Dzis
pierwszy raz zostawilam Bi w zlobku. I stwierdzam, ze nie bylo zle. Poczatkowo
kurczowo sie mnie trzymala, ale po jakims czasie pomalu zaczela bawic sie jedna
zabawka, potem druga. W koncu puscila moja reke, odwrocila sie do mnie tylem i
moglam pomalutku wycofac sie z salki. W sumie zajelo mi to okolo 15 minut. Dzwonilam
tam po 10 rano i rozmawialam z nauczycielka. Jak bylo do przewidzenia, Bi
troche plakala kiedy zorientowala sie, ze mnie nie ma. Ale podobno potem wyszla
na dwor z dziecmi, bawila sie w piasku, a kiedy rozmawialam z pania akurat
jadla drugie sniadanie. Nie slyszalam w tle jej placzu, co chyba jest dobrym
znakiem. Zadzwonie jeszcze raz pozniej, po drzemce. W domu Bi nie chce usypiac
sama, trzeba ja nosic albo przynajmniej trzymac na rekach. W zlobku nikt raczej
nie bedzie tego robil, a na dodatek nawet takie maluchy spia na lezaczkach, a
nie w lozeczkach, nie wiem czy Bi nie spadnie bo potrafi sie niezle wiercic.
Wiec ciekawa jestem jak to bedzie z drzemka.
Tak wiec
dzis rano jakos poszlo. Obawiam sie jednak, ze jutro moze byc gorzej. Bi bedzie
sie juz spodziewac, ze moge “zniknac” i pewnie nie bedzie mnie spuszczac z
oczu. Martwie sie tez, ze poniewaz niewiele dzieci przyjezdza juz o 7 rano,
wiec wszystkie grupy siedza najpierw w jednej, duzej sali. Nie, zebym miala cos
przeciwko, ale wydaje mi sie, ze to dla Bi jest dodatkowy stres. Najpierw jest
z jedna pania w jednej sali, a potem jakas inna pani zabiera ja do innej salki.
Pewnie minie troche czasu zanim Bi zapamieta ktora pani i ktora sala jest
“jej”.
Uch… Juz nie
moge sie doczekac, zeby po nia jechac, wysciskac, polaskotac tlusty brzuszek i
zabrac do domku… A tu jak na zlosc mamy wizyte klientow, a po ich wyjsciu
spotkanie, wiec nie ma jak sie wymknac… :(
Jestem z ciebie duma :-) Ja pewnie przez godzinę wyłabym pod drzwiami zanim udałoby mi się w ogóle do placówki wejść. Wydaje mi się, że dzieci o wiele lepiej znoszą takie rzeczy niż my - matki. Nie rozpamiętują tak bardzo.
OdpowiedzUsuńBez wątpienia. I o to chodzi, byśmy my też się zachowały dorośle wobec takich sytuacji, bo one sobie poradzą, tylko my musimy zacisnąć zęby i pokazać im, że nie ma się czego bać.
UsuńJa ryczalam z 10 minut nad kolyska Bi jak pierwszy raz zostawialam ja (w domu, z tatusiem!) po macierzynskim. Ale ona wtedy miala 3 miesiace i byla taka malusienka. Teraz jest juz troche latwiej, ale nie znioslabym gdyby plakala, pewnie tez bym sie rozbeczala. :)
UsuńNo to cudownie!!! W sytuacjach żłobkowo-przedszkolnych to my -rodzice jesteśmy największymi histerykami :-). Dzieci zawsze dają sobie radę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i oczekuję dalszych wieści ze złobkowego frontu.
Mam nadzieje, ze moje malenstwo sobie poradzi. Moze i dobrze, ze jest jeszcze mala, kolezanka opowiadala mi, ze jej bratanek zawodzil juz w drodze do przedszkola, ze nie chce "do dzieci". Gdyby Bi mi takie placze urzadzala to nie wiem czy mialabym na tyle silnej woli, zeby jednak ja tam zawiezc. :)
UsuńZobaczysz, jeszcze będzie Ci płakała, że chce do dzieci! :):)
OdpowiedzUsuńBardzo bym sie cieszyla! Chcialabym, zeby byla towarzyskim dzieckiem. Ja bylam strasznie niesmiala i ciezko mi chwilami bylo...
UsuńDlatego nie powinno się tak robić - wychodzić bez pożegnania, ukradkiem. Bo potem zawsze będzie się tego bała.
OdpowiedzUsuńJuz teraz mamy to za soba, na szczescie. Nadal placze przy pozegnaniach, ale nie biegnie za mna i nie trzyma sie moich nog histerycznie szlochajac. Teraz po prostu siedzi i placze, moje biedactwo...
Usuń