*
Strzepki dwujezycznosci. Na codzien jest tego tyle, ze nawet nie spisuje. Ponizej probka gadania Potworkow, czyli 50/50 po polsku i angielsku. ;)
Bi (w zabawie): "Give me back mojego meza!"
Nik: "To auto jest tata's!"
Bi (szuka slow, zeby opisac Nika, ktorego rano czesto nie moge dobudzic): "On spi underground... Nie, to nie tak... On spi... below... Nie, tez nie... O, wiem! He's in a DEEP sleep!"
*
W tygodniu Potworki jedza obiad dosc pozno - okolo 16:15 - 16:30. Ktoregos dnia marudza na potege, wybrzydzaja, grymasza i twierdza, ze juz sie najedli, chociaz z talerza zniknela moze 1/3 porcji.
Zamiast przekonywac i prosic, wzruszam ramionami i oswiadczam, ze jesli sa pewni, ze sie najedli, moga odejsc od stolu, ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze, przez bycie "pelnym" rozumiem, ze nie maja rowniez miejsca na deser, a wiec go nie dostana. Niestety, ale Potworki notorycznie negocjuja: "a ile jeszcze musze zjesc? A ile keskow?", po czym wstaja i natychmiast dopominaja sie o deserek, bo przeciez zjedli tyle, ile kazalam, wiec im sie nalezy... :/
W koncu sa jednak na tyle duzi, ze ten niecny proceder nie tylko mozna, ale wrecz trzeba ukrocic. ;)
Oprocz powyzszego, dodaje, ze po drugie, obiad jest pozno, wobec czego nie przewiduje juz zadnego posilku do kolacji. Niech sie wiec upewnia, ze naprawde zjedli tyle, zeby nie byc glodnym.
W obcowaniu z dwojka Potworow, twardym trzeba byc, nie mietkim. :D
Oczywiscie Bi, nasza domowa drama queen, podnosi lament:
"Ale mamo! I'm gonna die!!!"
Slyszal kto, zeby umrzec z glodu w ciagu 2 godzin? ;)
*
Rano dobudzam sie jeszcze pollezac w lozku i ziewajac. Towarzyszy mi Kokus. W koncu mrucze niechetnie, ze pora wstawac i nakladam okulary. Syn komentuje:
"No, teraz wygladasz jak normalna mama!"
Bez okularow jestem nie tylko slepa, ale jeszcze stuknieta. ;)
*
Kapie Kokusia, a raczej siedze na przykrywie sedesu i czytam blogi, podczas kiedy moj syn nurkuje autami i udaje, ze plywa w 10 cm wody. ;)
Nagle rozlega sie charakterystyczny odglos wystrzelonych babelkow powietrza. :D
Patrze na syna rozbawiona, natomiast on wykazuje autentyczny zachwyt!
Nik: "I've never farted in the water! It was my first time!"
Matka (ironicznie): "I co, fajnie bylo?"
Nik: "Yes! It was so bumpy! It was the biggest fart in the world!"
*
Potworki wcinaja kolacje, ktora wyjatkowo im smakuje. Pytam, czy chca dokladke. Chca.
Po chwili:
Nik: "Moge dostac jeszcze jedna podkladke?"
*
Nik (biorac tic-taca): "Muszem odswiezyc moje powietrze!"
*
W ramach pracy domowej, przeczytalysmy z Bi mini-magazyn National Geographic dla dzieci. Jeden z artykulow opisywal, ze drzewa sa bardzo wazne dla ziemi oraz ludzi, bowiem produkuja tlen. Po lekturze, Bi dopytuje:
"Czy wszystkie drzewa produkuja tlen?"
Matka: "Tak, wszystkie."
Bi: "Nawet te nie tutaj, tylko daleeeko, gdzie ludzie nie mowia po angielsku?"
:D
Matka: "Tak, drzewa na calym swiecie produkuja tlen. Wlasciwie to wszystkie rosliny go produkuja"
Bi (robi wielkie oczy): "Naprawde? Wszystkie rosliny?
Matka: "Tak, nawet nasze malutkie (w domysle - polzywe :D) roslinki w domu."
Bi (lapie sie za glowe): "Nasze roslinki?! Wow! To niesamowite! Ja bym w zyciu tak nie pomyslala!!!"
Niezle jest patrzec na zadnego wiedzy malolata, kiedy dowiaduje sie czegos nowego.
I cale szczescie, ze nie dopytywala jak rosliny ten tlen produkuja, bo z botaniki nie pamietam prawie nic. ;)
*
Ostrzegam Nika, zeby uwazal, bo ostatnio niosac miseczke do umycia, upuscil ja doslownie kilka cm przed zlewem. Kokus oznajmia wiec, ze na wszelki wypadek bedzie szedl bardzo wolno.
Nik: "Na przypadek ide pomaluuutku..."
*
Ostatni tekscior nalezy do... tamtaramtam... do M.!!! ;)
W okolicach Wielkanocy (przeciez pisalam, ze niektore teksty siedzialy w roboczych bardzo dlugo...), wywiazala nam sie nastepujaca rozmowa:
M.: "Ze ja sie nie urodzilem w Izraelu, za czasow Jezusa..."
Ja (trzezwo): "Bylbys wtedy Zydem, a wiesz jak Zydzi Jezusa przyjeli... (teraz juz otwarcie chichocze) Bylbys jakims faryzeuszem albo innym celnikiem..."
M.: "Nie, ja bylbym przeciez soba. Moze zostalbym Apostolem?"
Swietym Piotrem, kuzwa... :D
*
Ostatni tydzien, poza niedzielnym Dniem Matki, minal nam bez wiekszych wzlotow czy upadkow. ;)
W sobote znow zaliczylismy basen. Tym razem bardzo pozytywnie zaskoczyl mnie Nik. W koncu zaczal bardziej "klasc sie" na wode (wczesniej plywal pionowo i wygladalo to, jakby chcial biec przez wode :D), porzadnie kopac i byl prawie najszybszy w grupie. Wyprzedzila go tylko dlugonoga i dlugoreka dziewczynka, najstarsza z grupy. W sumie to mi jej troche zal, bo wyglada gdzies na 8-9 lat, a trafila do grupy z 5-latkami. Ale to tylko daje dalszego kopa, zeby motywowac Nika, aby i on nie byl kiedys taka wyrosnieta jednostka wsrod malolatow, bo na wyzszy poziom nie pozwalaja mu umiejetnosci, a raczej ich brak. ;)
Ale glowa wynurzona jak najdalej z wody ;)
Nikowi nie przeszkodzilo nawet, ze jego kolega mial ciezki dzien i w polowie treningu wyjac uciekl z basenu do mamy (pocieszajace, ze nie tylko moj syn tak ma). Moze w koncu zaczyna lubic plywanie dla samego siebie? ;)
Bi jak zwykle zachwycona. Jej grupa cwiczy teraz intensywnie plywanie na plecach. Plywaja zarowno machajac ramionami, jak i "strzalka". Przestalam tez az tak panikowac, kiedy widze, ze Starsza slabnie, bowiem pokazala mi, ze w koncu jest na tyle wysoka, ze kiedy stanie na paluszkach i wyciagnie buzie wysoko, moze ja wynurzyc ponad powierzchnie wody. :)
Zaparowane gogle i wszystkie szczerby wyszczerzone w usmiechu :D
Niemal co rano, kiedy schodze na dol, zastaje taki oto widok:
To zdjecie chronologicznie jest w sumie pozniejsze niz to ponizej. Jak widac, przemalowalismy kuchnie :)
Albo jedno, albo drugie wlazi Mai na poslanie i na szczescie trafil nam sie najcierpliwszy pies pod sloncem, ktory stoicko znosi inwazje na swoje miejsce. ;)
Tu jeszcze na bezowo ;)
Psiura mamy cierpliwego, ale o matce i ojcu tego powiedziec nie mozna. ;) Zreszta, czasem sama nie wiem czy to my jestesmy tacy nerwowi, czy po prostu przy Potworach trzeba miec nerwy ze stali... Przykladowo trzy scenki rodzajowe:
Scena 1.
Jedziemy do sklepu. M. podchodzi najpierw do kacika obslugi klienta, zeby oddac kilka nadprogramowych desek i innych pierdol. Zaraz obok tego kacika, stoja elektryczne wozki przeznaczone na klientow majacych problemy z poruszaniem sie (czyli grubodupnych milosnikow hamburgerow, bowiem malo kiedy widuje na tych wozkach osoby starsze; zazwyczaj sa to ludziska w srednim wieku, za to o takich gabarytach, ze... hoho :D). Potworki radosnie dopadaja pojazdow. Na szczescie sluchaja mojego upomnienia, zeby nic nie dotykac. Balam sie, ze wezma i odjada. ;)
Po chwili Bi niewiadomo po co schodzi ze "swojego" wozka, ale po sekundzie chce znow na niego wsiasc. Pechowo, z jednej strony ma sciane, a z drugiej Nik siedzi na "swoim" pojezdzie. Nastepuje mala przepychanka, ktora obserwuje katem oka, bowiem w miare jak Potwory rosna, staram sie coraz mniej ingerowac w ich konflikty. Niech szukaja rozwiazan sami.
Bi probuje przejsc przez pojazd Nika. Ten zlosliwie opiera sie o kierownice, blokujac przejscie. Po kilku probach, Bi zmienia taktyke i probuje przejsc dolem, z racji, ze nogi Kokusia nie dosiegaja podlogi i dyndaja w powietrzu. Miejsca jest jednak malo i Nik znow ja blokuje, tym razem prostujac konczyny. Bi probuje gora i dolem kilka razy, ale brat ma nastroj na podnoszenie siostrze cisnienia. W koncu Bi jak nie wrzasnie:
"STOOOP IT!!!"
Na caly sklep! Ja podskoczylam, M. podskoczyl, ludzie przystaneli i zaczeli sie przygladac. Przysiegam, ze w tej czesci supermarketu zrobilo sie cicho jak makiem zasial, tylko muzyczka z glosnikow nadal cicho przygrywala. ;) Wszyscy zerkali w strone naszych Potworow. Myslalam, ze spale sie ze wstydu! Co innego kiedy histerie urzadzi 2-latek, ale taka siedmioletnia pannica, wrzeszczaca na cale gardlo?! Wstyd! Ochrzanilam oboje: Nika za bycie zlosliwym smarkaczem i Bi za urzadzanie scen. Rozumiem, ze nerwy jej puscily, naprawde. Poza tym Starsza ogolnie jest dzieckiem glosnym. M. zawsze powtarza, ze trzeba jej zbadac sluch, bo ta dziewczyna nie mowi, tylko piszczy i krzyczy. A kiedy sie wkurzy to juz w ogole.
Tym razem jednak grubo przegiela...
Scena 2.
Budze sie rano. Poniewaz w wiekszosc dni dospanie do 7 to dla Potworkow plama na honorze, slysze, ze juz urzeduja na dole. Schodze po schodach i dopada mnie Nik, ktory jest nadal w tym pociesznym wieku, ze nie ma nic do ukrycia. "Mamo, a my jedlismy juz cukierki!".
Ide do kuchni i rzeczywiscie sloj z landrynkami jest przesuniety. Podnosi mi sie cisnienie i pytam Nika, dlaczego jadl cukierki, skoro tyle razy powtarzam, ze nie zaczyna sie dnia od slodyczy. Jego linia obrony? "Ale Bi tez jadla!". No tak, najlepiej przeciez rozlozyc wine na dwoje... ;) Ide do Bi i pytam dlaczego jedli z Nikiem cukierki (to ona jest zazwyczaj prowodyrem takich zachowan). "Wcale nie jedlismy!". Pytam z kolei dlaczego mowi, ze nie jedli, skoro wiem, ze jedli? "Nie jedlismy!" Tym razem zadaje pytanie czemu klamie, skoro widze, ze sloik jest przekrecony, a Nik przyznal, ze jedli? Tutaj juz nie ma odpowiedzi, tylko chmurne spojrzenie spode lba... :/
Nie wiem na kogo bylam bardziej zla. Na dzieci, za to, ze otwarcie lamia zakazy (bo to nie pierwszy raz), czy na M. To on bowiem upiera sie, ze nie bedzie rezygnowal z ukochanych slodkosci, zeby dac dzieciom lekcje. Niby zgadza sie ze mna, ze trzeba je Potworkom mocno ograniczac, ale mialby, zeby to osiagnac, sam z czegos zrezygnowac? Niedoczekanie. :/
Scena 3 (i ostatnia).
Ranki to oczywiscie ciagle poganianie: jedzcie, jedzcie, ubierajcie sie, mowilam, zebyscie sie ubierali, Bi chodz z laski swojej do lazienki zebym mogla cie uczesac, stoj spokojnie prosze, nie krec glowa... Sama, rzecz jasna, rowniez musze sie umyc, ubrac, umalowac oko... Cala godzina w biegu, zeby zdazyc na szkolny autobus... I kiedy juz w koncu wszyscy najedzeni i ubrani, pies zamkniety, sniadaniowki zapakowane, juz-juz mamy wkladac buty oraz kurtki i wychodzic, Nik spoglada na mnie z dziwnym napieciem we wzroku i oznajmia: "Mamo, chce mi sie kupe!".
Klasyk. :D
Jak wspomnialam, w miniona niedziele obchodzilismy Dzien Matki. Tutaj zawsze wypada on w druga niedziele maja.
Poniewaz my jak to my, poza urodzinami dzieci, zadnych innych dni czy rocznic wlasciwie nie obchodzimy, wiec i Dzien Matki przeszedl bez wiekszego echa. Tylko Bi bardzo sie nim przejela i wykonala dla mnie caly stos laurek, obrazkow oraz listow "milosnych". A takze bransoletke oraz naszyjnik, ktore ku jej niesamowitej radosci ubralam do kosciola oraz na zakupy.
Tak sie oblowilam, ha! Kubek widoczny na ostatnim planie, sama sobie wybralam w sklepie ;)
Ogolnie, Potworki zrobily po laurce w szkole, ale dla Bi nie bylo to wystaczajace i caly piatkowy wieczor oraz wiekszosc soboty, tworzyla kolejne "dziela", krzyczac do mnie, zebym nie wchodzila do jej pokoju, a jesli juz koniecznie musze, to mam nie patrzec na jej biurko. ;)
Prawie identyczna laurke, Bi zrobila dla mnie w szkole rok temu (nawet wierszyk ten sam!). To musi byc ulubiony projekt nauczycielek zerowki! ;)
Dear mama, you are the best mama ever because you every night you read a book to me and you help me roller skate that is so nice of you (interpunkcja oryginalna, pisownia poprawiona :D)
A ja, coz... No wzruszylam sie, jak zwykle. Moj maz nie jest z tych, co kupia zonie prezent na Dzien Matki i dadza go "od dzieci" kiedy te sa za male, zeby o tym Dniu pamietac... On jest raczej z tych, ktorzy kiedy im sie o owym dniu przypomni, puszczaja oko i stwierdzaja, ze "Cale szczescie, ze nie jestem jego matka, wiec nie musi nic szykowac". ;)
Tak naprawde wiec, Dzien Matki obchodze (jesli mozna to nazwac obchodami) odkad Bi wyruszyla do przedszkola, czyli w tym roku byl to moj trzeci raz. Jeszcze nie przywyklam do takiego honoru. ;)
Laurki przepiękne, a teksty Potworków jak zwykle rozkładają na łopatki 😁
OdpowiedzUsuńJa to zaluje, ze nie mam w domu systemu glosnikow nagrywajacych wszystkie glosy. Siadalabym wieczorami i odsluchiwala potworkowe dialogi, bo tak to sporo mi umyka... :(
UsuńMój mąż też nie przejmuje się, by uczyć dzieci świętowania moich świąt, Dnia Matki, Dnia Kobiet, urodziny. Zamierzam go tego nauczyć ;)
OdpowiedzUsuńCo do wstydu przy ludziach, to lepiej nie przyznawaj się głośno, bo mnie na blogu za to skrytykowano ostatnio, że trzeba przestać przyglądać się w oczach innych ;)
Piszesz, że dzieci Wam podnoszą ciśnienie... Sytuacja sprzed kilku minut: żeby zająć dzieciom czas, wyciągnęłam karty i graliśmy w Piotrusia, najpierw Gisia wykłócała się, że dostała nie takie karty, a potem Jerzyk wszczął histerię, że karty mu się w dłoniach rozsypują, krzyczał i piszczał, pomieszał karty, aż oznajmiłam, że z nim nie gram, wtedy uderzył w lament. Aktualnie oboje się napędzają w płaczu, że chcą na podwórko, ale nie chcą, bo chłodny poranek, bo się boją, bo buty nie te. Siwych włosów mi przybywa z każdym dniem.
Gratuluję Wam sukcesu z basenem Nika. Chyba polubił pływanie :) Za to z Bi rośnie zawodowa pływaczka :) A to zabawnie czytać takie dwujęzyczne wypowiedzi, nam jako Polakom w Polsce nawet nie przychodzi to do głowy. Ale tutaj na Kaszubach w moim pokoleniu rosły dzieci dwujęzyczne kaszubsko-polskie. W pokoleniu moich dzieci już tego nie widać, kaszubski staje się językiem martwym.
Fajnie o Was czytać, tyle się dzieje. I nikogo nie udajesz, wszystko u Was tak normalnie. Nawet masz odwagę przyznać się, że jesteś nerwowa (ja też jestem ;p) Uściski dla Was :)
Moj malzonek jest niereformowalny. Juz sie poddalam. :D
UsuńAz weszlam na Twojego bloga, zeby poczytac te komentarze. :) O matko i corko! Alez sie ta osoba uczepila jak rzep psiego ogona! Masz swieta cierpliwosc, ze tak spokojnie jej odpowiadalas! ;)
A wstyd przed ludzmi, to wydaje mi sie naturalny odruch. Jesli komus dzieci urzadzaja histerie i awantury w miejscach publicznych i ten ktos uwaza, ze to normalne i ze wszyscy naokolo powinnie kiwac glowa ze zrozumieniem, bo "to tylko dzieci", to wlasnie wychowuje w ten sposob takie rozwydrzone male potwory, ktore nigdy nie naucza sie, ze sa miejsca, w ktorych wypada byc cicho i spokojnie. Jak chociazby kosciol, chociaz tu akurat jestem gotowa skapitulowac. Siade 3 lawki za Potworkami i nie bede sie do nich przyznawac. ;)
Nik polubil plywanie na przedostatniej lekcji! :D Teraz robimy przerwe, bo tutaj zapisy sa na 6-tygodniowe sesje, a nas w dwie soboty na szesc nie bedzie w domu. Pomysle o plywaniu w kolejnej sesji, szczegolnie, ze bede miala tesciow na karku i chetnie wyrwe sie z domu. ;)
Nawet ja w kilku pierwszych klasach podstawowki, uczylam sie kaszubskiego. Moja kuzynka chodzila do przedszkola w Wejherowie i tam dzieci mialy cale przedstawienia po kaszubsku, w strojach ludowych. Pieknie to wygladalo! I to taka wspaniala, regionalna tradycja. Nie wiem dlaczego placowki oswiatowe od tego odeszly. :(
U mnie normalnie i realnie az do bolu. ;) Az sie dziwie, ze przy mojej codziennosci krecacej sie pomiedzy domem a praca, mam w ogole o czym pisac. ;) A nerwy staram sie trzymac na wodzy, ale z marnym skutkiem. Dzis mi Bi jezdzila na rolkach po domu, a Nik w tym samym czasie odbijal pilka. Prosze raz i drugi, zeby przestali, a oni na to "To co mam robic?" I dalej halasuja! Myslalam, ze szalu dostane i w koncu nawrzeszczalam na oboje. ;)
Super blog! Trafiłam tu przypadkiem i bardzo się z tego cieszę bo teraz czekam z niecierpliwością na każdy kolejny wpis!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga
Bardzo sie ciesze i witam nowa czytelniczke!
UsuńRowniez pozdrawiam!
Laurki prześliczne! U nas Dzień Mamy za półtora tygodnia i też jestem ciekawa co Junior i reszta grupy przygotowuje z tej okazji ;)
OdpowiedzUsuńSuper sprawa, że Potworki chodzą systematycznie na basen. Też bym chciała, żeby Junior chodził na basen, ale musielibyśmy go wozić do innego miasta, a stale brakuje czasu..
Niestety, wiele zajec odpada z powodu dojazdow. Ja z kolei jestem ograniczona czasowo i jakbym nawet chciala zapisac ich na zajecia w tygodniu, to nie dam rady, bo wracam o 17, a sporo zajec w najmlodszych grupach zaczyna o 16-16:30. :(
UsuńHeh, ile tu podobieństw do naszego życia! Ja dla dziewczyn bez okularów też wyglądam dziwnie i zawsze mówią, że lepiej "z" :)
OdpowiedzUsuńI też zawsze je ostrzegam, że jak już nie mogą niz zjeść z talerza, to znaczy że są pełne i nic nie dostaną. Raptem cudownie się okazuje, że jednak trochę jeszcze zmieszczą :)
Lila bardzo napaliła się na chodzenie na basen i chyba od września pójdzie, mamy bliziutko, ale przez to że daleko pracuję i tak będę musiała kombinować ze zmianami... Zresztą Lila to ma w ogóle zapał do wszystkiego- basen, tańce, balet... czego to Ona nie wymyśli. Ciekawe, czy będzie miała tak słomiany zapał jak Eliza... Oby jednak nie.
O widzisz, Bi to się przynajmniej stara. Ja za to regularnie dostaję laurki zrobione w ostatniej chwili na kolanie. I nie jest to przyjemne :(
Przepraszam, że mniej mnie tu, ale czasu mi brakuje na wszystko!!!
Z tym czasem to zupelnie rozumiem! Ja przyjelam taktyke "1 post na tydzien", ale co z tego, jak komentarze u Was i odpowiedzi pod wlasnymi postami leza... :(
UsuńLila to widze prawdziwa sportsmenka! :) Ja niestety tez mam spory problem z zajeciami Potworkow. Narazie zapisuje ich w soboty, ale od wrzesnia mam nadzieje, ze pojda do Polskiej Szkoly, wiec soboty nam odpadna. A w tygodniu wracam do domu o 17, a to czesto juz za pozno, bo te najmlodsze, najmniej zaawansowane grupy sportowe, zaczynaja najwczesniej. :(
Czy to nie cuda, ze pod grozba braku deseru nagle okazuje sie, ze wcale nie sa tacy objedzeni? :D
Super laurke - teksty dIeci the Best!! Ciekawa jestem co moje dziubki wymyśla :)
OdpowiedzUsuńDzieki!
UsuńA Twoje na pewno wymysla cos fajnego! Dla mamy dziela jej dzieci zawsze sa fajne! ;)
Te teksty sa swietne. Naprawde bombowe masz dzieciaczki. I laurki pieknie.
OdpowiedzUsuńJa postanowilam zapisac chlopcow w wakacje na basen...
Ja tez chce zapisac Potworki na basen latem, tym bardziej, ze wtedy maja zajecia na swiezym powietrzu. :)
UsuńDzieciaki sa bombowe, fakt. Czasem o tym zapominam, jak podnosza mi cisnienie. ;)
Ech przybij pione ja nerwow juz nie mam wcale i czasem musze przejsc w tryb smoczycy zeby towarzystwo do pionu ustawic...😂 i mlody glosny moj jak Wasza Bi. A basenu zazdroszcze bo strasznie sama tesknie!
OdpowiedzUsuńNiestety, zawsze sie wydre i potem mi glupio. No ale nie mogliby tak choc raz posluchac za pierwszym razem?! ;)
UsuńJa tez tesknie za woda... Szkoda, ze wiosna byla slaba i niewiadomo jakie bedzie lato. Lubie plywac, ale w cieplej wodzie. Do zimnej nie wchodze. ;)
Tekst z bąkami w wannie przebija wszystko;))
OdpowiedzUsuńSzara ściana fajniejsza:)
Ps. I zapomniałam skomentować w poście o remoncie, że macie przepiękną podłogę w (o ile dobrze pamiętam) w sypialni.
W sypialni, dobrze pamietasz. Dziekuje!
UsuńMi tez sie wydaje, ze szara ladniejsza. ;)
Tymi bakami Nik mnie "zabil" po prostu! :D
Nasze Potworki sa boskie :) zawsze z napieciem i oczekiwaniem czytam te wpisy o i ch "rozmowkach"- smiech w glos czesto mi towarzyszy.
OdpowiedzUsuńPlywanie jak najbardziej- raz z ochota , raz z musu ale to procentuje na cale zycie! Laurki piekne :) Bi to przeciez artystka!
Usciski za ocean!!
Trzeba przyznac, ze Bi ma zdolnosci plastyczne. Moze nie jakies ogromne, ale mozna to chyba nazwac "drygiem". Dzis w szkole "art show", zobaczymy co mi dziecko zaprezentuje. ;)
UsuńJa tez uwazam, ze plywanie procentuje. Tylko kurcze, nie wiem jak Nika do niego przymusic. Teraz chodzil, ale nie mam gwarancji, ze kolejnym razem znow nie urzadzi histerii, ze nie chce. :/
Super te wasze rozmowy ;) Potworki są niesamowite! Laurki przepiękne, u nas dzień matki w tym tygodniu i jakiś występ artystyczny się szykuje ;) wzrusza mnie to niezmiennie ;)))
OdpowiedzUsuńOj tak, dla mnie wystarczy, ze zobacze moje male Potworki na scenie i juz rycze. Nie musza nawet nic mowic. ;)
UsuńTeksciory super, zawsze chetnie czytam. Przezabawne.
OdpowiedzUsuńCo do plywania: bardzo cenna umiejetnosc, czesto przez dzieci niedoceniana, ale gdy nabyta w dziecinstwie - zostaje na cale zycie. Ja mialam obowiazkowe plywanie w szkole, i chetnie na basen chodzilam, do dzis dobrze plywam. Moj maz nie mial w szkole obowiazku plywania, zaliczyl wprawdzie basen w ramach WF na studiach (I rok), ale do dzis nie lubi plywac i w wodzie ogolnie czuje sie niepewnie. A mamy dom z basenem! Tak wiec jest prawda, ze: czego Jas sie nie nauczy, to Jan nie bedzie umial, i duzo w tym racji.
To prawda, plywanie to wspaniala umiejetnosc. Zawsze szeroko otwieram oczy kiedy dorosly czlowiek mowi mi, ze nie umie plywac. ;) Ja nie plywam jakos super, ale wode lubie i czuje sie w niej dobrze. Cale dziecinstwo spedzilam pomiedzy morzem, a mazurskimi jeziorami, mialam wiec okazje cwiczyc. Natomiast moj maz mial basen w szkole, ale krotko, a poza tym wychowany w Zakopanem, gdzie okoliczne jeziora sa gorskie i lodowate, mial niewiele kontaktu z woda. I choc plywac umie, to nie przepada. I zawsze dziwi sie, ze jak tak "pcham" dzieciaki w plywanie. ;)
Usuńja jako dziecko pływałam, potem przyszła blokada i wydaje mi się, że pływac nie umiem. No i wody nie lubię, mogę ją tylko oglądac, jeziora, rzeki, morze, ale nie wchodzić do niej :) także ten ;) Moje dzieci zamiłowanie do wody mają chyba po tacie i z racji chyba znaków zodiaku, Oni wodniki, tata ryba hehe
UsuńŚwiętym Piotrem kuźwa :D
OdpowiedzUsuńteksty i scenki sytuacyjne jak zawsze rozbrajają. Alez to jest fajny czas dla naszych dzieciaków :)
Piękne te laurki, przy każdej kolejnej wyjść z zachwytu nie mogę ile te nasze dzieci w to serca i zaangażowania wkładają :)
takie prezenty to największy skarb.