Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 9 września 2022

Polskie opowiesci - czesc nadmorska

"Troche" mi to zajelo, ale w koncu spisalam pierwsza czesc wspominek z Kraju. Niestety, zdaje sie, ze sie starzeje i tym razem roznica czasu niezle mnie przeczolgala. Jak przed wyjazdem zwykle kladlam sie spac okolo polnocy, ale potem o 7:30 rano bylam nieprzytomna, tak po powrocie, budzilam sie przed 6 rano i przewracalam z boku na bok nie mogac ponownie zasnac, za to o 21:30 juz ledwie patrzylam na oczy. Powoli moj cykl dobowy wraca do normy, ale nadal wieczorami jestem masakrycznie zmeczona. Z tego tez powodu wrocilam do bloga dopiero dobrych kilka dni po powrocie, bowiem wieczorem zwyczajnie padalam do lozka i nawet nie odpalalam kompa. A w dzien wiadomo, nie bylo czasu. 

Ale do konkretow! Nasza podroz rozpoczelismy lotem z Nowego Jorku we wtorek 9 sierpnia. Lot byl bardzo pozno, bo planowo o 22:05, przesuniety na 22:30, a potem wpuszczanie ludzi na poklad tyle trwalo, ze wyruszylismy blizej 23:30. Dzien uplynal nam na ostatnich przygotowaniach, doczyszczaniu chalupy, pakowaniu jeszcze jakichs zapomnianych rzeczy, itd. Nie obylo sie oczywiscie bez przygod. Plan byl zeby na lotnisko pojechac wynajetym samochodem i po powrocie rowniez wynajac auto na powrot do domu. Tuz przed wyjazdem do wypozyczalni, zamknelam w koncu walizki i postanowilam je zwazyc. Zwazylam jedna, zmiescilam sie w limicie, probuje zamknac druga i zamek po-szedl! Koncertowo, bo nie tylko zabki sie nie haczyly, ale jeszcze caly zamek odprul sie od walizki. Waliza - staruszka, w koncu pokazala, ze czas oddac ja na zasluzona emeryture. No pieknie. Za dwie godziny powinnismy ruszac na lotnisko, a nie mamy gdzie wsadzic polowy bagazu! Nie bardzo tez byl czas na bieganie po sklepach w poszukiwaniu walizy, bo przeciez wlasnie mielismy jechac po zamowiony samochod! :O Na szczescie jest jeszcze moj tata, ktory co prawda byl w pracy i nie odbieral telefonu, ale ze mam klucze do jego domu, wiec uznalam, ze wybaczy mi jesli sie wkradne i zabiore walizke. ;) Podjechalismy wiec po drodze do taty, umordowalismy sie z psiurem (odwiezionym do "dziadzia" dzien wczesniej), ktory usilnie probowal wymknac sie na zewnatrz, a ja z panika szukalam walizki, bo przeciez nie mialam pojecia gdzie tata ja trzyma! ;) Na szczescie wszystko skonczylo sie dobrze; znalazlam walizke, odebralismy auto, przepakowalam bagaz (i zmiescilam sie w limicie wagowym), dojechalismy na czas na lotnisko (choc stojac kilka razy w nowojorskich korkach) i po odsiedzeniu swojego na niewygodnych krzeselkach, wyruszylismy wreszcie ku Ojczyznie. :)

Przenosne konsole Nintendo uratowaly nam wielokrotnie zdrowie psychiczne w czasie podrozy ;)
 

Lot byl meczacy bo nocny. Ulozyc sie nie ma jak, a swiatla tylko lekko przygaszone, nadal byly na tyle jasne, ze przeszkadzaly. W dodatku naokolo pelno bylo osob, ktore gdzies mialy sen i ogladaly filmy lub czytaly - czyli swiecily tez ekrany oraz lampki. W frustracji, narzucilam na glowe koc (na szczescie w kabinie bylo dosc cieplo i nie zmarzly mi nogi) i udalo mi sie zlapac kilka drzemek po kilkanascie minut kazda. Malo, ale lepszy rydz niz nic. Szkoda tylko, ze przy czasie na start, rozdanie chusteczek odkazajacych a potem sluchawek, podanie jedzenia i picia, a pod koniec lotu kolejne rozdanie sniadania oraz napojow, na sen zostaly moze 3 godziny... Najlepszy byl Nik, ktorego nie moglam zagonic do spania, bo znalazl interesujace go filmy. Obejrzal dwa, po czym w koncu zasnal. Jak kamien. Zapalono swiatla, zaczynali roznosic sniadanie, a on spi. Potrzasam nim raz, drugi... Nic, spi jak zabity. W koncu wzielam dla niego sniadanie i tuz przed podchodzeniem do ladowania udalo mi sie go obudzic. Na szczescie zdazyl zjesc, bo potem trzeba juz bylo zlozyc stoliczek. Jedzenie LOT, nota bene, ma slabe. Malo (ale to chyba w kazdej lini lotniczej) i niesmaczne. Szczegolnie potrawy dla dzieci byly jakies udziwnione i Potworki praktycznie ich nie ruszyly. My z M., nauczeni ze nic innego nie bedzie, wszamalismy wszystko bez grymaszenia. :D Po fatalnej nocce, 3 godziny w Warszawie ciagnely sie niczym guma z gaci. Na szczescie nie bylo az tak fatalnie jak kiedys, gdzie pamietam jak z malzonkiem probowalismy sie ulozyc jakos na bagazu podrecznym i jeszcze kimnac. Teraz jakos sie trzymalismy, a Potworki tryskaly niespozyta energia, jakby wlasnie spokojnie przespaly calutka noc. Nik szalal na placu zabaw (swoja droga to brawa dla lotniska na Okeciu za ten pomys zajecia mlodych podroznikow)...

Placyki zabaw sa w sumie malutkie, ale z braku czegos lepszego, sa bardzo popularne wsrod najmlodszych
 

...a pozniej dorwal wozeczek dla maluchow i wozili sie nim naprzemian z Bi.

"Dzidzia" ;)
 

Lot z Warszawy do Gdanska byl na szczescie krociutki - 40 minut. Ledwie wystartowalismy, a juz byl wlasciwie czas ladowac. A na miejscu czekal moj szwagier. Siostra, ku ogromnej uldze, mieszka raptem 20 minut od lotniska.

W srode 10 sierpnia, o godzinie 19, przybylismy wiec na miejsce. Jesli wziac pod uwage roznice czasu, w podrozy (liczac dojazd na lotnisko) bylismy 23 godziny. :O Ten pierwszy wieczor to byl taki chaos radosci i poznawania sie od nowa.

Matka i corki razem po raz pierwszy od 10 lat
 

Malutki siostrzeniec zachwycal jak tylko moze wesoly roczniak. :) Bi szybko zlapala wspolny jezyk ze starsza kuzynka, choc jedna nie mowi po angielsku, a druga lamana polszczyzna. Bardzo sie zdziwilismy, ze byly rownego wzrostu i wygladaly wlasciwie niczym rowiesniczki, mimo ze moja panna ma lat 11, a N. zaraz konczy 13.

Kuzynki, najmlodszy slodziak i jeden z "kanapowcow" mojej siorki
 

Nik za to nie za bardzo mogl dogadac sie z mlodsza kuzynka i tak pozostalo przez caly pobyt tam. Przeszkadzala na pewno troche roznica plci, bo zabraklo wspolnych tematow, ale bardziej chyba (bo Mlodszy zwykle nie ma problemu z zabawa z dziewczynkami) zawazylo podobienstwo charakterow. Oboje sa mlodsi, oboje gaduly i oboje raczej marudy. Od czasu do czasu robili cos wspolnie, ale zazwyczaj raczej trzymali sie od siebie z daleka i Nik potem przyznal, ze starsza kuzynka jest fajna, ale mlodsza glupia. No coz... :D Co do mnie, to z siostra jestesmy na tyle blisko zwiazane, ze wlasciwie nie odczulam roznicy we wzajemnych stosunkach, poza tym ze nagle otaczala nas gromadka dzieci, a najmlodszy, z racji wieku, byl mocno absorbujacy. Nasza matka juz jednak pierwszego wieczora dala popis swoich mozliwosci. :/ Niby cieszyla sie ze nas widzi, ze moze poznac dzieciaki, choc juz na powitanie wyskoczyla z lekka pretensja, ze do niej za malo dzwonie. Tu ma racje - dzwonie malo, ale to dlatego, ze moje telefony zwykle koncza sie jakimis wydumanymi pretensjami i klotnia. Dla wlasnego zdrowia psychicznego ograniczam te kontakty. W kazdym razie, siostra i szwagier planowali samotny wypad do Hiszpani na rocznice slubu i uzgadniali z dziadkami kto w tym czasie przejmie wnuki. Rodzice szwagra chcieli wziac cala trojke, a moja mama, choc zaparla sie, ze nie wezmie najmlodszego, jednoczesnie uparla, ze chce koniecznie wziac srednia. Siostra sklaniala sie, zeby zostawic wszystkie dzieciaki z tesciami, bo wiekszosc wakacji jej corki spedzily u naszej matki, a tamta babcia tez ma przeciez prawo do wnukow. Coz... W ktoryms momencie wpada z placzem jej mlodsza corka, ze ona nie chce zostac z babcia H, ona chce jechac do babci E.! Bo babcia E. jej powiedziala, ze rodzice ja wysla do tamtej babci, a ona nie chce! Siostra wkurzyla sie, ze dlaczego matka nastawia wnuczke przeciwko drugiej babci i wywiazala sie sprzeczka. Tu pozostalam jeszcze neutralna, bo wiadomo, ze one sa razem na codzien i maja wspolne sprawy i niesnaski. Chwile pozniej siostra pokazala jak zaplanowala polozenie nas spac, czyli ze ja i M. mielismy lozko w goscinnym pokoju, a Bi i Nik poscielone w pokoju najmlodszego kuzyna. Lozeczko malucha zostalo tymczasowo przeniesione do sypialni rodzicow. Kokus strzelil focha, ze on nie chce spac z siostra, ale powiedzialam mu, ze nie ma wymyslania, tylko bedzie spal tak, jak zaplanowala to ciocia, bo to jej dom. Mlodszy nie odpuszczal i co chwila wracal do tematu, az w koncu musialam go wziac na strone i ostrzej ochrzanic. Moment pozniej wszystkie starszaki siedza na kanapie (Nik obrazony) babcia z nimi i nagle mama odzywa sie, ze jak on nie chce spac z Bi, to zeby zmienic uklad, ze przeciez co to za problem, itd. Odpowiadam, zeby nie sluchala marudzenia Mlodszego, bo on wymysla sobie problemy, a nic mu nie bedzie. Mamuska nadal uparcie, ze "no ale co to za problem inaczej polozyc wszystkich, ze jak on tak bardzo nie chce, to dlaczego go zmuszac?!". Nie wytrzymalam i powiedzialam jej (spokojnie i rzeczowo) zeby go nie podpuszczala, bo jestesmy w gosciach i Mlodszy ma sie dostosowac; N. zaplanowala jak nas polozy zeby bylo jak najlepiej, a poza tym spanie z siostra to nie jest jakas kara. Na to nasza matka wstala, oznajmila, ze nic sie nie zmienilo, ze my obie jestesmy zawsze przeciwko niej i ona pierdzieli to. I zaczela sie zbierac do wyjscia (a miala zostac na noc). Niewazne, ze widzi mnie pierwszy raz od 10 lat, Nika po raz pierwszy w zyciu, ze corki siostry placza zeby babcia zostala... Wziela i pojechala, zostawiajac po tym pierwszym spotkaniu taki gorzki posmak. :/ Kiedy dzieciaki poszly spac (tak, Nik z Bi), ja, M.oraz siostra i szwagier siedzielismy do pozna wymieniajac sie anegdotkami z zachowania naszej mamuski. Oczywiscie oni mieli ich duzo wiecej, z racji bliskosci. Ogolnie, nasza matka ma obsesje na punkcie corek mojej siostry i zada zeby w kazdy weekend byly u niej. Najmlodszego (jeszcze) nie chce, bo wiadomo: pieluchy, drzemki, placz niewiadomo o co, itd. Zaczelo sie ponoc w momencie narodzin najstarszej wnuczki, kiedy babcia ubzdurala sobie, ze bedzie przy porodzie, mimo, ze siostra od poczatku stanowczo mowila, ze chce miec przy sobie tylko meza. Kiedy faktycznie jej przy tym porodzie nie bylo, obrazila sie i przyjechala poznac wnuczke dopiero tydzien pozniej. Wnusia szybko stala sie jej oczkiem w glowie i od malego miala ja u siebie praktycznie co weekend, a w wakacje zabierala do siebie po tydzien, dwa na raz. Teraz to juz jednak praktycznie nastolatka i coraz czesciej woli zostac w domu i spotkac sie z kolezankami niz jechac do babci. Co na to moja mama? Otoz gada jej, ze nie jest juz jej ukochana wnusia, teraz to M. (mlodsza siostrzenica) jest jej najulubiensza wnuczka, bo ona do niej chetnie jezdzi, itd. Mlodsza panna na 7 lat, wiec wiadomo, ze jeszcze chetnie spedza czas u babci, ale pomijajac to, jak mozna cos takiego mowic wlasnej wnuczce?! Jakiemukolwiek dziecku?! Macie maly przyklad osobowosci mojej matki... Straszne...

Tak czy owak, mamuska obrazila sie i nastepnego dnia nie pojawila sie w ogole, mimo, ze do siostry miala przyjechac nasza kuzynka z corkami, zeby sie ze mna spotkac i poznac moje dzieciaki. I przywiozla namiot, o ktory prosila wlasnie moja matka... Przyznaje, ze niesamowicie milo mi bylo, bo to dla niej prawie 3 godziny jazdy, a ja, z racji napietego grafiku, nie planowalam w ogole odwiedzac dalszej rodziny.

Trzy wariatki, kazda z wlosami innego koloru! :D
 

W sumie spedzilismy fajny dzien na pogaduchach i wspominaniu dawnych czasow, a ja nie moglam sie napatrzec na jej cory. Kiedy bylam w Polsce ostatnio, jej najstarsza byla w wieku Kokusia, a najmlodsza miala raptem 3 latka. Teraz dwie mlodsze sa wyzsze ode mnie (a niska nie jestem), najstarsza idzie na studia, srednia zaczyna liceum, a najmlodsza 7 klase... Siostra zamowila zarelko (pyszne, jak domowe), a po poludniu pomaszerowalismy na lody.

A tu z mlodsza "maruda" ;)

Kolejny dzien stanal pod znakiem zapytania, wedlug planu mielismy bowiem jechac do Gdyni i spedzic noc u mojej mamy. Dodatkowo, bylismy zaproszeni na wieczor do znajomych - jedynych osob ktore odwiedzilismy poza najblizsza rodzina. Oni przyjechali do nas w Hameryce specjalnie az z Montrealu, wiec ta rewizyta to byl po prostu mus, rozumiecie. ;) O dziwo mamuska sie laskawie od-obrazila i "pozwolila" przyjechac i przenocowac. Oczywiscie, mimo ze o naszych planach wiedziala jeszcze przed naszym przylotem, przez reszte czasu w Polsce, kilkanascie razy zdazyla wypomniec, ze wolalam pojechac do (nazwijmy ich) "Nowakowskich" zamiast posiedziec z matka w domu. :/ Niewazne, ze spedzilismy z nia w sumie wiekszosc tego dnia (i kolejne dwa). Nie mowiac tez o tym, ze tamci znajomi przejechali 8 godzin autem zeby sie z nami zobaczyc w Stanach, a mamuska przez 11 lat zycia Bi oraz 9 Kokusia, ani razu nie pofatygowala sie zeby poznac wnuki... Przyjechalismy do Gdyni pozniej niz przewidywalismy (pobladzilismy na rozkopanej obwodnicy, bo nawigacja uparcie kierowala nas na zjazd, ktory nie istnial) i chwile posiedzielismy u babci, pokazujac Potworkom mieszkanko, w ktorym dorastalam (nie mogli sie nadziwic, ze w takiej "klitce" mieszkaly 4 osoby ;P).

U babci
 

Potem podjechalismy do kantoru pokazujac przy okazji dzieciakom moja szkole podstawowa, przedszkole, kosciol w ktorym mialam Komunie i inne punkty na "dzielni" z mojego dziecinstwa. Zaluje ze za malo mialam czasu zeby na spokojnie przejsc sie sciezkami i uliczkami, a takze pojsc do lasu po drugiej stronie ulicy (rezerwat przyrody), ktory kojarzy mi sie z jesiennymi spacerami wsrod szeleszczacych lisci oraz zimowym saneczkowaniem... :/ Zaliczylismy za to... McDonalda, ktorego tez wypominala nam moja mamuska, zdziwiona ze chcemy zjesc w taaakim miejscu (i oburzona sama nic nie zjadla, choc my placilismy). A chcielismy, bowiem znajomi ze Stanow, ktorzy odwiedzili Maca w Europie, zachecali zebysmy zobaczyli ze to zupelnie co innego. No i rzeczywiscie te burgery jakby lepsze, choc w sumie to nadal fast food. ;) Ja oczywiscie musialam dostac okres, bo przeciez nie ma wyjazdu, na ktorym by mnie to ominelo. :D Nastepnie pojechalismy trolejbusem do centrum. Myslalam, ze te trolejbusy to bedzie atrakcja dla Potworkow, tymczasem szybko sie znudzili i dopytywali kiedy wysiadamy. ;)

Moja kochana Gdynia
 

Poszlismy na Skwer Kosciuszki zeby spojrzec na zacumowane tam statki. Tu znow rozczarowanie, bo zrobilo sie juz popoludnie i nie starczylo czasu zeby zaliczyc ktorys ze statkow - muzeow. :( 

Blyskawica

Dar Pomorza (nie wiem czy widac nazwe na burcie)
 
Moje miasto <3

Przeszlismy sie jednak do konca, ku zlosci (znow) mojej matki, ktora naciskala, zeby juz w polowie zawracac. Wreszcie wkurzona siadla na laweczke i czekala az my przejdziemy sie na koniec nabrzeza i z powrotem. Bo te kilka minut faktycznie by ja zbawilo. Wracajac zatrzymalismy sie na gofry z bita smietana. Bi okazala sie wielka fanka, Nik juz nie bardzo, choc potem jeszcze pare tych gofrow pozarl. ;)

Pierwsze (i nie ostatnie) gofry
 

Trzeba sie bylo wzmocnic bo czekal nas marsz cala ulica 10 Lutego, do przystanku SKM'ki. ;) Stwierdzilismy, ze tak bedzie szybciej niz trolejbusem, a w dodatku taka kolejka podmiejska to prawie jak pociag, wiec Potworki cale byly uchachane. ;) Zanim jednak tam dotarlismy, zatrzymalismy sie na lody, bo dzieciaki byly juz mocno jeczace ze tyle trzeba chodzic. Mamuska wytknela mi oczywiscie, ze po co ciagam mlodziez po nabrzezu skoro ich to nie interesuje, a ja chcialam pokazac im choc malutka czastke Gdyni... Przeciez to piekne miasto... O dziwo, matka te lody nam postawila, co jest niecodzienne, bo to osoba, ktora skapi na kazda przyjemnosc poza ciuchami, mimo ze biedy wcale nie klepie. Moj podziw znikl dwa dni pozniej, kiedy siostra zwierzyla sie, ze mamuska poprosila zeby ona oddala jej za te postawione lody. ;)

Tu musze nadmienic, ze wracam do wspominek po kilkudniowej przerwie zwiazanej z wyjazdem na dlugi weekend. :)

W kazdym razie, do mieszkania mamuski wpadlismy tylko pedem, przebralismy sie, wsiedlismy tym razem w auto i pojechalismy na spotkanie ze znajomymi. Spedzilismy naprawde fajny wieczor, bo to sa tacy ludzie przy ktorych zawsze czlowiek zlapie wspolny jezyk i tematy, mimo ze sa kilkanascie lat starsi od nas. 

Zdjecie, zrobione telefonem ktoregos z gospodarzy, okazalo sie byc jednak fatalnej jakosci
 

Rozmowa sie nie zacinala ani nie urywala, tylko Bi od czasu do czasu przychodzila i szeptala, ze kiedy jedziemy, a Nik... zasnal na kanapie. ;) Mlodszy w ogole w Polsce wieczorami padal jak mucha, mimo ze u nas jest teoretycznie wczesniej, wiec powinien byc w miare rzeski... Do matki wrocilismy po 22 i az cierplam o ktorej urzadzi nam pobudke, bo zapowiadala, ze juz z samego rana chce nas zabrac na dzialke, gdzie po poludniu miala tez dojechac moja siostra. Na szczescie dala pospac i nawet poleciala do piekarni po swieze pieczywo. I wszystko bylo fajnie az do momentu kiedy mielismy wyjezdzac. Chcielismy jeszcze zajsc do Biedry, po smietanke do kawy (mama miala tylko mleko, a z nim kawa srednio smakuje) oraz jakies soki i slodycze dla naszych dzieciakow oraz kuzynostwa. Poniewaz w aucie pozyczonym od szwagra mielismy nawigacje, wiec mowimy mamusce zeby jechala, a my ja dogonimy. Nie, my musimy jechac za nia, bo ona zna skrot, ktory pozwoli nam ominac korek na glownej drodze! Dzialka rodzicow znajduje sie bowiem nad otwartym morzem (poza Zatoka Gdanska), okolo godziny drogi od Gdyni, a prowadzi czesciowo trasa na Hel, wiec w sezonie, wiadomo, moze byc tam spory ruch. Tlumaczymy kobiecie, ze to niewazne ile bedziemy jechac; mamy nawigacje wiec trafimy (zreszta, ja pamietalam mniej wiecej droge); niech jedzie i sie nie martwi. Nie, ona na nas poczeka i koniec. Co bylo robic, poszlismy do sklepu, ktorego oczywiscie nie znalismy, wiec troche nam zeszlo bladzenia miedzy regalami. Wyobrazcie sobie, ze w koncu moja matka wtargnela do supermarketu i zaczela robic nam awanture, ze dlaczego tak dlugo, ze ona czeka na nas, itd. Normalnie jakbysmy byli gowniarzami i spoznili sie do domu po imprezie! :O A koniec koncow, mamuska tak wyrwala do przodu, ze gdybysmy mieli faktycznie jechac za nia, dawno bysmy sie pogubili. Tymczasem nawigacja i tak poprowadzila nas tym jej skrotem, ktory jednak juz dawno zostal odkryty zarowno przez lokalesow (;P) jak i turystow, bo byl zakorkowany niemozliwie. :D

Dojechalismy na dzialke i w koncu moglam obejrzec domek, ktory mama na niej postawila kilka lat temu. Fajny, choc teraz rozumiem tate, ktory narzekal, ze mamuska kompletnie go zagracila... Moja matka niestety cierpi najwyrazniej na manie zbieractwa. Jej wszystko sie przyda i nic nie wyrzuci. Domek jest nieduzy, ale podstawowe wyposazenie ma bardzo fajne i funkcjonalne. Przypomina mi troche nasza przyczepke kempingowa, gdzie kazdy mebel ma swoje miejsce i przeznaczenie, bo inaczej robi sie burdel. I o ile rozumiem wstawienie dodatkowego fotela zeby wszyscy nie musieli sie cisnac na narozniku, to juz dostwienie kilku dodatkowych szafeczek zaslaniajacych owy naroznik, kominek i co badz, bylo bez sensu. Tymczasem lawa i stolik w kacie, ktore mialy pelnic funkcje jadalni, stoja zawalone ciuchami. Matka pokazuje mi, ze gdzie ona bez tych dodatkowych szafek miala trzymac to czy tamto, a ja widze w kuchennych szafkach pierdylion kubkow, talerzy, misek, pojemnikow, itd. To jest przeciez domek wakacyjny, gdzie spedza sie tylko po kilka dni na raz przez 3 miesiace w roku! W dodatku, moja siostra i szwagier rzadko przyjezdzaja tam na noc; najczesciej jest tam mama i moje siostrzenice. No wlasnie... Domek ma 3 sypialnie, w ktorych sa calkiem pojemne szafy, szafeczki, poleczki, itd. Moja matka wydzielila kazdej z dziewczyn "wlasna" sypialnie, a one zawalily kazda polke jakimis durnymi zabawkami, w wiekszosci polamanymi i zniszczonymi. No po co im to wszystko w letnim domku babci, w ktorym spedzaja tylko troche czasu w wakacje?! Nie moga sobie przywiezc kilku zabawek w plecaku?! A moja matka znosi dodatkowe szafki i narzeka, ze nie ma gdzie wszystkiego trzymac! :O

W koncu dotarla moja siostra ze swoja ferajna. Troche posiedzielismy, dzieciaki poganialy, po czym stwierdzilam, ze chce podjechac do miejscowosci zwanej Stilo, gdzie znajduje sie latarnia morska.

Latarnia i siedzace na schodkach kuzynostwo (choc nierozpoznawalne), a na pierwszym planie... moj paznokiec! :D
 

Otaczajacy ja las jest terenem ochronnym i tylko auta ze specjalnym pozwoleniem moga tam wjezdzac, ale mozna podejsc na piechote piekna trasa wsrod drzew. Planowalismy wziac tylko dzieciaki, ale okazalo sie, ze siostra i szwagier tez poszli, ciagnac przy okazji przez korzenie i piach wozek z najmlodszym siostrzencem. ;)

I widok z gory - ta linia nad lasem, to morze; nie dajcie sie nabrac na usmiech Nika; Mlodszy mial pietra i uciekl z tarasu zaraz po zrobieniu zdjecia :D
 

Potem chcielismy zejsc na plaze, ale tu juz maluch sie denerwowal bo przyszla pora posilku, wiec oni zawrocili do wioski, a ja z M. wzielismy starsza czworke i ruszylismy ku morzu. ;) Myslelismy, ze jestesmy w polowie drogi, ale okazalo sie, ze mielismy przed soba jakies 2/3 trasy. Ups. :D Nie mniej doszlismy.

Wejscie na plaze i ten bialy piasek, ach!
 

Dzieciaki zachwycone popluskaly sie, a wracajac wlezlismy jeszcze na ruchoma wydme, ktora jest tam i pomalu przemieszcza sie przez las, odkad pamietam.

Najstarsza kuzynka - chudzina, nie bardzo tolerowala temperature wody, choc mnie wydala sie ona calkiem ciepla
 

Prawie jak Leba ;)
 

Z jej czubka mozna dojrzec latarnie, na ktorej bylismy wczesniej. :)

Kto widzi czubek latarni nad lasem?
 

Wrocilismy w koncu z powrotem do wioski, gdzie czekala juz siostra wraz z talerzem frytek pozostalych po ich obiedzie. Trzeba bylo jeszcze wrocic do domku babci, ale od tego punktu mozna juz bylo na szczescie jechac autem. ;) Po powrocie "chlopaki" urzadzili grilla oraz rozbili namiot, w ktorym miala spac starsza czworka mlodziezy. Bi oraz N. cwiczyly akrobacje, zas Nik oraz M. mniej lub bardziej zgodnie (raczej mniej :D) jezdzili na zmiane na rowerze.

Zsynchronizowane gwiazdy
 

Pod wieczor zaczelismy zaganiac dzieciarnie do namiotu, a tymczasem mlodsza siostrzenica zbuntowala sie, ze ona nie bedzie spala z Nikiem w jednej komorze. Oczywiscie Bi oraz starsza siostrzenica oznajmily ze one chca spac razem i koniec, stanelo wiec na tym, ze mlodsza maruda bedzie spala z babcia w domku, a do Nika dolaczy tata. :D Mnie trafil sie pokoik jednej z siostrzenic, wiec spalam prawie w luksusie. ;)

Przynajmniej te dwie swietnie sie dogadywaly...
 

Kolejnego dnia byla niedziela, 14 sierpnia. Rano podjechalismy na msze, bo przeciez inaczej M. by nie przezyl. Na szczescie okazalo sie, ze w wakacje, specjalnie dla letnikow, msza trwa ledwie 35 minut. ;) Po powrocie krecilismy sie po dzialce mamy, dzieciaki sie bawily, starsze zgodnie, mlodsze (czyli Nik i druga siostrzenica) mniej, jakis obiad, wspolne rysowanie i po drzemce najmlodszego postanowilismy wyruszyc znow na plaze do Stilo.

 

Szkoda, ze mlodsza siostrzenica miala czesto taka wlasnie mine, ale coz, skoro na kazde stekniecie babcia zaraz leciala, zeby pocieszac...

O dziwo ruszyla tez z nami babcia, ktora oczywiscie miala najwiecej do powiedzenia ktora trasa mamy isc, po czym tak zakrecila, ze poszlismy ta, po ktorej nie jezdza meleksy (mozna zaplacic za podwiezienie takim elektrycznym mini busikiem).

Szkoda, ze mieszkamy tak daleko, bo te dwie z miejsca zostaly najlepszymi przyjaciolkami...
 

Jakims cudem potem ta kobieta naskoczyla na mnie, ze to moja wina, gdzie ja nie bylam tam 10 lat, a za "moich czasow", na plaze szla jedna trasa, a nie trzy! :O W kazdym razie mielismy tego dnia mnostwo ruchu, bo przez te pomylke maszerowalismy w obie strony piechota. ;) Na szczescie nikt nie marudzil i nawet dzieciaki dziarsko przebieraly nogami. Na plaze dotarlismy pozno, wiec w sumie bylismy tam moze z godzinke i dzieciarnia ostro protestowala kiedy oznajmilismy, ze pora wracac.

Komplet mlodziezy. Babcia uparcie probowala wcisnac w kadr Najmlodszego, ale on natychmiast uciekal :D
 

Miejscowosc Stilo przez te 10 lat mojej nieobecnosci rozrosla sie w siedzibe nadmorskiego kiczu i dzieciecych pokus, wiec mlodziez marudzila o lody, o gofry, o warkoczyki... Tak, cala czworka (lacznie z Kokusiem) uparla sie na warkoczyki wplecione we wlosy. Cale szczescie, ze Nikowe sa na tyle dlugie, ze dalo sie to zrobic. ;) Dla Potworkow byla to dodatkowa atrakcja, bo w Stanach takie warkoczyki zupelnie nie sa znane.

Mlodszy zadowolony jak prosie w deszcz :D
 

Kiedy w koncu dotarlismy znow na dzialke mamy, wlasciwie nadeszla pora zeby sie spakowac i ruszyc z powrotem do siostry. Zostal nam bowiem tylko jeden dzien przed wyruszeniem do Zakopanego, a ze pociag mielismy z Gdanska, to chcielismy na spokojnie przepakowac walizki (ktore zostawilismy u szwagrow) i odsapnac po kilkudniowym jezdzeniu z miejsca na miejsce. Siostra mieszka niestety dalej od dzialki niz mama, wiec dojechalismy dopiero poznym wieczorem. Cala piatke mlodziezy trzeba bylo wykapac i zagonic do lozek, gdzie tez nie obylo sie bez fochow mojego osobistego syna. Kilka dni wczesniej jeczal, ze nie chce spac z Bi, wiec ciotka tym razem polozyla dwie starsze panny razem, a Kokusia na materacu w pokoju mlodszej kuzynki. I co?! I Nik zaczal marudzenie, ze on woli jednak spac z siostra!!! Myslalam, ze mu nogi z tylka powyrywam, ale na szczescie nie bylo babci, ktora by sie wtracila, wiec bardzo jasno postawilam sprawe, ze nie chce slyszec ani slowka i panicz bedzie spal tam, gdzie go poloza. Okazalo sie, ze jakos te dwie nocki przetrwal. :D Kiedy starsze i mlodsze dzieci wreszcie posnely, rodzice usiedli przy drinkach i omawiali wspolne kilka dni, wybryki naszej mamuski oraz plan na kolejny dzien. Ja oraz M. chcielismy dzieciakom pokazac starowke w Gdansku, ale zaproponowalam szwagrom, ze pojedziemy sami, zeby nie musieli sie z nami ciagac. Najwyzej wezmiemy ze soba ich dziewczyny. Siostra i szwagier jednak zaprotestowali, ze nie ma mowy, to bylo swieto, dzien wolny, wiec jedziemy wszyscy. Poza tym oni chca z nami spedzic jak najwiecej czasu, skoro zaraz nastepnego dnia jedziemy w gory. Trzeba sie tylko bylo zebrac z samego ranka, zeby zdazyc wrocic na drzemke najmlodszego. W ten sposob, juz o 8:30 rano kolejnego dnia, wyladowalismy na ulicy Dlugiej. ;) Przy okazji kolejna anegdotka "mamusiowa". Otoz, poprzedniego wieczora, kiedy ustalilismy, ze rano jedziemy do Gdanska, siostra przypomniala, ze trzeba by wyslac wiadomosc mamie, bo jeszcze przyjedzie z samego rana, pocaluje klamke i sie obrazi. Potem jednak dobrze sie gadalo, drinkowalo i o smsie przypomnialysmy sobie z siostra kladac sie do lozek. Byla juz prawie 1 nad ranem, ale wyslalam zeby byla poinformowana o planach. Poniewaz mamuska wstaje skoro swit, spodziewalismy sie, ze raczej przypedzi o wschodzie slonca zeby na Dluga pojechac z nami. ;) Nic takiego sie jednak nie stalo.

Zdjecie pod Neptunem musi byc, a Najmlodszy jak zwykle nie wspolpracuje ;)
 

Tymczasem, spacerujemy po pieknej starowce i nagle dzwoni moj telefon. Matka! Ze pewnie jestem juz w Gdansku i teraz wysylam jej wiadomosc, ze ona wlasnie chciala jechac do mojej siostry kiedy dostala smsa i ze jestem swinia! Odpowiadam, ze owszem, jestesmy juz na Dlugiej, ale ze wiadomosc to jej wyslalam w nocy. Na odpowiedz slysze, ze klamie, ze ona widzi przeciez, ze wiadomosc zostala wyslana o 9. I rzuca sluchawka! Typowe dla mojej matki! Nie wyslucha, nie da wyjasnic czy chociaz odpowiedziec, tylko od razu bach! rozlaczyc sie! Przyznaje, ze przez 10 lat odzwyczailam sie troche od jej gierek, wzbudzania poczucia winy, szantazu, itd., wiec zrobilo mi sie glupio. Pomyslalam, ze telefon mam w hamerykanskiej sieci, wiec moze faktycznie wiadomosc doszla do niej z opoznieniem. Po chwili jednak matka wysyla mi zrzut z ekranu swojego telefonu, pokazujacy wiadomosc jak byk o godzinie 00:46! Nie wiem jakim cudem matka go nie przeczytala wczesniej, ale to juz nie moj problem. :/

Mamuska nieco popsula nam humory, ale spacer i tak byl bardzo fajny, choc slonce prazylo niemilosiernie. Chcielismy kupic wody, ale wszystkie automaty przy Dlugiej byly... puste. Wlasnie skonczyl sie Jarmark Dominikanski, co moze tlumaczyc taka posuche. ;) Odbilismy nieco w bok do najblizszej Zabki, ale okazalo sie, ze rowniez tam wody... brak. :O W koncu kupilismy ja w mijanym monopolowym, gdzie sprzedawczyni trzymala wszystkich potencjalnych klientow na zewnatrz, bo wlasnie umyla podloge i nie wpuszczala nikogo az wyschnie! Zrywalismy z M. boki, bo takie cos, to tylko w Polsce! :D

I pod slynnym Zurawiem
 

Zaopatrzeni w cenny napoj, moglismy uciszyc jeki mlodszej siostrzenicy, ktora, mimo 7.5 lat, wyla juz prawie w glos, ze tak jej goraco i chce sie pic. :D Poszlismy wzdluz Motlawy zeby dojsc do knajpki, w ktorej planowalismy zatrzymac sie na poranna kawe dla wszystkich rodzicow. Po drodze do szalu doprowadzal mnie Nik, ktory uparcie macal wszystko na mijanych straganach i awanturowal sie zeby mu cos kupic, a sprzedawcy rzucali mi krzywe spojrzenia... A przy Starowce, wiadomo, ceny maja takie, ze prosze siadac. ;) Humory troche poprawily sie, kiedy akurat mijala nas przeplywajaca "Czarna Perla", a Mlodszy wykrzykna do nich pirackie (i angielskie) Yo Ho Ho Maytes!!! Jakis pelen werwy przewodnik odkrzykna Ahoj!, co wywolalo salwy smiechu i na pokladzie i wsrod otaczajacych nas ludzi. ;)

Tu odbywa sie wlasnie komunikacja z Czarna Perla, ku uciesze "gawiedzi" ;)
 

Miny szybko nam zrzedly, bowiem upatrzona knajpka okazala sie zamknieta, podobnie jak 99% innych, a to z powodu swieta (15 sierpien). Choc starym strasznie chcialo sie kawy, na poczatek trzeba bylo uciszyc mlodziez, ktora ponownie zaczela jeczec, ze goraco, ze chca usiasc, a najmlodszy wsciekal sie uwieziony w wozku. ;) Zatkalismy dzieciarnie lodami (swoja droga - 140 zl za 6 swiderkow i pare dlugich zelkow?! :O; no ale to ulica Dluga, czy raczej zaraz obok), a potem udalo sie znalezc mala, klimatyczna restauracje w bocznej uliczce.

W koncu troche cienia!
 

Na szczescie stoliki mieli w cieniu, a ze nie bylo tam ruchu samochodowego, mozna bylo wypuscic roczniaka zeby sobie potuptal po bruku. ;) I na tym zakonczylismy wizyte w Gdansku, zblizala sie bowiem godzina 11, czyli nieuchronny czas kladzenia siostrzenca na drzemke.

Wracajac do auta trafilismy na takie fajne zraszacze
 

Sama pamietam, ze w razie wyjazdow raczej pozwalalam Potworkom zasnac w aucie, a potem sie ich przenosilo z wiekszym lub mniejszym sukcesem, ale moja siostra jest pod tym wzgledem nieugieta. Mlody ma spac we wlasnym lozeczku, bo wtedy spi po 3 godziny, wstaje wyspany i nie trzeba go godzine nosic dla dobudzenia. Zreszta, wszyscy bylismy zmeczeni upalem i z ulga wrocilismy na "wioske". Rodzice skonsumowali jeszcze kawy domowej, a dzieciaki ublagaly wujka/tate, zeby wlaczyl im zraszacze, tym razem przy domu. ;) Upal byl niemozliwy, wiec szwagier dal sie namowic dosc szybko. 

Przebiegamy tak, zeby sie nie zamoczyc ;)
 

Rozochocone dziewczyny zmowily sie przeciw Nikowi, dorwaly wiaderka i zaczely gonic za nim po calym ogrodzie. W odwecie siostra wygrzebala dla niego pistolet na wode (raczej karabin :D), co niestety zaowocowalo zazdroscia mlodszej siostrzenicy i szarpanina (ech...), ale i tak w ogolnym rozrachunku dzieciaki mialy frajde. ;)

Odwet najbezpieczniej jest wziac na siostrze ;)
 

O dziwo wczesnym popoludniem przyjechala tez moja mamuska i to w miare w humorze, wiec spedzilismy reszte dnia naprawde rodzinnie i sielankowo. Pod wieczor przeszla burza, ktora dodatkowo podlala juz przemoczony trawnik. W efekcie powstaly piekne kaluze, ktore starszaki szybko wykorzystaly.

Muddy puddles!
 

Nie pytajcie jak potem wygladali... Na szczescie Najmlodszy poszedl juz spac... ;) A potem niestety trzeba bylo dopiac walizki i pozegnac na 6 dni Pomorze, bo kolejnego ranka mielismy przejechac na drugi koniec Polski.

Pamiatkowe zdjecie calej piateczki :)
 

CDN.

14 komentarzy:

  1. Ło matko, jak dobrze, że wróciłaś z regularnymi postami - tęskniłam! Kurcze, mimo specyficznego charakteru Twoja mama jest naprawdę zadbaną, atrakcyjną babką, strasznie młodo wygląda 😉
    Już wiem po kim wraz z siostrą wyglądacie tak młodo. Cholerka, zazdroszczę, że wychowałaś się w Gdyni, naprawdę piękne miasto. 😊😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Gdynia nie ma starowki jak wiele miast w Polsce, ale ogolnie ma w sobie to "cos". Chociaz, ja nie jestem obiektywna. ;)
      Mama chyba wygada na swoje lata. Moj tata za to zupelnie nie (nawet siwy nie jest), wiec moze po nim? Choc mi sie wydaje, ze ja to na babe 40-letnia wygladam. Moja siostra to jeszcze mloda dupcia. :D

      Usuń
  2. Stilo zaczelo sie robic takie wstretne 3 lata temu. Mam domek w Sasinie Zielonce i az sie voje, co bedzie dalej. Na plaze jezdzimy na rowerach (tam to podstawowy srodek lokomocji) do Slajszewa, bo tam jeszcze pustawo. Niemniej niedlugo maja pozamykac plaze az do Slajszewa z powodu budowy elektrowni atomowej. Mam ndzieje, ze to jednak bedzie taka sama klapa jak wszystko inne, co robia rzadzacy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uch, tez mam nadzieje, bo szkoda pieknego wybrzeza... Musze mamie powiedziec o Slajszewie w takim razie, bo ze Stilo robi sie druga Jastrzebia Gora... :/

      Usuń
  3. Fajne wakacje mieliscie, bo takie bardzo rodzinne. Co do watpliwych atrakcji wprowadzanych przez matke: osoby z zaburzeniami osobowosci (delikatnie mowiac - swiry, wariaci, psych. chorzy) zawsze tak sie zachowuja, ze wszystko ma byc wedlug ich planow, pomyslow, upodoban. (Nawet, gdy owe plany sa najbardziej nielogiczne, nietrzymajace sie kupy.) W przeciwnym razie reaguja awanturami, obrazaniem sie, psujac nastroj innym. Moja tesciowa zachowuje sie 100 razy gorzej, niz to co opisujesz z matka. Wiec i tak mieliscie duzo lepiej, niz my "wypoczywajac" z tesciowa.
    Cudownie, ze dzieci sie dobrze poznaly, a 2 dziewczynki az zaprzyjaznily. Juz sobie wyobrazam, jak fajnie bedzie, gdy dzieci z PL beda do was do Ameryki przyjezdzac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze to kiedys nastapi! ;) Bo narazie starsza moglaby przyleciec, ale samej jej nie puszcza, a siostra ma malucha, wiec tez sie nie wybiera. Panna moglaby ewentualnie przyleciec z babcia, ale rozumiesz... jakos mnie to nie porywa... :D
      Musze przyznac, ze matka i tak tym razem zachowala sie lepiej niz ostatnio. Moze bardzo sie starala, a moze po prostu zbyt byla zajeta mlodsza siostrzenica, zeby rzadzic wszystkimi naokolo. ;)

      Usuń
  4. Super wakacje Agatka, i musze dodac ze wszyscy wygladacie swietnie! Czekam na dalsza czesc bo my w tym roku w Polsce (na stale mieszkamy w UK) tez pojechalismy odwiedzic Tatry. Kocham i tylko zaluje ze bylismy tak krotko. Mama hmm specyficzna osoba :-) ALE wyglada musze przyznac swietnie, no dalabym gora 50 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, moze na zdjeciu, bo normalnie to mamuska wyglada na swoje lata, choc faktycznie trzyma sie bardzo dobrze.
      Dalsza czesc juz sie napisala. ;)

      Usuń
  5. Jakbyście spokojnie wyruszyli na wakacje, bez wcześniejszych przygód to mielibyście za dobrze ;)
    Chociaż zakrytych oczu odniosłam wrażenie, że razem z mamą i siostrą jesteście bardzo do siebie podobne. Fajnie, że mimo takiego dość napiętego planu udało się Wam choć trochę pozwiedzać i wcale Ci się nie dziwię, że chciałaś pokazać dzieciom miejsca, w których się wychowałaś i które były Ci bliskie.
    Patrząc na zdjęcia młodszej siostrzenicy i to co piszesz, to mam wrażenie, że wypisz wymaluj nasza Majka. Ona ma dokładnie takie same mini na 99% zdjęć.
    Ja przyznam, w pewnym momencie trwania Waszych wakacji zaczęłam się zastanawiać czy dajesz radę wytrzymać z mamą. Jak Krzysiek zapytał czemu, to powiedziałam mu, że nasze mamy mogłyby sobie podać rękę - skwitował tylko, że nie zazdrości Wam takiego urlopu. Jak mu teraz troszkę wspomniałam o akcjach Twojej mamy to stwierdził, że myślał, że mojej już nikt nie pobije, ale jednak Twoja wychodzi na prowadzenie... Szkoda, że zachowanie Twojej mamy położyło się cieniem na Waszym wyjeździe i wpędzało Cię w poczucie winy, ale cieszę się, że ogólnie wyjazd się udał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? No nie moze byc zeby wszystko poszlo gladko... ;)
      Nieee, te zakryte oczy sa mylace. Tak naprawde to zadna z nas nie jest podobna do mamy. Moja siostra to wykapany tata, ich zdjecia z dziecinstwa sa po prostu identyczne. Ja z kolei zawsze sie smieje, ze jestem adoptowana, bo nie wygladam jak zadne z moich rodzicow. :)
      Niestety, mlodsza siostrzenica, jesli nikt akurat nie poswiecal uwagi jej i tylko jej, co chwila marudzila i zawodzila. Nie powiem, bo Nik tez strzelal fochy (oni maja troche podobne charaktery), ale on byl w obcym miejscu, pozbawiony swoich normalnych zabawek i rozrywek, a jak jeszcze kuzynka mu ciagle wszystko zabierala, to mial prawo byc troche rozbity. Wedlug mnie, bo moze troche go tlumacze. ;) Tamta panna byla u siebie, otoczona nadskakujaca babcia i uleglymi rodzicami i ciaaagle o cos stekala.
      Mama niestety musiala dac kilka popisow, chociaz M. i tak stwierdzil ze zachowywala sie duzo lepiej niz 10 lat temu. Tylko ze on nie widzial wymiany sms'ow w Zakopanem... :/

      Usuń
  6. Fajnie, ze wrocilas! Urlop super, wszyscy zadowoleni, milo ze spedzilas tyle czasu z siostra i jeszcze pozwiedzaliscie :) Przykro tylko z powodu mamy, mielismy podobne doswiadczenia z pobytu u tesciowej... Jeszcze sie nie zabralam za posta z wakacji, ale moze co nie co opisze, bo tez juz czasem nerwy nam puszczaly :/ Trzymajcie sie i czekam na kolejne relacje :) Malwina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, urlop mielismy bardzo udany, nawet pomimo akcji z mamusia. ;)
      Czekam na Twoja relacje i zdjecia! Strasznie mi sie marzy Grecja! :)

      Usuń
  7. Etapami przeczytalam i zdjecia obejrzalam. Teraz czekam na dalsza czesc podrozy i wspomnienia z Zakopanego. Mamuska fajnea kobieta, ale chyba tylko na zdjeciu ;) A spodnica w cytrynki normalnie cudo. Cala wasza rodzinka taka wysoka- dzieci was przerosna. Ciekawa jesem wrazen potworkow co do Polski? Pozdrawiam z Niemcowa Lux

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, przy moich tasiemcach nie da sie przebrnac za jednym zamachem. :D
      Matka niestety jest bardzo "specyficzna" osoba i czasem ciezko z nia wytrzymac. ;)
      Ja tez uwielbiam te spodnice. Zamowilam na Amazon zeby miec cos prostego do biegania na codzien, a stala sie moja ulubiona.
      My z siostra jestesmy dosc wysokie po tacie. Mama jest raczej sredniego wzrostu. Siostrzenice i siostrzeniec pewnie nas przerosna bo szwagier jest bardzo wysoki. Moj M. jest jak na chlopa niski, wiec Potworki moga sie w niego wdac i zostac takimi "krasnalami". :D

      Usuń