Duzo sie dzieje, wszystko mi umyka, a nie mam czasu pisac. A przepraszam, wlasciwie to mam bo w pracy troche zwolnilo, ale jak zwykle po weekendzie mam tyle blogowych zaleglosci, ze nie wyrabiam. Chcialam najpierw skomentowac u Was, potem poodpowiadac na komentarze u siebie, a potem dopiero sklecic kolejnego posta. Ale w takim tempie to zaraz zrobi sie piatek i nic nie napisze... :)
Nikowi przebily sie minimalnie gorne trojki. Dolne dalej siedza tuz-tuz pod powierzchnia. Do smarkania przez weekend dolaczyl okazjonalny kaszel, Mlodszy stracil niemal kompletnie apetyt, marudny byl jak cholera, a w niedziele wieczor dostal goraczki, wiedzialam wiec, ze znow ze szczepienia nici, ale cieszylam sie, ze mamy juz umowiona kontrole u pediatry bo i tak chcialam, zeby go obejrzala. Okazuje sie, ze gardlo czyste, osluchowo tez w porzadku, tylko wykryte dwa tygodnie temu zapalenie ucha ani mysli odejsc, wiec tym razem dostalam recepte na antybiotyk.
A wlasciwie nie recepte. Opisze Wam jak to tu wyglada, bo chyba troche inaczej niz w Polsce (wlasciwie to nie wiem jak to sie obecnie w Kraju odbywa). W naszej przychodni panuje pelna komputeryzacja, wiec pani doktor pyta tylko z ktorej apteki chce skorzystac i przesyla im zamowienie. Minusem jest to, ze musze pamietac adres apteki, ale zawsze prosze zeby przeslali do jednej doslownie dwie przecznice dalej. :) W kazdym razie wychodze od pediatry, podjezdzam do apteki, podaje imie, nazwisko, date urodzenia pacjenta oraz numer telefonu i pozostaje tylko czekac na wywolanie. Tutaj bowiem nie sprzedaja calego opakowania lekow, tylko dokladnie wyliczaja ile tabletek potrzebuje na dawke, powiedzmy 2 kapsulki trzy razy dziennie przez 5 dni. I tylko tyle sprzedaja. W przypadku malych dzieci, plynne lekarstwo musi byc wymieszane, a to dodatkowo sprawdzone i zatwierdzone przez kierownika apteki. Lekarstwa sprzedawane sa w plastikowych pojemniczkach z naklejonym imieniem pacjenta i dawka. Takie przygotowanie trwa najczesciej okolo 15 minut, ale kiedys trafilam na spory ruch i czekalam prawie godzine. Kiedy zamowienie jest gotowe, farmaceuta wklada je do koszyka i glosno wywoluje nazwisko (czyt. drze jape na caly sklep). Poniewaz apteki tutaj to takie mini supermarkety i wiele osob zamiast siedziec kolkiem robi drobne zakupy, wiec dostaje sie jeszcze automatyczna wiadomosc na komorke, ze zamowienie gotowe. Wtedy wystarczy juz podejsc do kasy, zaplacic i odebrac lekarsto. Leki sprzedawane bez recepty, bierze sie po prostu z polki. Proste? Proste! :)
Ale wracajac do Nika. Zapalenie ucha tlumaczyloby jego wisielczy humor przez weekend... Mam nadzieje, ze antybiotyk zadziala jak trzeba i tym razem cholerstwo przejdzie na dobre. Niestety, za 3 tygodnie czeka mnie ponowne zwalnianie sie z pracy i wizyta w przychodni na kontrole i moze w koncu dadza mu te zalegle szczepionki... A ja sie cieszylam, ze jeszcze tylko bilans pod koniec czerwca i mamy spokoj do grudnia. Haha, naiwna! ;)
Niko spedzil wiec weekend na marudzeniu, placzu oraz wiszeniu nam na rekach, z przerwa na drzemke i nocny sen. Ktory zreszta tez mial kiepski, ciagle sie wybudzal z placzem. Bi zas spedzila sobote i niedziele walczac z bratem o nasza uwage, czyli drac sie albo biegajac z dzikim piskiem, tudziez uczepiajac sie naszych nog z okrzykiem "opa!". Ataki agresji w stosunku do Nika tez sie zdarzaly. To wszystko z kolei podnosilo cisnienie nam, wiec w weekend bylo w miedzy nami raczej ostro, a potem "cicho". ;) Nie, zdecydowanie nie byly to najlepsze dwa dni...
Poza tym, moj malzonek dosc juz mial mojego narzekania na oponke na brzuchu i grube uda, przy upartej odmowie zapisania sie na silownie i poskladal do kupy rowerek gimnastyczny, ktorego czesci "odziedziczylismy" wraz z domem. :) Troche mial z tym przebojow, bo glowna czesc, ta z pedalami, wygladajaca troche jak skrzynka, stala w szopce i kiedy ja rozkrecil, okazalo sie, ze "siedzi" w niej caly stos zgnilych zoledzi i dwa zdechle, zasuszone chipmunk'i, bleee... W kazdym razie, po oczyszczeniu, podmalowaniu i poskladaniu do kupy, rowerek prezentuje sie calkiem-calkiem i chodzi jak zloto, tyle ze nie ma siodelka. M. przysiega, ze gdzies bylo, ale najprawdopodobniej wyrzucilismy je niechcacy podczas ktorys porzadkow... Trudno, trzeba zamowic. Probowalam "pojezdzic" bez siodelka, ale szybko sie poddalam, nie daje rady. Chociaz na miesnie ud byloby to idealne, bo juz po kilku minutach pedalowania czulam zakwasy przez reszte dnia. :)
Mialam zrobic zdjecie mojego nowego sprzetu "ujedrniajacego", ale wylecialo mi z glowy. ;)
Chyba tez odkrylismy co tak pozarlo Maye tydzien temu. M. bowiem wypatrzyl na jednym z drzew juz calkiem spore gniazdo os. Takie o srednicy dobrych 20-30 cm... Durne owady, zamiast przytwierdzic je do czegos stabilnego, to zawiesily je na dwoch cienutkich galazkach, bardziej w zasadzie pasuje tu slowo witkach. Buja sie to przy kazdym podmuchu wiatru niczym hustawka. Podejrzewamy wiec, ze musialy wczesniej zaczac tam gniazdo, ktore zostalo stracone przez wiatr lub wieksza galaz. Spadlo na ziemie, a Maya podeszla, zeby poniuchac i wtedy ja zaatakowaly. Najpierw balismy sie podejsc blizej, zeby przeszukac okoliczne krzaki na obecnosc "dowodu" co do naszej teorii, a potem sie rozpadalo i tak pada przez 3 dni bez przerwy, co tez zniecheca do przeczesywania chaszczy... Na szczescie zanim nadeszly kilkudniowe opady, M. zdazyl w niedziele wieczorem, po zmroku i przy swietle latarki, wdrapac sie na drabine i spsikac gniazdo dokladnie trucizna. Podeszlam tam ostroznie w poniedzialek po poludniu i nie zaobserwowalam zadnej aktywnosci, co mnie bardzo ucieszylo, ale czy napewno wszystkie mieszkanki gniazda zostaly wytrute, przekonamy sie jak w koncu przestanie padac.
Dodatkowo mamy ostatnio problemy z Bi. Nie pisalam o tym wczesniej bo myslalam, ze to jednorazowy wybryk, ale okazuje sie ze nie. Otoz, moje dziecko gryzie! Samo gryzienie to nic niesamowitego, wiele dzieci tak ma i z tego wyrasta. Tyle, ze zwykle sa to maluchy w wieku Kokusia, nie potrafiace jeszcze mowic. Bi jest na takie zachowanie troche za "stara". W kazdym razie ugryzla juz dwa razy Nika i raz innego chlopca u opiekunki. Porzadnie, do siniakow. Nikowi tak sie wbila w ramie, ze az zdarla mu naskorek! I zeby na gryzieniu sie skonczylo... Ale nie, Bi ma ostatnio w sobie takie poklady agresji, ze nie wiem co z nia robic. Ogolnie wybiera sobie slabsze dzieci i jak ma gorszy dzien, co chwila je tlucze, szczypie lub ciagnie za wlosy. Zazwyczaj jej ofiarami padaja Niko i jeszcze jeden, bardzo spokojny chlopiec u Pani Marysi. Oczywiscie i ona i ja, probujemy Bi stopowac, ale nie da sie chodzic za nia krok w krok. Chociazby dzis rano, kiedy Niko podszedl do niej, tak po prostu, nie zeby jej cos zabrac, a ona najpierw chwycila go za wlosy i zaczela z calej sily ciagnac, a potem jeszcze, dla lepszej miarki, walnela go w glowe! A kiedy odciagalam ja od niego, probowala go jeszcze raz trzepnac z daleka! Poza tym wrzeszczy na mnie i M., wytrzeszczajac przy tym oczy i "pyskujac". Otwarcie ignoruje nasze zakazy, zwyczajnie udaje glucha. Stala sie tez potwornie placzliwa, o byle bzdure uderza w taki jeczaco-wyjacy ton, ze nawet gdyby czlowiek chcial, to nie zrozumie czego oczekuje. Mysle, ze ona sama tego nie wie... Jednoczesnie, od okolo tygodnia strasznie tuli sie do mnie kiedy rano odwoze dzieci do opiekunki. Nie placze, ze nie chce tam zostac, nie prosi, zebym ja wziela ze soba, po poludniu odbieram ja zadowolona i usmiechnieta, ale rano usciskom i buziakom nie ma konca, czasem Bi sie nawet poplacze. Ewidentnie ma problem z emocjami dziewczyna i nie wiem czy to normalne w tym wieku, czy powinnam poradzic sie pediatry i poprosic o skierowanie do psychologa...
Tu znow mala dygresja co do tego jak podchodzi do problemow dziecka matka, a jak ojciec. Oboje z M. zauwazylismy pogorszenie w zachowaniu Bi. Mi sie wydaje, ze albo to taki wiek, albo Bi reaguje z lekkim opoznieniem na pojawienie sie rodzenstwa. Zdaje sobie tez sprawe, ze z racji wieku Nika, wiele atrakcji, ktore moglibysmy sobie zafundowac jako rodzinie, ja omija. Pomyslalam wiec, ze moze pomogloby jej, gdyby zabieralo sie ja regularnie na jakies zajecia, gdzie bedzie miala rodzica do swojej, niepodzielnej dyspozycji. Mysle o zajeciach muzycznych dla maluchow, chce tez przejechac sie do naszej lokalnej biblioteki i spytac czy maja jakies spotkania i zabawy organizowane dla najmlodszych. Mysle, ze nawet sama wyprawa z mama do biblioteki to bylaby dla Bi nie lada gratka. Ale, wracajac do roznic miedzy kobieta a mezczyzna, kiedy podzielilam sie swoimi przemysleniami i pomyslem z M., co uslyszalam? "Ja mysle, ze przydaloby jej sie porzadne lanie.". Rece opadaja... Owszem, kiedy Bi piecdziesiaty raz tego samego dnia uderzy Nika, tez reka mnie swierzbi, zeby ja trzepnac po tylku. Ale wydaje mi sie, ze nie tedy droga. Nie da sie agresji wyleczyc agresja. Mysle, ze zachowanie Bi wynika z jakiegos problemu, z ktorym zmaga sie ta mala glowka. Bardzo chcialabym jej pomoc, ale nie wiem jak...
Oczywiscie to nie tak, ze nasze dzieci sie tylko caly czas tluka, kloca i rycza. Czasem bawia sie zgodnie, oczywiscie pod warunkiem ze zabawa odbywa sie na zasadach narzuconych przez Bi. ;) Caly czas powieksza sie tez ich slownik, zarowno ten polski, jak angielski. Na przyklad wczoraj, w telewizji pojawil sie kogut, a Bi wykrzyknela: "Ziobac mama, chicken!". Skad zna to slowo, nie mam pojecia... Chwilke pozniej cos jej spadlo i zawolala sfrustrowana: "Oh my gosh!". To akurat mogla uslyszec ode mnie, czesto mi sie wyrywa. No co, lepsze to niz k**wa... ;) A wieczorem Niko pokazujac na zdarte kolano, oznajmil: "Boo-boo!". :)
W sobote i niedziele, podczas drzemki Nika, pozwolilam Bi wyniesc na taras farbki do malowania palcami. Radosci bylo co niemiara! Najpierw kulturalnie i ostroznie, za pomoca pieczatek:
Bi szybko jednak odkryla (przy drobnej pomocy obrazkow na opakowaniu), do czego sluza takie farbki:
A tak cala "trojka" moich dzieci wypatruje tatusia jesli tylko osmieli sie on wyjsc poza brame:
Tak, Bi ma na tylku same gatki. To ostatnio jej ulubiona rzecz: po powrocie do domu sciagnac portki i gumki i latac tak, w bieliznie i z rozwianym wlosem... ;)
Hm, u nas jest tak,że w każdej aptece są inne ceny, w jednej może być tańszy jakiś lek, a droższy inny i w drugiej na odwrót. Musiałyby nam apteki oferować jedną cenę, żeby miało sens to co u Was...
OdpowiedzUsuńZdrówka dla Kokusia :* I niech zębole w końcu wychodzą i go nie męczą.
Tymek gryzł dzieci w żłobku. Najpierw nam powiedziały "ciocie", potem Tymek się przyznał, niezłą pogadankę mu strzeliłam,ale tak na spokojnie, teraz już chyba pomoglo, za którymś razem...
U nas ceny takie same, ale jedne leki pokrywa czesciowo ubezpieczenie, inne nie. No i zalezy od ubezpieczenia, jedno pokryje wiecej, inne mniej. A niestety to, jakie masz ubezpieczenie, zalezy nie od ciebie, a twojego pracodawcy. Tez czasem glupi system...
UsuńAle Tymus chyba byl wtedy troche mlodszy? Bo u mlodszych dzieci to dosc powszechne... Bi narazie zdarzylo sie 3 razy, w tym dwa to byly ugryzienia brata. Cale "szczescie" bo az mi glupio przed tamta druga mama, szczegolnie, ze jej synek to taki grzeczny aniolek... :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMyslę ze faktycznie Bi walczy o uwagę rodzicow i chodzenie z nią na zajęcia, gdzie bedzie miała rodzica tylko dla siebie jest dobrym pomysłem.....pozdrawiam gorąco....super wyglądaja wszyscy w trójke przy płocie...
OdpowiedzUsuńSmieszni sa. Dzieciaki uwieszone plota i jeszcze obowiazkowo pies, bo Maya, chociaz to bydle, to jednak jeszcze szczeniak. :)
UsuńJa sie oczywiscie martwie (juz na zapas), ze na te zajecia to bede z Bi jezdzic JA, natomiast Bi straci cenny czas z tatusiem... Ale moze nie bedzie to mialo dla niej az takiego znaczenia.
Jejku zawsze tyle piszesz,ze nie wiem od czego komentowac. Moj Mlody w wieku twojego Synka tez zabkuje i tez trojki. Z uchem tez mial problem - poki co cisza...ufff...spi kijowo co mnie martwi. Kazda noc laduje u Nas w lozku. Bi zachowuje sie jak Starszak. Kilka razy ugryzl plecy Mlodemu,ze zostaly siniaki. Poza tym ciagle go zaczepia, krzywdzi. Nie wiem jak reagowac i jak tlumaczyc takie zachowanie???
OdpowiedzUsuńBiedna Maya. Zabic osy!!!!
A w aptece w Irlandii z lekami robia podobnie. odliczone tabletki. Jesli chlopcy dostaja antybiotyk (w plynie wiadomo) to odlicza nawet plyn.Szkoda,ze z reguly dajac na dni 7 starcza tylko na 5.
Oni sa przewrazliwieni na punkcie 'overdozing'...weez wez
Hehe, sorki, nie potrafie sie strescic...
UsuńTaaak, tutaj to samo, bron Boze sprzedadza ci jedna tabletke wiecej... ;) Chociaz jak sobie przypomne moich rodzicow "leczacych" sie na wlasna reke resztkami jakis starych antybiotykow, to stwierdzam, ze odliczanie konkretnej dawki to nie taki glupi pomysl... ;)
Moje dzieciaki maja jakas cholerna tendencje do zapalen ucha. Bi juz miala dwa razy i u Nika to tez jest drugie. Nie wiem co zle robimy... :/
U nas z kolei w lozku laduje najczesciej Bi. Jak Niko sie obudzi i posteka to najczesciej go ignorujemy i sam zasypia spowrotem. Ale Bi spi juz ma normalnym lozku, wiec niestety ma swobode wyjscia z niego kiedy jej sie zywnie podoba...
No wlasnie, nie wiem zupelnie jak reagowac na taka agresje starszego dziecka w stosunku do mlodszego. Jednak czasem mysle, ze wieksza roznica wieku jest lepsza...
Osy chyba "kaput", takze chociaz tu sukces! ;)
Jaka sliczna- taka niedobra ;) tak mowila moja babcia :)))
OdpowiedzUsuńZdjecie "od tylu" super- takie do ramki :)))
Hehe, moje TRZY potworki... ;)
UsuńZnam ten okres, tylko Niuniek sobie wybierał większych przeciwników i bronił słabszych, niby szczytny cel ale skutki opłakane, minie to...Nam pomogła jedna godzinka dziennie tylko dla młodego, wyjście gdzieś razem, zajęcia plastyczne lub zakupy tylko we dwoje, szybko ten okres minął, teraz użeram się z gryzieniem Niko i skarżeniem Niuńka...
OdpowiedzUsuńAha, czyli zawsze bedzie "cos"... ;)
UsuńHihi, a to z Nunka Bledny Rycerz! W sumie to chcialabym, zeby Bi wykrzesala z siebie choc iskierke takiej empatii, bo narazie to liczy sie tylko ona. Jak czytam o dzieciach, ktore dostajac cukierka prosza o jednego dla brata/siostry, to szeroko otwieram oczy. :)
Tez licze na to, ze takie zajecia tylko dla niej, troche Bi pomoga.
Jak opisywałaś aptekę przypomniał mi się serial Gotowe na wszystko i już kojarzę. Mila teraz o dziwo nas przestała gryźć. To lepiej. Gorzej bo nie przestała psa, a jak on kiedyś straci cierpliwość, to nie wiem.
OdpowiedzUsuńBi psa (jeszcze) nie gryzie. Ale tez boje sie co bedzie jak kiedys Maya straci cierpliwosc do ciagniecia ja za uszy i ogon oraz kladzenia sie na nia... :)
UsuńJa też pomyślałam o Gotowych na wszystko! To mój ulubiony serial :) Pogadaj z kimś mądrym jak pomóc Bi, bo lanie to na pewno nie jest najlepsze rozwiązanie... Twój pomysł bardzo mi sie podoba. Jak tylko moge staram się organizować Antkowi czas tylko ze mną bo jak jesteśmy w trójkę z Julem to mały ciągle nam przeszkadza i to nim muszę się więcej zajmować. Wiesz jak Antek jest wtedy grzeczny! Jak anioł. Poza tym pamiętam jak uwielbiałam ten czas z rodzicami bez młodszej siostry. Byłam w siódmym niebie jak jechała gdzieś na ferie albo wakacje. Całuski :)
OdpowiedzUsuńA mnie jakos nigdy ten serial nie wciagnal. :)
UsuńMam dokladnie takie odczucia w stosunku do zabawy z obojgiem dzieci. Mimo, ze roznica wieku niewielka, to jednak Bi bawi sie juz zupelnie inaczej, a Niko po prostu przeszkadza. Konczy sie tak jak piszesz, ze zabawiam Mlodszego, a Bi znow zostaje "odtracona". I tez zauwazylam, ze jak czasem wezme Bi gdzies ze soba, np. do sklepu to jest grzeczniutka, slucha, zagaduje, cukiereczek! :)
Hehe, moja matka byla na tyle toksyczna, ze nienawidzilam zostawac z nia sama, bo wtedy cale jej zrzedzenie koncentrowalo sie na mnie. ;)
U nas w Turcji receptę dostaje się w postaci naklejki z kodem kreskowym, który odczytuje aptekarz w dowolnej aptece. Zonk polega na tym, że jak Ci się zapomni, to nie wiesz na co masz wypisaną receptę dopóki się nie pofatygujesz do apteki :S
OdpowiedzUsuńBi nawet gryząca jest urocza :P Ja podobno też gryzłam jako dziecko, mniej więcej w jej wieku. Kilka razy zdarzyło mi się ugryźć naprawdę mocno, tak aż do krwi. Przeszło samo, bo nie pamiętam by rodzice jakoś specjalnie mnie za to karali ;) A pomysł z czasem tylko dla niej na pewno warto wypróbować. Lanie to na pewno nie rozwiązanie, w ten sposób tylko zachęcicie ją do dalszej agresji. Ale wiem jak to jest wytłumaczyć coś facetowi... ;)
Taa, faceci i ich metody wychowawcze... Chociaz nie wiem co sie z moim M. dzieje, bo on zawsze mial wiecej cierpliwosci do dzieci niz ja. A ostatnio jakos go ojcostwo przytlacza...
UsuńNo prosze, a ja z tego co poczytalam i popytalam to stwierdzilam, ze trzylatek jest juz za duzy na gryzienie. A jednak nie! :) Mam nadzieje, ze czas tylko z mama (bo nie licze, ze maz bedzie z nia jezdzil na jakiekolwiek zajecia), troche pomoze Bi poczuc sie "wazna" i troche wyciszyc (albo dla odmiany - wyzyc, tez by jej sie przydalo). :)
Żadnego lania i żadnego psychologa. Ona właśnie buduje swoją tożsamość. W tym wieku wiele dzieci gryzie, bije, pyskuje, wyje, olewa nakazy i zakazy. Ona próbuje wywalczyć sobie swoje miejsce w świecie. Siłuje się z wami, sprawdza was. Ważne są wasze reakcje na to - nigdy nie odpowiadajcie przemocą, choć wiem, że to czasem trudne. Po każdym nagannym zachowaniu, kiedy wy też ochłoniecie, tłumaczcie jej co zrobiła, ale dopiero gdy jej i wam emocje opadną. Ten etap jest ważny, jak każdy inny, podobnie jak bunt nastolatka buduje jej osobowość, a jeśli się na to zareaguje laniem, to się albo stłamsi w niej na zawsze pewne cechy, albo, o ile już trochę znam Bi, rozbudzi jeszcze bardziej zapędy do agresji. Takie małe dziecko naśladuje nas, jak krzyczę na Basię, to ona nie robi się lepsza, tylko jeszcze więcej wyje lub sama reaguje krzykiem w podobnych sytuacjach. Gdy dziecko dostanie w dupę, to kiedyś komuś słabszemu też przyłoży.
OdpowiedzUsuńJa też gryzłam, do 3,5 roku, samo przeszło, choć mama się bała, że będę postrachem przedszkola.
Będzie dobrze!
U nas też mają być takie "recepty", lekarz wrzuci w sieć i apteki będące w systemie dostaną to do możliwej realizacji. Bardzo mi się podoba pomysł z wyliczanie leku, bo często zostają mi jakieś antybiotyki i inne leki, które są bardzo drogie, a muszę płacić za całą pakę, gdy dzieci zużywają np. połowę.
Ona wie, że jak użre dziecko, to zwróci waszą lub pani Marysi uwagę na siebie, będziecie nad nią stać i suszyć jej głowę, będzie w centrum. Dlatego w samym momencie przemocy, warto powiedzieć zdecydowanie, ale krótko, że nie wolno, że to jest brzydko, odizolować ją od dziecka, dać jakąś karę, a porozmawiać z nią potem o tym, co się stało. Jak trzeba izolujcie ją od brata, to powinno też być dla niej przykre.
UsuńTamto wyżej też mówiłam ja, Jarząbek ;)
Hehe, Jarzabek... ;)
UsuńEch, jak ciezko jest wychowac to mlode pokolenie, zeby nie wyrzadzic im zadnej krzywdy, w sensie psychicznej... :/ Z jednej strony charakterek Bi mi sie podoba, chce zeby umiala wyklocic sie o swoje, nie chce zeby wyrosly z niej przyslowiowe "cieple kluchy"... Ale z drugiej strony wyzywanie swoich emocji na slabszych tez mi sie nie podoba...
W tym wypadku nawet taki nerwus i niecierpliwus jak ja widzi, ze laniem nic nie zdzialamy. Bi potrzebuje stanowczosci, ale jednoczesnie widze, ze jest jakas taka zagubiona ostatnio. Zawsze staralam sie, pomiedzy opieka nad malym Nikiem, jak najczesciej ja przytulac i mowic jak bardzo ja kocham, ale chyba przestalo jej to wystarczac. Wydaje mi sie, ze Bi rzeczywiscie potrzebuje takiego czasu tylko z mama albo tata, gdzie mlodszy brat nie bedzie sie wtracal, bo wtedy mimochodem nasza uwaga skupia sie na nim... Mam nadzieje, ze to cosik pomoze...
Fajny ten Wasz "Apteczny" system! Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńCalkiem wygodny jest. ;)
UsuńNo proszę, czyli można uniknąć tekstów pani farmaceutki, że nie może rozczytać, albo akcji, że lekarz zapomniał czegoś dopisać...
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację, że Bi reaguje tak na rodzeństwo. To znaczy może tak- u nas Eliza prawdziwe wybuchy zazdrości miała dobrze po pierwszych urodzinach Lilki. My tłumaczyliśmy to sobie tak, że Mała się uczy teraz wielu nowych rzeczy, cały czas jest chwalona, no a Eliza wiadomo- od Niej więcej się już wymaga. Pochwały oczywiście są, ale nie za zjedzony samodzielnie posiłek :) I to chyba u Niej spowodowało tą falę zazdrości. A pomysł, żeby poświęcić czas tylko Bi, poza domem, wydaje mi się super.
No tak- tatusiowie, i Ich niezawodne metody- jakbym słyszała mojego męża...
Taaak... Niby fajni z nich, dojrzali tatusiowie, ale jednak... ;)
UsuńTez mam takie wrazenie, ze zachowanie Starszej to zazdrosc. Bi nagle odkryla, ze jej brat nie jest juz takim "bejbusiem", tylko drugim dzieckiem, ale kiedy jestesmy razem rodzice jednak naturalnie bardziej zwracaja uwage na niego. Bi nie rozumie, ze to dla Nikowego bezpieczenstwa i ze Nik jest za maly zeby zrozumiec, ze w tej chwili np. nie moge go wziac na rece. A Bi jednak sie niektorych rzeczy odmawia i oczekuje, ze powinna zrozumiec, ze np. jak gotuje obiad to z nia nie porysuje. Dlatego chce znalezc Bi jakies zajecia. Tak jak pisala u gory Meg, w domu zawsze to mlodsze dziecko jakims cudem znajdzie sie na pierwszym planie. Poza domem Bi bedzie mnie miala na wlasnosc.
Mi taki system w aptekach pasuje, bo czesto po powrocie do domu nie moglam rozczytac pisma lekarki i nie bylam pewna jak mam lekarstwo dawkowac. :)
U nas sezon na farby też rozpoczęty :D
OdpowiedzUsuńU was to istne szalenstwo! Ja Nikowi jeszcze farb nie osmielilam sie dac do lapek. ;)
Usuń