Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

środa, 16 marca 2016

Nadrabiam zaleglosci w tasiemcowym stylu

Czas nadrobic nieco zaleglosci, poniewaz ostatnimi czasy pisze tylko na szybko i z doskoku. Skonczyly sie moje zwyczajowe tasiemce. :) Moze juz pora stworzyc kolejnego. ;)

Zaczne od konca i najpierw napisze co to za strasznie wazne wydarzenie w pracy zablokowalo niemal kompletnie moja blogowa aktywnosc. :)

Ano, ni mniej ni wiecej, tylko wpadla nam na audyt agencja rzadowa, zwana Food and Drug Administration, w skrocie FDA. O wadze tego zdarzenia niech swiadczy to, ze w przypadku zarejestrowania naprawde karygodnych zaniedban, agencja ta ma prawo zalozyc klodke na drzwi firmy, obkleic wejscie zolta tasma i ogolnie zamknac biznes na glucho. Nie sadze zeby kiedykolwiek grozilo to naszemu laboratorium, ktore jest malutkie, ale dziala uczciwie i bez przekretow, ale presja oraz stres sa ogromne. Nacisk, zeby wypasc dobrze, poteguje tez to, ze raport z takiego audytu jest traktowany jako wlasnosc publiczna. Po kilku miesiacach, agencja wrzuca go na strone internetowa, gdzie moga go znalezc wszyscy obecni, jak i potencjalni klienci. A ci, jak wiadomo, beda krecic nosem na laboratorium, ktore otrzymalo zbyt wiele uwag i poprawek. Aha, FDA "wpada" bez uprzedzenia, wiec kiedy mija okolo 2 lat od poprzedniej inspekcji, nikt nie zna dnia ani godziny i w pracy ma sie czasem wrazenie, ze siedzi sie na tykajacej bombie. ;)

Pieknego srodowego poranka 2 tygodnie temu, zastukaly nam wiec do drzwi dwie kobitki w rzadowych uniformach i zaczal sie najgorszy audyt w mojej karierze. Najgorszy, poniewaz byl pierwszym w ktorym w pelni uczestniczylam (poprzednie razy bylam najpierw laborantka, a wiec poza audytem, potem bylam zbyt nowa w departamencie zeby byc jakakolwiek pomoca, a ostatnim razem mialam 2 tygodnie do terminu porodu z Bi, szef wystraszyl sie, ze zaczne mu rodzic i kazal nie wychodzic z biura :D) oraz ze wzgledu na jego dlugosc. FDA zazwyczaj zjawia sie w kazdym laboratorium testujacym zywnosc, lekarstwa, badz ich opakowania, co okolo 2 lata. Poniewaz i tam byly ciecia budzetowe, brak im audytorow, wiec tym razem nie bylo ich u nas niemal 5 lat. W dodatku, panie, po przejrzeniu dokumentacji z poprzedniej inspekcji, uznaly ze odbyla sie na szybko i niedokladnie, wiec postanowily przyjrzec sie niektorym papierom az do jeszcze wczesniejszej, z 2009 roku. Suma summarum, zostaly u nas calutkie 5 dni, z przerwa na weekend. Przez te dni, praca calego departamentu, poza asystentka wykonujaca swoja codzienna papierkowa robote, zamarla. Zadne protokoly czy raporty nie byly sprawdzane ani wysylane do klientow. Mi udalo sie tylko w biegu zlozyc podpisy w na kilku dokumentach nie wymagajacych doglebnego przegladniecia. A nasze agentki, sadze, ze zostalyby jeszcze dluzej, gdyby moj szef, po 4 dniach sie nie wkurzyl i nie spytal grzecznie czy nie widza "swiatelka w tunelu", czyli konca inspekcji w najblizszym czasie. Odpowiedzialy, ze chcialyby zakonczyc nastepnego dnia i ta deklaracja, mam wrazenie, zmotywowala je do zweryfikowania listy dokumentow, ktore zazyczyly sobie obejrzec. Inaczej siedzialyby u nas kolejny tydzien... :/

Presja byla ogromna i na nieszczescie spadla glownie na mnie. Chyba wzbudzilam sympatie pan agentek, bo to mnie dusily o wszystkie dokumenty i do mnie dzwonily kiedy pilnie chcialy otrzymac odpowiedz na pytanie. Zreszta, co ja pisze, wszystkie pytania byly pilne... ;) Na prozno probowalam troche odsapnac, dzielac liste dokumentow sprawiedliwie pomiedzy kilka innych osob, bioracych udzial w audycie. Kiedy ktokolwiek inny przynosil im papiery, na pytanie czy potrzebuja jeszcze czegos, odpowiadaly, zeby przyslac im Agate. ;) Moj szef stwierdzil z przekasem, ze moge czuc sie wazna. Zazdrosny, czy jak?! Bo nie ma o co... Jestem typem szarej myszki, ktora raczej woli schowac sie i zniknac w tlumie, a takie wypchniecie na srodek sceny, dziala na mnie jak pozywka dla nerwicy. :) Po tych 5 dniach, znow odezwaly mi sie kolana... Stanowczo zbyt duzo biegalam z dokumentami. A wierzcie mi, przy FDA szybkie dostarczanie tego, o co prosza, jest niezbedne. Taka maja juz prace, zeby wszedzie wietrzyc podstep, korupcje i zaniedbania. Kiedy troche nam zajelo sformatowanie jednej z tabelek, bo skubana zamiast sie drukowac w calosci, drukowala sie po jednej kolumnie na strone, natychmiast agentki zaczely pytac czy jest jakis "problem". Problem u nich jest delikatna sugestia, ze cos probujemy ukryc, a to juz haslo, zeby grzebac w naszej dokumentacji glebiej i dokladniej. :/ I jedynym pozytywnym punktem inspekcji bylo to, ze jedna z pan byla znosna, a druga sympatyczna. To bardzo ulatwialo prace z nimi. Nie wiem w jakim stanie psychicznym bylabym po audycie z jakimis gburami. I tak w zeszla srode, juz po wszystkim, poczulam sie jak przemielona przez maszynke. Szefuncio opisal swoje odczucia jako zdjecie butow narciarskich po calym dniu szusowania i cos w tym jest, ta ulga i lekkosc... Ale nie, u mnie jednak przewazalo wyczerpanie psychiczne oraz fizyczne. Gdybym nie zuzywala tyle urlopu na wszystkie durne szkolne swieta i ferie, chetnie wzielabym pare dni wolnego...

Same widzicie wiec, ze niezly mialam maraton. Bo oczywiscie, kiedy agentki laskawie opuscily nasza firme, na moim biurku oraz wokol niego pietrzyly sie cale stosy dokumentow, kopii, segregatorow, itd. Czesc zwiazana z audytem, ta trzeba bylo posegregowac i odlozyc na miejsce lub podrzec, jesli byly juz niepotrzebne. A druga czesc, to gory dokumentow, ktore narosly podczas tych kilku dni, kiedy nie mialam czasu na biezaca prace. Te z kolei trzeba sprawdzic i podpisac, albo zwrocic z poprawkami. Zaleglosci w biezacej pracy, nadal jeszcze nadrabiam... :/

Teraz pora na kilka wiesci biezacych oraz (baaardzo) zaleglych. :)

Najpierw cofnijmy sie do polowy lutego, kiedy to Bi miala w przedszkolu tydzien wolnego z okazji ferii zimowych. A wraz z nia oczywiscie ja oraz Nik, ktorego tez zatrzymalam w domu, a co. ;) Z feriami w tutejszych szkolach jest dosc dziwnie (o czym dowiedzialam sie dopiero w tym roku), bowiem kazde miasteczko ma wlasny kalendarz. I tak, my mielismy wolny 15-19 luty, sasiednie miasteczko tydzien wczesniej, inne tydzien pozniej, a znajoma, posylajaca synow do szkoly w kolejnym miasteczku powiedziala ze zdziwieniem, ze jej chlopaki mieli tylko dlugi weekend z okazji Washington's Birthday, ale ferii zimowych nie mieli w ogole. Kompletny misz-masz. :) W kazdym razie, dzieciaki w naszym miasteczku mialy jeden tydzien ferii zimowych, nie maja wolnego z okazji rekolekcji (ktore sa tu tylko wieczorami w polskich kosciolach i to dla doroslych), nie slyszaly o wolnym poniedzialku (oraz wtorku) po Wielkanocy, ale za to maja tydzien ferii wiosennych w kwietniu. Oczywiscie nie mam wyjscia i musze znow wziac tydzien wolnego z tej okazji, ale tutaj akurat bardzo sobie nie krzywduje. To bedzie juz koniec kwietnia, mam nadzieje, ze pogoda dopisze i jednym okiem zerkajac na Potworki, uda mi sie solidnie popracowac w ogrodzie. :)

Zobaczymy, bowiem plany planami, a zycie i tak pisze wlasne scenariusze. Na przyklad kilka tygodni przed feriami zimowymi porobilam sobie ambitne plany co do atrakcji, ktore chcialabym Potworkom zapewnic, zeby nie siedzialy tak po prostu ze mna w domu. A potem wszystko sie posypalo, akurat podczas wolnego bylam mocno niedysponowana i nie mialam ochoty, ani w sumie sily, na nic. A juz napewno nie bylam w stanie wyruszyc z domu z dwojka energicznych, rozbieganych dzieciakow, ktore w dodatku maja problem ze sluchem. W sensie, ze slysza, ale nie sluchaja. Czy tez puszczaja pomimo uszu. ;)
Nik uwiezienie okolodomowe (bo na szczescie jest jeszcze ogrod) przyjal tak naturalnie, jak gdyby nigdy nie zostawal u opiekunki. Bi jednak, to juz inna para kaloszy. Po kilku dniach widocznie tesknila za kolezankami oraz przedszkolnym rozgardiaszem (chociaz tego ostatniego w domu tez zupelnie nie brakuje). Dopytywala sie kiedy wraca do "pre-school", a ktoregos dnia, kiedy zdenerwowalam sie i podnioslam na nia glos, oznajmila, ze woli isc do przedszkola, bo w domu mama na nia krzyczy. :)
Zeby zabic nieco nude, Starsza wyzywala sie artystycznie. Mazaki, kredki oraz farby sa u nas w regularnym uzyciu, ale tym razem Bi przechodzila sama siebie! Tworzyla tego tyle, ze wieczorami cichcem "utylizowalam" lwia czesc obrazkow, bowiem zalegaly na szafce, stole, stoliku, w kacie pokoju na podlodze oraz spadaly z lodowki, bowiem magnesy nie dawaly rady utrzymac takiej ilosci. Gdzies w miedzyczasie Bi odkryla tasme klejaca i zmienila dom w galerie. Arcydziela pojawily sie w przeroznej formie w przeroznych miejscach:





Na moje zrzedzenie, ze razem z tasma, poobkrusza sie ze scian farba, Bi oswiadczyla z niewinna minka, ze lubi swoj domek i chce zeby byl ladny, dlatego rozwiesza piekne rysunki. Coz mialam zrobic. Zamknelam marudna gebe na klodke i pochwalilam dziecko za wysilek. ;)
A "dziela" stopniowo, po jednym, odklejam ze scian i wyrzucam. Jak mozna bylo przewidziec, dziecko nawet nie zauwaza. :D
W uzyciu byla rowniez ciastolina. Tu, calkiem udany (jak sie przyjzec, bo kolory sprawy nie ulatwiaja) balwanek:


Oraz jego bardzo dumna i bardzo rozczochrana, autorka:



Oraz Kokus, rownie dumnie prezentujacy ciastolinowe kule NIE bedace jego dzielem:



Kule pracowicie "ukulal" tata, natomiast Mlodszy tak samo pracowicie spuszczal je z podjazdu dla autek. :D

Co jeszcze z wydarzen wiekszego kalibru... A! Na poczatku marca odbylo sie kolejne spotkanie przed-zerowkowe. Tym razem Bi, wiedzaca juz czego sie spodziewac, nie miala zbyt wielkiej ochoty, zeby jechac. Tym bardziej kiedy dotarlo do niej, ze Nik zostaje z tata w domu. Ten ostatni za to byl bardzo chetny zeby pojechac i poprzeszkadzac, ale rodzice postawili veto. ;) W kazdym razie widzac niechec Bi, zaczynam sie obawiac wrzesnia. Ze Nik bedzie ryczal na poczatku przedszkola, nie mam zadnych watpliwosci. Mialam jednak cichutka nadzieje, ze Bi pojdzie do zerowki bez placzu. Teraz juz nie jestem taka pewna...
W kazdym razie spotkania maja na celu miedzy innymi wlasnie oswojenie dzieci z nowym miejscem oraz nauczycielkami, dlatego resztka argumentow przekonalam Bi, zeby pojechala ze mna. Koniec koncow dziecko chyba bawilo sie calkiem niezle, za to dla mnie to spotkanie bylo totalna porazka... Najpierw przemowil jeden z czlonkow komitetu rodzicielskiego, ktory przekonywal zeby rodzice uczestniczyli w spotkaniach w urzedzie miasta, kiedy dyskutowany jest budzet. Chodzi o to, zeby sprobowac zatrzymac ciecia w zasobach przeznaczonych na szkolnictwo. I wszystko super, rozumiem, ale kto ma na to czas?! Niepracujacy rodzice moze, ale przecietny czlowiek jest poza domem okolo 9 godzin, a potem musi ogarnac rodzine, posilki, chalupe, itd. Juz widze siebie jak 2x w tygodniu popylam do urzedu miasta, zeby posluchac o finansach, statystykach i innych porywajacych tematach... ;) Drugim mowca, a raczej mowczynia, byla bibliotekarka. I tu znow sie zalamalam... Mowila bowiem o tym jak wazne jest czytanie dzieciom ksiazek. Rozwodzila sie nad tym ponad pol godziny i oczywiscie zgadzalam sie z kazdym punktem ale... Na Boga, to nie odkrywanie Ameryki!!! Wystarczy otworzyc byle poradnik, czy forum dla rodzicow. Wszedzie az do znudzenia trabia o tym jak wazne jest czytanie dziecku ksiazek! A ja, idac na spotkanie w sprawie zerowki, chce sie dowiedziec czegos wlasnie o zerowce, szkole, nauczycielach, programie... I pierwsze spotkanie wlasnie o tym traktowalo. Drugie bylo bezcelowe i az sie boje trzeciego... Czwarte to juz bedzie indywidualne spotkanie z pania dyrektor i skupiac sie bedzie konkretnie na potrzebach dziecka. Powinno byc do przezycia.

Poza tym, wiosna do nas zawitala, na ponad tydzien. Trzy dni to bylo wlasciwie lato, bo na sloncu temperatura dochodzila do 25 stopni! Niestety, juz sobie poszla, ustepujac miejsca lodowatej mzawce i deszczowi. Czyli teraz jesien mamy i oby tylko zima nie wrocila. ;) Zanim jednak nadeszlo ochlodzenie, ogrod zaczal juz oddychac glebiej i szykowac sie na wiosne:

Hiacynty

Tulipany

Zonkile

Zdjecia zrobione w czasie ferii zimowych, a wiec kilka tygodni temu. Teraz sa duzo wieksze. Hiacynty powinny zakwitnac w ciagu tygodnia - dwoch, chyba ze wroca przymrozki. Te moga je troche opoznic. Za to kilka dni temu, znalazlam w ogrodzie takie pieknosci:


To tyle z zaleglosci. Skoro juz pisze, a sadzac po mojej ostatniej (nie)aktywnosci, nie wiem kiedy znow sie odezwe z dluzszym postem, wspomne jeszcze tylko, ku pamieci, o malej atrakcji zafundowanej Potworkom w miniony weekend. Nasza lokalna straz pozarna, zbiera pieniazki na utrzymanie remizy i co roku urzadza sniadanie, z ktorego dochod przeznaczony jest na ten wlasnie cel. Tak na marginesie, to najwyrazniej takie doroczne sniadanka przynosza calkiem niezly zysk, a poza tym straz oplacana jest ze stanowego budzetu, poniewaz remize maja przepiekna. Obszerna, z ogromnymi tarasami z tylu, grillem, koszem do koszykowki, itd., zeby bron Boze strazacy nie nudzili sie pomiedzy zgloszeniami. Normalnie elegancja-francja i nie wiem czy dodatkowa zbiorka jest im niezbedna, ale niech bedzie... :) Poniewaz zas na potworkowej liscie przebojow, dzielny "Starazak Sam" stoi zaraz po "Tomku", a przejazd wozu strazackiego (a takze karetki lub policji, wszystko jedno, byle wylo i blyskalo) wywoluje dzikie piski i okrzyki radosci, pomyslelismy, ze obejrzenie pojazdow z bliska moze byc niezla frajda. I bylo. :) Co prawda na poczatku Bi schowala sie za moimi plecami i oswiadczyla, ze sie boi (choc nie potrafila powiedziec czego), ale juz po chwili z entuzjazmem zaczela biegac dookola pojazdow. Co do Nika, to ten od poczatku malo ze skory nie wyskoczyl i az sie palil, zeby wdrapac sie do ktoregos z wozow. Przyznaje, ze nawet ja oraz M. mielismy radoche, bo oboje rowniez pierwszy raz w zyciu mielismy okazje obejrzec wozy strazackie z bliska. ;)





Najszczesliwszy jednak byl chyba najmlodszy czlonek rodziny i jednoczesnie zagorzaly milosnik motoryzacji. ;)



Nie mam tego na zdjeciach, bo robilam za tlumacza i opiekuna, ale byla tam tez przyczepka kempingowa, ktora sluzy strazy do lekcji pokazowych w podstawowkach, o tym, jak zachowac sie na wypadek pozaru w domu. Z wentylacji leci sztuczny dym, a dzieci maja przejsc na czworakach przez jej dlugosc, na koniec zas wygramolic sie przez okno. Przynajmniej w teorii, bo Potworki odmowily czworakowania, a ja, po asekuracji obojga przy przejsciu przez okienko, zapytalam czy moge wyjsc "tradycyjnie", czyli przez drzwi. ;) Nie mniej, uwazam, ze to calkiem pozyteczna lekcja dla dzieciakow. Bi miala juz zreszta podobne zajecia w przedszkolu. Po powrocie do domu, opowiadala, ze "jak fire jest u gory, to ty musisz go down, a jak fire jest na twoim ubraniu, musisz sie polozyc na podloge i roll!". Tak to mniej wiecej brzmialo w wykonaniu mojego dwujezycznego dziecka. :D

Poza tym wyglada na to, ze bedziemy miec bardzo aktywna wiosne. Czas nadrobic zimowy marazm! ;) W miniony weekend zwiedzalismy remize, w nadchodzacy idziemy na impreze urodzinowa kolegi z klasy Bi. W ten sam weekend, w stolicy naszego stanu odbywa sie rodzaj festynu w budynku, z roznorakimi atrakcjami dla dzieciakow. Tez rozwazamy pojscie, tylko nie wiem czy wyrobimy czasowo pomiedzy zakupami, sprzataniem, kosciolem, a przyjeciem urodzinowym. Pore drzemek Potworkow jestem sklonna zupelnie zignorowac. ;) Tydzien potem sa oczywiscie Swieta. Pod koniec kwietnia za to, w muzeum kolei parowej jakas godzine od nas, odbywa sie prawdziwa gratka dla mlodych milosnikow kolei - dzien z "Tomkiem"! Cena biletow jest z lekka, hmm... zwalajaca z nog, ale za to pokrywa przejazdzke z Tomkiem, zdjecia z Piotrusiem i Grubym Zawiadowca oraz cala mase innych atrakcji. Powaznie rozwazam kupienie biletow, poki szal na Thomas'a trwa w naszym domu. :) Na poczatku maja oczywiscie wypadaja urodziny Bi. Czeka mnie niezla przeprawa z M., ktory nie lubi tego typu imprez, ale chcialabym zamowic przyjecie dla Bi w sali zabaw i zaprosic kilkoro z jej ulubionych kolegow z klasy. Owszem, to spory wydatek, ale jaka frajda dla dzieciakow! No i ulga dla rodzicow, ktorzy podczas takiego wydarzenia musza robic wielkie NIC! Zobaczymy czy przekonam malzonka. ;)

To by chyba bylo na tyle. Jak cos mi sie przypomni to napisze... w kolejnym tasiemcu. ;) Gratulacje dla tego, kto dotrwal do konca!

36 komentarzy:

  1. Dotrwałam! Z ciekawością przeczytałam! Niesamowity młyn miałaś! :) podziwiam, ja to bym pewnie podczas tej wizytacji padła ze strachu, że przeze mnie coś znajdą. A te wozy strażackie, nooo muszę przyznać, że sama bym wskoczyła na miejsce Nika!!! Czekam na kolejnego tasiemca! Aaa, u nas dziś było ładnie, słońce i +6st ale tak poza tym, to jest szaro buro mokro (pada deszcz) i mgliście. Buziaczki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez sie balam, bo jak chyba kazdy, jest kilka rzeczy, ktore odkladam na wieczne "pozniej", a potem zapominam. Przypominam sobie o nich w takich wlasnie, krytycznych sytuacjach. Na szczescie tym razem mi sie upieklo, bo inspektorki skoncentrowaly sie na zupelnie innych rzeczach. :)

      Usuń
  2. Agatko, jestes usprawiedliwiona ;) a tak serio to niezle zamieszanie. Lubie tak pocztac co dzieje sie w wielkim swiecie za oceanem :) Ciekwaska dusza ze mnie!
    pamietam, ze Mlody rowniez uwielbial takie atrakcje- straz pozarna - wow a juz w aucie usiasc- brak snu przez kilka dni ;)
    Wiosna idzie... powoli ale jak juz ruszy z kopyta to bedzie cudownie! U ciebie juz cos kwitnie- u mnie jeszcze strocie nawet nie wyciete- tylko stokrotki maja sezon caly rok!
    Pozdrawiam serdecznie!
    ps. utalentowana Bi- brawo!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie kwitna tak naprawde tylko wczesno-wiosenne kwiatki. A wlasciwie to krokusy juz przekwitly, teraz kolej hiacyntow, a tulipany i zonkile cos mi poobgryzalo i chyba nic z nich nie bedzie. :( Za to na drzewach pojawia sie pomalu taka delikatna, zielona mgielka - znak, ze za chwilke juz beda liscie. :)))
      E, u mnie to zaden wielki swiat! Moje zadupie to nie Nowy Jork. I cale szczescie, bo nie odnalazlabym sie juz chyba w wielkim miescie. ;)

      Usuń
  3. I ja się melduję. Niezły kocioł, szczególnie z tą kontrolą. Moja dzisiejsza to pikuś, a do tego pan urzędnik (o dziwo) sympatyczny i przystojny :) Mam nadzieję, że przynajmniej na kilka lat Wam odpuszczą.
    Rośnie Wam prawdziwa artystka. Tak trzymać.
    A do wozu strażackiego sama bym wskoczyła i czekam na to aż Synuś podrośnie. Póki co u zaprzyjaźnionych strażaków skorzystałam z podnośnika. Ale na 20 m spanikowałam ku rozpaczy Męża, a zostało tylko 5.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, ja mam lek wysokosci, wiec na sama mysl o 20m az mi sie goraco zrobilo! ;)

      Ja rowniez mam nadzieje na jakies 2-3 lata spokoju, ale nie wiecej, bo na kolejna kontrole z 5 lat kompletnie nie mam ochoty...

      Usuń
  4. O matko dzieje się u Was, dzieje. Ale to zawsze tak jest jak za długo jest "względny spokój".
    skąd ja znam te steeeeeeeerty malunków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malunki sa u nas wszedzie, doslownie. Nawet szczegolnie mnie to nie denerwuje, tylko ze sporo z nich to dziela, do ktorych Bi zamierza wrocic (i tak wraca juz trzeci tydzien), albo zupelnie porzucila. A wyrzucic nie pozwala. Robie to wiec wieczorami, po cichutku. :)

      Usuń
  5. Wow ten audit to rzeczywiscie stresujacy. Wiem, bo jak pracowalam w ksiegowosci to co roku przychodzily dwie osoby I wszystko sprawdzaly.
    Z tym wieszaniem to u nas podobnie. Naklejanie na lodowke, przyklejanie tasma na sciane obrazki. Kreatywne dzieci mamy.. no I play doh jest na topie takze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas play doh jakos ostatnio poszlo w odstawke, na rzecz farb. Na te niedlugo zbankrutuje, bo zuzywaja je w niesamowitym tempie. :)
      Tak, to przyklejanie... jeszcze troche i miejsca na scianach ponizej wysokosci metra, nie bedzie. ;)

      Usuń
  6. Jak ja lubię czytać te Twoje tasiemcowe posty. Działo się trochę... Straż pożarna u nas jest hitem, ale policją i karetką panowie też ni gardzą. A te wspaniałe prace Bi, naprawdę warto było je uwiecznić. A farba... i tak w końcu trzeba będzie malować :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas podobnie, milosc do wszystkich pojazdow z syrena. :)

      My sie z mezem smiejemy, ze jak dzieciaki w koncu osiagna wiek wczesnonastoletni, to dom bedzie sie juz nadawal wylacznie do kapitalnego remontu. ;)

      Usuń
  7. Wnioskuję, że u Was jest zdecydowanie bardziej wiosennie! Uwierzysz, że jeszcze dwa dni temu znowu było u nas biało? I to w najcieplejszym miejscu w Polsce!

    Audytu współczuję, ale skoro jest już po i w dodatku z pozytywnym zakończeniem to pozostaje tylko pogratulować kolejnego sukcesu :)

    Rany boskie, ile atrakcji! Ale super, fajnie, jak się coś dzieje. A wraz z wiosną człowiek dostaje bonusowe chęci do działania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wiesci nieaktualne, bo od niedzieli pada u nas snieg, a temperatury w nocy spadaja do -6! ;)

      Rezultaty z audytu niestety ciagna sie za nami niczym smrod z gaci, inspektorka nadal wydzwania z pytaniami do oficjalnego raportu, klienci sie dopytuja, organizuja telekonferencje, itp. :/

      Ja tez cieszylam sie, ze tyle bedzie sie dzialo, a teraz jakos mi sily i entuzjazm opadly. :)

      Usuń
  8. Właśnie to nie robienie "NIC" mnie zawsze przekonuje! Myślę, że M. też pomyśli zdroworozsądkowo :)

    Ufff, audytu nie zazdroszczę, no ale... Macie teraz w perspektywie trochę wolnego :) A Ty możesz być z siebie dumna- przeżyłaś i wypadłaś super.

    Piękną wiosnę macie. U nas też wszystkie wyszło, teraz czekam aż zacznie kwitnąć.
    Nie wiem, czy pamiętasz, ale u nas ferie też są w innych terminach w każdym województwie. Moim zdaniem, obecnie to już bez sensu.

    U nas i Eliza i teraz Lila są fankami Strażaka Sama.
    Trzymam kciuki, żeby wszystkie plany zostały szczęśliwie zrealizowane!

    Agatko! Maila napiszę, naprawdę :) Muszę tylko mieć chwilę.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z M. jest ten problem, ze jemu nie chodzi o zorganizowanie przyjecia w domu vs. w sali zabaw, tylko zawsze argumentuje, ze dzieciom takie przyjecie nie jest zupelnie do niczego potrzebne... :/

      He, czy tak super wypadlam, to nie wiem, ale w kazdym razie ciesze sie, ze na jakis czas mamy to z glowy...

      Aktualnie znow mamy zime. Snieg oraz minusowe temperatury. Matka Natura oszalala. ;)

      Musze przyznac, ze ten caly Stazak Sam jest jeszcze do przelkniecia. Potworki mialy kiedys faze na "Dore" i musialam sila powstrzymywac sie, zeby nie zgrzytac zebami sluchajac, chcac nie chcac, dialogow. ;)

      Usuń
  9. Dałaś czadu - i w pracy i z tym postem:)

    U nas przed rozpoczęciem szkoły, pani przekonywała jak ważna jest nauka PISANIA! Coś w stylu - ważne by czytać dzieciom;))))

    Dzień w remizie superowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bylo marne 2 godziny. Dzieciaki pewnie chetnie zostalyby tam calutki dzien, ale po obejsciu wszystkich pojazdow 5 razy i zajrzeniu do remizy, nie bylo juz zwyczajnie co tam robic. :)

      Usuń
  10. Wow...no to miałaś wery eksajting ostatnie tygodnie :P
    nasz towar też przychodzi z takimi atestami. więc dobrze wiedzieć, ze skrupulatnie wszystko sprawdzają :))
    pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam sie, ze kwiecien oraz maj beda o wiele bardziej "eksajting". :D A niestety, ja wole atrakcje sobie dawkowac. Za duzo i za czesto powoduje stres, zagubienie i zwyczajne padanie na morde. :)

      Moge poswiadczyc, ze wszystko sprawdzane jest, jak na moj gust, az ZA skrupualatnie. ;) Slyszalam jednak takie historie o przekretach oraz falszowanych danych, ze wlos sie na glowie jezy, bo sprawy dotycza ludzkiego zdrowia albo i zycia. Dobrze wiec, ze sprawdzaja. :)

      Usuń
  11. No to mieliscie niezle przezycia w pracy! A Bi bardzo mi w tym zamilowaniu do tworczosci moja Zosie przypomina- zaczela rysowac zanim zaczela cdobrze siedziec i do teraz kredek z rak nie wypuszcza. A jak chodzi o utilizacje arcydziel to musze co tydzien udeptywac kosz z papierami bo mi sie wszystko nie miesci :D
    A za gratulacje dziekuje;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bi do pewnego momentu nie chciala sama za cholere rysowac. Wreczala ci kartke, kredki i domagala sie rysunkow. A sama nawet kilku kresek nie raczyla maznac. Potem zaczela pomalutku chwytac sama za kredki oraz farby, ale czesto marudzila, ze ona nie umie i zeby mama jej cos narysowala. Tak naprawde to przelom nastapil kiedy poszla do przedszkola. Tam chyba zrozumiala, ze nikt za nia nic nie narysuje i ze wcale nie robi tego gorzej niz wielkszosc dzieci i spodobalo jej sie! :)

      Usuń
  12. Też dotrwałam ale nic nie napiszę, bo tyle atrakcji, że szok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze jak post jest za dlugi, to ciezko skomentowac, ale ja nie umiem inaczej. ;)

      Usuń
  13. No to wykazalas się w pracy, podziwiam!

    Rysunki Bi bardzo ładne i pomysłowe :)

    A z atrakcji że strażakami to nie dziwię się, że Nik się cieszył. Mój Junior też byłby zachwycony :))

    Miłego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, ze u mnie w pracy ciezko jest z wdziecznoscia za wysilek. ;)

      Dla malych dzieci taka remiza to lepsza atrakcja niz wesole miasteczko. ;)

      Usuń
  14. Tasiemce mają to do siebie,że jak przychodzi pisac komentarz to ma się w głowie jeden wielki mętlik :-)
    Zacznę od końca:oznaków wiosny zazdroszczę!Ale co się dziwić,toż przecież świstak wywróżył.
    Mój dzieć lubi kredki,w sensie że wręcza mamie i każe kreslić kółka i jajka!
    Atrakcji audytowych współczuje,ja bym takiego napiecia i stresu chyba nie przetrzymała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem, wiem, bije sie w piers! ;)

      Jaka tam wiosna, w niedziele snieg znow spadl! :)

      Moja panna lubila kredki w ten sam sposob co Riczi, dopiero w przedszkolu sie rozkrecila. :)

      Usuń
  15. Przy takim audycie jak Twój chyba bym w gacie narobiła ze strachu, bo nawet wizyta jakiegoś "byle" regionalnego kierowniczyny zawsze doprowadzała mnie w pracy do stanu istnej agonii ;) Dobrze, że masz to już za sobą - i mam nadzieję, że wyniki tej wizyty zadowalające.

    Z Bi naprawdę utalentowana dziewczynka, natomiast wozy strażackie to coś, co i naszemu Bąblowi niesamowicie się podoba - ale tylko z daleka, bo wsiąść się bał (a mieliśmy ku temu ze dwie okazje na lokalnych, rodzinnych festynach).

    Życzę Wam jeszcze więcej tej wiosny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babel jest jeszcze malutki. Mysle, ze jeszcze nawet rok temu bylby problem, zeby Nik w ktoryms sam usiadl. Bi nawet w tym roku podchodzila do tego z rezerwa, dopoki nie popatrzyla, ze mlodszy (!) brat wsiadl bez strachu. ;)

      Usuń
  16. Ja muszę się trochę ogarnąć, więc na razie czytam powoli, ale komentarze średnio mi idą.
    Buziaki przesyłam na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dobrze to rozumiem! Ostatnio udalo mi sie nawet troche rozkrecic z postami, ale komentarze nadal blagaja o chwile uwagi. :)

      Usuń
  17. No to duzo słońca i wiosny życzę, należy ci sie!
    a jakieś wyniki tego audytu już masz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dziekuje za zyczenia wiosny, zwlaszcza, ze od niedzieli snieg pada! :)

      Usuń
  18. Łał, to z tą agencją rzeczywiście zamieszanie inie dziwię się stresowi. Najważniejsze, że teraz macie trochę spokoju :)

    Zapowiadają się tygodnie pełne atrakcji, ale to chyba dobrze, co? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony dobrze, bo zima z wiadomych Ci powodow, praktycznie nie ruszalismy sie z domu. Ale z drugiej strony, wszystko skumuluje sie w kilka tygodni. Jak wreszcie minal, to zapewne bede ledwie dyszec. :)

      Usuń