Zdrowie to teraz slowo kluczowe na wielu blogach. Doczytalam ostatnio u Marty W, ze jelitowka ich rodzinnie rozlozyla! Wspolczuje, wspolczuje...
Tymczasem sama zniknelam z bloga na niemal 2 tygodnie i powodem po czesci tez bylo zdrowie, a raczej jego dokuczliwy brak. Ta grypa, czy co to za dziadostwo bylo, o ktorym ostatnio wspomialam, porzadnie przetrzepala nasza czworke. Kiedy pisalam poprzedniego posta, wlasnie wzielo mnie. To byl piatek. W sobote po poludniu goraczka odpuscila. Zdazylam sie nawet ucieszyc, ze przechodze to lzej niz Kokusio, ale za wczesnie bylo na radosc. Goraczka zostawila za soba potworne oslabienie oraz zawroty glowy. I to one glownie przyczynily sie do braku postow, komentarzy oraz odpowiedzi... Po prostu nie moglam patrzec w ekran komputera, bo literki sie rozlewaly, a mnie zbieralo sie na wymioty... Nawet w pracy, do ktorej uparcie wrocilam w poniedzialek, staralam sie jak najwiecej patrzec w papiery, a jak najmniej wklepywac w kompa... Zawroty trzymaly mnie prawie tydzien, a ze przy okazji ucho mialam lekko przytkane od smarkania, zaczelam sie obawiac, ze cos mi sie porobilo z blednikiem... Na szczescie przeszlo. Za to ja sie chyba od bloga oddzwyczailam, bo wcale nie mialam ochoty wracac z pisaniem. Sorki dziewczyny, szczerze Was lubie i nie zamierzam narazie znikac, ale przy kazdej dluzszej przerwie, przekonuje sie, ze wlasciwie to moglabym spokojnie przywyknac do braku blogowego swiatka. :D
To nie koniec historii chorobowej. W poniedzialek wszyscy rano rozjechalismy sie tam, gdzie trzeba: Nik do opiekunki, Bi do przedszkola, ja oraz M. do pracy. Jakos przebrnelismy przez wtorek, mimo, ze Starsza rano prawie nietknela kakao. Jak moje dzieci odmawiaja kakao, to cos musi byc na rzeczy... Modlilam sie, zeby cokolwiek ja bralo, zaczekalo do weekendu, wiedzac, ze kolejny tydzien spedze i tak w domu. Nie zaczekalo... W srode rano Bi znow kakao tylko lyknela, oznajmila, ze boli ja brzuch i ze jest zmeczona. Termometr pokazal stan podgoraczkowy. O 6:30 rano... Teraz pytanie co robic?! Ten odwieczny dylemat pracujacej matki... W poprzednim tygodniu siedzialam 3 dni w domu. Kolejny mialam spedzic z dzieciakami caly. Szefa mam wyrozumialego, ale czulam, ze gdybym znow pol tygodnia siedziala w domu, to byloby lekkie przegiecie. Poza tym wrocilismy z malzonkiem do dyskusji nad urlopem, a zeby jechac na urlop, to ja potrzebuje miec jakies resztki dni wolnych, no! Oznajmilam wiec, ze JA do pracy ide. "Szczesliwie", poprzedniego wieczora goraczki dostal M. Postanowil wiec zostac w domu i podkurowac Bi oraz siebie samego. W czwartek juz sie zlitowalam i wzielam kolejny dzien wolny. Na szczescie tego dnia Bi juz nie miala goraczki, wiec w piatek wszyscy wyruszylismy rano w codzienne miejsca przeznaczenia.
A w tym tygodniu lokalne szkoly maja ferie wiosenne, przedszkole Bi jest zamkniete, wiec leniuchujemy w domu. I cale szczescie, bo stwierdzam, ze ten czas naprawde przyda nam sie na porzadne doleczenie. Status na dzis jest taki, ze ja rano chrypie tak, ze ledwie mnie slychac i od czasu do czasu musze sie wysmarkac i porzadnie odkaszlnac. Bi kaszle jak stary palacz, ale coraz rzadziej na szczescie. M. brzmi z kolei niczym gruzlik i jak to mezczyzna, narzeka, ze juz dawno nie byl taki chory. ;) Nik za to, ktory od 3 dni wydawal sie zupelnie zdrowy (znaczy przestal kaszlec), dzis dorobil sie cieknacego kinola. I to tak "ladnie", zoltawo od czasu do czasu. Ech... :/
To tyle z frontu wirusowego. Poza tym musze przyznac, ze pogoda na ferie wiosenne trafila nam sie niczym na zamowienie! Jest po prostu przepieknie! W poniedzialek oraz dzis mielismy ponad 20 stopni! We wtorek i srode bylo chlodniej, ale tez okolo 18 stopni i wystarczyla bluza na wierzch. I slonce, slonko, sloneczko! :) Jutro po poludniu maja niestety przejsc burze, ale temperatura ma nadal byc letnia - 25 stopni, wiec nie narzekam! Nie pisalam ostatnio, ze w tym roku kwiecien naprawde przeplata? Dwa tygonie wczesniej spadl snieg. W poniedzialek zas wyciagnelam bluzki na krotki rekaw!
(Ulubione zajecie ostatnio: grzebanie w ognisku, wzniecajac jak najwieksza chmure pylu...)
(Zwroccie uwage na to polaczenie wzorow oraz kolorow! Matka dala dziecku rajstopy, a ono uparlo sie na ta, konkretna spodnice...)
Probowalam porobic troche w ogrodzie, ale jak narazie wszystko sprzysiega sie przeciwko mnie. Najpierw naszukalam sie kluczyka do szopki. Jeden M. ma przy swoich kluczach, a drugi... No wlasnie, drugi powinien byc w szufladzie w kuchni. I byl, tyle ze wrzucony w woreczek z kupa innych drobiazgow i nie moglam go namierzyc. W dodatku jak juz myslalam, ze go znalazlam, okazalo sie, ze mamy dwa identyczne. Oczywiscie pierwszy musialam znalezc ten niewlasciwy, jakzeby inaczej. ;) A na koniec, kiedy w koncu do szopki sie dostalam, okazalo sie, ze lopata z ostrym koncem ma zlamany trzonek, a zeby cos wykopac plaska przy naszej twardej, kamienistej glebie, trzeba miec sile Herkulesa conajmniej... :/ Udalo mi sie rozdzielic jedna Hoste i nie wiem czy zarowno roslina "macierzysta", jak i sadzonka, przezyja to rozsadzanie. Nie majac bowiem sily zeby wbic lopate raz a dobrze, "dziabalam" nia na wszystkie strony, lamiac przy okazji polowe dopiero co rozwinietych lisci... Pocieszam sie, ze to sa bardzo mocne rosliny i powinny odzyc. Albo bede pierwsza osoba w historii, ktora "zameczyla" Hoste. ;) W kazdym razie przy reszcie zamierzam pracowac paluszkiem - pokazywac M. gdzie ma co wykopac i w ktore miejsce przesadzic. :D Przycielam jednak troche suchych badyli pozostalych po zimie i popielilam chwasty, ktore oczywiscie rosna znacznie szybciej niz moje kwiatki. A niedlugo bede musiala przymusic meza, zeby skopal mi warzywnik, tylko jak tego dokonac? ;)
Co poza tym sie dzialo w ciagu ostatnich 2 tygodni? W poprzedni wtorek pojechalysmy z Bi na kolejne spotkanie przed - zerowkowe. Nie bardzo mialam ochote, bo nadal walczylam z zawrotami glowy, a Bi juz wykazywala pierwsze oznaki, ze ja tez bierze choroba. Ale ze bylo to ostatnie spotkanie grupowe, a Bi wyjatkowo sama sie o nie dopytywala, pojechalysmy. I cale szczescie! Samo spotkanie znow mnie rozczarowalo. Tym razem szkolna specjalistka od matematyki, powtarzala, zeby w domu z dzieckiem jak najwiecej liczyc, sortowac oraz ukladac sekwencje. Nuuuda... Ale! Przed "specem od matmy", krotka przemowe miala dyrektorka i wspomniala w niej, ze rodzice dostali juz maile z linkami do elektronicznych zapisow na spotkania indywidualne w maju. A ja nic nie dostalam! Po spotkaniu podeszlam spytac co i jak. Dowiedzialam sie, zeby zadzwonic nastepnego dnia do biura i sprawdzic czy maja moj poprawny odres mailowy. Zadzwonilam. Niezbyt ochocza we wspolpracy pani, co chwila wzdychajac polecila mi, chociaz nie powinnam tego robic, zebym zarejestrowala Bi na stronie internetowej szkol w naszym miasteczku. Dopytalam czy jest pewna, bo zrobilam to rok temu, przed przedszkolem, a na stronie jest jak byk napisane, ze rejestracja jest dla uczniow nowych w systemie. Tak tak, ona wie, nie powinnam tego robic, ale tylko w ten sposob bede otrzymywac wszystkie maile w sprawie rejestracji do zerowki. Ok, zarejstrowalam. W ciagu kilku godzin zaczela splywac na moja skrzynke cala zalegla korespondencja. Zeby bylo smieszniej, zaraz w pierwszym mailu, pogrubionym drukiem, napisane bylo, zeby rodzice dzieci uczeszczajacych do naszego miasteczkowego przedszkola NIE rejestrowali ich ponownie na stronie! ;) Balagan maja niemozliwy!!! Najwazniejsze jednak, ze dostalam w koncu linka do zapisow na indywidualna rejestracje. Odbedzie sie ona na poczatku maja i bedzie sie skladac ze spotkan z dyrektorka oraz szkolna pielegniarka, gdzie sprawdzane beda wszystkie dokumenty dziecka, a w tym czasie przyszly zerowkowicz bedzie "maglowany" przez dwie nauczycielki. Celem jest sprawdzenie co dziecko umie i na jakim jest poziomie, zeby przydzielic je do odpowiedniej klasy.
W zeszla sobote zas bylysmy z Bi na kolejnym przyjeciu urodzinowym. Stalo ono pod znakiem zapytania, bowiem nie bylam pewna czy Starsza wydobrzeje. Nawet w dzien imprezy nadal mialam watpliwosci, ale Bi odliczala dni caly tydzien i blagala zeby mogla pojsc, wiec uleglam. Szkoda mi jej bylo, bo chociaz ewidentnie swietnie sie bawila, to nadal byla lekko oslabiona po chorobie.
(Niemal cala klasa przedszkolna Bi :D)
Przyjecie odbylo sie w miejscu zabaw z ogromnymi dmuchancami, a Bi co chwilka przerywala skakanie zeby usiasc kolo mnie na laweczce i odpoczac. Zupelnie jak nie moje niewyzyte dziecko... Koniec koncow wyszla jednak zadowolona i to najwazniejsze.
Tymczasem w tym tygodniu odbebniam ferie i "pracuje" z domu. Moj szef byl na tyle wspanialomyslny, ze zgodzil sie, zebym wziela kilka dokumentow i sprawdzila je w domu i w ten sposob zaoszczedzila dni wolnych. Idzie mi to jak po grudzie, bo skupic moge sie tylko podczas potworkowej drzemki oraz wieczorem, kiedy juz pojda spac. Ale moze "skasuje" sobie 2 dni urlopowe, zamiast 5. Zawsze to cos, szczegolnie, ze...
Zarezerwowalismy wakacje! Temat tegorocznego urlopu wracal, po czym znikal juz od jakiegos miesiaca. Poniewaz za rok naprawde chcemy poleciec do Polski, a na taki wyjazd spokojnie pojdzie kilka tysiakow, wiec bylam sklonna odpuscic sobie wakacje w tym roku. Szczegolnie, ze tyle dni urlopu idzie mi na te nieszczesne dni wolne od przedszkola, ze wychodze praktycznie na zero... A u mnie w pracy, urlop nie resetuje sie od nowego roku, czyli nagle od stycznia nie bede znow miala wolnych 4 tygodni, tylko co miesiac doliczaja mi 2.5 dnia. Przy ciaglych swietach i feriach przedszkolnych, uskladanie sobie 3 wolnych tygodni na wyjazd do Polski, bedzie niezlym wyzwaniem... Ale M. sie uparl, a wiadomo, odpoczynek fajna rzecz, wiec uleglam. ;)
Jedziemy na tydzien, a wyjazd laczymy z dlugim weekendem, wiec wezme na niego 4 dni wolne, zamiast 5. :) Moj malzonek ma jedna, fatalna wade. Nie lubi wracac w miejsce, ktore juz zna. Tym razem poszedl na calosc i nie chce wracac do Poludniowej Karoliny, nawet w zupelnie inna miejscowosc! :/ W koncu machnelam reka na jego fanaberie i zostawilam mu wolna reke. Iiii... nie wiem czy to nie byl blad. Zeby zaoszczedzic kasiory znow jedziemy autem, natomiast moj malzonek postanowil zjechac tym razem az w gorne rejony Florydy! Wychodzi nam 17 godzin jazdy!!! Ostatnie 14 byly nielatwe, szczegolnie droga powrotna, wiec M. okazuje sie byc niepoprawnym optymista, ale coz... Jak znam zycie, nie da mi nawet na moment zasiasc za kolkiem, wiec skoro sam chce tyle godzin sie meczyc, jego wola. ;) A poza tym wakacje beda wygladac kropka w kropke jak rok temu. Hotel z basenem, przy samej plazy. Na terenie kurortu nie ma co prawda placu zabaw, ale za to bedziemy zaraz przy centrum miasteczka z wieloma atrakcjami dla dzieciakow. Mysle, ze moze odpuscimy sobie na te kilka dni drzemke i dla odmiany troche pojezdzimy i poogladamy. :)
A oprocz "pracy" z domu i porzadkow w ogrodzie, namietnie w tym tygodniu pieke. Tutaj ciacho bananowe, ktore posmakowalo Nikowi (matka sie wzruszyla, bo to rzadkosc...) i zniklo w jeden dzien!
I to tyle z dzisiejszej relacji. Ide "popracowac", zeby szef krzywo nie patrzyl w poniedzialek. ;)
Super, że jesteś! Coś jest chyba w powietrzu, zarówno u Was jak i tu w Polsce. Ja znowu jestem chora. Pojechaliśmy osuszyć babcię męża, okazało się, ze jest chora. Niby się nie całowałam, byliśmy tam z godzinę może. Potem wyjazd jednodniowy on też wymarzłam no i zmiana temperatury, bo u moich rodziców ciepło, a u nas w mieszkaniu tak sobie, ni to ciepło ni zimno, a u teściów to lodówa (oni się kominkiem na dole dogrzewają, ale na górze to i tak zimno). Efekt taki, że tydzień męczył mnie katar (tydzień.. ważny bardzo) teraz katar sobie mija a doszedł kaszel:( tragedia. Nie ma to jak się rozchorować będąc na urlopie :/
OdpowiedzUsuńNo naprawde! Ja juz mysle o naszym urlopie i mam nadzieje, ze poniewaz jedziemy juz latem, cieplo wygoni wszystkie wirusy I chociaz o choroby nie bede sie musiala martwic! :)
UsuńSuper, że jesteś! Coś jest chyba w powietrzu, zarówno u Was jak i tu w Polsce. Ja znowu jestem chora. Pojechaliśmy osuszyć babcię męża, okazało się, ze jest chora. Niby się nie całowałam, byliśmy tam z godzinę może. Potem wyjazd jednodniowy on też wymarzłam no i zmiana temperatury, bo u moich rodziców ciepło, a u nas w mieszkaniu tak sobie, ni to ciepło ni zimno, a u teściów to lodówa (oni się kominkiem na dole dogrzewają, ale na górze to i tak zimno). Efekt taki, że tydzień męczył mnie katar (tydzień.. ważny bardzo) teraz katar sobie mija a doszedł kaszel:( tragedia. Nie ma to jak się rozchorować będąc na urlopie :/
OdpowiedzUsuńDobrze,ze jednak wrocilas :) Zdrowka zycze! U nas ja sie rozlozylam,niby nic wielkiego-da sie zyc ale mam wrazenie,ze chorobsko zamiast odchodzic przybiera na sile.
OdpowiedzUsuńAle super, ze planujecie juz sobie wakacje. My do Polski jedziemy w tym roku, nie bylo nas z dwa lata juz i sie stesknilismy.
Zycze duzo zdrowka i mam prosbe- mimo wszystko nas nie opuszczaj bo kto nam tu bedzie takie tasiemce piekne tworzyl ? ;)
Nigdzie sie nie wybieram, tylko cos ostatnio nie mam jakos zapalu do pisania. Dopoki nie zaczne oczywiscie, bo potem, jak widac, wychodza mi eseje. ;)
UsuńMy w Polsce nie bylismy prawie 4 lata... Nie do wiary... Moja rodzina nie poznala jeszcze Nika. Podobnie jak bracia M. Ja nie poznalam jeszcze mlodszej siostrzenicy.
Ale tak ogolnie to nie tesknimy. :D
Agata, pierwsze zdania mnie zasmucily, Ty naprawde o nas "zapomnialas" i nie tesknilas??? :(((
OdpowiedzUsuńJa juz bylam o krok pisania na priv. do Ciebie czy cos sie stalo bo takiej dlugiej pausy dlugo juz nie robilas- dobrze, ze zareagowalas na wiadomosc Marty!
uwielbiam Twoje tasiemce ... takze zostan z nami :)
Wiesz, ze dopiero na zdjeciach widac, ze potworki wyrosly :O Bi jaka wysoka- i SLICZNA, Nikus slodziak- lobuziak w ognisku :) przyjemnie na nich popatrzec.
Podziwiam was za odwage- taaaka dluga podroz!! Mnie starej by sie chyba d... splaszczyla ;)
Cel urlopu fajny- juz czekam na relacje i zdjecia!
Zdrowka dla was i pieknej pogody- u na ma wrocici zimno... :(((
Ewciu, nie tesknilam, bo caly czas na biezaco Was czytalam. ;) Tylko pisac mi sie nie chcialo...
UsuńPotworki rosna jak na drozdzach! Moj tato, przez wylot do Polski nie widzial ich 4 tygodnie i nawet on sie zdziwil jak wyrosli przez ten czas! A oboje od pazdziernika urosli o 3 cm, wiec tak, wyciagaja sie (widac to szczegolnie po Kokusiu). Poza tym przez cala zime zdjecia mieli w ocieplanych kurtkach i spodniach, wiec nawet nie mozna bylo im sie dobrze przyjrzec. ;)
Co do podrozy, to osmielila nas zeszloroczna podroz - tylko 3 godz. krocej i Potworki byly o rok mlodsze, a jakos przetrwalismy. A tylek i tak mam plaskaty, wiec siedzenie w aucie juz mu nie zaszkodzi. :D
Pogode niestety caly tydzien mamy (i bedziemy miec) "angielska": chmury, deszcz i ziab. Bleee...
To ja jadę do Ciebie, bo u nas pogoda do d..y wsadzić...widzę, że macie takie same cyrki z zapisami, nas czeka zapis do gimnazjum, już się boję :(
OdpowiedzUsuńKochana, zanim zaczniesz sie pakowac, musze Cie uprzedzic, ze u nas calutki tydzien z deszczem i maksymalnie 13 stopni. To tyle z naszej wiosennej pogody. ;)
UsuńNo Kobieto! Brakowało nam tu Ciebie. Ale wiesz co? Po każdym dłuższym nie pisaniu, mam te same refleksje. Gdybym kiedyś musiała/chciała, to życie bez bloga nie byłoby tragiczne :D Na szczęście mam maile i czasem numer telefonu moich wszystkich NAJ, także kontakt by został.
OdpowiedzUsuńTak, tak- rozłożyliśmy się. Na szczęście wróciliśmy wszyscy do świata żywych, Lila ma taki apetyt, że nie nadążam gotować. Serio. Ale porządnie schudła przez te dni, więc niech nadrabia :)
Ogród... Ja to w ogóle mało siły mam i krzepy- do każdego kopania proszę Marcina. Ostatnio właśnie nawet z początkiem jelitówki poszłam na działkę, bo musiałam kuć żelazo póki gorące, inaczej te drzewka szlag by trafił. A że udało mi się kupić dwa białe bzy- no to sama rozumiesz :) Co prawda maluszki takie, śmiałam się, że zakwitną może na komunię Lilki pierwszy raz, no ale zawsze :) Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie po zimie, która była naprawdę lekka, same straty. Zła jestem jak osa, bo moje piękne hosty (w tym CAŁKIEM BIAŁA) w ogóle nie wyszły. Łudzę się, że może... może jeszcze potrzebują czasu. Tyle, że... mam też je na balkonie w doniczce i tamte już wszystkie wyszły, mają z 7cm... Te cholerne nornice chyba niezłe spustoszenie mi zrobiły. Żonkile- zgroza. Tyle cebul wkopałam...
Floryda- to brzmi tak egzotycznie, że nic się nie martw tymi godzinami w aucie. Myślę, że warto. A drzemkę olejcie. Nie jesteście tam przecież co tydzień :)
No faktycznie- to się administracja szkoły popisała... Cóż Ci mogę napisać- u nas podobnie bywa, niestety.
Ech, szkoda, że Lux nie może być w Polsce za rok- byłaby świetna okazja spotkać się z naszymi zagranicznymi gwiazdami :)
Agatko, mam nadzieję, że uda mi się odezwać w weekend na maila. Buziaki.
I zdrówka!
Ps. Ja nie piekę. Nabawiłam się wstrętu po jelitówce. Pewnie mi przejdzie, ale dopóki nie korci tak bardzo, to nawet nie zaczynam, bo znów popłynę ;)
Dziewczyny ja oczywiscie bed e w Polsce- jak co roku :)Tyle tylko, ze objazdowke po Polsce zaplanowalismy na 2018! bo 2017 jestesmy "na morzu" a do polskie wpadniemy na krotko... jeszcze nie wiem kiedy no i zdecydownaie na Slask, ewentualnie okolice. Ale kto wie, moze by zrobic jakis "zlot czarownic " gdzeis tak aby pasowalo nam wszystkim :)
UsuńJa jestem na TAAAAAAAAK. Agata pewnie nieprędko będzie znowu w Polsce, fajnie byłoby wykorzystać okazję, co Dziewczyny?
UsuńW tym roku jestem w drugiej polowie lipca, to juz wiem :) a w 2017 -jest wszystko do obgadania- ale gdzies w srodku pasujaco dla wszystkich??
UsuńNa chwilę obecną myślę, że u mnie nie powinno być przeszkód, żebym dojechała. Pytanie, co z Tobą Agatka? Jesteś chętna? Byłaby w ogóle jakaś szansa, żebyś "urwała" się mężowi i dzieciom choć na jeden dzień, bez wzbudzania podejrzeń? :)
UsuńAlbo my pojedziemy w gory ;)
UsuńJako jedna z tych czarownic, z wielką chęcią pisze się na to :)
UsuńDziewczyny, kochane jestescie! Tylko wiecie, nie planujcie nic konkretnego ze wzgledu na mnie, bo u nas roznie to bywa... Do Polski wybieramy sie juz 2 lata, wiec dopoki nie bedziemy miec rezerwacji na samolot, nic nie jest pewne. ;) Poza tym ciezko bedzie sie jakos zebrac w jednym miejscu. Przylecimy na jakies 3 tygodnie, z tego kilka dni bedziemy w Trojmiescie, a potem najprawdopodobniej przelecimy samolotem do Krakowa, a stamtad podjedziemy do Zakopanego i tam juz utkniemy. Oboje z M. chcielibysmy zrobic koronki na kilku zebach (tutaj uslugi dentystyczne poza podstawowymi plombami kosztuja horrendalne pieniadze), a ze bedziemy na to miec okolo 2 tygodni, podejrzewam, ze prawie codziennie mozemy miec wizyty w gabinecie, a to nie pozwoli na zbytnie oddalanie sie od gor...
UsuńAle, tak jak napisalam wyzej, nasz przylot nadal nie jest w 100% pewny. Za biletami, jesli sie zdecydujemy, zaczniemy sie rozgladac zima.
Ooooo, takie spotkanie to byłaby rewelacja! Agata, spoko, nie stresuj się. Jest jeszcze tyyyyle czasu, że nie ma sensu cokolwiek planować, ACZKOLWIEK masz do Polski z nas wszystkich najdalej więc myślę, że po mniejszych i większych kombinacjach może udałoby się reszcie dopasować. Totalnie teraz strzelam, ale żeby zaspokoić tęsknoty co niektórych i nie ewakuować Cię zbyt daleko od Zakopca... może Kraków? ;)
UsuńAgatka, luz :) To są na razie tylko luźne, niezobowiązujące dywagacje pt. "A nuż się uda" :) Na serio powrócimy do tematu, kiedy będziecie zdecydowani i będziecie mieli pewny termin. Jednak, miej nas na uwadze :) Jestem za Krakowem. Kasia ma rację- no Ciebie mamy najdalej, więc się dopasujemy :*
UsuńPs. Wiecie co siebie wyobraziłam? Jak Agata przylatuje z M. i Potworkami na lotnisko w Krakowie a my tam wszystkie z transparentami :)
Nie, nie- ja nie jestem zdrowa :)
Hahaha, blagam, nie robcie tego! Ja jestem bardzo niesmiala i jesli zobaczyla bym jakies transparenty, raczej uciekla bym w druga strone! :D
UsuńDobra, juz luzuje gacie... Po prostu przerazilam sie, ze Wy tu juz skrzykujecie caly Zlot Czarownic, nawet miasto juz wybralyscie, ha! A ja jeszcze nawet nie jestem pewna, ze w tej Polsce bede! :D
Hahahhahaah, usmialam sie :) Biedna Agata :) a tak serio mowiac mozna wszystko dogadac nie burzac twojego urlopowego planu. Krakow- wchodzi rowniez u mnie w rachube ;) wiec odczekamy, pozyjemy i...moze sie spotkamy :)))
UsuńNo wlasnie. Zostal rok czasu. Jeszcze zdazymy sie dogadac.
UsuńDla mnie oczywiscie Krakow = bomba! ;)
Specjalistka od matematyki... Wrrr, już nie lubię ;)
OdpowiedzUsuńTa wydala sie calkiem wesola i sympatyczna. Tylko pamietaj, ze ona uczy maluchy z klas: 0-IV. ;)
UsuńNo jestes :) ale że nie tęskniłas??!
OdpowiedzUsuńAch te choróbsko, niech je szlag co, dobrze, że już z Wami lepiej i oby tak zostało.
Wow, krótki rękawek już u Was nawet, no u nas jeszcze nie, w sumie już prawie tak było, ale od kilku dni wichura goni wichurę, zimnica, nawet padał grad, ale słońce zagląda troszkę.
Super wakacje Wam się szykuję - podziwiam za te 17h przed Wami, ale dacie radę, dzieci starsze, to te 3h więcej nawet nie zauważycie :) A jakie piękne wspomnienia potem będą.
Uwielbiam hosty/funkie, myślę że przeżyją Twoje, to fakt, żelazne kwiatki i piękne do tego, dlatego tez je tak lubię :) Najgorsze jest to, że ślimaki też..
Uśmiałam się z tego biurokratycznego bałaganu, jeju, skąd ja to znam...
buziaki, zaglądaj tu częściej :*
Nie tesknilam, bo czytalam, tylko sie nie udzielalam. ;)
UsuńU nas bylo pieknie akurat na ferie wiosenne, a teraz pogoda sie spiep**yla. Zimno i pada przez caly tydzien. :(
Z podroza, to coz, mam nadzieje, ze przezyjemy jakos. ;)Latwo nie bedzie, bo z Nika ostatnio zrobila sie taka mala zrzeda i maruda, ze w domu ciezko go zniesc, a co dopiero scisnieci w aucie... ;)
Moje funkie tez co roku strasznie cierpia przez slimaki, ale jeszcze bardziej za domem, gdzie cos (chyba sarny, chociaz zadnej nie widzialam) obgryza im liscie do samej ziemi... :/
Przede wszystkim ZDROWKA! U Nas chlopcy mieli goraczke przez dwa dni (Starszy dodatkowo niestrawnosc zoladkowa) I minelo z dnia na dzien. Uff, bo juz sie balam , ze cos powazniejszego sie wykluje.
OdpowiedzUsuńWakacji na Florydzie zazdroszcze bardzo!!!
Kiedy jedziecie? (Nie lepiej samolotem czy taka benzyna u was tania??).
A pogoda...taa daaam... podobna jak u was. 18'C wtorek I sroda, wczoraj 14, ale znowu k...wa idzie mroz od niedzieli... ta irlandzka pogode naprawde pokrecilo...
My sie smiejemy, ze nasza amerykanska pogoda zamienia sie w angielska. Caly tydzien pada i maksymalnie 13 stopni. Oszalec mozna!
UsuńBenzyne mielismy BARDZO tania przez kilka miesiecy, ale juz zaczela niestety isc w gore... Ale nawet przy drozszej benzynie, podroz autem wyjdzie nam o wiele taniej niz samolotem. Za benzyne zaplacimy mniej niz 1/4 tego co za bilety lotnicze! Wybor jest prosty. ;)
Super wakacje się Wam szykują, jest na co czekać :)
OdpowiedzUsuńMiłych ferii wiosennych życzę i zdrowia dla Was! Pozdrawiam :))
Zdrowko sie przyda. Dopoki lato nie przyjdzie na dobre, dopoty dzieciaki beda co I rusz smarkac... :/
UsuńMoże Ty byś bez nas mogła, ale czy my bez Ciebie?
OdpowiedzUsuń25 stopni już zazdroszczę... I nas coś się nie może rozkręcić tą pogoda i strasznie wieje... A w weekendy jest najgorzej, ale to w sumie już norma bo chyba od trzech lat nie możemy dojechać do Kórnika na magnolie...
Zdrówka życzę!!! Sciskamy mocno
Nie ma czego zazdroscic, bo do poniedzialku ma lac, a temperatury utrzymywac sie okolo 12-13 stopni... ;)
UsuńO rany, ale was przetrzepało. Ale ja się nie odzywam bo dwa ostatnie dni leżałam plackiem i zdychałam :))
OdpowiedzUsuńFloryda? Wow, będziecie się pewnie świetnie bawić :)
Wiesz, podejrzewam, ze na tej Florydzie bedzie bardzo podobnie do Poludniowej Karoliny (prawdziwe tropiki zaczynaja sie jeszcze kilka godzin na poludnie), a zawsze byloby blizej... Ale M. sie uparl, a ze on prowadzi, to coz... ;)
UsuńPrzetrzepalo nas niemozliwie i co gorsza nadal jestesmy tacy nie do konca ozdrowiali... :(
Ja się ogrzałam tą Florydą, bo leżę pod kołdrą z choróbskiem. Fajne wakacje Was czekają.
OdpowiedzUsuńU Marty dziś nie trafiłam na zdjęcia pyszności, za to Ty mi narobiłaś smaka, a w lodówce halny prawie jak na zewnątrz.
Uściski i zdrówka
Hehe, najpierw musimy przetrwac droge na wakacje z dwojka marud. ;) A potem droge powrotna, ktora bedzie jeszcze gorsza, bo zaloze sie, ze zadnemu z nas nie bedzie sie chcialo wracac. ;)
UsuńTrafiłam tu z bloga Marty i przepadłam. Jakbym siebie czytała. Nasze dzieciaki nie chorują, nie chorują a jak już to taśmowo, długofalowo i kryzysowo. Ja pracuję na własny rachunek więc jak nie pracuję to nie zarabiam więc mąż obrabia prawie wszystkie choroby. W grudniu ospa przeciągnęła się w miesiąc.... Zdrowia życzę i miłego wyjazdu. Co do gustu córci to rewelacja. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHehe, gust po mamusi. Matka z czasem wyrobila sie na tyle, zeby ludzi nie straszyc, ale przed corcia jeszcze daleka droga... ;)
UsuńU nas to samo. Jak ktores z dzieci zacznie chorowac, to przechodzi na drugie, po czym na mnie. Meza czesto oszczedza, ale nie zawsze. A ze ja mam w pracy wiecej urlopu, plus bardziej tolerancyjnego szefa, wiec zwolnienia padaja na mnie... :/
Wszyscy wszędzie chorzy, byle do maja!
OdpowiedzUsuńU nas co prawda katar, ale były za to akcje w zeszłym tygodniu, szkoda pisać...
Ale macie pogodęęęę! Zazdroszczę :)
Pogoda sobie poszla, nie zazdrosc! ;)
UsuńNaprawde, u nas w tym roku padl jakis chorobowy rekord. :( Ale to przez te zmienne temperatury, bo zima bylo znosnie, a wraz z wiosna przeskakujemy w jedno chorobsko po drugim. To, ze to pierwszy rok Bi w przedszkolu, tez zapewne nie pomaga. :/
Ehh te choróbska ! Mnie właśnie coś zaczyna rozkładać i to na urlopie ! Ale jutro raniutko pędzę do lekarza po jakiś antybiotyk i do przodu ! Czeka mnie koszenie trawy , przycinanie drzew i ogólne porządkowanie ogrodu . Nie ma czasu chorować .
OdpowiedzUsuńA co do urlopu - dobrze , że M sie na niego uparł . Odpoczynek jest potrzebny jak tlen do oddychania . Z moich ust moze nie brzmi to wiarygodnie , ale jestem właśnie po weekendzie urlopowym i tak na świeżo stwierdzam , że to mega fajna sprawa . I choć dziś po wędrówkach weekendowych boli mnie kazdy mięsień nóg - stwierdzam , że warto !
Z tymi zapisami do szkoły - prawdziwy burdel na kółkach ! Strasznie tego nie lubię .
Do urlopu M. nie musial mnie dlugo namawiac. ;) Co innego jesli chodzi o lokalizacje. Troche mnie te 17 godzin przerazilo. ;)
UsuńTo zdrówka przede wszystkim już na dłużej, ale co tu się dziwić powracającym chorobom, skoro jak sama mówisz "kwiecień plecień"...
OdpowiedzUsuńSkoro już macie w domu jak najwięcej liczyć z dziećmi, sortować itd. to co, oni chcą już dostać dziecko "wyuczone"? Ja uwielbiam te wszystkie administracyjne sprawy, jeszcze się chyba nie zdarzyło, żeby wszystko poszło bez problemów...
Ja mam podobnie jak M. nie lubię jeździć dwa razy w to samo miejsce, choć nie wykluczam z tego powodu całych rejonów, tylko pojedyncze miejscowości, tak to bym już nie miała w Polsce co zwiedzać :)
No wlasnie, Ty tez sie nabiegalas z papierami do przedszkola! ;) Mi w tym roku z przedszkolem poszlo gladko, za to z zerowka sie uzeram. Nie ma latwo... ;)
UsuńTak to wlasnie wyglada. Oni chcieliby dzieci, ktore znaja juz literki i cyferki, chyba zeby juz nie musiec ich niczego uczyc... :/
Ja odwrotnie, jesli gdzies mi sie spodoba, to lubie tam wracac. Bedziemy musieli z M. jakos pojsc na kompromis. ;)
Jezus Maria, normalnie pogrom z tymi chorobami! U nas to samo :S Już widzę jak za chwilę będę z tymi dniami wolnymi kombinowała dokładnie tak jak Ty :-] naprawdę masz szczęście, że szef jest wyrozumiały, mam nadzieję, że mój też taki będzie ;P
OdpowiedzUsuńJa często mam sentyment by wracać w to samo miejsce, w którym było nam dobrze - czy to hotel czy restauracja, ale wiesz co? Najczęściej kończy się to rozczarowaniem, że nie jest tak dobrze jak ostatnio. Więc może M. dobrze robi, że się upiera by pojechać w nowe miejsce. Na pewno będzie to fajny czas! No i Floryda - bomba!
Mowie Ci Kasia, ciezki jest zywot pracujacej matki! ;) O ile lubie moja prace i nie wyobrazam sobie zostania w domu dla odchowania dzieci, o tyle kiedy choruja zastanawiam sie czy moze jednak bysmy jakos przezyli z jednej pensji... ;)
UsuńO widzisz, nie przyszlo mi to do glowy... ;) Ja tez lubie wracac w te same miejsca, ale M. juz nie. Cale szczescie, ze swiat jest taki duzy, wiec chyba nie zabraknie nam miejsc na wakacjowanie. ;)