Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 21 marca 2016

Z serii: W tym domu sie gada + co u nas, na szybko, w punktach :)

Nie pamietam (i nie chce mi sie sprawdzac) kiedy zamiescilam poprzedni odcinek serii, ale albo bylo to dawno temu, albo moje dzieci wyrabialy ostatnio jakies 300% normy w gadulstwie, bo jak spojrzalam w wersje robocza, az sie przerazilam. ;)

No to nie przeciagam wstepu. Lecimy z koksem!


Z humoru "koscielnego", poraz fafnasty:

Bi: "Czemu my tyle kleczymy?"
Mama: "Bo teraz jest taka czesc mszy, gdzie trzeba kilka razy kleknac."
Bi: "Ale moje kolanka juz nie radza!"

Nie radza = nie daja rady, w bibusiowym slowniku. Ach te biedne, niespelna 5-letnie kolanka, takie juz zyciem zmeczone, ze kilku minut nie poklecza! :D



***

Jedziemy w sniezyce. Znaczy, ja oraz Nik. Nagle:

Nik: "Mama, zwolnij, bo sie slizgniesz!"



***

Bi (mocno zafrasowana): "Mamo, bo jak sie pochylam i szukam zabawek w pudle, to pupa mi purka..."



***

Kolejna "fizjologiczna" dyskusja:

Nik: "Ale zlobilem slicnom, duzom kupe!"
Matka (ironicznie): "No piekna..."
Nik: "Nieee, psecies kupy nie som ladne."

A sekunde wczesniej sam sie zachwycal... ;)



***

I jeszcze odrobinka fizjologii:

Nik siedzi na nocniku, bawi sie swoim helikopterem oraz powtarza niemal slowo w slowo kwestie Harolda z "Tomka i Przyjaciol": "To pozal! Nie, to nie dym, to pala! To palowoz! I to chyba jest Tomek!"

Po czym dodaje juz od siebie: "Ale Halold nie mogl leciec na latunek, bo ja lobiem kupe..."

Nom. Nic dodac nic ujac. ;)



***

Bi mowi naprawde ladnie i wyraznie, ale nadal zdarza jej sie przekrecac wyrazy wrecz niemilosiernie.

Bi: "Zrob mi ten tularz!" [tularz = tatuaz]


Gramatyka rowniez lezy i kwiczy:

Bi: "Chcesz zeby to ja narysowalam?"


Bi: "Mamo, a ty wiesz ile to jest paluszkow wiedenascie?"
Matka: "Wiem, ale to nie jest wiedenascie, tylko jedenascie."
Bi: "W... W... Wiedenascie?"
Mama: "Je-denascie. Na poczatku jest J, nie W".
Bi: "Jjj... Je... Wiedenascie!"

Tu matce opadlo juz wszystko. :)



***

W samym srodku ostatniego stresujacego audytu, w piatek, dzieciaki zaczely smarkac. Po weekendzie mozliwosc zostania w domu ograniczona byla tylko do sytuacji zycia i smierci, wiec na sobote matka zarzadzila areszt domowy. Nik pogodzil sie z pozostaniem w domowych pieleszach dosc szybko, natomiast Bi zatesknila za ogrodem i caly ranek blagala, prosila, tupala nogami, itd. W koncu przeszla w zalosne zawodzenie:

"Ale mamooo... Ja potrzebuje powietrza... Nie moge oddychac... Potrzebuje powietrza z podworka..."

Jakby co, to pamietajcie: w domu brakuje tlenu. ;)



***

Babcia: "Kokus, byles w kosciolku?"
Nik (przekornie): "Nie!"
Babcia: "Jak to? Nie byles w kosciolku? A po kawe pojechales z tata?"
Nik: "Nie, ja nie moglem pojechac, bo psecies ja nie umiem kielowac!"

Czy to nie logiczne? ;)



***

Bi: "Jaka to literka?"
M: "To jest "es"."
Bi: "Aaaa, "S" jak... "S" jak... WEZ!" [Bi tak wlasnie mowi, nie "waz", tylko "wez". ;)]

Tylko teraz mam pytanie: czy jej chodzilo o "snake", czy o odglos "sssss..." wydawany przez weze? :)



***

Bywa tez wzruszajaco:

Bi: "Jestes moja ulubiona na calym swiecie!!!"



***

A czasem intymnie:

Bi przyglada sie jak zmieniam podpaske.

"Twoja sisia jest chora?"

Kiedy potwierdzam, odsuwa sie stwierdzajac: "Nie chce sie zarazic od twojej sisi!".

Chwile pozniej:
"A jak bede duza, to moja sisia tez bedzie chora i bede nosic zakladki?"



***

A na koniec "kwiatki" dzieci dwujezycznych. Czasem zalamuje rece, czasem zrywam boki z ich tekstow, a czasem zachwycam sie jak pieknie lacza sobie dwa jezyki, zastepujac jeden drugim kiedy brakuje im slow. I oboje doskonale sie rozumieja. Matka z ojcem zas czasem maja problem, nie nadazajac za "przeskokami" z polskiego na angielski (lub odwrotnie). ;)

Tu prym wiedzie oczywiscie Bi:

"Zobacz jaki ma face ladny!"

"O ptaszek! Leci jak spaceship, zobacz jak szybko!"

"Narysuje serduszko, a ty follow the line, potem to pokoloruje i decorate i potem schowam i dam ci jak bedzie twoje Happy Birthday."

Nik: "Juz sie nie moge doczekac!"
Bi: "Ja juz sie nie moge doczekac either!"


Ale Niko tez nie pozostaje daleko w tyle:

Kokus, jakie kolory maja owieczki w piosence?
Nik: "Brown, black and bialy!"

Nik: "Bloto chlapnelo na jego engine!"

Nik: "One skokuja!"
Tata: "Chyba podskakuja?"
Nik: "Tak, bounce'uja!"



***

Cisza w domu zapada wylacznie kiedy padna, zmeczeni gadaniem:


(Bi spi jak przystalo na Mala Dame, urocza nawet w objeciach Morfeusza)


A teraz, w telegraficznym skrocie, co slychac?

  • Stokrotka pytala w komentarzu pod ostatnim postem, o wyniki audytu. Rzeczywiscie nic wczesniej nie wspominalam. Jakos nie myslalam, ze kogos moze to interesowac. ;) W kazdym razie, dostalismy 3 oficjalne "uwagi", co jak na 5-dniowy audit, z dwoma inspektorami oraz bycie sprawdzanym 5 lat wstecz, wydaje mi sie calkiem dobrym wynikiem. Szczegolnie, ze z tych 3 poprawek, tylko z jedna w pelni sie zgadzamy. Pozostale dwie sa mocno naciagniete. No, ale z FDA sie nie dyskutuje, tylko sie poprawia. :)
  • W piatek zawiozlam reszte wymaganych dokumentow do urzedu miasta. Tym samym, Nik jest oficjalnie zapisany do przedszkola od wrzesnia! Szczerze, to myslalam, ze bede to przezywac znacznie mniej, a tymczasem na sama mysl, gula staje mi w gardle tak samo jak z Bi. Niepoprawna ze mnie matka - wariatka. ;)
  • Jesli juz o edukacji moich potomkow pisze, to jutro mam kolejna wywiadowke z wychowawczynia Bi. Ciekawa jestem co uslysze, szczegolnie, ze mam przyniesc ze soba "swiadectwo" ze stycznia. :)
  • W sobote, tak jak pisalam ostatnio, bylam z Bi na imprezie urodzinowej kolegi Bi z klasy. Coz... To przyjecie zdecydowanie NIE bylo tym, co tygryski lubia najbardziej. ;) Bylo ono zorganizowane w klubie taekwondo. Poprowadzil je trener, z niesamowitym humorem oraz podejsciem do dzieci. I wiekszosc ochoczo biegala, skakala, wykonywala kopniaki, obroty oraz boksowala powietrze. Tylko Bi oraz inna dziewczynka, stanowczo odmowily zabawy. Moja corka zreszta dobitnie oswiadczyla, ze ta "gra" jest nudna. Dobrze, ze stwierdzila to po polsku, wiec zatroskanej mamie solenizanta moglam sklamac, ze Bi jest po prostu niesmiala. ;) Ozywila sie dopiero, kiedy mogla piescia przebic deseczke. A dla mnie to tez cenna lekcja, ze jesli przyjdzie mi do glowy zapisac Bi na jakies zajecia sportowe (a zastanawiam sie nad tym bardzo intensywnie), najpierw powinnam zapytac o darmowe treningi probne. ;)
  • Wczoraj spedzilam popoludnie na blogich (bo samotnych!) zakupach. Nik zaliczyl skok wzrostu i nagle wszystkie spodnie zrobily mu sie nad kostke! Wyglada to dosc komicznie, ale tez niczym u dziesiatego dziecka stroza, wiec popedzilam do sklepow. I sie zalamalam, bo wszedzie juz kolekcja letnia! Szortow i koszulek zatrzesienie, a dlugich spodni jak na lekarstwo! Zaden wybor. Trzeba pobuszowac w necie. :)
  • A dzisiejszy ranek przywital nas sniegiem! Oraz opoznieniem w szkole o godzine, rzecz jasna. ;) Teraz juz +8 i po sniegu praktycznie nie ma sladu, ale rano Potworki jeszcze sobie pobiegaly po bialym puchu.
  • Swieta juz w niedziele, a ja w czarnej doopie. Nawet nie mam konkretnych planow kulinarnych, ze o zakupach nie wspomne. Rzezucha nawet nie posiana, wiec raczej nie ma szans do Swiat wyrosnac. Entuzjazmu do przygotowan tez brak. Co sie jednak dziwic, skoro tutaj Wielkanoc to tylko niedziela. W poniedzialek juz normalnie idziemy do pracy. Wielki Piatek M. ma wolny, wiec spedzi go z Potworkami, bo przedszkole nieczynne. Ja zasuwam do pracy. :/
A na koniec bonusik. Potworki zajete ulubionym ostatnio zajeciem:



Nawet Nik polubil malowanie! Dotychczas stawial jedna, gora dwie kreski i juz go nie bylo. Teraz pieczolowicie zamalowuje kilka kartek. Co prawda nie widac na nich jeszcze nic konkretnego, ale wazne, ze cwiczy reke, no i potrafi sie skoncentrowac przez te 15-20 min. :)

A w tle mozecie podziwiac wyglad naszego saloniku po jednym poranku z dziecmi w domu. To co widzicie, to i tak "delikatna" wersja. ;)

24 komentarze:

  1. Potworkowe teksty jak zwykle mnie rozbawily do lez:) Byc moze tak mi przypadaja do gustu, bo przypominaja mi teksty moich dwujezycznych dzieci :)
    Wczesnie u Was ta letnia kolekcja, u nas dopiero wiosenne zaczely sie pojawiac i to tak niesmialo. Mam problem ze znalezeiem wiosennych kurtek dla dzieci bo nie wszedzie juz sa.
    Ja tez Wielkanocy w tym roku nie czuje. A jak pomysle o tym,ze na Swieconke do Polskiego kosciola trzeba w ten tlum pojechac to mi sie wszystkiego odechciewa.
    Cudnie te Twoje Potworki przy stoliku do malowania wygladaja :) Wyobrazam sobie jak pieknie musi wygladac wszystko po skonczeniu malowania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczescie kurtki jesienne kupilam Potworkom na "wyrost", wiec jeszcze ponosza je teraz. Bi chyba powinna nadal pasowac nawet na jesien. :)

      Mamy w poblizu dwa polskie koscioly i tak jak piszesz, na swieceniu jest tragedia, tlumy i wszystko trwa ponad godzine. Znalezlismy wiec malutki kosciolek, ktory tez prowadzi polskie msze. Co prawda musimy do niego jechac jakies 20 min (zamiast 5 do tych blizszych), ale jest spokojnie i kameralnie. :)

      Usuń
  2. Haha, są najlepsi :))

    Nie przejmuj się, ja nigdy nie mam planów, zawsze robię to samo,zawsze nie za duzo, a i tak dużo zostaje :(
    Mila też zakochała się w farbach, ale matka zdecydowała się wprowadzić zabieg amnezji i udawać że te nie istnieją. Póki co niech ćwiczy łapkę inaczej, a do farb wrócimy latem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedys tez farby dawalam Bi tylko jak pogoda pozwalala bawic sie nimi na tarasie. :) Ale odkad odkrylam, ze poza zmywalnymi kredkami i mazakami, mozna dostac tez takowe farby, sa w uzyciu caly rok. :)

      U nas w tym roku skromniutko - jedzenia zostalo tylko na poniedzialkowy obiad, a od wtorku trzeba bylo wrocic do gotowania. :(

      Usuń
  3. Ja mam jedną sztukę a Twój salon przy dwójce wygląda o niebo lepiej niż po moim Mimisiowym tajfunie. Teksty jak zawsze świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietaj, ze to zdjecie zrobione bylo dopiero okolo poludnia i ze to "delikatna" wersja. ;)

      Usuń
  4. Biedna Pisia... oj tak Bi, ty tez bedziesz miec chora pisie od czasu do czasu ;)
    Slodziaki kochane!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bi narazie cieszy sie na mysl o przyszlych kobiecych dolegliwosciach. Ciekawe czy tak samo szczesliwa bedzie za jakies 8 lat? :D

      Usuń
  5. pewnie że wynik mnie interesował, tyle stresu i co miałabyś się wynikami nie podzielić?!
    teksty jak zawsze świetne, ja zazdroszczę wam tej dwujęzyczności;)
    ja myślałam, że taki tajfun to tylko u nas bywa normalny, a widzę, że to jednak na całym świecie działa tak samo;-P no pewnie po za Francją, he he

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, dzieci we Francji nie grymasza, nie balagania i nie urzadzaja histerii. ;)

      Moja praca to nudne biurowo - papierkowe sprawki. Nawet mojego meza nie intersuje co porabiam na codzien. ;)

      Usuń
  6. Dobrze, że dodałaś, że to delikatna wersja, bo patrząc właśnie tylko na naszą jadalnie, lekko się przeraziłam, tym, co jest w stanie zrobić u mnie jedno dziecko...
    Ja myślę, że Lila doskonale by zrozumiała Bi jeśli chodzi o ból kolan. Bi to przynajmniej miała realny powód, by te kolanka "zmęczyć". Lila ostatnia oglądała bajkę, po czym wstaje, robi dwa kroki i stwierdza: bolą mnie nóżki, mam już stare. No... Moja powinny już chyba odpaść :)

    Co do Kokusia- no jasne, że nie można ratować świata, kiedy potrzeba fizjologiczna Cię uziemiła :) To jasne jak słońce :)

    Tak, ach te podpaski. Dla Lilki moje trudne dni to chyba najbardziej ekscytujący czas w miesiącu :)I powiem Ci, że Ona tam wcale nie czeka do dorosłości ani na chorobę "sisi"- jak czuje potrzebę, to zakłada "zakładkę", znaczy podpaskę :)

    Samotne zakupy! Bosz... Ja będąc teraz z Lilą w domu od piątku, cieszę się jak mogę sama zrobić kupę :) Gdyby mnie wypuścić teraz na samotne zakupy, to chyba bym wykitowała ze szczęścia.
    Święta??? Nananana... Jakie święta? Póki co wycieram nos, daje syrop, oklepuję i odpowiadam na miliard pytań. Słucham też takich zdań, jak choćby: Zakochałam się w ciebie. I to równoważy moje stresy i stresiki :)
    Buziaki Agatko, trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne te dzisiejsze dzieci - takie przepracowane. ;)

      Ech, ten Nik... Od jakiegos czasu probujemy zachecac go do zalatwiania sie na nakladce, na kibelku. Bi praktycznie od razu sie tam "przesiadla". A Nik nie i koniec, upodobal sobie nocnik. A nas, delikatnie mowiac, odrzucaja zapaszki unoszace sie nieraz w salonie... :D

      Heh, Bi jeszcze nie wpadla zeby poprosic o podpaske, ale namietnie przykleja mi je do bielizny. ;)

      Wiesz, samotne zakupy mi sie udaly bo wymknelam sie podczas drzemki Potworkow. Natomiast samotna kupa nie udaje mi sie prawie nigdy. Zawsze przynajmniej raz ktos zaglada mi do "przybytku", pytajac, co robie. ;)

      Usuń
  7. Ale macie beznadziejnie, że tylko jeden dzień świąt :( Co kraj to obyczaj ;)

    Teksty jak zawsze rewelacja :)

    No i mali artyści ci rosną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ze Swietami mamy beznadziejnie. Tak samo z Bozym Narodzeniem - tylko 1 dzien. Na szczescie Wigilie tez mamy wolna, mimo ze Amerykanie jej nie obchodza. Przed Wielkanoca wiele firm ma wolne w Wielki Piatek, ale nie moja. :(

      Usuń
  8. Usmiech na twarzy gwarantowany- dzieki wielkie! Swoja droga ze choroba sisi nie jest zarazna- wyobrazasz sobie ten koszmar?? ;)
    Ja dzis zakupy swiateczne zrobilam i padam na ryj- ludzie koniec swiata bo u nas jeszcze piatek wolny!! No umrzemy wszyscy z glodu!!
    Usciski za ocean :*
    ps. slodziaki spiace, takie kochane a o Bi dokladnie to samo pomyslalam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak spia, to takie aniolki... ;)

      Naprawde, robilam zakupy w Wielki Piatek, po pracy i to co sie dzialo, to jak przygotowania do oblezenia! A najlepsze, ze u nas Wielkanoc to tylko jeden dzien, a w dodatku niektore supermarkety byly w nia pootwierane! :/

      Bosz... Jakby okres byl zarazliwy, to przy tylu kobietach w pracy, mialabym go pewnie okragly rok! :D

      Usuń
  9. Potworki jak zwykle wymiatają tekstami, a najbardziej podobają mi się te fizjologiczne, a jakże :) No a te dwujęzyczne kompromisy są przeurocze :)))

    Bałagan to naprawdę wersja light! Moja mała pojedyncza Laurencja potrafi w kilka minut obrócić salon w kompletne pobojowisko i jeszcze zacznie się w tym wszystkim nudzić!

    Agatka, do Świąt jeszcze parę dni, dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno fizjologia fascynuje dzieci do okolo 10 roku zycia, wiec przygotowuje sie, ze podobne teksty i sytuacje beda u nas jeszcze obecne przez dluuugi czas. ;)

      Usuń
  10. Ten Twój cykl coraz bardziej mi się podoba - a zwłaszcza dyskusje natury filozoficzno-fizjologicznej ;) Aż się nie mogę doczekać, kiedy teksty Bąbla też będę mogła w ten sposób spisywać - chociaż pewnie jeszcze niejeden raz pożałuję, że w ogóle zaczął mówić ;)

    Odnośnie Świąt - jestem tam, gdzie TY :) I w ogóle się nie spinam w związku z tym, wreszcie nauczyłam się podchodzić do tematu na zupełnym lajcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze przyznac, ze w stosunku do Wielkanocy tez jestem dosc wyluzowana. Gorzej z Bozym Narodzeniem. Tam zawsze jest wiecej wolnego i bardziej czlowiek odczuwa Swieta, a wiec czuje sie bardziej zobowiazany zeby sie przygotowac... A checi wcale wiecej sie nie ma. ;)

      Oj tak, przynajmniej raz dziennie wykrzykuje do Potworkow: "Czy wy mozecie chociaz przez chwilke nic nie mowic?!". :D

      Usuń
  11. Usmiałam się z tego opowiadania o Kokusiowej kupie :-)
    Cała reszta też .na miarę Potworków :-)
    Czasami az załuje,że teraz mając Riczi nie mieszkamy wciąż zagranicą,językowe poczynania małej mogłby być podobne.
    Wesołych Świat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To smieszy i fascynuje zarazem, kiedy dzieci wychowane otoczone praktycznie wylacznie jez. polskim, stopniowo odkrywaja, ze naokolo ich malego grona rodzinno - znajomego, istnieje caly "angielski" swiat. I oni coraz smielej ten swiat odkrywaja. :)

      Kupa... Taaa... To codzienny temat. ;)

      Usuń
  12. Już to chyba pisałam, ale naprawdę uwielbiam te rozmówki :)

    Nasz pokój wygląda znacznie gorzej :) A ja już przestaję się powoli przejmować, bo w końcu to są tylko dzieci, a moje podnoszenie co chwilę zabawek nic nie daje, bo i tak je za chwilę podnoszą. Generalnie sprzątamy dwa razy w ciągu dnia, przed położeniem Jasia spać (bo Oliwia zazwyczaj nie bawi się aż tyloma zabawkami) i przed pójściem spać, albo wyjście na spacer :)

    Wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokladnie, ja tez zazwyczaj czekam do wieczora. M. ma czasem napady, ze zaczyna dziko sprzatac, wrzeszczec na dzieciaki zeby pomogly zbierac swoj balagan... A ja mu zawsze powtarzam, ze szkoda jego nerwow, nie ma co sie spinac, bo tylko czlowiek sie wkurza, a za godzine salon wyglada tak samo. ;)

      Usuń