Pomilczalam, posmucilam sie, ale coz... Jak to czesto czytam na blogach: trzeba sie podniesc, otrzepac kolana, poprawic korone i zasuwac dalej...
Potocznie mowiac, zycie plynie sobie jak zwykle. Przez ten (ponad) tydzien (to ja az tyle nie pisalam?!) tez nie stalo w miejscu, bieglo, spieszylo sie, niewiadomo dokad... A moze to ja sie spieszylam? Lapalam kazda okazje, zeby zajac sie czyms, zapchac mysli. Siedzialam do pozna, zeby potem pasc na lozko i natychmiast odplynac, bez snow. Bo bezczynnosc rozbudza mysli, a tych chcialam za wszelka cene uniknac...
Z ciekawych wiesci zeszlego tygodnia, zmienilismy lodowke. Chyba w letnich klimatach, delektowaniu sie sloncem i goracem, nie pisalam, ze nasza stara szlag trafil? Jakos w polowie lipca, zamrazarnik przestal mrozic. Przez jakis czas udawal lodowke, troche chlodzil, po czym siadl zupelnie. M., nasz domorosly mechanik, zabral sie za wymiane takiej czy innej czesci, pozniej kolejnych. Problem w tym, ze zastanawianie sie, co tu moglo sie popsuc, po czym szukanie odpowiedniej czesci, zamawianie, czekanie na dostarczenie, itd. trwa w nieskonczonosc... Tymczasem my zylismy z sama lodowka. Nic nie mozna bylo pomrozic na zapas, o kupieniu pojemnika lodow na umilenie dusznych, letnich wieczorow nie wspominajac... W koncu jednak lodowka tez nie wytrzymala i rowniez padla. M. pozyczyl od kolegi malutka, turystyczna i dalej cierpliwie glowil sie, co moglo sie popsuc.
Ile zmiesci sie w takiej lodowkowej miniaturce, nie musze chyba opisywac. W kazdym razie odpoczelam od gotowania, bo nie bylo tam nawet miejsca na przechowywanie potrzebnych produktow. Przez dwa tygodnie zywilismy sie glownie pizza, frytkami i chinszczyzna na wynos. W kazdym razie Potworki byly szczesliwe. ;)
W koncu M. rozlozyl bezradnie rece i zdobyl numer prawdziwego mechanika. Po tym jednak, jak ow jegomosc przez trzy dni zwodzil nas, ze zadzwoni, przyjedzie, oddzwoni, po czym nie dzwonil, nie przyjezdzal, a oddzwanial po 22, zeby powiedziec, ze moooze przyjedzie nastepnego dnia jesli bedzie mial czas, stwierdzilam, ze mam dosc. W koncu, do cholery, dwa tygodnie juz zylismy z miniaturka lodowki, do ktorej nie miescil sie nawet tygodniowy zapas mleka (tak, Potworki to mlekopijcy). W niedziele, po kosciele, ruszylismy do sklepu, po czym po dlugim ogladaniu, porownywaniu i jekach, ze "tyle kaaasyyy? O rany..." wybralismy nowa lodowke. Niewielka (ale nie miniaturowa! :D), zgrabniutka, moze nie najtansza, ale w cenie, ktora jakos przelknelismy. Wykupilismy tez tym razem gwarancje na 5 lat, skoro poprzednia zdechla po okolo 4 latach uzytkowania... ;)
Najlepsze, ze tego samego wieczora, grubo po 21, znienacka stawil sie na naszym progu pan mechanik we wlasnej osobie! I wygladal na rozczarowanego, ze zarobek przeszedl mu kolo nosa. ;) Sorry Batory, trzeba bylo gadac konkretniej wczesniej i wywiazywac sie z obietnic...
Nie wiem tez, czy to przez to, ze zamowilismy dostarczenie lodowki na 13ego (to byl najwczesniejszy termin), czy jestesmy po prostu pechowi, ale gwarancja juz sie przydaje. Krotko po dostarczeniu nowego sprzetu (niestety juz po odjezdzie ekipy dostawczej), po odklejeniu wszystkich tasm, styropianu i zabezpieczen, okazalo sie, ze tylna czesc panela w "suficie" lodowki opada w dol. Wyglada to troche jak zawias, ktory musi "wskoczyc" w odpowiednie miejsce, zeby trzymac, ale brakuje zaczepu. M. probowal go wepchnac do srodka, ale opada z powrotem. Gdyby byl to tylko problem "kosmetyczny", jakos bym to przelknela. Niestety, na tym panelu umocowany jest czujnik temperatury, a po jego opadnieciu, z tylu tworzy sie szpara przez ktora widac wyraznie styropianowa izolacje. Taka szpara przy samym czujniku, to chyba kiepska sprawa...
Drugi problem, to poziom glosnosci lodowki. Moze jestesmy rozpieszczeni, ale w starej czasem musielismy przytknac ucho, zeby uslyszec czy chodzi. Nowa buczy jak traktor! No, moze z tym traktorem przesadzilam, ale chodzi jak 20-letnia lodowka mojego taty! Slychac ja na drugim koncu domu!
W zeszla srode, spedzilam wiec ponad 40 minut na telefonie (w pracy!), probujac zalatwic kogos, kto przyjdzie i spojrzy na nasz nowy nabytek fachowym okiem. Cale szczescie, ze mialam spokojniejszy dzien i moglam sobie pozwolic na wiszenie na sluchawce... Wiecie jak to jest. Dzwonie do sklepu, wklikuje kilka numerkow, o ktore prosi mnie automatyczna sekretarka. Po czym radosny glos informuje mnie, ze czas oczekiwania, zeby ktos odebral to okolo 10 min. Czekam wiec i czekam, slucham idiotycznej muzyczki. W koncu ktos odbiera, dobra moja! Tlumacze panu o co chodzi, po czym on... przelacza mnie gdzie indziej! Znow musze wcisnac pare numerkow, po czym zostaje z idiotyczna muzyczka przy uchu! Tym razem, litosciwie, pani odbiera juz po kilkudziesieciu sekundach. Od poczatku wyluszczam, z czym dzwonie. Pani klepie, dopytuje, potwierdza imie, adres oraz numer telefonu, dopytuje poraz kolejny o ktory panel chodzi (jakby mialo to znaczenie...) po czym przeprasza, ale musi na chwile zawiesic moje polaczenie, zeby porozumiec sie z mechanikami! No trudno. Czekam. I czekam. Jeszcze troszke czekania. Oczywiscie przy akompaniamencie idiotycznej muzyczki. O matko i corko! Kiedy bylam juz prawie gotowa trzasnac telefonem o sciane, ponownie sie laczy. Czy to koniec? A nie! Bo musi mnie przelaczyc dalej - tym razem juz konkretnie do pana mechanika! W tym momecie nie wytrzymalam i wysyczalam pytanie, z iloma osobami musze jeszcze rozmawiac, zeby w koncu ktos przyjechal naprawic mi lodowke?! No serio, 40 minut, z czego moze 5 to byla rozmowa z zywa osoba, skutecznie nadwyrezylo moja cierpliwosc! W kazdym razie, pani, nieco sploszona, zapewnila, ze pan mechanik to juz ostatnie ogniwo. Na szczescie tez, tym razem obylo sie bez sluchania muzyczki. Wyglada, jakby ograniczyli sie do przekazania sluchawki. ;) Musialam poraz juz trzeci wyluszczyc z czym dzwonie, ale w koncu umowilam sie na naprawe. A ze musialam na nia czekac prawie 2 tygodnie, to juz inna sprawa... Wiwat komunikacja! :)
Jakby malo bylo kosztownych sprzetow domowego uzytku, stwierdzam, ze szkola w Hameryce tez daje po kieszeni... I to szkola publiczna, nie zadna prywatna! Juz ostrzegalam kolege, ktory posyla syna do zerowki w przyszlym roku. ;)
Musze przyznac sprawiedliwie, ze poczatkowa wyprawka sama w sobie, byla minimalna. Plecak, pojemniki na drugie sniadanie, wiadome sprawy. Ksiazki zapewnia szkola (na spotkaniu 7 wrzesnia, okazalo sie, ze Bi ma jednak dwa podreczniki: do matematyki oraz nauki liter i pisania). Poza tym rodzice kupuja foldery, kredki, kleje, olowki i tego typu duperelki. Do przedszkola, poza ubraniami na zmiane oraz przescieradlem i kocykiem do spania, rodzic nie kupuje nic.
Przynajmniej teoretycznie. ;)
Zaczyna sie bowiem rok szkolny... I na dzien dobry, w przedszkolu, na spotkaniu zapoznawczym, obok informacji oraz ulotek, panie postawily koszyk z "wish garden". Czyli kwiatki wyciete z kolorowego papieru i na patyczkach wetkniete w gabke. A na kazdym kwiatku karteczka z potrzebnymi przyborami lub akcesoriami. Musze przyznac, ze schludnie to im wyszlo i nienachalnie, nic na sile, ale... moj syn do tego przedszkola chodzi, wiec czuje sie zobligowana cos kupic. Wybieram chlopieca bielizne, myslac, ze moj osobisty Potworek moze jej potrzebowac dosc regularnie. I nie pomylilam sie... ;)
W szkole Bi zas, juz w drugim tygodniu odbylo sie wspomniane wyzej spotkanie, na temat programu nauczania. Pierwsza czesc odbywala sie z nauczycielem danej klasy. Wychowawczyni Bi polozyla na stoliku rozpiske dni i godzin dostepnych na wywiadowke (tak, mam juz date i godzine wywiadowki, ktora odbedzie sie w listopadzie! :D), zeby kazdy rodzic mogl wybrac cos dla siebie, zas obok, na karteczkach rozlozyla karteczki z "wish list". I znow, niby nikt mnie nie zmusza, ale czulam sie zobowiazana cos wybrac. Wzielam karteczke proszaca o ciastoline. ;)
Oprocz tego, w szkole Bi istnieje preznie dzialajacy Komitet Rodzicielski (tutaj jest on ogolnoszkolny, a nie klasowy). Nie do konca jestem pewna na czym polega jego praca, ale podobno maja organizowac upominki dla nauczycieli, sponsorowac dzieciom wycieczki, itd. Jakos sceptycznie podchodze do tego "sponsorowania", ale zobaczymy... W kazdym razie, Komitet skads kase musi brac, bierze ja wiec od rodzicow (ktorych dzieciom ma potem "sponsorowac" zajecia, hmmm... :D). Ale znow, dyskretnie i bez nacisku... Z racji tego, ze zaczyna sie jesien, Komitet urzadzil sprzedaz chryzantem, bali siana oraz miodu. W cenach takich, ze w sklepie w zyciu tyle bym za to nie zaplacila. Ale... poraz juz trzeci, Bi chodzi do tej szkoly, wiec znow czuje wewnetrzny nacisk, zeby jednak choc symbolicznie wlaczyc sie w akcje... Zamowilam dwie chryzantemy, ktore chce postawic na frontowych schodkach.
Dodatkowo, takie zamowienie zawiera "haczyk". ;) Zakupione produkty bowiem, beda do odebrania na festynie z okazji rozpoczecia roku szkolnego, ktory odbedzie sie jutro. A na takiej imprezie, oczywiscie bedzie w pierony atrakcji oraz drobiazgow i przekasek, ktore rowniez posluza zbiorce pieniedzy na szkole, a rodzicom skutecznie wyplucza portfel z gotowki. ;)
Na koniec zas, zarowno z przedszkola oraz szkoly, dostalam katalogi ksiazek do zamowienia. Niby zamowienie prywatne, ksiazki domowe a nie podreczniki, ale do kazdego dolaczona karteczka od nauczycielki, ze kazdy zakup pomaga im zbierac punkty na ksiazki do klasy. No i wez tu z czystym sumieniem nie zamow, skoro to o klasy moich dzieci chodzi! ;) W dodatku ceny bardzo atrakcyjne, a ze i ja i Potworki nie potrafimy powiedziec ksiazkom nie, wiec zamowilam. Po dwie na lepka. ;)
I tak kasa plynie wartko i ucieka z portfela... M. naprzemian przewraca oczami i krzywi sie, a ja, choc tez sie krzywie, czuje sie zobowiazana poniekad do tych wydatkow i zastanawiam sie tylko, kiedy te ciagle prosby o kolejne zakupy, w koncu przestana wyskakiwac jak grzyby po deszczu...
Haha, wiem kiedy! W czerwcu, na koniec roku szkolnego! :D
PS. Wykrakalam. Mialam juz konczyc i publikowac posta, kiedy dostalam szereg maili ze szkoly oraz przedszkola. :D
Po pierwsze, jutro w przedszkolu, beda robic dzieciom zdjecia. Co prawda zamowienie odbitek nie jest obowiazkowe, ale to fajna pamiatka, wiec wiadomo, ze zamowie. Konkretnych informacji ze szkoly Bi na temat zdjec klasowych jeszcze nie otrzymalam, ale wiem, ze odbeda sie w pierwszym tygodniu pazdziernika. I wiadomo, ze rowniez zamowie odbitki . ;)
Po drugie, panie z przedszkola wyslaly maila z prosba o kolejne "donacje" drobiazgow do klasy, w sensie kredy do rysowania po chodniku, woreczkow foliowych, itp.
Po trzecie, Bi ma wycieczke szkolna pod koniec pazdziernika. Kolejny wydatek. Z przedszkola jeszcze nie dostalam wiadomosci, ale z zeszlego roku pamietam, ze mieli wyprawe na farme w mniej wiecej tym samym czasie, wiec pewnie na dniach otrzymam powiadomienie...
Po czwarte, w szkole Bi organizuja szereg atrakcji pozalekcyjnych. Za tydzien ma przyjechac obwozne planetarium i urzadzic pokaz na temat gwiazd oraz planet. W pazdzierniku zas, ma sie odbyc szereg zajec z naukowymi eksperymentami. Oczywiscie wszystko dostosowane poziomem do najmlodszych. Moglabym oczywiscie Bi nie zapisywac, ale wszystkie dodatkowe atrakcje odbywaja sie w porze, kiedy siedzi na swietlicy (ekhem... w stolowce). I tak mam wyrzuty sumienia, ze musi na nia chodzic z samego ranka, a potem jeszcze po lekcjach... :( Niech wiec choc raz w tygodniu ma ten czas umilony przyjemnymi i rozwijajacymi zajeciami... :)
A ze ojciec nie wyrobi z nadgodzinami, zeby na to wszystko zarobic, to juz inna bajka... :D
Raczej juz nie odezwe sie wiecej w tym tygodniu, wiec, z okazji pierwszego dnia jesieni, zostawiam Was z czastka jesiennego ogrodu:
Te rozmowy w sprawie mechanika przypominają mi jak próbowałam dodzwonić się do ZUSu. Wrr.
OdpowiedzUsuńWam padła lodówka. U nas wczoraj przy powrocie zepsuły się obie walizki, auto zastrajkowało..Ale ślicznie urosły Ci kwiaty! W Pl też są :)) a jak Potworki w szkole i przedszkolu?? Jak nastroje?? Wczoraj się dowiedziałam, że (były już) Podopieczny ma gile po pas :/ ale do żłobka chodzi.
W żłobku, w którym pracuje, na dziesięcioro dzieci ośmioro ma zielone gile po pas i chodzą dopóki nie złapie ich gorączka... A kiedy tak się staje (bo zazwyczaj tak się to właśnie skończy), po naszym telefonie, że dziecko ma gorączkę, mama pyta ZDZIWIONA: "Tak? Naprawdę?"... Muszę się na to uodpornić, bo chcę tam dłużej zagrzać miejsce, ale pewne sytuacje są czasem nie na moje nerwy :) Jest oczywiście katar i katar, ale większość tych maluchów zwyczajnie źle się czuje- gorzej jedzą, nie mogą spać- nie mamy możliwości wyżej ułożyć ich do snu, więc katar spływa, itd, itd...
UsuńTutaj dzieciaki są usmarkane i kaszlące przez cały sezon grypowy. Ale to juz wina systemu, bo liczy sie bardzo frekwencja. Dziecko moze zostać w domu tylko z gorączka lub naprawdę poważna chorobą zakaźną. Choćby nawet rodzice wiec chcieli i mogli (bo jeśli sie pracuje, często jest to problem), nie mogą dziecka zostawić w domu, żeby je podkurowac.
UsuńSkąd ja znam perypetie z lodówką, to ja jestem wyrodna matka nawet prac własnych synów nie kupiłam na dniu szkoły, na komitet też nie dałam, źle ze mną. Ale cóż nowe wyzwanie mam na karku, bardzo dziewczęce 😁
OdpowiedzUsuńHehe... Ja sie narazie bardzo angazuje w ta cala szkole. Place i placze, jak to mawia moj tato. ;) Ale wiesz, to dopiero pierwszy rok. Nie starczy mi zapalu na zbyt dlugo. ;)
UsuńMasz rację, życie płynie dalej i chcąc nie chcąc zawsze trzeba iść do przodu. Chociaż pamięci oszukać pewnie się nie da. Gdzieś ten żal, na dnia serca, zawsze będzie.
OdpowiedzUsuńCo do zaś bardziej przyziemnych spraw... Nam też kiedyś padła lodówka. Wasza przynajmniej coś wcześniej zasygnalizowała, bo nasza "zdechła" ot tak, w nocy... To był marzec, pamiętam do dziś jak jedzenie (to, które się dało), trzymałam na parapecie w kuchni :) Podobno te sprzęty są teraz tak robione, że "padają" zaraz po gwarancji, także zapamiętaj rok i w okolicach końca gwarancji bądź gotowa na nowy zakup :)
Droga Agatko! Witaj w świecie szkolnych i przedszkolnych finansów :) U Lilki w przedszkolu jeszcze tragedii nie ma, choć zdjęcia mają robione regularnie i z jakości zazwyczaj nie jestem zadowolona, ale... No biorę, kurna, bo właśnie- pamiątka przecież. Za to u Elizy, to już grubsze wydatki... I łap się za kieszeń, płacz i płać... U nas nikt nie bawi się w kurtuazję typu "wish list" :) Jest zebranie- lista opłat i terminy do kiedy... Life is brutal :)
Buziaki i bądź tu z nami regularnie.
No wlasnie. W zeszlym tygodniu dostalam list od pan z czegos na ksztalt "kolka klasowego" (a jednak takie cos tutaj istnieje!), w ktorym prosza, zeby kazdy rodzic wplacil po 15 dolcow na klasowe wydatki. :/ Te wydatki to np. papierowe talerzyki na jakies klasowe przyjecia. A oprocz tego, rodzice pewnie i tak beda poproszeni o dostarczenie akcesoriow i przekasek na te przyjecia. ;)
UsuńCo do lodowki, to wlasnie dlatego teraz wzielismy gwarancje na 5 lat! :D
oooo... te muzyczki to ostatnio mój chleb powszedni gdy dzwonię do wydziału ds. cudzoziemców próbując się czegokolwiek dowiedzieć w sprawie H...
OdpowiedzUsuńTe opłaty to dramat... musi to być irytujące, że WCIĄŻ coś...
Dokladnie, caly czas o cos prosza! Na szczescie, po poczatku roku, poszlam po rozum do glowy I zaczelam swoje "datki" bardziej selekcjonowac. ;)
UsuńWspolczuje telefonow. Mam za soba kilka podobnych do urzedu imigracyjnego. "Kocham" to. :/
My po przeprowadzce mamy lodówkę na wypasie. Co prawda swojej w mieszkanku za bardzo nie lubiłam, ale była cicha. A ta wypasiona miała alarm, który uruchomiał się kilkakrotnie w ciągu dnia i nocy też. Po takiej jednej nie przespanej, mieliśmy dość. Na szczęście M. zaradził. Wyłączył, włączył ponownie i (odpukać) od dwóch tygodni mamy spokój.
OdpowiedzUsuńWydatki przedszkolne jeszcze przed nami, ale pamiętam z podstawówki to ciągłe zbieranie na ksero i rolety.
Ja z wlasnej edukacji pamietam zbiorki na wycieczki szkolne. Reszte mama placila na wywiadowkach i nawet nie wiem kiedy i ile. ;)
UsuńCzwarta lodowka (odpukac!) jest bardziej udana. Poki co, zostaje. Ale o tym napisze osobnego posta. ;)
Ja chcialam do komitetu I podobnie jak u was tez jest ogolnoszkolny. W koncu jednak spenialam I sie nie zapisalam. Mam kilka pomyslow na zbieranie pieniazkow. Wydaje mi sie, ze to fajna inicjatywa. Grosz do grosza I dzieci beda braly lepszy udzial w jakis zajeciach czy np u Nas organizowana jest Santa's Grotto, konkurs na najlepszy rysunek halloweenowy itp.
OdpowiedzUsuńA ta nowa lodowka - szkoda slow.
Podziwiam, ze CHCIALAS brac w tym udzial. ;) Ja tam jak najdalej od organizowania czegokolwiek...
UsuńA u nas okazuje sie, ze owszem, zbiorki ida pelna para, ale przy organizowaniu czegokolwiek dla dzieci, rodzice musza i tak placic, albo dokupic akcesoria. Zaczynam sie zastanawiac na co idzie kasa z tych zbiorek. Narazie to dopiero pazdziernik, ale jak potrwa to jeszcze kilka miesiecy, w koncu wystosuje "przyjemnego" maila do pan z komitetu i spytam gdzie sie rozchodza moje pieniazki?
:( dopiero teraz przeczytałam poprzedniego posta... Przytulam...
OdpowiedzUsuńPs. Tu w UK jakoś mniej kasy "wołają" w szkole i w przedszkolu. Przynajmniej na razie;)
Przedszkole to jeszcze nie tak zle (moze dlatego, ze i tak jest odplatne), ale szkola to jakas masakra. Wiem, ze to szkola publiczna, ale jakies dotacje ze Stanu przeciez do cholery dostaja...
UsuńEh te wydatki przedszkolne, skąd ja to znam? ;) Stale coś.. ubezpieczenie, komitet, przybory plastyczne, książki, ćwiczenia do angielskiego, papier ksero, składka na fundusz p-kolny, teatrzyk, zbiórka na kwiaty na Dzień Nauczyciela, zdjęcia itp. itd. Końca nie widać, a to dopiero wrzesień.. ;)
OdpowiedzUsuńA z lodówką niezłe przejścia mieliście!
Dokladnie! Nie nadazam z czytaniem wszystkich listow z pienieznymi zadaniami i wypisywaniem czekow! ;)
Usuńa nas na te kwiatki mówi się chyba marcinki, albo coś pomyliłam, bo marcinki kwitną chyba listopadzie dopiero
OdpowiedzUsuńTo sa astry niskopienne. Ale kto wie, moze w Polsce funkcjonuje robocza nazwa "marcinki". ;)
UsuńJa dostalam kartkę z wyprawką na początku roku, więc byłam przygotowana, ale później bylo ogólne zebranie, gdzie dostaliśmy karteczki z opłatami za ksiązki, za ćwiczenia, ubezpieczenie, radę rodziców itp. Za rok starsza do szkoły, a młodsza do przedszkola, chyba muszę zacząć odkładać juz kasę :D
OdpowiedzUsuńTo u mnie nie padła lodówka ale taka duża wolnostojąca zamrażarka, wzięła się i zapaliła którejś pięknej nocy. Całe szczęście ze stoi w budynku gospodarczym, więc nic się nie stalo (poza tym, że rzeczy, które w niej były nadawały się do kosza). Fart był taki, że za dwa dni zbierali gabaryty, więc problemu się pozbyłam.
Ale dostaliście już tą lodówkę spowrotem czy nadal nie? A taką hałasującą jak czołg miałam ruską, ale do tej pory działa! A ma lat niewiele mniej ode mnie :)
Wlasnie! Moja mama miala takiego starocia, ktory chodzil 26 lat i w koncu go wymienila na bardziej "energooszczedny" model! :D
UsuńNam sie tak zapalila pierwsza lodowka, ktora kupilismy razem z domem. :D Pewnego wieczora cos pyknelo kilka razy, zakopcilo sie, a silniczek zaczal iskrzyc! Dobrze, ze jeszcze nie spalismy, bo dom poszedlby z dymem jak nic! ;)
Ja tez wyprawke Bi dostalam jeszcze w sierpniu i cieszylam sie, ze taka skromna. O, ja naiwna! :D
U nas tez zaczely sie wydatki szkolne. W tym roku wieksze niz dotychczas, az sie boje jak dojddzie do placenia za jakies wycieczki :( W zeszlym roku poszlo na to tyle kasy co za nasz tygodniowy wyjazd cala rodzina. Ech... A lodowkowych przygod bardzo wspolczuje. Jednak sprzety domowe potrafia niezle krwi napsuc swoja zlosliwoscia. Pozdrawiam i sciskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńWam to wspolczuje serdecznie, bo wszystko macie mnozone x4. U nas w tym roku najbardziej daje po kieszeni szkola Bi, a jak dojdzie za rok Nik, to najlepiej zapewnic im edukacje domowa. :D
UsuńLudzie, jakis lodówkowy koszmar! A najlepszy pan mechanik... ;)
OdpowiedzUsuńMechanik, jak typowy fachowiec. Wielki PAN, mysli, ze kazdy bedzie czekal az sie laskawca zjawi. ;)
UsuńU nas też wyprawkowe wydatki...
OdpowiedzUsuńI połamane szuflady z zamrażalnika... Nie wiem, czy to można gdzieś dokupić...
Mysle, ze mozna. Moj maz dokupuje nawet czesci mechaniczne i elektroniczne. Trzeba pogrzebac w Alledrogo albo innym eBay'u. ;)
UsuńNasze wyprawki akurat byly maciupenkie. Dopiero po rozpoczeciu roku, prosby o kase sie rozhulaly na dobre! ;)
Dzieje się u was! I fajnie!
OdpowiedzUsuńAle jakie piękne kwiatki... <3
Nie wiem czy tak fajnie. Troche krwi nam te lodowki napsuly. ;)
UsuńJa to tam zawsze mowie, ze na szkolne wydatki sobie pozwole, chocby nie wiem co. konkretrnie to na przedszkolne poki co. niewazne czy beda "zaoferowane" z haczykami, czy bez.. moje dzieci na tym korzystaja;) i uwazam, ze to moj obowiazek :)
OdpowiedzUsuńTez tak myslalam. I nie odmowie kasy na jakies dodatkowe atrakcje dla dzieciakow, wyciaczki czy zajecia. Ale wiekszosc z tego, na co dotychczas wplacilam pieniadze, jest dosc niejasna. Tak naprawde nie wiem na co one ida i wkurza mnie to.
UsuńKochana Agatko, przykro mi bardzo z powodu Twojej osobistej straty.. Naprawdę mi przykro. Wierzę, że jeszcze będzie Ci dane tulić w ramionach trzeciego cudnego Potworka ♥
OdpowiedzUsuńMyślę że ostateczny zakup nowej lodówki byłby strzałem w dziesiątkę, gdyby nie ten panel! Do głośności przywykniecie :) Ale to kwestia czasu i pan mechanik Was uszczęśliwi w procentach już stu. Może już to zrobił ;-)
U nas to samo, a może i bardziej.., jeśli o opłaty szkolne chodzi. Miesiąc wrzesień to jakaś pomyłka jest! Masakra nad masakrami :-/
Oj, u Was to musi byc naprawde koszmar, bo wszystko potrojnie! A u nas radosne prosby o kase nadal trwaja, pomimo pazdziernika w pelni. :/
UsuńNie, nie, panu mechanikowi podziekowalismy. :D
A co do trzeciego Potworka... Zobaczymy. Czas nie jest po naszej stronie. :(
Kochana Agatko, przykro mi bardzo z powodu Twojej osobistej straty.. Naprawdę mi przykro. Wierzę, że jeszcze będzie Ci dane tulić w ramionach trzeciego cudnego Potworka ♥
OdpowiedzUsuńMyślę że ostateczny zakup nowej lodówki byłby strzałem w dziesiątkę, gdyby nie ten panel! Do głośności przywykniecie :) Ale to kwestia czasu i pan mechanik Was uszczęśliwi w procentach już stu. Może już to zrobił ;-)
U nas to samo, a może i bardziej.., jeśli o opłaty szkolne chodzi. Miesiąc wrzesień to jakaś pomyłka jest! Masakra nad masakrami :-/
Aga, u nas w szkole i przedszkolu z wydatkami jest identycznie. Co chwilę jakaś składka, wycieczka, fesstyn albo planetarium w szkole. Do tego jakiś dobrowolny podręcznik (przecież wiadomo, że kupię dzieciakowi). A zima za pasem, kurtki muszę kupić, buty.
OdpowiedzUsuńTakże łączę się z tobą :)
Ja też robiłam mały remont w kuchni w wakacje i mam pecha do zakupów. Kupiłam nowy, piękny, biały okap i niestety silnik warczy... Stół bialutki po 2 miesiącach "dostał" dziwnych bąbli a listwa przy nowym blacie przyjęła sos pomidorowy, który nie chce zejść... wszystko reklamuję ale to ponad moje nerwy.
O kurcze, to rzeczywiscie pech w wielokrotnym wydaniu i w dodatku swiezo po remoncie! :/
UsuńDokladnie, tu szkola co chwila wola o kase, a ja jeszcze zimowych ciuchow nie skompletowalam! W dodatku obojgo Potworkom w tym samym czasie rozlecialy sie adidasy, wiec mialam kolejny wydatego w trybie natychmiastowym! :/