Tak jak pisalam w piatek, tamtego ranka spadlo nam kilka cm sniegu. Ilosc hmm... dosc nedzna, ale musiala wystarczyc. Najwazniejsze, ze dzieki mrozowi utrzymala sie przez kilka dni.
W sobotni poranek nie bylo wiec zmiluj. Przetrzymalam dzieciaki ile sie dalo, czekajac az temperatura choc troche pojdzie w gore, bo zaraz po pobudce termometr wskazywal -7 stopni. Ale kiedy o 11 nadal bylo ledwie -4, uleglam dzieciecemu jeczeniu, ubralismy sie jak trzech eskimosow i ruszylismy na podboj sniegu.
O tym jak mizerna byla jego ilosc, niech poswiadczy to zdjecie:
Sniegowy aniolek i wielkie anielisko :)
Jak widac, wystarczylo troche pomachac konczynami, zeby odslonic trawe. Ale Potworkom to w zupelnosci wystarczylo.
Wiem, zdjecie beznadziejne. Slonce razilo, odbijalo sie od sniegu, robilam je praktycznie "na czuja". Dopiero w domu dojrzalam, ze Bi mruzy oczy, a Niko mrugnal. A tam, trudno. ;)
Po kilku rundkach na sankach dookola ogrodu, z matka jako koniem pociagowym w roli glownej (poczulam miesnie w nogach wieczorem i to jak!), zarzadzilam koniec tego dobrego i kazalam towarzystwu troche sie poruszac. Zreszta chcialam, zeby sie rozgrzali, bo temperatury naprawde nie byly odpowiednie do siedzenia na dupce.
Niko jednak jest za maly zeby naprawde skorzystac ze sniegu. Podobnie jak Bi na poczatku zeszlego roku, wyje jesli tylko sie potknie i usiadzie na sniegu. Na rekawiczki pokryte bialym puchem mowi, ze sa "bludne" i kaze je otrzepac. :) Najlepsza zabawa to popychanie po ogrodzie szufli do odsniezania, albo chociaz pooper scooper, hehe, czyli po prostu urzadzonka do zbierania psich resztek przemiany materii. ;)
Bi natomiast odkrywa juz prawdziwe uroki zimy. Oprocz orzelkow (zwanych tu aniolkami) na sniegu, Starsza chodzi stumilowymi krokami podziwiajac pozniej odciski wlasnych butow, tarza sie i turla. Ogolnie , wraca do domu maksymalnie przemoczona. Czyli prawidlowo na zabawe w sniegu. ;) Byla bardzo niepocieszona, ze byl on zbyt sypki, zeby moc ulepic balwana. Podjela tez pierwsza probe saneczkowania. Nie mamy na ogrodzie gorki z prawdziwego zdarzenia, ale bok dzialki opada delikatnie w dol. Trzeba sie niezle rozpedzic zeby nabrac wystarczajaco predkosci do zjechania pod sam plot, ale od czego sa matczyne miesnie rak? Bi piszczala ze szczescia zjezdzajac w dol, a ja blagalam w myslach zeby jej sie juz znudzilo. Niech nam jednak spadnie tego sniegu chociaz ze 3 razy tyle, to zabiore Bi na prawdziwa gorke, bo widze ze sprawilam jej wielka frajde. ;)
Poza tym, zima nie zima, snieg nie snieg, pewne zabawy sa na kazda pore roku.
Szczegolnie kiedy polaczenie zimnego, oblodzonego plastiku z poliesterem, powoduje, ze z rozpedu laduje sie na tylku. :)
Czy bylo fajnie? Niech mina Nika posluzy za odpowiedz.
Nastepne zdjecie nie zimowe, ale mimo wszystko weekendowe. Zrobione cichcem i znienacka. Patrze na nie i marze, zeby to nie byl jednorazowy przypadek albo "dzien milosci dla matki". Moje dzieci i ciastolina. Zajete wspolna (no, nie do konca; taka "obok siebie") zabawa, kompletnie nie zauwazajace matki.
Oni sie bawili, a ja w tym czasie wypilam kawe. Siedzac cichutko jak myszka, zeby ich nie sploszyc. No dobrze, szybko pilam, bo swiezo zaparzona, goraca kawusie wypilam w 10 minut, a normalnie lubie sie nia podelektowac. Ale wypilam. W spokoju i bez ciaglego "mamaaa...". Cos pieknego. ;)
A wczoraj, w koncu wzielam Bi na lodowisko! Mimo meza podcinajacego mi skrzydla komentarzami w stylu: "chce ci sie?", "tak zimno, ja tam wole siedziec w ciepelku", " a po co jej nauka jazdy na lyzwach?", itd. I pomyslec, ze jeszcze kilka lat temu to on sciagal mnie z lozka bladym switem, zeby jechac na narty!
To byla inauguracja Bi, ale moja poniekad tez. Nie mialam lyzew na nogach od 6 lat! Wczesniej umialam jezdzic na tyle, zeby objechac lodowisko naokolo bez gleby, troche jezdzilam do tylu, no i skrecac i zatrzymac sie tez potrafilam. Na tym moje zdolnosci sie konczyly. ;) Po tylu latach przerwy, musialam doslownie od nowa przypomniec sobie jak jezdzic. A tu jeszcze mialam Bi, ktora nigdy nie miala lyzew na nogach i byla bardzo zdziwiona, ze lod jest taki sliski! :)
Podejrzewam, ze wiele osob patrzylo na mnie jak na wariatke, bo oto mamy matke, ktora sama z trudem utrzymuje rownowage i w dodatku ciagnie za soba trzylatke, ktorej co i rusz lyzwy uciekaja spod nog. Jestem pewna, ze widok byl przekomiczny. :) Pierwsze okrazenie zrobilysmy z Bi podtrzymujaca sie sciany i mna trzymajaca ja z drugiej strony. Moje nogi pomalu zaczynaly sobie przypominac wycwiczone niegdys ruchy. Udalo nam sie tez dorwac dla Bi takie ustrojstwo:
Mialysmy wielkie szczescie, bo mieli ich raptem 4, a malych dzieci dopiero uczacych sie jezdzic bylo kilkanascie. Nawet z tym "chodzikiem", Bi dwukrotnie przywitala sie pupskiem z lodem. ;)
Czy sie podobalo? No, mnie bardzo, juz zapomnialam jaka to frajda. Bi? Hmm... Na moje pytanie czy chcialaby jeszcze kiedys pojezdzic, odpowiedziala "Ale mamo, juz bylysmy ice-skating, telaz musimy jechac gdzie indziej". Hmm... Ale juz na moje tlumaczenie, ze jesli chce sie nauczyc jezdzic tak szybko jak niektore widziane tam dzieci, musimy czesto cwiczyc, odpowiedziala, ze chce. Coz, zobaczymy. :) Wydaje mi sie jednak, ze poszlo jej calkiem niezle. Widzialam tam dzieciaki w wieku Bi, a nawet nieco starsze, ktore nawet podpierajac sie sciany, co krok tracily rownowage. Widzialam takie, ktore kurczowo trzymajac sie barierki ryczaly, ze nie chca, nie beda i chca do domu. Bi poruszala sie tiptopkami, pomalutku, ale odwaznie parla do przodu, wiec jest swiatelko w tunelu, chociaz do samodzielnej jazdy to jej baaardzo daleko. :)
Aha, dla wielbicieli tekstow Bi. Nasze wypozyczone lyzwy (nie chcialo mi sie szukac moich, poza tym sa pewnie koszmarnie tepe) byly zrobione wieki temu z brzydkiej, brazowej skory i mialy niemozliwie obdrapane noski. Ale Bi i tak caly czas powtarzala "Moje lyzwy, tak je lubie, takie sa slicne!". ;)
A dzis rano wsadzilam do skrzynki list w sprawie mandatu. Pisalam wczoraj to diabelstwo do prawie wpol do dwunastej! Trzymajcie kciuki! ;)
Uwielbialam jezdzic na lyzwach... zima ma swoj urok ;)
OdpowiedzUsuńJa dawniej tez lubilam, chociaz nauczylam sie jako dwudziesto-kilkulatka, wiec nigdy nie bylam w tym szczegolnie dobra. :)
UsuńAgatko, zdjęcia piękne! A wszystkie wasze zimowe rozrywki po prostu suupper! Uwielbiam wszelką interakcję z śniegiem :)
OdpowiedzUsuńMiejmy wiec nadzieje, ze jak zawitacie z Laura do Polski na nastepne Boze Narodzenie, porzadnie sypnie, zebys mogla zaznac takiej frajdy z coreczka! :)
UsuńJak ja tęsknię za taką prawdziwą zimą, ze śniegiem po kolana a nie wodą zamiast śniegu :/
OdpowiedzUsuńNo u nas to nie bylo nawet do kostek, a co tu mowic o kolanach. W ogole w tym roku tak posypuje po troszku, zamiast sypnac raz i konkretnie. :/ Jeszcze pol stycznia i caly luty, ja tam nie trace nadziei na porzadna sniezyce. :)
UsuńZa list trzymam kciuki i za nauke jazdy na lyzwach tez :-) faaaaajnie macie chociaz tyle sniegu... Bo u nas bylo go nawet nie polowe mniej i to tylko przez pol dnia :-(
OdpowiedzUsuńO, to fatalnie! Jako kierowca - nie znosze prowadzic w sniezyce. Jako matka dzieci i duze-dziecko we wlasnej osobie - uwielbiam sniegowe zabawy! :)
UsuńFajnie, ze choc troche Potworki mialy zime :)
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie jezdzilam na lyzwach... ale Mloda nauczyl Menzon i obydwoje smigaja :) warto nawet w tym wieku zaczac!
Trzymam kciuki za list!!!
Dziekuje za kciuki!
UsuńTez ciesze sie, ze chociaz troszke pada. Bo pamietam tutaj zime, kiedy snieg spadl tylko raz! Gdybym byla dzieckiem, bylabym niepocieszona! :)
Ja nauczylam sie jezdzic juz jako dorosla. Na tyle, zeby jechac bez zaliczania gleby co chwila. Ale i tak mam frajde i mam nadzieje zaszczepic te sympatie w corce. :)
super, mina dzieci zadowolonych z zabawy na sniegu jest bezcenna :)
OdpowiedzUsuńA może Bi zlapie lyzwowego bakcyla :) kto wie :)
swietnie piszesz, zapraszam do siebie jeśli będziesz miała ochote :)
kfiatushek.blogspot.com
Bardzo bym chciala, zeby Bi polubila lyzwy. To fajny sport i najwazniejsze - kazdy moze go uprawiac, nie trzeba szczegolnych zdolnosci. No i zawsze jest to powod, zeby wyjsc zima z domu, nawet jak nie ma sniegu. :)
UsuńDawno nie widziałam tyyyle śniegu! Ale macie FAJNIE. Moi chłopcy zazdrościliby Wam jeszcze mocniej ode mnie;-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam za odwagę, ja bym chyba sama się nie puściła na to lodowisko:-D I brawa dla Bi!!! Dzielna dziewczynka!
Hihihi, to wcale nie bylo "tyle"! Nawet nie po kostki! ;)
UsuńMnie tez naszly watpliwosci, ale w momencie kiedy juz mialysmy z Bi obie na nogach lyzwy i wlasnie wchodzilysmy na lod. Stwierdzilam wiec, ze powiedzialo sie A, trzeba powiedziec B. I jakos poszlo. :)
Oj, tęsknie za śniegiem, nie było go u nas w ogóle. Widać, że dzieciom sprawił dużą frajdę :)
OdpowiedzUsuńO, a ja myslalam, ze w calej Polsce padalo w okolicach Swiat! :)
UsuńZdjęcia aniołków na śniegu - profesjonalne!
OdpowiedzUsuńJa chcę taki chodzik na lód! Nigdy nie nauczyłam się jeździć, czemu nikt mi nie powiedział, że tak można :(?
Jazda na lyzwach nie jest wcale taka trudna. To znaczy taka jazda w kolko po lodowisku. Zawsze mozna przytrzymac sie sciany. Trzeba sie tylko wziac na odwage i sprobowac. ;) Ja mialam jakies 27 lat kiedy pierwszy raz postawilam stope na lodowisku. :)
UsuńJa za śniegiem nie tęsknię, ale ze względu na Oliwkę mogłaby się pojawić chociaż to troszkę co jest u Was :)
OdpowiedzUsuńJa na łyżwach też już nie byłam z 6 lat, Oliwia pierwszy raz była pod koniec zeszłego roku z ciocią i pewnie niedługo znowu my ją zabierzemy, choć wcześniej planujemy kino. Najważniejsze, że dzieciaczki chcą się ruszać :)
Mam wlasnie nadzieje zaszczepic w Bi (a za rok-dwa w Niku) chec do sportu na swiezym powietrzu. Nie musza byc w tym szczegolnie dobzi, wystarczy ze bedzie im to sprawiac frajde.
UsuńNo patrz, a mi sie wydawalo, ze w Polsce spadlo tego sniegu juz o wiele wiecej niz u nas! :)
Mówisz, że wypiłaś cieplutką kawusię? :) Oj chyba Potworki robią się coraz starsze i będziesz mogła częściej pić taką cieplutką pyszną kawkę hihi.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja też myślałam o łyżwach, aby wybrać się z Tusią. Tylko w naszym mieście to mogę zapomnieć o takich cudach do nauki (takie coś do trzymania), a wyprawa do Gdańska to raczej odpada, no chyba, że jak będziemy jeszcze przypadkiem razem to może skorzystam, bo strasznie jestem ciekawa jak Tusia by zareagowała na łyżwy :)
No tak, od Was do Gdanska to jednak kawalek jest. Nie oplaca sie jechac zeby pojezdzic na lyzwach przez pol godzinki... Ale do konca zimy jeszcze troche czasu, moze uda Wam sie skoczyc "przy okazji". :)
UsuńMam nadzieje, ze z ta kawa to nie byl jednorazowy przypadek! ;)
Powiem tak, jako kierowca nie cierpię śniegu (tego odśnieżania, jazdy 10km na godzinę),
OdpowiedzUsuńale dla dzieciaków to taka frajda...a u nas 5 stopni na plusie, buuu
Mam tak samo. Lubie sie bawic w sniegu z dzieciakami, ale prowadzic auto - nie znosze! Na szczescie firma, w ktorej pracuje jest dosc wyrozumiala pod tym wzgledem i przed kazda sniezyca powtarzaja, ze jesli warunki wygladaja slabo i ktos nie czuje sie na silach, ma zostac w domu. Oczywiscie potem i tak trzeba sobie taki dzionek potracic z urlopu, ale przynajmniej nie ma presji, ze cokolwiek by sie dzialo, ja MUSZE dojechac do pracy.
UsuńNie, nie Agata- ja Ciebie naprawdę bardzo lubię, i piękne zdjęcia zrobiłaś, ale zimie mówię NIE! No nie znoszę i już :( Chociaż... Żeby dziewczynki miały frajdę, to jestem w stanie ze 2-3dni zdzierżyć. Choć u nas takie anomalia, że bliżej nam chyba do wiosny, niż do zimy, aż się boję, żeby ta zima się potem o nas nie upomniała w marcu!
OdpowiedzUsuńAgatka, ja na łyżwach nigdy nie jeździłam, na szczęście Marcin tak, i On zabiera Elizę, bo Ona uwielbia. U nas są takie pingwinki dla dzieci, które nie potrafią jeździć, i stwierdzam, że to jest kapitalny pomysł, choć widziałam i u nas, że pingwin nie gwarantuje utrzymania pionu :)
Pozdrawiamy gorąco, i daj znać co z tym nieszczęsnym mandatem.
O, z mandatem napewno bede Wam serwowac regularny "update"! ;)
UsuńTak jak napisalam wyzej Dorotce: jazda na lyzwach nie jest taka trudna, a to naprawde spora frajda zarowno dla tych mlodszych jak i starszych! ;) W tym roku Lila jest chyba za mala, ale za rok, kiedy Eliza bedzie juz sobie radzic samodzielnie, wybierzcie sie cala rodzinka! Marcin poprowadzi Lilcie, a Ty zaczniesz pewnie od jezdzenia wzdluz sciany, ale gwarantuje, ze szybko zalapiesz! Ja do sportu jestem ciapa, a zajelo mi jakies 2 sesje, zeby jezdzic juz bez "asysty" sciany. :)
Ale super - zazdraszczam śniegu :)))
OdpowiedzUsuńJa Wam zazdroscilam w Swieta, teraz role sie odwrocily! ;)
Usuń