Pomalu jednak dochodze do siebie, wiec wkrotce postaram sie nadrobic zaleglosci. Ale to raczej juz po weekendzie bo wiadomo, maz w domu, dzieci w domu, na blog nie ma czasu ani mozliwosci. ;)
Dostalismy z M. nauczke od losu i moze ostrzezenie? Bo moglo sie przeciez skonczyc o wiele gorzej. Nikt nie zginal, nie wyniesli tez calego naszego dobytku. Jest dobrze. Wyglada na to, ze wlamanie mielismy tylko i wylacznie z wlasnej glupoty. Przez 5 lat byl spokoj, wiec poczulismy sie za pewnie i dostalismy po dupach... Czy raczej JA dostalam, bo to ja jestem maniaczka otwierania okien i to zapewne JA zapomnialam zablokowac okno w pokoiku Bi. Nic nie poradze, ze nie znosze takiego "swojskiego smrodku" w domu. Zazwyczaj latem przynajmniej jedno okno mialam otwarte 24 godziny na dobe. Coz, teraz z tym koniec... Wychodzac z domu zamykamy i blokujemy okna, zamykamy tez zaluzje, zeby nikt nie mogl zajrzec do srodka.
Oczywiscie nawet gdybysmy zostawili drzwi otwarte na osciez, nie upowaznia to zadnego gnoja do wchodzenia do cudzego domu i kradziezy. Niestety, wszyscy wiemy w jakich zyjemy czasach. Nawet mieszkajac w najspokojniejszej, najbezpieczniejszej dzielnicy, nie ma gwarancji, ze jakis sk***ysyn nie pojawi sie w twojej okolicy. Tak jak mowia: "okazja czyni zlodzieja". My wiec zastosujemy sie do innego powiedzonka: "strzezonego Pan Bog strzeze". Jutro M. zacznie instalowac system kamer. System ma tez funkcje alarmu, wiec jesli ktos bedzie sie krecil wokol domu, bedzie pipczec. Jest tez mozliwe, zeby polaczyc go ze smartfonem. W ten sposob, nawet bedac w pracy bedziemy wiedziec czy ktos nie kreci sie wokol domu.
Zeby nie bylo tak fajnie, to dzis zepsul sie przedni panel w lodowce. Ma on dotykowe przyciski gdzie mozna ustawic czy chcemy zimna wode czy lod, czy lod ma byc skruszony czy w kostkach i pare innych funkcji. No i nie dziala... Naciskam i naciskam i nie reaguje. Poza tym siadla telewizja. Jest glos, nie ma obrazu. Jakas zla karma nas ostatnio przesladuje. Oby tylko skonczylo sie na sprzetach...
Dobra, koniec smecenia! Pare migawek z ostatniego weekendu:
W naszym domu nie ma czegos takiego jak spokojne (i samotne) wykonywanie obowiazkow. Czy sie to komus podoba czy nie (zazwyczaj NIE) wszystko robimy w asyscie. Niestety, podejrzewam, ze za kilka lat, kiedy docenilibysmy pomoc, nasi "asystenci" beda mieli ciekawsze rzeczy do robienia. ;)
Ale poki co, prosze, Niko "pomagajacy" tacie umyc auto:
Co z tego, ze od dawna nie padal porzadny deszcz i nie ma kaluz? Mozna zrobic wlasne i Bi ma na to sposob. Nie wiem tylko czemu nie leje wody bezposrednio na asfalt, tylko najpierw napelnia taczke a potem wylewa z niej wode...
A tak moje dzieci ( w tym przypadku Kokus) okazuja milosc Mai. Biedna sunia znosi spokojnie te "pieszczoty", a jak dzieciaki przesadzaja to po prostu wstaje albo zaczyna ich podgryzac po najblizszej czesci ciala.
Milego weekendu (u nas jutro swieto i fajerwerki, ale z racji wieku dzieci znow sie nie zalapiemy...)!
To ostatnie zdjęcie jakbym widziała Niko robi to samo :)
OdpowiedzUsuńW tych czasach trzeba uważać na wszystko i wszystkich...niestety...
Ja pierdziele, co sie ostatnio dzieje z bloggerem! Napisalam odpowiedz i sie nie opublikowala...
UsuńEch... W kazdym razie napisalam, ze my za bardzo sie ogrodzilismy, chcielismy miec prywatnosc i sie na niej przejechalismy... :/
Oj przykro mi z powodu kradziezy. I tych wszystkich psujacych sie sprzetow. Zdjecie urocze!
OdpowiedzUsuńNiestety, jakis pech nas ostatnio dopadl...
UsuńNigdy nie zrozumiem fenomenu psucia się sprzętów falami... Złośliwość to po prostu za mało.
OdpowiedzUsuńNikuś słoooodko wygląda przytulając Maję :)
Hihi, zeby on jeszcze ja ladnie przytulal, ale on sie na nia kladzie, a po chwili zaczyna sie jeszcze po niej turlac!
UsuńStad chyba sie wzielo powiedzenie "zlosliwosc rzeczy martwych". Wredne sa i tyle... ;)
Nie rozumiem jak można się do kogoś włamać...jak sobie pomyślę o tym, że dawniej moje babcie zostawiały dom otwarty i nic się nie działo, a teraz nawet przy zamkniętym człowiek martwi się o swój dobytek, to zastanawiam się, dokąd ten świat zmierza...
OdpowiedzUsuńA co do pomocy, to mnie też często nachodzą myśli, że teraz ta pomoc mi "przeszkadza", a jak będę jej chciała to jej nie będzie :)
Dokladnie! Teraz musze "walczyc" z dziecmi o szmatki i odkurzacz, a za kilka lat na haslo "czas posprzatac" oni beda mieli pilne lekcje do odrobienia albo wlasnie umowili sie z kolezanka/kolega! ;)
UsuńDokladnie, tez mi w pracy opowiadaja, ze za czasow ich dziadkow wszystkie domy staly otworem. A teraz? Pozamykane, zainstalowane alarmy, a i tak ciagly strach o bezpieczenstwo...
Nieszczęścia chodzą wilczymi stadami. Też nie wiem, jak to jest, że sprzęty psują się zawsze na hura!
OdpowiedzUsuńJa się bardzo boję włamywaczy. Nie umiem znieść myśli, że kto w złych celach wchodzi do naszego bezpiecznego azylu, dotyka naszych rzeczy, zabiera nasze rzeczy. Koszmar. Oby nic więcej was nie niepokoiło.
Naprawde! Miesiacami nic sie nie dzieje, a potem jak cos sie zepsuje to mozna byc pewnym, ze poleci cala seria! :)
UsuńJa tez dokladnie tak sie czuje. Jest mi zwyczajnie, fizycznie niedobrze na mysl, ze ktos obcy stal i rozgladal sie po pokoiku moich dzieci. Ze dotykal zapewne wszystkich rzeczy na polkach. Ze wchodzac przez okno pewnie przeczolgal sie po lozeczku Bi (to chyba najgorsze, zmienialam jej posciel z autentycznym obrzydzeniem!). Ze w koncu osmielil sie zabrac ten nieszczesny sloj...