Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 25 października 2017

Z serii: w tym domu sie gada + nie mam o czym pisac, ale i tak napisze! ;)

Na poczatek: gaduly!

Na spotkaniu w sprawie programu nauczania, wychowawczyni Nika (zgodnie z moimi przewidywaniami) rozlozyla karteczki z lista drobiazgow, ktore rodzice moga dokupic do wyposazenia klasy. Z tego stosiku, wybralam puzzle. Zakupiony zestaw, Nik (po awanturze, bo chcial je zatrzymac dla siebie) poniosl do szkoly. Kilka dni pozniej, Pani podziekowala mailem, dodajac zdjecie Kokusia z kolegami, ukladajacych je.



Po powrocie do domu, pytam syna, jak mu sie podobaly wybrane przeze mnie puzzle?
Nik: "Oh, they were MARVELOUS!!!"

Ekhem... Ten tego... Za 2-3 lata jego angielskie slownictwo bedzie znacznie bogatsze od mojego... ;)


***

Nik (o linijce, ktora zostawil w aucie): "I forgot moja mierzarke!"


***

Dzieciaki sa (niestety) brutalnie szczere.
Na placu zabaw podchodzi do mnie i Nika maly chlopczyk z tata. Taki ladny mulatek ze sniada buzia i loczkami. Syn pokazuje go palcem:
"He's in my class."

Nik zawsze narzeka, ze zaden z jego kolegow nie idzie sie bawic po szkole (wiekszosc wraca autobusem albo idzie na swietlice), wiec ucieszona szczebiocze slodko, niefortunnie po angielsku, zeby chlopiec i jego tata zrozumieli:
"Oh, is he your friend?"

A Nik marszczy brwi i wypala: "No. I don't play with him!".
Po czym odwraca sie na piecie i odbiega w strone Bi! A mnie, coz... pozostalo zapasc sie pod zimie, albo chociaz usiechnac przepraszajaco do chlopca oraz jego taty...


***

Dwujezycznosc, taaa...

Nik: "I don't want to mordowac sie with that!"


***

Nik: "Mozesz dac mi wiecej keczupiku?"

Ketchup jest w naszym domu niezwykle cennym surowcem. Potworki maczaja w nim wszystko oprocz tostow z miodem, a kiedy go zabraknie, na starych pada blady strach, bowiem teraz dzieci nie zjedza juz niiiic... ;)


***

Sceny z szukania psa:
Bi: "A jak Majusia sie nie znajdzie, to bedziemy miec jakies inne zwierzatko? Bo ja to bym chciala konika..."

A ja sie balam, ze bedzie plakac... :/


***

Nik (o cukierkach): "Mam dwa blue!"
Matka: "A blue to jak jest po polsku?"
Nik patrzy...
Matka: "No jak? Nieeee... Nieeebieeee..."
Syn: "Azul!"

Super. Ja prosze o polski, on mi rzuca hiszpanskim... Coz... przynajmniej widze, ze te 20 minut dziennie hiszpanskiego, procentuje. ;)


***

Matka (zartobliwie): "Nie gadaj tyle, bo cie zjedza motyle!"
Bi: "A jak motyle moga zjesc a person?"

No wlasnie. Jak? :)


***

Zupelnie nagle, Potworek Mlodszy, zaczal mowic niemal wylacznie po angielsku. Jak Bi porozumiewa sie z nami (w sensie mna, M. oraz dziadkiem) w okolo 80% w jezyku polskim, tak Nik kilka tygodni temu przestawil sie w 95% na angielski. Przyznaje, ze poniewaz go rozumiem, na poczatku nawet nie zwrocilam na to uwagi. Dopiero po jakims czasie zapalila mi sie czerwona zaroweczka. Poniewaz sama wiem, ze latwiej jest jezyk obcy (a takim dla Nika staje sie polski) rozumiec, a trudniej sie nim poslugiwac, zaczelam ostro interweniowac. Prosze, zeby powtorzyl zdanie po polsku, tlumacze, ze w domu nie mowimy po angielsku, nawet zmyslam, ze go nie rozumiem. Nik oczywiscie, protestuje, wykreca i zlosci sie niemozliwie. Zaparlam sie jednak i zrobie wszystko, zeby wygrac te wojne i zeby moj syn poslugiwal sie jezykiem polskim.

Ciekawa sprawa, moje wysilki zostaly podjete rowniez przez Bi. Po ktorejs dlugiej, zazartej dyskusji, kiedy Nik nie wywalczyl czegos ode mnie mowiac po angielsku, zwrocil sie do siostry. W angielskim oczywiscie. A na to Bi, chichoczac zlosliwie:
"Nie rozumiem co mowisz! Ja jestem Polaczka!"

A czasami, kiedy sie spiesze i nie mam czasu (albo sily) walczyc o kazde zdanie i ignoruje to, w ktorym jezyku odzywa sie do mnie syn, Bi informuje mnie uprzejmie (chociaz Nik zwraca sie do MNIE): "Mamo, on mowi do ciebie po angielsku!". Zaiste, nie zauwazylam! :D


*

Poza tym cos tam sie dzieje, ale nic o czym mozna by sie specjalnie rozpisywac. Chociaz nie bede sie zarzekac, bo jak zaczne klepac, to pewnie znow wyjdzie mi tasiemiec! ;)

Kokusio zostal ostrzyzony i poraz pierwszy po postrzyzynach nie chcialo mi sie plakac. Chyba zaczynam sie przyzwyczajac do tego, ze mali chlopcy jednak wymagaja regularnego podcinania... Troche w tym tez zaslugi M., ktory tym razem spisal sie na medal. Zamiast jak zwykle jechac maszynka rowno i ciac na "pale", grzecznie zostawil gore sporo dluzsza. I w takiej fryzurce Nik niesamowicie mi sie podoba! :)
Zdjecia niestety brak. Poprawie sie nastepnym razem. ;)

*

Kilka dni temu, Potworki urzadzily sobie w ogrodzie tor przeszkod. Ustawily siatki z odlamkami drewna pozostalymi po budowie tarasu (juz prawie koniec!), wiaderka, miski, co tam znalazly.

I biegaly w kolo ogrodu, niezmordowanie przez pol godziny. Najwyrazniej dluga przerwa spedzona na przyszkolnym placu zabaw, a nastepnie zabawa na tymze placyku po szkole, sa mocno niewystarczajace. Po powrocie do domu i pokrzepieniu obiadem, mozna szalec dalej.


Ja padlabym juz dawno niczym kon po westernie, a oni moga tak biegac i biegac... ;)

*
Nasz dziadek (moj tata) skonczyl w poniedzialek 60 lat! Nie moge w to uwierzyc! Moi rodzice zatrzymali sie dla mnie gdzies na 45 wiosnach i nie przyjmuje do wiadomosci, ze "4" z przodu wkrotce bedziemy nosic ja oraz M. ;)
Mieszkamy niestety daleko od reszty rodziny, a przy tym zupelnie nie znam grona znajomych mojego taty. Nie bylo wiec jak wyprawic mu przyjecia - niespodzianki, a "zwyczajnego" przyjecia nie chcial. Coz wiec pozostalo? Zabralismy go chociaz na obiad do restauracji. ;) Objedlismy sie, milo spedzilismy czas, Potworki zadbaly o odrobine irytacji, choc i tak stwierdzam, ze "dorosli" w koncu do jadania poza domem. ;) Ogolnie bylo fajnie, przynajmniej dla mnie. Mam nadzieje, ze dla taty tez. ;)

*

Dostalismy zaproszenie na slub mojej dawnej podopiecznej. :) Nie do wiary, ze ta mala, jasnowlosa, usmiechnieta dziewczynka, konczy niedlugo 27 lat i wychodzi za maz. Z nia i jej narzeczonym jest ciekawa sprawa, bo K. jest oczywiscie Polka, przyszly Pan Mlody - Francuzem (francuskim, a nie kanadyjskim), a mieszkaja w... Montreal'u! ;)
Slub jest jednak w Polsce i niestety w pazdzierniku, a to srodek roku szkolnego. Chcielibysmy na nim byc, ale Potworki stracilyby 2-3 tygodnie szkoly. To najmlodsze klasy, ale jednak nie wiem... Tubylcy bardzo powaznie podchodza do frekwencji, nie ma tu takiej swobody jak w Polsce, gdzie rodzic zabiera dziecko ze szkoly kiedy i na ile mu sie podoba. Coz, musimy sie zastanowic...

*

Jestesmy gotowi na nadchodzacy sezon narciarski! ;)

(Karty czlonkowskie sa imienne i kazdy z nas, lacznie z Potworkami, ma wlasna)

Panie i Panowie, oficjalnie nalezymy do klubu narciarskiego. ;)

Taki klub to calkiem niezly pomysl. Czlonkowstwo dla rodziny to 45 dolarow, czyli nieduzo, a niesamowicie sie oplaca. Dostaje sie rozpiske dni, w ktorych na okolicznych stokach sa akceptowane znizki i za okazaniem karty czlonkowskiej, mozna nabyc dzienny karnet nawet za polowe ceny! A najwazniejsze, ze te "okoliczne stoki" sa w Stanach Vermont oraz New Hampshire. Co prawda dla nas to przynajmniej 2 godziny jazdy, ale za to sa to juz prawdziwe gory. No dooobra, Colorado czy Montana to nie jest, ale stoki sa znacznie wyzsze i rozleglejsze niz nasze najblizsze "pagorki". ;)

Chcialabym jeszcze kupic sobie nowe buty narciarskie, bo stare sa zle wyprofilowane i potwornie bola mnie w nich golenie. Poki jezdzilam 2-3 razy w roku (a przez kilka lat wcale), nie mialo to takiego znaczenia. W tym roku jednak, plan jest zeby jezdzic co 2-3 tygodnie, a tego moje golenie moga juz nie wytrzymac. ;) Takie zakupy nie moga jednak byc zalatwione moim ulubionym sposobem - internetem. Musze pojezdzic po sportowych sklepach, poprzymierzac, popasowac i wtedy cos wybrac. I zapewne przelknac bol portfela. ;) Jak narazie, brakuje mi na to czasu. Pewnie obudze sie tydzien przed planowanym szusowaniem. ;)

*

Musze tez koniecznie napisac, ze jestem niesamowicie dumna z Bi! Panie i Panowie, moje dziecko plywa samodzielnie, bez zadnych "rekawkow", gabek czy innych utrzymujacych na powierzchni wynalazkow! :) Wlasciwie to juz po wakacjach wiedzialam, ze Bi potrafi utrzymac sie na powierzchni, tylko ze nasz basenik jest niewielki, a w jeziorach Starsza plywala zawsze blisko brzegu. Nie bylam pewna jak poradzi sobie w basenie, w ktorym w zadnym miejscu nie dotyka dna. Zasygnalizowalam jednak instruktorce plywania, ze Bi potrafi utrzymac sie na powierzchni i stwierdzilam, ze niech sama zdecyduje czy Starsza jest gotowa na samodzielne plywanie.

Niestety, mijaly tygodnie, a Bi nadal plywala z "gabkami" na plecach. Przyznaje, ze jako matce, te gabki dawaly nieco komfortu psychicznego rowniez mi. Wiedzialam, ze gdyby Bi nagle stracila sily w polowie basenu, nie poszlaby na dno.
W koncu jednak sie lekko zirytowalam. Zapisalam przeciez dziecko na basen, zeby nauczylo sie plywac, a nie chlapalo dla zabawy! Pierwsze dwa poziomy to rzeczywiscie bylo oswajanie z woda, nauka koordynacji pracy rak i nog, itd. Na trzecim poziomie jednak, oczekiwalam faktycznego plywania. Wiem oczywiscie, ze to nie do konca tak, ze niczego sie nie ucza, bo na treningach cwicza prawidlowe style plywackie, na brzuchu oraz plecach, itd. Wydaje mi sie jednak, ze te gabki unoszace dziecko, wszystko psuja, bo mlody plywak przyzwyczaja sie, ze nawet jesli zatrzyma sie na srodku basenu, bedzie sie unosil na wodzie niczym korek. Krotko mowiac, nie musi sie bardzo wysilac.

W koncu stwierdzilam, ze musze cos z tym zrobic. Niestety, instruktorka Bi przechodzila z jednej  grupy do drugiej, nie wychodzac praktycznie z wody. Nie chcialam zas wywolywac jej z basenu kiedy miala pod opieka dzieci. W koncu jednak udalo mi sie ja dorwac i spytalam co mysli o tym, zeby Bi sprobowala plywac bez wspomagania. Dziewczyna oznajmila, ze no jasne, ze Starsza jest na to gotowa (a ja zazgrzytalam zebami, bo nie mogla sama wyjsc z inicjatywa?), szkoda tylko ze nasza rozmowa odbyla sie przed ostatnimi zajeciami w tej sesji... :/

(Wiem, zdjecie jest beznadziejne, ciemne i z daleka. Nie moglam podejsc blizej, bo pilnowalam Nika, ktory choc plywac nie chcial, co chwila zblizal sie niebezpiecznie do basenu... Musicie mi uwierzyc na slowo, ze to co tam sie z wody wychyla, to Bi i ze plynie samodzielnie :D)

Moze lepiej pozno niz wcale, ale troche zla jestem. Bi zmarnowala 5 tygodni, bo mogla niemal od poczatku plywac bez pomocy... Chetnie zapisalabym ja na kolejna sesje, zeby kuc zelazo poki gorace, ale sie waham. Kolejne tygodnie zahacza o okres bozonarodzeniowy i nie wiem czy w ogolnym zabieganiu potrzebny mi dodatkowy bol glowy. To po pierwsze. A po drugie, poniewaz juz ponad miesiac ja oraz dzieciaki nie mozemy sie doleczyc z uporczywego kaszlu (jakim cudem M. jest nadal zdrowy nie mam pojecia...) oraz kataru (to Nik), nie wiem czy basen pozna jesienia jest nam az tak wskazany... I chociaz ogolnie jestem za hartowaniem, to teraz sama juz nie wiem... Moze postawie na jakis inny sport, przynajmniej do nadejscia zimy, bo przeciez narty zblizaja sie wielkimi krokami i trzeba wykorzystac dobrze to czlonkowstwo w klubie. ;)

A przy okazji, napisze Wam tez dlaczego fajnie jest powierzyc trenowanie dzieci profesjonalistom. Bo wiecie, M. ostatnio zrzedzil, ze po co zapisywac Potworki na lekcje plywania, skoro sama moge ich pouczyc. W koncu plywac umiem. No umiem, chociaz wybitnego plywaka nigdy ze mnie nie bylo i nie bedzie. ;) Nie dam rady nauczyc dzieci porzadnych stylow plywackich, bo sama ich dobrze nie znam. Poza tym, trenerzy maja swoje sztuczki, ktorymi zachecaja dzieciaki do odpowiedniego ukladania ciala, na ktore ja nawet bym nie wpadla. Np. dla mlodszych dzieci sporym problemem jest koniecznosc zanurzania glowy pod wode. Jeszcze na poczatku ostatniego cyklu zajec, Bi rozpaczliwie wychylala glowe tak wysoko jak sie da. W przeciagu jednak 6 tygodni sesji, zaczela ja bez problemu zanurzac. A ostatnio pokazywala mi (na sucho) jak sie plywa kraulem i przechylajac glowe na bok, mruczala sama do siebie "...i sluchamy co mowia rybki w wodzie...".
To teraz juz wiem jak instruktorka przekonala ja do zanurzania uszu. :D

(A po treningu - wygrzewanie w jacuzzi)

*

Tak jak pisalam w ktoryms z ostatnich postow, w zeszlym tygodniu Potworki zaczely przynosic prace domowa. O ile Nik dostaje w poniedzialek pakiet do wypelnienia i oddania w piatek, o tyle Bi niestety dostaje prace domowa codziennie. Na szczescie poki co, oboje do lekcji siadaja chetnie i bez przymuszania. Dodatkowo niestety, Nik musi cwiczyc "snap words", czyli wyrazy ktore ma czytac odruchowo i bez literowania. Szybko sie przekonalam, ze z nikowa pamiecia ich rozpoznawania nie musimy cwiczyc w ogole. Wszystkie pamieta z cwiczen w szkole. Gorzej z cwiczeniem ich pisania. Nie to, ze nie umie, bo wychodzi mu calkiem ladnie, ale nie lubi pisac ten moj chlopczyk, oj nie lubi... ;)
Nik to jednak pikus przy tym co wyprawia Bi podczas cwiczenia czytania! Normalnie, za kazdym razem kiedy mam ja wolac do ksiazki, przygotowuje sie mentalnie na bitwe. Powinnam sobie wczesniej walnac "kielona" melisy w koncentracie, bo to, co moje dziecko wyprawia kiedy ma przegloskowac wyraz, to ludzkie pojecie przechodzi. Przeczytanie 3-4 zdan to mordega gorsza niz przy wykopkach! Takich intelektualnych... Chociaz musze przyznac, ze wychodzi jej to duuuzo lepiej niz kilka miesiecy temu, a przez wakacje cwiczylysmy bardzo niewiele...

Do tego dochodzi granie w matematyczna gre przysylana na kilka dni do domu i z 15-minutowej (jak twierdzi nauczycielka) pracy domowej, robi sie godzina. Ech... :/

*

W zeszla srode, w szkole Potworkow odbyl sie apel, na ktory zaproszeni zostali rowniez rodzice pierwszych klas, jako ze te klasy mialy przygotowany specjalny wystep.
Wychowawczyni Nika (a zeszloroczna Bi), nadal regularnie wysyla zdjecia i pisze co dzieciaki porabiaja. W przyszlym tygodniu rodzice sa zaproszeni do klas zerowkowych zeby razem z dziecmi poczytac oraz wykonac prace plastyczna, a pozniej zostac na Halloween'owej paradzie. Natomiast co sie dzieje u Bi, wiem tylko ze strzepkow informacji otrzymanych od corki. Czyli wlasciwie nie wiem nic. :)
Skorzystalam wiec chetnie z zaproszenia na apel, bo rodzice wpuszczani sa do szkoly tylko przy jakiejs okazji i... troche sie rozczarowalam. Okazalo sie bowiem, ze wystep (a wlasciwie piosenke) przygotowala jedna z I Klas. Reszta pierwszoklasistow, choc siedziala na podwyzszeniu, spiewala tylko refren. Nie mniej jednak, Bi byla zachwycona moja obecnoscia, zawziecie machala mi i przesylala buziaki i chociazby ze wzgledu na to, warto bylo przyjechac. A ze pracuje teraz 5 minut od szkoly, to wymknelam sie na pol godzinki i juz. ;)


Reszta dzieci siedziala po turecku na podlodze, w dodatku tylem do zebranych pod sciana rodzicow. Nik znalazl sie niestety po drugiej stronie sali, wiec widzialam tylko czubek jego blond glowy. ;)

Przy okazji powspominalam dawne apele z wlasnej szkoly podstawowej. Te hamerykanckie wypadaja jednak znacznie ciekawiej. ;) Nie wiem czy tak jest nadal w Polsce, ale wszystkie apele, na ktorych mialam srednia przyjemnosc bywac, odbywaly sie z okazji jakiegos patriotycznego swieta, byly wiec sztywne i co tu duzo ukrywac, nudne jak flaki z olejem. Pamietam, ze niesamowicie sie na nich nudzilam i cieszyl jedynie fakt, ze umykala choc czesc lekcji. ;) Apele w liceum byly jeszcze gorsze, bo urzadzane tylko wtedy, kiedy ktoras z klas cos przeskrobala. Dyrektor zwolywal wiec wszystkich na sale gimnastyczna po to, zeby na nas nawrzeszczec. I znowu, czlowiek cieszyl sie tylko, ze przynajmniej nie musi siedziec na matmie czy innej fizyce. ;)

Tutaj dzieci (oraz rodzice) musialy odklepac "Pledge of Allegiance", a pozniej zaspiewac stara, piekna patriotyczna piesn "My Country, 'Tis of Thee". Piesn ta zostala napisana w 1831 roku i jako ciekawostke dodam, ze jej melodia jest identyczna jak brytyjski hymn narodowy.
Po tym wstepie nastapila juz jednak glowna czesc. Szkola Potworkow co roku wybiera sobie jakis temat przewodni. Juz widze jak w Polsce bylby to rok Adama Mickiewicza czy jakiegos lokalnego biskupa. ;) Tutaj? Temat bardziej odpowiedni dla maluchow (przypominam, ze szkola miesci klasy od 0 do IV), mianowicie ze popelnianie bledow jest zupelnie normalne, a nawet potrzebne, bo tylko w ten sposob sie uczymy. Bi od poczatku roku powtarza mi srednio raz dziennie, ze "Mamo, it's ok to make mistakes, because that's how your brain grows". :D
Bardzo podoba mi sie takie podejscie. Cala piosenka pierwszoklasistow traktowala wlasnie o tym, ze mozna popelniac bledy, najwazniejsze jest, zeby sie starac, a wtedy wszystkiego pomalu sie nauczymy. Napisana zostala pod nute starego przeboju "Hit me with your best shot". Calej przerobki nie pamietam, ale poczatek brzmial: "Let's show all of our best work", a koncowka: "And grow our braaaains!". :D

Co jeszcze mi sie podoba w szkole Potwornickich, to nacisk na pozytywna samoocene, szacunek dla innych, ale tez bycie soba. Na poczatku apelu (a takze na poczatek kazdego dnia), po patriotycznych przysiegach, dzieci recytowaly cos na ksztalt kodeksu ucznia:

"I am a smart, special, valuable person,
I respect myself and I respect others
My words and actions are kind and honest
I accept only my best in all I do,
I am proud to be ME!"

[Jestem madra, wyjatkowa, wartosciowa osoba,
Szanuje siebie oraz innych,
Moje slowa oraz czyny sa dobre oraz szczere,
Wszystko co robie, wykonuje najlepiej jak potrafie
Jestem dumny/a z bycia MNA]

Czy nie swietne??? Ja, ktorej nauczycielka (stara wiedzma) w pierwszej klasie, zaraz na pierwszej lekcji, postawila 4 na szynach za krzywo napisana literke (i po tylu latach nadal pamietam te traume!), jestem zachwycona! ;)

Ha! A nie mowilam, ze wyjdzie tasiemiec??? :D

30 komentarzy:

  1. No i pięknie. Brawo dla Bi za samodzielne pływanie!
    Nik pewnie ma teraz taki etap z tym przestawieniem się na angielski. Pewnie niedługo wróci do polskiego. A co do apeli, to masz rację. Nie wiem jak jest teraz, ale u mnie w szkole też były same sztywne i patriotyczne. Nie licząc zakończenia roku szkolnego.
    A postawa jakiej uczą w Waszej szkole - rewelacja!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz... z tym wiekiem rodziców, to mam tak samo. Moi oboje mają po 57 lat, ale dla mnie też zatrzymali się w okolicach 40stki

      Usuń
    2. Masz racje. Jakos tak, odpukac, Nik zaczal ostatnio wiecej wtracac polskiego. Nie wiem tylko czy to moj upor wygral (watpie), czy przeszla mu ta "faza". ;)

      Usuń
  2. Mierzarka wymiata :) Inne teksty też.
    Z tym bieganiem Potworków po ogrodzie przypomina mi się sytuacja kolżanki, która była z córką w górach. W pewnym momencie córcia mówi do mamy: mamusiu usiądź tu odpocznij, a ja pobiegam i odpocznę. Szkoda tylko, że to później mija.
    Gratuluję sukcesów Bi w pływaniu. Ja żałuję, że nie potrafię i już raczej nie skorzystam. Chciałabym Tygrysa zapisać, ale póki co nie ma szans, bo wpada w histerię na sam widok basenu.
    I sto lat dla taty. Nasi ojcowie są rówieśnikami. Mój za dwa tygodnie kończy 60. Uwierzyć nie mogę.
    Apele... koszmar. Zwłaszcza, że śpiewałam w chórze i nijak nie mogłam się wypisać. Na próbach robiłam wszystko, żeby mnie wyrzuciła i nic. O ile w czwartej klasie to była zabawa, o tyle w ósmej solówka: Białowieża, Białowieża niejednego kryje zwierza, to obciach na całego.
    A ten kodeks... Rewelacja. Zapamiętam. Takie pozytywne wsparcie zawsze mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, padlam z tej Bialowiezy! :D

      Tygryskowi strach do wody moze z wiekiem minac. ;) Bi od naprawde malego lubila sie pluskac, natomiast Nik jeszcze w zeszlym roku, jako 3-latek, bal sie zanurzyc dalej niz do kolan. W tym roku juz szalal w basenie, jeziorze czy na plazy, niemal na rowni z Bi. Z lekcjami jednak cos nam nie wyszlo. ;) Mlodszy do dzis nie lubi zanurzac glowy, moze w tym problem. :)

      Usuń
  3. Jak zwykle teksty z gadulstwa dzieciaków musiałam przeczytać Krzyśkowi, nie mogłam inaczej :D

    A z rodzicami mam tak samo jak Ty z Twoim tatą :) Też mam wrażenie, że oni wiecznie mają 45 lat i potem jestem zaskoczona, gdy okazuje się, że większość mojego kuzynostwa jest w wieku 40-42 lata :D

    Gratuluję postępów Bi w pływaniu :) Ja co prawda kartę pływacką mam, "pływać" umiem (na krótkich odcinkach, bo potem się męczę), ale też nie podjęłabym się nauki dzieciaków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie! Ja jestem jedna z najstarszych wsrod mojego kuzynostwa i mam tylko jedna kuzynke powyzej 40stki. Ale M. jest z kolei jednym z najmlodszych i ma kuzynow ktorzy sa juz po 50-tce! :O
      Haha, mam tak samo z plywaniem. Karty nie posiadam, ale plywam bez trudu, tyle ze raptem dwoma stylami i na krotkie dystanse. Jestem zupelnie bez kondycji i w polowie dlugosci basenu juz zazwyczaj zaczyna brakowac mi tchu. ;)

      Usuń
  4. No tasiemiec a jak ;) Ale ja lubię!!!
    Podobny popełniłam kilka dni temu, a miałam tylko o kilku rzeczach wspomnieć. Hehe

    Powiadasz dwujęzycznosc ;) u nika to prawie trzyjezycznosc ;) mierzarka jakoś tak z rosyjskim mi się skojarzyła ;) Fajne są te Twoje potworki.
    Fajnie, że pielęgnujesz nasz język ojczysty. W sumie to nie masz wyjścia, jak chcesz aby kiedyś bloga przeczytali ;) Ale serio, to szacun wielki.

    Z profesjonalistami dla naszych dzieci jestem tego samego zdania. Co mówią rybki rozczuliło mnie. Dobry myk.
    Nasz Tymon chodzi od września dopiero na naukę pływania i wczoraj pierwszy raz został rzucony na głęboką wodę dosłownie. Mówił że było bardzo trudno, ale jara się. Głęboko i bez wspomagaczy. Jest wyzwanie. Dał jakoś radę. Brawa dla Bi!!!!

    Usmialam się z tego konika. Może Bo specjalnie wygoniła Maye ;)

    Apele, hm. Mnie się kojarzą z czymś wewnętrznym w szkole, dla rodziców to były jakieś akademir, występy itp. Nie wiem jak jest teraz, ale my już jesteśmy po pierwszym występie szkolnym z okazji ślubowania. Było całkiem miło i uroczyście.

    Wszystkiego dobrego dla Taty :) moi już mają trochę ponad 60, a ja już z 4 z przodu... To dopiero jest szok :)

    Co tam jeszcze. A, tak, tory przeszkód i bieganie bieganie i bieganie - tak tak, znam :) Cudowna jest ta ich energia.

    Z włoskami mam tak samo. Najpierw serce mi pękało że muszę ściac piękne kosmyki Tymusia, teraz sama ganiam go do fryzjera jak mu już jakieś kukuryku odrasta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... Zaczal sie sezon na czapki i zastanawiam sie czy nie skrocic Kokusiowi jednak wlosow u gory, bo za nazdym razem jak zdejmuje czape, cos, gdzies mu sterczy. ;)

      Tutaj tez apele sa zazwyczaj wewnetrzne. Ale jesli akurat ktorys rocznik ma osobny wystep, zapraszaja tez rodzicow, zeby mogli popodziwiac swoje pociechy. ;)

      Ciesze sie, ze mam takie wierne fanki mojej pisaniny! :D

      Usuń
  5. Ty to jestes niesamowita. Zazdroszcze tego talentu do tasiemcow :-)
    Ja jestem Polaczka - dobre :-) no i padlam o tym koniku.z reszta u mnie chlopcy tez ..a jak Misie zdechnie to mozemy miec dwa psy? No super...
    Wielkie brawa dla Bi za samodzielne plywanie. My koniecznie musimy zapisac na nie chlopcow przed kolejnym sezonem letnim. To moje postanowienie noworoczne :-)
    Leccie do Polski. Ja wiem, ze straca dosyc duzo szkoly, ale haloo.. to nie gimnazjum. Nadrobia spokojnie! Pozniej bedzie juz tylko trudniej.
    U Nas tez nie lubia jak sie bierze jakies niespodziewane przerwy w ciagu roku, ale myslisz, ze Irole tego przestrzegaja? Znajoma poleciala na Malage ( bo last minute znalezli oferte) I dziecka w szkole z dnia na dzien nie bylo tydzien. Poza tym juz dawni Was nie bylo na polskich smieciach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te tasiemce to tak same mi wychodza... :)

      Taaa... Dzieci "usmiercaja" swoje zwierzaki lekka reka. Az troche przerazajace to jest... :D

      Ja chcialabym zapisac przed latem na plywanie Nika, ale jak narazie on slyszec o tym nie chce. ;) A Bi tak spodobala sie gimnastyka, ze raczej tez nie bedzie chciala wrocic do plywania...

      Usuń
  6. Potworki jak zawsze cudownie gadają;)
    Tej szkoły to tak troszkę Wam zazdroszczę. Ja po swojej wychowawczyni z podstawówki też mam traumę i do tego stopnia baby nie cierpię, że jak ja zobaczyłam na ulicy to udałam, ze jej nie poznałam, niestety teraz z wychowawczynią A, też nie jest słodko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholercia, a myslalam, ze z Wasza wychowawczynia jednak sie ulozy. A tu im dalej, tym gorzej... :(

      Ja tez mialam okropna wychowawczynie w pierwszych trzech klasach. Wlasciwie to mialam do wychowawcow pecha, wszyscy byli niekompetentni i bez podejscia do dzieci/ mlodziezy. Ale ta pierwsza wiedzma byla najgorsza... ;)

      Usuń
  7. Jakie sliczne blondaski :) ich piekne glowki az "bija po oczach" :)
    Usmialam sie jak zwykle i dobrze, ze to zapisujesz- gdy dzieciaki to kiedys przeczytaja - koniecznie po polsku bedzie ubaw po pachy :)
    Czytajacwasze zmagania ze szkola, basenam wspominam moje i z przerazeniem zauwazam jakie mam"stare" dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, ze to co ja opisuje jako dla mnie "klopoty" z dzieckiem i frustracje, dla Ciebie to pikus i myslisz sobie "prawdziwe klopoty to zobaczysz kobieto za 10 lat". :D

      To prawda, ze gdzie nie pojda, Potworki sa zawsze "najjasniejsze". Szczegolnie, ze w ich szkole jest mnostwo skosnookich oraz hinduskich dzieci. :)

      Usuń
  8. Z tych haseł Potworków nie wiedziałabym czy się śmiać czy płakać ;) to super, że Bi pływa sama!! Właśnie po to są te lekcje, myślę że dobrze byłoby teraz kuć żelazo póki gorące i kontynuować to. Ale zrobisz jak będziesz chciała ;) co do przylotu do PL jeśli się da lecieć to czemu nie. Za rok bedzie gorzej, będzie więcej materiału do opanowania itp. Ja też w szkole nie lubiłam apeli, ale dobre było to że nie było lekcji. A powroty z sali gimnastycznej opóźnialiśmy ile się dało :) pozdrawiam z bardzo jesiennej i ponurej Polski. PS w Morskim Oku jest 20 cm śniegu!!! Aww :) buźki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jutro ma byc +12, ale od srody pomalu ochlodzenie i w kolejnym tygodniu podobno mamy miec kilka dni na minusie. :O

      Wiesz, ja tez chcialabym kuc to zelazo, tylko to juz nie jest zupelnie moja decyzja. Bi ma juz swoje zdanie. :) Pewnie, ze moglabym tupnac noga, ze to JA jestem dorosla i JA decyduje, ale chce zeby zajecia dodatkowe byly dla Potworkow przyjemnoscia. Dlatego tez nie zmuszam Nika. Mi chodzi tylko o to, zeby chcieli uprawiac jakikolwiek sport, ale jaki, to juz oni musza zdecydowac. Moglabym tez wozic Bi i na gimnastyke i na basen. Jestem pewna, ze by nie protestowala, tylko mi sie nie chce bawic w szofera. :D

      Usuń
  9. No wyszedł, wyszedł, ale Twoje tasiemce wchodzą gładko ;)
    Heh, mierzarka ;) Lila bardzo lubi z kolei jak Marcin używa metrówki, ale za Chiny nie może zapamiętać jej nazwy i też cuda wymyśla.
    Gratulacje dla Bi. Super. Eliza też chodziła na jazdy konne do doświadczonego trenera i widziałam jakie ma sposoby na dzieci w różnym wieku. To bardzo ważne.
    Moja Mama skończyła 60lat w maju. I mimo, że jakoś nie stanęła mi wiekiem gdzieś w miejscu, to bardziej mam problem z tym, że to już 60... Chciałabym, żeby jeszcze długo cieszyła się dobrym zdrowiem i była z nami jak najdłużej.
    Lila to nawet Miśka chyba czasami chciałaby wysłać na tamten świat... "A jak Misiek umarnie, to kupimy sobie kotka?"- mówione z nadzieją i radością w głosie :(
    Apele... Heh, dobrze, że już za mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Agata, ja bym jednak na ten ślub poleciała. Wiem, wiem- obowiązkowość, reguły, zasady itd... Są jednak sytuacje, kiedy warto jednak przymknąć oko. Pomyśl- musisz być jednak ważną osobą dla Twojej podopiecznej, skoro zaprosiła Was na tak ważny dla Niej dzień. Nie zrobiła tego zapewne przez grzeczność. Ona chce, żebyś tam była.

      Usuń
    2. Wiesz, to narazie bylo tylko takie "wstepne" zaproszenie. Oficjalnego jeszcze nie otrzymalam i nie wiem czy otrzymam. ;) Poza szkolnymi dylematami, to nie pociaga mnie tez za bardzo jesien w Polsce. ;)

      Powiem Ci, ze ja tez, wraz z ta 60-tka rodzicow (moja mama tez w maju ja skonczyla :D), tak jakos zaczelam myslec, ze kurcze, ledwie odchowam troche Potworki, a tu juz rodzicami trzeba sie bedzie zaopiekowac. Nagle dotarlo, ze chce czy nie, oni sie nieodwolalnie starzeja i az mnie cos dlawi na mysl, ze cos mogloby im sie stac. Takze, te role, rodzic - dziecko, zaczynaja sie odwracac... :(

      Usuń
  10. Zawsze zazdrościłam dzieciom dwujęzycznym, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, jak to musi być trudne do opanowania. Mam kuzynostwo, które od pierwszych lat życia mieszka w Niemczech i gdy przyjeżdżają, ledwo co mówią po polsku, w dodatku z niemieckim akcentem i wprowadzając niemieckie słowa. Nigdy nie pomyślałam, że rzeczywiście dla takich dzieci język polski staje się językiem obcym... Z tym, że Wy walczycie, a mój wujek i ciocia machnęli ręką i odkąd pamiętam, rozmawiali z dziećmi najczęściej po niemiecku. To jednak trudna sprawa.

    Czy Twoje dzieci na basenie złapały jakieś choroby skórne lub intymne? Wszyscy wokół mnie tak straszyli, że basen to samo zło, mnożąc przykłady osób, które chodziły na basen i dorobiły się tego i owego, że ostatecznie, zmożona bladym strachem, wypisałam dzieci :/

    Moi rodzice też mi się kojarzą ciągle z czterdziestką, inna sprawa, że moja mama wciąż ma 4 z przodu, ale za rok to się zmieni. Ale jakoś mi dziwnie na myśl, że się starzeją, choruję, nie lubię o tym myśleć.

    Widzę, że Wasza jesień faktycznie ciepła - czy mi się wydaje, czy Bi biega na krótkich spodenkach? ;) Zawsze mnie dziwiło, że w filmach amerykańskich, nawet na śnieg ludzie potrafią wychodzić boso i w piżamach, więc albo to mentalność taka, albo faktycznie tam jest cieplej ;)

    Lubię Twoje tasiemce :)

    Pozdrawiam,
    matka kaszubka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Bi lata na zdjeciu w sukience, z golymi nogami. ;) Rano miala rajstopy, ale potem zrobilo sie bardzo cieplo. W ogole jesien mielismy przepiekna - bardzo ciepla i bardzo sucha.

      Ale masz mlodziutka mame! Musisz byc najstarsza z rodzenstwa? ;) Ja bylam w sumie niewiele mlodsza od Ciebie, kiedy moja mama miala 49 lat. :)

      Nik chodzil na basen w sumie krotko, bo tylko 6 tygodni wiosna. Tej jednej lekcji jesienia nawet nie licze. ;) Bi jednak chodzila od marca do niemal czerwca, a potem od wrzesnia do prawie konca pazdziernika. Poza tym oboje zaliczyli kilka poblicznych basenow latem. W poprzednich latach tez. Odpukac, niczym sie nie zarazili. :)

      Dwujezycznosc to bardzo skomplikowana sprawa. Starsze dzieci moga sobie dwa jezyki jakos poukladac i rozdzielic sytuacje, kiedy mowia w jednym, a kiedy w drugim. Ale takie maluchy mowia po prostu tak, jak im najlatwiej. A niestety, kiedy ponad 6 godzin dziennie spedzaja otoczone wylacznie jez. angielskim, to ten jezyk zaczyna przewazac...

      Usuń
  11. Ladnie wam sie dzieci rozwijaja, fajnie jest.
    Ciekawa lektura, jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki Tarheel! Potworki to maluchy w sumie jeszcze. Ciekawe czy bedzie sie czym pochwalic za kilka lat. ;)

      Usuń
  12. Aż się cofnęłam do początku by potwierdzić, że nie masz o czym pisać ;) U nas niestety język polski poszedł totalnie w odstawkę, źle mi z tym, ale jednak Stefano w końcu ruszył z mową.
    Brawo dla Bi za samodzielne pływanie. My naszego nie możemy przekonać do wody (w sumie ja też nie potrafie pływać - kiedys koleżanka mnie podtopiła i od tego momentu boje się panicznie głębokiej wody).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj syn jak narazie tez kategorycznie odmawia powrotu na basen. Ale nie trace nadziei, ze w koncu sam zechce. Bede go probowala przekonac znowu wiosna, przed wakacjami.

      U Was jest z polskim duzo trudniej, bo Twoj maz jest Wlochem. U nas nie dosc, ze oboje rodzice sa Polakami, to jeszcze mamy na miejscu polskiego dziadka. Nie ma bata, cala trojka bombardujemy Potworki jezykiem polskim! :D A tak, jak widac, jedno mowi chetnie, drugie odmawia...

      Usuń
  13. Zupełnie abstrakcyjne dla mnie - ale za to niezwykle ciekawe, gdy to u Ciebie czytam! - są te kwestie językowe i dwujęzyczne :)
    Fajne masz te dzieci, no! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fajne, fajne... Udaly sie, co tu duzo mowic! ;)

      Usuń
  14. Ja akurat jestem świeżo po ślubowaniu i akurat u nas było bardzo wesoło, pewnie dzieciaki były w strojach galowych, kiedy był hymn musiały byćpoważne, ale ogolnie cała akademi była zabawna i było sporo wesołych piosenek :) Były zasady bezpieczenstwa, w tym ruch drogowy (tak, na ślubowaniu ;) no i kilka wierszyków o Polsce. Bez zbędnego patosu czy sztywniactwa :)
    Właśnie dojrzewam do myśli, że muszę zapisać Martyśkę do szkoly językowej, niestety moj angielski zatrzymal się całe lata temu i nie będę jej w stanie pomóc. Pewnie w tym momencie to żaden problem, w końcu dopiero I klasa ale nie zmienia to faktu, że w końcu mogę sobie z pewnymi rzeczami nie poradzić, a jak bedzie szla na bieżąco to teżjej bedzie lżej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, ze taki luzne mieliscie to slubowanie! Tutaj nie ma czegos takiego jak pasowanie na przedszkolaka czy slubowanie ucznia, a szkoda. W ogole stwierdzam, ze w przedszkolach i szkole, praktycznie nie ma takich wystepow dla rodzicow. Moze beda w starszych klasach, ale narazie nic. Potworki mialy tylko wystepy na zakonczenie przedszkola, a Bi w przedszkolu na Thanksgiving oraz na zakonczenie zerowki. Domyslam sie, ze na zakonczenie zerowki i Nik bedzie mial przedstawienie, ale czy Bi na koniec I Klasy tez, tego nie wiem. :)

      Usuń