Bi ma konsekwentnie sciagana pieluche i zakladane majty zaraz po przekroczeniu progu domu. Jak narazie rezultaty marne. Bi chetnie siada na nakladke na sedesie, chociaz rownie czesto podnosi ja i prosi, zeby ja posadzic na "dorosly" sedes. Za kazdym razem strzelam jej przemowe, ze to dla mamy i taty, a ona ma mala pupke i musi siadac na malym sedesiku. Zazwyczaj krzywi sie i stwierdza, ze nie chce siadac w ogole, ale czasem daje sie namowic. Co z tego, skoro posiedzi, posiedzi, zejdzie i zaraz zsika sie gdzies na podloge. W salonie nie ma chyba juz skrawka parkietu, ktory nie zostalby obsikany chociaz raz. Zaczynam juz popadac w paranoje i mam wrazenie, ze ciagle czuje w nosie zapach moczu. To oczywiscie niemozliwe, bo kazda kaluze dokladnie scieram, a potem jeszcze przelatuje plynem do mycia podlog. Wyobraznia plata mi figle i juz... :)
Ale-ale! Wczoraj karmie sobie w najlepsze Nika. Usiluje trafic lyzeczka do buzi pomiedzy raczkami wymachujacymi jak wiatrak na huraganie i usilujacymi wyrwac mi rzeczona lyzeczke z rak. A tu nagle Bi wyskakuje mi zza plecow z "e-e", co u niej moze oznaczac kupsko, ale tez zwykle piardy. Odwracam sie kontrolnie, a ona kurde rzeczywiscie cisnie! No to rzucilam lyzeczke ku zdumieniu Nika i lece do Bi. W pospiechu nie wyrobilam przez bramke miedzy jadalnia i salonem i walnelam sie biodrem w cholerstwo, przeginajac je tak, ze dzis rano nie moglam go zamknac. Mam nadzieje, ze M. naprawi, bo bedzie bieda. Wystraszylam Bi bo zabolalo jak diabli, wiec przeklelam wielkim glosem i bardzo szpetnie, a w tym momencie dobieglam do malej, zlapalam, sciagnelam gacie i usilowalam posadzic na nocnik. Ona chyba myslala, ze na nia krzycze i zaczela wyrywac sie i prezyc, ze za Chiny Ludowe nie moglam jej na ten nocnik posadzic. Udalo mi sie jednak ja zagadac, tlumaczac, ze mama sie uderzyla, dlatego krzyknela, pokazalam jej czerwony slad na moim biodrze (dzis to juz milutki granatowy siniak) i tak jakos udalo mi sie odwrocic jej uwage az usiadla na nocnik, a ja wrocilam bez wiekszych nadziei do karmienia syna, ktory z zainteresowaniem obserwowal cala scene. Az tu Bi oswiadcza "e-e" znow i pokazuje cos w nocniku! Sama byla chyba zaskoczona, ze cos "takiego" sie tam znalazlo. :) W kazdym razie odbylo sie uroczyste splukiwanie , mycie raczek, nagroda w postaci kilku ulubionych zelek itd. Bi tak sie spodobalo, ze przez reszte wieczoru co chwila siadala na nocnik twierdzac, ze robi "e-e" i za kazdym razem wydawala sie rozczarowana, ze tym razem nocnik pusty. ;) Ale to dobry poczatek, czyli sie da, tylko potrzeba duuuzo cierpliwosci.
To tyle o kupie. ;)
A od dzis, przez nastepne 3 dni mamy pogode iscie letnia. Ale, moje drogie, zanim zaczniecie zazdroscic... Tutejsze lato to zdecydowanie nie to co tygryski lubia najbardziej. :) Mamy miec po 33-35 stopni i samo to byloby super bo jestem zdecydowanie cieplolubna. Ale do niemalej temperatury trzeba dodac wilgotnosc powietrza dochodzaca do 70%. Las tropikalny po prostu! Wyobrazcie sobie to uczucie duchoty tuz przed burza, ubranie lepiace sie do ciala, wlosy do czaszki... I tak cala dobe, bo chociaz w nocy temperatura spadnie gdzies do 20 stopni, to wilgotnosc pozostanie... Burze przechodza co wieczor i noc (i to takie, ze mam ochote uciec do piwnicy!), ale zamiast przyniesc ulge, przynosza jeszcze wieksza wilgoc. Brzmi "uroczo", prawda? ;) Nic dziwnego, ze tubylcy uzaleznieni sa od klimatyzacji. Tylko, ze troche z nia przesadzaja. Na zewnatrz mam ochote rozebrac sie do rosolu, bo nie da sie tego goraca wytrzymac. A w moim biurze mam na sobie welniany sweter! I chodzi nam caly czas grzejnik, albo otwieramy okno, zeby wpuscic chociaz troche goracego powietrza... I tak bedzie przez reszte lata. Na dwor da sie wyjsc tylko wczesnym rankiem, bo choc pozne popoludnie ma znosniejsze temperatury, to przynosi tez chmary komarow i meszek.
Wiem, powyzszy obrazek nie jest zbyt zachecajacy. Co jednak lubie w tutejszym lecie, to ze jadac na urlop ma sie gwarancje ciepla. Moze byc pochmurno. Moze byc nawet deszczowo. Ale bedzie cieplo. Nie musi sie czlowiek obawiac, ze (jak to bywa w Polsce) pojedzie czlowiek nad morze czy na Mazury i bedzie chodzic na spacery w kurtkach i dlugich spodniach bo inaczej zamarznie. :)
Taaak, wychowalam sie nad polskim morzem i chyba jednak wole tutejsze goraco! W tym roku i tak mielismy niemal "polska" wiosne. Zazwyczaj mamy pierwsze takie fale goraca juz w kwietniu a nieraz i w marcu! ;)
Haha bieg z przeszkodami ale za to do mety z sukcesem :)
OdpowiedzUsuńU moich rodziców w mieszkaniu jest 80% wilgotności dzisiaj a temp ok 20 stopni więc daje popalic, nie chcę wiedzieć ile na zewnątrz jest wilgotności jak taka chlupa. :P
Nie znosze jak jest tak parno. Gorac to jedno, ale jak powietrze jest tak ciezkie, ze nie da sie oddychac, to juz przesada.
UsuńGratuluję kupy w nocniku! Będzie dobrze. U nas z kupą to wcale nie wychodzi. Z sikaniem tak pół na pół, co oznacza, że mokrych majtek nie ubywa.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, gdy słyszę, jak ktoś mi mówi, że wystarczył dzień czy dwa treningu i dziecko załapało. U nas to trwa miesiące, a może już lata? ;)
Z tym zalapaniem to u nas jeszcze nic pewnego. Bi zdarzaja sie takie "przeblyski" ze wszystkim. A potem spokojnie wraca do starych, wygodnych nawykow... :)
UsuńGratulacje Bi! :D:D
OdpowiedzUsuńU nas pogoda iście... do dupki. :x
A u nas parno, parno, paaarnooo... Dusze sie po prostu...
UsuńNo to osobiście dziękuję za takie tropiki. A z klimatyzacją to identycznie jak u mnie w pracy (w Polsce) latem można zamarznąć, no ale Szefowi to pasuje, więc golf w środku lipca-czemu nie!
OdpowiedzUsuńA to co u mnie napisałaś to rzeczywiście przegięcie. Moja Eliza przypuszczam, że ani razu nie zdążyłaby na ten autobus. Znajomi opowiadali mi, że w Norwegii jest podobnie z tymi 3tygodniami, tyle tylko, że w przedszkolu :) Jak sobie przypomnę Elizy chodzenie do przedszkola... w kratkę :) Bo jak załapała katar to końca nie było.
Cooo??? Z przedszkola dziecko by wywalili za nieobecnosc??? Ja to do szkoly chodzilam w kratke jeszcze przez polowe podstawowki, zanim wyroslam z dziecinnego chorowania.
UsuńU mnie w pracy jest ciagla walka miedzy cieplo- i zimnolubnymi! :) Niestety, w laboratorium mamy instrumenty, ktore latwo sie przegrzewaja, wiec temperatura musi byc skrecona wlasnie dla nich. :(
A co to za epidemia nocników? :)gdzie bym nie weszła na bloga to o nocnikach :)
OdpowiedzUsuńHaha, chyba najczesciej blogi sa prowadzone przez matki 2-3 latkow, a to jest goracy czas na nocnikowanie! ;)
UsuńU nas też wiosna taka. Gorąco i codzienne burze. Deszcz spoko, chociaż często odwodzi nas od spaceru, ale tych temperatur to czasem wytrzymać nie można.
OdpowiedzUsuńZgadza sie, co za duzo to niezdrowo. Za kazdym razem jak jestem w Polsce latem, kazdy sie dziwi, ze wcale nie jestem opalona. A jak tu sie opalic jak na zewnatrz da sie wytrzymac najwyzej 5 minut??? :)
Usuń