A ja? Ja, Moje Panie, siedzie w pracy. I uczucia mam mocno mieszane. Z jednej strony, wczoraj caly wieczor podsmiewalam sie z M., ze bedzie samiutki walczyl caly dzionek z Potworkami. Zazwyczaj, jesli trzeba z nimi zostac w domu, ten "przywilej" spada na mnie. I nieraz (a moze powinnam napisac "zazwyczaj"?), kiedy okolo godziny 17, Pan Tata zajezdza do domu, zastaje sajgon w salonie i mnie na ostrym wku*wie. Zamiast jednak przejac male Potwory i dac mi odetchnac, zaczyna dopytywac o co ja wlasciwie jestem zla. Tu zazwyczaj mam zagroske, bo jak opisac w kilku zdaniach caloksztalt potworkowych dzialan destrukcyjnych? Tego ze oni swoje, ja swoje i pod koniec dnia gardlo mam zryte od powtarzania w kolko tych samych prosb oraz upomnien, a w uszach mi dzwoni od dzieciecych piskliwych wrzaskow? Malzonek moj ma paskudny zwyczaj, na moje narzekania, ripostowac natychmiast zlosliwie, ze przeciez tak bardzo chcialam dzieci. No to mam i o co mi wlasciwie chodzi. Tutaj tez wszystko mi opada. Przeciez ja nie mowie, ze chcialabym Potworki gdzies oddac (dobra, weekend u dziadkow, gdyby byl mozliwy, bylby swietnym pomyslem :D), tylko ze po calym samotnym dniu z nimi, jestem ogluszona i zachrypnieta. I docenilabym bardzo, gdyby tata, po powrocie, pobawil sie z wlasnymi dziecmi, albo kurcze, chociaz kanapke im zrobil, czy picie podal, zamiast zasiadac do godzinnej rozmowy z bratem na Skype. Tymczasem zazwyczaj jest tak, ze mimo ojca w domu, dzieci zauwazaja go tylko od niechcenia, natomiast kontunuuja zawracanie glowy swojej matce. Niewazne, ze ojciec w jadalni patrzy w komputer, a matka w lazience szoruje wanne. I tak co chwila slychac "Maaaamoooo!!!". Ten fenomen nie przestaje mnie zadziwiac. Ani wkurzac.
W kazdym razie, bo cos mi temat posta zaczyna odbiegac od zamierzonego. Mial byc skrot tygodnia, a tymczasem piore w najlepsze malzenskie brudy. A wbrew temu co napisalam w poprzednim akapicie, aktualnie uklada nam sie calkiem niezle. Oczywiscie przed nami swiateczne przygotowania, a to juz tradycja, ze wtedy na bank musimy sie poklocic. Jakby inaczej, kiedy ja probuje ogarnac i sprzatanie i gotowanie, a Potworki placza mi sie pod nogami. Tata? Tata gada z rodzina na Skype, a w najlepszym razie gapi sie w telefon. :/
O, czekajcie, bo znow schodze na ten sam temat...
W kazdym razie, ucieszylam sie na mysl, ze dzis M. pobedzie calutki (moze nie do konca, bo mam nadzieje urwac sie wczesniej) dzionek sam z Potworkami i ZOBACZY JAK TO JEST. Co prawda, podejrzewam, ze potrzebowalby jakiegos tygodnia sam na sam z dziecmi, zeby cos do niego dotarlo... Mimo wszystko jednak, taki dzien, kiedy ja ide do pracy, a M. zostaje z dziecmi, zdarza sie, hmm... Niezmiernie rzadko. Taki dzien to juz swieto samo w sobie. M. niech wysluchuje wrzaskow i rozdziela tluczace sie Potwory, a ja wypije w spokoju moje 3 kawki. ;)
Z drugiej jednak strony, przesladuje mnie mysl, ze moje swiateczne przygotowania utknely na posprzataniu lazienki. A co z reszta? Trzeba choc troche odgruzowac (uwielbiam to okreslenie!) dom, pomalowac jajca, zrobic salatke, babke oraz ugotowac swiateczny obiad, bo w niedziele planuje juz robic NIC. Chce choc jeden dzien, raz na jakis czas przezyc tak, zeby nic mnie nie gonilo. Zebym mogla bez patrzenia na zegarek bawic sie z dziecmi, pojsc na spacer z psem, wypic kawe na siedzaco. Wielkanoc to u nas zaledwie jeden dzien, wiec chce choc czesciowo poczuc, ze to SWIETO.
Poki co jednak jestem w pracy i siedze jak na szpilkach, bo moje wczesniejsze wyjscie uzaleznione jest nie ode mnie niestety, ale od pewnego bardzo waznego raportu, ktory musi byc zatwierdzony przez klienta zanim moge go podpisac i zwiac do domu. A kiedy klient go laskawie zatwierdzi, nie wiadomo. To znaczy, wiadomo, ze dzisiaj. Ale o ktorej godzinie, to juz zagadka. :/ A potem pedem na zakupy do "Polakowa", gdzie pewnie kolejki jak za PRL'u i brak miejsc parkingowych. Nastepnie pedem do domu, ugotowac Potworkom jaja na twardo, wreczyc farby i zostawic wolna reke co do malowania. I odkurzyc. Podlogi umyc jak juz Potwory padna wieczorem... Przygotowac koszyczki (tak, dwa, zeby nie bylo klotni i wyrywania, bo jajka moga tego nie przetrwac). A jutro, po swieceniu, pichcenie. Ech, juz czuje sie zmeczona... ;)
A, mialam napisac o minionym tygodniu.
Ostatnio pokazalam Wam zdjecie salonu po dzieciecej aktywnosci w delikatniejszej wersji. Dzis bedzie tylko polowa pokoju, ale za to w wersji "hard". Wlasciwie caly pokoj wygladal jak po przejsciu tornada, ale jakos nie przyszlo mi do glowy, zeby zrobic zdjecie caloksztaltu. ;)
W kazdym razie, w zeszla sobote, w salonie odbyly sie potezne prace budowlane. Efekt?
Musze pochwalic Bi za kreatywnosc. Okazuje sie, ze szuflady w komodzie stanowia swietny element zaczepu dla namiotow. ;)
Podczas budowania oraz zabawy, Starsza miala jak zwykle wiernego widza i fana, w postaci Mai:
Pisalam Wam ostatnio, ze przyjecie urodzinowe, na ktorym bylysmy w zeszla sobote, zupelnie Bi nie podeszlo. Wygladalo to tak:
Pusta sala, przygotowana do cwiczen. Nic dziwnego, ze Bi byla rozczarowana. Za to widoczny za maluchami "sensei" jest po prostu urodzony do pracy z dziecmi, ale nawet on nie spodobal sie mojej corce. ;)
Co jeszcze rzuca mi sie w oczy na powyzszym zdjeciu? Kiedys gdzies wspominalam, ze w tym kraju bardzo malo jest ludzi z blond wlosami. Popatrzcie na grupke dzieci. Bi jest tam jedyna blondynka! Wrazenie poteguje jeszcze jasna karnacja oraz biala bluzka (nie ubralam jej tak specjalnie, przysiegam :D) i Starsza wyglada niczym jasna plama na fotce. ;)
A taka zime mielismy w poniedzialkowy poranek:
Mialam nadzieje, ze moze czesciowo utrzyma sie do popoludnia, bo rano nie bylo zbytnio czasu na sniegowe zabawy, ale niestety. Temperatura niemal 10 stopni na plusie, zrobila swoje i snieg zniknal ekspresowo. :(
Co jeszcze?
We wtorek bylam na "wywiadowce" w przedszkolu, czyli na indywidualnej rozmowie z nauczycielka Bi. Czego sie dowiedzialam? Wlasciwie niczego nowego. Starsza pomalu otwiera sie zarowno w stusunku do nauczycielek, jak i innych dzieci. Pamietacie jak w styczniu pani okreslila jej zdolnosc do rozwiazywania konfliktow jako Level 1 (najnizszy)? Pomalu widac tu postep. Bi zaczyna walczyc o swoje i zamiast plakac lub odejsc, potrafi postawic sie innym dzieciom. To dobrze. Najwazniejsze, ze nie ma zadnych zastrzezen co do poslania Bi do zerowki.
Kolejna dobra wiadomoscia jest to, ze na poczatku roku najprawdopodobniej przeprowadza z Bi test jej znajomosci angielskiego. Jesli okaze sie, ze potrzebna jej pomoc, otrzyma dodatkowego nauczyciela, ktory pomoze jej w zadaniach oraz bedzie codziennie przeprowadzal z nia zajecia z nauki angielskiego. To jedna z zalet mieszkania w kraju, gdzie tak ogromna jest populacja imigrantow. Szkoly sa bardzo dobrze przystosowane do potrzeb dwujezycznych dzieci.
Na koniec jeszcze jeden z niewielu akcentow wielkanocnych w domu:
I tu juz Was zostawiam, bo posta planowalam krociutkiego, a tymczasem znow wyszedl tasiemiec. No, moze nie do konca tasiemiec, ale mocno mi sie wydluzyl. ;)
Wracajcie do sprzatania, pichcenia oraz jajec! Ja jeszcze pare godzin posiedze w biurze. ;)
Wesolego Alleluja!!!
Wesołego Agatko! Choć postaram się maila jeszcze naskrobać, jako, że mój entuzjazm przedświąteczny lekko siadł...
OdpowiedzUsuńMój entuzjazm przedświąteczny "siedzi" juz od paru lat. :)
UsuńWesołych świąt slońce!
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałabym ze wzajemnie, ale juz musztarda po obiedzie.
UsuńTy sobie żartujesz? To jest normalny pokój. U Podopiecznych wygląda to tak: ława zawalona. Kanapa częściowo z autami (tymi największymi, które Maluch posiada). Ubrania bieżące jakieś drobne, zabawki, zabawki, zabawki..(A wydawało mi się, że nie mają dużo zabawek).
OdpowiedzUsuńPo drugiej stronie kanapa. Pod oknem, na parapecie i kanapie.. aut cd. Przed nią na podłodze puzzle piankowe i pudła z zabawkami. I tu zastajemy rozwalone książeczki i wymieszane totalnie wszystkie klocki. Aa i jeszcze jakieś pojazdy się znajdą. Ah, czasem na parapecie leżakuje zasikana pielucha bo często to tam przewijamy Malucha. Gdy Siostra w domu, dochodzą zwierzęta figurki oraz kartki, kolorowanki i kredki
Wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt Kochana!!
Dlatego zaznaczylam, ze to "delikatna" wersja. ;)
UsuńAgata U nas codziennie dom wygląda jakby przez niego przeszło tornado. .. wesołych świąt. Biotre się za "odgruzowywanie"
OdpowiedzUsuńU nas tez, chyba ze nie ma nas w domu. Wtedy zawsze zaskakuje mnie jak moze byc czysto. :)
UsuńAgata U nas codziennie dom wygląda jakby przez niego przeszło tornado. .. wesołych świąt. Biotre się za "odgruzowywanie"
OdpowiedzUsuńAgata U nas codziennie dom wygląda jakby przez niego przeszło tornado. .. wesołych świąt. Biotre się za "odgruzowywanie"
OdpowiedzUsuńSpokoju i wypoczynku!
OdpowiedzUsuńWzajemnie, choc juz po "ptokach"! :D
UsuńWesołego Agatko!
OdpowiedzUsuńTroche pozno odpowiadam, wiec moze Wesolej Majowki? ;)
UsuńKocham Twoje "szybciutko" :) mamy ten sam dar ;)
OdpowiedzUsuńO matko, to ripostowanie, może podkręcic ten wk*rw co :)
I jak, zobaczył CO TO ZNACZY pobyć z dziecmi? :)
Ach te salonowe budowle, u nas ten sam plac budowy co i rusz, mimo że mają swoje pokoje, do tego przejeli pokój po Zuzi, jest teraz pokojem zabaw, to i tak salon najlepszy, a już miałam nadzieję, ze będzie znowu prawdziwym salonem, najładniejszym i najczystszym miejscem w domu... ech.
Prawdziwa słowianka z Bi jak widac, super kontrast :) Tymon pewnie byłby zachwycony takimi urodzinami, mój mały karateka :)
Kochana Agatko, dużo odpoczynku i spokoju ducha, miłości, radości i zdrówka i .. Ty wiesz :* przytulam i ciepło o Was myślę :* :*
Wlasnie, ja juz nawet stracilam serce do urzadzania salonu, bo to i tak plac zabaw. Nieraz szlag mnie trafia, jak przez salon przejsc nie mozna, a ide do pokoju dzieci i tam polki pusciutkie! ;)
UsuńJa sadzilam, ze Bi sie "rozkreci" po jakims czasie, ale gdzie tam! :/
Zdrowych i pogodnych Swiat!
OdpowiedzUsuńZa pozno juz na "wzajemnie"... Moze Wesolej Majowki? Jesli w Anglii sie ja obchodzi...
UsuńU Nas jest identycznie. Starszk bedzie mial test I jesli wypadnie slabo, to bedzie mial wiecej godzin nauki angielskiego.
OdpowiedzUsuńWesolych Swiat! Pozdrawiam cieplo,
P.S. snieg? O rajciu, toc to juz wiosna !
Nasz kwiecien w tym roku naprawde przeplatal. Zaliczylismy i lato i wiosne i autentyczna zime. :)
UsuńJa ide na te jakby testy "gotowosci" do zerowki za tydzien. Bedzie co ma byc, ale kolega z pracy mnie lekko zestresowal. Jego synek tez mial zaczynac zerowke w tym roku. Zawsze mi sie wydawalo, ze to bystry dzieciak, a tymczasem zrobili mu test i wykonal tylko 1 zadanie prawidlowo na 20. Mojemu koledze powiedziano, ze moze pojsc do zerowki, ale jesli nie nadgoni przez kolejne dwa lata, to po pierwszej klasie bedzie moze musial zostac na drugi rok. No i kolega zdecydowal sie go jednak w tym roku do zerowki nie posylac. A ja martwie sie jak Bi sobie z tymi testami poradzi, skoro jej znajomosc angielskiego nadal nie jest na poziomie dzieci wychowanych w srodowisku anglojezycznym... :(