Opowiesci koszmarnej tresci, z lodowka w tle, ciag dalszy. :)
Zostawilam Was w momencie, kiedy czekalismy na mechanika ze sklepu, zeby przyjechal i sprawdzil nasz nowiutenki nabytek. Po niemal dwoch tygodniach, doczekalismy sie. Pan przyjechal, popatrzyl, oswiadczyl, ze dziurka, w ktora "dzyndzel" z panela powinien wskoczyc, jest za duza, dlatego opada on w dol. Usterka fabryczna, nie do naprawy. Wypisal raport (z wlasnej woli dodal, ze lodowka glosno chodzi, chociaz akurat przy nim, rzeczony sprzet, jak na zlosc, szumial sobie cichutko), polecil zadzwonic do sklepu, zeby zalatwic wymiane i pojechal...
Ja pedzilam z Bi na przyjecie urodzinowe, wiec zadzwonil M. i udalo mu sie zalatwic dostarczenie nowej lodowki na wtorek (czyli dzis :D).
Tutaj chcialabym dodac "i zyli dlugo i szczesliwie, a lodowka chodzila bez usterek przez kolejne 20 lat".
Aaaa... Przepraszam, to nie ta bajka. :D
Na poczatek, tradycyjnie, okienko dostarczenia nowego sprzetu, podane przez pania z obslugi klienta, wynosilo miedzy godzina 12 a 16. Poniewaz zadne z nas nie mialo ochoty brac polowy dnia wolnego tylko po to, zeby czekac na lodowke, M. ustalil, ze dostarczyciele zadzwonia do niego okolo pol godziny przed dotarciem do nas, zeby zdazyl dojechac z pracy. Tak samo zrobil poprzednim razem i obylo sie bez problemow.
Tym razem jednak, dostarczyciele zadzwonili do niego, ze sa juz pod naszym domem! Na pytanie M. dlaczego nie zadzwonili wczesniej, jak bylo umowione, ze teraz beda musieli poczekac az dojedzie z pracy, odpowiedzieli, ze nie beda czekac ani minuty. Hmm... Nie z M. te numery. ;) Zadzwonil natychmiast do biura obslugi, wytlumaczyl sytuacje, a pani odpowiedziala, ze oczywiscie iz poczekaja, nie ma problemu. ;)
Teraz najlepsze.
M. w koncu dojechal, wszedl do domu, zeby wyjac wszystko ze starej - nowej lodowki, w czasie kiedy panowie wyciagali nowa - nowa, z wozu dostawczego. Po chwili wolaja mojego malzonka. Kiedy odpakowali lodowke z pudla, tasmy oraz styropianu, okazalo sie, ze cala jest poobijana i porysowana! Nosz, kuuuufffa... :(
Biezaca sytuacja wyglada wiec tak, ze panowie zabrali nowa - nowa lodowke, zeby w magazynie zrobic dochodzenie co sie z nia stalo. A do nas ma zadzwonic ktos ze sklepu, zeby umowic sie na dostarczenie kolejnej, juz trzeciej... ;)
Ze swojej strony, zastanawiamy sie, czy nie zadzwonic tam osobiscie i nie poprosic o zmiane modelu lodowki, bo ten jednak jest jakis pechowy...
A mnie meczy uporczywa mysl, czy panowie dostarczajacy nowa - nowa lodowke, sami jej "przypadkiem" nie upuscili i nie potraktowali mlotkiem, wsciekli, ze musza czekac na M. :D
Ale pech! ;) Współczuję..
OdpowiedzUsuńNo pech! Ale poki co, sprawa lodowki zamknieta. ;)
UsuńPorazka z ta lodowka... :-/
OdpowiedzUsuńTo byl szok. A najlepsze, ze to dopiero polowa historii! ;)
UsuńAle jaja! Masakra! Czekam na cd i opowieść "żyli długo i szczęśliwie" ;)
OdpowiedzUsuńA jak Potworki w szkole i przedszkolu???
Uch, no mam nadzieje, ze teraz juz bedziemy zyli dlugo i szczesliwie z nowa lodowka. :/
Usuńups... ja bym wycofala sie z zakupu, zwrot pieniedzy i zakup innej w innym miejscu!Ale nie wiem czy tak u was mozna??
OdpowiedzUsuńNo wlasnie nie wiem, bo M. juz podpisal umowe na splate rat. Nie wiem jak by to bylo z odkreceniem tego...
UsuńMatko, nie wyobrażam sobie życia bez lodówki i bez pralki, a u Was takie numery... Dziś przeżyłam załamanie, bo wrzuciłam do pralki swetry dziecięce i ustawiłam delikatny tryb wełna, a gdy weszłam po godzinie, by wyciągnąć pranie, zastałam łazienkę zalaną wodą, a jeden ze swetrów zwinięty w warkocz i powyciągany do rozmiarów hipopotama. Zaraz przyszła mi do głowy Wasza lodówka i pomyślałam: o nie... Ale okazało się, że to była moja wina, bo w pośpiechu przytrzasnęłam drzwiczkami jeden ze swetrów, była szczelina, przez którą lała się woda, a podczas wirowania rzeczony sweter wirował dookoła, aż zmienił się w warkocz. Na szczęście. Wizja pralki w naprawie i stosu zaległego prania, jakie uzbierałaby się przez ten czas, mnie przerażało.
OdpowiedzUsuńA co dopiero wizja życia bez lodówki.
O matko, ale historia z ta pralka! :D Mi sie kiedys zdarzylo, ze przy praniu poscieli, wszystko zostalo owiniete przescieradlem z gumka, a moja pralka ma jakis czujnik i nie mogac chyba wirowac, wiec wlaczyla jakis kod, wszystkie guziczki zaczely blyskac i jak zeszlam do piwnicy i to zobaczylam, tez myslalam, ze po pralce. :)
UsuńOj tak, pralka, lodowka oraz zmywarka to moje ukochane sprzety. Suszarka tez, bo oszczedza mi prasowania. ;)
Saga? Toż to thriller a jeszcze trochę a zamieni się w horror.
OdpowiedzUsuńOby ta trzecia była ostatnią dobrą i bez atrakcji w pakiecie.
Horror sie skonczyl za sprawa czwartego sprzetu. ;)
UsuńMasakra, horror jakiś.
OdpowiedzUsuńNa szczescie juz po (odpukac!).
UsuńWyślij mi proszę maila bo nie potrafię znaleźć na marzena2310@amorki.pl - Zamykamy się :D
OdpowiedzUsuńAleż ty jesteś wybredna, zmieniasz te lodówki jak rękawiczki!
OdpowiedzUsuńTak zapewne pomysleli nasi sasiedzi widzac, ze przywoza nam 4 lodowki w miesiacu! :D
UsuńAle jaja! Wiesz co? Tych mechanikow i doreczycieli ( nie mylic z dreczycieli) macie tak samo dobrych jak my :D Czekam na zakonczenie bajki o lodowce jak w prawdziwej bajce ;)
OdpowiedzUsuńChyba juz koniec, chociaz odetchne chyba dopiero jak minie 5 lat gwarancji i nic sie nie wydarzy. ;)
UsuńAle się uśmiałam!!!
OdpowiedzUsuńJa tez sie na poczatku smialam, ale za trzecim razem juz mi do smiechu nie bylo. ;)
UsuńO matko, ciekawe jak ta historia się skończy ;)
OdpowiedzUsuńJuz sie skonczyla. Wkrotce opisze. ;)
UsuńDo trzech razy sztuka! Ciekawa jestem końca Twojej historii z lodówką w tle :)
OdpowiedzUsuńU nas okazalo sie, ze do czterech sztuka. ;)
UsuńUrzekla mnie twoja historia. Historia, wydawaloby sie, ze rodem z PRLu, ale... niekoniecznie. Zyje w USA od blisko 30 lat i wciaz pamietam z dziecinstwa nasz stary kraj, gdzie pralki i lodowki przychodzily ze sklepu obite/uszkodzone z obowiazkowymi kilkoma wadami fabrycznymi. I akceptowalo sie to, bo nie bylo innego wyjscia.
OdpowiedzUsuńW naszym tu swiecie, ktorym rzadza olbrzymie korporacje, doganiamy realia PRLowskie. Domyslam sie, ze lodowke kupiliscie w jakims duzym sklepie AGD typu Sears albo Kohl. Takie firmy, jako ze zmonopolizowaly rynek, nie musza sie starac, bo klient nie ma specjalnie duzego wyboru: albo kupi chinsko-tajlandzkie badziewie za przystepna cene, albo nie kupi NIC. Korporacje dopuszczone do wladania rynkiem sa na tyle wielkie, ze calkowicie juz bezosobowe. Mniejsze businessy, ktorych pracownicy ponosiliby osobista odpowiedzialnosc za to co i jak sprzedaja, dostarczaja, naprawiaja, a wiec musialyby sprzedawac nieobite i bez wad fabrycznych lodowki - zostaly skutecznie wykonczone przez olbrzymy korporacyjne. Na pocieszenie korposwiat zapewnia podczas telefonicznego skladania reklamacji - 4-godzinna muzyczke w tle - calkiem GRATIS. No coz... Zawsze to jakis bonus.
Normalnie "Alternatywy 4" staja przed oczami, prawda? ;)
UsuńLodowke kupilismy w Best Buy, ktorzy sa chyba najlepszym miejscem na kupno porzadnego sprzetu. No coz, moze jednak nie. ;) I masz racje, to tez wielka korporacja...
Wlasnie, gdybym kupowala lodowke za $500 dolcow, to moze bym zrozumiala, ze tania, to i badziewie. Ale cos, co kosztuje 1.5 tysiaka, jednak powinno zadowalac. Okazuje sie jednak, ze na to, to trzeba wydac ponad dwa tysiace. :/
Ta lodówka to rzeczywiście jakaś felerna, może warto jednak pomyśleć nad innym modelem?? Moi rodzice też uważają, że obecna lodówka chodzi głośniej niż poprzednia, ale pan się upiera, że tak musi być, bo coś tam, coś tam :P
OdpowiedzUsuńA co do przedszkola i szkoły, to zawsze znajdzie się coś, za co trzeba zapłacić. Niby nie zmuszają, ale podświadomie działają na psychikę, no bo jak to będzie wyglądało, gdy się nie zapłaci??? :)Tak, uwielbiam te publiczne "darmowe" szkoły... :D
Tak, tak, niby nie trzeba, niby dobrowolnie... Ale tak to przedstawiaja, ze i tak sie zaplaci! :)
UsuńW koncu nawet my, poszlismy po rozum do glowy i wzielismy inny model. Poki co, dziala. ;)
Super! :)
OdpowiedzUsuń