Wiem, ze wyszlo mi maslo maslane w tytule, ale wczorajszy dzien obfitowal w wydarzenia. Mile i takie, ktore lepiej byloby pozostawic bez komentarza (ale musze sie wygadac, wiec milczec nie bede). Na szczescie wiekszosc wylacznie zawodowa...
Co sie zaczyna?
Malzonek moj szanowny dostal wczoraj prace! Zaczyna od poniedzialku. To oczywiscie ta dobra wiadmosc. Bedzie to dla naszej rodzinki rowniez poczatek zupelnie nowego, nieznanego etapu, albowiem poraz pierwszy od prawie 3 lat, M. idzie do pracy na dzienna zmiane. A to oznacza, ze Niko od poniedzialku laduje u opiekunki razem z Bi. Jestesmy w miejscu w zyciu, o ktorym czesto marzylismy odkad pojawila sie Starsza - dzieci na tyle duze, zeby oddac je pod opieke obcym, M. pracujacy w dzien, a popoludnia spedzamy razem, cala rodzinka. A latem, po polozeniu maluchow spac, wieczory na tarasie z lampka wina.
Czy za jakis tydzien, dwa bedziemy rownie szczesliwi? Czas pokaze, poniewaz:
Co sie konczy?
Koncza sie spokojne (zazwyczaj) poranki, kiedy mialam do obrobienia i wyszykowania wylacznie sama siebie. Teraz bede miala na glowie rowniez moje Potworki. A wiem z doswiadczenia, ze jak Bi wstaje rano, zeby mi "potowarzyszyc", to juz mam spory poslizg. Jak wstanie rowniez Nik to juz jestem na bank spozniona, bo Mlodszy budzi sie w tak wisielczym humorze, ze trzeba go przed 15 min. nosic, zeby doszedl do siebie. W dodatku juz na poczatku napotkalam schody. Myslalam bowiem, ze nie bedzie mialo znaczenia o ktorej sie z nimi zbiore, w koncu godziny pracy ustalam sobie praktycznie sama. Niestety, opiekunka Bi powiedziala, ze nie chce zeby dzieci byly odbierane pozniej niz o 16:30 - 17:00. Oznacza to, ze musze ich odwiezc na 7, zeby w pracy byc na 7:30... A wiec ranki to bedzie istny wyscig z czasem. :/ Ale coz... Nie ja pierwsza i nie ostatnia. Po tygodniu i ja i dzieciaki powinnismy zlapac rytm... Ale postresowac sie troche trzeba...
Oczywiscie martwie sie tez jak Niko zareaguje na zmiany. Codziennie zawozi z M. Bi do opiekunki, zna wiec ja, jej dom, pokoj z zabawkami, itd. Poza tym ogolnie jest bardzo ufny, idzie obcym ludziom na rece, bedzie tez mial siostre przy sobie, wiec mam nadzieje, ze szybko sie przyzwyczai. Nie to co Bi, ktora ryczala chyba 2 pierwsze tygodnie... No wlasnie. Ciekawe jak Bi bedzie sie zachowywac w stosunku do Kokusia poza domem? Dalej bedzie go szturchac i popychac, czy zaopiekuje sie mlodszym braciszkiem? ;)
Glowe mialam wiec wczoraj pelna mysli, a tu jeszcze doszla kolejna:
Poczatek konca.
Osiagnelam punkt w mojej pracy, w ktorym mowie dosc. Pisalam juz wielokrotnie, ze lubie moja prace, lubie to co robie, lubie atmosfere, lubie szefa i lubie wiekszosc kolegow... Co wiec nie gra? Pensja, moi drodzy, pensja nie gra! Pieniadze nie sa w zyciu najwazniejsze, zgadza sie, ale jakas granica musi byc! Podczas bezrobocia M. dotarlo do mnie, ze wlasciwie cale nasze utrzymanie opiera sie na jego zarobkach. Moja pensyjka starcza na pozyczke za dom i malutka czesc rachunkow. A gdzie reszta? Mam ponad 30 lat, od 8 pracuje zawodowo, a nadal nie zarabiam na tyle, zeby utrzymac rodzine. I nie mowie tu o wygodnym zyciu, ale o zwyklych podstawach.
Rzecz jasna, zdawalam sobie z tego sprawe juz wczesniej, dlaczego dopiero teraz wylewam zale?
Otoz, dostalam coroczna "podwyzke". Tutaj nalezy nadmienic, ze moj bezposredni przelozony staral sie w miare swoich mozliwosci wywalczyc dla mnie w tym roku awans i porzadny wzrost pensji. Tak naprawde odkad wykupila nas wielka korporacja 4 lata temu, nie dostalam zadnej wiekszej podwyzki. Caly rok, od powrotu z macierzynskiego, ciezko pracowalam, pod naciskiem szefa wzielam na siebie wiele nadprogramowych obowiazkow, poniewaz liczylam na to, ze zostanie to zauwazone i docenione. Od listopada pracuje na 1.5 etatu w jednym, bo musialam przejac czesc obowiazkow administratorki, ktora odeszla. Moj szef dal mi ocene roczna najwyzsza z mozliwych. I co? Wczoraj dowiedzialam sie, ze moja podwyzka wynosi w tym roku 3%!!! To jest po prostu smieszne! Jest to chyba najnizsza podwyzka jaka dostalam odkad stalismy sie filia wiekszej firmy. Dodam, ze 10% mojej pensji jest zabierane na ubezpieczenie zdrowotne. Ubiezpieczenie oczywiscie poszlo w gore jak co roku, a teraz kiedy M. wroci do pracy, dodatkowe 5% bedzie zabrane ze wzgledu na to, ze mam na nim meza, ktory ma mozliwosc wlasnego ubezpieczenia w pracy (glupie zasady wprowadzone przez reforme sluzby zdrowia "kochanego" Obamy, taka jego mac). Wychodzi wiec na to, ze zamiast zarabiac stopniowo coraz wiecej, zarabiam coraz mniej.
Poplakalam sie wczoraj z rozczarowania i bezsilnosci. Potem jednak zal przeszedl w zlosc. Mialam ochote natychmiast napisac wypowiedzenie i trzasnac drzwiami. Potrzebujemy jednak nawet tej mojej pensyjki, wiec tego nie zrobilam. :) Za to zarejstrowalam sie na popularnym portalu do szukania pracy. Chcialam zostac tutaj przynajmniej do czasu az dzieci pojda do szkoly, bo nie ukrywam, ze poki sa mali, wygodne jest to, ze moge sie urwac z pracy lub wziac wolne bez fochow ze strony szefostwa. Poniewaz nie widze jednak, zeby ciezka praca i poswiecenie zwyklego pracownika byly choc troche docenione, pie***e ich i zaryzykuje. Od dzis mam oczy i uszy otwarte i szukam nowej robotki.
Ale zeby nie bylo az tak ponuro i powaznie, na koniec mrozaca krew w zylach scenka z zycia Potwora Starszego:
Bi bawi sie z psem w kuchni. Nagle wybucha glosnym placzem. Biegne jak szalona, dopadam do dziecka, Bi trze buzie, a obok na bialych szafkach rozprysniete cos czerwonego. Krew! Nogi sie pode mna uginaja i wykrzykuje "gdzie Cie Maya ugryzla???", jednoczesnie probujac oderwac jej dlonie od buzi. Na to Bi pokazuje noge. Noga... Jak to noga, slad na szafce jest do cholery na wysokosci jej glowy!!! Patrze zdezorientowana, ale na nodze ani sladu! W koncu udaje mi sie zajrzec pod reke malej. Twarz nietknieta! Dotykam czerwonych kropelek na szafce - zaschniete... Bog raczy wiedziec co to bylo, ale wazne ze to nie krew mojego dziecka... :)
To może łatwiej jakby opiekunka do Was przyjeżdżała?
OdpowiedzUsuńPoradzicie sobie na pewno, tydzień, dwa i będzie już norma:)
Trzymam kciuki za pracę:)
Niestety, nasza opiekunka pracuje u siebie w domu, bo ma jeszcze piecioro innych dzieci. :)
UsuńMam nadzieje, ze wlasnie kilka dni I zlapie "rytm". :)
Ojejku- sceny mrozace krew w zylach...
OdpowiedzUsuńale sie potem usmialam :)))
Powiem Ci ze juz chcialam pytac o prace meza ale nie mialam odwagi-
dobrze, ze juz ma :)
Wszystko na poczatku jest nowe i obce i stresujace ale "idzie ku lepszemu" :)))
Ja tez sie ciesze, ze moj malzonek wraca do pracy, bo zaczynalo mu odbijac z nudow i braku odskoczni. :)
UsuńMam nadzieje, ze nie ma zlego co by na dobre nie wyszlo. :)
Wielki zmiany Wam się szykują :)
OdpowiedzUsuńPrzywykniesz szybciutko! Mam nadzieję, że uda Ci się znaleźć pracę swoich marzeń!
ps. jak widać we wszystkich krajach jest coś nie tak z politykami...
Niestety, nie ma chyba kraju gdzie politycy wychodziliby naprzeciw zwyklemu szaremu czlowiekowi...
UsuńA z praca to raczej troche potrwa. Pracuje tutaj juz 8 lat, wiec zupelnie wypadlam "z obiegu". Poza tym ze wzgledu na dwojke malych dzieci bede raczej przebierac i szukac takiej, ktora pozwoli mi na ustalanie sobie godzin i jaka taka swobode.
Noo to gratuluje M :) I obyś i Ty znalazła coś lepszego albo żeby szef się ocknął i docenił jaki ma skarb :)
OdpowiedzUsuńA ta historyjka z psiurem... nooo chyba bym zawału dostała :) dlatego myślę że papugi bezpieczniejsze hehe
Moj szef akurat mnie docenia i chwali, tyle, ze ma nad soba jeszcze 3 osoby, ktore nie pracuja nawet w naszej filii, wiec maja w du...tylku co sie tu dzieje... A on sam, bez ich pozwolenia nie moze nic zrobic. :(
UsuńOj jak ja czekam ba ten czas kiedy będziemy z mężem pracować na jedną zmianę. Póki co i tak siedzę na l4 ale po maciezynskim znowu zacznie się życie na wariata. No chyba że Gliko dostanie się do przedszkola a później młodsze do żłobka to będzie super.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za znalezienie nowej pracy;)
Ojej, jestes w ciazy??? Gratuluje! Wchodze czasem na Twojego bloga, ale od jakiegos czasu nie ma nowych postow i nic nie wiedzialam!
UsuńNo jakoś nie mogę się zebrać do pisania:/
UsuńKochana, ja raczej myślę, że co jak co, ale to są same dobre wiadomości :) No mam nadzieję, że tak właśnie będzie :)
OdpowiedzUsuńA Bi... no cóż... :D
Mam nadzieje, ze pomimo poczatkowego stresu, wszystko sie w koncu pomyslnie ulozy. :)
UsuńSuper, że M. dostał pracę. Na pewno jakoś ogarniecie. Na początku będzie ciężko, ale jak wpadniecie w rytm to pójdzie z górki. Ale za to jak miło będzie mieć męża wieczorami (i w nocy;) w domu :)
OdpowiedzUsuńBedzie, to prawda! Juz nie moge sie doczekac poznej wiosny i lata i wspolnych wieczorow na tarasie! :)
UsuńNo, no :) faktycznie duże zmiany się u Was szykują :) nie panikuj jednak, martwienie ogranicz do minimum, bo brzmią one jak zmiany na lepsze :) na początku pewnie będzie Wam trudno ogarnąć rano dzieci, ale w końcu wyrobicie sobie rytm.Trzymam kciuki, żeby Bi stanęła na wysokości zadania i zaopiekowała się bratem. A co do zmiany pracy - wiem, że towarzyszy temu zawsze milion wątpliwości, ale trzeba być przebojowym i brnąć do przodu. Znajdziesz coś lepszego i sama poczujesz się lepiej, bardziej dowartościowana. A może i tam szef będzie sympatyczny? :)
OdpowiedzUsuńMam taka nadzieje. :) Ze zmiana pracy nie bede sie spieszyc, tylko szukac pomalu i na spokojnie. W koncu narazie prace mam, no i mam dwoje dzieci, wiec godziny pracy musza mi odpowiadac, przynajmniej do czasu az pojda do szkoly.
UsuńNa mysl o poniedzialkowym poranku az przechodza mnie ciarki, szczegolnie, ze Potworki wstaly wczoraj rano przed moim wyjsciem do pracy i daly taki "przedsmak", ze z ulga zamknelam za soba drzwi... :/
Wszystko będzie dobrze, poranki sobie ułożysz i każdego dnia będzie lepiej. Najwyżej na początku wstawaj godzinę szybciej żeby mieć dużo czasu.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że M znalazł pracę. Jeden stres mniej. Myślę, że Niki szybko się za klimatyzuje u opiekunki, może Bi w obcym miejscu (tzn nie w domu) będzie o niego dbała?
Gratuluję podjęcia decyzji o zmianie pracy! Najważniejszy jest pierwszy krok, mam nadzieję, że znajdziesz coś fajnego.
Pozdrawiam was ciepło.
Godzine wczesniej??? Meg, mniej litosc, toz to bylaby 4:30!!! ;) Zartuje, planuje rzeczywiscie wstawac troche wczesniej i jak najwiecej przygotowywac wieczorami. Jak to bedzie w praktyce - zobaczymy. :)
UsuńJa tez odetchnelam z ulga, ze M. w koncu idzie do pracy... Juz kota zaczal dostawac, a poza tym zasilek pomalu dobiegal koncowi...
Ze zmiana pracy nie bede sie spieszyc, poprostu bede sie pomalu rozgladac czy trafi sie cos fajnego...
Zmiany są chyba straszną zmorą każdej z nas, ale czasem niosą ze sobą tyle dobra i cudowności, że buzia się uśmiecha :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia więc życzę :* i pozdrawiam.
Nie dziekuje! ;)
UsuńStrasznie boje sie zmian, ale czasem sa niestety niezbedne...
Dasz radę ogarną poranki!
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci znalezienia bardziej satysfakcjonującej pracy i oby ta męża okazała się również dobra.
Dziekuje w imieniu swoim i malzonka! :)
UsuńA poranki kiedys napewno ogarne, moze mi to tylko zajac z tydzien albo i wiecej... ;)
Ale zmiany!!!
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim super, że małżonek ma już pracę. A Ty na pewno podjęłaś słuszną decyzję. I dobrze, że robisz to na spokojnie,bez rzucania wypowiedzenia nie mając nowej pracy.
Ta "podwyżka" to był na pewno dobry kopniak w dupę, aby zacząć szukać czegoś nowego :)
Napisz jak znajdziesz czas jak z tą poranną organizacją u Was teraz wygląda .... już widzę poranny tajfun przechodzący przez Wasz dom :D
Napewno za jakis tydzien opisze jak ogarniamy ranki z wyprawieniem siebie i dwojki maluchow. :) Pomaga to, ze MUSIMY to ogarnac, nie mozemy powiedziec: mam to gdzies, nic nie robie! :)
UsuńMoja pierwsza mysla bylo zeby trzasnac drzwiami. Na szczescie po chwili wrocil mi zdrowy rozsadek... :)
No Agatko, toż to prawdziwa rewolucja się zapowiada :) Myślę, że przed Wami zmiany tylko na lepsze. No i pomyśl-idzie wiosna, i te Wasze wieczory na tarasie- brzmi tak sielsko...
OdpowiedzUsuńCo zaś się tyczy Twojej pracy, doskonale rozumiem, bo przerabiam coś podobnego na przykładzie mojej Mamy. Dużo by pisać... Czasami trzeba powiedzieć dość. Dlatego szukaj Kochana, szukaj i szybko zmieniaj tą pracę, bo to wyzysk, aż żal komentować :(
Buziaki
Ps. Ja myślę, że Bi poza domem jednak stanie za Kokusiem!
Podejrzewam, ze tylko mysl o tych romantycznych wieczorach bedzie mi pomagac w trzymaniu nerwow na wodzy kazdego ranka! ;)
UsuńNo a z praca porazka. Pracuje tu juz 8 lat i zawsze myslalam, ze taka lojalnosc jest doceniana, ale jednak nie. Skoro wiec oni maja mnie w doopie, to ja tak samo mam ich i odejde bez zalu i ogladania sie za siebie...
Nie dziwię się kochana twojemu rozczarowaniu. Każdy chce być doceniony.
OdpowiedzUsuńA życie to wam teraz na głowie stanie.
ps. U nas Mili nie da się ugryźć psu, ona gryzie psa :/
Haha, moje dzieciaki jeszcze nie wpadly, ze moga Maye ugryzc w odwecie! Ale pare razy sunia oberwala po lbie zabawka lub niekapkiem. :/
UsuńMala rewolucja w domowym zyciu bedzie. Ale czasem jest potrzebna, inaczej byloby nudno. :)
Życzę powodzenia w szukaniu nowej pracy :)
OdpowiedzUsuńNie dziekuje! ;)
UsuńNa początku z pewnością będzie ciężko, bo to dość duża zmiana, jednak podejrzewam i tego też z całego serca Wam życzę, że szybko wpadniecie w nowy rytm :)
OdpowiedzUsuńWiesz ja Ci powiem tak, pieniądze szczęścia nie dają, ale zakupy zrobione już tak. Nie dziwię Ci się, że chcesz odejść, jakbyś chociaż widziała, że jesteś doceniana, że te dobre opinie ciągną za sobą lepszą pensję, to ok, ale jak widzisz, że tak naprawdę zamiast lepiej jest gorzej, to po co się męczyć? Pracujemy żeby żyć, a nie żyjemy żeby pracować, więc trzymam kciuki za szybkie znalezienie nowej pracy :)
No wlasnie, podpisuje sie obiema rekami pod ostatnim zdaniem! Jestem podlamana tym, ze gdyby moj maz nie mogl znalezc pracy, oszczednosci i zasilek by sie w koncu skonczyly, to zostalo by nam juz przymieranie glodem, bo z mojej pensji nie wyzyjemy. I nachodzi mnie refleksja, ze nie wiem po co byly mi te studia, magisterki, skoro nie moge rodzinie zapewnic przyzwoitego bytu...
UsuńIdzie wiosna, a z nia zmiany, jak widać. Powodzenia dla męża w nowej pracy. A z Twoją, to Ci się nie dziwię, ile można czekać na lepsze? Oby wszystkie zmiany wyszły Wam na jak najlepsze! pozdrawiam wiosennie
OdpowiedzUsuńDokladnie tak. Poswiecilam tej firmie 8 lat swojego zycia. Jak widac szefostwo ma to w powazaniu. Pewnie, nawet jak odejde, zawsze frajera na moje miejsce znajda...
UsuńRowniez mam nadzieje, ze koniec koncow wszystko sie ulozy na nasza korzysc. :)
Jak sama piszesz ta prace lubisz i masz duzo luzu, mozesz brac wolne kiedy chcesz. Uwazaj abys sobie nie zmienila na zasadzie "z deszczu pod rynne"!!! Nigdy nie ma tak, aby wszystko bylo idealne.
OdpowiedzUsuńA na ubezpieczenie zdrowotne, to chyba wszedzie potraca, prawda?
PS I gdyby nie demokraci i nie Obama, to bys pewnie w USA nie byla!
Dziekuje za troske. ;)
UsuńTo jasne, ze bede uwazac. Obecnie prace mam, nie spieszy mi sie, wiec moge przebierac i sie zastanawiac. I stawiac wlasne warunki. A ubezpieczenie wszedzie potraca, ale przy wyzszej pensji nie jest to az tak bolesnie odczuwalne.
Co do Obamy to ogolnie jestem a-polityczna. To jest blog rodzinny i staram sie na nim nie wglebiac w polityke tego kraju. Niestety jednak, Obamacare to jest jedna wielka pomylka... A do USA przylecialam kiedy jeszcze w najlepsze rzadzil Bush, wiec piszesz bzdury...