Jestem, wrocilam na blogowisko. Pomalu bede nadrabiac zaleglosci, ale poniewaz powrocilam rowniez do pracy, nadrabianie pewnie troche potrwa. ;)
Swoja droga wcale nie czuje, ze mialam wolnego wiecej niz standardowe dwa dni. Tylko jak sobie przypomne co robilismy, zastanawiam sie jak mi sie to wszystko udalo "upchnac" w jeden weekend. A potem sobie przypominam, ze byl dluuugi. ;)
A zaczelam go od odstawienia dzieci do niani. Czulam sie troche jak wyrodna matka, oddajac ich w czwartek do Pani Marysi, kiedy sama mialam wolne. Ale chcialam zrobic tygodniowe zakupy oraz wysprzatac chalupe, zeby potem juz cieszyc sie weekendem, bez latania z odkurzaczem, sciera i mopem. Mysle, ze kazda kobieta mnie zrozumie. ;)
Poza tym, jak to ja, mialam schizy, ze jesli wlamywacze wroca, zamorduja tylko mnie, a nie moje dzieci. Wiem, stuknieta jestem, ale dokladnie taka mysl przeszla mi przez glowe i to nie raz. :)
Jak planowalam tak zrobilam i nawet mi sie udalo po poludniu sklecic posta. Umylam podlogi i czekalam na tarasie (z kawka w reku) az mi wyschna, to co bede tak bezczynnie siedziec? ;) Kupilam nawet kilka "gotowcow" w polskiej garmazerii: ruskie pierogi, golabki i paszteciki, zeby oszczedzic sobie i M. weekendowego gotowania.
Weekend zaczal sie wiec calkiem przyjemnie. Ale piatek i sobota juz byly troche gorsze, szczegolnie piatek bo pogoda byla do d*py, lalo i zrobilo sie ziiimno. Moze nie strasznie, bo okolo18 stopni, ale ze ostatnio temperatura rzadko spadala ponizej 26 stopni, to wskoczylam w dres, brrr... :) No i utknelismy w domu, a moje Potwory musza sie wylatac na swiezym powietrzu, inaczej kota dostaja... Latwo wiec nie bylo. A M. calutki dzien mocowal sie z kamerami (a, przepraszam, z samego ranka naprawil jeszcze pralke, niech zyje maz - zlota raczka!). Konczyl jeszcze w sobote rano, ale kamery mamy zainstalowane i czujemy sie choc troche bezpieczniej. Co prawda takie "amatorskie" kamerki okazaly sie niezbyt dokladne, w sensie, ze jesli ktos bedzie sie krecil przy dalszych oknach, to ciezko bedzie rozpoznac na nagraniu twarz zlodzieja. To bardziej taki "straszak". Ale szczerze mowiac nie chcielismy wydawac na nie za duzo kasy, bo myslimy tez o zalozeniu alarmu. Ale mysle, ze drobne zlodziejaszki, widzac tabliczki informujace o systemie monitorujacym, raczej zrezygnuja z wlamania. Spedzilismy tez sporo czasu na internecie porownujac ceny i mozliwosci roznych systemow alarmujacych. Firm jest tyle, ze zniechecilismy sie i chcemy zrobic rozeznanie wsrod znajomych. Szybciej bedzie. :)
Wybralam sie tez w koncu do sklepu ogrodniczego. Nakupilam moich ulubionych Petuni, ktore wczoraj, w "asyscie" Potworow (czyt. nieskonczonej ilosci tych samych pytan zadanych przez Bi i Nika porywajacego moje doniczki i zwiewajacego z nimi przez caly ogrod) zostaly zasadzone, zeby cieszyc oczy starej i mlodej wlascicielki. :)
Poza tym M. zaczal oczyszczac linie drzew idaca wzdluz podjazdu z mlodych drzewek i pnaczy. Chcemy, zeby sasiedzi z boku mieli lepszy widok na nasz dom. To starsi ludzie, nie pracuja, wiec zawsze sa w domu. Mozliwe, ze jakby co, zauwaza cos podejrzanego. O ile z samosiejkami poszlo szybko, to przez kilka lat niektore pnacza wyhodowaly sobie pniaki grubosci piesci i zeby je zerwac, M. musial je przywiazac do haka przy moim aucie i wykorzystac sile koni mechanicznych. A potem trzeba bylo pozbierac caly ten syf i uskladac na wielkie ognicho. Po polozeniu dzieci spac, urzadzilismy sobie wiec spozniona Noc Swietojanska:
Fajnie bylo! Naokolo ciemno, tylko swietliki blyskaly jak oszalale, ksiezyc przyswiecal zza drzew, a na srodku ogrodu palilo sie ognisko. Az nas wzielo na wspominki, bo zanim pojawily sie dzieci czesto tak spedzalismy wieczory. Teraz jednak co chwila biegalam zajrzec do domu i posluchac czy ktores z dzieci nie obudzilo sie i nas nie nawoluje. Poczucie relaksu odeszlo w zapomnienie.
Tego samego wieczora tylko nieco wczesniej, przezylismy chwile grozy. Maya dostala wieczorna porcje zarelka i wypusciclismy ja na dwor. Nie bylo jej doslownie kilka minut, ale kiedy wrocila, byla nie do poznania. Cala pokryta bablami! Najbardziej pysk, ale tez lewa przednia lapa, troche na grzbiecie i tylnych udach. M. zasugerowal, ze zjadla jakas trujaca rosline, ale mi to bardziej wygladalo na uzadlenia. Jesli to to o czym mysle, to musialo ja uzadlic kilkadziesiat owadow! Tych babli bylo tyle, ze nie moglam zliczyc. Ja, panikara rzucilam haslo, ze trzeba pedzic do weterynarza. M. jednak mysli spokojniej i logiczniej. Po Mai nie bylo widac stresu, ani reakcji alergicznej, wrecz przeciwnie, siersciuch co prawda sie troche drapal, ale pierwsze co, poszedl dokonczyc kolacje i napic sie wody, a potem latal kolo nas jak zwykle. Moj malzonek postanowil wiec sie wstrzymac i obserwowac. Po okolo godzinie, bable zaczely schodzic, choc pysk powrocil do normalnych rozmiarow dopiero nastepnego dnia.
Przeszukalismy caly ogrod starajac sie znalezc gniazdo os albo trzmieli, ktore mogly ja tak pozadlic, ale nic nie znalezlismy. Az strach puscic dzieci na ogrod. Najpierw niedzwiedz, potem wlamywacze, a teraz jeszcze roj os czy czegos tam...
Kiedy troche ochlonelismy, urzadzilismy sobie wspomniane wyzej ognisko. Tak dla uspokojenia. Tylko dobrego wina zabraklo... ;) I tak stojac i wdychajac zapach dymu, postanowilam, ze niedziele musimy spedzic juz na pelnym relaksie. Jedziemy nad ocean i koniec! M. troche sie opieral, ze nieprzygotowani jestesmy i w ogole, ale puscilam jego zrzedzenie mimo uszu. A wiec wczoraj nastapila chwila iscie historyczna i poraz pierwszy w tym sezonie i niemal rowno rok po poprzednim wypadzie, wyladowalismy na plazy! ;)
Ale o tym chyba napisze w nastepnym poscie, bo i tak nie wiem kto dotrwal do konca.
A! Wczoraj tez w koncu udalo mi sie pogadac na Skype z siostra i dowiedzialam sie, ze pod koniec lutego zostane ponownie ciocia! :))))
Gratulacje dla siostry! :D
OdpowiedzUsuńI biedna Maya :( Dobrze, ze nic jej nie jest, rozumiem Cię, ja bym od razu była u weta, mam złe doświadczenia i wspomnienia :(
Ja juz bylam gotowa pakowac ja do auta, rozwazalam tylko logistyke, bo to byla wlasnie pora kladzenia dzieci spac. Jednak maz mnie powstrzymal i na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo...
UsuńJa dotrwalam do konca- jak zawsze!! Zazdroszcze tej plazy, oceanu...kocham wode :)))
OdpowiedzUsuńJa tez! Ale na nastepny raz bedzie chyba raczej jeziorko. W oceanie jednak woda zimna, plus fale i dzieciaki sie wystraszyly. :)
UsuńJa też dotrwałam do końca! Ba, nawet nie zauważyłam kiedy post się skończył! Ja też bym gnala do weterynarza, biedny piesek... Wy też uważajcie na siebie pracując w ogrodzie. Czekam na post o oceanie :)
OdpowiedzUsuńPS. Czy naprawdę muszę pisać, że nie jesteś wyrodna matką? :)
Haha, czasem jednak mam takie odczucia!
UsuńPost o plazy bedzie najprawdopodobnie jutro... jak sie wyrobie... ;)
Wiesz, niekoniecznie to musiało ja coś użądlic...to mogła byc aleria na cos- rosline albo np. żabę...uządlenie by bolało, a bąble jako objaw aleroii nie...
OdpowiedzUsuńPo psie trudno jest poznac czy go cos boli... Maya sie drapala, tarla tez pyskiem o poslanie, wiec jakis dyskomfort odczuwala.
UsuńMoze to i bylo uczulenie, ale raczej nie na rosline, psy z racji posiadania siersci rzadko maja odczyn alergiczny na skorze. Najwazniejsze, ze przeszlo...
te długie weekendy zawsze tak mijają, że człowiek zbytnio ich nie odczuje, ale najważniejsze, że zrobiłaś to co sobie zaplanowałaś ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję siostrze :)
Coz, wszystkiego nie zrealizowalam, ale trudno. ;) Zakladanie kamer bylo wazniejsze. A w niedziele nie mialam ochoty juz nic robic, chcialam sie troche zrelaksowac w otoczeniu rodzinki. :)
UsuńNo coś Ty Agatka, to nie był wcale taki długi post. Gratulacje dla siostry, świetna nowina!
OdpowiedzUsuńO rany biedna sunia. Sama miałam kiedyś taką przygodę- mnie i mojego psa pogryzły rój pszczół- nikomu nie życzę. Było to ponad 10lat temu, a ja do tej pory mam uraz.
Ps. Gdybym miała taką panią Marysię, to pewnie musiałabym się mocno hamować, żeby nie oddawać dzieci i w soboty :) Przynajmniej co którąś :)
UsuńJa tez sie czasem z ledwoscia hamuje, wierz mi! ;)
UsuńNasza poprzednia suczke tez uzadlil kiedys trzmiel i miala morde spuchnieta z jednej strony. Ale tego jak wygladala Maya nie widzialam nigdy w zyciu! ;)
A, i zapomniałam napisać- ognisko we dwoje! Świetny pomysł, ja już właściwie zapomniałam jak to jest robić rzeczy, które kiedyś robiliśmy. I nie mam tu na myśli seksu :) Kurczę, człowiek chciałby do tego wrócić, ale zwyczajnie nie ma siły, zarywać np.nocki... Szkoda trochę, bo tych lat już się nie cofnie.
UsuńZ tego seksu padlam, chociaz (niestety) moge sie pod tym stwierdzeniem podpisac obiema lapkami... ;)
UsuńOgnisko udalo nam sie tylko dzieki temu, ze slonce zachodzi tu juz o 20:30, o godzine wczesniej niz w Polsce! O 21 jest juz praktycznie ciemno. :)
I ja jak zawsze dotrwałam do końca :)
OdpowiedzUsuńWidać, że weekend był dłuższy bo działo się u Was oj działo :)
A ja myślałam, że przeczytam o plażowaniu... no cóż muszę sobie poczekać.
Acha, no i dobrze, że Mai nic tak naprawdę się nie stało, tylko cholerka skąd i co ją tak pogryzło??
Acha2. Gratulacje ciociu :)
Ojej, przepraszam! Nie chcialam Cie wprowadzic w blad piszac, ze szykuje post o plazy! Mialam o tym pisac w tym poscie, ale wzielam sobie do serca, zeby pisac nieco krocej. I pomyslalam, ze o oceanie skrobne kiedy indziej. Jak zdaze dokonczyc posta, to ukaze sie on jutro. :)
UsuńBiedna psina, co za diabelstwo ją tak pokąsiło, może mrówki? Teraz przynajmniej u nas lata ich sporo i nie są zbyt miłe...
OdpowiedzUsuńTez pomyslalam o mrowkach, ale potem stwierdzilam, ze raczej by kilka przyniosla na sobie do domu...
UsuńTeż mamy alarm w domu bo złodzieje grasują a jak B wyjedzie to czuję się pewniejsza w nocy. Ostatnio ktoś próbował wejść na nasze podwórko w nocy, B go przepędził a później zamontował atrapę kamer, na razie jest spokój.
OdpowiedzUsuńFajne to ognisko! Marzę o takim wieczorze z ogniskiem i świętym spokojem ;) No i czekam na relacje z wycieczki nad ocean, na pewno było fajnie :)
Z tym swietym spokojem to ciezko, bo Bi dosc czesto budzi sie wieczorami i nawoluje tate. Tak wiec troche nerwowa sie czulam przy tym ognisku i co chwila biegalam do domu posluchac. :)
UsuńKurcze, a nie mysleliscie o psie? Ja nie moge sie doczekac zeby Maya podrosla i zaczela choc troche odstraszac obcych, bo narazie to lasi sie do kazdego. No i nie szczeka, co to za pies ktory W OGOLE nie szczeka??? :/
Och, biedny piesek. Gratuluje ponownego zostania ciocia I czekam na kolejny wpis o wypadzie nad ocean ;)
OdpowiedzUsuńNa szczescie piesek juz zupelnie doszedl do siebie. I dalej gania wszystkie osy... :/
Usuń