Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Bilans dwudniowych zyskow i strat

I po kolejnym weekendzie. Nie do konca nudnym, chociaz pelnym wrazen tez bym go nie okreslila. :) Pogoda niestety taka sobie. Pochmurno (choc slonko od czasu do czasu sie przebijalo) i niestety bardzo wietrznie. Nie wiadomo jak ubrac siebie i Potwory, zeby nikt sie nie spocil albo nie zmarzl. W rezultacie M. posciagal dzieciom czapki, a ja wychodzac z domu (z kubkiem rozgrzewajacej kawy) wrzasnelam olabogaczycieporabalo?! Decydujacy glos w tej sprawie miala corka, ktora zaczela zawodzic, ze jej glowa marznie. Czapki wrocily na blond glowki.

1:0 dla matki. :)

Malo braklo a zjechalabym rowno tesciow oraz ciotke M. (jest ona przy okazji siostra tescia). Bez konsultacji ze mna lub moim mezem umowili sie, zeby w sobote swietowac urodziny Bi. Ma byc tort i ognisko. No i super, sama mialam identyczny pomysl, ale... Czy tylko MNIE sie wydaje, ze rzeczy dotyczace dzieci ustala sie w pierwszej kolejnosci z rodzicami tychze pociech? A moze to JA jestem jakas dziwna? Dzieki Bogu tescie juz wyjezdzaja. Jeszcze troche a okazaloby sie, ze to babcia i dziadek wychowuja moje dzieci, a ja i M. to tylko takie ozdobne dodatki nazywane dzwiecznie mama i tata...

Urzadzilismy Nikowi postrzyzyny. Mlodszy obcinanie maszynka zniosl bardzo dzielnie, w przeciwienstwie do swojej matki. To juz jego trzeci raz, ale i tak ryczec mi sie chcialo przy kazdym spadajacym na ziemie kosmyku... W dodatku, mimo, ze M. pytal mnie chyba z 10 razy czy napewno chce Mlodszego ostrzyc, gdzies nie porozumielismy sie co do dlugosci i stylu. W rezultacie Kokus zostal zgolony niemal na zolnierza. Tylko na czubku glowy zostala mu nieco dluzsza szczecinka. "Dluzsza", czyli okolo centymetrowa... Po bokach i z tylu wloski ma tak jasne i cienkie, ze teraz wyglada jakby ich nie mial w ogole. Pokazalabym Wam zdjecia, ale jeszcze ich nie wgralam, bo na sam widok serce mi sie sciska... :( W dodatku tescie i moj tata (zdrajca!) zgodnie przyklasneli, ze Nik tak super teraz wyglada i chyba tylko ja nie moge sie pogodzic ze zmiana... No nic, to tylko wlosy, odrosna. A Mlodemu bedzie troche chlodniej latem...

Oficjalnie zaczelam roboty ogrodowe. W sobote M. pod moje dyktando poprzesadzal mi kilka roslin w nowe miejsca. Niestety, nie zrobil tego, o co najbardziej go prosilam - nie przekopal mi ogrodka warzywnego. Poczatkowo prosilam, zeby wypozyczyl maszyne do przeorania grzadek. Oswiadczyl, ze szkoda kasy i przekopie lopata. Jego wola, tylko ze mu sie nie chce i wcale mnie to nie dziwi. Zamiast tego spedzil dwa dni grzebiac przy samochodach. Oczywiscie "grzebal" czysto kosmetycznie, nie uskutecznial zadnych niezbednych napraw. Tymczasem moj ogrod czeka, a na niektore warzywa, ktore chcialam posadzic, jest juz "ostatni gwizdek". Chyba pojade do ogrodniczego nakupic nasion i sadzonek. Moze jak M. ujrzy wizje zmarnowania tego wszystkiego i automatycznie kasy, ktora na to wydam, dostanie motywacyjnego kopa? Inaczej obawiam sie, ze sadzic bede gdzies w czerwcu. Oczywiscie jesli uprzednio sama sobie wszystko przekopie. :/

Posadzilam cebulki lilii, ktore ostatnio wpadly mi w oko w sklepie oraz tulipanow, ktore zostaly po ozdobie wielkanocnego stolu. Wiem, wiem, cebulki zazwyczaj sadzi sie na jesien, ale nie chcialam, zeby sie zmarnowaly, a na tegorocznych kwiatach mi nie zalezy. Jak sie przyjma, to zakwitna za rok i o to mi chodzi. Grzebanie w naszej glebie, ktora tak naprawde jest mieszanka gliny i kamieni (wcale nie przesadzam), zaowocowalo takim bolem prawego ramienia, ze w sobote odpuscilam sobie planowane odkurzanie.

Jak pisalam wyzej, glebe mamy fatalna, wiec regularnie staram sie podlewac kwiatki odzywka. A raczej niegdys sie staralam, bo odkad pojawily sie dzieci, malo mialam na to czasu. W rezultacie sporo kwiatkow mi padlo (czesc tez zostala pozarta przez kroliki, chipmunki, slimaki lub pomrowy, niewykluczony jest tez udzial saren), a czesc skarlowaciala i przestala kwitnac. W tym roku postanowilam w koncu lepiej o nie zadbac. Wczoraj zgarnelam wiec z szopki konewke i rozpuszczalna odzywke i ruszylam na podboj ogrodu. Rezultat noszenia wielkiej, 8-litrowej konewy? Bol i sztywnosc karku dzis rano. Starosc nie radosc...

Kiedy ja obchodzilam cierpliwie kazda rabatke, moje potomstwo biegalo od okna do okna, bebniac w szybe i wyjac "Chceeee do maaaamyyyy!!!!". A liczylam na pol godziny spokoju... Potwory mialy w weekend faze "na mame" (co ja pisze, oni ostatnio maja codziennie faze na mame...), wiec niecnie wymknelam sie z domu liczac na chwile ciszy w ogrodzie. Nic z tego. Jakis wewnetrzny czujnik podpowiedzial im, ze mamy nie ma w 4 scianach, szybko wysledzili mnie w ogrodzie i zaczely sie ryki... Co bylo robic? Po kilku minutach podziwiania widocznych przez szybe zaplakanych i usmarkanych buziek, ulitowalam sie, nakazalam ubrac kurtki oraz buty i przyjsc do matki... Po chwilowej euforii nadeszlo wyrywanie konewki i marudzenie "Ja nasypie!", "Ja naleje!", "mamo opryskalas mnie woda!", itd. Musze kupic im male koneweczki, to moze odczepia sie od mojej, a przy okazji pomoga...

W sobote urodziny Bi. Zamowilismy dla niej hulajnoge. Miala przyjsc w miniona sobote. Zamiast paczki przyszedl sms od FedEx'u, ze paczka nie mogla zostac dostarczona, poniewaz w adresie brakowalo numeru mieszkania. Dla niezorientowanych, mieszkamy w domku jednorodzinnym. Zadzwonilam na centrale. Numer zamowienia sie zgadza, adres rowniez. Leniwego kuriera, ktoremu nie chcialo sie dostarczyc naszej paczki, powiesilabym za jaja! Nastepnie pan z centrali rozlozyl mnie na lopatki prosba o podyktowanie mu jak trafic do naszego domu. WTF?! Moze jeszcze mam kuriera doprowadzic za raczke pod same drzwi? Nie wiedzialam czy smiac sie czy rzucac kurwami. Wybralam to pierwsze. Nie mieszkamy na zadnym zadupiu ale przy glownej drodze! Tylko konowal by nie trafil!
W kazdym razie paczka ma przyjsc we wtorek. I lepiej zeby przyszla, bo juz po tamtej rozmowie bylam mcno poirytowana. Jak tym razem znow wykreca jakis numer, zadzwonie jeszcze raz i opie**ole z gory na dol. I w d*pie bede miala, ze osoba, z ktora rozmawiam tylko odbiera telefony...

Zadzwonilam w koncu do gina, zeby wziac PIN potrzebny do sprawdzenia wynikow cytologii. Mila pani podala mi PIN oraz haslo (moja data urodzenia). Dzwonie pod podany numer, a tam automatyczna sekretarka prosi w kolko o PIN. Po czym oznajmia, ze jest nieprawidlowy. Nawciskalam sie, wbijalam raz jeden numer, raz drugi, nakombinowalam, bo pomyslalam, ze data urodzenia moze powinna byc 8-cyfrowa, a nie 6-cio, jak sobie zapisalam, w koncu zupelnie sie zapetlilam. Juz mialam sobie odpuscic, ale sie balam. Widzicie nie mialam cytologii robionej jakos od 2010 roku, bo ostatnia byla jeszcze przed ciazami. Od urodzenia Nika w ogole nie bylam u gina, a moj syn przeciez zaraz bedzie mial 2.5 roku. Nie wiem czy pamietacie, ze przy jego porodzie mialam jakas infekcje, ktora sprawiala, ze akcja porodowa nie postepowala i skonczylo sie na cesarce? Zaczelam wiec miec juz czarne wizje co do tego jaka to mogla byc infekcja. W koncu zadzwonilam do lekarza jeszcze raz, zeby sprawdzic czy dobrze zapisalam numerki. Dobrze. Zadzwonilam pod  numer od wynikow jeszcze raz. Okazalo sie, ze trzeba podac najpierw PIN, a potem haslo i zignorowac to, ze maszyna prosi dwa razy o PIN... Cytologia prawidlowa. Ufff...

Moj ogrod budzi sie do zycia. Trawa zielenieje, pojawia sie coraz wiecej paczkow na drzewach, ptaki spiewaja jak oszalale, w budce dorastaja mlode wroble, a w ogrodku warzywnym, przypominajacym obecnie raczej sciernisko, znalazlam wczoraj weza. A raczej wezyka. Male to (jakies 40-50 cm dlugosci) i niejadowite, ale zeby ma i potrafi bolesnie ugryzc, lepiej wiec trzymac go z daleka od dzieci. Oraz psa... Hiacynty pachna oszalamiajaco, narcyzy rozniez kwitna, paczki tulipanow otworza sie lada dzien. Jedna forsycja z trudem odzywa po zgnieceniu przez zrzucany na nia zima snieg. Nie pomaga Maya, z luboscia targajaca za mlode, delikatne galazki. Druga forsycja zakwitla marna kepka kwiatkow. W porownaniu jednak z zeszlym rokiem kiedy to miala jeden, jedyny kwiatuszek, jest postep. Roza nadal wyglada marnie, najwyrazniej nowa "miejscowka" kompletnie jej nie pasuje... Jeden z rododendronow, ktory powinien juz pomalu przymierzac sie do kwitniecia, polamany przez zrzucany z dachu snieg i dodatkowo "doprawiony" przez zawladnieta zadza gryzienia Maja, narazie nie ma nawet paczkow...

Lubie wiosne. No i tesciowie wylatuja juz za 11 dni. :)

19 komentarzy:

  1. Jakbym widziala moje zaplakane Robaki. Mama nie moze sie bez nich nigdzie poruszac. Chyba moglabym zamieszkac w waszych okolicach. Pogoda mi nasza...

    Super, ze cytolofia wyszla dobrze. To wazne...

    No I tesciowie...odliczamy!!!!! Good bye :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odliczanie trwa. Juz jutro! :)

      Moje Potworki maja ostatnio straszny niedosyt matki... Nawet na kibel nie moge pojsc bez asysty... :/

      Usuń
  2. Ja też spędziłam w większości weekend na działce tzn. w naszym ogrodzie ;) I też sporo się napracowałam, ale siostra mi pomogła, więc szło szybciej.

    Wow jeszcze tylko 11dni, ale to zleciało, a wydawało się, ze te 3m-ce to nieskończoność ;) Jeszcze chwile i będziesz mieć święty spokój :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi sporo pomogl malzonek, bo przy naszej glebie, na kazda wieksza dziure potrzeba sporo energii. Ja zajmuje sie drobiazgami. :)

      Jeszcze chwila. Wiecej gotowania i chaotyczne poranki, ale masz racje - swiety spokoj! :)

      Usuń
  3. Heh, teraz to się wydaje TYLKO 11 dni, ale jak człowiek pomyśli o tych trzech miesiącach wstecz... :) No nic- trzymajmy się tej optymistycznej wersji, że już zaraz, za momencik!

    No cóż- teściowie widzę nawet na koniec zaszaleli- oj wkurzyłabym się pewnie mocno o te urodziny, bo ok- fajnie, że chcą w nich uczestniczyć, w końcu rzadko mają okazję, no ale "hello"- kto tu jest rodzicem? Ciotka M?! Wdech, wydech- to już TYLKO 11dni :)

    Świetnie, że cytologia ok. Ja staram się robić ją raz w roku, po Lilce nie robiłam ponad 2lata i też miałam pietra, czy wszystko jest ok.

    Dzieci plus "pomoc" w ogrodzie... U nas zawsze to się kończy źle :) Lilka ma swoją wizję, gdzie i ile wody potrzeba- zazwyczaj podlewa tam, gdzie nawet trawy nie ma, także nie wiem, czym Ona to by uargumentowała- może tym, że daje szansę jakimś niewidocznym roślinkom?!

    Ja swoje lilie muszę odebrać z poczty, bo dziś przyszła przesyłka, kiedy mnie nie było- uwielbiam lilie, podobnie jak mieczyki/gladiole. Posadziłam ich już chyba z 70, a to jeszcze nie wszystkie :) Bardzo lubię je latem w wazonie. Też mam na działce kiepską ziemię, u nas jest inny problem- miejscami jest trochę piaszczysta.

    Lilce też by się przydało podcięcie włosów- końce ma takie cienkie, ale Ona nawet nie chce o tym słyszeć, a na siłę nie chcę tego robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M. Bi pare razy lekko ciachnal koncowki po kapieli. Nawet sie nie spostrzegla, a tez strasznie zawsze protestuje na samo wspomnienie. :) Ale nawet jak nic nie zrobisz, to Lili wlosy powinny same zgestniec. Bi podcielismy dwa razy tylko jeden kosmyk, bo smiesznie jej wlosy rosly, ze te z czubka glowy byly zawsze najdluzsze. Od ponad roku jednak sie wyrownaly i same z siebie zgestnialy. U Nika tez to obserwuje. Wlosy gestnieja mu niemal w oczach. :)

      Ja tez mam mieszane uczucia co do "pomocy" dzieci w ogrodzie. Narazie chce im kupic konewki, zeby po prostu przestaly sie ze mna szarpac o weza lub moja konew. :) Planuje jednak zasadzic warzywa I Bi juz teraz wykrzykuje podniecona, ze ona mi pomoze, a ja dostaje gesiej skorki I wyobrazam sobie ile z moich sadzonek zostanie podeptanych... :(

      Moje cholerne lilie narazie nawet nie kielkuja... Nie wiem czy jakies felerne sie trafily, czy co? :/

      Usuń
  4. No to zaczynamy wielkie odliczanie! :P
    Swoją drogą te trzy miesiące ciągną się jak flaki z olejem :P
    Jak Ty to wytrzymujesz? :P

    Wyniki mojej cytologii leżą sobie w gabinecie lekarskim od grudnia...
    Powiedzieli mi, że jakby coś było nie tak zadzwonią...nie zadzwonili, a ja jakoś nie mam czasu wybrać się na wizytę.
    Cieszę się, że u Ciebie ok!!!
    Badania to ważna sprawa!!!!

    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mojego gina tez niby mowia, ze jak cos jest nie tak to dzwonia, ale to jest wielka klinika przy szpitalu, wiec nie wiem czy im ufac. ;)

      Mi te 3 miesiace sie ciagnely, ale teraz, kiedy zostal juz 1 dzien, stwierdzam, ze w sumie szybko zlecialo. :)

      Usuń
  5. Czekam na zdjęcia Kokusia :)
    Pomysl z konewkami dla dzieci dobry, moje uwielbialy chlapanie woda-mokre ciuchy przy podlewaniu gwarantowane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci plus woda... ;) Moim wole juz kupic konewki, bo tak, to wchodza mi bezposrednio pod weza... ;)

      Zdjecia juz wgrane, nie mam tylko czasu wrzucic ich na bloga... :/

      Usuń
  6. Zdecydowanie ostatnią wiadomość uznaję za najlepszą! :D Wreszcie odzyskacie swobodę.
    Rany, Agata, Wy to macie tam żywe zoo :D niedźwiedź, chipmunki i jeszcze wężyki :)
    Też by mi było żal włosków... To dla mnie kwintesencja bobaskowości :D są takie miękkie i pachnące... Dobrze, że urodziłam dziewczynkę i wcale nie będę musiała ścinać ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza sie, Laura, jak wiekszosc dziewczynek bedzie pewnie reagowac histerycznie na wspomnienie o obcieciu. Dziewczynki od malego kochaja swoje kiteczki i warkoczyki. :)

      Ja tez czasem mam wrazenie, ze mieszkam, jesli nie w zoo, to w lesie napewno. :)

      Moj maz akurat sie smuci, ale niech bedzie, ze poniekad go rozumiem. Poniekad, bo po 3 miesiacach nawet wlasnych rodzicow raczej nie moglabym zniesc. ;)

      Usuń
  7. Niech szybko to jedenaście dni zleci :)
    Zawsze rozklejam się jak przycinam włosy Mili, zawsze. Jest w nich coś takiego bezbronnego i delikatnego :)

    Też się w końcu muszę zabrać za ogród... i cytologię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zlecialo piorunem, zostal 1. :)

      My Bi tylko delikatnie przycinalismy, ale Nikowi za kazdym razem tak konkretnie. I tez serducho mnie kluje. ;)

      Ogrod maz mi w koncu przekopal, nie do wiary! Teraz czekaja mnie zakupy sadzonkowe - uwielbiam! Tyle, ze ciezko mi sie opanowac i zawsze wydaje duzo wiecej kasy niz bym chciala... ;)

      Usuń
  8. Jak tam w tym twoim ogrodzie musi być pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troche za duzy, zeby bylo naprawde pieknie. Zawsze znajdzie sie jakis kacik, do ktorego nie mam czasu dotrzec. :)

      Usuń
  9. Podziwiam że wytrwalas tyle z tesciami ! Jak już wylecą proponuje zorganizować wirtualna imprezę . Do białego rana :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, co nie? Tyle, ze nastepnego dnia po ich wyjezdzie zostaje na caly dzien sama z Potworkami, wiec musze zbierac sily. ;)

      Usuń
  10. Podziwiam że wytrwalas tyle z tesciami ! Jak już wylecą proponuje zorganizować wirtualna imprezę . Do białego rana :-)

    OdpowiedzUsuń