Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 24 marca 2023

Mecz, narty, wywiadowki, bilanse

No to juz po tytule, z grubsza wiecie, co sie dzialo. :D

Ostatnio skonczylam na piatku, 17 marca i teraz tez od niego zaczne, bo tego dnia zdecydowanie wiecej dzialo sie po poludniu. ;)

Z pracy wyszlam o 15 i popedzilam do szkoly po dzieciaki. Kiedy wychodzili, pstryknelam im na szybko foty w swieto-patrykowych koszulkach.

Za te pacholki rodzice nie moga wchodzic. Dzieciaki wypuszczane sa pojedynczo i rodzic musi pomachac, ze jest. Ja dla mnie glupota, bo przecietny 10-12 latek jest chyba juz wystarczajaco bystry zeby poznac rodzica, a jak go nie ma, to poczekac? Dzieciaki w wieku Bi, po wakacjach, w middle school beda juz wypuszczane bez zadnego nadzoru...

Koszulka Nika jest zielona, choc czesciowo schowana pod kurtka...

Jesli zwrocicie uwage na Bi, to prawda ze wlasnie wyszla z cieplej szkoly, ale tak ogolnie to mielismy 14 stopni. Cieplo jak na polowe marca, ale jak dla mnie zdecydowanie za chlodno na sama koszulke, nawet jesli wystarczylo przejsc jakies 50 krokow do samochodu. ;) W kazdym razie, pojechalismy do domu, gdzie Nik mial w sumie tylko na tyle czasu, zeby zjesc obiad i przebrac sie i musielismy wychodzic. Odbieralam go bowiem ze szkoly, bo na 17 mial mecz, rozgrzewke na 16:35, a ze autobus czasem przyjezdza grubo po 16, wiec zeby zdazyl cos przekasic, musial byc odebrany bezposrednio po lekcjach. Okazalo sie to zreszta dobrym posunieciem, bo jeden z jego kolegow z druzyny, ktory jezdzi tym samym autobusem, spoznil sie na mecz. Tym razem chlopaki zremisowali 0:0, wiec jakis postep, bo ostatnie dwa mecze (Nik nie byl na zeszlotygodniowym bo nadal dochodzil do siebie po chorobie) przegrali. Mlodszy bawil sie wysmienicie i nawet nie przeszkadzalo mu, ze znow malo co gral.

Mlodszy przy pilce, a przeciwna druzyna tak, miala rozowe koszulki :D
 

Niestety, na mecz przyjechal ich glowny trener i znow grali glownie stali zawodnicy. Nie rozumiem tego, bo to nawet nie jest oficjalny sezon. Ot, drugi trener stwierdzil, ze dobrze im zrobi kilka towarzyskich rozgrywek na hali, zeby rozruszali sie przed sezonem ligowym. Jak dla mnie oznacza to, ze wszyscy chlopcy powinni miec jednakowy czas na boisku, ale najwyrazniej trener ma odmienne zdanie. Mam nadzieje, ze nie dojedzie na wiekszosc tych meczow... Po meczu Nik znow wyprosil zarelko - tym razem chicken tenders. Mialam opory, ale przyznaje, ze zjadl je wszystkie i przynajmniej mial juz z glowy kolacje.

W sobote rano trzeba bylo sie zwlec do Polskiej Szkoly. Nadal nie moge dojsc do siebie po zmianie czasu, zdecydowanie czuje sie bardziej zmeczona niz zwykle i po dzieciakach widze to samo. Zreszta, entuzjazmu nigdy za wiele nie ma kiedy czas jechac do szkoly w sobote. ;) A tego dnia i tak musialam obudzic ich troszke wczesniej, bo znow opiekuja sie psem oraz kotami sasiadow, wiec musieli leciec nakarmic zwierzyniec, wypuscic psa i uchylic kotom tylne drzwi, zanim pojechali do szkoly. Po ich odwiezieniu wrocilam do domu i niespodziewanie dostalam sms'a od M., ze pojedzie po nich po pracy. Zdziwilam sie, bo nie wybieral sie tego dnia do Polakowa, a to oznaczalo, ze musial jechac specjalnie dalej (mijajac zjazd do domu) i czekac pod szkola godzinke. Ale, upewniwszy sie, ze malzonek naprawde chce to zrobic, z ulga zostalam w chalupie. Tego dnia juz duzo nie robilismy, bo tak jak napisalam, widac po wszystkich bylo zmiane czasu. Nik w dodatku bral ostatni dzien antybiotyk, ktory pewnie tez troche go oslabial. Kiedy wrocily ze szkoly, dzieciarnia zasiadla na elektronice w sumie na wiekszosc popoludnia. Sasiedzi mieli juz wrocic, ale dostalam sms'a od sasiadki, ze chca zostac jeszcze jedna noc i czy dzieciaki moglyby zajac sie zwierzyncem jeszcze wieczorem i w niedziele rano. Oczywiscie Potworki na to jak na lato. ;) Bi pobiegla wiec zeby wziac ich psa na krotki spacer, a pod wieczor poszli juz z Nikiem zeby nakarmic cale towarzystwo. Ja posprzatalam wszystkie lazienki, ogarnelam tez nieco kuchnie, a poza tym juz leniuchowalismy. Nawet w kominku napalilismy, mimo ze na dworze bylo 10 stopni i slonce, wiec pogoda wcale nie dopraszala sie o "dogrzanie". ;)

Oba piecuchy urzadzily sobie drzemke przy ogniu ;)
 

I jedyna sensacja byl samochod dostarczyciela internetu przed naszym domem. Nie wiem czy ktos zglaszal awarie, ale facet grzebal w skrzynce chyba dwie godziny, a w tym czasie internet pojawial sie i znikal. Mnie i M. to specjalnie nie przeszkadzalo, ale Potworki przychodzily co chwila jeczac, ze "nie ma internetuuu...". ;)

Co do niedzieli to mialam pewne plany, choc bardziej "plany planow". :D

Rano oczywiscie do kosciola, a tam niespodzianka - jakis pan, przygrywajac sobie na gitarze, zaspiewal irlandzka (ale po angielsku) piesn maryjna, zapewne z okazji Sw. Patryka
 

Otoz, zima minela, a my, jak pewnie nie pamietacie, bylismy tylko raz na nartach. Potem czlowiek sie wybieral, ale albo ktos byl chory, albo weekend byl wyjatkowo zalatany, albo pogoda nie taka... i zrobil sie marzec. :D Ostatnio oczywiscie byl tez problem z wyplata u mnie, wiec wiadomo bylo, ze nie wybule ponad $200 bo taki mam kaprys. W robocie zaczeli jednak nadrabiac stracone wyplaty, a dodatkowo zaczelam odczuwac presje, ze lada moment beda zamykac te nasze lokalne gorki. Po tak slabej zimie i tak dziwie sie, ze nadal sa one otwarte... Jak jeszcze spojrzalam w prognozy i zobaczylam, ze niedziela ma byc niespotykanie chlodnym dniem "wcisnietym" miedzy kilkunastostopniowe, stwierdzilam, ze teraz albo trzeba sobie juz ten sezon odpuscic. Przyznaje jednak, ze nawet mnie zlapalo pozimowe lenistwo i nie do konca mi sie chcialo, tym bardziej, ze (jak pisalam wyzej) jestem strasznie wymordowana po zmianie czasu. Kiedy wiec w niedziele wracalismy z kosciola, rzucilam propozycje myslac, ze w sumie jakby tak Potworki stwierdzily ze im sie nie chce, to moglabym zwalic na nich. ;) Malzonek zlapal kilka dni wczesniej "moje" przeziebienie, wiec wiadomo bylo, ze odpada, zreszta, on ogolnie ostatnio do nart sie nie pali... Oczywiscie jak to z dzieciakami, Bi oznajmila ze boli ja glowa i nie chce. Na glowe moglabym jej dac tabletke, ale zastanawialam sie, czy nie jest nastepna w kolejce do wirusa. W koncu mnie tez pierwsze dwa dni najbardziej dokuczal bol glowy... Chwile ja przekonywalam, ze moze jednak, ze to najprawdopodobniej bedzie ostatni raz w tym roku... Nie i koniec. Nawet jednak Nik nie byl do konca przekonany. Najpierw stwierdzil, ze bez Bi to chyba nie, ale pozniej uznal, ze moze pojechac. Mowie mu, ze nie "moze", tylko chce czy nie? Moooze, ale niekoniecznie, a czy ja chce? Przez chwile wymienialismy sie pytaniami: "Ale chcesz?", "A ty chcesz?", az w koncu nie wytrzymalam i oznajmilam, ze tak, chce. No to on tez chce. :D Zadzwonilam wiec do dziadka zeby mu powiedziec, ze jade z Mlodszym na narty (zreszta M. i tak byl chory, wiec nadal grasuja u nas wirusy i tata raczej by nie przyjechal), wiec sie nie zobaczymy, a potem zaczelam pakowac sprzet. Na szczescie okazalo sie, ze prawie wszystkie Nikowe pierdoly mam juz spakowane w jego plecaku, bo jesli sobie przypominacie, mielismy przeciez jechac na narty tego dnia kiedy pekla nam rura! Przez nia nie pojechalismy, ale zapakowane plecaki zostaly. Mily bonusik. ;) W kazdym razie, poszlo calkiem sprawnie i "juz" o 13 bylismy na stoku. Niespodzianka bylo, ze parking byl duzo pustszy niz zwykle, mimo ze pogoda byla bardziej "zimowa" niz w zimie. ;) Mielismy 1 stopien na plusie, ale lodowaty wiatr sprawial, ze odczuwalna wynosila -4. To zupelnie inaczej niz kiedy bylismy ostatnio i pocilismy sie przy +10. ;)

Wyglada jakbysmy mieli caly stok dla siebie! ;)
 

Nie dosc, ze temperatury byly idealne, to jeszcze po ostatniej sniezycy (gdzie u nas spadl glownie deszcz, ale stok dostal solidna dawke sniegu) mieli fajna, naturalna baze, a mala ilosc osob sprawiala, ze snieg niemal nie byl rozjezdzony. Warunki byly wspaniale! Dzieki temu i ja przejezdzilam spokojnie 4 godziny (z przerwa na lunch) i nogi nie odmawialy mi posluszenstwa juz po dwoch godzinach... Nik byl oczywiscie zachwycony i dziekowal mi kilkanascie razy, ze go zabralam. Naprawde milo bylo widziec jego entuzjazm. :) Przy okazji mial podwojne szczescie. Raz, bo na najdluzszym zielonym szlaku znow porobili rampy do skokow, mial wiec zabawe nawet na tym najprostszym szlaku.

Mlodszy w powietrzu :)
 

A dwa to ze wpadlam na kolezanke z dawnej pracy, ktora jest tam instruktorem, ale jeszcze nie zaczela oficjalnie zmiany i jezdzila dla przyjemnosci. Otoz, uslyszawszy, ze ja unikam czarnych (najtrudniejszych) szlakow, wziela Mlodszego ze soba. On wiec skorzystal, a ja nie martwilam sie puszczajac go samego. :) Dobry humor Kokusia niestety w domu dosc szybko sie skonczyl. Wrocilismy o 18, wiec po wypakowaniu wszystkiego z auta i rozlozeniu nart oraz butow przy grzejniku w piwnicy, zaczelam gonic Nika do zjedzenia kolacji i kapieli. Panicz oczywiscie steskniony za tabletem, mocno sie opieral. ;) Nie bylo jednak zmiluj; w koncu kolejnego dnia poniedzialek, a wiec szkola oraz praca i trzeba bylo sie przygotowac i popakowac wszystko co potrzebne.

Poniedzialkowy poranek przywital nas -4 stopniami. To na tyle jesli chodzi o pierwszy dzien kalendarzowej wiosny. :D Ostatnio (poza niedziela) bylo tak cieplo, ze takie temperatury to byl szok dla systemu. ;) Zgadnijmy za to kto sie wyklocal o krotkie spodenki?! Jesli odpowiedzialyscie sobie "Bi" to macie absolutna racje. Tlumacze, ze jest mroz, a nawet po poludniu temperatura dojdzie najwyzej do 9 stopni. "Bo jej zawsze jest cieplo w nogi, a poza tym 3 osoby w klasie nosza krotkie spodenki cala zime i ona tez chce". Ta trojka to nawet nie sa zadni jej bliscy koledzy czy kolezanki, zeby nie bylo. ;) Tego dnia pozwolilam jej zalozyc krotki rekawek pod zimowa kurtke, ale jak widac nie wystarczylo. Panna oznajmila (swoim nie znoszacym sprzeciwu glosem, ktorego nienawidze), ze "jutro zakladam krotkie spodenki, bo ma byc 15 stopni!". Taaa, na pewno. ;) Owszem, 15 stopni faktycznie ma byc, choc dla mnie to nadal nie jest temperatura na szorty. Poza tym jednak, rano ma byc -1, wiec nie ma mowy zeby Bi czekala na autobus przy takiej temperaturze z golymi nogami... W kazdym razie, po odjezdzie Potworkow, to juz klasyk: porzucac pileczke Mayi, nakarmic Oreo, poscielic lozko i przewietrzyc sypialnie. I co chwila odczepiac kota, ktory chodzil za mna po domu i atakowal znienacka, wbijajac pazury i zeby w moja kostke. Ja nie wiem co te koty maja... Pojechalam do pracy, ale w poludnie wymknelam sie, zeby odwiedzic zwierzyniec. Wypilam kawe zabawiajac kota i glaszczac psa, po czym wrocilam grzecznie do biura. Tego dnia wplynela wyplata, ale ze byla za 6 marca, a dokladnie w ten sam dzien powinna wplynac kolejna, wiec nadal jedna zalegaja. Dobrze jednak, ze pomalutku sie to wyrownuje... Wyszlam juz normalnie o 16, wpadlam do domu, zjadlam miske zupy i popedzilysmy z Bi na akrobatyke. Spoznione jak zwykle... :/

Tym razem dluzszy dzien przeszkadzal, bo slonce wpadalo przez okno, swiecilo prosto w ekran i slabo bylo cokolwiek widac

Starszej skonczyly sie ksiazki do czytania, po akro zajechalysmy wiec do biblioteki, a w rezultacie chlopakow (jadacych na trening Kokusia) minelysmy juz wjezdzajac na osiedle. Zdazylam sie wykapac i rozladowac zmywarke, a panowie wrocili. Potem to juz wiadomo: kolacja i przygotowania na nastepny dzien...

We wtorek pracowalam z domu, bo Potworki konczyly lekcje wczesniej. Moglam oczywiscie pojechac do roboty na 3-4 godziny, ale ze mialam dobra wymowke, to stwierdzilam, ze wole zostac w chalupie. Odprowadzilam dzieciaki na autobus, ktory na szczescie przyjechal dosc szybko, bo panna Bi prezentowala sie tak:

Bez komentarza...
 

Mielismy 0 stopni!!! W poprzedni wieczor urzadzila taka histerie, ze nie powstydzilby sie jej przecietny trzylatek. Mialam w miare dobry humor, wiec w koncu tylko zgrzytnelam zebami i powiedzialam, zeby spytala sie ojca czy moze isc w krotkich spodenkach przy obecnej pogodzie. To w sumie dobra taktyka, bo wiecie, M. malo sie angazuje w wychowanie dzieci, ale jak cos sie dzieje to potem ja sie uslucham, ze "bo ty im tak pozwalasz", "bo robisz wszystko co oni sobie zazycza", "bo sluchasz gowniarza" i tym podobne kwiatki. Teraz stwierdzilam wiec, ze niech sam wyslucha awantury. Niestety, M. mnie negatywnie zaskoczyl, bo choc zawsze mi zrzedzi, ze jak ta Bi sie ubrala, ze bedzie chora, itd. tym razem wzruszyl ramionami, ze niech chodzi jak chce. W ten sposob stracilam argument... A pannica miala gesia skorke na nogach, ale uparcie twierdzila, ze wcale nie jest jej zimno... ;) Po odjezdzie Potworkow jak zwykle rzucanie pileczki psu i sniadanie dla kota i... na szczescie nie musialam jechac do roboty. :D

Niestety mialam meeting, ale to i tak duzo przyjemniej laczyc sie na niego z wlasnej kanapy. :D Spotkanie trwalo godzine, a praktycznie nic z niego nie pamietam. Wiekszosc spraw dotyczyla tak naprawde dwoch pracownikow, bo nie zaczelismy przeciez jeszcze od nowa przyjmowac pacjentow. Nie rozumiem po co bylo nas wszystkich trzymac na meetingu, zamiast spotkac sie osobno i obgadac co trzeba... Przezylam jednak, potem odkurzylam i umylam podlogi w swojej sypialni oraz lazience bo zauwazylam "koty" pod lozkiem i za chwile przyjechaly Potworki. Wpadli tak naprawde tylko na 15 minut, zjedli na szybko po kanapce i musielismy pedzic na wywiadowki. Te marcowe okreslane sa jako "student - led", czyli ze uczen sam podsumowuje swoja wiedze i/lub jej braki. ;) Wrzuce Wam tez raporty semestralne dzieciakow. 

Pierwsza byla Bi i musze przyznac, ze miala dobrze zorganizowane notatki i elegancko przedstawila swoje postepy, sprytnie tylko wspominajac o brakach. Jej raport rowniez wyglada bardzo dobrze.


Nie wiem jak to zrobic zeby cos bylo na tych raportach widac... W telefonie mozna sobie bez problemu przyblizyc, w komputerze wychodzi mi zamazane :/

Ogolnie, z niemal wszystkich zagadnien ma M (meets) czyli spelnia kryteria drugiego semestru VI klasy. Z czterech zas otrzymala nawet E (exceeds), czyli wykracza poza poziom. Jedno z tych E bylo z plastyki, wiec przymykam na nie oko. :D Inne dostala jednak za pisownie w jezyku hiszpanskim (co jest bardzo ciekawe, bo po angielsku to z ta pisownia bywa roznie ;P), jedna za literature (chyba tak najlepiej okreslic przedmiot zwany "reading"), a ostatnia za zagadnienie z "social studies". Ten ostatni przedmiot mozna przetlumaczyc jako "nauki spoleczne", choc patrzac na material, przypomina to bardziej historie. W V klasie uczyli sie o wojnie miedzy Hameryka a Anglia, a w tym roku przerabiali kultury Majow, Inkow i Aztekow. A! Trafilo sie tez Bi jedno N (near) oznaczajace ze jest blisko wymaganego poziomu, z... chorku! :D Konkretnie to z odczytywania nut. Co ciekawe, nauczyciel skrzypiec nie widzi z tym problemu. ;) Niestety, czesc rozmowy zeszla nam tez na zaawansowana matematyke i tu juz wtracila sie nauczycielka, bowiem nadchodzi wielkimi krokami middle school (gimbaza) i trzeba bedzie wybrac kurs matematyki. Niestety, moje obserwacje, ze Bi sobie nie radzi, zgadzaja sie z tymi nauczycielki. Jednak tempo i poziom zadan ja przerasta. Ona potrzebuje czasem zeby nauczyciel dodatkowo cos wytlumaczyl, pomalu i krok po kroku. Z drugiej strony, jej pani (i sama Bi) przyznala, ze Starsza ma problem ze zglaszaniem, ze czegos nie zrozumiala, z czyms nie nadaza, itd. Poza tym, dzieciaki mialy zrobiony test pokazujacy rozne zagadnienia matematyczne, na ktorym wyszly jej jakies braki z klasy IV, a nawet III! :O W kazdym razie, odstaje niestety nieco od wiekszosci grupy i wyglada na to, ze w middle school lepiej zrobi jej powrot na "normalna" matematyke. Pocieszajace jest, ze jesli w gimbazie nadrobi poziom, w high school znow bedzie miala szanse wskoczyc na zaawansowany poziom. Narazie jednak nie ma jej co stresowac, tym bardziej, ze ta zaawansowana matma i mnie sama niezle przeczolgala. :D

Potem popedzilismy na drugi koniec szkoly, na wywiadowke Kokusia. Jego raport na pierwszy rzut oka wyglada nieco gorzej niz Bi, bo E (exceeds) ma tylko 3, w tym dwie z plastyki. :D

Raporcik Kokusia
 

Jedna jest jednak z literatury (reading), a konkretnie z wypowiadania sie na temat przerabianych ksiazek. No, co jak co, ale gadac to Nik lubi. ;) Choc tu bylam nieco zaskoczona, bo Bi przedstawila swoje wyniki spokojnie i rzeczowo, zas Mlodszy sie stropil i wlasciwie nauczyciel mowil za niego. A przeciez "wystep" mial tylko przed matka oraz najsympatyczniejszym panem w szkole. ;) Nik zarobil sobie jednak tez trzy N (near). Jedno z gry na trabce. Coz, Nik nie pala wieksza sympatia do tej nauczycielki i chyba z wzajemnoscia. :D Kolejne N juz dostal jednak z literatury, z analizy techniki autora, cokolwiek to znaczy. ;) A kolejne z pisania, a konkretnie z interpunkcji. Jak wiadomo, Mlodszy wiecznie sie spieszy, wiec duze litery, kropki na koncu, czy przecinki, sa notorycznie zapominane. ;) Poza jednak tymi niedociagnieciami, nauczyciel wypowiadal sie na temat Mlodszego z samych superlatywach. Nawet tam gdzie mial N, tlumaczyl, ze z niektorymi zagadnieniami zmaga sie wiele dzieci, a poza tym wiekszosc bledow Nika, wynika wlasnie z pospiechu i roztrzepania. Za to byl zachwycony, ze Nik nie tylko jest najmilszym dzieciakiem w klasie i wszyscy go lubia (hmm... Mlodszy chyba nie jest o tym przekonany...), ale tez niesamowicie bystrym i ze nie bedzie zaskoczony jesli w przyszlosci bedzie wzorowym uczniem (honor student). Najwyrazniej uczniowie wzorowi sa tu rozpoznawani dopiero od gimnazjum (middle school). Pokazal mi tez test z pisowni (spelling), w ktorym Nik zablysl i napisal prawidlowo slowa z poziomu VII i VIII klasy (a jest, przypominam, w V). Nie jestem zaskoczona, bo czesto nawet Bi pyta go jak cos sie pisze. :D Nauczyciel spytal tez co ja i Mlodszy myslimy o daniu go w przyszlym roku na zaawansowana matematyke. Az mnie ciarki przeszly, bo przeciez wlasnie wyszlam z rozmowy, gdzie potwierdzilo sie, ze Starsza niezbyt sobie z niej radzi! :D No ale coz, nie bede syna hamowac i jesli szkola zdecyduje, ze Mlodszy sie kwalifikuje, niech sprobuje swoich sil. Moze poradzi sobie lepiej niz siostra. ;)

Ogolnie z wywiadowek wyszlam calkiem zadowolona, bo Potworki radza sobie przyzwoicie. Ciesze sie, ze nie musze wysluchiwac, ze tu trzeba by poprawic, tam podciagnac... ;) Wrocilismy do domu i po lekkim odpoczynku, trzeba bylo odrobic choc czesc lekcji do Polskiej Szkoly, potem zas przecwiczyc gre na instrumentach, bo ostatnio to bardzo kulalo. ;) I dzien zlecial.

Tym razem nuty na stojaku (ktory mozna podwyzszyc), a ona i tak woli kleczec...
 

W srode, podobnie jak we wtorek, wykorzystalam pretekst zeby pracowac z domu. Nik mial coroczny bilans lekarski i co prawda mial go o 9 rano, ale w srody i tak narazie odbieram dzieciaki ze szkoly, wiec stwiedzilam, ze co tam bede jezdzic w kolko. ;) Rano wstalam wiec i obudzilam Bi o normalnej porze, ale szczesciarz Nik pospal sobie do 7:45. Odstawilam Starsza na autobus, jak zwykle porzucalam pileczke Mayi, po czym poszlam do chalupy zeby zapodac sniadanie kotu i pogonic lekko Mlodszego, ktory zadowolony "medytowal" nad miska platkow. Do lekarza jednak wyrobilismy sie na czas. Cala wizyta odbyla sie ekspresowo, bo nie czekalismy ani na pielegniarke, ani na doktorka. Ten ostatni zreszta byl bardzo sympatyczny i zagadywal Nika, ktory nawijal jak katarynka i musialam go uciszac zeby lekarz mial szanse uslyszec cokolwiek w stetoskopie. Mlodszy miesci sie w 70 centylu jesli chodzi o wzrost i w 50 jesli chodzi o wage i doktorek rozwodzil sie nad tym, ze to kombinacja idealna i ze Nik ogolnie jest wspaniale zbudowany, itd. No fakt, ze choc z Kokusia zrobila sie "tyczka", to dzieki plywaniu ma wyraznie zarysowane miesnie plecow i ogolnie wysportowana sylwetke. Dane techniczne:

wzrost - 143.5 cm (56.5 in)

waga - 33.1 kg (72 lbs 16 oz)

Jak bardzo tyczkowaty jest panicz, niech Wam powie fakt, ze od zeszlego roku urosl niemal rowne 5 cm, ale nie przytyl ani grama! :O Wage ma identyczna jak rok temu. Nic dziwnego, ze nawet moj tata mowi, ze zrobil sie z niego "patyczak". ;) Poczatkowo myslalam, ze moze u lekarza sie pomylili i niechcacy przepisali wage z poprzedniego bilansu, ale w domu go zwazylam i wyszlo 33.5 kg, a wiec roznica 400 g. Czyli jednak sie nie pomylili i Mlodszy to chudzina. ;) Po wizycie lekarskiej, odwiozlam syna do szkoly, a on po drodze urzadzil mi marudzenie na pograniczu pretensji, ze dlaczego nie moze sobie zrobic juz dnia wolnego?! No ludzie; druga Bi! Zreszta, bilans byl tak szybki, ze Nik do szkoly dotarl spozniony o ledwie 45 minut. Bezlitosnie odstawilam go do placowki, zas sama wesolutko wrocilam do domu. ;) W chalupie, wiadomo, troche pracowac, troche ogarnac podlogi (tym razem na parterze) wstawic pranie, upiec chlebek bananowy... Ani sie obejrzalam, a czas byl jechac po Potworki zeby zabrac ich na pilke. Oboje wyszli ze szkoly jako jedni z pierwszych, wiec czekalo nas niemal 40 minut kiblowania pod hala sportowa. Szkoda, ze do domu jechac sie nijak nie oplacalo... Dzieciaki, znudzone dlugim czekaniem, w koncu wyszly i zaczely grac w pilke na nadal pustawym parkingu.

Zabawy parkingowe
 

Wyjatkowo bylo tam niewielu ludzi, w porownaniu do tego, co dzieje sie zwykle. W grupie Potworkow bylo 12 dzieci, na zwykle 20. Zreszta, wszystkie grupy byly solidnie przerzedzone; pomor jakis, czy co? 

Bi przymierza sie do kopniecia
 

Po zajeciach wrocilismy do chalupy, ale obowiazki na tym sie nie skonczyly. Nik w piatek mial miec znow mecz, wiec trzeba bylo przecwiczyc pisownie liczebnikow do Polskiej Szkoly. Mlodszy rzucal sie, ze on wszystko umie, a potem wypisywal takie kwiatki jak "szedem", zamiast "siedem", albo "chtery", zamiast "cztery". Niech zyje fonetyka, tyle, ze angielska! :D Na szczescie pamiec ma nadal fenomenalna, wiec za drugim razem (i trzecim) napisal juz wszystko poprawnie. A jak juz odhaczalismy obowiazki, to z marszu kazalam mu pocwiczyc gre na skrzypcach, bo poprzedniego dnia cwiczyl tylko trabke. Nie byl szczesliwy, oj nie, ale pocwiczyl, choc ma rozstrojone dwie struny i strasznie sie namarudzil, ze go to denerwuje... ;)

Przekomiczny jest kiedy robi przerwy i nuci pod nosem melodie grane przez inne instrumenty. Zna je na pamiec!


W czwartek jak zwykle zawiozlam Potworki do szkoly, po czym pojechalam do pracy. Tym razem oprocz mnie byly tylko dwie osoby, z ktorych jedna zmyla sie do domu w poludnie, a druga przed 14. Ja zostalam grzecznie do 16, ale za to o 12 pojechalam na chwile do zwierzakow. Pies jak zwykle szczesliwy, a Oreo jak to kot. Najpierw mruczenie i zezwolenie na pomizianie, a potem atak na moje nogi, z wszystkimi pazurami oraz zebiszczami. Mam nadzieje, ze w koncu z tego wyrosnie, bo jej ugryzienia robia sie naprawde bolesne. :/ Biedne sa szczegolnie Potworki, ktore uwielbiaja biegac boso. Poniewaz jednak nie sluchaja moich i M. rad, zeby zalozyli kapcie, to niech cierpia. ;) Po pracy popoludnie i wieczor zlecialy niewiadomo kiedy. Malzonek zabral Nika na trening na basenie, a ja poskladalam pranie i przygotowalam ciuchy i przekaski na kolejny dzien. Bi jakims cudem prace domowa odrobila sama. Nawet starczylo czasu na chwile przed tv. ;)

W piatek Potwory tak sie guzdraly szykujac sie rano do wyjscia, ze ich autobus akurat mijal przystanek kiedy do niego dochodzilismy. Na szczescie kierowca ich zauwazyl i zatrzymal sie w pore (na srodku skrzyzowania; dobrze, ze to spokojne osiedle :D), wiec nie musieli czekac az zrobi koleczko i znow tam podjedzie. Porzucalam psu pilke, nakarmilam Oreo, a potem mialam chwile na kawke. Nie za dluga, bo musialam brac kociaka do weterynarza. Wydaje mi sie, ze dopiero co z nia tam bylam, mialam wrocic za dwa tygodnie, a tu raz musialam odwolac wizyte bo rozchorowal sie Nik, potem oni z jakiejs przyczyny odwolali i minelo tygodni 4. ;) Zeby nigdy nie bylo za spokojnie, to wlasnie podjechalam pod weta, a tu telefon ze szkoly! Od pielegniarki, zeby bylo lepiej! :D Juz myslalam, ze bede musiala objezdzic cala okolice i prosto od weta jechac do szkoly. Okazalo sie, ze panicz Nik, znalazl (jak zwykle) jakis polamany dlugopis, po czym kolega chcial mu go zabrac czy tylko obejrzec, Nik mocno trzymal i owe pisadlo rozcielo mu paluch. W tym momencie juz mialam wizje jechania z Kokusiem zeby zalozyc szwy, ale na szczescie pielegniarka uspokoila, ze ranka, choc zaskakujaco mocno krwawila, jest raczej powierzchowna i dosc szybko udalo jej sie zatamowac krew. Ponoc Nikowi zrobilo sie slabo, ale juz mu lepiej. I super oczywiscie, ze nie skonczylo sie na niczym powazniejszym, ale ludzie! Po chusteczke zawraca mi takim czyms glowe?! Rozcieciem na paluszku?! Toz Nik mogl mi cala historie opowiedziec po poludniu w domu... Tak czy owak, w koncu przytaszczylam kiciula do weta i tym razem dostal nie tylko syropek na robaki, ale tez pierwsza szczepionke. Poniewaz poki co jest kotem domowym, tylko jedna, na jakies wirusy drog oddechowych (nie pamietam dokladnie). Kolejna dawka za miesiac. Oreo spisala sie na medal; nie probowala zwiewac ani gryzc czy drapac. Chyba byla w mocnym szoku, bo wczesniej spedzila 10 minut w kontenerku i pod koniec jazdy juz darla sie wnieboglosy. :D

Biedny "wiezien" :D
 

Po weterynarzu pojechalam na zakupy, z kotem oczywiscie. ;) Poczatkowo mialam odstawic Oreo do domu, ale supermarket mialam doslownie za rogiem od weta, wiec stwierdzilam, ze jechac do domu 10 minut, po czym wracac z powrotem w ta sama okolice, to tak troche bez sensu. Kot zamkniety w kontenerku, wiec nie zrobi krzywdy ani sobie, ani samochodowi. Dzien chlodny i pochmurny, wiec auto tez sie zbytnio nie nagrzeje. Nie chcialam zwierza stresowac, ale uznalam, ze da rade. Przelecialam przez sklep jak burza (ciekawe czy o czyms nie zapomnialam ;P), przy kasach na szczescie brak kolejek, bo nie bylo jeszcze poludnia i jak najszybciej wrocilam do kiciula. Ktory zniosl cala przeprawe calkiem przyzwoicie i po powrocie do domu i wypuszczeniu z "wiezienia", radosnie zaczal polowanie na psi ogon. To juz bardziej Maya dokladnie kolezanke obwachala, czujac obce miejsca i ludzi. :)

I tu zakoncze. Do poczytania!

8 komentarzy:

  1. Jak fajnie, ze zakonczyliscie zime porzadnie tzn. narciarsko. Sama bym tak chciala.
    No i szczere gratulacje z powodu bardzo dobrych raportow szkolnych. Zdolne i grzeczne macie dzieci, chwala Bogu. Jeszcze troche przyloza sie do gry na instrumentach i beda na medal!
    Oreo rosnie i pieknieje, tez fajnie. Chociaz... jest takie powiedzenie: Chcialabym, zeby kotki nigdy nie doroslaly, ale zeby wreszcie zrobil to moj mlodszy brat!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego "grzeczne" to mam spore watpliwosci. ;) Zdolne jakos szczegolnie tez chyba nie sa. ;) Zobaczymy co bedzie w starszych klasach, bo dopiero wtedy mozna bedzie ich naprawde ocenic. ;)
      Oreo jest po prostu szalona, jak to kociak. Mam nadzieje, ze z wiekiem troche sie ustatkuje, bo narazie chodzimy pogryzieni i podrapani do krwi, szczegolnie Nik...

      Usuń
  2. Tak u nas robił trener Oliwki. Ci najlepsi grali przez cały czas, a ci słabsi albo w ogóle nie wchodzili, albo wchodzili na kilka minut. Na szczęście teraz będzie u trenera od Jasia, a ten ustawia sobie zegarek i każdy gra równy czas.
    Super, że udało się załapać narty i to jeszcze w tak przyjemnych okolicznościach. A Nik to tak jak Jasiu, chciałbym wszystko zrobić i to nic, że doba za krótka i trzeba wybierać...
    Podziwiam za cierpliwość do Bi z ubiorem, szału bym chyba dostała. I cieszę się, że jednak nasi to zmarzluchy i nawet jak jest +5 to mają czapki na głowach i kurtki zapięte. Chociaż Krzysiek swego czasu w okresie liceum, też chodził zimą w krótkim rękawku, bo mu było gorąco. A teraz pierwszy zakłada czapkę i rękawiczki, i przyznaje, że w młodości był głupi :D
    Te Twoje meetingi to tak jak Krzyśka zebrania. 95% tematów dotyczy programistów, oni jako testerzy czasami nie mówią nawet słowa, ale być na zebraniu muszą i niejednokrotnie tracą na to 3h. Zamiast też najpierw obgadać to co trzeba z nimi i ich zwolnić, aby gadać z programistami... Nie rozumiem tej logiki.
    Gratulacje dla dzieciaków za takie wyniki!!! Chyba to Wasze ocenianie bardziej mi się podoba, niż to u nas. Gdzie dzieciak jest notorycznie bombardowany kartkówkami i sprawdzianami...
    Jak pisałaś o palcu Nika, to przypomniało mi się co mówiła Najstarsza o tym, jak to wygląda w Anglii. Wystarczy, że dziecko zostanie uderzone na wf piłką w głowę i od razu dzwonią do rodziców z informacją, że taka sytuacja miała miejsce - nawet jeśli nic się nie stało. Śmialiśmy się, że my mielibyśmy taki telefon co wf, bo Oliwka praktycznie po każdym wf opowiada, jak to dostała piłką w głowę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwazam, ze wlasnie tak powinno byc, ze graja wszyscy po rowno. Moze to i juz oficjalna liga juniorow, ale to sa nadal 10-latki! A ten trener jakis ambitny sie trafil. :/
      Z Bi mnie po prostu cholera bierze, ale pomalu ucze sie odpuszczac, bo widze, ze ona nie choruje. Moze faktycznie jej cieplo? W koncu kazdy w sumie te temperature inaczej odczuwa...
      Meetingi w pracy mnie ogolnie malo co dotycza, chyba tylko zeby wiedziec co sie dzieje. Ale byc na nich musze...
      W tutejszej szkole dzieciaki tez co i rusz maja testy. Roznica jest taka, ze jeszcze u Nika, w V klasie, sprawdzana jest wiedza zdobyta na lekcji. Dzieci nie musza uczyc sie w domu, bo nauczyciele chca sprawdzic ile zapamietali w szkole. Dopiero u Bi, w VI klasie, zaczely sie sprawdziany, na ktore powinna przygotowywac sie w domu. Niestety, nie przyzwyczajona, buntowala sie, ze nie musi i wszystko pamieta i dopiero jak kilka razy zarobila mniej punktow niz kolezanki, nauczyla sie, ze jednak trzeba sobie przeczytac material kilka razy...
      Z tymi telefonami od pielegniarki to straszna glupota. Nik nabral w koncu na szczescie koordynacji, ale w mlodszych klasach, srednio co dwa tygodnie dostawalam telefon, ze na w-f'ie przewrocil sie i uderzyl glowa w podloge. Ze nic mu nie jest, nie plakal, ale oni maja obowiazek zawiadomic. :/

      Usuń
  3. Gratuluję dzieciakom tak dobrych not w szkole. U nas córki już dorosłe (jedna kończy liceum, druga jest na studiach), a nasz synek ma jeszcze rok do szkoły i szczerze mówiąc wątpię czy go puszczę. Chyba wybiorę po raz kolejny edukację domową.
    A co do ubioru Bi... Hm, przerabiałam to z młodszą córką i już teraz spuszczam na to zasłonę milczenia, bo jej głupota i łażenie prawie że po nagu po podwórku w śnieżycę kosztowało nas całkiem długie leczenie panny z przeziębienia i przydatków. A i tak nic jej nie nauczyło.
    Hihi, czasem wolę zwierzęta pogłaskać niż iść się denerwować o strój lub jego brak. Dobrze, że synowi jest wszystko jedno w co się ubiera, byle było ciepłe i z jakimś chociaż małym obrazkiem.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nik tez poki co zaklada bez szemrania co mu przygotuje. Ale Bi pomalu szuka wlasnego stylu, a w dodatku chyba mentalnie mieszka na Florydzie, wiec mamy z nia ciagla przeprawe...
      Potworki ucza sie chyba dobrze, ale nie wzorowo. Geniusze to nie sa, choc wiekszych problemow tez nie zarejestrowalam.

      Usuń
  4. U nas zaskakujacy powrot zimy! snieg sypie dzisiaja jak glupi. Ja robie sesje wielkanocne-wiosenne a tu za oknem sniezyca :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale za to jakie klimatyczne takie narcyzy przysypane sniegiem! :D

      Usuń