Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 22 marca 2019

Mialo byc o "zawiasie", a wyszlo w sumie o wywiadowkach i mojej matce ;)

Zyje w zawieszeniu. Jestem cialem, myslami zupelnie gdzie indziej. Na nic nie mam ochoty i najchetniej przespalabym kolejne dni az do wtorku... :(

Niestety, zycie plynie sobie normalnym torem i usilnie wciaga mnie w swoj wir, choc opieram sie jak moge. Odstawiam wiec Potworki na autobus co rano, a potem jade do pracy. W sobote zawiozlam ich do Polskiej Szkoly, a w czasie lekcji zrobilam zakupy na caly tydzien. W poniedzialek i srode zabralam Bi na treningi. Slowem, dni jak zwykle...

Mala odskocznia od rutyny byly wywiadowki w szkole Potworkow. Normalnie jestem bardzo podekscytowana mozliwoscia zajrzenia w szkolny swiat dzieci, tym razem jednak, jak mozecie sie domyslac, zupelnie nie mialam na nie ochoty. Gdyby wypadalo, odwolalabym je.

Nie wypadalo jednak, wiec po pierwsze musialam zwolnic sie z pracy bo z okazji wywiadowek, Potworki w poniedzialek i wtorek konczyly o 2 godziny wczesniej, a po drugie, trzeba bylo zapakowac dzieciaki do auta i popedzic na rozmowy z nauczycielkami. Marcowe wywiadowki to bowiem twor zwany "child-led conferences", czyli w wolnym tlumaczeniu "wywiadowki prowadzone przez dzieci".

Tak przy okazji to mam bardzo mieszane uczucia co do wywiadowek w naszym miasteczku czy tez w Hameryce ogolnie, bo sadze, ze system dziala wszedzie podobnie. Pierwsze wywiadowki odbywaja sie bowiem juz w listopadzie i sa to spotkania miedzy rodzicem a nauczycielem, gdzie mozna dowiedziec sie z czym dziecko ma problem, a z czym dobrze sobie radzi. Brzmi to swietnie, ale przepraszam, w tym momencie moje potomstwo chodzi do szkoly dopiero 2 miesiace z hakiem. A pamietajmy, ze tutaj nauczyciel co roku sie zmienia! Ile wiec taka wychowawczyni moze wiedziec o moim dziecku? Przeciez ma ich w klasie blisko 20, niektore z wiekszymi problemami rozwojowo - behawioralnymi (hamerykanckie szkoly sa czesciowo integracyjne). Tak naprawde, po dwoch miesiacach, ona dopiero zaczyna moje dziecko lepiej poznawac. Wedlug mnie, pierwsza wywiadowka powinna odbyc sie dopiero gdzies w styczniu. No, ale taki maja tutaj system i trzeba to zaakceptowac.

Nastepnie nadchodza wywiadowki marcowe i... kolejne rozczarowanie! Tutaj bowiem nauczyciel juz rzeczywiscie dziecko zna, ze wszystkimi mocnymi stronami oraz slabosciami. Moglby rodzica nakierowac na to, nad czym jeszcze mozna popracowac czy pocwiczyc. A tu guzik, bo w marcu wywiadowki prowadza dzieci! W zalozeniu powinno wyjsc na to samo, ale nie zawsze. ;) Dzieciaki maja przygotowane foldery w ktorych pisza z jakich osiagniec sa bardzo dumne, a co musza jeszcze poprawic. I tu wlasnie rozjezdza sie nieco zalozenie z praktyka.
Nik utrafil w sedno. Napisal, ze jest dumny, ze pisze dluzsze wypowiedzi i to prawda. Juz nie tworzy 3-zdaniowych wypracowan. Teraz zajmuja one przynajmniej jedna kartke, nawet jesli linie na niej sa nieprzyzwoicie daleko od siebie, wiec tekst tak czy owak nie powala dlugoscia. :D Jesli chodzi o prace nad soba, Kokus szczerze napisal, ze musi przechodzic od zadania do zadania bez gadania i wyglupow z kolegami. Lepiej sama bym tego nie ujela! ;)
Natomiast Bi... Ech... ;) Starsza zrobila w tym roku niesamowity postep w czytaniu. Naprawde przeogromny! Gdzie w poprzednich dwoch latach dostawala kartke z zaproszeniem na wakacyjne korepetycje, tak w tym roku plasuje sie rowno na poziomie wymaganym w drugim semestrze (tutaj sa ich trzy i Nik dla porownania, jest juz na poziomie semestru ostatniego ;P). Z czego zas najbardziej jest dumne moje dziecko? Ze pisze dlugie opowiadania! :D Trzeba jej oddac sprawiedliwosc, ze zawsze potrafi o byle bzdurze rozpisac sie na 3 strony. To chyba po mamusi... Skoro jednak o tym mowa, to widze, ze postep w czytaniu jakos nie wplynal znacznie na poziom pisania Bi, a zawsze myslalam, ze to idzie w parze... Oczywiscie postep jest, nie powiem. Jeszcze w zeszlym roku Bi pisala tak, ze czlowiek bardziej domyslal sie o czym napisala niz zdolal to przeczytac. To byly wyrazy skladajace sie niemal z samych spolglosek i to w dodatku spolglosek zlych. Az czasem zastanawialam sie czy ona nie ma czegos ze sluchem, bo jak mozna tak kompletnie przekrecic wyraz?! W tym roku w koncu Bi pisze tak, ze z grubsza mozna faktycznie przeczytac o czym napisala, zamiast sie tego domyslic. Nie mniej jednak fonetyka lezy i kwiczy. Serio! Nik pisze o niebo lepiej, a jest o 1.5 roku mlodszy! Gdyby jeszcze zechcial rozwinac wypowiedzi, bilby siostre na glowe! ;) No, ale do brzegu. Wiecie co Bi napisala na temat tego, nad czym musi popracowac? Ze "musi pisac schludniej!". Obydwie z nauczycielka spojrzalysmy na nia z lekka konsternacja. Wychowawczyni probowala ja nieco nakierowac czy miala na mysli, ze bedzie pisac poprawniej? Bi cos tam potakiwala, ale widac bylo, ze raczej nie o to jej chodzilo. :D Wiecie, Bi nie znosi krytyki, nie cierpi byc w czyms gorsza, wiec podejrzewam, ze wyparla kompletnie to, ze pisanie (mam na mysli slynne spelling) ma koszmarne. ;)

Wiecej wywiadowek tutaj nie ma. :) Pod koniec roku sa tylko prezentacje dla rodzicow, ale sa one na jakis okreslony temat, np. wybranych przez uczniow zwierzat. Nie podsumowuja osiagniec uczniow. Ostatni dzien roku szkolnego to zas dzien jak codzien, a "swiadectwa", czyli po prostu raporty, przysylane sa mailem. :)

Co jeszcze z ciekawszych wydarzen? Zapalenie zatok wraca jak bumerang. A juz ucieszylam sie, ze obedzie sie bez antybiotyku. Na poczatku bowiem, kuracja woda z sola przepisana przez doktorka zadzialala bezblednie. Az bylam w szoku! Po rowno dwoch dniach policzek przestal mnie bolec, a po kilku nastepnych pozbylam sie "nosowego" glosu oraz przestalam smarkac co 15 minut. Cieszylam sie wzglednym zdrowiem calutkie dwa dni i co? W nocy z poniedzialku na wtorek zbudzilam sie z kompletnie zatkanym nosem. Ani nie moglam oddychac, ani nic wydmuchac. Do tego bol glowy i ogolnie kiepskie samopoczucie. W srode bylo nieco lepiej, natomiast w czwartek wstalam znow z uczuciem, tym razem (jeszcze) nie bolu, ale cisnienia przy nasadzie nosa i w policzku. A najgorzej, ze kiedy probuje wydmuchac nos, praktycznie nic nie leci. Ech... :/ Tak wiec chyba po pracy trzeba sie bedzie przejechac do apteki po antybiotyk. :/

Troche tez mi smutno, bo w niedziele zawozimy mojego tate na lotnisko. Leci na 3 tygodnie do Polski. Bedzie mi brakowac niedzielnej kawki z "dziadziem" (zawsze wpada do nas poznym rankiem i siedzimy sobie przy kawie i jakims placku ;P). Dobrze, ze chociaz wroci wsam raz na Wielkanoc. :)
Przy okazji zartujemy z tata jak on wytrzyma pod jednym dachem z moja mamuska, bo pogoda dlugoterminowa dla Trojmiasta jest mocno srednia i nie uda mu sie chyba uciec na dluzej na dzialke rodzicow nad morzem. Swoja droga to cos jest nie tak jesli czlowiek leci raz do roku do "domu" i czesci rodziny i mysli jak tu w tym czasie uciec od jednego z jej czlonkow, a konkretnie od zony. ;) Niestety, z mojej matki robi sie coraz gorsza dziwaczka i strach co to bedzie dalej, bo kobieta ma dopiero lekko ponad 60 lat. Czasem czytajac jej smsy lub opowiesci taty, ktory czesciej rozmawia z nia przez telefon, zastanawiam sie jak moja siostra nie boi sie zostawiac z nia dzieci. Jak dla mnie to ta kobieta ma rozdwojenie jazni, ale moze takie mam wrazenie, bo patrze na to z daleka, z dystansem i ze wspomnieniami jej toksycznego wychowania?

To nie sa wesole tematy, czasem jednak mozna sie z dziwactw mojej matki niezle posmiac. ;) Na przyklad, ostatnio dowiedzialam sie, ze moja mamuska przestala uzywac samochodu i z duma opowiada, ze wszedzie jezdzi trolejbusami, na ryneczek biega piechota, itd. Do mojej siostry, gdzie jest to cala wyprawa: najpierw SKM'ka, a potem autobusem, rowniez nie bierze auta. Ona, ktora cale zycie wozila doope i ktora ogarniala rozpacz kiedy czasem zima musiala uzyc komunikacji miejskiej bo drogi byly niebezpieczne! No ale coz... Jej wola, niech biega piechota i podjezdza autobusami. Myslalam, ze chce nabrac kondycji, moze zrzucic pare kilo? Tymczasem... Pod blokiem rodzicow jest wojna o miejsca parkingowe, a konkretnie to jest wiecej aut niz miejsc. Matka dorwala jakies, gdzie obok niej moze zaparkowac tylko jedno auto i oznajmila, ze go nie ruszy, bo ktos jej to miejsce zajmie, ona bedzie musiala zaparkowac gdzie indziej i na pewno jej to auto obrysuja, na pewno!
Jak dla mnie to niech ona lepiej ten samochod sprzeda jak ma tak stac pod blokiem...

Moja matka uzywa wylacznie tuszu do rzes oraz plynu do demakijazu firmy l'oreal. Co lepsze, upiera sie, ze te w Polsce sa podrabiane, ze to nie to samo i ja uczulaja. Przy kazdej okazji, czy to paczka, ktora wysylam do siostry na Boze Narodzenie, czy coroczna wizyta mojego taty, domaga sie, zeby jej przyslac/ przywiezc dostawe. Tak, domaga, bo krolowa nie prosi, ona zada! Kiedys kupowalam plyn do demakijazu na ostatnia chwile i akurat w sklepie go nie mieli. Kupilam zamiennik z identycznym skladem. Co uslyszalam? Ze jestem wstretna corka, bo ona wyraznie prosila o l'oreal a ja jej przysylam nedzna podrobe! Upierala sie tez, ze ta "podroba" ja uczula! Przypominam, ze sklad miala identyczny, wiec to niemozliwe. Podejrzewam, ze ona te plyny oraz tusze uzywa zeby szpanowac przed kolezankami z pracy, chociaz co to za wielki szpan... :/

Jeszcze jedna sytuacja, ponownie dotyczaca auta. Wiecie, moja matka od zawsze jezdzi na rezerwie. Skapi zeby wydac wiecej pieniedzy i zatankowac pelen bak, wiec dotankowuje do 1/4. Mnostwo razy nie zdazyla na czas dojechac na stacje, auto jej zdechlo i musiala prosic o pomoc (takie zdarzenia pamietam jeszcze z dziecinstwa, wiec trwa to juz od prawie 30 lat). Niczego sie nie nauczyla. Tym, ktore maja auta nie musze pisac, ze taka jazda "na oparach" jest dla silnika zabojcza, bo wciaga on caly syf z dna baku? Tata mowi, ze w poprzednim aucie wymienial matce filtry, pompy paliwowe, itd. Na nic. Kobieta auto po prostu zajezdzila. Teraz ma nowsze i robi dokladnie to samo (no, obecnie nie robi, bo auta nie rusza - moze to i dobrze ;P). Dodatkowo, z mojej matki robi sie "zbieraczka". Masowo nawiedza lumpeksy i kupuje stosy ciuchow, ktorych nie ma nawet gdzie zalozyc, szczegolnie teraz, na emeryturze! Wszystkie szafy w domu pekaja w szwach a drzwiczki sie nie domykaja, bo pelne sa odziezy. Wszelkie krzesla i kanapy pokryte sa... ubraniami. Ja w Polsce nie bylam od 6 lat, ale tata opowiada, ze nawet bagaznik samochodu matka ma pelen, nie zgadniecie! - ciuchow! :D Podobno tak upchany, ze palca tam nie wcisniesz! I tu wracamy do puenty opowiesci. Moj tata po raz 25456987 probowal przekonac matke, ze skoro nie chce za kazdym razem tankowac do pelna "bo to za duzo kosztuje", to niech zatankuje raz, a potem jak poziom benzyny spadnie o 1/4 niech tylko dotankowuje. Odpowiedz mojej matki? "Nie, bo wtedy auto bedzie za ciezkie i bedzie za duzo palic!". Ale bagaznik pelen ubran to nie wazy przeciez NIC!!! Po prostu padlam ze smiechu na dywan kiedy uslyszalam od taty te anegdotke! :D

*

Skoro juz sie smiejemy, to wrzuce jeszcze kilka Potworkowych tekstow, ktore siedza w roboczych juz od nie pamietam kiedy.

Nik uklada Lego, ale upiera sie, ze mam przy nim siedziec. Kiedy burcze znudzona, ze przeciez mnie nie potrzebuje, Nik znajduje powod:

"Mom, you will be my expector. You will expect my work."

Kokus mial na mysli "inspector oraz inspect". Jak widac, nawet mowiac po angielsku rewelacyjnie, czasem mozna cos przekrecic. ;)


***

Podczas ostatniej sniezycy:

Nik: "We live in Snowington!

Nie, to nie jest nazwa naszego miasteczka, chociaz ta rowniez konczy sie na -ington :D


***

Bi mowi do nas glownie po polsku, chociaz czasem sie rozpedzi i wychodzi jej np. taki twor:

"Can I have some wode?"


***

Zanim napisze ostatni tekst musze wyjasnic dla tych, ktorzy nie wiedza (choc mysle, ze wiekszosc wie lub gdzies tam slyszala), ze Jezus Chrystus to po angielsku Jesus Christ.
W naszym kosciele dzieci dostaja gazetki do wypelnienia, w ktorych wyjasnione jest przystepniej o czym jest czytanie danego dnia. Potworki zawsze gazetki biora, skrupulatnie rozwiazuja rebusy, krzyzowki, itd., po czym zostawiaja je w aucie po powrocie do domu. Ostatnio mialam przyjemnosc wiezc z basenu kolezanke Bi, ktora zainteresowala sie stosikiem owych gazetek na tylnym siedzeniu. Miedzy dziewczynami nawiazala sie dosc ciekawa rozmowa, oczywiscie po angielsku, ale przetlumacze Wam jej koncowke na polski. Dla lepszego zrozumienia - kolezanka jest Hinduska. ;)

A: "My nie chodzimy do kosciola, tylko do swiatyni. Tam nie ma takich gazetek, tylko trzeba sie modlic. Nie lubie swiatyni. Tam sa nudy."
Bi: "Ja tez nie lubie chodzic do kosciola..."
A: "A ilu znasz bogow? Bo w naszej swiatyni jest ich tyle, ze niektorych w ogole nie pamietam!"
Bi (tu juz dam po angielsku bo lepiej odda to komizm sytuacyjny): "I know only two Gods: Jesus and Jesus Price."

Poplakalam sie ze smiechu na to Jesus Price! Powinno byc oczywiscie Christ, ale Bi jest mistrzynia przekrecania wyrazow, a poza tym skojarzylo mi sie z Normanem Price ze Strazaka Sama! :D

*

Teraz juz na powaznie. W strefie wiadomo-jakiej, bez zmian. Cyckowe wrozby sa raz bardziej raz mniej pomyslne. Zadne inne objawy sie nie pojawily i raczej juz nie pojawia. Zaczelam miec jakies koszmary, gdzie snia mi sie podpaski pelne krwi. Nerwy. Byle do wtorku.... :(

15 komentarzy:

  1. Agatko, jestem, przeczytałam! Skomentuję następnym razem :) Padam na twarz po całym tygodniu!
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja Mama jest the best. Naprawde. Moze ja wysle jej L'oreal mascare?w koncu do Francji daleko nie jest i podrobek u Nas na pewno nie ma :-) no i jeszcze z tymi ubraniami i jezdzie na pustym baku. O raju...
    A ja wierze,ze jest wszystko dobrze Agatko,ale rozumiem twoje nerwy. Juz zaraz sie uspokoisz. Sciskam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja mama do komedii się nadaje :)
    A ja ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach te mamy ... Moja tez jest zbieraczką . W zeszłym roku kupiła dom 18 km ode mnie . Szybki remont i się wprowadziła . Teraz postanowiła sprzedać mieszkanie . Tylko ze w nim 5 szaf ubrań ! I to takich których przez rok nie nosiła . Ale przecież nie wyrzuci ...
    A w wiadomej sprawie trzymam kciuki . Bardzo mocno !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha, mama najlepsza!
    I Jezus Price, padłam. :D
    A do wtorku coraz bliżej ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz co?? może wstrzymaj się z tym antybiotykiem do wizyty :) a ja cały 1trymestr przechorowałam na zapalenie zatok. Może to dla Ciebie dobra wróżba? ;) trzymam mocno kciuki i czekam na wieści. Aaa.. też mi się koszmary śniły. Ba, co chwila latałam do wc sprawdzać czy bielizna nie ma śladów krwi.. Buźki:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bi pisze tasiemce za mamą:))) No uśmiałam się, ale Jesus Price to dzisiejszy hit hitów;)))

    Ps. Moja śp. Babcia mówiła, że jak śni się krew, to będą dobre wiadomości:)
    I niech tak będzie!!!!

    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  8. O ja, myslalam ze moi rodzice dziwaczeja na starosc ale Twoja mama bije ich na glowe! Az chcialoby się westchnac... Jesus Price 😂😂😂
    Mialam takie sny, ale tylko w ciazy... Jeszcze pare dni i wszystko bedzie jasne, tymczasem trzymam kciuki i przytulam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoja mama jest rozbrajająca, niezły patent z tym parkingiem ;) Kochana, trzymam cały czas kciuki - moje początki ciąży z Lucą były podobne - zero objawów i nałogowo szukałam w googlu czy zdarzają się takie bezjobajowe ciąże.
    Co do zebrań to i we Włoszech są jakoś w listopadzie (rok szkolny zaczyna się w połowie września) i racja często nauczycielki nie są jeszcze w stanie wiele o dziecku powiedzieć. Różnica jest taka, że u nas raz w miesiącu nauczyciele mają taki jakby dyżur i można się wtedy z nimi umówić na pogaduchy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Twoja mama to naprawdę tak jak moja. Myślę, że one dobrze by się ze sobą dogadały, a może nie bo byłyby zbyt do siebie podobne??? I też mam wrażenie, że z roku na rok z moją jest coraz gorzej.
    Te rozmówki dzieciaków są niesamowite, na poprawę humoru idealne.

    Trzymam kciuki za wtorek, że jednak będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twoja mama wymiata, nie ma co ��

    Jeśli chodzi o objawy, to koleżanka o której pisałam Ci ostanio ma już ciąże potwierdzoną. 8 tydzień i ZERO objawów oprócz braku okresu. Czyli identycznie jak u ciebie Będzie dobrze, zobaczysz. Jutro na pewno odetchbiesz z ulgą. Nie martw się ��

    OdpowiedzUsuń
  12. Potworki niesamowite...
    To jak z tą Twoją ciążą Agata???
    Co do mamy to sądzę, że można spokojnie obśmiać jej słabości...
    Gorzej z tym paliwem
    Może niech wozi plastikową butelkę w zapasie, jak nie chce obciążać jaka?😘😁

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem z Tobą myślami! Cały czas!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja dopiero teraz przeczytałam, Agaciu i jestem trochę nie w temacie. Mogę domyślać się, o co chodzi.
    Na szczęście wtorek już jutro.
    Obyś odetchnęła z ulgą.
    Fajnie było przeczytać, co u Was.
    Wspaniałe masz dzieciaki, że tak piszą. Pisownia fonetyczna w tym wieku jest normalna, nie martw się.
    Ważne, że chce im się pisać i potrafią formułować wypowiedzi.
    Taka codzienna kawka z tatą to musi być coś fajnego.
    Brakuje bliskich na emigracji.
    Dobrze, że na Wielkanoc znów się spotkacie.
    Powodzenia jutro!

    OdpowiedzUsuń
  15. O Jesus Price :)))
    Mama wymiata. Ach, dziwaczeją te mamy na starość, obyśmy my takie w oczach naszych dzieci nie były ;)
    Z bakiem nie kumam takich ludzi, a też znam takich - ja wprost uwielbiam miec zatankowane auto zawsze na full :)

    Wywiadówki no dziwne, dziwne.
    Kciuki trzymam! Dziś już wiesz wszystko zapewne...

    OdpowiedzUsuń