybko. ;) Nie na tyle, zeby cie nagle zalac i utopic, ale wystarczajaco, zeby znienacka przemoczyc sandaly. ;)

Niedziela byla juz chlodniejsza. Bylo okolo 20 stopni, ale nadal piekne slonce. Potworki i ja nie moglismy wiec przepuscic plazy, tym bardziej, ze teraz to juz naprawde ostatni raz w tym roku, no chyba, ze wybierzemy sie gdzies na dalekie poludnie. Nie ukrywam, ze znow korca nas gorace Karaiby. ;)

Zegnaj na 9 miesiecy, piekny oceanie... :(

Poniewaz temperatura byla juz mniej "letnia", pozwolilam Potworkom pomoczyc nogi, ale zakazalam otwartej kapieli. I co? I jajco, bo w ktoryms momencie Bi Nika popchnela (ona twierdzi, ze go tylko "dotknela", ale mam to na filmiku i na "dotkniecie" to nie wyglada :D), a ten polecial jak dlugi prosto w nadplywajaca fale... :/
Matka zas zdarla sobie kolana, co nie przydazylo mi sie juz od wielu, wielu lat. Jak to sie stalo? Ano, pojechalam na przejazdzke rowerowa z dziecmi. Pojechalismy sciezka przez lasek, z tym, ze Nik wiedzial, gdzie jedzie (jechal tam wczesniej z M.), a ja nie bardzo. Pedzilam slepo za synem, ten w ktoryms momentu pojechal pod mala, ale dosc stroma gorke, a ja... nie dalam rady. Gorka "wyrosla" przede mna zza zakretu, nie zdazylam wiec nabrac rozpedu, zeby ja pokonac. W ostatniej chwili probowalam zeskoczyc z roweru, ale w rezultacie ten sie przewrocil i zaczal staczac z gorki, ciagnac mnie ze soba. Przeoralam sobie lewe kolano i bok prawej nogi. ;) Musialo to wygladac dosc powaznie, bo z gory Potworki dopytywaly czy wszystko ok, a potem co chwila pokazywaly mi (jakbym nie wiedziala), ze leci mi krew. Coz, tak bywa, jak jest sie ostatnia lamaga. ;)
Wieczorem temperatura zaczela dosc gwaltownie spadac, wiec cieplo ogniska bylo wybawieniem. Bi jak zwykle na kempingu wymiekla i domagala sie polozenia spac juz o 21. Dosc irytujace jest to, ze mowi jej czlowiek zeby szla spac jak tak bardzo chce, ale ona wtedy urzadza awanture, ze ktos przeciez musi dac jej buziaka i przytulaska i ona nie chce klasc sie sama. ;) Tym razem padlo na mnie, a kiedy wrocilam do ogniska, zastalam taki widok:

Ale po co isc spac do przyczepki, no po co?! ;)

Oba moje chlopaki, plus pies, spali sobie najlepsze przy ognisku. :D

Nie ma to jak cieplo plomieni, chociaz w przyczepie tez przeciez jest ogrzewanie :)

Mala przygode musielismy oczywiscie miec z nasza przyczepka. Kemping, na ktory pojechalismy, mial podlaczenia do pradu oraz wody, wiec nie oczekiwalismy zadnych wiekszych problemow. Sobota byla wrecz goraca, niedziela w miare ciepla, ale noce pod koniec wrzesnia byly juz porzadnie zimne, wiec ogrzewanie w przyczepce regularnie sie wlaczalo. Przyczepa podlaczona byla do pradu, ale ogrzewanie idzie na gaz i w nocy z niedzieli na poniedzialek nam go zabraklo! ;) Owszem, termostat sie wlaczal, ale z wywietrznikow lecialo zimne powietrze! :D Dobrze, ze mielismy zapasowa butle z gazem, ale M. musial w srodku lodowatej nocy wyjsc ja zmienic! Odrobiny pieprzu dodaje fakt, ze noca po kempingu grasuja skunksy (nasz worek na smieci "dorobil sie" wygryzionych dziur, z ktorych wypadaly papierki i inne odpadki, kiedy nioslam go do smietnika ;P), wiec lazenie po ciemku to spore ryzyko. ;)

Poniedzialek przywital nas juz chmurami oraz duzo nizszymi temperaturami. Bylo zaledwie 12 stopni i cieszylam sie, ze M. zmienil butle z gazem, bo ogrzewanie wlaczalo sie praktycznie co chwila. Na szczescie nie padalo, ale ze i tak mielismy sie tego dnia zbierac, po sniadaniu zaczelismy sie pakowac.

Pogoda niezbyt plazowa, ale Potworki i tak znalazly sobie rozrywke ;)

Kiedy w poludnie wyjezdzalismy, temperatura leniwie podniosla sie do 15 stopni, a za to w domu, 3 godziny na poludnie, bylo juz ich 20. ;) Za to wyjezdzajac dosc wczesnie i w dzien powszedni, ominely nas kompletnie korki. Przejechalismy gladko i choc raz ani razu nie stajac ani nie zwalniajac. Tak to mozna jechac! :D

W ten sposob, w pazdziernik wkroczylam z morskim piachem rozsypanym w przedpokoju i roznoszonym po calym domu, z zapachem slonej bryzy na recznikach, dymu z ogniska na bluzach oraz... spalonym czolem. I absolutnie nie narzekam. :)

12 komentarzy:

  1. Ale fajnie! To Wam się udało! :) Takiej pogody pod koniec września zazdroszczę! My tu w Pl możemy sobie pomarzyć o 25-20 stopniach.. Choć teraz na weekend tyle obiecują.. no zobaczymy ;)

    Miłego weekendu życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byly juz ostatnie tak cieple dni w pazdzierniku... Choc zdarzylo nam sie potem jeszcze kilka razy zalozyc krotki rekawek. Ale na kemping zrobilo sie zdecydowanie za chlodno. ;)

      Usuń
  2. Piekna macie ta koncowke lata. U nas juz naprawde jesiennie. Latem znowu na Wyspie sie nie nacieszylam. A o tym zdrapanym kolanie.. Od razu pomyslalam o sobie jak grajac w noge nie trafilam w pilke i zlapalam orzelka. Jejku jakie dziwns uczucie sie przewrocic i stracic kontrole nad cialem :-) milego weekendu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo raz poslizgnelam sie na lodzie przykrytym sniegiem, albo na nartach. W jednym momencie stoje, a w drugim juz siedze na tylku zdziwiona co sie stalo! :D
      Juz teraz i u nas jesien w pelni. Zimno i deszczowo, na dzis zapowiadali snieg. :O Dobrze, ze prognozy sie jednak zmienily...

      Usuń
  3. Podziwiam, jak wycisneliscie lato do samego konca. Jestescie w tym mistrzami. To jakby kupowac luxusowe wycieczki na okazje last minute.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ostatni kemping naprawde nam sie udal, chociaz szkoda, ze nie wypalil tydzien wczesniej, bo wtedy bylo naprawde goraco kilka dni pod rzad. Ale coz, sila wyzsza... :)

      Usuń
  4. Najważniejsze, że kemping się udał i zakończyliście sezon udanym wyjazdem :) Piękne są u Was te tereny. U nas pogoda we wrześniu też nie rozpieszczała, a teraz zrobiło się prawie letnio, przynajmniej w dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas poczatek wrzesnia byl zimny, koncowka upalna, pazdziernik cieply ale mokry, a listopad zapowiada sie lodowaty. Ciekawe co przyniesie zima. :)

      Usuń
  5. Świetnie, że udało Wam się wybrać na ostatni kemping wraz z końcem sezonu. Zawsze to krótszy czas oczekiwania na początek kolejnego :D
    A widoki cudne, zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, faktycznie! Osiem miesiecy zamiast dziewieciu! :D
      Nadmorskie widoki oraz gorskie nie maja sobie rownych. :)

      Usuń
  6. U nas koniec września był mocno zimny, pierwsze dni października tez aż za chwilę powróciło dosłownie lato i mamy tak po dziś dzień, ale podobno od poniedziałku znowu jesień. Fajnie jednak ze te trzy tygodnie były takie cieplutkie - Zuza uwiecznila na zdjęciu 30C które wyświetlilo się na termometrze strazy pożarnej.
    Podsumowując październik był ledniejszy w tym roku niż początek lipca ;)
    O tak, treningi nie męczą Dzieci :) Tymon wychodzi mokry że swojego a mimo to nadal jest pełen energii :)
    Super zakończenie sezonu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaak, sezon zakonczylismy z przytupem. :)
      My mielismy ogolnie chlodny wrzesien i cieply pazdziernik. Ciekawe jaki bedzie listopad, bo poki co jest bardzo zimny.

      Usuń