Nie po drodze mi bylo w tym tygodniu z blogiem. U Was staralam sie czytac i komentowac w miare na biezaco, ale u siebie juz nie dalam rady nic kliknac od poniedzialku... W pracy mam nadal kociol. To juz 2 miesiace ciaglego zapieprzu. Kiedy to sie skonczy?!
Pisalam ostatnio, ze poklocilam sie z M. o cos waznego, pamietacie? Nadal gryze sie z myslami co robic, ale poki co chcialam zasiac ziarenko i puscic w swiat. ;)
Zainspirowal mnie post Mamy malego Toto, o ten:
http://keepmymoments.blogspot.com/2014/02/woz-patyki-do-geby-i-zmien-swiat.html
Juz od dawna chcialam zrobic cos takiego. Tylko, jak to ze mna bywa, brakowalo mi czasu i motywacji, zeby poszukac, dowiedziec sie, itd. Gdybym wiedziala, ze zostanie dawca szpiku kostnego, bo o tym mowa (dla tych, ktorym nie chce sie otwierac linku ;)), jest tak proste, pewnie zrobilabym to juz lata temu... Jako matke, najbardziej porusza mnie oczywiscie fakt, ze bialaczka tak czesto atakuje dzieci. Gdybym mogla kiedys podarowac zdrowie jakiemus mlodziakowi, bylaby to chyba najlepsza rzecz jakiej dokonalabym w moim zyciu.
Zainteresowanych odsylam do posta Keep The Moments, tam sa wszystkie szczegoly. Cala procedura jest bajecznie prosta, nie trzeba nawet wychodzic z domu. Ja sama, po przeczytaniu, weszlam szybko na stronke i bylam gotowa zamowic patyczki, ale przyszlo mi do glowy, ze z racji posiadania meza, powinnam to chyba skonsultowac z M. Gdyby sie okazalo, ze jestem dla kogos potencjalnym dawca, mialo by to wplyw na cala nasza rodzinke. Stany to duzy kraj, nie wiadomo czy nie musialabym leciec na jego drugi koniec. A co z dziecmi, z poukladanym schematem dni, tygodni? M. musialby to wszystko sam ogarnac... Dlatego postanowilam najpierw pogadac z M. Nie spodziewalam sie oporu, a po cichu mialam nadzieje, ze przekonam do zostania dawca i jego. No coz, tu sie bardzo pomylilam. Chyba jednak nie znam wlasnego meza tak dobrze jak mi sie wydawalo. :(
W skrocie, M. stwierdzil, ze chyba zwariowalam. Ze mamy male dzieci i powinnismy sie skupic na ich wychowaniu, a nie narazac wlasne zdrowie. Na moje argumenty, ze w 75% proces zostania dawca jest praktycznie nieinwazyjny pozostal gluchy. Nadal jak mantre powtarzal, zebym sie lepiej skupila na wlasnej rodzinie, na Bi i Niku. Nie przekonalo go nawet to, ze ja przeciez mysle wlasnie o nich. Gdyby ktores z nich (tfu tfu) zachorowalo, oboje bez wahania oddalibysmy dla nich kazdy organ. Ale co gdyby nikt z rodziny nie byl odpowiednim kandydatem na dawce? Czy nie chcialby, zeby znalazl sie ktos inny, obcy, ktory podarowalby naszemu dziecku zycie? W tym momencie M. w ogole porzucil temat. Wiem, ze on nie dopuszcza do siebie mysli, ze ktores z naszych dzieci mogloby zachorowac. Ja tez staram sie wyrzucac takie mysli natychmiast z glowy. Ale po przeczytaniu posta Keep the Moments, pierwsze co mi przyszlo do glowy bylo "co bym zrobila gdyby chodzilo o MOJE dziecko?". Mysle, ze nikomu nie musze odpowiadac...
W kazdym razie M. burknal w koncu, zebym robila co chce i przestal sie odzywac... :/ Narazie na tym stanelo. Nie poddaje sie jednak. Musze dac mu troche czasu i mysle, ze w koncu go przekonam... A Was odsylam do "podlinkowanego" posta.
To na tyle na ten temat (narazie).
Nasz weekend zaczyna sie wirusowo. Bi podlapala jakies paskudztwo. Smarcze, kaszle i na dodatek ma goraczke, na szczescie niewysoka, bo okolo 38.3. Ale poprzednia noc mielismy nie za ciekawa. Przyszla do naszego lozka okolo polnocy i co chwila przebudzala sie ze szlochem, ze ja boli. Ale nie potrafila za bardzo powiedziec CO boli. Raz pokazywala na brzuch (tu wywolala u mnie lekki atak paniki, bo przemknelo mi przez glowe, ze znow zarzyga nam lozko), innym razem na oko. Potem pokazala na ucho (kolejny atak paniki, wiem jak dokuczliwe jest zapalenie ucha), az w koncu za ktoryms razem pokazala reke i oznajmila, ze boli ja "palusiek". ;) Wydaje mi sie wiec, ze byl to jej sposob na okreslenie, ze zle sie czuje, a tak naprawde nic konkretnie jej nie bolalo. Weekend zaczynamy od wizyty u lekarza i bacznej obserwacji, bo teraz i Nik zaczyna pokaslywac. Ech...
A zeby nie zakonczyc az tak pesymistycznie, opowiem Wam scenke z poprzedniego weekendu, tym razem nie-rodzinna.
Otoz, M. sprzedaje stary samochod. Przyjechal wiec jakis mlody gosciu obejrzec auto i chcial sie oczywiscie nim przejechac. Tu nalezy dodac, ze mlodzian kupuje samochod, zeby za kilka tygodni jechac nim do szkoly w Idaho. Dla niezaznajomionych z mapa USA, Idaho to taki prawdziwy dziki zachod, lezy prawie na zachodnim wybrzezu. A my mieszkamy na wschodnim. Chlopak musialby wiec jechac autem okolo 2 dni. Pojechal wiec z M. na "jazde probna", wyjechali na autostrade i moj malzonek mowi mu, ze musi wziac pierwszy zjazd po lewej stronie, zeby wrocic do naszego domu. Na to chlopak mowi, ze lewe zjazdy zawsze go myla. Dlaczego? A bo trzeba zmienic wszystkie linie na autostardzie! Kuzwa, pomyslalam sobie, ze jak on sie boi zmieniac linie na drodze, to powodzenia w dojezdzie na drugi koniec Kraju... Krzyzyk mu, kurcze, na droge...
:)
kurde, ciężki temat. sama zawsze chciałam zostać dawcą, ale podobnie jak Ty nie wiedziałam jak się za to zabrać. nie pomyślałam jednak, że faktycznie miałoby to wpływ na naszą rodzinę. z drugiej strony to trochę egoistyczne myślenie, tak mi się wydaje. można się tak upierać dopóki faktycznie choroba nie dotknie kogoś z naszych bliskich.
OdpowiedzUsuńJa nie do konca rozumiem obiekcje mojego meza, ale rozumiem, ze gdybym miala szanse zostac czyims dawca, troche by to wywrocilo nasze zycie do gory nogami, przynajmniej na chwilke. Dla mnie wszystko to jednak nie ma znaczenia w porownaniu z tym, ze moge uratowac komus zycie! No ale M. nie chce tego pojac...
UsuńJa oddawałam regularnie krew dopoki nie zaszlam w ciaze. Jestem tez juz od kilku lat zarejestrowana jako dawca szpiku. Osobiscie mam opory przed iglami i majstrowaniem w moim ciele ale dodatkowo jestem strasznie wrazliwa na krzywde innych i jakby trzeba bylo to i nerke bym oddala byle ktos nei cierpial i byle to bylo dla dobrej osoby :)
OdpowiedzUsuńJa tez troche sie boje igiel, ale jesli mialabym uratowac komus zycie, to mysle, ze warto przelamac ten strach. :)
UsuńJakbym słyszała mojego męża-doslownie. A czy pomyslalam o tym ze moze mi sie cos stac, ze on nie wie czy dobry pomysł itd otd
OdpowiedzUsuńKurde co z nimi ze maja takie podejście? Teraz i tak nie mmogę ale za jakiś czas znowu chce się zainteresowac tematem. Tak wiec ja twój pomocy pomysł popieram:)
Dokladnie tak mowi M. i nie dociera do niego, ze w wiekszosci przypadkow, przeszczep szpiku odbywa sie poprzez pobranie od dawcy komorek macierzystych (chyba tak to sie nazywa po polsku). On nie chce zadnej ingerencji w swoje cialo i tego samego oczekuje ode mnie...
UsuńNo to zasiałaś ziarenko w mojej głowie mam nad czym teraz myśleć. ..
OdpowiedzUsuńA gościu pewnie GPS będzie miał zamontowanego bo nie wydaje mi się żeby jechał SAM :D
Nie wiem, ale lepiej, zeby ktos go do tego Idaho przewiozl, a jego auto wzial na naczepe! ;)
UsuńNo to ja mam w tej kwestii bardzo normalnego męża. Ja już od ładnych kilku lat jestem zarejestrowana jako dawca. Nawet rejestrując się nie pomyślałam żeby Go spytać o zdanie. Kiedy już się spytałam, to miał pretensje..... ale o to że go też nie zarejestrowałam :) Teraz jesteśmy oboje i oboje byśmy byli bardzo szczęśliwi gdybyśmy mogli komuś pomóc.
OdpowiedzUsuńI dlatego kochana drąż temat z mężem aż do skutku bo warto!
No i zdrówka dla Potworków życzę :)
Miłego weekendu :*
To rzeczywiscie masz fajnego meza! Moj ma jakies dziwne obiekcje, ale po komentarzach widze, ze nie jest w tym odosobniony... :/
Usuńja zostalam dawca juz pare lat temu jak w ddtvn zobaczylam ze Maciej Stuhr podarowal szpik malej dziewczynce wtedy oboje byli w studio, meza o zdanie sie nie pytalam tylko zakomunikowalam ze sie musze zarejsteowac bo marze o tym aby komus pomoc w ten sposob, dac zycie, dac szpik, maz moj powiedzial mnie tez zarejstruj i od tamtej chwili oboje czekamy na telefon. ja tylko ze wzgledu na to ze moze wlasnie jakies male dziecko czeka a jego rodzice walcza, filmik z linku ktory podalas bardzo mnie poruszyl :( nie rozumiem tego ze dzieci odchodza, ze cierpia choruja na raka....ja sobie tego nie umiem wyobrazic, po smierci dziecka wlasnego ja na drugi dzien odebralabym sobie zycie... tak narzekamy, gadamy, a nie cieszymy sie tym ze mamy zdrowe dzieci, czlowiek ma tak wiele....
OdpowiedzUsuńSpodziewalam sie, ze moj M. zareaguje dokladnie tak jak Twoj maz. A tu zonk... :/
UsuńMasz racje. Na codzien ciagle sie wkurzam na moje dzieci, a ze marudza, a ze nie sluchaja (to glownie o Bi), ze budza sie po nocach. A to sa w sumie pierdoly, najwazniejsze, ze oboje sa zdrowi, ze nie wiemy co to jest spedzac tygodnie, miesiace, nieraz lata w szpitalach modlac sie o wiecej czasu z wlasnym dzieckiem... Brrr... Nawet nie chce sobie tego wyobrazac... :(
ja jestem dawcą szpiku już od kilku lat, chyba jeszcze zanim Zu się urodziła się zgłosiłam. nie wiem co mną kierowało, po prostu poczułam, ze muszę tak zrobić i już. w jeden dzień podjęłam decyzję, potem sprawdziłam gdzie i kiedy p=mogę podjechać, krótkie badanie, pobranie krwi i tyle. szczerze to zupełnie o tym już zapomniałam...
OdpowiedzUsuńJa tez chcialam to zrobic pod wplywem impulsu, ale przyszlo mi do glowy, ze powinnam pogadac z mezem. No i teraz mam... :/ Wniosek? Najlepiej dzialac instynktownie, bo myslenie szkodzi! ;)
UsuńJa jestem zarejestrowana w DKMS juz niemal 4 lata :-)
OdpowiedzUsuńTo super! Widze po komentarzach, ze naprawde wiele osob oddaje krew i jest zarejstrowana jako dawca. A ja myslalam, ze to bedzie raczej mniejszosc. :)
UsuńTak bardzo chciałabym oddawać krew, jako potencjalnego dawcę mnie odrzucili, w obu przypadkach nie kwalifikuje się ze względu na zbyt niską wagę. A dobicie dla mnie do tej dolnej granicy jest wręcz niemożliwe, ledwo w ciążach przekraczałam :(
OdpowiedzUsuńMojego A. udało mi się parę lat temu namówić na oddawanie krwi, jest tez potencjalnym dawcą.
Jestem z niego dumna.
I chciałabym, ale nie rozumiem, dlaczego ktoś może być przeciwny :(
Do mnie tez nie przemawiaja argumenty mojego malzonka... Ale poniewaz stanowczo protestuje, nie chce robic mu otwarcie na przekor. Wole nad nim "popracowac". ;) Moze z czasem przekonam i jego do zostania dawca?
UsuńJestem w bazie dawców szpiku, gdy podejmowałam tą decyzję- przegadałam ją z moim ówczesnym partnerem oraz siostrą i nikt się nie sprzeciwił i powiem Ci szczerze, że nie wiem co bym postanowiła, gdybym usłyszała sprzeciw. Ale wiem, że dobrze robię. W portfelu noszę również kartę dawcy narządów- mi się nie przydadzą w razie wypadku- komuś mogą uratować życie.
OdpowiedzUsuńCiężki temat.
Temat nielatwy i mi wlasnie metlik w glowie zrobil stanowczy sprzeciw meza. Wczesniej nie mialam zadnych watpliwosci... :(
UsuńJa jestem dawcą szpiku od 9 lat, po prostu jak pierwszy raz poszłam oddać krew i zapytali czy chcę być dawcą to się zgodziłam. Oczywiście nasłuchałam się od jeszcze wtedy nie męża i moich rodziców, ale trochę spuścili z tonu, jak się okazało, że to nie jest aż tak inwazyjne jak myśleli. I chociaż do dzisiaj mi marudzą jak idę oddać krew, to jednak o jedno i drugie już odpuścili, bo niejako postawiłam ich przed faktem dokonanym. Ale uważam, że Twoje podejście jest szlachetne. Kartę narządów też mam przy sobie, bo choć znają moje zdanie, nie wiem, jakby się zachowali w razie czego....
OdpowiedzUsuńNie wiem skąd się wzięło takie przeświadczenie, że zabieg oddania szpiku jest taki bardzo inwazyjny. Pamiętam jak koło 10 lat temu chciałam się zgłosić jako dawca jak mi wszyscy odradzali, straszyli, że to takie bolesne itp. Dobrze, że teraz się o tym więcej mówi.
UsuńMojego M. nawet nie przekonalo, ze teraz zeby dostac sie do bazy potencjalnych dawcow wystarczy wymaz sliny z polika, a sam "przeszczep" najczesciej odbywa sie poprzez pobranie od dawcy komorek macierzystych, tylko w niektorych przypadkach potrzebny jest szpik.
UsuńNie wiem jak bym postapila, sama nie oddaje krwi, ani nie zarejestrowalam sie bazie dawcow szpiku kostnego- bo chyba w takim codziennym zyciu jeszcze nigdy nad tym sie nie zatanawialam...a moze fakt, ze corka robi i jedno i drugie uspil jakos moja wrazliwosc?
OdpowiedzUsuńJa sie zastanawialam juz od dluzszego czasu, szczegolnie, ze u mnie w pracy kilka osob oddaje krew. Ale oczywiscie w codziennym zabieganiu trudno sie dowiedziac co i jak. Do zostania potencjanym dawca szpiku przekonalo mnie to, ze moge "dodac sie" do bazy danych bez ruszania sie z domu. :)
UsuńZapisałam się do DKMS juz koło 2 lat temu. Pamiętasz akcję, którą zrobiła Doda dla Nergala? To chyba było właśnie w tym czasie. Często o tym myślę i szczerze bym chciała żeby do mnie kiedyś zadzwonili i żebym mogła pomóc, serio. Pozdrawiam was ciepło :)
OdpowiedzUsuńNie pamietam tej akcji, bo nie mieszkalam juz w Kraju. Ja tez bardzo chcialabym komus pomoc i nie przeszkadza mi, ze na tydzien - dwa nasze zycie rodzinne sie troche rozleci. Chyba uratowanie komus zycia jest tego warte...
UsuńJestem w bazie szpiku od studiów, zapisałam się przy okazji oddawania honorowo krwi. Pobiera się tylko małą ilość krwi, aby mieć odpowiedni kod w bazie. Potem, gdy jest już potrzeba to szpik pobiera się z osocza krwi lub podczas operacji z talerza biodra. W portfelu noszę deklarację, że chcę aby po mojej śmierci użyto moich narządów - choć tego mój mąż, które jest dawcą krwi i należy do bazy "szpikowców", nie rozumie już i żartuje, że mnie nie da pokroić. Mam jednak nadzieję, że jak przyjdzie co do czego, to uszanuje mą wolę.
OdpowiedzUsuńMnie nikt jeszcze nie prosił o oddanie szpiku - chyba trzeba się cieszyć, bo to znaczy, że ktoś, kto może być moim bliźniakiem szpiku nie choruje.
Ale jeszcze ci powiem, że zanim nie trafiłam na taki masowy pobór krwi, w czasie którego promowano dawstwo szpiku, to szukałam, gdzie mogę to zrobić jako 18-latka w moim mieście i odsyłano mnie do większego miasta - 150 km od nas, bo nie było bazy komputerowej. Poza tym mówiono w Punkcie Krwiodawstwa, że to wszystko nie ma sensu, bo nie było komu zbierać i przeglądać tych danych. Dużo się zmieniło przez te naście lat. Co ciekawe, mi także lekarze odradzali wtedy dawstwo, tak krwi jak szpiku. Pamiętam, że mój tata podsunął mnie na rozmowę jakiemuś znajomemu lekarzowi, który mówił, żebym sobie darowała, że dla kobiet to jest niewskazane i niebezpieczne, że przez miesiączki, ciąże i tak dużo tracimy...
UsuńDobrze, że sposób myślenia zmienił się i chętnych przybyło.
http://maminkowo.blog.onet.pl/2012/03/10/honorowe-krwiodawstwo-dawstwo-szpiku-i-narzadow/
UsuńTeraz zeby zostac dodanym do bazy dawcow, wystarczy pobrac probke sliny na patyczek, nawet pobranie krwi nie jest potrzebne. :) I dokladnie, w 75% pobiera sie od dawcy komorki macierzyste (nie wiem czy tak sie to tlumaczy na polski - stem cells) z krwi. Ale moj M. opowiada jakies horrory o mozliwosciach zakazenia podczas samego zabiegu. Zreszta wyssane z palca, bo nie wiem co moj malzonek moze wiedziec o ryzyku przy zabiegach medycznych. Poza tym nie zyjemy w sredniowieczu i mowimy o metodach w wiekszosci zupelnie nieinwazyjnych...
UsuńMyślę, że równie ryzykowna jest wizyta u dentysty lub pobranie krwi do badań...
UsuńDokladnie, ale M. nie da sobie przetlumaczyc...
UsuńI to jest katolik, chyba pseudo katolik, jakich w Polsce wielu?
OdpowiedzUsuń