Taaak, taki wlasnie mialam weekend...
Nie wiem co wstapilo w mojego syna, ale nie bylo to nic dobrego... Takiej serii wycia, ryku i zanoszenia sie juz dawno nie mielismy. I to na dwa fronty, bo Bi tez dala popalic. Placz o wszystko! O jedzenie, zabawki, ksiazki, kluczyki, piloty, pudeleczka, kubki, lyzeczki, miseczki, sloiczki, buteleczki, dupeczki, sreczki... O cokolwiek! Kuzwa, tego sie nie da zniesc! Jak na zlosc ja oczywiscie przed okresem, wiec nerwy mi juz zaczely puszczac...
Bi jest po prostu stra-szna!!! Bunt dwulatka? Teraz to juz raczej trzylatka, chociaz ja mam wrazenie, ze te bunty zaczynaja sie okolo roku i juz sie nie koncza. Mloda jest otwarcie nieposluszna. Prosisz zeby czegos nie robila, to bedzie patrzec ci prosto w oczy i nadal to robic. Prosisz raz, drugi, trzeci. No ogluchlo dziecko! Albo rozedrze sie "NIEEEE MAMAAAA!!!!". Kiedy zlapie sie ja za reke i zwyczajnie odciagnie z miejsca "przestepstwa", wrzasnie ci czlowieku w uszy takim swidrujacym piskiem, ze bebenki pekaja, a mozg doslownie sie obkurcza. Dla odmiany, poproszona aby zrobila cos na co nie ma ochoty (a zazwyczaj nie ma ochoty), albo idzie pomalu, olewacko kolyszac sie na boki ze zlosliwym usmieszkiem (bo dobrze wie, ze robi na przekor), albo ryknie "NIEEEEE" i zwieje do drugiego pokoju... Dla objasnienia, rzeczy na ktore Bi nie ma ochoty to nie nasze kosmiczne wymysly, tylko np. koniecznosc ubrania butow przed wyjsciem, zjedzenia obiadu lub umycia rak...
Nik za to wkroczyl juz jakis czas temu dziarsko w etap wymuszania i... wymusza! Wrzaskiem! Wszystko!!! Najbardziej jednak wszelkie srodki czystosci. Drze sie o moje kosmetyki, szampony, zele pod prysznic. Szarpie szafki w lazience i kuchni bo wie, ze tam sa schowane spraye do zlewow, szyb, itd. Nie dostanie? Ryczy coraz glosniej z coraz dluzszymi przerwami miedzy wydechami, a nam serce staje, zeby znow nie zemdlal! Wiec dostaje co chce, albo znajdujemy cos rownie atrakcyjnego. Zaczyna nam juz jednak brakowac fajnych (znaczy nie-opatrzonych) przedmiotow w domu! Nie moge nawet spokojnie posprzatac, bo natychmiast mam uwieszonego u nogi wyjca! Robie ile sie da w czasie jego drzemki, ale nie na wszystko starcza czasu. Wczoraj wieczorem, kiedy zaniosl sie o otwarcie zmywarki, chwile pozniej o srodek do mycia zlewu, a jeszcze minute pozniej zaczal sie zanosic kiedy nie dalam mu wystarczajaco szybko sprayu do luster, zlapalam go za ramiona i wysyczalam mu: "mam cie serdecznie dosc ty cholerny gowniarzu!". Oczywiscie mlody rozplakal sie tym razem zalosnie i wyciagnal do mnie raczki jakby chcial powiedziec "ale kochasz mnie jeszcze???", ja go przytulilam i cala zlosc czesciowo ze mnie zeszla... No i poczulam sie jak wyrodna matka... Ile razy jeszcze ogarnie mnie to parszywe uczucie nim moje dzieci wyfruna z domu???
Cale dwa dni ciaglych rykow to nie na moje nerwy... Zaczne chyba rzeczywiscie nosic zatyczki do uszu... Albo pic krople walerianowe, bo melisa to pic na wode fotomontaz...
Chwila spokoju byla kiedy wychodzilismy na dwor, bo pogoda byla iscie wiosenna. Oprocz tego, ze po ostatnich opadach mamy kopy sniegu, ktore nie stopnieja chyba do maja. Snieg pomalu zamienia sie w wode, ktora ciurkiem splywa w nierownosci terenu za domem. A, ze tyl domu wychodzi na polnoc i nie dochodzi tam slonce, wiec powstale kaluze pokryte sa cienka warstwa lodu. Zgadnijcie wiec gdzie moje dzieci najbardziej chca lazic? Nie, nie na slonku. Nie, nie na trawniku gdzie w niektorych miejscach zaczyna wygladac juz (pozolkla i zmeczona) trawka. Nie, one beda chodzic po nierownym, rozjechanym przez auta zmarznietym sniegu i na wpol zamarznietych kaluzach. Na efekty nie trzeba bylo dlugo czekac. Nik wyglebal sie sie idealnie w takim miejscu, lod pekl i mlody skapal cale kolana w wodzie. Biegiem zabralam go (wrzeszczacego jak potepieniec, zanoszacego sie i wierzgajacego) do domu. Tylko, zeby zmienic mu spodnie, ale zdazyl mi sie dwa razy zaniesc i tylko kluczyki od samochodu a potem styropianowy kubek po kawie odwrocily mu uwage na tyle skutecznie, ze nie zemdlal... :(
M. wkurzony skul lod w tamtym miejscu w nadziei, ze w wode dzieciaki nie wleza. Taaa... Chwile pozniej Bi poslizgnela sie na resztce lodu i klapla tylkiem centralnie w kaluze... A powtarzalismy do znudzenia: uwazaj, nie chodz tam, poslizgniesz sie... Oczywiscie, kiedy matka i ojciec mowia, ze gdzies isc nie wolno, Bi pojdzie dokladnie w to miejsce... I prosze! Rozdarla sie jakby ja zarzynali i nie przestala, mimo, ze natychmiast zabralam ja do domu przebrac. Darla sie kiedy sciagalam jej buty, wyla kiedy zdejmowalam mokre spodnie i ryczala kiedy sciagalam bielizne. Upokoila sie dopiero kiedy miala na tylku suche majty i spodnie... Bo zimna woda, kurna, parzy...
Ja pitole... Powinnam odglosy z naszego domu nagrac na plyte i sprzedawac w ramach antykoncepcji nastolatkom ktorym sie wydaje, ze co to takiego wychowac dziecko... Albo, jeszcze lepiej powinni je puszczac calymi dniami w w zakladach karnych. Czasem mam bowiem wrazenie, ze drobni przestepcy traktuja pobyt w wiezieniu jako kilkumiesieczne wczasy na koszt podatkow porzadnych obywateli. Telewizja, internet, biblioteka, opieka lekarska... Niech tak jeden z drugim posluchaja zamiast muzyki przymusowo tego co rodzice (niektorych) malych dzieci maja calymi dniami, to moze sie bardziej postaraja, zeby juz do wiezienia nie trafic. Albo rzuci im sie na mozg, tak jak mi sie chyba niedlugo rzuci... :/
Jakby bylo malo ryczacych dzieci, M. zatrzasnal wczoraj rano kluczyki od domu i samochodu, przez co bylismy uziemnieni na wlasnym podworku przez pol godziny zanim moj tata przyjechal i nas wyratowal. Rozjechal nam sie przez to kompletnie plan dnia bo nie zdazylismy juz na poranna msze, ale i tak mielismy wiecej szczescia niz rozumu. Po pierwsze tata MA klucze do naszego domu, po drugie nie bylo mrozu, a po trzecie tato normalnie powinien byl byc w Nowym Jorku, ale akurat nie pojechal.
Oczywiscie zapakowanie dzieciarni do auta po polgodzinnej swobodzie do biegania po ogrodzie, laczylo sie z kolejna fala protestow, wrzaskow, kopania i zanoszenia...
Uklelam sie te dwa dni za wszystkie czasy... Jestem jednak z siebie poniekad dumna, bo udalo mi sie przeklinac glownie polglosem. Od niedawna walcze z brzydka przywara jaka jest dosc czeste rzucanie miesem, bo nie pisalam tu jeszcze chyba, ze od kilku dni Bi chodzi po domu spiewajac uroczo: "Ku-ka mac, ku-ka mac!". Gdzie uslyszala to piekne wyrazenie? Od swojej matki oczywiscie, ktora w pore nie ugryzla sie w jezyk. Nie kumam, slowo daje. Bezskutecznie probuje nauczyc ja slowa "przepraszam". "Dziekuje" pamieta jak ma ochote. Ale przeklenstwo uslyszala raz i od razu zalapala...
A wisienka na torcie byla klotnia z M. o cos dla mnie waznego. Malzonek moj na koniec oczywiscie skwitowal "rob co chcesz". Tyle, ze ja nie chce robic "co chce", tylko szukam jego wsparcia, bo moze to wywrzec wplyw na cala nasza rodzine. Ale o szczegolach innym razem, bo sprawa jest wazna i zasluguje na osobny wpis, a nie zeby ja wciskac na koniec moich gorzkich zali...
Mam nadzieje, ze Wasz weekend byl spokojniejszy...
ojejku....ale wiesz, lubie twoje gorzko- slodkie wpisy:)
OdpowiedzUsuńprzynajmniej piszesz jak jest, nie ma cukierkow i landrynek,wysprzatanych domow i wspanialych obiadkow- sielskosc -anielskosc na potrzeby internetu!!
Kochasz swoje dzieciaki, i nawet jak poklniesz i sie wyzalisz wiem, ze tak jest!!
Swoja droga- gdy za pare lat poczytasz te wspomnienia - to pewnie bedziesz zrywala boki :))))
Zgadzam się z Lux w 100%
UsuńJednakże takich weekendów obyś miała jak najmniej kochana!
A Potworki były mnie Potworzaste :D
Albo bede zrywala boki, albo sie zawstydze i usune bloga, zeby go moje Potwory nie znalazly... ;)
UsuńOj tam oj tam :-). Ale zobacz jakie z nich aniołki na zdjęciach z poprzedniego posta! A Bi jak zwykle śliczna jak modelka.
OdpowiedzUsuńBuziaki i pozdrowienia od zarobionej w domu i przy swoich dzieciach cioci Joasi:-)
Pozdrowienia ciociu Asiu! ;)
UsuńTrzeba im przyznac, ze uroda to grzesza, obydwoje... ;) Szkoda, ze tacy charakterni przy okazji, ale coz, genow sie nie wypre. ;)
No jakbym czytała o naszym weekendzie, tyle, że Lila szczęśliwie ryczy, drze japę, wyje, ale bez opcji zanoszenia się i omdleń, więc jak robi mi "jazdę" dziesiąty raz w ciągu dnia, to po prostu odchodzę równie zlewającym krokiem co Bi i mam już za przeproszeniem w dupie!!! U nas również miłość do kosmetyków, na szczęście środki czystości Jej nie kręcą...
OdpowiedzUsuńI mam podobnie- cieszyłam się jak dziecko na ten weekend, a kiedy się skończył- odetchnęłam :)
Wlasnie tak robilismy z Bi. Jak zaczynala odstawiac cyrki, wychodzilismy do drugiego pokoju zeby nieco ulzyc uszom. Inna sprawa, ze ona natychmiast leciala za nami... ;) A z Nikiem sie cholera nie da...
UsuńJa jak sprzatam to moje dzieciaki razem ze mna- pranie do pralki pranie z pralki na balkon a ja rozwieszam a moje potworki kursuja pomiedzy lazienka a balkonem. Jak chce miec troche czasu dla siebie to wlaczam im kasety z piosenkami lub urzadzamy gimnastyke w rytm muzyki dzieciecej i biegamy i skaczemy, tanczymy... moje lubia odkurzac, chociaz dwulatka to woli podloge zmywac. Dzisiaj moje potworki umyly mi okna na balkonie - mamy takie od sufitu do podlogi- one dzielnie z gabka, szczoteczka do zebow i pistoletem na wode syn a mala gdzies konewke dorwala i zalaly mi caly balkon- ty ale mieli zajecia na dwie godziny -) jak ja odpoczelam. My staramy sie sprzatac i gotowac razem z dziecmi zeby one widzialy i troche cenily nasza prace a jak spac ida to mamy z mezem czas dla siebie- listy rachunki.... jak na razie funkcjonuje czasem lepiej czasem gorzej ale ja lubie kiedy mam czas dla siebie gdy potworki spia...
OdpowiedzUsuńDokladnie tak robilam z Bi - razem sprzatalysmy, teraz "razem" gotujemy. Niestety Nik nie ma ochoty na pomoc w sprzataniu. On chce dorwac "psikadla", zeby ssac koncowki. Zawsze je blokuje, ale boje sie, ze kiedys wpadnie na to, zeby przekrecic i psiknie sobie czyms do buzi... :(
UsuńO rany nieźle tam masz:/
OdpowiedzUsuńNajgorsze to zanoszenie się Nika bo dzięki temu maluch wie że będzie miał na wiecej pozwolone.
Mam nadzieje ze te twoje potworki wynagrodza ci kiedyś te wrzaski i będą g rzeczne i uczynne dla mamsi:)
Wlasnie tego sie obawiamy, ze przez to zanoszenie Nika rozpuscimy go jak dziadowski bicz. :/
UsuńO kurde, potworzasty ten weekend. Ale i tak czytając Twój post co chwilę się uśmiecham, bo już wyobrażam sobie jak niesiesz do domu wierzgającego Nika i jak Bi siada tyłkiem w kałużę :D Swoją drogą, Nik ma zapędy na "faceta idealnego", czyli takiego, który sprząta po sobie, ba, a nawet po innych! Sama wiesz jaka to rzadkość ;-)
OdpowiedzUsuńA na poważnie, życzę Ci, żeby dzieci okazały się dla Ciebie bardziej łaskawsze i żeby kolejny weekend był dla odmiany tym sielankowym
A gdzie tam! ;) Nik wcale nie chce sprzatac, on chce wysysac z "psikadel" resztki srodkow czystosci. Uwielbia tez szampony i krem do pupy. Nie wiem, poczatki dzieciecej narkomani??? :)
UsuńCale szczescie, ze sasiadow mamy tylko po jednej stronie, a teraz jest zima, wiec nie widac ich az tak czesto na dworze. Przy ilosci wrzaskow i placzow, ktore dochodzily z naszego ogrodu, az dziw ze nikt nie wezwal Opieki Spolecznej. ;)
Spokojnie przyjdzie i czas na Nika z pomaca w porzadkach:) moj Gliko od pewnego czasu garnie się bardzo do obowiazkow domowych:p
UsuńWiesz to jest chyba pogoda, albo pora roku, bo czytając o Bi miałam wrażenie że czytam o mojej, dosłownie to samo...
OdpowiedzUsuńI uwierz mi, że ja się nie dziwię Twoim słowom, bo sama wiem jak to jest jak dziecko od rana do wieczora próbuje za wszelką cenę wyprowadzić Cię z równowagi....
Niestety... Ja wiem, ze oni nie sa zlosliwi (Bi moze troche), ze to tylko dwoje malych dzieci, ale no kurcze, ile mozna zniesc???
UsuńO rany, ja na razie z jednym (a raczej jedną) ledwo daję radę, tak ostatnio daje popalić, a co dopiero z dwójką. Zatyczki do uszu to mało, trzeba by było jeszcze klapki na oczy. Przejdzie im, musi. Byle do wiosny:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, to wyglada rzeczywiscie jakby to cos w pogodzie bylo! Albo w porze roku... Wlasnie, byle do wiosny! ;)
UsuńMoj malzonek ostatnio zalozyl sobie autentycznie takie wielkie nauszniki jak do mlota pneumatycznego. Powiedzal, ze bardzo poleca! ;)
Matko,
OdpowiedzUsuńto wszystko jeszcze przede mną? I weź tu człowieku chciej dzieci:)
Hihi, mialam niedawno takie wlasnie mysli. Powiedzialam M., ze gdybym kiedys mogla zerknac w przyszlosc i zobaczyc jak to bedzie z tymi naszymi Potworami, to nie wiem, czy bym az tak sie palila do macierzynstwa. Maz sie oczywiscie oburzyl, ale to nie tak ze ich nie kocham, po prostu czesto czuje sie rozczarowana i mysle, ze to nie tak mialo wygladac, ze czlowiek ciagle chodzi podkurwiony... ;)
UsuńNo właśnie, to wszystko jeszcze przed nami?
OdpowiedzUsuńE, no nie zawsze jest tak zle... Czasem zdarzy sie i mily, spokojny dzien... :) Chociaz o moich dzieciach nigdy nie powiedzialabym, ze sa jak dwa aniolki. W najlepszym wypadku mowie, ze "jak na nich to byli calkiem grzeczni". :)
Usuń