Juz jestem dziewczyny, nie martwcie sie! Nawet nas koniec koncow wcale tak bardzo nie zasypalo. W czwartek dojechalam bez wiekszych problemow do pracy, tylko po to, zeby dowiedziec sie, ze jestesmy zamknieci. W piatek tez. Tak wiec byczylam sie dodatkowe dwa dni.
Jesli mozna to nazwac byczeniem...
Tak naprawde to nic nie pisze, bo nie moge sie ciagle ogarnac po smierci naszej psiny. Nigdy bym nie przypuszczala, ze tak mnie "sieknie" po pozegnaniu, badz co badz, zwierzaka... Zeszly tydzien praktycznie caly snulam sie po domu, niemogac sobie znalezc miejsca i poplakujac po katach... Probowalam wchodzic na znajome blogi, ale nie mialam sily zeby komentowac, o pisaniu u siebie w ogole nie bylo mowy... Nawet ksiazka lezala odlogiem...
Kazdy kacik przypomina mi Beluske, a ja co chwila wybucham placzem. Nawet nie zdawalam sobie sprawy jak bardzo wrosla w nasze zycie... Smutno mi i ciezko. Rodzina nie ulatwia sprawy... Moj ojciec nazwal nas mordercami, a ciotka M. stwierdzila, ze niektorzy ludzie nie powinni miec zwierzat. No ale to jest osoba, ktora na sile trzyma przy zyciu wiekowego, schrowanego kota, ktory ledwie sie juz rusza i nie ma nawet sily sam wejsc do kuwety... Ogolnie potraktowali nasza decyzje tak, jakbysmy uspili nasza sunie bo nam sie znudzila... Przykre... :(
A my tesknimy i cierpimy. Nawet M. kilka razy nie wytrzymal i sie poplakal, chociaz i tak lepiej trzyma emocje na wodzy niz ja. Ja to sie kompletnie rozkleilam... Dobrze, ze dzieci sa za male, zeby rozumiec co sie dzieje. Bi raptem dwa razy zapytala gdzie jest Bella, ale nawet bez wiekszego zainteresowania. Bawia sie z Nikiem w kaciku gdzie bylo jej poslanie i miski, jak gdyby zawsze mogly tam swobodnie wchodzic...
Ech... Chcialabym miec podejscie do zwierzat mojego tescia. To czlowiek starej daty, urodzony w 1940 roku, wychowany na malej, podkrakowskiej wiosce. Psy zawsze traktowal, wg. opowiadan M., hmm... uzytkowo. Pies mial byc, pilnowac podworka, spac w budzie, ewentualnie w najwieksze mrozy mogl wejsc do przedsionka domu. I tyle. Chory? Uspic (dobrze, ze nie lopata w lep, albo nie powiesic na galezi). Szkoda pieniedzy na leczenie zwierzaka.
Teraz wiec, kiedy juz tydzien slyszy, ze tesknimy za psem, a ja ciagle poplakuje, stracil cierpliwosc i wczoraj wypalil M. (dobrze, ze mnie przy tym nie bylo): "Oj tam, placze. Poplacze i przestanie. Bedzie wiecej plakac, to bedzie mniej sikac".
Ot, filozofia...
Ale nie martwcie sie dziewczyny. Pomalu dochodze do siebie. Wczoraj nawet bylam w stanie posmiac sie z zartow kolegow z pracy. Wkrotce powinnam powrocic na dobre do blogowego swiata.
No to oby z każdym dniem było tylko lepiej. Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuńniestety ale nadal czasem dzieje się tak, jak piszesz - szpadlem i do doła, usypianie kosztuje więc nikt się nie fatyguje.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję i rozumiem Twój żal, ile to razy człowiek częściej uśmiecha się do zwierzaka bo ludzie wokół warczą.
Jestem za uśpieniem, gdy zwierzę cierpi i czeka go tylko przedłużenie męki, to nie można się znęcać i przedłużać tego cierpienia.
Nie zrozumie ten kto nie traktuje zwierzaka jak członka rodziny . A Ona była częścią Waszej rodziny . I odeszła ...
OdpowiedzUsuńW sposób humanitarny, ale to nie sprawia, że mniej boli.
Nam osobiście jak nasza Sara - Bernardynka zginęła pod kołami tira w rozpaczy pomogło dopiero zakupienie kolejnego psa. Musięliśmy się nim zająć i czasu na łzy było coraz mniej. Wiem jednak, że nie na każdego ten sposób działa .
:(
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, ze juz Ci lepiej??
psina baly czescia Waszej rodziny, rozumie Twoj bol :((
Po drugiej stronie tęczowego mostka będzie jej lepiej bez bólu. Ściskam :)
OdpowiedzUsuńMnie tam Twój stan wcale nie dziwi, czułam to samo... Za to na pewno teściowi jest łatwiej. Mam rodzinę, która mieszka na małej wsi i tam przypuszczam nie fatygują się niestety nawet humanitarnie uśpić zwierzaka-taka mentalność :(
OdpowiedzUsuńA tata i ciotka-tylko współczuję. Przecież pies też czuje ból, złość, że nie może chodzić itp... Ale ja mam chyba dziwne podejście, jako studentka socjologii pisałam pracę o eutanazji...
Trzymaj się Agata, przyjdzie czas, że poczujesz się lepiej, ale to trochę trwa.
Kochana - jak trzeba to płacz sobie. Bo łzy koją ból. A Bella była Waszym członkiem rodziny!
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się gadaniem ciotki i taty - To był Wasz pies i to Wy mieliście prawo zdecydować czy ją uśpić...a na pewno decyzja była trudna....
Ja jak musiałam uśpić swojego szczura to płakałam jak bóbr, a jak uśpiliśmy psa, bo miał raka odbytu i bardzo cierpiał to miesiąc dochodziłam do siebie...
Teraz mamy kota i nie wyobrażam sobie, aby Go nie było. Jest tak ważny, że ma śpi z nami, dostaje pierwszy śniadanie, kupuję mu różne przysmaki i ciągle szukam nowych co by mu smakowały :D
A może Agatko faktycznie pomyślcie o kolejnym piesku co? czy na razie jednak nie?
No i cieszę się, że Was tam tak całkowicie nie zasypało :)
ściskam mocno :*
Właśnie siadałam do kompa z myślą, ze muszę do ciebie napisac bo się martwiłam co u was.
OdpowiedzUsuńJa nie jestem wielkim miłośnikiem psów (mało ich zawsze miałam w domu) ale moi Teściowie bardzo przeżyli uśpienie swojego 15 przyjaciela więc wyobrażam sobie jak wam smutno. Pozdrawiam was ciepło, ale macie zimę! U nas dziś było prawie 10 stopni na plusie.
przytulam wirtualnie!
OdpowiedzUsuńnie słuchaj co rodzina mówi, słuchaj swojego głosu rozsądku, a oni niech spadają na szczaw (albo do igloo zważywszy na panujące u Was warunki pogodowe)
dobrego 2014 r.!
OdpowiedzUsuńPrzykre, że taki brak zrozumienia ze strony rodziny :( Ale to prawda, co tu dziewczyny pisały - kto nie miał psa, nie zrozumie. Ja już się boję jak to za kilka lat będzie, kiedy moja Suczka też za tęczowy mostek pójdzie. Ja nawet śmierć królika przeżywam, więc po psie będzie żałoba na pewno. W końcu to taki sam członek rodziny, jak reszta :)
OdpowiedzUsuńBardzo przykro, że masz takie zgryzoty. Choć sama nie mam potrzeby posiadania zwierząt, to rozumiem, że można je kochać i płakać po nich. Może nowy pupil wynagrodziłby jakoś tę stratę?
OdpowiedzUsuńCo za burak z teścia... za przeproszeniem
OdpowiedzUsuńBrytusia