Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 31 marca 2017

Tasiemcowato o wywiadowkach, weekendzie, codziennosci...

A wiecie, ze za dwa tygodnie z hakiem Wielkanoc?! Ja niby mam date zakodowana w mozgownicy, a dopiero wczoraj dotarlo do mnie, ze to juz zaraz! :O Nie mam zupelnie planu na swiateczne sniadanie ani obiad (bo ciotka M. oraz chrzestny Potworkow raczej wpadna po poludniu), nie mam upominkow dla dzieci od "Zajaczka", nie mam farbek do jajek. Nie mam nawet wolnego Wielkiego Piatku. ;) To jednak nie problem, bo planuje wziac pol dnia wolnego i juz. Jakos sie to ogarnie. :) Dzieciaki beda mialy tydzien przed Swietami wolne (ferie wiosenne). M. sie nimi zajmie rano, a ja bede wychodzic z pracy wczesniej. Wieczory beda wiec dluzsze na porzadki oraz pichcenie.

A tymczasem (borem-lasem) juz ponad tydzien temu zaliczylam druga (i ostatnia) wywiadowke w szkole Bi. Otrzymalam rowniez kolejny raport (znaczy ten sam, tylko z "ocenami" dodanymi za drugi semester :D). Tym razem pstryknelam fotke jego glownej czesci. Moze dzieki temu latwiej bedzie Wam zrozumiec o czym pisze i dlaczego zawsze ciezko mi okreslic, czy wypisana lista to "zdolnosci" czy "zadania", bo zdecydowanie nie sa to przedmioty. :)


Z dwoch niewidocznych stron, pierwsza to krotkie, opisowe sprawozdanie postepow dziecka, napisane przez wychowawczynie. Na ostatniej stronie zas sa "oceny" oraz opisy postepow od dodatkowych nauczycielek: w-fu, plastyki oraz muzyki. Tylko od nauczycielki hiszpanskiego jak narazie nie dostalam zadnego sprawozdania.
Rok szkolny podzielony jest tu na 3 semestry, co widac w rubryczkach. Obecny raport jest za semester drugi, trwajacy od polowy listopada, a wiec dwa okienka w kazdym rzedzie maja oceny. Mozna porownac sobie czy dziecko zrobilo postepy, czy stoi w miejscu. Trzecie okienka sa puste. To miejsce na wyniki koncowe, ktore przyznane zostana w czerwcu. Jak widac, narazie nie ma takich typowych ocen (nawet nie wiem od ktorej klasy one wchodza), tylko B (od below, czyli ponizej), N (od near, czyli blisko), M (od meets, kiedy dziecko wykazuje poziom wymagany dla tej klasy oraz semestru) oraz E (exceeds, kiedy dziecko przewyzsza poziom dla danej klasy). O tych "ocenach" juz chyba wczesniej pisalam. :) Nie zrobilam zdjecia ostatniej strony raportu, wiec jako ciekawostke dodam tylko, ze Bi, E (exceeds) otrzymala na drugi semester tylko z plastyki oraz muzyki. Typowe. ;)

Wlasciwie to tym razem niewiele z tej wywiadowki wynioslam. Nauczycielka miala 20 min dla kazdego rodzica, mowila wiec szybko i polowa uleciala mi z glowy jak tylko wyszlam z klasy. ;) Na poczatku, Bi zaprezentowala swoje zdolnosci czytelnicze, ale bylo oczywiste, ze ksiazeczke ta czytala juz wczesniej i to zapewne pare razy. Nie wiem wiec czemu mialo sluzyc to przedstawienie. ;) Poza tym, nauczycielka przeprowadza z dziecmi testy, glownie z rozpoznawania glosek oraz wpisywania odpowiednich liter w puste miejsca wyrazow. Z jednego z podobnych testow Bi otrzymala prawie maksymalna ilosc punktow, z innego ponad polowe, wiec chyba zle nie jest. Niestety, wg. wychowawczyni, Bi powinna juz lepiej czytac. Dziwne mi sie to wydalo, bowiem na samym poczatku wywiadowki, Starsza plynnie przeczytala podana ksiazeczke, a po chwili slysze, ze czyta slabo. :D Chodzi jednak o to, ze pod koniec drugiego semestru (w pierwszym sie tego nie ocenia), stopien umiejetnosci czytania ocenia sie na C, D lub E. Tak naprawde chodzi tu o poziom ksiazeczek. Bi potrafi przeczytac proste teksty z maksymalnie dwoma zdaniami na strone, gdzie czesc wyrazow zna na pamiec, a reszty moze domyslic sie z obrazkow. To jest wlasnie poziom C. Wychowawczyni chcialaby jednak, zeby potrafila ona przeczytac juz ksiazeczki z dluzszym tekstem, gdzie dziecko musi probowac fonetycznie odczytac wyraz. Na tym poziomie Bi raczej jeszcze dlugo nie bedzie. ;)

W kazdym razie, Bi dostala "zaproszenie" na 3-tygodniowy "oboz" wakacyjny, zeby podciagnac to czytanie. ;) Tak naprawde to rodzaj polkoloni, bo zajecia beda sie odbywac od poniedz. do piatku od 8:15 to 12:15. A ja mam zagwozdke. Oboz kosztuje grosze, wiec chcialabym Bi tam poslac, czemu nie? Napewno jej to nie zaszkodzi, a moze pomoc. M. moglby ja zawozic i odbierac. Tylko, ze u M. w pracy wszystko zmienia sie tak gwaltownie, ze niewiadomo czy zostanie do wakacji na drugiej zmianie... A formularz informujacy czy zapisuje dziecko, czy nie, musze wyslac do 7 kwietnia... Bi, poniewaz potrzebuje pomocy, ma miejsce zaklepane, ale podobno jest dluga lista oczekujacych, gdzie rodzice po prostu chca poslac dziecko na dodatkowe zajecia latem, dlatego szkole zalezy na szybkiej odpowiedzi. Dla mnie to niepojete, zeby psuc dziecku wakacje w ten sposob, ale to temat na inny czas... ;)
Mysle, ze Bi zapisze, a jak cos sie zmieni i nie bedzie mogla uczeszczac na te zajecia, to najwyzej zrezygnujemy i stracimy po prostu ta fortune w formie $25. ;)

Poki jednak co, postanowilam nie marnowac czasu i skoro tutejsza szkola ma az takiego hopla na punkcie czytania, ze wysyla na niejako korepetycje moje niespelna 6-letnie dziecko, zaczelam cwiczyc z Bi czytanie w domu. Wczesniej zupelnie nie wydawalo mi sie to konieczne. Teraz jednak zamowilam serie ksiazeczek, narazie na poziomie, na ktorym jest Bi. I czytamy. Codziennie przynajmniej dwie. Na szczescie Potworki sa od malego obeznane z ksiazkami. Bi sama sie do czytania rwie i chce wiecej i wiecej. Mam nadzieje, ze kiedy oslucha sie z tymi najprostszymi tekstami i zacznie rozpoznawac lepiej fonetyke, za 2-3 miesiace przejdziemy na kolejny poziom.

Ech, mowie Wam, nie spodziewalam sie, ze czeka mnie to juz w tym roku... ;) Pamietam jak dzis cwiczenie czytania z moimi dawnymi podopiecznymi. A teraz przyszla kolej na moja wlasna corke. Tyle, ze tamte panny zaczynaly nauke czytania w wieku 7 lat, w pierwszej klasie i bronily sie przed nia rekami i nogami. Ile bylo przy tym placzu i negocjacji, tylko ja i one wiemy. ;) Bi ma lat zaledwie 5, jest w zerowce, ale bardzo CHCE czytac. Chociaz tyle...

Ponizej przedstawiam probke pisania Starszej. Na to nie ma az takiego nacisku, chociaz cwicza w szkole duzo. Efektem jest np. ponizsze "dzielo".


Te zamazania, to nasze nazwisko, ktore Bi umiescila przy kazdym z czlonkow rodziny. :) Ponizej naszych imion, mozecie podziwiac tekst: "I like you family. Best family ever". Jak widac, fonetyka nadal lezy i kwiczy. ;) Klania sie tez chyba to, ze Bi ma bardzo niedbala wymowe. Sama mamrocze byle jak, wiec ciezko jej wysluchac jaka gloska powinna byc w danym wyrazie. :)

Dzis zas, czeka mnie wywiadowka u Nika. Tutaj raport bedzie dopiero na koniec roku, ale ciekawa jestem czego sie dowiem o mlodszym gagatku. Jezeli dowiem sie czegokolwiek, bowiem, juz tradycyjnie, otrzymalam formularz do wypelnenia przed wywiadowka. Pytania sa w stylu "Jestem dumna z tego jak moje dziecko..." lub "Moje dziecko potrzebuje popracowac nad...". :D Coz, moge wypelnic, tylko ze to sa rzeczy ktorych ja chcialabym dowiedziec sie od nauczycielki, a nie odwrotnie. Dobrze wiem, co moje dziecko potrafi, a z czym zmaga sie w domu. Bardziej interesuje mnie, jak radzi sobie w przedszkolu. W przyszlym tygodniu napewno zdam relacje, czy dowiedzialam sie czegos odkrywczego. ;)


Ajajaj, juz sie robi tasiemiec, a tu jeszcze tyle watkow do podzielenia sie zostalo! :)


W poprzedni weekend mielismy okazje zasmakowac oslawionej, angielskiej pogody. ;) Od piatku po wtorek, chmurzylo sie, padalo, mzylo i  tak na zmiane.  W dodatku slupek rteci uparcie utykal na maksymalnie pieciu stopniach. Paskudnie bylo i juz. ;)  Zastanawiajac sie co poczac w weekend z dziatwa, przy tak malo zachecajacej aurze, jak pisalam w poprzednim poscie, pod wplywem impulsu zakupilam bilety na "Piekna i Bestie".
To jednak na niedziele, a co poczac w sobote? Rano oczywiscie basen z Bi, ale co dalej? Mnie przy takiej pogodzie zawsze ciazy glowa, a Potworki nie dosc, ze znudzone, sa chyba meteopatami po matce, wiec klocili sie, wrzeszczeli i przepychali jak malo kiedy...
W koncu maz rzucil haslo, na ktore z watpliwosciami, ale przystalam i wybralismy sie do przybytku niezdrowego zarcia, potocznie zwanego Mac'iem. :) Na szczescie jezdzimy tam tak "czesto", ze Potworkom to miejsce nie kojarzy sie zupelnie z jedzeniem. Mimo tego, kupilismy im po zestawie dla dzieci, bo po zobaczeniu w gablotce zabawek, nie odpusciliby. ;)
A z czym przede wszystkim kojarzy sie moim dzieciom McDonald's? Z malpim gajem! ;) W biegu chwytali gryzek czegokolwiek lub lyczek picia i juz ich nie bylo. Nawet zdjecia ostrego nie dalo sie zrobic. ;)


Chociaz jest na nim gwozdz programu, czyli gigantyczna zjazdzalnia. To byl wlasnie cel naszego wyjscia. Miejsce, gdzie w brzydka pogode dzieciaki moga sie wyszalec i to za darmo. ;)

Wracajac do "Pieknej i Bestii". Nie wiem ile z Was wybiera sie na ten film, ile juz moze bylo? Bi wspominala mi o nim jeszcze przed premiera i obiecalam, ze pojdziemy. To niesamowite, ze wplyw rowiesnikow dziala juz w tak mlodym wieku. Bez kolezanek z klasy, Bi nie wiedzialaby nawet, ze jakis film wchodzi do kin. Pomijajac jednak nagabywania corki, przyznaje, ze ja sama mialam na niego ochote. ;) Mimo, ze kiedy wersja animowana wchodzila do kin, bylam zdecydowanie przy gornej granicy wiekowej kiedy jeszcze interesuje sie kreskowkami, z miejsca zakochalam sie w tej historii. Poza tym mam duzo sympatii dla odtworczyni glownej roli w wersji filmowej, ze wzgledu na jej wieloletni staz jako Hermione Granger ("Harry Potter", dla niewtajemniczonych). ;)
Planowalam co prawda wybrac sie na dlugo po premierze, kiedy tabuny ludziskow znikna z kin. Przyszedl jednak weekend z paskudna pogoda, a dodatkowo uswiadomilam sobie, ze kolejne trzy mamy zajete i stwierdzilam, ze czemu by w sumie nie wybrac sie wczesniej? Jedyna trudnoscia okazalo sie zakupienie dwoch biletow  z miejscami obok siebie, ale sie udalo. ;)
W sumie to fajnie miec corke, z ktora mozna sie wybrac na takie "babskie" filmy. M. na wzmianke tylko pogardliwie prychnal. Co prawda przynajmniej dwie kolezanki z pracy (bezdzietne) poszly na seans z mezami i ci ostatni podobno nie narzekali, wiec moze tylko moj pozuje na takiego maczo? ;) Wzielabym do kina tez i Kokusia, ale nie ludze sie, ze przez dwie godziny wysiedzi w miejscu i w ciszy. ;)

W kazdym razie poszlysmy, zobaczylysmy i czuje... nie, nie do konca bym to nazwala rozczarowaniem. ;) Film wizualnie jest przepiekny, bez dwoch zdan. Niby wiem, ze zamek, las i cala pozostala sceneria to makiety, ale az szkoda, naprawde, bo pieknie im to wyszlo. ;) Fabule znalam juz wczesniej, wiec tutaj wiedzialam czego sie spodziewac. Co wiec mi nie podpasowalo (tak juz mam, ze zawsze cos mi nie podpasuje ;p)?
Na poczatek piosenki. Omatkoicorkojaciepitole, ilez mozna spiewac?! Juz w oryginale bylo tego za duzo, a tutaj, zamiast obciac, jeszcze dodali! ;) Polowe filmu aktorzy spiewaja, no dajcie spokoj! Juz widze, ze raczej nigdy nie zostane fanka opery... ;)
Poza tym, w Polsce zapewne film jest dubbingowany, ja zas ogladalam go w orginale. Wiekszosc aktorow to Brytyjczycy, wiec momentami mialam problem ze zrozumieniem akcentu. Kwestii "zegara" (nie proscie mnie o prawidlowe zapisanie jego imienia) bardziej sie domyslalam. ;) Do tego, aktor podkladajacy glos za Lumiere (swiecznik, jakby kto nie wiedzial), a ktory wiem, ze nazywa sie Ewan McGregor (chociaz dla mnie na zawsze pozostanie Obi-wan Kenobi, po jego roli w Gwiezdnych Wojnach :D) mowil z koszmarnym, udawanym, francuskim akcentem. ;) Tu jednak musze wybaczyc tworcom, bo to nie ich wina, ze nie mam wystaczajaco muzykalnego ucha, do plynnego wylapywania obcych akcentow. ;) Tylko, cholera, malo maja amerykanskich aktorow?! Cale Hollywood czeka, a oni sciagaja Anglikow, no! :D
A na koniec, kiedy aktorzy odtanczyli (oraz odspiewali) juz swoje i pojawily sie napisy koncowe, naszla mnie mysl, ze wszystko ladnie-pieknie, maja zyc dlugo i szczesliwie, bla bla bla... A tak naprawde, za pare lat znudzony Ksiaze wroci do swoich starych nawykow i zacznie zdradzac malzonke na prawo i lewo. Ona zas, zateskni za jego potezniejsza, "zwierzeca" wersja, zamiast uglaskanego ksieciula i ucieknie w ramiona takiego Gaston'a. I tyle z pieknej basni...
Zycie juz dawno oduczylo mnie romantyzmu, a na jego miejsce wpoilo brutalny realizm (szczegolnie jesli chodzi o zwiazki) i niechybnie sie starzeje... :D


A tak poza tym, kwiecien czeka mnie intensywny. Jutro urodziny kolegi z klasy Nika, w niedziele sniadanie w remizie strazackiej, w srode kolejne spotkanie "zerowkowe". Nastepnie kolejne urodziny, tym razem coreczki mojej kolezanki z pracy. Potem ferie wiosenne Potworkow, ktore tez namieszaja w grafiku, Wielkanoc (tutaj to tylko 1 dzien, wiec nawet nie odpoczne...), dwudniowy audyt w pracy, ktory mam poprowadzic... Pod koniec miesiaca, Kokus ma tez zalegle szczepienia, niezbedne przy zapisie do zerowki. Do tego, rozpoczela sie rekrutacja do polskiej szkoly, a klub, gdzie Bi chodzi na basen, zaczal rejestracje na sesje wiosenna, na ktora chce zapisac oboje Potworkow. Co prawda i basen i polska szkola, to kwestia wypelnienia formularza oraz uiszczenia oplaty, ale mimo wszystko ten formularz oraz czek trzeba wypisac i jeszcze doslac/dowiezc w odpowiednie miejsce, itd. Gdzies w ten szalony kwiecien, chcialabym tez wcisnac zamowienie Bi przyjecia, ktore chce urzadzic w miare blisko jej faktycznych urodzin, czyli na poczatek maja. Druga polowa kwietnia to tez czas, zeby przekopac ogrodek warzywny i zaczac sadzic. Oraz czas na poprzesadzanie innych roslin... A po drodze pewnie wyskoczy jeszcze setka innych, nieplanowanych spraw...

Czy mozna gdzies kupic pare deko sil oraz energii? Przydalyby sie... :D

Milego weekendu!

18 komentarzy:

  1. Tradycyjnie dzieje sie u Was ;) pociesze Cie, ze z czasem bedzie spokojniej, inaczej.Czytajac o twych planach zmeczylam sie ;)
    swoja droga jestem pod wrazeniem wymogow hamerykanskiej szkoly- w Niemcowie zabawa, zabawa i luz...a potem zgrzytanie zebow.
    my swieta spedzimy w drodze- w niedziele wracamy do domu- bo nawet nie chce ryzykowac powrotu w poniedzialek :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszac to, nie wiedzialam, ze jeszcze dodatkowo namiesza mi sie z praca. Do tego wszystkiego, musialam dodac poszukiwania nowej. :(
      Mam nadzieje, ze w tutejszej szkole bedzie odwrotnie: najpierw zgrzytanie zebow, a potem luzik. ;)

      Usuń
  2. Jesli chodzi o czytanie to my mamy taki folder " sharing reading" I codziennie mamy do przeczytania inna ksiazeczke. A teraz doszla druga, zeby Starszak probowal wlasnych sil. Z tym obozem to zapisz Bi... u Nas ferie dwutygodniowe na Wielkanoc, ale mi to na reke. Nie bede musiala na leb , na szyje chlopakow zawozic I w biegu robic obiad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na szczescie nie musimy prowadzic listy przeczytanych ksiazek, ale przy kazdej okazji jestesmy wypytywani czy czytamy dzieciom, jak czesto i jak dlugo. Czasem ocipiec mozna! ;)

      Usuń
  3. Ja też mam wrażenie, że oni z tym czytaniem trochę przesadzają. Ja czytać uczyłam się w zerówce na zasadzie zabawy, na poważnie w pierwszej klasie mając 7 lat i jakoś czytać umiem :)

    Ja też niby wiem, że Wielkanoc za dwa tygodnie, ale co chwilę się łapię na myśli, że to JUŻ :)

    A Piękną i Bestię mam w planach obejrzeć, ale to już w domu, jak wejdzie do ogólnego obiegu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo. Cos tam zaczynalam jako 5-6latka, ale powaznie nauczylam sie pisac i czytac w pierwszej klasie. I co? Mature zdalam, na studia poszlam... ;)

      Usuń
  4. Przesadzają z tym czytaniem jak nic :) no ale co kraj to obyczaj i co szkoła to co innego.
    Ja dopiero zaczęłam robić kartki na Wielkanoc..
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie. Co kraj to obyczaj. W dodatku to sie caly czas zmienia i nie zdziwie sie, jesli moje wnuki (zakladajac, ze ich doczekam) beda sie uczyc czytac majac lat 10! :D

      Usuń
  5. Ja w Wielkanoc jeżdże po rodzinie więc mam wywalone na gotowanie ;p Właśnie mnie olśniło i kartki wyślę w przyszłym tygodniu, może nie będzie za późno jeszcze i dojdą do świąt. O prezentach na zajączka wcale nie myślalam, muszę chyba jakiś rekonesans zrobić po familii, co dla kogo.
    Tyle u Ciebie się dzieje, że mam wrażenie, że prowadzę totalnie nudne zycie :D Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E, gdzie tam. U nas niby duzo sie dzieje, ale to takie zwykle, codzienne "dzianie". Nic wyjatkowego. ;)

      Usuń
  6. Łał, ile się u Was dzieje - troszeczkę zazdroszczę. U nas ostatnio może nie nudno, ale monotonnie.

    Też sobie niedawno uświadomiłam, że lada moment będzie Wielkanoc. Nie mam prezentów, nie mam pomysłu na menu (poza ulubioną zapiekaną białą kiełbasą), nie mam większych planów. Ale mam umyte okna, he he he. A mycie okien bardzo kojarzy mi się z Wielkanocą ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja okna myje tutaj maksymalnie raz do roku, wiec przestalo mi sie to kojarzyc z jakimikolwiek Swietami. ;)

      U nas dzieje sie sporo, ale takich zwyczajnych, "dzieciowych" rzeczy. Zadnych fajerwerkow nie ma. ;)

      Usuń
  7. Intensywnie widzę :)
    Ja chętnie też trochę energii zakupię... mega ciężki czas u mnie, w pracy i ogólnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w pracy tez atmosfera ostatnio byla trudna. Ale trudna w sensie przygnebiajaca, przykra... Jesli o robotke chodzi, to zamiast energii przydalaby mi sie stabilizacja...

      Usuń
  8. Do przedszkola na wywiadówki chodzę ja a do szkoły MąŻ i jakoś średnio mi je relacjonuje;) Więc szczerze mówiąc nie wiem jak to jest w angielskiej szkole;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas "edukacja" dzieci to wylacznie moja dzialka. I nie powiem, nawet mi to pasuje. Chyba mam problem z odpuszczeniem kontroli. :D

      Usuń
  9. ojjj sporo mam do nadrobienia...
    Jakby cos - wróciłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, troche sie uzbieralo... ;)

      Ciesze sie, ze powrocilas!

      Usuń