Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 26 marca 2021

Prawdziwie wiosenny tydzien, ale za to nieco chorobowy

Alez piekny tydzien za nami! Kazdego dnia temperatura piela sie troche wyzej i wyzej, zeby w czwartek i piatek wyladowac grubo nad 20 kreska! W srode i czwartkek dalam Potworkom do szkoly krotkie rekawki, ale oboje, przy odbiorze, jak jeden maz, zakrzykneli, ze powinnam im byla tez dac krotkie spodenki! Zamiast powitania, ani "czesc mamo", ani "milo cie widziec", tylko od razu: "Bylo mi strasznie goraco, dlaczego nie dalas mi krotkich spodenek?!". ;) Szczerze mowiac przeszlo mi to przez mysl, tylko ze jakos ten marzec z tylu glowy nie dawal mi spokoju i w koncu przygotowalam tylko bluzki z krotkim rekawkiem. ;) Niestety, Matka Natura chce sie z nami tylko troche podroczyc. Od niedzieli zapowiadany jest solidny spadek temperatury. Nie, mrozow w prognozach nie ma, sniegu tez nie, ale zdecydowanie nastapi powrot do dlugich rekawow oraz kurtek. Juz widze te poranna awanture dzieciarni... ;)

Tak jak pisalam ostatnio, dostalam raporty Potworkow za drugi semestr. Szkoda, ze nie przed wywiadowkami, ale coz... Tak jak w poprzednim roku, w tym ze wszystkim rowniez jest zamieszanie, wiec nie ma sie co dziwic... Raporty jednak w koncu dostalam i... nie ma w zasadzie zadnych niespodzianek. ;) Nik czyta na najwyzszym poziomie dla III klasy w drugim semestrze. To dziecko ma naturalny talent do czytania, bo pani z polskiej szkoly tez go chwali. I faktycznie, on tych polskich czytanek praktycznie nie musi cwiczyc, a przeciez to dla niego jednak jezyk obcy. Raz przeczyta (tak na wszelki wypadek) i potem juz nagrywamy. Pani (juz amerykanska) zaznaczyla rowniez, ze Mlodszy przekracza poziom III klasy jesli chodzi o slownictwo. Tu juz wielokrotnie pisalam, ze Nik jest wygadany i elokwentny. Dla odmiany, zaznaczone ma, ze troche mu brakuje jesli chodzi o uzywanie znakow interpunkcyjnych oraz duzych liter. I niestety jest to prawda. Wynika to z tego, ze Mlodszy, jak ze wszystkim, z pisaniem rowniez sie niesamowicie spieszy. Zapomina duzych liter, przecinki dla niego nie isnieja... dobrze, ze zazwyczaj pamieta o kropkach na koncu zdania. :D

Przeciwnie do brata, jesli chodzi o czytanie, Bi jest na najnizszym poziomie dla drugiego semestru IV klasy. Coz, to zawsze byla jej pieta achillesowa. ;) Poza tym jednak ponoc przekracza poziom dla swojej klasy w szeregu kategorii. Zreszta, podczas rozmowy z nauczycielka widzialam wyraznie, ze kobitka Bi wrecz uwielbia i ma to odzwierciedlenie w ocenach. Bi przewyzsza wiec poziom w byciu odpowiedzialna oraz pelna szacunku, w dazeniu do poprawienia poziomu czytania (czyli samozaparciu chyba ;P), ogolnie w ilosci czytanych tekstow, plynnosci w czytaniu (to kloci mi sie nieco z jej zaznaczonym poziomem czytania, bo nie widze roznicy, a tam ma zaznaczony najNIZszy poziom), ilosci prac pisanych (tu od nauczycielki w ogole uslyszalam same och'y i ach'y ;P), strategii w rozwijaniu wypracowan oraz w naukach spolecznych.

Z zajec dodatkowych (tutaj wlicza sie w to plastyke, muzyke, w-f, skrzypce oraz... biblioteke), oba Potworki przekraczaja poziom swoich klas jesli chodzi o w-f. Nie jestem zaskoczona, bo oboje sa przeciez aktywni i uprawiaja sporty. Bi przekracza poziom IV klasy w plastyce, co tez niespodzianka nie jest, bo ma dziewczyna talent plastyczny i lubi takie manualne prace. Za to zaskoczylo mnie, ze Nik przekracza poziom III klasy w spiewie oraz... odczytywaniu nut! :O Oba Potworki sa muzykalne, to potrafie rozpoznac, mimo, ze mnie samej slon na ucho nadepnal. Zazwyczaj to jednak Bi wykazywala jakies tam zainteresowanie spiewem. Nik go raczej unikal, nie lubi popisywac sie tym, co robia w szkole, a jednak cicho i niepozornie, ale wykazuje najwyrazniej talent. ;)

Sobota zaczela sie tradycyjnie Polska Szkola. Mimo, ze o wiele fajniej jest laczyc sie na lekcje internetowo, to mimo wszystko juz troche zmeczona jestem zaganianiem Potworkow do komputerow, bo oczywiscie laczy sie to z wysluchaniem calej litanii zalow i marudzenia. Na szczescie nastapila najwyrazniej mala zmiana w kalendarzu szkolnym i w kwietniu jedne z zajec maja byc odwolane. Oznacza to, ze odbeda sie tylko raz, bo poza tym nie bedzie lekcji przed Swietami oraz w trakcie ferii wiosennych. Gorzej, ze po takim luznym miesiacu, zagonic Potworki ponownie do regularnej pracy nad jezykiem Ojcow w maju, to bedzie niezly wyczyn. Pocieszam sie tylko, ze szkola planuje owe zajecia znow urzadzic w parku, na swiezym powietrzu i osobiscie. Byloby super, ale nie ma co sie nakrecac, bo moze sie okazac, ze maj bedziemy miec zimny i deszczowy i z planow... pupa. :D

Jakby malo bylo lekcji polskiego, to wczesnym popoludniem pojechalismy odebrac upominki wielkanocne od Polskiej Szkoly. Ogolnie szlo to szybko. Wchodzilo sie, odbieralo upominek i mozna sie bylo zwijac, ale... No wlasnie. ;) Organizatorzy zatrudnili klauna (czy moze klaunke, bo to babka), ktory tworzyl roznosci z balonow. Fajny gest, nie powiem, ale kolejka do niego ciagnela sie przez cala, duuuza sale. Potworki oczywiscie ochoczo ustawily sie w niej i co bylo robic? Utknelismy tam czekajac bite pol godziny. Na szczescie wpadlam na dawno niewidziana kolezanke, wiec troche sobie pogadalysmy. Potem stanelam z Potworkami w ogonku, ale ci, widzac, ze matka pilnuje im kolejki, ruszyli szalec z grupa malolatow. W sumie to nie wiedzialam nawet, ze znaja te dzieci. Moze zreszta tylko zadzialal instynkt stadny i jak jeden zaczynal swirowac, to inni z entuzjazmem dolaczali, niewazne czy chodza razem do klasy, czy nie. ;) A upominki okazaly sie ksiazeczka z zadaniami oraz stronami do kolorowania i cala masa slodkosci...

Juz po powrocie do auta...

Po poludniu Nik zostal zaproszony do ulubionego kolegi. Dobrze sie zlozylo, bo kolezanka Bi wraz siostra byly u nas ustatnio dwa dni pod rzad i Mlodszy narzekal, ze to niesprawiedliwe. Teraz przyszla wiec jego kolej i ucieszylam sie widzac sms'a od mamy malego H. Odwiozlam Kokusia dwa osiedla dalej i spedzilam "urocze" dwie godziny z jednym tylko dzieckiem. Ktore to calutki ten czas spedzilo jeczac, ze nuuuuudziiii mi sie. :D Jak ma brata w domu, to jest ciagla wojna. Jak zostala sama, to usychala z nudow. Oczywiscie Bi urzadzila tez awanturke, bo jak do niej przyszly dziewczyny, to Nik tez sie z nimi bawil, a teraz ona nie ma nikogo. Jak to Starsza, probowala tez wymusic zaproszenie kolezanki, ale stanowczo odmowilam. Po tym jak sasiadka mnie ostatnio wrobila, teraz niech zaprosi Potworki do siebie. Ja chwilowo nie mam ochoty zapraszac jej dziewczyn. Na szczescie poparl mnie M., ktory w sobote byl jeszcze w pracy i oznajmil, ze chce odpoczac, a nie wysluchiwac dzieciecych wrzaskow i latania po schodach. ;)

W niedziele rano przyjechal moj tato, na kawe oraz zeby pozalic sie na kolejne przeboje z wyjazdem do Polski. Tym razem rozeszlo sie o... dowoz na lotnisko. Do Nowego Jorku mamy okolo 3 godzin jazdy, nie jest to wiec podroz, gdzie mozna tate szybko podrzucic. Wrecz przeciwnie, trzeba sobie zarezerwowac caly dzien, mozecie wiec sie domyslic, ze nikt sie do tego specjalnie nie pali. I zazwyczaj nie ma takiej potrzeby, bo w Polakowie dzialaja preznie agencje, pomagajace Rodakom we wszelkich uslugach, a takze oferujace dowoz na lotnisko za w miare przystepna cene. Przystepna dla jednej osoby rzecz jasna, bo kiedy (jak w naszym przypadku) pomnozy sie te cene x 4, to juz robi sie niezla sumka i bardziej sie oplaca pojechac wlasnym autem i zostawic je na parkingu dlugoterminowym. Ale do brzegu. Pisalam, ze u nas zycie plynie w miare spokojnie i pandemii niemal nie odczuwamy? Coz, my moze nie, ale sa branze, ktore odczuly ja az za bardzo. Wspomniane wyzej polskie agencje. Ktore zreszta trzepaly niezla kase na kazdej dupereli i jesli czlowiek znal choc troche angielski, raczej omijal je szerokim lukiem... Agencje owe, zyski czerpaly glownie wlasnie z dowozow na lotniska, sprzedazy biletow lotniczych, organizowaly wycieczki po okolicznych Stanach, itd. Mozecie sie domyslic, ze z powodu pandemii, wszystko to siadlo. Mniej ludzi lata, a wiec mniej kupuje bilety i mniej potrzebuje dowozu. Z powodu koniecznosci przestrzegania dystansu socjalnego, wszystkie wycieczki zostaly zawieszone... Tak naprawde jedynym stalym zarobkiem, ktory pozostal owym agencjom, jest kurierska wysylka paczek do Polski, ale to sa grosze... Nic dziwnego, ze musieli pozegnac sie z autobusami, kierowcami, z duzych lokali przeniesc do malutkich klitek, itd. A kiedy moj tata podjechal chcac wykupic dowoz na lotnisko, okazuje sie, ze dowoza tylko na LOT. Tato zas leci KLM'em. No i doopa. W jednej agencji powiedzieli, ze nie i juz, w drugiej, ze moga do zawiezc ale juz nie odebrac, w trzeciej zas odeslali zeby dopytac prywatnie u szefa, bo pracownicy nie byli pewni czy sie da. No to pieknie, bo tacie zostaly dwa tygodnie do wyjazdu. Zaczal patrzec po hamerykanckich firmach i znalazl jedna, ktora jednak za taka usluge zazyczyla sobie... $700!!! Toz moj rodziciel zaplacil mniej za bilet lotniczy! :O Kiedy przyjechal w niedziele, zaczelam i ja przegladac czy nie ma jakiegos busa czy autobusu z miasta taty na lotnisko. No nie ma. Jedyna mozliwosc to pojechac z trzema przesiadkami i spedzic w podrozy ponad 5 godzin. Na to tata tez nie mial ochoty... Wlasciwie to juz zdecydowany byl zarezerwowac parking dlugoterminowy i jechac swoim autem, ale okazalo sie, ze szef tej ostatniej agencji, po kilku dni zastanawiania sie, jednak zgodzil sie zapewnic mu transport. Jeden problem z glowy wiec, choc teraz pozostaje lekki niepokoj co bedzie jesli linie znow przeloza tacie bilet kiedy bedzie juz w Polsce? W obecnych czasach jest to bardziej niz prawdopodobne...

A niedzielne popoludnie spedzilismy sportowo. ;) Potworki mialy tenisa, a ja nie moglam uwierzyc jak pogoda zmienila sie w tydzien. Poprzednim razem siedzialam w aucie, chowajac sie przed lodowatym wiatrem i przelotnymi sniezycami. Tym razem bylo piekne slonce i 17 stopni. Zal mi bylo Potworkow, ze zajecia mieli w budynku. Paradoksalnie, po drugiej stronie parkingu sa piekne, nowe korty i trener spokojnie mogl zabrac dzieciarnie tam. Podejrzewam jednak, ze nie wolno mu bylo podjac takiej decyzji samotnie i w ostatniej chwili. Szkoda. Poniewaz pogoda zachecala do aktywnosci na swiezym powietrzu, M. zabral sie ze mna i w czasie kiedy dzieci machaly rakietami, my pojechalismy na kawe, a potem machnelismy 6 okrazen wokol boiska pilkarskiego. Juz nie pamietam kiedy ostatnio tak szlam z wlasnym mezem, na swiezym powietrzu i bez ogladania sie na potomstwo oraz odpowiadania na setki pytan. ;)

Poniedzialek oznaczal dla mnie szybka wizyte w pracy, a po poludniu jazde na religie z Potworkami. W koncu dowiedzialam sie czegos konkretniejszego na temat strojow, choc tylko dlatego, ze jedna z kolezanek poszla osobiscie porozmawiac z katechetka. Jej syn ma bowiem ADHD oraz lekkiego Aspergera i dziewczyna jest cala w strachu jak mlody przejdzie przez cala ceremonie. A przy okazji dopytala o pare szczegolow. ;) Okazalo sie, ze glowna katechetka, zarzadzajaca cala ta szkolka, miala juz teraz zorganizowac spotkanie z rodzicami, ale wstrzymala sie. Jak pisalam niedawno, gubernator Stanu poluzowal czesc obostrzen, m.in. to dotyczace limitu osob wewnatrz. Niestety biskup z naszej archidiecezji nadal nie podjal decyzji co do kosciolow. Kobita chciala poczekac az dostanie od niego jakies wytyczne. Poki co jednak, przekazala kolezance, ze chlopcy maja miec ciemne spodnie, granatowe lub czarne. Nie musza miec marynarek, za to rodzice beda placic za krawaty, bo te chlopcy maja miec jednakowe. Podobnie, wszystkie dzieci beda mialy takie same, biale maseczki, za ktore oczywiscie rodzice beda musieli wybulic. Dziewczynki nie musza miec welonikow (uff...), za to maja miec buty na plaskim obcasie i nie wolno im miec sukienek na cieniutkich ramiaczkach. I to wszystko. Za to, dzieci beda przygotowywac plakaty ze swoimi imionami do udekorowania kosciola. Ta przyjemnosc bedzie rodzica kosztowac $18 na lepka. Ciekawe za co jeszcze przyjdzie nam zaplacic? ;)

Wtorek przyniosl zmartwienia... Pierwsze, banalne. Wspomnialam, ze gubernator naszego Stanu poluzowal obostrzenia, m.in. zniosl limit osob pracujacych w biurze. Nowe zarzedzenie weszlo w zycie w piatek i jak na zawolanie moj szef wyslal maila, ze musi potwierdzic z zarzadem budynku, ale oczekuje, ze od przyszlego tygodnia wrocimy wszyscy do biura w pelnym wymiarze godzin... Troche mi zrzedla mina, choc sie tego spodziewalam. Mam nadzieje, ze rzeczony zarzad stwierdzi, ze budynek nie jest na to gotowy. :D

Drugie zmartwienie jest juz powazniejsze, bowiem chodzi o Kokusia... Juz od jakiegos czasu raz na jakis czas wspominal ze bola go plecy i pokazywal na odcinek ledzwiowo - krzyzowy. Musze sie tu przyznac, ze ignorowalam te jego narzekania, bo zdarzaly sie okazjonalnie, najczesciej jak podnosil sie z pozycji lezacej do siedzacej na lozku. Poza tym jednak ganial, wspinal sie i broil jak zwykle, wiec wzruszalam ramionami, ze gdzies sie pewnie uderzyl, no bo kto slyszal, zeby dziecko plecy bolaly?! Mnie plechy bola, ale ja jestem star(sz)a! W sobote Nik z kolega biegali, tarzali sie po trawie, itd. W niedziele byl na rowerze i tenisie. W poniedzialek po religii ganial z kolegami i rowniez turlali sie po trawie. Az tu nagle, we wtorek dziecko nie moze sie pochylic ani zgiac nog do gory zeby ubrac buty! :O To znaczy moze, ale krzywiac sie i robiac to pomaluuutku... Po odebraniu go ze szkoly, jeszcze biegal po placu zabaw, wspinal sie na plot i zeskakiwal. A w domu nagle jek, ze pochylic sie ani usiasc sie nie da... No i skad tak nagle?! Oczywiscie, po zajrzeniu na dr. googla szybko z niego ucieklam, bo przeczytalam sobie, ze to moze byc cokolwiek, od zwyklego przeciazenia, przez dyskopatie, az do (tak, a jakze) raka... Wole nie czytac. :(

Sroda zaczela sie lepszymi wiadomosciami. Jednak poki co nie wracamy do biura na pelen etat. Zarzad budynku nie ma narazie nawet takich planow, zreszta, zachorowania w naszym Stanie od kilku dni ida pomalutku, ale w gore. Obawiam sie, ze gubernator poluzowal zakazy, zeby za chwile wprowadzac je od poczatku... :/ W kazdym razie nie narzekam, bo chetnie jeszcze jakis czas (permanentnie? :D) popracuje z domu... ;) Poza tym, skoro juz o pracy mowa, to na poczatku kwietnia mam dostac bonusik i wiadomo, zastrzyk gotowki zawsze mile widziany. ;)

Z krzyzem Kokusia nie wiadomo... W srode rano narzekal, ze dalej boli. Po szkole jednak poszedl bawic sie na placu zabaw, mimo ze krzywil sie przy niektorych ruchach. W domu nagle oswiadczyl, ze juz go nie boli, po czym po chwili stwierdzial, ze a jednak tak. ;) Zabralam go na trening druzyny plywackiej, bo stwierdzilam, ze na plecy nie ma nic lepszego niz plywanie.

Bi doplywa...
 

Niestety, nawet z wody, Nik pokazywal na migi, ze jest srednio.

Kokusiowi w wodzie zwykle robi sie przedzialek po srodku i wyglada niczym "Hitlerek", tylko wasika mu brak :D
 

W domu bacznie go obserwowalam i wlasciwie tylko przy probie zgiecia sie do samej ziemi, steknal, ze nie da rady. Wieczorem, juz w lozku, oznajmil jednak, ze juz mu lepiej. I badz tu czlowieku madry. Najchetniej zadzwonilabym natychmiast do pediatry, ale M. naciskal zeby poczekac do konca tygodnia, bo "moze mu przejdzie". Coz, moze przejdzie bol przy niemal kazdym ruchu, ale nawet takie uklucie raz na kilka dni chyba warto sprawdzic? Sama juz nie wiem...

Aha, sroda to tez wiadomosci "przyrodnicze". Mamy taki mailowy system komunikacji sasiedzkiej i ktos wlasnie wyslal wiadomosc, ze pierwszy raz w tym roku widzial niedzwiedzia w swoim ogrodzie. Zreszta, juz w zeszlym tygodniu, wyjezdzajac do pracy, M. zauwazyl przy jednym z domow wywalony smietnik i rozrzucona zawartosc... Niedzwiedzie to jedno, ale moj maz wrocil do domu, rozebral sie do bokserek, a moja uwage zwrocila ciemna plama pod jego kolanem. Myslalam, ze to jakis strupek, a to kleszcz!!! Te skurczybyki tez sie pobudzily! :/ Na szczescie, z moim sprytnym przyrzadem, udalo mi sie kleszcza wyciagnac w calosci, nie to co kilka lat temu (nie wiem, czy pamietacie te historie). ;) Teraz trzeba tylko obserwowac to miejsce... Potem oczywiscie wszystko mnie swedzialo. Obejrzalam tez dokladnie Potworki (przegladanie dlugich wlosow Bi to zmora), ale na szczescie zadnych pajeczakow na nich nie zarejestrowalam. Zreszta, oboje byli swiezo wymoczeni w chlorowanej wodzie, a nie wiem czy jakis kleszcz by to zniosl... ;)

A w czwartek, Nik... cudownie ozdrowial. Wstal rano jak gdyby nigdy nic, biegal sobie gora-dol po domu i nawet nie jaknal. Dopiero po moim pytaniu, jak tam jego plecy, zaczal wyginac sie na wszystkie strony, podnosic nogi i stwierdzil, ze jeeeszcze troche go boli. Hmmm... Po odebraniu go ze szkoly postanowilam nic nie mowic, tylko go obserwowac. No coz... Dzieciak biegal, wspinal sie, wyczynial nie wiem jakie akrobacje i nic. Nawet nie steknal...

Tu uskutecznia wdrapywanie sie na zjezdzalnie gora i od zewnatrz, bo przeciez schodki sa dla mieczakow ;) Uwierzycie po zdjeciu, ze to koncowka marca? Spodnie Nik mial dlugie, ale je sobie podcignal, bo za cieplo mu bylo. A w glebi, pod nogami Kokusia, mozecie dojrzec Bi chowajaca sie przed goracem w cieniu...
 

Pojechal na karate, gdzie chwile obserwowalam (mimo, ze rodzicom teoretycznie nie wolno...) i nie zauwazylam, zeby mial problem z jakimikolwiek ruchami. 

Zostaly juz tylko jedne zajecia w tej sesji...
 

Wieczorem, dla zabawy, robil sobie pompki i przysiady... No i co teraz? Ja bym go moze i wziela na wszelki wypadek do lekarza, ale M. stuka sie w glowe, ze cokolwiek mu bylo, juz przeszlo i bez sensu doszukiwac sie problemow... Dla mnie najgorsze, ze nie wiem skad sie to Kokusiowi wzielo. On sam twierdzi, ze ani nie upadl, ani sie gdzies nie uderzyl (zreszta, wtedy chyba mialby siniaka czy cos?), ale nie neguje calkowicie potencjalnego upadku. Kiedys, przy mnie, Mlodszy spierdzielil sie z samej gory zjezdzalni, bo probowal gdzies sie tam wspinac. Spadl wlasnie prosto na plecy, ale jak to Nik, wstal, przez minute kustykal narzekajac, ze wszystko go boli, a po chwili to rozchodzil i ruszyl do dalszej zabawy.

Z Nikiem zatem, nadal wiem, ze nic nie wiem, za to rowniez w czwartek wylazla mi na ustach opryszczka. Nawiedza mnie rzadko, raz na kilka lat, ale jak juz wyjdzie to fest. Tym razem rowniez wyglada to "uroczo". Pol gornej wargi nie moje i w dodatku nie mam tam czucia, wiec jedzenie idzie mi dosc dziwnie. Na cos sie w koncu przydaly te pieronskie maseczki. Przynajmniej moge zaslonic paskudna polowe geby. ;) Martwi mnie tylko, ze najwyrazniej "poleciala" mi odpornosc. W zeszlym tygodniu powiekszony wezel i spuchnieta szyja, w tym opryszczka, ktora jak wiadomo, tez lubi sie pojawiac przy obnizonej odpornosci. To chyba nie moze byc przypadek? Ale przeciez nie bylam w ostatnim czasie powaznie chora (zapalenie nerki to byl styczen, wiec dawno), nie bralam ostatnio antybiotykow, ani sie gorzej nie odzywiam, ani nie przybylo mi stresu... Nie mam pojecia skad takie cuda...

A wieczorem dowiedzielismy sie o pierwszym przypadku korony w rodzinie. Czternastoletnia corka brata M. mieszkajacego w Anglii zostala "ukoronowana". ;) Miala kaszel i goraczke, czyli klasycznie. Widac, ze nawet w Wielkiej Brytanii teraz zaraz wysylaja na test, zamiast polecic lykac paracetamol i odpoczywac. :D Gdzie sie zarazila? Nie wiadomo, prawdopodobnie w szkole. Teraz, po kilku dniach kaszle juz rowniez jej brat, wiec wyglada, ze choroba przechodzi na kolejne osoby...

Piatek to kolejny niecodziennie cieply dzien. Tym razem uleglam blaganiom Potworkow i dalam im krotkie spodenki. To znaczy, Bi najpierw przygotowalam spodniczke, ktora ta z oburzeniem wymienila na szorty. ;) Nawet ja sama zalozylam bluzke z krotkim rekawkiem i napomknelam do meza, ze gdyby nie gole drzewa, mozna by pomyslec, ze mamy czerwiec, a nie marzec... Po przywiezieniu potomstwa ze szkoly oraz ich nakarmieniu, pojechalismy na pierwsze, niesmiale "zwiady" w sklepach budowlanych. Malzonek bowiem w koncu przymierza sie do remontu lazienki Potworkow. To juz ostatnia lazienka, ktora wymaga gruntownego remontu. Kiedy sie ja zrobi, na jakis czas bedzie spokoj... Najgorzej, ze nasza lazienke robilismy na szybko bo prysznic sie zepsul, wiec nie bylo czasu na zbytnie zastanawianie sie jak chcemy ja konkretnie urzadzic. Na lazienke na dole mialam mniej wiecej koncepcje. A na te dzieci, nic, zero pomyslu... Poki co wiec rozgladamy sie niezbowiazujaco, tym bardziej, ze powiedzialam M., zeby mi sie nawet nie wazyl zaczynac demolki przed Wielkanoca. Nie mam ochote miec syfu w calym domu akurat na Swieta...

A na koniec wrzucam Wam kapke humoru podpatrzona w czasie nudnej drogi do szkoly:

"Wits end" to po polsku granica wytrzymalosci psychicznej lub emocjonalnej. Takie przenosne (lub doslowne) rwanie wlosow z glowy. Rejestracja idealna na dzisiejsze czasy... :D

Ze tez ja nie mialam nigdy pomyslu na jakas ciekawa tablice rejestracyjna... :D

13 komentarzy:

  1. Gratulacje dla Potworków i dumnej mamy, bystre i utalentowane dzieciaki :) Wspaniałe jest to, że mają szansę rozwijać się w tak wielu dziedzinach.
    Co do przebojów z podwózką taty, to nieźle tam kasują! Rodacy. Tutaj też przejazdy Belgia-Polska stały się droższe,wiadomo,skoro trzeba ograniczyć liczbę pasażerów ze względu na obostrzenia... Naprawdę mamy mega szczęście, że możemy przemieszczać się własnym autem i w całym tym pandemicznym życiu nie musimy być zdani na loty. Choć nie ukrywam, że w tym roku wyrwałabym się już do rodziny czy przyjaciół w Grecji :(
    Powodzenia w remoncie! Znów się zacznie... ;) Ale jak będzie wspaniale na koniec!
    Mam nadzieję, że z Nikiem już będzie wszystko dobrze. Choć sama też bym wolała to sprawdzić,dla spokoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikowi jakos samo przeszlo. Nie wiem co on sobie zrobil... :/
      No niestety, kasuja az milo. I Polacy i amerykanckie firmy w sumie tez... Lotnisko oddalone o niecale 3 godziny, a kasuja jakby mieli jechac na drugi koniec kraju. :/

      Usuń
  2. U nas w piątek była piękna ciepła wiosna. A od wczoraj znowu przedwiośnie ;(
    U nas że względu na obostrzenia nawet zmienili kursowanie komunikacji miejskiej :/ na sobotni rozkład jazdy :/
    Ja w zeszłym tygodniu miałam też lekkie załamanie zdrowia. Głównie gardło dało w kość.

    Jeśli chodzi o Nika to chyba jednak mimo wszystko wolałabym sprawdzić czy wszystko ok.
    Pozdrawiamy cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to super ludziom zycie utrudniaja... Sobotni rozklad, serio? I jak maja normalnie do pracy dojezdzac ci, ktorzy nie moga przejsc na zdalne? :/
      U nas poprzedni tydzien byl juz bardzo "wiosenny", czyli bylo zimno, wialo jak cholera i nawet troche padalo. W nastepnym na szczescie ma byc cieplej, ale potem znow jakies ochlodzenie na horyzoncie. :/

      Usuń
  3. U Was pogoda piękna, za to u nas co chwilę pada i jest zimno. Coś ta wiosna nie może do nas przyjść tak całkiem. Gdzieś czytałam, że jest jak kobieta, która krzyczy, że już zaraz wychodzi, a tak naprawdę jeszcze jest w łazience i maluje paznokcie :D
    Gratulacje dla zdolnych dzieciaków :) Nik widzę tak jak Jasiu, wiedzę ma dużą, piosenki i wierszyki zna, ale nie lubi ich mówić. Mówi misiom, gdy myśli, że nie słyszymy, ale jak ma powiedzieć nam to mruczy pod nosem, wykręcając sobie palce.
    Z tymi plecami Nika to dobrze Cię rozumiem. Też w takich przypadkach nigdy nie wiem czy iść do lekarza, czy poczekać. Zwłaszcza, że tak jak u Was raz mówią jedno, raz drugie, a Oliwka to już w ogóle umiera przy byle uderzeniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie u Nika zaniepokoilo mnie to, ze on zazwyczaj tak nie "umiera" przy byle dupereli, jak Bi czy Oliwka. Ale tutaj tez, bawi sie, biega, skacze, a potem nagle, ze uciasc nie moze bo plecy bola... Mysle jednak, ze cos sobie naciagnal. Przyznal sie ostatnio, ze podnosza sie z kolegami nawzajem. No i ok, ale dwaj kumple, o ktorych wspomnial, sa od niego dobre pol glowy wyzsi! I on ich dzwiga! :O
      U nas tydzien temu bylo pieknie, ale miniony byl juz zimny i wietrzny. Teraz ma byc znow ocieplenie, a potem znow deszcz i spadek temperatur. Oszalec mozna. ;)

      Usuń
  4. Moze Nick ma po prostu bole zwiazane z tzw. przesileniem wiosennym? Mimo mlodego wieku i wysportowania to tez moze byc przyczyna jego objawow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama potrzebowalam zdiagnozowac moje bole plecow, wiec takie cos znalazlam: https://www.medonet.pl/zdrowie,przesilenie-wiosenne---przyczyny--objawy--czas-wystepowania,artykul,1726699.html
      Objawy przesilenia wiosennego
      Przesilenie wiosenne można odczuwać nawet przez kilka tygodni. Do najbardziej charakterystycznych jego objawów należą zawroty głowy, osłabienie, senność, częste bóle głowy i bóle mięśni (być może z powodu niedoboru witamin i soli mineralnych), osłabienie refleksu i mięśni (za mało potasu), rozdrażnienie, mniejsza odporność na stresy, bolesne skurcze mięśni (niedobór magnezu), nagłe ataki zmęczenia (niedobór żelaza)...
      JEDNYM SLOWEM: wszystko moze nas bolec i dokuczac.

      Usuń
    2. O tym przesileniu tez kiedys czytalam. Takze o tym, ze takie bole moga byc tez wywolywane przez... alergie. :O W kazdym razie, odpukac, Kokusiowi przeszlo. I oby nie wrocilo...

      Usuń
  5. A mi ten ból, to od razu skojarzył się z covidem... Ja miałam potworny ból pleców, ale nie wiem czy też jest tak u dzieci.
    Ale może jak będziesz miała okazję, to spytaj pediatry.
    Zdrówka dla Was:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Nika wygladalo to na typowe bole plecow. Pokazywal konkretne miejsce i bolalo go tylko przy okreslownych ruchach. Na szczescie jakos przeszlo...

      Usuń
  6. Mial Kobus kiedykolwiek problem z układem moczowym, nerkami? Tymon miał w podobnym wieku podobne bóle i też bez siniaków i też normalnie funkcjonował, skakał itd. Jego historia chorobowa nakazała mi to szybko sprawdzić i okazało się to ZUMem i szpitalem. Zrób mu podstawowe badanie moczu, dużo mogą wyjaśnić.

    Trzymam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Kochana, pamietajac perypetie Tymusia, a takze majac w pamieci moje wlasne kolki nerkowe, tez pomyslalam o nerkach. Ale Nik pokazywal na konkretny odcinek plecow i bolalo go tylko przy okreslonych ruchach. Wyglada wiec typowo na jakis uraz przeciazeniowy, czy cos takiego...

      Usuń