Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 23 kwietnia 2021

Powrot do normalnosci - zwariowanej codziennosci ;)

Zeszly piatek byl ponury, deszczowy i chlodny, ale dzien rozswietlila mi troche wizyta kolezanki z dzieciakami. Kolezanka - nauczycielka, wiec rowniez miala caly tydzien wolny i mogla wpasc w srodku dnia, kiedy maz nie grozil napadem zlosci na szalejace dzieciaki. Ja bowiem krepuje sie zwracac uwage obcym dzieciom, a wrzeszczec na nie to juz w ogole, ale M. nie ma takich oporow. ;) Zawsze podczas wizyt kolezanek, niepokoje sie wiec czy mlodziez nie bedzie zbytnio rozrabiac i czy moj maz sie na nich nie wydrze... Tym razem "problem" malzonka mialam z glowy bowiem byl w pracy, wstydu narobila mi za to Bi. :/ Starsza dogaduje sie fajnie z corka mojej drugiej bliskiej kolezanki. Sa w podobnym wieku (E. w styczniu skonczyla 9 lat), chodza razem na religie, maja wiec wspolne tematy. Lubi rowniez zabawiac 2.5-letnia siostre E. i nie ma problemu, ze to maly huragan, za ktorym po prostu trzeba biegac i pilnowac zeby z czegos nie spadla. A moze o to chodzi. Zajecie nie wymagajace zbytniego intelektualnego wysilku. ;) Kolezanka, ktora przyjechala do mnie w piatek, ma jednak synka z rocznika Kokusia (i chlopaki swietnie sie bawili, bo obaj maja swira na punkcie pistoletow NERF) oraz coreczke - 5-latke. I niestety, Bi juz z gory stwierdzila, ze ona K. nie lubi, bo jest dziwna. Jak na moje oko, to jest to zupelnie zwyczajne dziecko, pechowo jednak nie jest w zblizonym wieku do Bi, a z kolei jest juz na tyle duza, ze ma swoje zdanie co do zabaw. Ewidentnie Bi to nie pasuje i zanim jeszcze przyjechali, Starsza oznajmila, ze nie wpusci jej do pokoju. Pieknie... Mimo mojej umoralniajacej pogadanki, przez wieksza czesc wizyty, Bi zachowywala sie wrecz skandalicznie. Chodzila za chlopakami zeby nie musiec sie bawic z K., przewracala oczami kiedy prosilam, zeby znalazla jej jakas zabawke albo dala przekaske. Raz wrecz na bezczelnego odpyskowala, ze dlaczego ona musi to robic?! A prosilam ja o to, zeby poniekad wymusic na niej choc chwilowe zajecie sie mala kolezanka... :/ Oczywiscie wszystko to otwarcie przy mojej kumpeli... Alez bylo mi wstyd... A K. przychodzila do nas - doroslych, zalac sie, ze nie ma sie z kim bawic... W koncu, kiedy Bi przyszla i spytala kiedy goscie pojada, zaznaczajac co prawda, ze ona nie chce zeby jechali (to po cholere pyta?!), nie wytrzymalam i rozdarlam sie, ze jest bezczelna, nieuprzejma i ze ma isc do pokoju i z niego nie wychodzic! Panna poszla z placzem, ale okazuje sie, ze czasem potrzebuje ostrej zje*ki, bowiem potem naaagle zaczela sie w koncu bawic z K.! Zaplotla dziecku bransoletke, znalazla lalki, itd. Dopiero po wyjezdzie gosci wytlumaczyla, ze pytala kiedy pojada, bo chciala wiedziec czy ma wystarczajaco czasu na zaplecenie tej bransoletki. Hmmm... Nie wiem czy to prawda i nieslusznie ja okrzyczalam, czy tylko sie tlumaczyla, ale fakt, ze po ochrzanie jakos "magicznie" znalazla zabawy dla malej... W kazdym razie, jak widac, wizyta wielkim sukcesem nie byla, przynajmniej z "dziewczecej" strony. Dobrze, ze chociaz Nik z kolega sie dobrze bawili...

W piatek wieczorem nagle chwycily mnie zawroty glowy. No, moze nie nagle, bo juz kilka dni czulam lekkie "bujanie" przy potrzasnieciu glowa czy innych, gwaltowniejszych ruchach. Ale teraz jak mnie dopadlo, to az zbieralo na wymioty. I to jak nagle! Czytalam Kokusiowi i czulam jak mi burczy w brzuchu. Juz przelatywalo mi przez glowe, co zjem jak skoncze, a tu przy czytaniu Bi, jak zaczela mi sie ksiazka kolysac, to odeszla mi ochota na jakiekolwiek jedzenie. :/ Nie bylam nawet w stanie wypuscic psa, bo nie czulam sie na silach wyczekiwac potem kiedy wroci... Stwierdzilam, ze najwyzej M. wypusci ja o 4 nad ranem. ;)

Myslalam, ze moze przejdzie mi jak sie przespie, ale niestety, w sobote wstalam w niewiele lepszym stanie. Nadal mialam zawroty, ledwie bylam w stanie przygotowac dzieciakom sniadanie, a do tego bylo mi potwornie zimno (ale nie mialam goraczki) i czulam sie oslabiona. Nie dalam rady nic przelknac, bo kazdy ruch szczeka powodowal nawrot nudnosci. Jakby malo bylo wszystkiego, gonilo mnie na kibelek. No cuda na kiju! Pechowo, akurat na ten dzien umowiona bylam z kumpela w sklepie z sukienkami komunijnymi. Chcialam juz zadzwonic i powiedziec, ze nie przyjade, ale zmusilam sie, zeby poczekac. Mialam juz bowiem podobne napady zawrotow wczesniej i przechodzily po paru godzinach. Tu co prawda zaniepokoilo mnie, ze nie przeszlo mi po nocy, ale usiadlam na kanapie z zamknietymi oczami i postanowilam zobaczyc co bedzie. I faktycznie, pomalu, pomalutku zaczelo mi sie robic lepiej. Kiedy w poludnie wychodzilam z domu, zawroty czulam juz tylko przy gwaltowniejszych obrotach glowa, czy tez calym cialem. Uch... Nikomu nie zycze...

Niestety, wypad po sukienki okazal sie niewypalem. Poniewaz uroczystosc Pierwszej Komunii obchodzona jest tutaj chyba wylacznie przez katolikow, ktorzy sa tylko malutka czescia spoleczenstwa, nie ma tu tak rozwinietego przemyslu komunijnego, nawet w okolicy gdzie roi sie od Polakow. Szczerze mowiac, sama z siebie zamawialabym pewnie kiecke dla Bi przez internet, ale kolezanka miala skads namiary na polski sklep sprzedajacy sukienki komunijne. Pojechalysmy wiec i... porazka. Sklep okazal sie z sukniami, ale... slubnymi. :D Mieli co prawda kilka sukienek, ale wiecej juz bylo malutkich, dla dziewczynek majacych sypac kwiatki podczas slubu. Takich w rozmiarach "komunijnych" byla garstka i w dodatku kazdy fason w pojedynczym rozmiarze. Wlascicielka przyznala, ze to takie "jednorazowki", bo niewielu ma na nie klientow. Z tej garstki, tylko jedna sukienka w miare spodobala sie i mnie i kolezance. Oczywiscie byla tylko pojedyncza, a ze Bi na jej widok wykrzyknela, ze jest okropna, to trafila sie mojej kumpeli, ktorej cora jest mniej wybredna. ;) W koncu wybralysmy inna, ktora od biedy by uszla, ale ze nie jestem do niej na 100% przekonana, to poki co wzielam numer do wlascicielki wraz z cena za sukienke oraz poprawki (krawcowa musialaby doszyc rekawki oraz ozdobny paseczek, bo sukienka jest tak prosta, ze az nudna ;P) i jeszcze sie namyslam.

To ta jedna, ktora "jakos" wygladala. Jak widac, bez szalu...
 

Zamowilam 4 sukienki z internetu, ktore wizualnie (przynajmniej na zdjeciach) bardziej mi sie podobaja i jak przyjda, to Bi przymierzy je i bedziemy sie zastanawiac. Nie wspomne juz, ze te zamowione sa prawie o polowe tansze niz ta ze sklepu i to bez ceny poprawek. :O Zreszta, do Komunii pozostalo juz tylko troche ponad miesiac, wiec zabralam sie ostro za zakupy. Jednym rzutem, wraz z sukienkami, zamowilam Kokusiowi dwa garnitury (bo nie mam pojecia jak beda lezec, ani jaki rozmiar) oraz biala koszule, a dla obojga buty do komunijnych strojow. Jak przyjda, beda przymierzac. ;) To na szczescie z nieocenionego Amazona, wiec bedzie mnie po prostu czekac kupa oddawania. :D

W sobote po poludniu pojechalismy pozegnac dziadka. Moj tata w koncu, w niedziele, polecial do Polski. Nie bez lekkiej nerwowki oczywiscie. ;) Tata jest po dwoch dawkach szczepionki, wiec wyslal (za moim posrednictwem) pytanie do lini lotniczych (KLM, a niech maja antyreklame :/) czy nadal potrzebuje testy. W odpowiedzi dostal automatyczna wiadomosc, w ktorej o szczepieniach nie bylo nic, za to miala liste wymaganych testow oraz ich rodzajow i opcji (czasem jeden, czasem dwa, czasem odstep 72 godzin, czasem 48, czasem 4 przed wylotem). Wykaz byl tak zagmatwany, ze nawet ja sie pogubilam. W koncu tata pojechal na "normalny" test w sobote, a potem jeszcze zrobil "szybki" w niedziele, dwie godziny przed wyjazdem na lotnisko. Oba wyszly negatywne. I wyobrazcie sobie, ze kobita na odprawie niemal nie wpuscila go do samolotu, bo popatrzyla na wyniki i stwierdzila, ze to nie takie testy! :O Na stwierdzenie taty, ze jest po dwoch dawkach szczepionki, wzruszyla ramionami i oznajmila, ze to dobrze, ale ona musi miec wyniki odpowiednich testow. W koncu zawolala managera, ktory spojrzawszy na wyniki, uznal, ze "szybki" test zrobiony tego samego dnia, ujdzie. Potem jeszcze doszly pytania o wizy powrotne, itd., ale tu mysle, ze tata sie po prostu nie dogadal, bo slabo mowi po angielsku, a jest obywatelem Stanow oraz Polski, wiec ani w jedna, ani w druga strone, wizy mu niepotrzebne. ;) Dla odmiany, ani w Amsterdamie, ani w Gdansku juz go specjalnie nie "trzepali" i przeszedl kontrole bez problemow. Nie mial tez kwarantanny. Czyli trzeba sie tylko wydostac z Hameryki, a potem juz jakos idzie... :D Ciekawe jak bedzie z lotem powrotnym... W kazdym razie skutecznie zniechecilo mnie to do lotu do Polski, bo u nas wszystkie ceregiele bylyby oczywiscie x4. Ja pierdziele. :/

W niedziele nastapil tez powrot zajec tenisa. I tu Bi zebrala kolejny opieprz, bo panna umyslila sobie, ze juz go nie lubi i nie chce chodzic. Tyle, ze kiedy przyszedl czas zapisania Potworkow (jeszcze w czasie poprzedniej sesji) oboje zakrzykneli, ze chca. Zapisalam i co? I sie Starszej odmienilo!!! A "odmiane" Bi manifestuje wrzaskiem, tupaniem nogami, lzami wscieklosci w oczach i zapieraniem sie, ze nie pojdzie i koniec i ze ona wcale nie mowila, ze chce! :O Mialam ochote ja udusic, a ze swiezo w pamieci mialam jej piatkowe zachowanie przy mojej kolezance, to ku*wica niezle mnie zlapala. Dawno juz nie wydarlam sie na zadne z dzieci tak, ze potem bolalo mnie gardlo. ;) Nawet Nik przyszedl pozniej i powiedzial, ze uszy go bola, choc nawrzeszczalam na siostre, a nie na niego. No, ale sie nalezalo i pannica pojechala juz na tenisa potulna jak owieczka. :D

Ciesze sie, ze chociaz Nik wykazuje entuzjazm co do machania rakieta ;)
 

Co prawda rzucala mi z daleka znudzone i niezadowolone spojrzenia, ale ze byla na drugim koncu kortow, nie mialam za bardzo jak ustawic jej do pionu. ;)

Na szczescie, poza rzucanymi mi, znudzonymi spojrzeniami oraz marudzeniem "po" ze bylo nudno, Starsza wykonywala cwiczenia bez szemrania...
 

A pojechalismy tam na rowerach, przy okazji robiac sobie przyjemna, wiosenna przejazdzke. Co prawda potem jezdzilam z nudow przez godzine w kolko po parkingu, bo nie bylo nawet laweczek zeby usiasc, ale coz, cos za cos. :D

Poniedzialek... Poniedzialek byl wielkim dniem, bowiem po niemal idealnie 13 miesiacach pracy glownie zdalnej, wrocilam na pelen etat do pracy... Nie powiem zebym byla szczesliwa, wrecz przeciwnie, ale co robic. ;) Na szczescie u mnie w pracy nikt specjalnie nie patrzy na godziny w biurze, wiec pojechalam spokojnie na 10, po czym okazalo sie, ze zapomnialam kabla do laptoka, ktory padl mi o 13:40. Pojechalam do domu i napisalam maila, ze reszte dnia bede pracowac zdalnie. Niespodziewanie mialam wiec nieco krotszy dzien na wdrozenie sie. ;) Po moim powrocie pies prawie oszalal ze szczescia, wiec wzielam ja na spacer. Przydalo sie przepisanie Potworkow na szkolny autobus, inaczej nie byloby czasu. ;) A autobus przyjechal niemozliwie pozno! Lekcie koncza sie o 15:15, a dzieciaki przyjechaly prawie o 16:10! Az napisalam do sasiadki z pytaniem czy jej dziewczyny juz dojechaly, bo pomyslalam, ze moze zaszla gdzies pomylka i dzieciaki wysiadly na zlym przystanku, albo wsiadly w nie ten autobus... Okazalo sie jednak, ze to po prostu powolny kierowca... :/ W ten sposob dzieciaki mialy tylko 20 minut na zjedzenie obiadu, zanim musielismy jechac na religie. Nawet jednak tam nie bylo mi dane jak zwykle posiedziec i poplotkowac z kolezankami. Musialam podjechac do Polakowa na szybkie zakupy, a bedac juz w tym miescie, podjechalam jeszcze do taty zeby wyjac mu poczte. Taki to intensywny pierwszy dzien "normalnosci". :D

Hmm... Okreslilam poniedzialek jako "intensywny" i teraz zabraklo mi epitetu na wtorek. :D Tym razem zostalam w pracy juz dluzej. Zabralam grzecznie kabel, wiec nie bylo wymowki. ;) Po raz pierwszy mielismy meeting gdzie wiekszosc z nas byla na miejscu, w sali konferencyjnej, a dwie osoby probowaly sie polaczyc zdalnie. Za cholere nie chcialo to dzialac jak trzeba. W koncu jeden z kolegow musial polaczyc sie z pozostala dwojka ze swojej komorki, ale przez to ledwie bylo ich slychac. Jedna z "brakujacych" osob byl moj szef, ktory pojawil sie w pracy w poniedzialek, ale we wtorek dal znac, ze zle sie czuje, nie chce nikogo zarazic i go nie bedzie. Hmmm, podejrzewam, ze juz w poniedzialek zarazal, ale ok... W kazdym razie, wiecie, jak kota nie ma to myszy grasuja. Wszyscy po kolei zaczeli sie ulatniac do domu sporo szybciej, wspominajac uczciwie, ze nieprzyzwyczajeni sa do pelnoetatowej pracy na miejscu i czuja sie zwyczajnie zmeczeni. Jak wszyscy to wszyscy, wiec i ja zwinelam sie o 15. ;) Dzieki temu zdazylam wrocic do domu sporo przed Potworkami (choc zapomnialam juz jakie korki tamuja ruch przez nasze miasteczko; trzeba wrocic na dawna, nieco okrezna, ale "ruszajaca sie" trase) i ogarnac nieco domowe burdello. Pozostala czesc popoludnia miala byc bowiem szalona! ;) Tego dnia ruszylo ponownie karate, a dodatkowo stalo sie to, czego sie obawialam - trenerki druzyny pilki noznej Bi, wyznaczyly wlasnie ten dzien na trening! :O Na szczescie pilka jest na 17, a karate na 18, a oba miejsca oddalone sa od siebie zaledwie o jakies 5 minut jazdy, wiec da sie to w miare ogarnac. Oznacza to jednak wyrywanie Starszej z treningu o 10 minut wczesniej, a potem jej przebieranie sie w stroj do karate w aucie. No trudno, sztuki walk trwaja tylko miesiac, wiec jakos te 5 szalonych wtorkow wytrzymamy. Akurat tego dnia mialam male utrudnienie, bo musialam wziac ze soba tez Kokusia. Jak M. najbardziej potrzebuje, malo kiedy moge na niego liczyc. :/ Tym razem spytalam czy nie przywiozlby Mlodszego na 18 na karate, zeby nie musial kwitnac ze mna godzine na boisku kiedy Bi ma trening. Myslalam, ze nie bedzie problemu, w koncu to tylko 10 minut od domu. No i sie przeliczylam. Moj maz wyskoczyl z pretensja, ze jak zwykle wymyslam kiedy on chcial isc na silownie! Hmmm... Po pierwsze, nie wiedzialam, ze tego dnia planowal silownie, bo wczesniej narzekal, ze jest zmeczony i boli go glowa... Po drugie, silownia nie zajac, a w przeciwienstwie do treningu pilki Bi, M. moze isc na nia codziennie. A po trzecie, co do cholery jest wazniejsze: jego "pakowanie", czy to, zeby Nik niepotrzebnie nie musial sie ciagnac ze mna?! Odpowiedz, mysle, ze znacie. :( Niestety, ale M. traktuje to jako "kare" dla mnie. On nadal uwaza, ze ja sobie te wszystkie zajecia Potworkow wymyslam dla wlasnej przyjemnosci i satysfakcji i zachowuje sie na zasadzie: chcialas - masz. :/ Zreszta, jak tak slucham pretensji i awantur Bi, zastanawiam sie, czy nie ma przypadkiem odrobiny racji... ;)

W kazdym razie Nik pojechal na trening Bi i wcale sobie nie krzywdowal. Ganial z grupa mlodszych dzieci i kompletnie nie przeszkadzalo mu, ze to 4-5-latki. Cale szczescie, ze posluchal i nie zalozyl od razu stroju na karate, bo wyobrazam sobie jak by on wygladal po godzinie turlania na trawie. Starsza za to nie byla zadowolona, ze wyrwalam ja z treningu 10 minut wczesniej, ale coz. Sama twierdzi, ze pilka i karate to jej dwa ulubione sporty i z zadnego nie chce rezygnowac. ;)

Bi na obronie :)
 

Nikowi zas wlaczyla sie maruda, bowiem przez chwile wygladalo, ze jego druzyna pilkarska moze nie ruszyc tej wiosny w ogole. Treningi mialy sie bowiem zaczac w tym tygodniu, a w weekend sa juz pierwsze mecze, tymczasem w poniedzialek dostalam maila, ze trenerowi (to sa wolontariusze, zazwyczaj rodzic ktoregos z dzieci) zmienily sie plany i musial sie wycofac. Ups... A kiedy Nik zobaczyl, ze Bi zaczela juz oficjalnie trenowac, dostala tez koszulke druzyny w przygotowaniu do meczow, to niestety strzelil focha, zupelnie jakby to byla wina moja lub M. Na szczescie tego samego wieczora odezwal sie nowy trener. Znalezli jakiegos chetnego chlopaczka z III klasy high school. Zobaczymy co to bedzie z niego za "trener". ;) Najwazniejsze jednak, ze Nik bedzie jednak gral, bo inaczej by sie dzieciak chyba zaplakal. :D

Popedzilismy na karate i jakims cudem spoznilismy sie tylko kilka minut. Przeprosilam trenera i wytlumaczylam, ze Bi ma wczesniej inny trening. Na szczescie karate jest dwa razy w tygodniu, wiec w czwartki beda chodzili normalnie.

W grupie prawie wszystkie te same dzieciaki co w poprzedniej sesji, wiec Potworki czuja sie jak ze starymi przyjaciolmi ;)
 

A wtorki ochrzcilysmy z Bi pieszczotliwie jako "crazy Tuesdays". ;) Co ciekawe, ja wieczorem bylam wyrabana niczym kon po westernie, zas Bi twierdzila, ze wcale nie czuje sie zmeczona i nie moglam zagonic jej do lozka az do 22:30. Ale za to w srode rano spala prawie do 8, co jak na nia jest dosc niecodzienne, wiec musiala byc jednak padnieta, tylko sie nie przyznawala. ;)

Sroda w pracy byla ciezka, w sensie, ze robic sie nie chcialo. Zmeczenie materialu coraz wieksze... :D Zreszta, wszyscy narzekaja, ze ciezko caly dzien byc w robocie, ze wczesniej tyle sie dawalo zrobic w domu w tzw. miedzyczasie. No i mozna bylo wyjsc, przejsc sie kilka minut po ogrodzie, dac oczom odpoczac od ekranow i sztucznego swiatla... Teraz doopa. ;) A po pracy z dzieciakami na plywanie.

Znalazlam dobry punkt zdjeciowy na basenie ;)
 

Wyjatkowo nikt nie marudzil, chociaz po poludniu przeszla burza, padalo i temperatura zaczela gwaltownie spadac, wiec Bi cos tam napomknela, czy moze zostaniemy w domu. Taaa, na pewno... :D

Nie wiem co bedzie z plywaniem Bi, bowiem jej przyjaciolka od nastepnego tygodnia rezygnuje ;)
 

Z to po basenie, Nik przeszedl samego siebie. Poszlismy sie przebrac i Bi wyjatkowo poszla z nami, bo zwykle szla sama do damskiej przebieralni, a ja pomagam przebrac sie Kokusiowi w malym kantorku przy basenie. Towarzystwo siostry nie spodobalo sie Mlodemu. Siedzial z buzia wykrzywiona zloscia, trzepal ubraniami z wsciekloscia, bo wiadomo, na wilgotna skore ciezko je zalozyc. W koncu, ubrany, podszedl do drzwi i zaczal je otwierac, nie zwazajac, ze Bi nadal siedzi polnaga. Przyskoczylam szybko, przekrecilam ponownie zamek, syczac na Nika, ze dlaczego to robi, skoro siostra sie nadal przebiera?! Mlody wrzasnal mi prosto w twarz "Do you think I even care?!". Nie wytrzymalam i plasnelam go reka po glowie. No nie jestem z tego dumna, ale serio, nazbieralo mu sie. Tak naprawde to zbieralo sie juz od przynajmniej tygodnia albo i dluzej. Nie wiem co w niego ostatnio wstapilo, ale o wszystko jest foch, obraza majestatu (bo czesto tylko patrzy spode lba i nawet nie raczy powiedziec o co mu chodzi; domyslaj sie matka!) i wlasnie wrzask "I don't care!". Moglabym pomyslec, ze jest przemeczony, ale przeciez teraz mieli ponad 2 tygodnie przerwy od prawie wszystkich aktywnosci, a zeszly tydzien to byly ferie wiosenne. Ciezki przypadek... ;)

Czwartkowy poranek przywital nas zaledwie dwoma stopniami i padajacym... sniegiem! :O Szok po prostu, tym bardziej, ze to takie jednorazowe, krotkie ochlodzenie. Juz w piatek mialo byc 16 stopni, a w sobote 20. ;) Czwartek to rowniez kolejne zajecia z karate dla Potworkow. Dobrze, ze chociaz tu oboje jada bez pretensji i fochow. No i w czwartki nikt nie ma zajec przed, wiec mozemy sie na spokojnie wyszykowac sie i dojechac. :)

Tym razem sensei stal odwrocony przodem do drzwi, wiec nie dalo sie zrobic zdjecia inaczej niz tak... :D

Piatek, zgodnie z zapowiedziami, byl duzo cieplejszy i sloneczny. To dzien pierwszego treningu pilki Kokusia. Szkoda, ze pozno, dopiero o 18:15. Ale o piatku to juz nastepnym razem. ;)  Jutro pierwsze mecze. Dobrze, ze chociaz Polska Szkola jeszcze nie ruszyla, ale od kolejnego weekendu bedzie juz dylemat: mecz czy jezyk polski? :) A w niedziele tenis. Aaaaa!!! Zapowiadany jest deszcz, moze odwolaja. Bi by sie ucieszyla i ja chyba tez. :D

Trzymajcie sie!

27 komentarzy:

  1. Hmmm, synek ostatnio ostro daje ognia, a dotychczas zawsze byl (z relacji mamy) grzeczny i slodki. Dziwne, ze tak sie zmienia mu charakter i zachowanie. Moze te gorsze reakcje sa efektem obserwowania kolegow, siostry albo nasladowanie bohaterow filmow/gier z tableta? U mnie Nick dostalby w skore juz dawno. Wiem, wiem... Zaraz tu bedzie 20 postow odnosnie nie-bicia dzieci, itp. wymadrzanie sie. Dajcie spokoj... Jednak cieszy to, ze Nick nadal sie wyroznia w sportach i lubi kazda aktywnosc. To fajnie, ze potrafi sie wykazywac. Ja wprawdzie nie ogarnialabym az tylu dyscyplin sportowych naraz, ale skoro wciaz dajecie rade - czemu nie.
    A z ta I komunia sw. dzieci to niezly ambaras macie. Wolno/nie wolno, trzeba/nie trzeba, mozna/nie mozna. A corka w bialej skromnej sukience piekna, jak ksiezniczka. Uroda po mamusi, oczywiscie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, Bi to akurat skora zdarta z ojca, choc on taki ladny nie jest. :D
      Nik niestety ostatnio daje popalic. Kiedys to byla mekola. Jojczal, marudzil, plakal o byle co. Teraz wybucha zloscia i zastanawiam sie wlasnie czy nie patrzy za duzo na siostre. ;)

      Usuń
  2. Wiesz, ze przegapilam poprzedni wpis :OOO
    Nadrobilam zaleglosci i powiem Ci, ze bardzo dobrze cie rozumie- ja rowniez od poniedzialku wracam do sklepu, na cale dniowki- fajnie jest w domciu ;)
    Czy ruch bedzie, czy kupujacy zdecyduja sie na zakupy tylko z testem- zobaczymy.
    Moze sukienka i skromna- ale wBi i tak cudnie w niej wyglada- lubie minimalizm wiec wcale duzo bym tam nie zmieniala- ale odczekaj i zobacz co to internet przysle.
    Dzieci- powiem ci, ze czasem tak sie chyba kazdemu nazbiera i "uleje". Pamietam, ze kiedys tez sie tak miotalam miedzy moimi i ich fochami czy zajeciami dodoatkowymi. Na dobre im to wyszlo, ale po drodze...stres, wnerw i szarpanina. Bardziej martwi mnie twoje zdrowie- co to z tymi zawrotami glowy? Nie wybierasz sie do lekarza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie napady zawrotow zdarzaja mi sie od czasu do czasu. Moja matka tez je miala, wiec to chyba dziedziczne. Poki co do lekarza sie nie wybieram, ale kiedys moze...
      Ech, praca... Zle z nia, bez niej jeszcze gorzej. ;) Mnie najbardziej wkurza, ze chyba jestesmy jedyna firma, ktora wrocila do budynku na pelen etat. Poza tym panuje cisza i prawie nie widzi sie innych ludzi. :/

      Usuń
  3. Agata, może te zwroty głowy są wynikiem przemęczenia? Za dużo sobie wzięłaś na głowę? Tak jak koleżanka wyżej pisze, może lekarz???

    Powiem Ci, że tym dzieciakom odmienia się jak w kalejdoskopie. Moja też raz wszystko cacy a potem bywa tak, że masz ochotę wysłać ją w kosmos..

    Ślicznie Bi w tej sukience :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, tak z dzieciakami jest. Nik jeszcze nie wybrzydza az tak, ale z Bi to ostatnio sa trzy swiaty...
      Kochana, takie zawroty zdarzaja mi sie od czasu do czasu i nie wiem czy to kwestia zmeczenia, stresu czy jeszcze czegos. Najwazniejsze, ze zwykle przechodza po kilku godzinach. ;)

      Usuń
  4. Aa, w wolnej chwili zajrzyj do mnie na priv ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ładnie Bi wygląda, sukienka prosta i chyba w tej prostocie jest to coś, ja lubię minimalizm w takich strojach i pewnie dlatego więcej już bym od niej oczekiwała.

    NIK tak samo Cie zaskakuje i smuci zachowaniem, jak moja Tola. Nie wiem co w to dziecko wstąpiło, ale ja jestem przerażona czym to się skończy. Pocieszam się, że nie tylko ja u swojej 8katki obserwuje ten stan, Ty, moja siostra, Marta też o Lili podobnie pisze, mija sąsiadka itd Może faktycznie to taki etap, ale nie przypominam sobie abym coś takiego przechodziła z Zuzą ( tu hardcore był później zdecydowanie), czy z Tymonem. Może to jednak odcisk piętna obecnych czasów u tych naszych dzieci? Faktycznie przez zdalne nauczanie dzieci mają zbyt długi dostęp do komputera, zamiast budować swe relacje i więzi w życiu realnym i z prawdziwymi ludźmi a nie ikonkami na monitorze? Ja w każdym razie jestem oszołomiona tym i szukam sposobu na mądre zapanowanie nad tym dzieckiem i nad sobą, bo moje emocje sięgaja zenitu, co oczywiście mi nie pomaga, a że tych złych emocji u nas teraz nie brakuje bo sytuacja jest trudna, a moje dziecko kompletnie mi w tym nie pomaga swoją postawa, to ciężko mi z tym wszystkim chyba poczwórnie nawet :(

    Nie napisałam pod poprzednim postem, ale napisze już tu. Wcale nie dziwię Ci się, że powrót do firmy po takiej przerwie jest wyzwaniem poniekąd. Jakby człowiek nie tęsknił za normalnością, to przecież przez, tak długi czas tej inności jakoś trzeba było sobie to wszystko na nowo zorganizować, żeby jakoś funkcjonować. Pewnie jedne rzeczy udało się lepiej inne gorzej, ale jakoś człowiek wskoczył już w ten nowy rytm i go zaakceptował z czasem, a tu nagle znowu trzeba tych zmian i wdrożenia się w to wszystko. Oby to już ostatni raz i nikt już nie fundował nam kolejnych takich zawirowań.

    Twoje zawroty głowy to niepokojące są. Zrób sobie podstawowe badania, aby spać spokojnie.
    Trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, okazuje sie, ze wdrozylam sie w ten nowy system az za bardzo. Juz 3 tygodnie od powrotu do pracy, a ja nadal nie moge przywyknac! :D
      Wydaje mi sie, ze to zachowanie naszych mlodszych ma jednak cos wspolnego z wiekiem. W Polsce bowiem faktycznie mozna to tlumaczyc dlugim zamknieciem, nauczaniem zdalnym, calymi dniami przed ekranem... ale u Nika? On normalnie chodzil caly rok do szkoly. Ba, mial fajniej niz zwykle, bo mamusia zawozila, mamusia odbierala... A jednak pokazuje rozki... :/ Oczywiscie u nas Mlodszy ma niechlubny przyklad w osobie siostry... ;)

      Usuń
  6. Śliczna ta sukienka Bi, skromna i elegancka.
    Nik coś ma ostatnio gorszy czas...A może ma jakiś problem w szkole i w ten sposób odreagowuje?
    Wcale Ci się nie dziwię, że nie masz ochoty na powrót na całe dnie do biura... Kiedy zleciał ten rok, to ja nie wiem. A zawroty brzmią niepokojąco, może warto zrobić jakieś badania? Tak żeby się uspokoić, że wszystko jest ok.
    A podróż do Polski zza oceanu, to naprawdę wyprawa! Mam nadzieję, że powrót będzie spokojniejszy dla taty.
    Trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tata wrocil juz bez przygod. :)
      Z tego co wiem, to Nik problemow zadnych nie ma, wiec nie mam pojecia skad to jego pogorszenie zachowania, ktore zreszta obserwuje juz od jakiegos czasu...

      Usuń
  7. Nie dziwię się, że perspektywa powrotu do biura Cię nie zachwyca. Trzeba trochę czasu, żeby znowu się przyzwyczaić do innego trybu.
    Widzę, że Tata miał kilka przygód. Oby powrót był spokojniejszy.
    Nik, cóż nie wiem, czy to taki wiek, czy bardziej sytuacja, ale u nas też albo wrzask, albo płacz, albo foch...
    Trzymaj się i zadbaj o siebie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciesze sie, ze tacie udalo sie dotrzec do Europy po malych przebojach. Ciekawe czy wam sie tez uda. Ja obserwuje co sie dzieje, chociaz bardzo nie podobaja mi sie kody QR i dokumenty covidowskie dolaczane do biletu. Chyba podziekuje za takie podrozowanie.
    Sukienka skromna, ale Bi we wszystkim ladnie.
    Przybijam piatke. Witam w gronie zawrotowcow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam wlasnie, ze Ty tez zmagasz sie z zawrotami. Moje nie sa czeste, ale jak dopadna, to doslownie z nog scinaja, bo nie moge chodzic prosto bez podparcia. :D
      Nie wiem czy w ogole polecimy. Wylot koliduje i z praca i M. wscieka sie, ze nie ma ochoty 3 razy przechodzic przez testy. :/

      Usuń
  9. Od razu wyganiam na badania, bo u mnie też zaczęło się od niepozornych zawrotów głowy a potem to już poooooszło.... Oby u Ciebie to był błahy powód :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak u mnie, bo zdarzaja mi sie takie zawroty od kilku lat. Poki co na szczescie nie wyniklo z nich nic powazniejszego...

      Usuń
  10. Matko! Ale u was intensywnie 🙉
    Koniecznie wykonaj badania!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas czesto intensywnie, tak jak zreszta lubie. ;)

      Usuń
  11. I nie będę odosobniona - co z tymi zawrotami? Byłaś u lekarza?!

    Intensywnie jak zawsze:) Ja cieszyłam się, że u nas dzieci szły w równych albach (chyba już pisałam;) a dopiero w domu przebrała się w białą elegancką sukienkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nic o Komunii u Was nie pisalas. A chetnie poczytalabym jak to sie odbywa w Anglii. :)

      Usuń
  12. Oliwia też ma często takie fochy i demonstrację niechęci, zwłaszcza jak ma się bawić z Jasiem. Podobnie jak na Bi działa tylko porządne postawienie do pionu, wówczas też najczęściej okazuje się, że ona chciała tylko... Ale już zauważyłam, że jak zaczyna niesłusznie dostawać burę, to od razu mi przerywa i tłumaczy, że ona chciała tylko to i to. A jak słusznie ją zjadę, to tłumaczenie pojawia się dopiero po dłuższej chwili, jak już jest czas na przemyślenie taktyki :D

    Jasiek znowu ma zachowania i fochy o wszystko bardzo podobne do Nika. Potrafi siedzieć z nami przy stole, śmiać się, ma świetny humor, po czym pada np. Jasiu idź siusiu i idziemy na spacer, a pojawia się złość i krzyki. Ostatnio przeprowadziliśmy na ten temat dość ostrą rozmowę z nim i na razie od 3 dni jest inny chłopak, nie ma takich fochów, więc zobaczymy jak długo będzie trwała ta zmiana...
    Sukienka Bi jest prosta, ale ładna i Bi fajnie w niej wygląda. Z tym, że faktycznie jak dla mnie z przodu mógłby być delikatny pasek, który przykryłby łączenie góry z dołem, tym bardziej, że jeśli dobrze widzę, to z tyłu jest kokardka, a więc wystarczyłoby trochę materiału z przodu i jak dla mnie byłaby perfekcyjna ;)
    Zachowanie M. określę jako perfidne i czysto dziecinne. To chyba dziecko powinno być ważniejsze niż siłownia, a tym że chciał ukarać Ciebie, tak naprawdę ukarał Nika.
    Z tymi zawrotami powinnaś iść do lekarza. To może być tylko zmęczenie organizmu, tym bardziej, że u Was wiecznie coś się dzieje i ciągle jesteś w biegu. Ale lepiej sprawdzić i mieć pewność, niż później sobie wyrzucać, że się ignorowało sygnały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, z tymi dzieciakami... Wiecznie jakies fochy, zlosci, oszalec mozna... ;)
      Z tej sukienki jednak zrezygnowalam, bo zamowilam o wiele ladniejsza (wedlug mnie) i o polowe tansza... :D
      Moj malzonek niestety czesto zachowuje sie nieadekwatnie do swojego wieku, co tez mu czasem wytykam. :D

      Usuń
  13. A wiesz.... co do zachowania M., to tak sobie myślę, choć może się mylę, że być może jego zachowanie ma głębsze dno.
    Czy Wy w ogóle macie czas dla siebie we dwoje.
    U Was ciągle się coś dzieje, jest bardzo intensywnie. Praca, a po pracy zajęcia dodatkowe dzieci do wieczora, jeszcze gdzieś zakupy, a to jakiś spacer i dni uciekają.
    Pogadaj z M, bo może on faktycznie myśli że Ty uciekasz od niego. Może czuje się zaniedbany.
    Oczywiście to nie usprawiedliwia jego zachowania. Powinien szczerze z Tobą porozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, niestety M. to nie ten typ. Dla niego czas dla malzenstwa nie istnieje. Kiedys, kiedy przylecieli tesciowie, namawialam go na wyjscie we dwoje, umowilam nas nawet ze znajomymi, zeby odetchnac od dzieciakow. Co uslyszalam? Ze on nie widzial rodzicow trzy lata, bedzie ich mial tylko 3 miesiace i nie ma ochoty ich zostawiac. :O Wyglada wiec, ze musialabym zniknac na pare lat zeby maz za mna zatesknil. :D

      Usuń
  14. Agaciu, ależ w napięciu żyjecie, aż mi Cię szkoda, kochana!
    I może stąd te zawroty i mdłości?
    Bo zobacz: i powrót do pracy, i komunia, i remont i aktywności dzieci... Zadbaj o siebie, Agaciu.
    Wygospodaruj codziennie choć chwilę tylko dla siebie.
    Niech to będzie nawet spacer z psem i potem kawa, ale w ciszy. Potrzebujesz jakiejś odskoczni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dlatego wlasnie wieczorem siedze do pozna i potem rano jestem nieprzytomna. Ale po 22, kiedy wszyscy juz spia, to jest taki "moj" czas. Wtedy sobie spokojnie siedze, gapie sie w kompa lub czytam ksiazke... Bez tego chyba bym oszalala. ;)

      Usuń