Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 27 kwietnia 2016

I po feriach!

Dziwnie mi sie pisze "ferie". Jakos utkwilo mi w glowie z dziecinstwa, ze ferie to sa zimowe. Ciezko bedzie sie przyzwyczaic do ferii wiosennych. ;) Ale wiecie co? Ciesze sie z takiego ukladu. Wole kombinowac z jednym tygodniem wolnym w lutym i potem jednym w kwietniu, niz zastanawiac sie co zrobic z dziecmi dwa tygodnie pod rzad. ;) Ciekawa jestem jak radza sobie z tym pracujacy rodzice w Polsce? Nie kazdy moze przeciez brac sobie dwa tygodnie wolne na zawolanie i nie kazdy ma pod reka dziadkow czy innych krewnych. Chyba, tak jak tutaj, pozostaja polkolonie i obozy...

Tymczasem dzis juz jestem w pracy i chociaz straaasznie nie chcialo mi sie wstawac, to jak juz przyjechalam do firmy, nawet ucieszylam sie z widoku innych doroslych oraz "dojrzalej" konwersacji (haha, jasne, nie w naszym stuknietym gronie...). A ze szef zrobil mi dodatkowy prezent w postaci pozostania dzisiaj (poniedzialek) w domu, to moge sobie spokojnie zaczac posta. Nie skoncze go co prawda, nie ma szans, szczegolnie ze chcialam wrzucic kilka zdjec, ale i tak fajnie bedzie miec wiekszosc wklepana. Potem tylko doszlifowac, sprawdzic dwa razy literowki i publikowac! ;) A piszac o literowkach, zauwazylam, ze ile razy bym nie czytala posta przed publikacja, zawsze cos mi umknie! Tez tak macie?

Dzisiaj (przypominam, posta zaczelam 25 kwietnia) jest wazna rocznica. Piec lat temu mielismy akurat Wielkanoc (piekna, sloneczna i goraca w dodatku!), a ja mialam termin porodu! I nawet poniedzialek wtedy tez wypadal! :) Bi sie co prawda zupelnie nie wybierala na ta strone brzucha, ale termin utkwil mi w glowie. I co roku jakos mysli kraza wokol tej daty. Co ciekawe, o planowanej dacie porodu Nika tak nie rozmyslam, chociaz ja pamietam - 4 grudzien. Chyba po prostu nie mam do tego glowy, pomiedzy Swietem Dziekczynienia a grudniowym zabieganiem. :) A moze po prostu z Bi wszystko bylo takie pierwsze, wyczekane, wymarzone...

A 5 lat pozniej, nie moge uwierzyc, ze juz za tydzien kolejne urodziny mojej coruni! Ja wiem, ze to oklepany frazes, ale serio, nie wiem kiedy ten czas mija! Tymczasem dalam, brzydko mowiac, doopy, z organizacja przyjecia urodzinowego. Mialam juz wybrane miejsce i tydzien temu, jeszcze przed feriami, podjechalam w czasie przerwy na lunch, zeby zaklepac date oraz godzine. Niestety, cos sie tam dzieje z zarzadem, facet strasznie krecil, nie chcial powiedziec o co chodzi, ale koniec koncow wyszlo na to, ze aktualnie nie rezerwuja imprez na maj. Zonk... Powiedzial tylko zeby zadzwonic za tydzien, to powinni juz wiedziec co i jak. Wstrzymalam sie wiec z szukaniem innego miejsca. Minal tydzien, ale niestety, jakikolwiek maja tam problem, nadal go nie rozwiazali...

Mam teraz dylemat. Do wlasciwej daty urodzin zostal tydzien. Mysle, ze wiekszosc sal zabaw bedzie miala miejsca najwczesniej za 3-4 tygodnie i to w niezbyt dogodnych godzinach. Takich miejsc mamy w okolicy zaledwie kilka, wiec sa mocno oblozone. Organizowanie przyjecia miesiac po urodzinach? Troche bez sensu jak dla mnie...
Z drugiej jednak strony, napewno urzadzimy przyjecie dla "rodziny", czyli dziadka, ciotki M. oraz chrzestnego. Obawiam sie wiec, ze Bi, ktora byla przeciez w tym roku juz na dwoch imprezkach urodzinowych kolegow, moze zaczac dopytywac sie kiedy bedzie swietowac z dzieciakami z przedszkola. Moge sobie wyobrazic ten placz, kiedy dowie sie, ze nie bedzie...
Nie wiem co robic...


Jakies inne przemyslenia po tygodniu spedzonym w domu z dzieciarnia? Kilka.

Po pierwsze, z radoscia zawiadamiam, ze moja brutalnie potraktowana lopata hosta, przetrwala. W zasadzie, przetrwalY, bowiem i starsza roslina i sadzonka, jakos doszly do siebie. Nawet nowe liscie wypuszczaja. :)

Po drugie, tulipanom z tylu domu, cos odryza glowki. Tylko glowki... Gdyby nie to, ze Potworki nie maja dostepu do sekatora, obwinilabym ktores z nich. Lodyzki przegryzione tak rowniutko, jakby byly przeciete. :/ Za to jeden tulipan, zasadzony dobrych kilka lat temu, w koncu mial szanse zakwitnac! Co roku spotykal go los jak jego opisanych wyzej kolegow. Jakies zwierzatko odgryzalo mu jeszcze - zielone paczki! Zasadzilam bulwy chyba z 4 lata temu i dopiero w tym roku mialam okazje zobaczyc jakiego koloru sa jego kwiaty! :) Niestety, sa bladozolte, niemal biale (na zdjeciu wyszly nieco ciemniejsze), a ja liczylam na jakis zywszy kolor...



Dobrze, ze pstryknelam forke, bowiem kwiatkami nacieszylam sie cale dwa dni! Wystarczylo, ze w poniedzialek wszyscy rano wyruszylismy z domu, pies nie biegal po ogrodzie i swiezo zakwitle tulipany rowniez stracily glowki. :(

Po trzecie, moje "siedzenie" w domu, zweryfikowalo poglady na temat wlasnego balaganiarstwa. Okazuje sie, ze moje domostwo moze byc czyste oraz wzglednie (na tyle, na ile da sie przy dzieciach) zorganizowane. Potrzebuje tylko czasu. Dotyczy to w szczegolnosci kuchni. Gdzie zazwyczaj zmywarka czeka na rozladowanie, a w zlewie zalegaja jakies teskniace za umyciem lub wsadzeniem do zmywary naczynia, teraz zlew byl pusty, a zmywarka oprozniona. Gdzie kuchenka wiecznie czyms upackana, teraz blyszczaca czystoscia. Gdzie w lodowce zazwyczaj cos nakapane, teraz polki umyte i lsniace. Gdzie wokol stolika dzieci ciagle cos nakruszone i rozlane, teraz na biezaco zamiecione oraz przetarte. I moglabym jeszcze wiele takich "Gdzie..." wymienic. Czyli da sie. Tyle, ze kazdy dzien po "wydaniu" sniadania zaczynalam od przetarcia kuchni. I porzadkami kuchennymi kazdy dzien konczylam... A w miedzy czasie, srednio co 10 min. cos wycieralam, przecieralam, zamiatalam i szorowalam... I dosc mocno wzdychalam nad ta syzyfowa praca. Wniosek? Wole nie miec czasu, miec balagan w chalupie, ale za to posiadac solidna wymowke od pucowania, w postaci pracy i spedzania wiekszosci dnia poza domem! :D

Po czwarte. Dzieciaki. Matko Boska, jak one mi daly popalic! Potworki wkraczaja w kolejne etapy stosunkow miedzy rodzenstwem. Po zazdrosci, rywalizacji, tluczeniu Starszej Mlodszego i ryku tegoz, wyplywamy na nieznane wody dokuczania sobie nawzajem oraz wzajemnych rekoczynow. Poranne dialogi zaslyszane z kuchni, czesto brzmialy mniej wiecej tak:
Bi: "Czesc glupi Nik!"
Nik: "Cesc glupia Bi!"
Bi: "Ty pierdnales!"
Nik: "Nie! Ty pieldnelas!"
Bi: "Twoja pupa smierdzi!"
Nik: "To twoja pupa smieldzi!"

Za chwile ktores tracilo cierpliwosc do wyzywania sie od glupoli oraz pierdzacych smierdziuchow i dochodzilo do rekoczynow. Jeszcze niedawno Bi walnela Nika, ten sie rozdarl, wkraczali rodzice, Bi szla za kare do pokoju, tam z kolei ona wyla, ze bedzie juz grzeczna i na tym sie konczylo. Teraz Nik zaczal sie odgryzac. Nie tylko oddaje Bi, ale tez czesto sam zaczyna bijatyki. A mnie zdarzylo sie kilka razy zeszlego tygodnia wzniesc oczy ku gorze, po czym oznajmic potomstwu, ze maja sie dogadac, albo przestane reagowac do momentu, az poleci krew. ;) Tyle, ze 5-latka oraz niespelna 3.5-latek chyba nie bardzo rozumieja taka grozbe. W kazdym razie niezbyt sie przejeli. ;)

Poza tym, nie da sie nie wspomniec, ze z Nika jest mala cholera. Kiedys, dawno temu, dosc czesto dawalam mu ta ksywke. Potem jednak stal sie takim slodkim, przytulasnym, malym chlopczykiem. Jeszcze niedawno (kurcze, jakis miesiac temu!) chwalilam go ze jest tak pokojowo nastawiony do swiata. Inne dzieci u opiekunki sie tluka, a Nik nigdy. Kiedy Bi go walnela, tylko plakal... Kilka tygodni temu, w rozmowie z mezem, az wyrazilam obawe, ze w przedszkolu czeka go niezla szkola zycia. Jak moj spokojny, wrazliwy, nieco misiowaty Kokus odnajdzie sie wsrod innych, czesto szalonych i agresywnych chlopcow? Hmmm... Wyglada na to, ze moje obawy byly bezpodstawne. To ze Nikowy poziom energii wzrosl 300-krotnie (500-krotnie?) zauwazylam i ja i opiekunka juz kilka miesiecy temu. A teraz odkrywam z niemalym szokiem i konsternacja kolejne nowosci. Kiedy Nik sie wscieknie, czyli srednio co pol godziny, wrzeszczy. Ale jak wrzeszczy! Kiedys wrzasnal na Bi, kiedy akurat ubieralam mu pizamke i mialam glowe zaraz przy jego paszczy. Ludzie, az mi uszy zadzwonily, a mozg sie bolesnie skurczyl od nadmiaru decybeli! Jego wrzaski sa straszne. Ale lobuzowanie chyba jest gorsze. Biega to-to jak z motorkiem w malej dupce, skacze po meblach. wspina sie po regalach, a po drodze, podbiega do domownikow i znienacka trzepie lapa! Albo kopie, tudziez "buca" z glowki. Najczesciej siostre, ale ja oraz M. tez obrywamy. A maly urwis rechocze i zwiewa, po czym wraca pedem, zeby znow cie trzepnac. Co gorsza, rzuca sie z rekoma w zlosci. Najwiecej obrywa oczywiscie Bi. O ile my - rodzice, staramy sie nie reagowac, zeby zobaczyl, ze nic nie wskora, o tyle Starsza juz tyle cierpliwosci nie ma. Goni wiec za malym delikwentem z wrzaskiem oraz lzami i mamy awanture na calego.
Po prostu kochajace sie rodzenstwo! :/

Oprocz trzepniecia znienacka, Nik otwarcie ( i ciagle, ciagle, bez przerwy...) prowokuje siostre. Oboje niemozliwie pilnuja swoich zabawek i doskonale wiedza co nalezy do kogo. Kilka(nascie) razy dziennie obserwuje wiec jak Nik bierze wlasnosc siostry i bezczelnie wola "Bi, a ja mam twoje... (tu wstawic dowolny przedmiot)". Dosyc czesto tez, zanim podejdzie pomachac Bi przed nosem jej wlasnoscia, przychodzi do mnie i szepcze konspiracyjnie, ze podkradl Starszej to czy tamto. Po prostu mala, zawadiacka cholera! :D

A jaka szybka! Codziennie mialam okazje obserwowac podobne dokuczanie sobie na ogrodzie. W domu mozliwosc manewru oraz rozpedu jest mocno ograniczona, wiec gonitwy koncza sie dosc szybko, ale na podworku? Ha! Tam dopiero Nik ma pole do popisu! Niewiadomo kiedy wyksztalcil sobie niezly sprint. Jeszcze niedawno Bi bez trudu go doganiala. Jest wyzsza, ma dluzsze nogi, wiec nadal go zlapie, ale teraz musi sie mocno wysilic. A Mlodszy dobrze o tym wie. Zapiernicza jak mala rakieta, a nozkami przebiera tak szybko, ze dziwne, ze mu nie odpadna. ;) I odwrotnie, potrafi dogonic siostre. "Przypadkowe" trzepniecia po glowie oraz spierdzielanie z nieswoimi zabawkami jest wiec na porzadku dziennym (kilkadziesiat-razy-dziennym), z obu stron.
Ale i tak wyjscia do ogrodu, byly (oprocz drzemki) moim ulubionym "oddechem". Wiecej przestrzeni, rowerki, hustawki, piaskownica i dzieciaki zazwyczaj bawily sie zgodnie, a mi udalo sie nawet kilka razy wypic kawe siedzac na krzeselku w sloncu. ;)


(Banki krolowaly! :D)


(Takie lato mielismy jeszcze w zeszly piatek. Szkoda, ze chwilowo sie skonczylo...)

Mowie Wam. Juz dawno stwierdzilam, ze cos mi ta praktyczna strona wychowywania dzieci nie idzie za dobrze... Teraz stwierdzam, ze nawet teoria gdzies sie ulotnila. Wszelkie pedagogiczne podejscie przegrywa z zywioloscia, uporem i zawzietymi charakterkami moich Potworkow... :D Kilka razy M. ze zgroza pytal mnie czy ja tez tak walczylam z siostra, bo on nie pamieta zeby tak bez przerwy bil sie oraz klocil sie z bratem o wszystko... ;) Z tego co pamietam jednak, to ja z siostra bylysmy obie dosc spokojne nieczesto dochodzilo do rekoczynow. Zreszta, miedzy nami byla nieco inna dynamika, bo dzielilo nas 6 lat. Dzieki temu ja, jako starsza, potrafilam juz negocjowac, albo zrecznie manipulowac mlodsza, zeby dostac co chce. ;)

Zeby jednak zrownowazyc te narzekania, musze przyznac, ze z jednej rzeczy udalo mi sie w zeszlym tygodniu skorzystac. Ze snu. W koncu! Po kilku latach nocnych pobudek oraz wstawania skoro swit, wreszcie mam nieco starsze dzieci. Przesypiaja noce. Nooo, zazwyczaj, bo np. zeszlej, Nik obudzil sie przed 1 nad ranem i ryczal niewiadomo o co. Koniec koncow wyszlo, ze chyba bylo mu chlodno, bo po okryciu grzecznie zasnal. A chwile pozniej Bi (wybudzona przez brata), przytuptala z poduszka do naszego lozka, wgramolila sie na srodek i bez pytania przykryla tatusiowa koldra. ;) Kiedy udalo nam sie ja pogonic (z wielkim zawodzeniem), po chwili zaczela wolac, ze jeszcze potrzebuje buziaczka i tulenie do zasniecia. A za moment przyszla do ojca kolejny raz, bo jej sie chce siusiu i potrzebuje meskiej asysty. :D Takze, hm hm, bywa roznie, ale zazwyczaj spia ladnie. ;)

W zeszlym tygodniu Potworki zrywaly sie oczywiscie zaraz po 6 rano, ale na szczescie M. byl juz wtedy na nogach, wiec wreczal im kakao, wlaczal bajki i mniej lub bardziej grzecznie, siedzieli sobie w salonie. Malzonek budzil mnie wychodzac, ale ja wtedy zakopywalam sie glebiej pod koldre i wygrzewalam stare kosci. Co prawda trudno to nazwac spaniem, raczej delektowalam sie cieplem oraz nierobstwem i przysypialam od czasu do czasu na kilka minut. A jednym uchem caly czas nasluchiwalam czy dzieciarnia sie nie morduje. Albo psa. ;) Zreszta po jakims czasie bajki im sie nudzily i przychodzili do sypialni sprawdzic czy matka zyje. Wtedy albo przytulali sie do mnie i lezelismy sobie razem, gadajac o bzdurkach (takie piekne macierzynskie chwile jak w filmach :D), albo zaczynali po mnie skakac, tudziez marudzic o sniadanie, czym zmuszali mnie do wygramolenia sie z wyrka. Ale i tak wylegiwalam sie codziennie do okolo 8. Luksus! ;)


O dzieciach chwilowo wystarczy. Poza tym, w sobote doczekalismy sie w koncu brakujacej szafki do salonu oraz stolu jadalnego i krzesel! Wreszcie!



Szafka jak szafka. Potrzebowalam pasujacego do komody mebla na kwiatka, z szufladami na jakies duperelki, to wszystko. Natomiast stol oraz krzesla swietnie sie wkomponowaly stylem w nasza jadalnie!


Pasuja i do okiennic i do poleczki zamontowanej na scianie. Nadaly pomieszczeniu taki nieco "wiejski" klimat, ale odkrylam, ze nawet mi sie to podoba. :) Nie mowiac juz o tym, ze jasne kolory i duzo nizszy blat optycznie powiekszyly ten niewielki pokoik, czy raczej kacik (bo jadalnia otwarta jest na kuchnie oraz salon). Zeby jeszcze mozna bylo wywalic stamtad klatke psa, bo marzy mi sie biala, oszklona gablotka na elegancka zastawe w kacie... Niestety, nie ma dla niej innego miejsca...

Pudla po meblach oczywiscie posluzyly Potworkom za swietne "domki". Cale szczescie krzesla przyjechaly w dwoch identycznych kartonach, wiec obylo sie bez klotni i ryku. ;)






W sobote jedziemy na dlugo wyczekany dzien z "Tomkiem i Przyjaciolmi". Oby pogoda dopisala i zdrowie nikogo z rodziny nie zawiodlo, bowiem przejazdzka jest wykupiona na konkretny dzien (i nawet okreslona godzine). Przejechac sie ciuchcia mozna od biedy nawet w deszczu. Ale oprocz tego, obok stacji ma byc caly wielki festyn z atrakcjami dla dzieciarni. Szkoda by bylo gdyby Potworki musialy z niego zrezygnowac z powodu chorobska lub ulewy...

No i chyba sobie wykrakalam! W poniedzialek rano odwiozlam do przedszkola calkowicie zdrowe dziecko. Bi nawet kaszlec w koncu przestala. Co prawda w niedziele wieczorem mialam wrazenie, ze mowi jakby troszke przez nos, ale do poniedzialkowego popoludnia wszystko wydawalo sie ok. Tymczasem, po jednym dniu, odebralam dziecko juz z lekka "pociagajace". Do wieczora juz z wyraznym gilem i skora pod nosem oraz na policzkach, obtarta do ciemnej czerwieni od ciaglego wycierania rekawem (Bi nadal nie nauczyla sie wydmuchiwac, a chusteczek uzywa bardzo opornie). Eeeech... Oby skonczylo sie tylko na katarze i do soboty w miare przeszlo. Byle nie na innych czlonkow rodziny. M. jeszcze kaszle po ostatnim wirusie... :/

Na koniec cos smiesznego-inaczej dla innych "bab". Date wyjazdu na wakacje wybieralismy tak, zeby polaczyc go z jakims dlugim weekendem i zaoszczedzic dzien urlopu. Jeden mamy pod koniec maja, ale to za szybko, wiosne mamy zalatana i nie wyrobilibysmy z organizacja. Inny dlugi weekend jest na poczatku wrzesnia, ale tu z kolei Nik bedzie dopiero tydzien w przedszkolu, a Bi w zerowce. Ze wzgledu na adaptacje, zabieranie ich na urlop w tym czasie, to kiepski pomysl. Padlo wiec na poczatek lipca, kiedy wypada Dzien Niepodleglosci. I wszystko ladnie - pieknie, ale wczoraj cos mnie tknelo. Spojrzalam w kalendarzyk na komorce i voila! Okres wypadnie mi w polowie urlopu! Jak sie przesunie i zjawi wczesniej (a czesto sie przesuwa), mam szanse dostac go zaraz na poczatku wyjazdu i miec przez calutkie wakacje! Noszzz, to jakis kiepski zart... Caly rok czlowiek czeka na odpoczynek, a potem ma sie meczyc z miesiaczka?! Wiem wiem, niektore z Was napisza, ze mozna uzywac tamponow (ktorych nie lubie i normalnie nie stosuje) i normalnie chodzic na plaze czy basen. Ale okres w moim przypadku to tez wzdecia, niewygoda, zmeczenie i wkurw... Marzenie na urlopie... :/
Coz... Jeszcze dwa cykle do wyjazdu. Licze, ze tak sie poprzesuwaja, ze "te" dni przyjda PO urlopie, albo juz pod jego koniec... ;)

22 komentarze:

  1. Kochana, a gdybyś zaprosiła kilkoro dzieciaków do Was do domu? Macie ogród, mogłabyś urządzić im kilka zabaw jakiś mały poczęstunek (koreczki? Mini kanapeczki?) ciasto czy tort zamówić czy kupić chyba że chcesz piec :D myślę że dacie radę :D A co do tamponów - spokojnie można używać. Czesto korzystam, na codzień zawsze. I na noc. Na basenie i na wakacjach też się zdarzało. A Twoje dzieciaki to agenci! U mnie jest tak że zwykle Podopieczna krzywdzi brata, a potem udaje aniołka i ze niby on sam się uderzył.. eh. Poza tym też już podbierają sobie zabawki :/ a ile wrzasku.. nawet jak Podopieczna danymi rzeczami się nie bawi od lat to nowa zabawka brata jest natychmiast jej.. dzieci... powodzenia Kochana. Daj znać co umyslilas w sprawie tych urodzinek urodzinek:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to u nas tez najlepsze zabawki to te, ktore akurat wzial brat/ siostra. Nawet jesli kurzyly sie na polce od miesiaca. :D

      Nie, do tamponow sie nie przekonam. ;) Nie lubie i juz. Mam nadzieje, ze okres sie przesunie i problem z glowy. :)

      Kochana, ale pamietaj, ze potencjalni goscie przyjada z rodzicami, bo to przeciez przedszkolaki. Jakos nie czuje sie na silach zabawiac trzydziesci pare osob, w tym polowe dzieci. :D

      Usuń
  2. Ty pisalas w ratach a ja w ratach czytalam i pewnie odpowiadac bede ;)
    Przede wszystkim to przyjecie. Znam takich co urodzinowe przyjecie wyprawiaja... pol roku po urodzinach;) My za to dzieciom urodzin nie wyprawiamy. Tak sie zlozylo. Kiedy byli mniejsi zapraszalismy do domu naszych polskich znajomych( sporo ich bylo!), teraz szkoda nam kasy. Wolimy wyjechac z dziecmi na jakas ekstra wycieczke.
    Co do dziecicych klotni to chyba nie pomoge.Zdazaja sie moi urwisom klotnie, szczegolnie miedzy Zosia i Lukaszem-charaktery im sie jakos tak scinaja ale obywa sie chyba bez wiekszych tragedii. Moze u Was to kwestia wieku? Albo tego,ze to chlopiec i dziewczynka sa?
    Z tym okresem na urlopie lacze sie w bolu- mi zawsze przypada okres akurat na wakacje i to najlepiej w dzien wyjazdu. Tamponow tak samo nie lubie, wiec tez znam ten bol. :/
    Sliczne te Wasze nowe meble a juz zakochalam sie totalnie w tych wspomnianych okiennicach-CUDO!
    Zdrowiejcie szybko,zebyscie mogli sie tym Tomkiem cieszyc:) No i pogody Wam zycze oczywiscie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pogoda na "Tomka" wstrzelilismy sie idealnie! Sobota byla ostatnim cieplym i slonecznym dniem. :) Od niedzieli zimno i codziennie pada... :/
      Mam nadzieje, ze u nas takie klotnie z czasem beda rzadsze. Plec chyba nie ma tu narazie znaczenia, za mali sa, ale niewielka rozica wieku napewno. Mam nadzieje, ze za jakis czas naucza sie lepszego kompromisu i wspolpracy. :)
      Okres... Byl czas, kiedy mialam lat "nascie", ze za kazdym razem jak wyjezdzalam, mialam miesiaczke! A znosilam je bardzo zle... Moje kuzynki zawsze zrywaly boki, ze co do nich przyjezdzam, to z okresem i zdycham! :D
      Tez slyszalam juz o takich, co urodziny wyprawiaja dzieciom kilka miesiecy po. ;) Dla mnie jednak miesiac pozniej, to juz maksimum i to naciagane. I w tym roku chyba Bi obejdzie sie smakiem...

      Usuń
  3. Mam nadzieję, że jednak uda się znaleźć jakieś miejsce na urodziny Bi- bo domyślam się, że nie za bardzo masz ochotę na gromadę dzieciaków grasujących po Waszym domu i że taka opcja raczej nie wchodzi w grę ;)

    My z siostrą też darzyłyśmy siebie tak wielką siostrzaną "miłością", że obie czasami wręcz zakrwawione chodziłyśmy, albo jedna trzymała w dłoni wyrwany pęk włosów tej drugiej ;)

    Co do okresu: Mnie zdarzyło się ze dwa razy przesunąć farmakologicznie, ale wtedy byłam non stop na tabletkach anty ze względu na moją burzę hormonów, więc tak czy siak musiałam je brać i tylko nie zrobiłam przerwy między jednym a drugim opakowaniem. Jeśli ktoś stale nie zażywa - to niezbyt zdrowe rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety na tabletkach nie jestem, wiec przesunac nie ma jak. Trzeba liczyc, ze sama sie przesunie. ;)
      Miedzy mna a siostra jest 6 lat, wiec rzadko dochodzilo do wielkich awantur, ale kilka razy zdarzylo nam sie wyjsc z szarpaniny z zadrapaniami. ;)
      Urodziny Bi sobie odpuszczam. ;) Na niedziele zaprosilismy dziadka, ciotke M. oraz chrzestnego Bi. Bedzie tort, jakis poczestunek i wystarczy. :)

      Usuń
  4. Podejrzewam, że co roku w okolicach urodzin Potworków będziesz się zastanawiała, kiedy ten czas minął. Sama nie ogarniam, kiedy te dni, tygodnie, miesiące uciekają. Dopiero co leżąc, kwiląca, a już zasuwające i próbujące coś tam po swojemu pyskować.
    Mam nadzieję, że uda Wam się znaleźć jakieś rozwiązanie na dziecięce urodziny Bi. Gromadka dzieciaków w domu, to niezbyt dobre rozwiązanie. A może macie w okolicy jakiś dom kultury, muzeum, galerię. Czasem mają świetne propozycje na urodziny.
    Ja jestem na zwolnieniu 4 dzień, a przy okazji odciążam Dziadków w opiece nad Młodym (takie to zwolnienie), ale wiem, że ja w pracy odpoczywam. Zapomniałam przez miesiąc, jak to jest przy maluchu. Szybko :)
    Między mną, a siostrą 8 lat. Do rękoczynów nie dochodziło, ale pyskówki i kłótnie były na porządku dziennym dość długo. Biedna ta nasza Mama była.
    Z okresem to miałam tak, że w innym klimacie (przeważnie górskim) nie czułam, że coś mi jest. Omijały mnie boleści, jak w domu na nizinach. Także miałam to szczęście, że mi nie przeszkadzał. Ale może natura sama ureguluje to dobrze.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w "mlodosci" okresy mialam straszne. Pierwsze 3 dni byly wyjete z zyciorysu. Wtedy naprawde skrupulatnie, planujac wyjazdy, jesli moglam, date dobieralam do srodka cyklu (na szczescie od poczatku byly dosc regularne). Kiedy urodzilam dzieci, przestaly byc tak bolesne, ale nadal sa dosc uciazliwe. Coz, mam nadzieje, ze sie data przesunie. :)
      Haha, ja zawsze powtarzalam, ze w pracy to ja mam relaks! Z wyjatkiem dni, kiedy mamy audyty, to wlasciwie wiekszosc dnia spedzam spokojnie za biureczkiem. ;)
      No wlasnie, nie za bardzo umiem zabawic stadka dzieciakow, a w dodatku dochodza ich rodzice. ;) Sa w okolicy muzea, nawet dzieciece, ale oferte maja podobna do sali zabaw. No i niestety, wszystko zarezerwowane na 3-4 tygodnie wprzod... :(
      O, moje Potwory to juz pyskuja w najlepsze i to z jakim zacieciem! :D

      Usuń
  5. Okres na wakacjach, taaa nawet mi nie mów :(
    Bardzo podobają mi się takie meble.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje! Ciesze sie, ze ktos jeszcze dzieli moje gusta! ;)

      Nooo... urlop z okresem, zyc nie umierac. :/

      Usuń
  6. Agato, moze jedank troche zatesknilas?? ;) Czytalas ostatnie komentarze?? Zlot czarownic ;)??
    A teraz do akltualnego postu- lubie, lubie, lubie :) i nawet jesli nie jestem w stanie skomentowac wszystkich zawartych tu tematow- czytam i ogladam z przyjemnoscia!
    Po babsku napisze, ze moze jesli natura teraz troche sie postara to moze do urlopu wlasnie z dwa, trzy dni cos sie przesunie i nie bedzie tak zle?? Trzymym kciuki za ten komfort!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie na to licze! ;) Zazwyczaj okres przesuwa mi sie o 1-2 dni. Jesli dwa pod rzad przesuna sie o 2 dni, wyjdzie 4 dni roznicy i moze bede miala szczescie i dostane go juz PO urlopie! Gorzej, ze czasami cos w organizmie "sieknie" i dostaje okres wczesniej. Oj, bede wtedy zla! ;)
      Na zlot czarownic jestem chetna, tylko nasz wyjazd do Polski bedzie stal pod znakiem zapytania do wykupienia biletow. ;)

      Usuń
  7. O rany, okres na wakacjach - nienawidzę. I chyba głównie dlatego by mieć w takich sytuacjach jakiś wybór zawsze przy wyborze antykoncepcji stawiam jednak na tabletki ;P

    Co do urodzin to i mnie do głowy przyszło zaproszenie paru dzieciaczków do Was do domu, gdyby Bi bardzo zależało. Tak, wiem, że to pewnie będzie się łączyło z ogromnym wyzwaniem dla Ciebie, ale czego się nie robi dla dziecka ;) No i może przy odrobinie szczęścia uda się ogarnąć dzieciarnię w ogrodzie?

    Stół z krzesłami piękny. Bardzo lubię taki styl.

    A o Niku fajnie się czytało choć oczywiście wyobrażam sobie jak wyczerpujący musi być :)No ale chłopak to chłopak, musi trochę pobroić, no nie? :) Przy pierdzących śmierdzielach rechotałam tak zdrowo, że aż H. kazał sobie przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kazdy wlasnie mowi, ze "no przeciez to chlopak!", a ja nie moge uwierzyc, ze to moj maly, przytulasny Kokus! Ten lobuz! ;)

      Nie nie, zadnych dzieci nie zapraszam! :D W zyciu nie ogarne chalupy po takim tornadzie, poza tym wraz z dziecmi przyjada rodzice, a tych znam z widzenia, ale tak naprawde to nic o nich nie wiem... Bedziemy miec male przyjecie w gronie rodziny i juz. :)

      Ja antykoncepcji hormonalnej troche sie boje. Bralam tabletki przez kilka lat, ale bylam po nich okropnie humorzasta, a moje niskie libido bylo praktycznie na minusie. Za to moja siostra po pigulkach rozregulowala sobie cykle tak, ze kilka lat zajelo jej dojscie do ladu. A kolezanka z pracy, po wielu latach brania pigulek miala zator w plucach i malo nie wyladowala na tamtym swiecie... Wole gumki. Moze komfortowe nie sa, ale w naszym przypadku skuteczne. :)

      Usuń
  8. Nie będąc oryginalną podpowiem pomysł urządzenia przyjęcia dla Bi w domu,czy ogrodzie jak pogoda pozwoli.A jak nie to odpuściłabym i zafundowała dziecku jakąs inną frajdę.
    Ja mam tak krótkie cykle że okres miewam dwa razy w miesiącu,i choć się z tym nigdy nie pogodzę to staram się jakos żyć i ratowac tamponami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa razy w miesiacu?! Rety... Ja mam raz, ale za to 7-8 dni. 1/4 zycia wyjeta z zyciorysu...

      Z urodzinami juz odpuscilam. Bedzie tylko malutkie przyjecie w gronie rodziny.

      Usuń
  9. Te planowanie urodzin to masakra, ja już mam od trzech miesięcy upatrzone miejsce tylko czekam aż mąż ruszy cztery litery i pojedzie je zaklepać, bo inaczej znów będzie klapa.
    Takie przezywanie to normalne, mogę tylko powiedzieć, że im nie przejdzie, bo potem to bedą to robili w formie zabawy, ale da się z tym żyć, dopóki przekleństwa nie pójdą w ruch :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie, ja za dlugo czekalam, przesuwalam i teraz musialabym zaklepac gdzies na poczatek czerwca. Daje sobie wiec spokoj. :)

      W ramach zabawy niech sie wyzywaja do woli, ale jak zaraz dochodzi do rekoczynow, to z lekka mi gula skacze. :)

      Usuń
  10. ty pisałaś na raty, a ja czytałam...
    też pomyślałam o przyjęciu dla Bi w domu/ogrodzie, zorganizuj do tego jakieś malowanie twarzy, bańki itp i imprezka gotowa.
    u nas też brzydkie wyrazy w modzie, chyba po prostu taki wiek;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No przepraszam, przepraszam za te tasiemce... ;)

      Oooo nie, zadnego stada dzieciakow u mnie w ogrodzie! :D Dziekuje pieknie, nie bede zabawiac tego towarzystwa. ;)

      Bi az ostatnio dostala uwage od nauczycielki, ze uzywa "bathroom words" w sali... :/

      Usuń
  11. Jejciu, musialam kilka razy usiasc zeby doczytac do konca. AGATA, Ty dobra bylabys w pisaniu ksiazek! Masz bardzo lekkie pioro !
    Jesli chodzi o impreze urodzinowa mojego 5 latka to fajnie bylo by w ogrodzie, ale z uwagi na niestabilna pogode w Irlandii balabym sie, ze zamawiajac bouncy castle padalby deszcz I co wtedy?
    Wiec stawiam na jeden z miejskich kids zones. Dostalam nawet fajny rabat, bo to rodzice dziewczynki, ktora chodzi do przedszkola z chlopcami.
    Okres sam w sobie mi nie przeszkadza, ale PMS mam zabojczy. Lepiej mnie unikac!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie chyba pioro nie takie lekkie, skoro nie umiem sklecic krotkiej historyjki ze zgrabna puenta, tylko wychodza mi takie eseje... :D

      Ja na 3 urodziny Bi robilam przyjecie w ogrodzie i pamietam, ze mialam wlasnie takie obawy. Co jak bedzie padac i utkniemy w naszym malutkim domku?
      U nas jakos malo takich sal zabaw i sa strasznie oblegane. :/
      Hehe, ja przy PMSie po prostu o wszystko rycze. ;)

      Usuń