Zaczynam sie zastanawiac, czy w ogole kontynuowac te 6-miesieczne podsumowania... Odkad Bi ukonczyla 4 lata, jej rozwoj przebiega tak subtelnie i plynnie, ze trudno uchwycic jakies konkretne przelomy... Przeczytalam podsumowanie z maja i wlasciwie niewiele moge do tej listy dodac.
Niby jednak to fajna pamiatka, wiec moze warto jednak wysilic szare komorki. ;)
Jedna z moich ostatnich obserwacji jest to, ze Bi praktycznie przestala bawic sie zabawkami. Czasem wyciagnie swoja kolekcje konikow/kucykow, albo domek dla lalek, ale tak naprawde porozstawia to wszystko na srodku pokoju i idzie do "ciekawszych" zajec. W odstawke poszly rowniez puzzle oraz planszowki.
A jakie to te ciekawsze zajecia?
Rysowanie, malowanie, play-doh, ogolnie prace plastyczne. Ale nie kolorowanie. Za kolorowankami Bi az tak nie przepada.
Kolejnym ukochanym zajeciem jest pisanie. Bi uwielbia po prostu kiedy ktos literuje jej wyrazy, a ona je zapisuje. Musze przyznac, ze czasem musze sie ugryzc w jezyk, kiedy do znudzenia slysze "Mamooo, a jak sie pisze...". Wiem, ze to dla niej dobre cwiczenie, wiec literuje, literuje, literuje... ;)
Zauwazylam zreszta, ze jak jeszcze na poczatku roku szkolnego, Bi zapisywala wiekszosc wyrazow duzymi literami, teraz pomalu zaczyna zapamietywac ich male formy. Niestety, jeszcze w przedszkolu, zaczynano nauke pisania od wlasnego imienia, wiec uczono dzieci, zeby zaczynaly od duzej litery, a potem kontynuowaly malymi. Efektem jest, ze Bi zaczyna kazdy wyraz w zdaniu z duzej litery. Brawo przedszkole! :D
Nadal mozolnie cwiczymy wyrazy, ktore Bi ma rozpoznawac odruchowo. Ostatnio robimy to przez wspolne czytanie. Ja czytam ksiazeczke, ale napotykajac na znajome wyrazy, wskazuje je palcem i prosze corke, zeby je przeczytala. Ciekawe, ze can zawsze odczyta bezblednie, na like lekko sie zajaknie, ale rozpozna, natomiast prosciutkie to lub is zawsze, ale to zawsze sprawiaja jej klopoty. Nie moze ich zapamietac i juz. ;)
A jak calosciowo radzi sobie w szkole, tego nie wiem. Ale sie dowiem. Juz za tydzien wywiadowka. ;) U Nika zreszta tego samego dnia.
Zauwazylam, ze Bi bardzo garnie sie do swoich szkolnych kolezanek, ale troche od nich odstaje... i to nie pod wzgledem jezykowym. Kocham Bi i dla mnie jest i zawsze bedzie najcudowniejsza, ale obiektywnie patrzac, jest rowniez glosna i tryskajaca nadmiarem energii, zywiolowa i pelna entuzjazmu, taka troche wariaciuncia. A obserwowane przeze mnie dziewczynki (mam wglad zaledwie na dwie), sa bardziej stonowane i zabawy przez nie wymyslane, nie wymagaja biegania w kolko z dzikim wrzaskiem (ulubiona "gra" Bi). Na poczatku troche mnie to niepokoilo, dopoki nie odkrylam, ze tamte pannice sa starsze. Jedna ma juz skonczone, a druga na dniach konczy 6 lat. Kolejne dzieci "przetrzymane" w przedszkolu dodatkowy rok... Zabawne, jak to jednak rzuca sie w oczy. Pozostaje mi wiec czekac, az Bi sama nieco spowaznieje. ;)
Z dodatkowych obserwacji, to Bi ostatnio bardzo zle znosi zmiany. Nie wiem gdzie jest tego zrodlo... Zawsze byla sklonna do dramatyzowania, ale nigdy wczesniej nie zaobserwowalam takiego zachwiania poczucia bezpieczenstwa.
Przyklady?
Jedna z zalet nowej pracy M. mialo byc to, ze Bi nie musi zostawac rano w swietlicy. Nie zostawala tam jakos super chetnie, ale poza poczatkowa adaptacja, obywalo sie bez placzu. Myslelismy, ze fakt, ze moze rano sie wyspac, zjesc sniadanie w domu i nawet sie chwilke pobawic, ja ucieszy. Tymczasem Bi co rano w szkole placze, a przez weekend otwarcie mowila, ze wolalaby zostawac jednak w swietlicy, a nie isc od razu do klasy. :O
Wydaje mi sie, ze ona potrzebowala z rana takiego powolnego wdrozenia sie w "zycie" szkolne. Najpierw cichutko zjadala siadanie, siedzac samotnie przy stoliku w najdalszym katku, potem pomalu sie rozruszala, zaczynala bawic i na lekcje szla juz w pelni dobudzona. A my brutalnie pozbawilismy ja tego czasu przejsciowego miedzy domem a zajeciami. ;)
O ile jednak problem z porannym zostawaniem w szkole, moge sobie jakos wytlumaczyc, to juz placzu kiedy wracamy ze sklepu inna droga, juz nie pojmuje. Ostatnio Bi potwornie panikuje kiedy jedziemy droga, ktorej nie zna. M. zna wiele takich bocznych ulic oraz drozek. Osobiscie lubie z nim jechac droga ktorej nie znam, albo gdzie dawno nie jechalam, popatrzec na mijane domy, parki, itd. A Bi? Zaczyna plakac!
Dlaczego tedy jedziemy?! Ona nie zna tej drogi! Nie chce nia jechac!
I to nie byl jednorazowy wybryk, ona tak ma ostatnio za kazdym razem! :/ Nie mam pojecia skad to sie wzielo...
Podejrzewam, choc moge sie mylic, ze Bi za duzo miala ostatnio zmian. W przedszkolu byla tylko rok, przez wakacje chodzila do niani, po czym zaczela zerowke. Duza szkola, z wieloma starszymi dziecmi, ja z lekka przeraza. Teraz jeszcze zmienila jej sie pora kiedy przyjezdza do szkoly. Dodatkowo nagle wieczorami nie ma taty w domu...
Moze dla 5-latki to sporo? Nie dowiem sie, Bi mi tego nie wytlumaczy, ale mam nadzieje, ze sama sie z czasem uspokoi...
Co sie za to nadal nie zmienilo, to strach przed robactwem. Mamy akurat jesien i wszelkie stworzenie ciagnie do domu. Do tego w tym roku opanowala nas jakas plaga biedronek. Tych azjatyckich, niby gryzacych (nas jeszcze zadna nie uzarla). Wlaza ich do domu doslownie tuziny. Na nie jednak Bi az tak nie zwraca uwagi. Za to na widok pajaka, zuka czy pluskwiaka (nie mylic z pluskwa, pisze o czyms bardziej przypominajacym duzego zuka na dlugich nogach), zwiewa z wrzaskiem. Nieustannie musze wiec lazic z laczkiem i ubijac nieproszonych gosci. ;) Jestem w stanie zrozumiec strach przed wiekszymi okazami, ktorych nie brakuje. Te, sama traktuje kapciem wzdrygajac sie przed chrzeszczacym odglosem zgniatanego pancerzyka chitynowego. Bleee... Ale nieraz Bi leci z przerazeniem w oczach i wrzeszczy wielkim glosem: "PAAAAAJAAAAK!". Lece ratowac dziecko przed potworem, a tu... malenstwo niewiele wieksze od glowki od szpilki... :D
Brak zmian rowniez w stosunkach Bi z bratem. Sa momenty, gdzie pieknie sie z Nikiem bawia, dziela zabawkami, slodyczami, itd. Mile sa to chwile, ale niestety krotkotrwale. Bi lubi rzadzic i kazdy przejaw niesubordynacji usiluje zdusic w zarodku. Sila. Fizyczna najczesciej. ;) Tlucze wiec Nika, szarpie, wrzeszczy na niego, a na reprymendy rodzicow tlumaczy, ze skoro on sie jej nie slucha, albo nie chce sie z nia bawic, to o co nam w ogole chodzi? Rzeczywiscie logiczne powody, zeby sprawic bratu manto. ;)
Poza tym, niestety, bardzo czesto dokucza Kokusiowi, ot tak, dla zabawy. To normalne wsrod rodzenstwa, wiem, ale czasem nie moge uwierzyc ile w takiej malej dziewczynce moze byc pokladow zlosliwosci...
My - rodzice, otrzymujemy podobna dawke tej ciemniejszej strony osobowosci Bi. Jest krnabrna i pyskata. Potrafi patrzec ci prosto w oczy i robic na przekor lub igonorowac twoja prosbe. Siadanie na ziemie w gescie buntu (to najczesciej kiedy odmawiam pojscia po szkole na plac zabaw) i ryk ile sil w plucach rowniez jest na porzadku dziennym. ;)
Podsumowujac. Mam wspaniala coreczke. Najczesciej wesola, zywiolowa, zwinna, ale jesli jest bez humoru, to bez kija ani podchodz! :D
Literki i nauka czytania i pisania też są u nas na porządku dziennym :)
OdpowiedzUsuńZ tym strachem przed zmianami tak chyba po prostu niektóre dzieci mają. Mój Junior nie, ale Syn koleżanki też tak wszystko przeżywa i wielu rzeczy się boi. To na pewno minie z czasem, wyrosną z tego :)
Biedny Nik, że tak go siostra traktuje.. Oby szybko to się zmieniło!
Tak to bywa wsrod rodzenstwa. ;) Ja z siostra tez sie klocilysmy, zdarzylo nam sie pobic, ale kochalysmy sie jak wariatki. ;)
UsuńCo do strachu, to pewnie masz racje. Mam przeczucie, ze Nik bedzie lzej reagowal na zmiany i szybciej sie adaptowal. Widac to nawet po poczatkach w przedszkolu. :)
Tylko, ze u nas Bi juz MUSI uczyc sie literek... W jej szkole oczekuje sie, ze pod koniec zerowki, wszystkie dzieci beda zaczynaly samodzielnie czytac. :/ Jakos nie moge sobie tego wyobrazic, ale to dopiero trzeci miesiac szkoly, pozyjemy, zobaczymy. ;)
Bianka, Blanka... to imię ma coś we sobie, niesie jakiś zespół cech. Serio 😄
OdpowiedzUsuńCos w tym musi byc. ;)
UsuńBianka, Blanka... to imię ma coś we sobie, niesie jakiś zespół cech. Serio 😄
OdpowiedzUsuńA to mały Potworek no! Mój Bratanek też się przestał bawić zabawkami. Podobnie jak u Bi, wyciągnie ukochane auta i położy na środku pokoju i tyle. Pozdrawiam z lodowatego Poznania!
OdpowiedzUsuńBrrr... U nas dzis 15 stopni, slonce i jest tak pieknie, ze az zal, ze nie moze tak zostac. ;)
UsuńTak, ksywka nadana moim dzieciom, pasuje do Bi jak ulal. Do Nika zreszta tez, choc w mniejszym stopniu. :)
Mam nadzieje, ze Bi jednak wroci do zabawek, ze to kolejna jakas "faza". Smutne by bylo, gdyby 5-latka przestala sie bawic na dobre...
Bi najwyraźniej lubi mieć wszystko poukładane, jak idzie nie po jej myśli to odreagowuje płaczem. Bedzie starsza to zrozumie, że trzeba się dopasować do zmiennej sytuacji, tak przynajmniej myślę :)
OdpowiedzUsuńKochana u nas kłótnie, wojny i bicie (ale odwrotnie Młodsza bije Starszą) są wpisane w dzienny harmonogram ;) Niestety tłumaczenia niewiele pomagają, a Martyna po prostu Kasi nie uderzy, bo to pacyfistka jest (chyba) ;)
Znam to. ;) Nik to wlasnie taki mlodociany pacyfista. To jest naprawde niesamowicie pokojowe dziecko. Jest mlodszy, a szybciej sie podzieli czy zgodzi na kompromis. Bi bedzie bronic "swego" do upadlego... ;)
UsuńRowniez mam nadzieje, ze Bi w koncu zrozumie, ze nie jest pepkiem swiata, a w naszym domu panuje demokracja. ;)
A jak się uśmiechnie, to pewnie od razu zapomina się te wszystkie mniej ciekawe zachowania :)
OdpowiedzUsuńUtrafione w sedno! ;)
UsuńKiedyś czytałam, że w rozwoju dzieci najtrudniejsze jest dwa lata, trzy lata i pięć lat (bunt dwulatka, trzylatka i pięciolatka). My mamy trzylatka i powoli wkraczającą w dwulatka, więc też jest "wesoło: :D
OdpowiedzUsuńKiedy obserwuję znajome pięciolatki i pięciolatków, to widzę, że są właśnie tacy nieokiełznani, dzicy, głośni, biegający. Może to normalny etap rozwoju.
Takie podsumowania to dobra sprawa. Sama próbuję robić podobne, ale kiepsko mi to wychodzi.
Nigdy wczesniej nie slyszalam o buncie 5-latka, ale to by wiele wyjasnialo. ;)
UsuńDobrze wiedziec, ze wszystkie 5-latki tak maja. Ja nie mam znajomych z dziecmi w wieku Bi, wiec nie mam porownania...
Ja pisze glownie na pamiatke, dla siebie i moze Potworkow. Lubie czasem wracac i czytac stare podsumowania. Wspominac i dziwic sie jak inaczej bylo, choc wydaje sie, ze to wczoraj... ;)
Moja córcia też uwielbia wszelkie kreatywne zabawy:)
OdpowiedzUsuńI mam to szczęście - że Maluchy lubią się ze sobą bawić:) Oby tak zostało;)
O, moi tez lubia sie razem bawic! Tylko, ze te wspolne zabawy, dosc szybko przechodza w bojki. ;) Ale pokloca sie, pobija i za chwile znow wolaja sie nawzajem. ;)
UsuńHmm, od czego by tu zacząć :)
OdpowiedzUsuńCo do reakcji Bi, o których piszesz, to może tak właśnie być- za dużo zmian w zbyt krótkim czasie. Jeśli do tego doda się jakieś wrodzone cechy, to jest tak, jak jest. To, że Bi jest energiczna, żywiołowa, nie oznacza, że nie może być przy tym kruchą i delikatną emocjonalnie istotką :)
Fajnie, że tak garnie się do pisania. Lila powoli też zaczyna interesować się literkami. Umie napisać swoją, ale nic poza tym. Ma jeszcze czas. Co do traktowania Kokusia... U nas jest podobnie ze strony Elizy. Może z biciem to nie aż tak, ale to podejrzewam, że tylko dlatego, że już ma świadomość swojej siły. Jednak takie złośliwości, dokuczania... u nas na porządku dziennym. Niestety, Lila nie jest gorsza i nie wiem, na ile to obserwowanie Elizy, a na ile Jej własny charakter... ale bywa gorąco i zdarzają się takie chwile, dni, weekendy, że marzę o pójściu do pracy... gdzie czeka na mnie gromadka dzieci :)
Ja czasami aż miewam wyrzuty sumienia, bo o ile kocham moje dziewczyny nad życie, o tyle widzę bardzo dobrze Ich wady :)
Ja czasem mam dokladnie takie same mysli - co ze mnie za matka, skoro mimo milosci do dzieci, zdaje sobie dokladnie sprawe z tych ciemniejszych stron ich charakterow? ;)
UsuńPodejrzewam, ze sama z siebie, Bi mialaby literki oraz pisanie w nosie. Ale ze w tutejszych przedszkolach oraz szkolach, strasznie dzieci z tym "cisna", to jakos jej to weszlo w krew. Zeby bylo smieszniej, Bi jak Bi, ale Nik nauczyl sie pisac swoje imie! Co prawda czesto niektore litery mu "uciekaja", ale pisze! ;)
To ja mam szczescie, ze chociaz Nik ma bardziej pacyfistyczne nastawienie do swiata. Gdyby byl rownie wojowniczy co siostra, juz dawno bym kompletnie osiwiala... :D
No popatrz, to prace plasttyczne wygrywają :) A u nas dopiero teraz pojawia się zainteresowanie zabawkami :)
OdpowiedzUsuńU Bi. Bo Nik podchodzi do nich na zasadzie "tak bym chcial, ale sie boje...". Niby go korci, ale jednoczesnie ujeczy sie, ze nie umie tak, ze czasem mu mowie "Nie chcesz, nie musisz, nikt cie nie zmusza". Ale wtedy nagle bardzo chce. ;)
UsuńNajpierw nawiązując do Twojej odpowiedzi pod komentarzem z wcześniejszej notki :) Ja też byłam (no dobra nadal jestem :P ) nadto wrażliwa i wszystkim się przejmuję, więc postawa Oliwki nie jest niby dla mnie zaskoczeniem, ale potrafiłam się bronić. Nie zaczynałam sprzeczki czy bójki, ale potrafiłam odpyskować, a jeśli jakiś chłopak mnie złapał za tyłek, to dostawał liścia i już mu to więcej nie przyszło do głowy, a nawet ostrzegał innych :P. Swego czasu w gimnazjum byłam jedyną dziewczyną w klasie, która nie leżała na ziemi przyduszona siedzącym na niej chłopakiem i jedyną, z którą koledzy witali się przez podanie ręki :D U Oliwki na takie zachowanie raczej nie mam co liczyć...
OdpowiedzUsuńCzytając o Bi momentami miałam wrażenie, że czytam o Oliwce. Wbrew pozorom u takich dzieciaków rok różnicy to dużo, u nas Oliwka się żali, że część dzieci się z niej śmieje, bo jest najmniejsza (dzieci są w większości z rocznika 2010, więc już 6 latki, a nawet prawie 7 latki, no a z 5 latków ona jako grudniowa jest najmłodsza, więc też najmniejsza)...
Co do zachowania Bi odnośnie zmiany trasy, jestem skłonna myśleć tak jak Ty, że to nagromadzenie zmian tak na nią wpłynęło, może się obawia, że znowu zaszła jakaś zmiana i jedziecie do nowego miejsca? A co do pająków to dobrze rozumiem i obawiam się, że to nie przejdzie...Siora ma 23 lata, a do dzisiaj boi się pająków wielkości prószka, nawet czasami jak leży jakiś okruszek to myśli, że to pająk. Co prawda już nie krzyczy tak jak dawniej, ale siedzi jak na szpilkach i co chwilę patrzy w to miejsce cała się pocąc...
Hehehe, mam nadzieje, ze Bi jednak zaakceptuje bliskosc robactwa... Kiedy mieszka sie w domku z ogrodem, naprawde ciezko przed tym uciec... :D
UsuńNo wlasnie, zastanawiam sie, jak Nik reaguje na kolegow... Podejrzewam jednak, ze jesli siostrze sie nie "postawi", to innym chlopakom tym bardziej nie...
Biedna Oliwka... Dzieciki to jednak lubia dokuczac. :/ Moje Potworki akurat sa wysokie. Bi jest jedna z najwyzszych dzieci w klasie. Wyzszych jest tylko troje i sa to wlasnie 6-latki. Nik nie ma skonczonych 4 lat, a wzrostem dorownuje niektorym dzieciakom, ktore na poczatku nastepnego roku koncza juz 5 lat. Chociaz pod tym wzgledem nikt nie bedzie im docinal...
Fajnie, że Córcia tak się plastycznie/artystycznie rozwija :) Już jakiś czas temu po Waszych zdjęciach na blogu zauważyłam, że sporo czasu spędza na malowaniu, lepieniu i tego typu kreatywnych zajęciach.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie sądziłam, że to pól roku może dać aż tak ogromne różnice w zachowaniu - ale jesteś już którąś osobą z rzędu, która mi to potwierdza. Może jednak fajnie, że dziewczynki są takie różne od siebie - bo mogą się dzięki temu świetnie uzupełniać w grupie :)
Ja sama jestem w szoku. Jeszcze 2-3 lata temu, wiadomo, pol roku to byla przepasc. Ale wydawalo mi sie, ze miedzy 5-6 latkami, nie powinno byc juz wiekszych roznic. I fizycznie nie ma, intelektualnie tez nie, ale emocjonalne oraz spoleczne juz sa! :)
UsuńTak, Bi juz od dluzszego czasu lubi takie zajecia. I to dobrze, bo dzieki temu swietnie wycwiczyla rece. To bardzo jej pomaga w nauce pisania. Ciesze sie, ze i Nik w koncu zaczal wykazywac wieksze zainteresowanie plastyka...