Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

poniedziałek, 20 września 2021

Jak z relaksu wpasc w kompletny wir

Ostatniego posta zakonczylam na powrocie do domu, czyli w czwartek, 9 wrzesnia. Musze tu choc raz przyznac racje M., ze tym razem wczesniejszy powrot byl dobrym pomyslem. :D Calutenki czwartek okazal sie deszczowy, zgodnie zreszta z zapowiedziami, ale wiadomo na ile czlowiek moze ufac prognozom. ;) Cieszylam sie, ze nie musze w taka pogode zapakowywac przyczepy (kemping byl piaszczysty i przy deszczu robilo sie tam "piekne" blocko) i potem dobrych pare godzin jechac przy fatalnej widocznosci i warunkch na drodze. Zamiast tego bylam we wlasnej chalupie, choc nie moglam sie w niej niestety zaszyc na caly dzien. ;) Zaczelam od kontynuacji rozpakowywania przyczepki, biegajac w deszczu w te i we wte, ale przynajmniej po asfalcie i trawie, wiec klapki pozostaly w miare czyste. ;) Najpierw planowalam tylko przyniesc reszte jedzenia, zeby myszy nie wlazly, ale potem z rozpedu przynioslam juz wszystko. Pozniej trzeba bylo zaczac runde prania za praniem, no i podazylam na zakupy, jako ze lodowka wolala o uzupelnienie. A popoludnie i wieczor to proba zorganizowania od nowa rzeczywistosci szkolno - pracowej, ktorej przed wyjazdem zasmakowalismy tylko przez 3.5 dnia. ;)

W piatek odprowadzilam Potworki na autobusy, po czym podazylam do pracy. I dostalam takiego wku*wa, ze wyszlam juz o 15. I tak zreszta szefa nie ma... ;) Na dzien dobry, przed wyjazdem mielismy szalone kilka dni, wiec moje biurko tonelo doslownie w papierach. Zaczelam to przegladac probujac sobie mniej wiecej przypomniec co porabialam zanim zniknelam, jednoczesnie sprawdzajac ponad setke maili, ktore nadeszly podczas mojej nieobecnosci (wiekszosc i tak poszlo do wywalenia). Pomijam fakt, ze za cztery dni mialam zrobic krotka prezentacje. Ogarne kilka slajdow, choc nienawidze wystepowac... Najgorsze jednak, ze dostalam zawiadomienia iz w pracy wprowadzaja... werble prosimy... obowiazek szczepien na korone!!! @#%^&&**Nochujbytowzialjaciepierdole*&^%$##!!! Nasz budynek formalnie nalezy do akademii medycznej i choc jestesmy prywatna firma i nie ma tu pacjentow, a studentow w budynku jest garstka, podpieli nas pod jedna organizacje. :/ Przez weekend oczywiscie troche ochlonelam. Spodziewalam sie, ze kiedys to moze nastapic. Tego samego oczekiwal zreszta u siebie M. Teraz zastanawiam sie ktore z tego cholerstwa wybrac... Pfizer wydaje mi sie najbezpieczniejszy. Moderne odrzucam z gory, bo (prawie) wszyscy, o ktorych slyszalam ze ja wzieli, strasznie ja odchorowali. Kusi mnie za to bardzo Johnson, ze wzgledu na jednorazowa dawke. Tu jednak boje sie ryzyka zakrzepow... I tak bije sie z myslami i pytam wszystkich naokolo, ktora szczepionke przyjeli...

Poza ta jedna z najgorszych wiadomosci w robocie, dzien minal w miare zwyczajnie. Kontunuowalam pokempingowe pranie, a dodatkowo Bi miala pierwszy trening pilki noznej. Normalnie powinna go miec w czwartek, ale z powodu deszczu zostal przeniesiony. Starsza jechala cala zestresowana, bo jak w poprzednie dwa sezony roczniki byly laczone jako 2011/2012, wiec miala w druzynie sporo mlodszych dziewczynek, tak w tym roku to 2010/2011, a wiec teraz ona jest jedna z mlodszych. Poza tym, druzyny sa laczone na podstawie adresu oraz szkoly dziecka, ale obecnie Bi chodzi juz do placowki z dziecmi z calego miasteczka, mogla wiec trafic na kogokolwiek. Dodatkowo, jej najlepsza przyjaciolka (czy raczej jej rodzice) spoznila sie z zapisem. Ogolnie wiec, Starsza byla cala w nerwach czy bedzie miala w druzynie jakas kolezanke. Na szczescie okazalo sie, ze jest z kumpela z obecnej klasy, a i reszta dziewczynek jest calkiem sympatyczna.

Zdjecie zrobione z daleka, srednio wiec to widac, ale uwierzcie mi, ze Bi ma usmiech na twarzy :)
 

Z dwiema Bi chodzila do zerowki w dawnej szkole (jeszcze sprzed naszej przeprowadzki), choc ona tego nie pamieta. ;) Zreszta, trening odbyl sie na boisku pod dawna szkola Potworkow i smiesznie bylo lazic i ogladac stare, znajome katy. Nic sie tam nie zmienilo. ;)

W sobote nastapila inauguracja nowego roku szkolnego w Polskiej Szkole, co Potworki przyjely oczywiscie z buntem i zapowiedzia, ze nie beda chodzic i koniec. Ja rzecz jasna parsknelam tylko i oznajmilam, ze to nie podlega negocjacji. :D Co ciekawe, rzecz nieslychana, poparl mnie M.! ;) Cale szczescie rozpoczecie bylo o 10, choc oczywiscie mieli typowy dla nich balagan. Nauczycielki pojawily sie z polgodzinnym opoznieniem, rodzice krecili sie nerwowo, a jak ktos, tak jak ja, mial dwoje dzieci, to biegal od jednego do drugiego, bo niewiadomo ktora pani zjawi sie pierwsza. Najlepsza byla jedna z moich kumpeli, ktora dotychczas miala tylko syna w tej szkole, ale teraz zaczela w niej zerowke jej corka. Podchodzi do mnie J. zgrzana i czerwona na twarzy i pyta (retorycznie) jak ona ma byc w dwoch miejscach jednoczesnie, skoro ma dwoje dzieci, a nauczycielek ani widu ani slychu?! Odpowiedzialam, ze witam w moim klubie, bo ja juz czwarty rok miotam sie miedzy klasa Kokusia a Bi. :D W koncu jednak nauczycielki sie zjawily, ale o ile Nikowa sprzedala rodzicom podreczniki i zaczela normalna lekcje, tak ta Bi oglosila tylko pare spraw organizacyjnych i oswiadczyla ze mozna dzieci zabrac do domu. :O Ja tam bardzo nie narzekalam, bo pogadalam sobie z kolezanka, ktora ma corke w klasie Kokusia, ale Bi nudzila sie jak mops. Niestety cala ta "lekcja" to byl niepotrzebny chaos, bo wokol dzieciaki z innych klas (wiele, tak jak Starsza, nie mialo normalnych zajec) biegaly i wrzeszczaly, wiec Bi, ktora zna corke mojej kolezanki oraz inna, z ktora szly do Komunii, dolaczyla do nich i razem rozwiazywaly zadania. :D Z ulga zabralam w koncu dzieciaki do domu, a oni cieszyli sie, ze w nastepny weekend mieli miec juz mecze pilki noznej i Polska Szkola raczej ich ominie. ;) Dezorganizacja tej szkoly zawsze mnie wykancza i do domu przyjechalam z bolem glowy. Zostalo mi jeszcze sil na ostatnie pokempingowe pranie i pozniej na rodzinny spacer, ale ogolnie popoludnie spedzilam glownie na kanapie. ;)

Zdjecie niesamowite - plecy Kokusia i tylek psa :D
 

W niedziele M. poszedl rano do pracy. To znaczy, nie tylko w niedziele. Jesli mowa o tytulowym "wirze" nalezy chyba wspomniec o moim malzonku, ktory z kempingowego lenistwa wpadl w natychmiastowy kolowrotek. Po 8 godzinach jazdy w srode, wstal o 3:30 nad ranem, zeby pojechac normalnie do pracy w czwartek. To juz wedlug mnie lekki pracoholizm, bo nikt sie go nie spodziewal do piatku, wiec mogl spokojnie zrobic sobie dzien urlopu po urlopie. ;) Ale nieee... Nie dosc ze pojechal normalnie juz w czwartek, to jeszcze pracowal po pol dnia w oba weekendowe dni. W niedziele wiec pojechalismy do kosciola dopiero na 11, potem po kawe, nastepnie wpadl dziadek, Kokusia M. zawiozl do kolegi, przywiozl go pozniej z powrotem i nagle zrobil sie niemal wieczor. Zabralam sie za pieczenie babeczek, bo dwa banany nadawaly sie tylko do tego albo do kosza, wykapac dziatwe i dzien (oraz weekend) sie skonczyl. ;) 

A! W miedzyczasie przeprowadzilam z Bi dyskusje na temat zajec dodatkowych. W zeszlym tygodniu dostalam rozpiske kolek zainteresowan ze szkoly, ale bylismy akurat na kempingu, w telefonie strona nie otwierala mi sie tak jak trzeba, wiec stwierdzilam, ze dopiero w domu sprawdze dokladnie co i jak. Z grubsza przeczytalam jednak Bi jakie sa opcje i panna stwierdzila, ze wszystkie kluby sa glupie i na zaden nie chce chodzic, a poza tym co to za przyjemnosc zostawac dluzej w szkole. Ona woli wrocic do domu i sie zrelaksowac. No zalamka... Juz od jakiegos czasu powtarzamy z M., ze z Bi zrobil sie straszny leniuch. Najchetniej nie uczestniczylaby w niczym. Ani sporty, ani jakies zainteresowania... Cud, ze na pilke nozna (jeszcze) chce chodzic... W domu jednak spojrzalam na kluby dokladniej, przeczytalam opisy i stwierdzilam, ze niektore wygladaja calkiem ciekawie. Wiadomo, ze nie zapisze Bi na olimpiade matematyczna, choc miedzy Bogiem a prawda to ona z matmy jest calkiem niezla i spokojnie moglaby do tego podejsc. Od jakiegos czasu jednak powtarza, ze nie lubi matematyki i jest z niej strasznie kiepska (jej slowa, nie moje)... Mam wrazenie, ze deprymuje ja przyjaciolka, ktora jest matematycznym geniuszem, ze wszystkich testow przynosi 100% i nawet w wakacje rozwiazuje zadania dla rozrywki. :O Tak czy owak, matma odpada. Maja jednak dwa kluby plastyczne, klub miedzynarodowy, gazetke szkolna i pare innych. Do tego doszla szkolna pilka nozna, football (dobra, tu nie oczekuje, ze Bi sie podejmie) oraz biegi. Jest w czym wybierac. W niedziele wiec podjelam z Bi temat jeszcze raz. Przeciez lubi prace manualne, rysowac, malowac, sklejac. Klub plastyczny bylby idealny. Poza tym, jest naprawde dobra w pisaniu! Robi bledy, fakt, ale pisze naprawde fajne, ciekawe opowiadania! Moglaby sprobowac swoich sil w gazetce. Nie, nie, nie chce, nie lubie, dlaczego mnie zmuszasz... :/ Nawet kiedy pokazalam jej sms'a od mamy jej najlepszej kolezanki, w ktorym pisala, ze A. zglosila sie do trzech (!) klubow, zaparla sie, ze nie chce. Wiecie co ja w koncu przekonalo? Otoz, dzieciaki zostajace po lekcjach w klubach, wracaja do domu pozniejszymi autobusami. Jesli pamietacie, Bi byla zrozpaczona, ze kompletnie rozdzielono ja z przyjaciolka. Dziewczyny pocieszylo tylko to, ze nadal beda rano i po poludniu jezdzic tym samym autobusem, beda wiec mialy okazje sie nagadac. Ale! Jesli A. bedzie zostawac w klubach 3x w tygodniu, wracac razem do domu beda tylko w dwa dni. I tu Bi zmiekla i laskawie "pozwolila" mi wyslac jej zgloszenie do gazetki i kolka plastycznego. :D Co wcale zreszta nie gwarantuje, ze sie dostanie. Rodzice mogli wysylac zgloszenia do srody, a jesli do danego klubu zglosi sie wiecej dzieci niz jest miejsc (co jest wiecej niz prawdopodobne, skoro w szkole jest kilkuset uczniow, a miejsc w kazdym klubie 20-25), urzadza loterie. Zobaczymy wiec, czy w ogole gdzies sie dostanie. Ja zaciskam kciuki zeby dostala sie do gazetki. Na rozne zajecia plastyczne juz kilka razy uczeszczala, a to byloby jednak cos innego, nie mowiac juz, ze bardzo rozwijajace. :)

Poniedzialek byl dniem zwyczajnym i w zasadzie spokojnym, poza nieco szalonym porankiem. ;) Wstalismy rano, wyszykowalismy sie, mowie do dzieciakow, ze czas ubierac buty i lapac za plecaki i w tym momencie przez okno w salonie widze, ze ulica przejezdza jak burza zolty school bus. Aaaaa!!! To Kokusiowy! Wybiegamy z Mlodszym z domu malo nog nie gubiac, dobrze, ze Bi, ktora wyleciala za nami, przytomnie chwycila maseczki! :D Wysylam Bi na koniec naszej ulicy zeby czekala na swoj autobus, a Kokusia naprzeciw do sasiadki, ktora z corka tez wybiegla pedem z domu. Sama ulokowalam sie mniej wiecej po srodku, zeby miec oko na oboje. Autobus krazy i krazy gdzies po uliczkach, ktorych tak naprawde w tym kierunku jest "az" trzy. ;) Niecierpliwie sie, bo nie chce zostawiac Bi samej na rogu ulicy... W koncu autobus podjezdza i zatrzymuje sie pod domem sasiadki, Nik oraz H. podchodza do drzwi, po czym... wykrzykuja, ze to nie ich!!! :D Okazalo sie, ze to byl autobus Bi, ktory zmylil nas kompletnie, bo dotychczas zabieral Bi i jej przyjaciolke z rogu naszej ulicy, wcale w nia nie wjezdzajac! Autobus ruszyl, a ja za nim chodnikiem, nawolujac Bi i probujac przkrzyczec silnik oraz pokazujac na migi, ze to jej! :D W kazdym razie wszystko dobrze sie skonczylo. Kiedy Bi wsiadala do swojego, na nasze osiedle wjechal akurat autobus Kokusia. A sprawczynia calego zamieszania okazala sie... mama przyjaciolki Bi! :O Napisalam do niej sms'a, ze autobus dziewczyn wlasnie odjechal, a ona dopiero kilka godzin pozniej odpisala, ze zmienila przystanek A. na koniec naszej ulicy, blizej ich domu. Bo tak bedzie im latwiej, szczegolnie zima i zapomniala mi napisac. Noszzzz... postawila na nogi pol osiedla, bo i z innych domow powybiegali spanikowani rodzice! ;) Za to po poludniu, kiedy Potworki odrobily juz lekcje, dla relaksu znow ruszylismy na spacer.

Nie wychodza mi te spacerowe zdjecia... To jest w ruchu, wiec zamazane...

Jesli zastanawiacie sie, na co Potworki tak sie gapia, to na to:

W ogrodzie sasiada siedzial sobie krolik. Jest ich tu zatrzesienie, ale jakos kazdy wzbudza sensacje ;)

We wtorek trzeba bylo wyjsc na autobus Bi bolesnie wczesnie. Poprzedniego dnia dostalam maila, ze ma przyjezdzac juz o 7:47. Auc... Wiedzac jednak, ze autobusy z reguly sie spozniaja, wyszlysmy z domu o 7:45. O ktorej autobus przyjechal? Tuz przed osma!!! :/ Szlag by to trafil. Wiem, ze nie tylko nasza miejscowosc, nie tylko nasz Stan, ale cala Hameryka boryka sie z brakiem kierowcow autobusow, ale tak zle nie bylo nigdy. Caly czas nowi kierowcy, autobusy zaliczajace po kilka rund, w rezultacie notorycznie sie spozniajac... O ile rano to pal szesc, po poludniu dochodza jednak jeszcze korki i w rezultacie Bi lekcje konczy o 15:15, przed 16 dostalam maila ze szkoly, ze autobus wyjechal o 15:50, a do domu Starsza dojechala o... 16:42! Az M. zaczal ojojac, ze takie biedne te dzieci, przemeczone i w ogole... Ale kiedy zaproponowalam zapisanie ich do swietlicy (niestety tutaj odplatnej), z ktorej moglby ich odbierac doslownie 15-20 minut po skonczonych lekcjach, nagle stwierdzil, ze za oboje to juz miesieczna splata mojego auta i jednak nic im nie bedzie. Kochajacy tatus. :D Dobrze, ze Nik dojechal o w miare rozsadnej porze, bo zdazyl i zjesc i odrobic lekcje przed pierwszym treningiem pilki noznej. Pierwszym dla siebie, bo z powodu naszego wyjazdu ominal go zeszlotygodniowy. Nie wiem jak to jest, ale w zeszlym roku wszystkie treningi Potworki mialy w tym samym kompleksie sportowym. A w tym... Bi przy gimbazie (middle school), a Nik przy jednej z podstawowek (niestety nie wlasnej). I o ile na trening Starszej jedzie sie w podobnym kierunku co na kompleks boisk, tak u Nika trzeba sie przebijac przez centrum miasteczka w porze popoludniowych korkow. :/ W przeciwienstwie do Bi, u Kokusia w druzynie sa w tym roku chlopcy z rocznikow 2012/2013 (w zeszlym bylo 2011/2012), wiec jest jednym ze starszych. Na dzien dobry okazalo sie, ze ma w druzynie jednego kolege, wiec nie marudzi, choc zachwycony tez nie jest, bo dwoch ulubionych, z ktorymi gral dwa sezony trafilo do innych druzyn.

Mlodszy "kiwa" ;)
 

Za to jest z naszym sasiadem, ktory jest od niego zaledwie o 4 miesiace mlodszy, ale z racji juz kolejnego roku narodzin, jest w mlodszej klasie. I ten mlodzian narobil takiego rabanu, ze smiac mi sie chcialo, bo przypomnialo mi, wypisz - wymaluj, Potworki w wielu podobnych sytuacjach. Najwyrazniej maly L. rowniez nie byl na pierwszym treningu, bo teraz przyszedl, zobaczyl ze nie ma zadnego kolegi z klasy i uderzyl w placz. Na caly glos, ryczac, smarkajac, lacznie z fochem, ze on juz nie chce grac w pilke i ze nie zna tych chlopakow i chce byc w druzynie z tym i z tym... Wspolczulam jego tacie, ktory 10 minut probowal prosba i grozba zmusic syna do dolaczenia do grupki, ale z drugiej strony poczulam sie poglaskana po glowce, ze nie tylko moje dzieciaki czasem urzadzaja takie cyrki. :D Po treningu podjechalam do biblioteki oddac tylko ksiazki ktorym mijal termin zwrotu (u nas mozna je wrzucic przez klape w scianie budynku, nie wchodzac do srodka), ale moj syn mial inne plany i uprosil, zeby mogl wejsc i wybrac sobie jakies lektury. Jak moglabym powiedziec "nie" na prosbe o ksiazki?! Oczywiscie, ze weszlismy i w rezultacie do chalupy wrocilismy przed 19... Znow zaczynaja sie wieczory spedzone jako szofer i mniej lub bardziej chetny widz sportowy. ;)

Sroda zaczela sie wku*wem w domu, wku*wem w pracy... Tak to jest jak sie przymyka oko na lamanie zasad przez dzieciaki. Czlowiek rano sie spieszy, musi sie wyszykowac, wiec nie ma czasu stac, pilnowac i egzekwowac. A potem sa poranne wrzaski i awantura, bo wazniejsze niz zjedzenie sniadania czy umycie zebow, jest to, kto ma karte do ktorej gry i kto dluzej juz gral. Matka przed okresem, wiec dzieciaki dostaly po pierwsze ostra zjebke, a po drugie szlaban na gry w ogole. Jak nie umieja sie (po cichu i spokojnie) dogadac, nie beda grali. ;) Wisienka na torcie byl autobus Bi, ktory powinien przyjezdzac o 7:47, a przyjechal o... 8:10!!! A w pracy... Wrocilam w piatek i nie dosc, ze dostalam wiesci o obowiazkowej szczepionce, to jeszcze na srode mialam przygotowac prezentacje (juz pisalam o tym). Jakos ja przelknelam; na szczescie u nas nie trzeba stanac na srodku, choc i tak w mojej glowie brzmiala duzo lepiej niz kiedy musialam przy wszystkich wydusic z siebie glos. ;) Po meetingu szefowie prosili zebym zostala po wyjsciu reszty. Mialam w glowie cala liste rzeczy, ktore zbroilam, albo zapomnialam zrobic... Tymczasem chodzilo o te glupie szczepienia!!! Moj szef musi podpisac oficjalne oswiadczenie, ze wszyscy jestesmy zaszczepieni, a nie moze tego z czystym sumieniem zrobic wiedzac, ze ma niezaszczepionego pracownika. :/ Jesli wszyscy nie bedziemy zaszczepieni, zarzad budynku moze zarzadac zwolnienia krnabrnego osobnika (w tym wypadku mnie ;P), lub zwyczajnie nie przedluzyc naszej firmie wynajmu pomieszczen... :/ Naciskaja wiec na mnie i nie dosc, ze szefowie dopytuja kiedy sie zaszczepie, to jeszcze naslali na mnie sekretarke, ktora tez zawolala mnie do swojego biura i polecala sie do pomocy w wyznaczeniu wizyty w klinice. No ludzie!!! Jak ja nienawidze takiej presji i przymuszania! Mialam ochote wyjsc, trzasnac drzwiami i pojechac do domu... :( W kazdym razie, jak inni sie szczepili, to jak mogli, celowo robili to w piatek, zeby w razie czego przez weekend dojsc do siebie. Ja planuje zrobic odwrotnie i pojsc w poniedzialek lub wtorek. Potem, jesli nawet bedzie mnie tylko bolec reka, powiem ze zle sie czuje i pracuje z domu... Wiem, troche to dziecinne, ale jestem zla jak nie wiem co i szukam chocby najmniejszego rewanzu. ;) Po powrocie do domu, popoludnie minelo juz spokojnie. Nik pojechal na trening druzyny plywackiej, ale wzial go M., ktory chcial pocwiczyc na silowni. Poza tym jakies pranie, wstawienie zmywarki, takie tam. Mlodszemu pomoc w lekcjach, choc duzo tej pomocy nie potrzebowal. A! Skoro mowa o Kokusiu, to przyszly wyniki takich ogolnostanowych testow, ktore mial robione w III klasie. Jestem z Mlodszego bardzo dumna, bo zarowno w jezyku angielskim (pisaniu, czytaniu i rozumieniu tekstu) oraz matematyce, przekroczyl normy wyznaczone dla poziomu III klasy, a takze sredniej w naszym miescie oraz Stanie. Madry chlopak. ;)

Matczyny powod do dumy :)
 

Ten sam test miala robiony rok temu Bi, ale jej wyniki przyszly kilka dni pozniej. Starsza zas po raz pierwszy w szkolnej karierze ma we wtorek test, na ktory musi sie przygotowac! To po prostu sensacja, bo dotychczas nie wiedzialam nawet, ze Potworki maja jakies sprawdziany. Wszystkie byly robione na podstawie wiedzy wyniesionej z lekcji i nie ukrywam, ze bylo mi to na reke. ;) Tutaj co prawda Bi ma test z matematyki, wiec uczyc sie jakos specjalnie nie musi, ale dostala kilka zadan do przecwiczenia. Bedzie zajecie na weekend i lepiej zeby padalo i byla atmosfera bardziej na siedzenie w domu... :D

W czwartek wiadomosc o obowiazkowym szczepieniu dostal rowniez M. Mozna sie bylo tego spodziewac, skoro pracuje w wielkiej firmie... Malzonek jest tak samo wsciekly jak ja, ale w przeciwienstwie do mnie nie ma fitra, wiec usluchalam sie tyrady jak to on ma nadzieje, ze zdechnie po tej szczepionce, bo mu sie zyc odechciewa i chce juz odejsc z tego padolu. Najgorzej, ze tego jego pie**olenia sluchaja dzieci... Na szczescie poki co nie placza, ze "tatusiu, nie chcemy zebys umarl!", ale moze by to nim potrzasnelo. Mi zylka pulsuje ostro kiedy tego slucham, ale gryze sie w jezyk bo nie mam ochoty na awanture, choc tym razem raczej jest nieunikniona... Poza humorami M. (cale szczescie, ze po pracy pojechal jeszcze do banku oraz Polakowa, wiec przyjechal prawie o 17), Potworki mialy dzien wolny, a ja z nimi. Na ten dzien wypadlo kolejne zydowskie swieto - tym razem Yom Kippur. Jesli wczesniej rozwazalam prace z domu tego dnia, po szczepionkowych wiadomosciach sobie ten pomysl odpuscilam. I wyszlo mi to na dobre. Ostatnio wiekszosc dni, ktore spedzalam w domu to bylo albo zapakowywanie albo rozpakowywanie przyczepy, ogarnianie po wyjezdzie, albo dla odmiany praca z domu, kiedy mialam wyrzuty sumienia, ze zajmuje sie chalupa zamiast pracowac. Teraz w koncu trafil mi sie dzien, gdzie zabralam sie za porzadki (wiem, co za relaks!) na spokojnie i bez pospiechu, nie majac z tylu glowy, ze powinnam robic w tym czasie czegos innego... Od poczatku roku Bi mordowala mnie o zabawe z ulubiona psiapsiolka, wiec stwierdzilam, ze dzien wolny bedzie na to jak znalazl. Tym razem jednak wyznaczylam od razu granice i zaprosilam sasiadki od 11 do 14. :) A niespodziewanie okazalo sie, ze sasiedzi mieli jakies plany i dziewczyny poszly juz o 12:35.

Psiapsioly :)
 

Ha! To mi sie udalo! :D To znaczy, polowicznie... Kiedy Nik uslyszal bowiem ze do Bi mialy przyjsc kolezanki, strzelil focha, ze on tez chce kolege. Co bylo robic... Napisalam do rodzicieli. Mama pierwszego odpisala, ze niestety mlody idzie tego dnia na swietlice, bo ona musi popracowac. Ciekawe, bo jest nauczycielka, a szkoly byly zamkniete... Juz mialam nadzieje, ze obedzie sie bez dodatkowego dzieciaka do pilnowania, ale Mlodszy nie odpuszczal. Jak nie ten kolega, to moze inny. Niestety (:D), tata kolejnego zaaranzowal odstawienie syna do nas, a ze godziny podalam te same, to choc dziewczyny zmyly sie wczesniej, kumpel zostal do 14...

Tak, przyznaje sie bez bicia, po kempingu wrzucilam dmuchance do bawialni dzieci i tak tam sobie leza... :D
 

Musze jednak przyznac, ze to ten spokojniejszy chlopczyk, a ze pogoda byla pochmurna, ponura i senna, dzieciaki tez nie mialy za duzo energii i chlopaki po prostu grali w wyscigi na Playstation. ;) Po poludniu Bi miala kolejny trening pilki noznej. Polecialam na niego jak na skrzydlach, zwazywszy na humor M. i gesta atmosfere w domu. :D Trening jak trening, dziewczyny kopaly pilke, a ja stwierdzilam, ze zamiast siedziec, pochodze po sciezce wokol boiska. Po jednym okrazeniu jednak sie poddalam, bo wokol rosly krzaki oraz drzewa i komary pod nimi ciely nie do wytrzymania. Wolalam zabunkrowac sie w aucie i z niego obserwowac cwiczenia. ;)

Malo co widac i niewiadomo o co chodzi, bo za daleko bylam :)
 

Niestety, w sobote mial byc pierwszy mecz, a trener nadal nie zdobyl koszulek druzyny z miasta... Jak on to sobie wyobraza, ze dziewczyny beda graly w przypadkowych t-shirtach, kazda w innym? Czy moze maja sie przebierac na boisku, przy wszystkich, jesli cudem zdobedzie je w ciagu dwoch dni... :/

Mimo wolnego czwartku, w piatek mialam wrazenie, ze jade juz na oparach... Nie pomagala ponura aura za oknem, ani chlodniejsze temperatury. Slupek rteci z trudem wspial sie do 20 stopni. Autobusy Potworkow znow przyjechaly spoznione, choc nie az tak spektakularnie jak w srode... Najwyrazniej wszyscy w pracy podzielali moje uczucia, bo wykruszali sie wczesniej jeden po drugim. Szefa nie ma to koty pracownicy harcuja. :D Ja rowniez juz o 15 stwierdzilam, ze pasuje, szczegolnie, ze musialam jeszcze jechac po tygodniowa spozywke. Do chalupy zajechalam przed 17 i zaczelam weekendosa. :) Na dobry poczatek mialam szereg papierow ze szkoly do przejrzenia. Bi przyniosla tygodniowy raport. Takie tam podsumowanie dla wiadomosci rodzica, czy dziecko wszyskie prace oddalo w terminie i czy sprawialo jakies problemy z zachowaniem. Nie wiem po co to; przypomina mi sie przedszkole, gdzie panie codziennie zaznaczaly co dzieci robily, ile spaly i jak sie zachowywaly... Na szczescie Bi w szkole to aniolek i wszystko miala zaznaczone jako super i wspaniale. Mi pozostalo tylko sie podpisac i wsadzic kartke z powrotem do foldera przeznaczonego do korespondencji pomiedzy nauczycielka a rodzicem. Poza tym, okazalo sie, ze Bi dostala sie do redakcji gazetki szkolnej. Juhuu! :) Mimo, ze na poczatku nie chciala sie nigdzie zapisywac, teraz nagle jest cala szczesliwa, bo w gazetce beda z nia chyba jeszcze trzy kolezanki. Nie nadazeza ta dziewczyna... ;) Ja za to jestem zla, bo w wiadomosci informujacej o kolkach zainteresowan, bylo wyraznie napisane, ze jesli dziecko sie do ktoregos dostanie, to rodzicowi wysla powiadomienie. Tymczasem kartke z zawiadomieniem dostala Bi. I wszystko super, tylko Starsza to taki czasem roztrzepaniec, ze zostawia w szkole rzeczy, ktore powinna zabrac do domu, zapomina gdzie co wsadza... Te kartke tez tak wsadzila, ze z trudem doszukala sie jej w czelusciach plecaka. Tymczasem bylo na niej zaznaczone jak zapisywac sie na pozniejszy autobus, ktory to zapis rodzice mieli z dziecmi przecwiczyc. W kazdy poniedzialek bowiem, Bi bedzie musiala wejsc na odpowiednia strone i wypelnic forme, ze bedzie wracac pozniejszym autobusem, zaznaczyc ktorym, na jakich zajeciach zostaje, dodac numer telefonu rodzica, itd. Forma bedzie aktywna dopiero o 8:30, wiec bedzie musiala zrobic to sama, juz w szkole. Dla mnie to niepotrzebne utrudnianie zycia, bo przeciez szkola ma liste zajec oraz dzieci, ktore w nich uczestnicza. Jesli dziecka nie ma w placowce, trzeba rano zawiadomic, inaczej okolo 11 sami cie scigaja. Po co wiec jeszcze ten dodatkowy krok? Nie ma latwo... W kazdym razie takie powiadomienia i instrukcje wole dostawac na swoja skrzynke, bo wtedy wiem, ze dopilnuje i zrobie co trzeba. Tutaj nie wiem jednak czy szkola ogolnie nie popierniczyla czegos z moim mailem, powinnam bowiem dostac tez "piatkowy folder" z ogolnoszkolnymi oraz ogolnomiasteczkowymi wiadomosciami, tymczasem dostalam go tylko ze szkoly Kokusia... W piatek tez przyszly wyniki Bi z tego ogolnostanowego testu, o ktorym pisalam wczesniej. W porownaniu z bratem, Starszej poszlo minimalnie gorzej. 

Kolejny powod do dumy :)
 

W obu kategoriach miala zagadnienia w ktorych dopiero dochodzila do wymaganego poziomu, ale takze takie, w ktorych byla powyzej. Po wyciagnieciu sredniej, lekko przewyzszala poziom IV klasy w kategorii humanistycznej, natomiast z matematyki byla na wymaganym pulapie. Byla tez prawie idealnie na poziomie sredniej uzyskanej przez szkole oraz miejscowosc, czyli odwierciedla edukacje reprezentowana przez nasze miasteczko. Podobnie jak z Kokusia, jestem z niej oczywiscie bardzo dumna, mimo, ze to w sumie takie statystyczne pitu pitu. :)

Sobota zaczela sie bardzo pilkarsko. Kolejny sezon zaczelismy z przytupem - trzema meczami w jeden weekend, choc w sobote odbyly sie "tylko" dwa z nich. Pierwsza grala Bi i niestety juz o 9 rano. Na rozgrzewke miala sie stawic 20 minut wczesniej, wiec tyle z dluzszego spania w dzien wolny. :D Pierwszy mecz poszedl dziewczynom nadzwyczaj dobrze i wygraly 5:1.

Zaciety wyscig do pilki :)
 

Przy okazji okazalo sie, ze jedna z dziewczynek z druzyny Bi to nasza byla sasiadka ze starego domu. Pamietacie moze sasiada - dentyste, ktory chetnie podrzucal mi oboje dzieciakow na cale wieczory?! To ta dziewczynka, z ktora zreszta Starsza miala dosc "burzliwa" znajomosc, bo obie byly uparte i chetne zeby rzadzic, a przy tym za male zeby nauczyc sie towarzystkiej oglady. ;) Nie moge jednak uwierzyc, ze w jednej druzynie tyle znajomych twarzy, bo jest jeszcze jedna dziewczynka o pieknym imieniu Felisa, ktora skads kojarze, ale za cholere nie moge sobie przypomniec skad... Nasze miasteczko to jednak zapyziala dziura... :O

Po meczu Bi niestety nie bylo nam dane odpoczac, bo 15 minut po jego koncu, swoj mecz mial Nik. Niestety, mial go w sasiednim miasteczku i choc to wcale nie jakas imponujaca odleglosc, to z powodu tlumu ludzi wyjezdzajacych po meczach oraz sobotnich korkach (skad o 10 rano tyle aut?!) spoznilismy sie kompletnie na rozgrzewke, ale zdazylismy akurat na poczatek rozgrywki. Poniewaz chlopcow jest o kilku za duzo, z powodu spoznienia Mlodszy musial chwile poczekac na swoja kolej, ale za to potem jak wszedl na boisko, juz praktycznie z niego nie zszedl.

A tu juz Mlodszy (w pomaranczowym) walczy o pilke. Koszulki dali chlopakom w tym roku takie duze, ze wygladaja prawie jak sukienki! :D
 

Musze tez przyznac, ze nasi praktycznie rozgromili przeciwna druzyne, wygrywajac 8:0!!! :O Az zal mi bylo tamtych chlopaczkow, kiedy uslyszalam rozmowe dwoch: "Jest 5:0, to jak mamy teraz wygrac...?". Troche mniej bylo mi ich szkoda, kiedy ktorys popchnal (w walce o pilke) jednego z "naszych" az tamten sie przewrocil, a ten rzucil przez ramie: "Dobrze ci tak!". Gowniarz... ;) W kazdym razie oba Potworki byly bardzo zadowolone i dumne z siebie oraz swoich druzyn. W miedzyczasie zrobilo sie niemozliwie goraco i o ile podczas meczu Bi niebo bylo jeszcze z grubsza zachmurzone, tak u Kokusia mecz odbyl sie juz w pelnym sloncu. Nie tylko zal mi bylo zziajanych chlopakow, ale jeszcze zatesknilam za moim parasolem przytwierdzanym do lezaka, ktorego niestety nie wzielam. :) Dodatkowo wzrosla wilgotnosc i mozna sie bylo poczuc prawie jak w lecie, kiedy czlowiek chodzi ciagle wilgotny i zlany potem. :) Po meczach jeszcze po kawe dla rodzicow, zimne napoje dla dzielnych pilkarzy i do domu. A w chalupie, wiadomo, matka zlapala za pranie oraz ogarnianie (nawet sie zrymowalo ;P), a dzieciaki chwycily za elektronike. Na szczescie po poludniu mieli sily zeby wybrac sie na rodzinny spacer. Z drugiej strony, nie wiem czy to az takie "szczescie", bo komary zgryzly nas niemilosiernie. :D

Poddaje sie. Wszystkie foty ze spacerow mam zamazane... A na Kokusia nie zwracajcie uwagi - pajacuje. :D
 

Przy takim prawie - upale, Maya chetnie "atakowala" zraszacze :D
 

A dzis, czyli w niedziele, odbyl sie kolejny - trzeci mecz tego weekendu. Ale o tym juz kolejnym razem. ;)

Do poczytania! :)

12 komentarzy:

  1. Co do szczepień, my jesteśmy zaszczepienie Pfizerem i poza jednym dniem, gdzie ręka bolała w miejscu wkłucia i kiedy to mieliśmy problem z jej podniesieniem, żadnych innych dolegliwości nie mieliśmy. Z tym, że my mieliśmy wybór i prawdę mówiąc tutaj nie jestem za przymusowym szczepieniem. Nie tak to powinno wyglądać.

    Widzę, że piłka nadal rządzi :) U nas drużyna Jasia ciągle czeka na koszulki, więc każdy gra w tym co ma. Trochę śmiesznie to wygląda, na tle innych drużyn, które mają równe stroje dla wszystkich zawodników. No ale co poradzić, są zamówione i trzeba czekać.

    Bi z tymi zajęciami dodatkowymi to tak jak Oliwka. Jak się przekonasz w kolejnej notce u mnie, ja tą moją pannę kiedyś uduszę, bo z pewnością nie mam tyle cierpliwości co Ty :D

    Szkoda, że polska szkoła jest taka niezorganizowana, bo niestety to trochę wystawia złą opinię i też nie pomaga w zachęceniu dzieciaków, aby tam chodziły.

    No i oczywiście gratuluję dzieciakom osiągnięć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pilka rzadzi, choc Bi juz wyraznie spada entuzjazm... Ja swoja tez kiedys udusze, tylko dlatego, ze jej wszystko po roku sie nudzi! :D
      Bi druzyna tez byla dwa tygodnie bez koszulek i kazda dziewczynka miala przypadkowy kolor, ale trener chociaz skolowal identyczne kamizelki, ktore mogly ubrac na wierzch. Na szczescie w koncu dostaly zamowione koszulki, szkoda tylko, ze brzydkie, czarne. ;)

      Usuń
  2. Ha, szczepien czas... Moj maz, jako pracujacy w rzadowej instytucji (klinika stanowa) - MUSIAL byc zaszczepiony w jednym z pierwszych rzutow na tasme. Ale trafila im sie, jako rzadowym urzednikom (officers of the state) najlepsza (ponoc) szczepionka Pfizera. Po pierwszej dawce nic nie czul, zadnych objawow nie mial, wiec sadzil, ze wszczepili mu wrecz tylko sol fizjologiczna, aby cokolwiek w strzykawce podac. Po drugiej dawce, ok. 1 m-c pozniej, malzonek czul sie nienajlepiej, odchorowujac impreze ze 2-3 dni. Z bolami miejsca szczepienia, ogolnym oslabieniem i zlym samopoczuciem przez kilka dni. Ale, na szczescie, nic wiecej mu nie bylo. Wiec daje sie przezyc.
    Co do mnie: ja pracuje w prywatnej firmie, wiec nie ma nade mna zadnego szefa rzadowego i zaden urzednik rzadowy nie moze mi niczego nakazac. Jak na razie - nikt w mojej firmie nie jest zaszczepiony i nikt nie ma na to ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez pracuje w prywatnej firmie i zla jestem jak cholera, bo zaszczepic musialam sie tylko dlatego, ze wynajmujemy pomieszczenia w akademii medycznej. :(

      Usuń
  3. Gratulacje dla Potworków za ich osiągnięcia! Mama może być dumna :)
    Co do szczepień, to wkurzyłabym się tak samo... W ogóle nie wyobrażam sobie, żeby miał nadejść ten dzień, kiedy stanę w kolejce po eliksir... Który jak widać czarno na białym w niczym nie pomaga, może od razu sobie strzelmy 4 dawki. U nas szczepią z reguły Pfizerem, dostaliśmy już dwa zaproszenia, ale nie poszliśmy. Ponoć 84% dorosłych w Belgii jest w pełni zaszczepiona, czego więc się boją? Ja się nie szczepię i nie obchodzi mnie, czy ktoś to zrobił, czy nie. Znasz moje zdanie na ten temat i rozumiem Cię bardzo dobrze. Przykre, do czego to wszystko zmierza.
    Trzymajcie się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to jest po prostu parodia, bo w naszym budynku wszyscy maja byc zaszczepieni, ale jednoczesnie maja wprowadzic taki automatyczny skaner, mierzacy temperature i zaznaczajacy odpowiedzi na pytania o kaszel, kontakt z chorymi na covid, itd. I po co to, skoro 100% ludzi ma byc zaszczepionych?! :/

      Usuń
  4. Ja jestem w szoku jak mozna przymusic wolno zyjaca osobe do szczepienia, ktore nie wiadomo jakie ma skutki uboczne. One dopiero sa teraz badane, a ludzie sa kroliczkami doswiadczalnymi. Jesli ktos ma ochote to oczywiscie jego indywidualny wybor, ale to dziala w dwie strony. My body, my choice i wara od mojego ciala. Agatko, ja tylko czekam na "przymus", a pracuje w amerykanskim kolosie i ide od razu do prawnika. Nie ma opcji zeby ktos mnie przymusil w imie czego? Ze bede miec prace?
    W Irlandii 90%spoleczenstwa w pelni zaszczepniona, ale maski zostaja z nimi(nie ze mna, bo moje zycie od pandemii sie w ogole nie zmienilo) na zawsze. Zakazenia dzienne kolo 1500 osob (na 5 mln kraj), 64% pacjentow na ICU (intensywnej terapii) to osoby w pelni zaszczepione.
    Gdzie sa prawa czlowieka i konstytucja? Wspolczuje, ze musicie wziac cos wbrew wlasnej woli. Mnie nie przymusili do noszenia sciery, nie przymusza do szczypawki.
    A pilka nozna swietna sprawa
    U nas juz sie sezon konczy. Starszak na bramce w polfinalach. Licze, ze wygraja caly sezon.sciskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki masz pracę, będziesz miała na prawnika:D

      Usuń
    2. Nie boje sie utraty pracy i dlatego tez nie przeraza mnie wizja przymuszania i zniewolenia za pieniadze. Jestem pewna, ze bez problemu znalazlabym wyjscie z kazdej sytuacji.

      Usuń
    3. U nas maski juz chyba tez zostana jako staly element ubioru. :/
      Co do szczepien, to tutaj szczepionka Pfizera jest juz w pelni dopuszczona do uzytku dla osob doroslych.

      Usuń
  5. Ło matko z córką jaki tym razem tasiemiec:)) Współczuję stawiania pod ścianą...
    U nas wszystkie zajęcia po szkole są odpłatne a wybór praktycznie żaden. Piłka nożna i gimnastyka. Moi zapisani na obydwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tasiemiec? Chyba nie az tak, pisalam juz dluzsze... :D

      Usuń