Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 1 października 2021

Ostatnie dni wrzesnia i ksiega zapominalstwa :D

Za nami zwyczajny tydzien, bez zadnych sensacji, co mozecie zobaczyc po znikomej ilosci zdjec. Wszystkie sa z pilki, jak nie z meczow, to z treningow. Nie dzialo sie nic innego, co warte byloby uwiecznienia... ;)

Pierwszy weekend jesieni byl meczacy, choc pozornie nic takiego sie nie dzialo. Sobota, 25 wrzesnia, zaczela sie dylematem, bo Potworki mialy mecze o idealnie tej samej godzinie, ale Nik w naszej miejscowosci, a Bi dwa miasteczka dalej. Malzonek w pracy, dziadek w pracy, wiec trzeba wybrac gdzie jedziemy. Bardziej sklanialam sie zeby pojechac z Nikiem, skoro jego byl na miejscu, ale z drugiej strony, w kolejny weekend on mial miec az dwa mecze, a Bi zadnego! Stwierdzilam wiec, ze lepiej zeby teraz zagrala sobie Starsza, planujac oczywiscie przy kolejnym takim dylemacie, pojechac z Kokusiem. Niestety, Nik nie rozumie mojego toku rozumowania ani sztuki kompromisu, wiec szykowalam sie na foch i ostra awanture. ;) Niespodziewanie jednak, w sukurs pospieszyl mi... maz. :O Czytacie mnie regularnie, wiec wiecie, ze M. angazuje sie w zajecia dzieci jak najmniej sie da. Wiedzac, ze w sobote pracuje zwykle do 11, nawet nie pytalam czy da rade wziac ktores na mecz, skoro te zaczynaly sie juz o 9. A tu niespodzianka! Kiedy M. uslyszal o dylemacie, sam zaproponowal, ze moze wyjsc z pracy juz o 8, zeby przyjechac na czas i zabrac Mlodszego. No wezcie mnie uszczypnijcie!!! :D Oczywiscie chetnie z oferty skorzystalam, w sobotni poranek wiec rodzielilismy sie na grupe chlopakow i dziewczyn. ;) Dla mnie to zawsze fajna okazja jechac gdzies tylko z jednym Potworkiem. Osobno, kiedy odpada im instynkt rywalizacji, to sa naprawde swietne, bystre dzieciaki. Z drugiej strony, lekko sfrustrowal mnie M., bo kiedy podczas przerwy wyslalam mu sms'a z pytaniem jak radzi sobie druzyna Kokusia, bo u Bi akurat jest 1:1, malzonek odpisal, ze jakies tam gole byly, ale nie bardzo patrzy, wiec nie wie dla kogo. :O Coz, ojciec zabral syna na mecz, ale jesli oczekuje jakiegos dodakowego zaangazowania, to najwyrazniej za duzo wymagam... ;)

Wynikow nie sledzil, ale fote podczas przerwy pstryknal ;)
 

Ostatecznie druzyna Bi wygrala 2:1, a Nika, jak sie okazalo 5:1 (rowniez dla nich). Oba Potworki wrocily wiec do domu zadowolone i z entuzjazmem opowiadaly sobie szczegoly z gry. U Bi np. po rzucie spoza lini, ktos pilke natychmiast odkopnal i to tak mocno, ze przeleciala nad brzegiem boiska, widzami, siatka odgradzajaca teren, odbila sie od drogi biegnacej wzdluz siatki (malo nie uderzajac w przejezdzajacy samochod), po czym wpadla w lasek po drugiej stronie. :D Swoja droga to siatka powinna byc moze troche wyzsza z tej strony, bo siegala mi jakos do piersi, a zaraz po drugiej stronie biegla ruchliwa ulica.

Ja oczywiscie zdjec napstrykalam jak glupia, a potem wiekszosc musialam wywalic, bo byla albo zamazana, albo Bi praktycznie tylem... ;)
 

U Kokusia za to, w przeciwnej druzynie byl jeden z kolegow z jego wiosennej druzyny i w ogole jeden z blizszych kumpli Mlodszego. Tamten chlopiec zwykle gral na pozycji napastnika (i swietnie sobie radzil), ale tym razem poszedl na bramke i biedak wpuscil 3 gole... :D

Po poludniu zabralam sie za niekonczace sie odgruzowywanie chalupy, przy akompaniamencie jeczacych dzieciakow, ktore po chwili odpoczynku po meczach, stwierdzily ze potrzeba im wiekszego towarzystwa i czy moga zaprosic kolegow. Bardzo niepocieszeni byli, kiedy rodzice stwierdzili ze nie maja ochoty na mlodociana bande w chalupie. Bi sie jednak poszczescilo, bo napisala mama jej ukochanej kolezanki czy Starsza chce do niej przyjsc. Tez pytanie! ;) Tu jednak Nik zrobil buzie w podkowke, bo podobno z kumplem caly tydzien umawiali sie na jakas akcje w Minecraft. :D Uznalam, ze jedno obce dziecko moze jakos wytrzymam i napisalam do mamy kolegi. Niesteeety zgodzila sie mlodego przyslac (przyjechal sam, na rowerze). :D Plan byl wiec taki, ze Nik bedzie mial kolege do zabawy, a Bi zaprowadze do kolezanki. Plany planami jednak, a zycie zyciem... W ktoryms momencie mama jej kumpelki napisala, ze pogoda taka piekna, ze chca pojechac na rowery albo pojsc na spacer i czy moga wziac Bi ze soba. Odpisalam, ze jasne, jesli bedzie chciala, niech idzie. Kiedy jednak podeszli pod nasz dom, okazalo sie, ze Bi byla chetna, ale jej kolezanka juz nie bardzo. Zaproponowalam wiec zeby dziewczyny poki co pobawily sie u nas, sasiedzi niech sie jada przejechac, a kiedy beda wracac, zgarna panny do siebie. Nie przewidzialam tylko, ze sasiadow nie bedzie... trzy godziny! :D Jak to jest, ze ja sie zawsze dam wrobic...?! W taki wlasnie sposob, spora czesc popoludnia mielismy czworke dzieci w domu i nie powiem zebym byla zachwycona. Przyznaje, ze przez wiekszosc czasu byli w miare spokojni, tylko co chwila wyciagali cos z szafki z przekaskami. Zaczelam sie az martwic, ze nie bede miala co Potworkom spakowac w tygodniu do szkoly... :/ Kilka razy zaczynaly sie jakies piski, krzyki i bieganie, ale te szybko i ostro ukrocilam. Nie bylam w nastroju do spokojnego mitygowania, bo nie tak wyobrazalam sobie sobotnie popoludnie. Nie dosc, ze z obcymi dziecmi caly czas trzeba uwazac co sie robi i mowi, ani czlowiek spokojnie w majtach nie pochodzi, to jeszcze Bi oraz jej psiapsiolka co chwila zasiadaly w salonie, mimo ze wyganialam je do pokoju Starszej. W salonie jakos bylo im lepiej, szkopul w tym, ze ja tez chcialam sobie tam posiedziec i nie mialam ochoty sluchac dzieciecych (glosnych) dyskusji...

W niedziele rano M. pojechal do roboty. To niespodzianka, co?! :D Ja z dzieciakami dzieki temu mielismy czas zeby spokojnie odespac caly tydzien wczesnego wstawania, a potem bez pospiechu wyszykowac sie do kosciola. Po kosciele jak zwykle po kawe, potem do domu na szybki lunch i wybywalysmy z Bi na zakupy. Starsza byla cala podniecona, bo pierwszy raz jechalysmy razem na taki babski wypad. Ja podchodzilam do tego bardziej sceptycznie, nie mialam jednak wyjscia. ;) Bi rosnie, ma wlasne zdanie i ostatnio nie podoba sie pannie prawie nic z tego co jej kupuje albo co wybieram do ubrania... Poniewaz nadszedl czas na zaopatrzenie dzieciakow w garderobe jesienno - zimowa, Starsza od razu zaznaczyla, ze ona tez chce jechac i wybrac rzeczy dla siebie... :O Co bylo robic... Zabralysmy sie we dwie, ku oburzeniu Kokusia, ktory tez mial chetke jechac, ale sorry, wiem ze Mlodszy w zyciu nie wytrzyma ponad godziny przebierania w ciuchach. Bi, musze jednak przyznac, spisala sie na medal. W sklepie ja ruszylam na dzial chlopiecy, a ona zostala na dziewczecym i tylko co jakis czas przychodzila zameldowac o kolejnych "znaleziskach". Problem? Znalazl sie, a jakze, choc dopiero w domu. ;) Otoz, Potworki nosza podobny rozmiar. Kokusiowi kupuje w tej chwili rzeczy na 10 lat, bo na 8 sa za male lub "na styk", zas rzeczy na 9 praktycznie nie ma. Zreszta, i tak wole mu kupic troche na wyrost. Bi zas jest miedzy rozmiarowkami. Z jednych firm nadal pasuja na nia rzeczy na lat 10, w innych juz na 12. Tu okazalo sie, ze wiekszosc rzeczy wybranych przez Starsza byla w rozmiarze 10, a przy tym ostatnio buntuje sie przeciwko typowo dziewczecym kolorom oraz fasonom. W rezultacie, poza jedna bluzka w kolorze pudrowego rozu i innej z cekinowym pieskiem, wszystkie pozostale wybrala szaro - granatowo - brazowe. Wiecej kolorow to ja wybralam dla Kokusia, bo znalazlam i pomaranczowa bluzke i zielona, ale wiekszosc tez byla z grubsza albo niebieska albo szara. I wieczorem, wkladajac nowe rzeczy do prania, stwierdzilam, ze kurcze, polowa bluzek nie wiem do kogo nalezy! Rozmiar 10, granatowa, szara, albo szaro-granatowa... Nie pamietam czy wybralam ja dla Nika, czy Bi wziela ja dla siebie... Beda awantury jak nic, ze "to moje!!!". :D

Poniedzialek byl dniem niespodzianek, bowiem oba autobusy przyjechaly (prawie) na czas! To ja rozumiem, ze oba Potworki sa o 8:05 w drodze do szkoly, a ja moge spokojnie szykowac sie do pracy! :) Reszta dnia to juz w wiekszosci biuro, a pozniej lekkie okolodomowe ogarnianie. Po drodze musialam jeszcze tylko odebrac Bi i jej kolezanke ze szkoly, bo poniedzialki to teraz gazetka szkolna po lekcjach. Przy okazji przekonalam sie, ze sasiadka mowila prawde o kolejce do odebrania dzieci w tej szkole. W podstawowkach, rodzic musi zaparkowac i podejsc do drzwi, a nauczycielki wypuszczaja dzieci do rodzicow (czasem ich legitymujac, szczegolnie w obecnej dobie maseczek). Swoja droga brawa za zapamietanie tylu twarzy. ;) W obecnej szkole Bi, ktora nie jest juz teoretycznie podstawowka, ale nie jest tez gimbaza, tylko czyms posrednim, to dzieci czekaja na rodzicow na chodniku, ci zas nie wysiadaja nawet z aut, tylko podjezdzaja do kraweznika. Nie powiem, nawet mi sie to podoba, bo pod szkola Kokusia (wtedy tez i Bi) w zeszlym roku nieraz niezle mnie owialo i stalam tam szczekajac zebami. ;) Oznacza to jednak, ze sznurek samochodow ciagnie sie w nieskonczonosc, mimo ze nauczyciele porozstawiani sa przy "trasie" i gestykuluja zeby rodzice podjezdzali dalej. Widzialam co sie dzialo przy odbiorze z klubow, na ktore uczeszcza przeciez tylko czesc dzieci ze szkoly. Strach sie bac jak to wyglada przy odbiorze kilku setek dzieciakow o normalnej porze... Nic dziwnego, ze sasiadka, ktorej starsza corka w zeszlym roku byla jeszcze w tej szkole, zdazyla odstac swoje czekajac az wypuszcza jej mlodsza w podstawowce, po czym przejechac 10 minut do szkoly starszej i jeszcze stala w ogonku zeby ja odebrac. ;) W poniedzialek mialam tez okazje przekonac sie, ze nawet jak ma sie starsze dzieci mozna byc rodzicem "niereformowalnym". Zawsze znajdzie sie jakas nadgorliwa mamusia, ktora zamiast podjechac i pozwolic dziecku wsiasc,  musi wysiasc z auta zeby wziac od synka plecak, bo biedny "Rajanek" nie da rady inaczej wgramolic sie do samochodu. Strasznie jestem cieta na takich rodzicow. :D Podobnie jak na polkoloniach, gdzie zamiast zaparkowac i podejsc z dzieciakiem do stanowiska opiekunow zeby je wpisac na liste obecnosci, niektorzy parkowali pod samym chodnikiem, otwierali mlodziezy drzwi i pomagali wysiasc, bo przeciez biedactwo strasznie sie zmeczy idac te 50m... Najtragiczniejsze, ze to wcale nie byly male dzieci, tylko takie w wieku Potworkow... Kiedy juz dojechalam do chalupy, okazalo sie, ze Nik (o ktorym myslalam, ze juz dobre 45 minut jest w domu) tez dopiero dojechal, bo w jego autobusie... zabraklo benzyny! Rownowaga w przyrodzie musi byc, wiec jak rano przyjechal o czasie, to wiadomo, ze po poludniu zawsze cos pierdyknie... :D A na koniec dnia, ja sama dalam ciala pomagajac Kokusiowi odrobic lekcje. Zrobilismy jedno zadanie bez potkniec, Mlodszy odwraca kartke a tam pozornie takie samo, tylko z innymi cyframi. No to dawaj, robimy z automatu. Niestety, Nik nie przeczytal polecenia (no po co?!), a ja mialam kartke do gory nogami, wiec tez go nie doczytalam. Dopiero jak doszlismy do ostatniego kroku (to bylo takie kilkustopniowe zadanie, na cala strone) cos mi sie zaczelo nie zgadzac. Przekrecilam kartke, przeczytalam polecenie dokladniej i... trzeba bylo wszystko zmazac (cale szczescie, ze Mlodszy uzyl olowka) i zaczynac od poczatku. Brawo matka!!! :D

A! Zgadnijmy kto tego dnia znowuuu zapomnial skrzypiec?! ;)

We wtorek nie dzialo sie praktycznie nic. Autobusy przyjechaly o czasie i rano i po poludniu, juhuu! :) Od rana padalo, wiec trening pilki noznej Kokusia zostal odwolany i utknelismy na cale popoludnie w chalupie. Mlodziez energia wrecz roznosila, wiec cale szczescie, ze mieli prace domowa, ktora przymusila ich do usiadniecia przez chwile spokojnie... Tym razem dokladnie sprawdzilam, co Mlodszy ma do zrobienia. :D Tabliczka mnozenia - luzik. Taaa... Niestety, kiedy po chwili sprawdzilam obliczenia Kokusia, za glowe sie zlapalam! Wszystkie poza jednym zle! :O Kiedy zaczelam jednak sprawdzac gdzie namieszal, okazalo sie, ze Nik same mnozenie zrobil bezblednie, a zle wyniki spowodowane byly tym, co zwykle - niechlujstwem i pospiechem. Otoz, ucza sie mnozenia duzych liczb metoda slupkowa, czyli mnoza kazda cyfre po kolei, a potem dodaja wszystkie wyniki. Tymczasem Mlodszy tak bazgral, ze niewiadomo bylo, ktora cyfra to dziesiatka, ktora setka, ktora tysiac... Nic dziwnego, ze przy dodawaniu wyszedl kogel - mogel. Caly Nik! :D Strzelil lekkiego focha kiedy kazalam mu wszystko schludnie przepisac i podliczyc jeszcze raz, ale potem bardzo byl zadowolony, kiedy na kalkulatorze pokazalam mu dowod, ze dobrze policzyl. ;) Poza tym, przyszla wiadomosc z Polskiej Szkoly, ze ognisko zaplanowane na te sobote odwoluja z powodu "zimnej pogody". Szkoda, bo planowalam przyjechac tam z Potworkami po meczu Kokusia. Z drugiej strony jednak, przynajmniej zyskamy spokojna sobote, bez jezdzenia z jednego miejsca na drugie... Najlepsze, ze (jak napisalam wyzej) ognisko zostalo odwolane z powodu "zimna". Spojrzalam na prognoze. Hmmm... Na sobote zapowiadaja 21 stopni i slonce, co jak na poczatek pazdziernika, jest moim skromnym zdaniem, bardziej niz przyzwoita pogoda. Wstepnie impreze przeniesiono na kolejny weekend, ale im dalej w jesien, tym szansa na cieplejszy dzien jest coraz mniejsza, wiec nie wiem na co oni licza. Podejrzewam, ze odwolanie jest z zupelnie innej przyczyny, a pogoda to tylko wymowka. W kazdym razie troche jestem rozczarowana, bo planowalam pojechac z Potworkami na to ognisko, a w kolejny weekend (kiedy zadne nie ma meczu) zawiezc ich do Polskiej Szkoly na lekcje. W ten sposob mieliby kontakt z ta szkola dwa razy pod rzad. Teraz wychodzi, ze bedzie to tylko raz... :/

Aha! We wtorek rano powiedzialam Kokusiowi, ze nie musi tego dnia przynosic do domu skrzypiec, bo kolejnego - w srode, mial miec lekcje gry, wiec i tak nie byloby wystarczajaco czasu zeby pojechac i wymienic smyczek. Po poludniu zdazylam przyjechac do domu przed Nikiem. Patrze przez okno, a Mlodszy wysiada z autobusu... ze skrzypcami! :D 

Za to zapomnial... bluzy. :/

Poranki zrobily sie nagle brutalnie zimne. Ogrzewania nadal nie wlaczylismy bo w dzien dom ogrzewa sie do znosnych temperatur, choc ja - najwiekszy zmarzluch w rodzinie, chodze w bluzie. ;) Rano jednak w calym domu ciagnie chlodem i nawet Potworki zakladaja puchate szlafroki oraz kapcie, bo kafle sa o tej porze lodowate. Mysle, ze jeszcze pare dni, a skapitulujemy i podkrecimy ustawienia termostatow zeby nad ranem dom sie troche ogrzewal... Dzieciaki z zalem porzucily krotkie spodenki, bo stojac rano i czekajac na autobusy, podrygiwali w miejscu zeby sie zagrzac. ;) Sroda byla pierwszym dniem w dlugich spodniach i radosci bylo co niemiara (jak zawsze przy jakiejs "nowosci"), choc wiem, ze za kilka dni pewnie beda jeczec, ze chca znow spodenki. :D Na gore jednak zakladaja nadal t-shirty (choc rano z bluza na wierzch) bo po poludniu temperatury wspinaja sie do 18-20 stopni. Poza tym sroda nie wyroznila sie niczym specjalnym. Dom, szkola - praca, dom, zadania domowe, to tak w duzym skrocie. ;) Kumpela zadzwonila do mnie, ze chce zapisac swoja core na gimnastyke, a pamietala, ze Bi tez strasznie prosila. Pytanie tylko czy dziewczyny sie gdzies dostana. Moja kolezanka pytala w jednym miejscu i nie maja wolnych miejsc, a ja sprawdzilam w innym, gdzie wszystkie grupy sa pelne, poza dwiema. Niestety, obie maja zajecia we wtorki, a mi te wtorki pasuja tak srednio na jeza, bo Nik jeszcze przez 5 tygodni bedzie mial tego dnia trening pilki noznej. Musialabym zawozic Mlodszego, popatrzec kilka minut, po chwili pedzic z Bi zeby podrzucic ja na gimnastyke, tam chwilke poobserwowac, nastepnie jechac po Kokusia, zabrac Mlodszego i wracac po Bi. Nie widze tego kolorowo, chyba ze M. stanie na wysokosci zadania i przejmie dowozenie jednego z Potworkow. ;) Zobaczymy jednak czy w ogole uda sie Bi zapisac, bo w grupie na godzine 17 zostaly tylko 2 miejsca, a na 18 - piec. Normalnie wybralabym 17, bo zawsze to wczesniej, ale Starsza dojezdza teraz ze szkoly tak pozno (w srode przyjechala o 16:38! :O), ze musialabym ja zgarniac od razu z autobusu, na glodniaka i pedzic z nia na gimnastyke... Tymczasem pisala tez do mnie sasiadka, ze zapisala corke na pilke nozna w klubie w naszej miejscowosci. Kiedys gadalysmy, ze Bi chciala grac ze swoja przyjeciolka, wiec dawala mi znac, "bo fajnie jakby mogly byc razem". Kiedy jednak sprawdzilam na jakie zajecia sasiadka zapisala swoja, okazalo sie, ze zaczynaja sie juz o 16! :O Z rozkladem jazdy autobusow nie ma mowy zeby Bi zdazyla dojechac, a nie moge jej odbierac po szkole, bo musialabym wychodzic juz o 15. Raz na jakis czas moge sie tak urwac, ale nie co tydzien. Odpisalam wiec sasiadce, ze niestety grafik mi nie pasuje, a ona na to, ze no tak, ona tez nie jest pewna jak da rade dowozic corke, ale najwyzej poprosi swoja opiekunke zeby ja odbierala ze szkoly i ona moze odbierac tez Bi. No tak, niektorzy maja oplacone opiekunki, ktore moga tez robic za szofera. ;) Nie wykluczam tez tego, ze sasiadka namawiala mnie do zapisu Bi z nadzieja, ze bede tez odbierac i przywozic jej corke, jak robie juz zreszta w poniedzialki. A takiego! ;) Nie chce tez angazowac w odbior Starszej ich opiekunki, ktora dla nas jest przeciez zupelnie obca osoba. Zreszta, Bi ostatecznie i tak stwierdzila, ze woli gimnastyke, co dla mnie jest szokiem, bo myslalam, ze da sie pokroic za to, zeby na jakies zajecia chodzic z psiapsiolka... ;)

Nik wrocil tego dnia grzecznie ze skrzypcami (musial je wziac rano na lekcje gry). Juhuuu! Przywiozl tez zapomniana bluze oraz inna, zastepcza, ktora dalam mu rano. 

Za to zapomnial... bidonu! :D

W czwartek oba Potworki mialy miec robione szkolne zdjecia, wiec od rana stroily sie niczym dwie sroki. ;) Z  Bi w sumie namieszalam ja, bo uczesala sie w zwykla kitke, wiec zaproponowalam, zeby moze wlosy rozpuscila. Na wszystkich zdjeciach szkolnych zawsze ma kucyka i w rezultacie wlosow jej kompletnie nie widac. W tym roku ma je jeszcze krotkie i fajnie byloby je pokazac, na pamiatke, bo zakladam, ze Starsza jednak znow zapusci kudly. Zaczela wiec kombinowac z opaskami, albo zwiazujac tylko wlosy ze skroni, zaangazowala mnie w czesanie, bo nie wychodzilo jej rowno, potem jeczala, ze tez jej krzywo zwiazalam i skonczylo sie frustracja i moja i jej. ;) Nikowi za to polozylam na glowie troche zelu, zeby wlosy trzymaly sie na jednej stronie, bo inaczej opadaja mu tez na druga i wyglada niczym strach na wroble. ;) Chwile pozniej Mlodszy przychodzi, zeby mu jednak kitke uczesac! Na jednej stronie zaschniety zel, musialam wiec go wyczesywac, zbierac wlosy w kucyka, po czym zelowac przod, ktory nadal jest troche za krotki i wyslizguje sie spod gumki. Nie bylam pewna czy wytrzyma do czasu zdjec, wiec przykazalam Kokusiowi zeby spojrzal w lustro zanim pojdzie na foty i jak cos uklepal wlosy z przodu za pomoca wody. Czy Mlodszy pamietal? Zobaczymy jak przyjda zdjecia... :D Z tego wszystkiego zapomnialam zrobic fote Potworkow odstrojonych niczym stroze na Boze Cialo. ;)

Tego dnia nikt nic nie zapomnial! :D

Zapisalam Bi na gimnastyke (ciekawe jak dlugo przy tym zostanie?), z wypozyczalnia skrzypiec umowilam sie na wymiane smyczka (meh; kolejna rzecz do zalatwienia w sobote), zas Kokusia zapisalam na... szermierke. Szermierke, moi drodzy! :O Mlodszy blaga juz o nia od bodajze dwoch lat, ale najpierw byl za maly, a rok temu juz byl zapisany, juz mial zaczac zajecia i... walnela pandemia, szermierke zawieszono i choc wiekszosc zajec szybko wrocila, to te akurat nie. W srode jednak zupelnie przypadkowo, szukajac czegos innego na stronie miasta, rzucilo mi sie w oczy, ze znow jest! Spytalam Nika czy chce, oczywiscie chcial, wiec czym predzej go zapisalam. :) Czwartkowe popoludnie bylo mocno zalatane, bo Nik mial trening druzyny plywackiej, a Bi pilki noznej. Zalezy mi zeby, ze wzgledu na zla posture, Mlodszy chodzil na plywanie jak najdluzej, ale ostatnio coraz bardziej sie opiera, mimo ze pozwolilam mu ograniczyc treningi do jednego dnia w tygodniu (normalnie sa 4). Poki bylo cieplo i mogl jechac w kapielowkach, a potem wracac bez przebierania, tylko owiniety recznikiem, to nawet chetnie chodzil. Ale teraz, kiedy zrobilo sie chlodniej i niestety nie ma bata - trzeba sie przebrac w suche rzeczy, zaczyna marudzenie. Jeszcze zeby w tym roku zorganizowali zawody, to bylaby jakas motywacja. A tak, plywanie dla samego plywania, szybko sie nudzi... Tak czy owak Nik poki co chodzi, wiec M. zabral go na basen, a ja pojechalam z Bi na boisko.

Trening to dla tych mlodych dam przede wszystkim spotkanie towarzyskie ;)
 

Dziewczyny biegaly, a ja chodzilam w kolko. Pomyslalam, ze wykorzystam ten czas zeby poruszac sie na swiezym powietrzu. Dni sa teraz jednak duzo krotsze, a jeszcze czwartek byl ogolnie pochmurny i chlodny, wiec dosc szybko dostalam trzesiawki, skapitulowalam i wskoczylam do auta. ;) Obecnie treningi Bi sa dlugie - trwaja godzine i 15 minut, ale zastanawiam sie ile to potrwa. Trening konczy sie o 18:45 i ostatnie 10 minut to juz szarowka, bo boisko jest niewielkie, a za to z trzech stron otoczone wysokimi drzewami. Pod koniec malo juz tam widac. Za miesiac bedzie zupelnie ciemno, mimo, ze u nas czas zmieniamy dopiero po zakonczeniu sezonu pilkarskiego. :)

Myslalam, ze to tylko Bi ubrala sie dziwacznie, ale okazalo sie, ze oprocz niej jeszcze pare dziewczynek mialo legginsty, na nie wysokie, pilkarskie skarpety, a pod nimi jeszcze ochraniacze. Rewia mody na boisku ;)
 

A dzis przywitalismy pierwsze przeziebienie w tym sezonie... Bi zaczela smarkac juz w czwartek wieczorem, ale myslalam poczatkowo, ze to zmiana temperatur, bo na treningu na zewnatrz zimno, w domu cieplo... Piatkowy poranek niestety rozwial moje watpliwosci. Starsza ma katar jak ta lala... Dobrze, ze chociaz chwycilo ja na weekend, to do poniedzialku troche sie podkuruje. To znaczy, dobrze dla niej, bo przeziebienie niechybnie przejdzie na Kokusia i na mnie, a nas juz wezmie raczej w srodku tygodnia. :/ Malzonek moze sie wywinie, jak to czesto bywa...

Zegnam wiec typowo jesiennie, ze smarkami w tle. :D

17 komentarzy:

  1. No i znowu mialas luzny tydzien, az sie ziewac zachcialo. To dobrze, ze moglas odsapnac. U nas tez nieco chlodniej, ale glownie o poranku i wieczorem, bo za dnia nadal jest pieknie i slonecznie.
    Szermierka dla chlopca to wspanialy sport. Gratuluje Nikowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, tylko dlaczego ja sie wcale nie czuje odsapnieta?! :D

      Usuń
  2. Faktycznie jak na Was to nudny ten tydzień ;)

    Mam nadzieję, że autobusy poprawiły się już na stałe, ale z tym brakiem benzyny to mnie rozłożyłaś na łopatki. Jak można nie zauważyć czegoś takiego?

    Brawa dla M. za to, że zawiózł Nika na mecz. Może jak tak pojedzie kilka razy, to w końcu zacznie zwracać uwagę na wyniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M. ostatnio tak jaby troche chetniej zawozi to jedno, to drugie na jakies zajecia. Mam nadzieje, ze popatrzy i zrozumie, ze wiekszosc dzieci cos robi poza szkola, bo mam wrazenie, ze on uwaza ze oni sa za mali i to moj wymysl. ;)
      Ja tez nie moglam uwierzyc ze w autobusie moglo zabraknac benzyny. Czesto rano jest inny kierowca niz po poludniu i podejrzewam, ze temu rannemu nie chcialo sie tankowac, a ten popoludniowy stwierdzil, ze moze mu sie jednak uda przejechac bez zatrzymywania na stacji... No i klops. :D

      Usuń
  3. No tak, z zaproszeniem dzieciarni do domu to się wkopałaś... ;P
    Szok, że M. dobrowolnie pojechał na mecz, ale może faktycznie wejdzie mu to w krew.
    Co do zakupów, to w sumie fajnie, że Bi sama już je sobie ogarnia, Ty możesz spokojnie zająć się garderobą Nika ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, ze z zakupami to spora ulga, bo dosc juz mialam wiecznego wyklocania sie z Bi, bo nie pasuje jej bluzka albo spodnie, ktore wybralam...
      Mam nadzieje, ze M. sie troche zaangazuje, choc juz w tym sezonie chyba nie bedzie mial okazji. :)

      Usuń
  4. "Za to zapomniał..." - uśmiałam się z tego refrenu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byl straszny tydzien pod tym wzgedem. Cos w powietrzu, czy jak?! :D

      Usuń
  5. Też tak mam, że robię całą masę zdjęć, a później okazuje się, że tak naprawdę nadaje się tylko kilka z nich. Zapraszanie dzieciaków do domu to zawsze niezłe wyzwanie i ładnie mówiąc "mały huragan"... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejny tydzien stanowczo odmowilam dodatkowych malolatow w domu, ku rozpaczy dzieciakow... ;)

      Usuń
  6. Zapominanie to standard. Ostatnio Młody z szatni wyjął dwie kurtki. Po południu jest ciepło, więc zapomniałem mamusiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas ostatnio to zwykle Bi jest krolowa zapominalstwa, dlatego w szoku bylam, ze to Nik zapominal czegos raz za razem... :D

      Usuń
  7. Mój synek co poniedziałek ma w szkole basen. Co poniedziałek więc czegoś zapomina przynieść do domu - mokrych rzeczy z basenu, bluzy, bidonu, lunchboxa. I co tydzień obiecuje, że to było ostatni raz:) a później przychodzi kolejny poniedziałek:))

    Ps. A tatuś się wykazał, czyli światełko w tunelu jest:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuu, no mokre rzeczy to juz niefajnie. Jak tak poleza kilka dni, to przyniesie, ale z zielonkawym nalotem i "ciekawym" zapaszkiem... :D

      Usuń
  8. U mnie jest ostatnio sporo roboty, ale jednak dla mnie dużym ułatwieniem w pracy okazało się prawo jazdy a częstochowa. Zawsze to jest jednak większa inwestycja w siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę intenstywny dzień, przynajmniej można być dumyn z siebie :))

    OdpowiedzUsuń
  10. My zazwyczaj w tym czasie zabieramy się za porządki czy po prostu wprowadzamy zmiany w naszym domu. Ostatnio zmienialiśmy osłony okienne i całkiem dobrze sprawdziła się u nas folia samościemniająca

    OdpowiedzUsuń