Lilypie Kids Birthday tickers
Lilypie Kids Birthday tickers

piątek, 19 marca 2021

Marcowo - zimowo i natlok zajec dodatkowych

Czy ktos pomyslal, ze mamy w koncu dosc zimy? ;)  No nie mamy. To znaczy, dobra, M. juz wyczekuje pierwszych kempingow, jesli w ogole w tym roku uda sie gdzies pojechac... Potworki i ja jednak, wcale nie mamy dosc, ani zimy, ani zimowych aktywnosci. ;) Niestety, po 4 dniach kilkunastostopniowej temperatury, ze sniegu zostaly tylko niewielkie i bardzo brudne kupki tu i owdzie. Nic to jednak straconego, bowiem stoki narciarskie wyposazone sa w armatki sniezne i jesli tylko noca jest ponizej 5 stopni, produkowany jest puch krysztalki lodu udajace snieg. :) W sobotni ranek Potworki zaliczyly Polska Szkole, a po poludniu udalismy sie (50 minut jazdy na cholerne zadupie! :O) wlasnie na jeden z lokalnych (w sensie, ze w naszym Stanie, bo od naszego miasteczka daleeeko) stokow. Tym razem jednak nie wybralismy sie na narty. Dwoch weekendow pod rzad M. by mi raczej nie wybaczyl. ;) Znalazlam cos tylko dla dzieci, czyli snow tubing! Oczywiscie "tylko" dla dzieci umownie, bo dorosli tez moga, ale M. jest dretwy i postukal sie w glowe, a ja wolalam pstrykac foty. :)

Czapki z orzelkami to bozonarodzeniowe prezenty od Polskiej Szkoly :)
 

Pamietajac z zeszlego roku jak im sie podobalo, polowalam na bilety cala zime. Oczywiscie w tym roku wszystko jest utrudnione, biletow sprzedaje sie mniej i trzeba je "lapac" z wiekszym wyprzedzeniem. W naszym Stanie, takie miejsca do snow tubing'u sa tylko dwa i bilety rozchodzily sie niczym cieple buleczki. W koncu, zdesperowana, zamowilam je z miesiecznym (!) wyprzedzeniem i nikomu sie nie przyznalam (Potworkom, zeby potem nie bylo placzu, a M. zeby mi nie zrzedzil :D), na wypadek gdyby plany zostaly pokrzyzowane przez pogode lub chorobe ktoregos z nas.

Z gorki na pazurki jedzie Nik
 

Na szczescie, wszystko ulozylo sie pieknie i narzekac mozna bylo tylko na to, ze temperatura byla minimalnie za wysoka jak na aktywnosc, gdzie raczej ubiera sie cieplejsze, wodoodporne ciuchy. ;) Nie ma co jednak marudzic, bo dzien wczesniej, w piatek, mielismy 18 stopni, a w sobote, w miejscu docelowym, "tylko" 4. ;) W kazdym razie Potworki mialy zabawe na sto dwa. Zjezdzali raz za razem i tylko od czasu do czasu zajeczeli, ze sa zmeczeni. Nie ma sie im jednak co dziwic. Bylo dosc cieplo (choc pod koniec temperatura zaczynala wyraznie spadac i ja - drepczaca w miejscu, zmarzlam), wiec w zimowych ciuchach musialo im byc troche za goraco. Poza tym, gorka miala ruchoma tasme, wciagajaca dzieci wraz z tubami na gore, ale ze ta jechala w slimaczym tempie, Potworki wolaly wdrapywac sie obok z buta. Faktycznie bylo to szybsze, ale niestety bardziej meczace i zbytnio rozgrzewajace. ;)

Tu chwilowy odpoczynek :)
 

Najwazniejsze jednak, ze ogolnie zabawe mieli przednia. Zaluje tylko, ze przez trudnosc z biletami, juz drugi rok pod rzad, zabralismy Potworki na tubing tylko raz. Bi zdecydowanie woli to niz narty. Nik natomiast popatrzyl nieco zazdrosnie na narciarzy jezdzacych obok na stoku i prosil zebysmy kiedys przyjechali tam wlasnie na narty. Gorka ta niby jest w naszym Stanie, ale jak wspomnialam, jest to prawie godzina drogi od naszego domu.

Bi, widzac, ze pstrykam fote, pokazuje kciuki i nawet opuscila maseczke ;)
 

Mamy dwa stoki do wyboru okolo 1/2 godziny drogi od chalupy, a nieco ponad godzine na polnoc, w sasiednim stanie, sporo wieksze, ciekawsze gorki. Do tego miejsca wiec nigdy sie nie wybralismy jako rodzina. Ja bylam tam kiedys ze znajomymi, w czasach jeszcze sprzed poznania meza. ;) Juz wtedy nie zrobila na mnie jakiegos piorunujacego wrazenia, wiec mnie nie ciagnelo. Ale moze w przyszlym roku pojade choc raz, specjalnie dla Kokusia. :)

Na koniec, Potworki byly juz tak wymordowane, ze tata dal sie namowic na role mula pociagowego i zaciagnal dzieciaki do wyjscia ;)
 

Niedziela oznaczala oczywiscie kosciol oraz tenisa. Wpadl tez do nas moj tata. Tego dnia pogoda byla po prostu szalona. Rano bylo piekne slonce. Kiedy wracalismy z kosciola wczesnym popoludniem, zachmurzylo sie i w ciagu 20 minut temperatura z 10 stopni, spadla ledwie na 4. Zaczal tez padac... snieg. Prawdziwa zadymka! Grunt jest jednak cieply, wiec snieg nie osiadal, no i takie "sniezyce" trwaly po doslownie kilka minut. Potem przestawalo i czasami nawet wychodzilo slonce, po czym znow nadchodzily chmury i sypaly sniegiem. Podczas godziny czekania na grajace w tenisa Potworki, zdazylo tak trzy razy zachmurzyc sie, sypnac, rozchmurzyc i blysnac sloncem.

Po zajeciach, Nik wypadl z rozwianym (jeszcze dlugim) wlosem za swoim kolega :)
 

No dzika pogoda! :D Przy okazji potwornie tez wialo i obawialam sie czy nie walnie jakis slup elektryczny, ale choc wieczorem swiatlo kilka razy zamigotalo, prad sie utrzymal, ufff...

Bi wyszla znacznie spokojniej, ale jak wszystkie dzieci, bez kurtki... Nie wiem, co to za "moda". Chyba za malo choruja w tym roku :/
 

W niedzielny wieczor Potworki doczekaly sie tez postrzyzyn. Bi M. tylko lekko podcial koncowki, bo strasznie juz byly suche i sztywne. Wieksze ciecie bedzie po Komunii, bo pannie marzy sie fryzura za ramiona, czyli duuuzo krotsza. Nik za to ma podgolone boki oraz tyl, ale gore uparl sie zostawic dluzsza. Taka naprawde sporo dluzsza. Ponoc jakas moda teraz. Dla mnie to lekki szok oraz kolejny sygnal, ze nie tylko Bi pcha sie wielkimi krokami do doroslosci. Dotychczas to bowiem tylko Starsza wymyslala, ze chce takie spodnie, takie bluzki, taka fryzure, tych butow nie zalozy, itd. A tu Nik, moje malenstwo, tez zaczyna miec jakies poczucie wlasnego stylu. ;) Niestety, zgodnie z moimi obawami, te wlosy na czubku glowy, rano mu potwornie stercza i tylko na mokro da sie je troche przyplaskac. Wolalabym, zeby jednak mu te gore mocnej skrocic, ale zostalam przeglosowana przez obydwu moich panow. ;)

W poniedzialek Potworki konczyly lekcje wczesniej ze wzgledu na wywiadowki. Ja jednak umowilam sie z nauczycielkami obojga dzieci na wtorek, wiec zyskalam z Potwornickimi wolniejsze popoludnie. Korzystajac z okazji, zaprosilam na kawe kolezanke z dzieciakami. Ranek mialam wiec pracowity, bo po odwiezieniu dzieciakow do szkoly, zabralam sie za pieczenie ciasta oraz odgruzowywanie chalupy. O ile na ciacho wybralam prosta i szybka babke na oleju, o tyle sprzatanie mnie dobilo. Zawsze wydaje mi sie, ze "tu zgarnac, tam przetrzec" i gotowe. Tymczasem jak zaczelam zbierac z trzech stolow wszystko, co zgromadzily tam Potworki, zlapalam sie za glowe! Normalnie jak w jakiejs bajce, zbieram, odnosze do ich pokoi oraz bawialni, a tego wszystkiego jest jeszcze i jeszcze i jeszcze... Troche sobie pod nosem poprzeklinalam, ale zdazylam to wszystko ogarnac, ciasto sie upieklo i nawet dalam rade wypic szybka kawke dla zlapania oddechu. Na szczescie, kiedy dzieciaki koncza wczesniej, wychodza zaraz po lunch'u, wiec przynajmniej nie musialam martwic sie o natychmiastowy obiad. ;) Weszlismy do domu, zdazylam ogarnac plecaki, kurtki, sniadaniowki, bidony i jeszcze skrzypce Kokusia na dokladke i juz mialam kolezanke. Pogadalysmy, poplotkowalysmy, Potworki pobawily sie z jej starsza, a my pilnowalysmy mlodszej. Ktora to, jak na 2.5-lata, wydaje mi sie jakas malo ogarnieta. ;) Mozliwe, ze zapomnialam juz jak to jest u takich maluchow. Mam jednak bloga, gdzie moge przeczytac sobie co robily Potworki w tym wieku. Przede wszystkim: mowily, nawet Bi, ktora "rozgadala sie" pozno. Tamta mala nie mowi. Nic. Przez cale 2 godziny nie wypowiedziala ani jednego slowa. Piszczy, wrzeszczy, ale nie mowi nawet po swojemu... Nic, co przypominaloby slowa. Pamietam tez wyraznie, ze Potworki potrafily usiasc na momencik i posluchac czytanej ksiazeczki, poukladac klocki, Bi lubila puzzle. Mala mojej kolezanki, puzzle (takie dla maluszkow) porozkladala, po czym zaczela rzucac nimi po pokoju. Polaczyla pare klockow, po czym rozrzucila smiejac sie i piszczac. Ksiazeczki otworzyla, rzucila. Najlepsza zabawa to bylo dzikie bieganie, zapalanie wszystkich swiatel (to jakas obsesja, a ze jest wysoka, to dosiegla kazdego kontaktu ;P) oraz szarpanie sznurkami od zaluzji. Oraz walenie drewnianymi zajaczkami w stol. Wszystko w akompaniamencie dzikiego pisku. Szczerze, to po ich wyjsciu dzwonily mi uszy i ucieszylam sie, ze juz koniec wizyty. :D Mam tez takie niejasne poczucie, ze moze powinnam napomknac kolezance, ze troche zaniepokoilo mnie zachowanie jej dziecka. Nie jestem jednak pedagogiem, a moje Potworki sa sporo starsze, wiec ciezko mi porownywac. Mala to zdecydowanie wulkan energii, ale to ze kompletnie nie mowi, w ogole nie slucha i na niczym nie skupia uwagi (nawet kiedy mowi sie do niej i probuje nawiazac kontakt) wydalo mi sie troche... nie halo. Wszystkie jej zachowania i "zabawy" widze raczej u roczniaka, a nie dziecka, ktore za 4 miesiace skonczy 3 latka. Nie wiem jednak jak zagadnac kolezanke, ze moze mala trzeba by przebadac pod kontem rozwoju, a jednoczesnie jej nie obrazic... 

A po wyjsciu kolezanki, zdazylismy jeszcze spokojnie na trening druzyny plywackiej. :)

Mlodszy zaczerpuje oddech


Wtorek to kolejny dzien skroconych lekcji. Tym razem rano musialam podjechac do pracy, a po odebraniu dzieciakow, mialam wywiadowki z obiema nauczycielkami. Nie dowiedzialam sie niestety niczego konkretnego, bo te wiosenne wywiadowki sa na zasadzie "child - led", czyli to dzieci opowiadaja co jest ich najwiekszym osiagnieciem i nad czym wydaje im sie, ze musieliby popracowac. Nauczycielki tylko troche klaryfikuja i dopowiadaja swoje trzy grosze. Ma to na celu zwiekszenie swiadomosci dzieci oraz wziecia odpowiedzialnoci za wlasny rozwoj. Cel szczytny, ale spojrzmy prawdzie w oczy - na ile taki kilkulatek jest w stanie ocenic swoje faktyczne zdolnosci? Jedyny plus, ze w Hameryce nauczyciele raczej patrza na postepy danego dziecka, a nie na jego wyniki na tle klasy. Bi nadal twierdzi wiec, ze jest kiepska z matmy, co mnie niezmiennie zaskakuje, bo dotychczas nie zauwazylam zeby miala z nia problemy. Nauczycielka zreszta tez wytlumaczyla, ze Starsza bez problemu zalicza testy, a ze malo kiedy ma na nich 100%? Coz, oboje moich dzieci maja tendencje do wykonywania zadan "predko, szybko, jakby mnie co gonilo..." i oczywiscie zawsze gdzies sie walna. ;) Nik natomiast oznajmil, ze jego najwazniejszym osiagnieciem jest wieksza samokontrola i wylaczanie komputera kiedy pora jest na wykonywanie innych zadan. Na poczatku roku bowiem, kilka razy nauczycielka zmuszona byla zabrac mu chromebook, bo Mlodszy zaczynal grac w jakas gierke i mimo upomnien nie wylaczal. Teraz ma ponoc na lawce trzy paski tasmy. Przy kazdym upomnieniu nauczycielka odrywa jedna tasme. Jesli oderwie wszystkie 3, zabiera komputer. Strategia chyba dziala, bo nie pamietam kiedy ostatnio wrocil do domu bez chromebooka. ;) I to tyle z wywiadowek.

Wtorek to obecnie tez kolejne zajecia ze sztuk walki. Tym razem entuzjazm Nika byl jakby lekko przygaszony. Niestety, takie skrocone dni rozleniwiaja. Jak jedzie sie na zajecia krotko po powrocie ze szkoly i zjedzeniu obiadu, idzie to z marszu. Ale jesli po po powrocie ma sie nagle 4 godziny podczas ktorych jest czas zeby i sie pobawic i pograc na konsoli (uproszone ze wzgledu na skrocone lekcje), to potem nie chce sie juz ruszyc dupki. ;)

Kolejna pstryknieta na szybko fota. Widzicie ten chaos w sali? Banda mlodocianych wariatow musi sie wyszalec przed zajeciami :D
 

Na szczescie karate to nadal jeszcze forma atrakcji, a dodatkowo widze, ze oboje zaprzyjaznili sie z dziecmi, zegnaja sie z kolegami po imieniu, wiec super. Szkoda, ze te sesje sa tak krotkie i tylko raz do roku...

Nadeszla sroda, 17 marca, czyli St. Patrick's Day. Obchodzone tutaj zazwyczaj hucznie, z paradami i tlumem walacym do barow na irlandzkie piwko. Niestety, juz drugi rok pod rzad tego zabraklo... :( Dzieciaki jednak z radoscia ubraly sie do szkoly w swoje zielone koszulki. Niestety, Bi, ktora dopiero co wrocila do treningow plywackich, po wyjsciu ze szkoly zaczela jeczec, ze nie chce jechac na basen, bo leprechauns (to te irlandzkie karzelki w zielonych kubraczkach) ja utopia! Tiaaa... niezla wymowka, kolezanko... :D Oczywiscie na trening pojechalismy i (surprise, surprise!) nikt nie zostal utopiony. ;)

Kombinatorka :)
 

W srode rowniez moj tata otrzymal swoje pierwsze szczepienie na covid. Uparl sie na nie jak szczerbaty na suchara i w koncu dopial swego. Trafila mu sie szczepionka firmy Pfizer i poki co (odpukac!) nie ma po niej zadnych efektow ubocznych. Uparl sie tez leciec do Polski, choc cala sytuacja az krzyczy, zeby sobie odpuscil. Jego lot zostal odwolany, choc tu okazalo sie, ze linia lotnicza ma burdello w systemie, bowiem kiedy na prosbe taty weszlam na jego konto, zglupialam. Maila wyslano mu bowiem o kancelacji, ale kiedy kliknelo sie w szczegoly, okazalo sie, ze linia lotnicza sama przebukowala go na inny lot tego samego dnia. Zawiadomienia o tym jednak juz nie wyslala... ;) W kazdym razie, kiedy juz tato szczesliwie ustalil, ze jednak jego rezerwacja jest wazna i moze leciec, kiedy zaszczepil sie przeciw koronie, okazalo sie, ze w Polsce znow wprowadzany jest lockdown. :O Tata moj zas leci do Kraju w jednym, waznym celu. Ma on stary implant dentystyczny, ktory zaczal mu sie ostatnio ruszac, a kilka dni temu w koncu wypadl. A ze zab przedni, wiec wiecie... tata cieszy sie, ze teraz wszedzie noszone sa maseczki. :D W kazdym razie chcial leciec do Polski glownie po to, zeby wstawic nowy implant, uslugi tam sa bowiem o jakas 1/3 tansze niz tu. Oczywiscie moja mamuska panikuje i namawia go (teraz, kiedy tata zaszczepiony i gotowy do drogi, a zostaly tylko 2 tygodnie!) zeby moze jednak przelozyl wylot. Ja tam uwazam, ze dentysci beda dzialac. Przeciez ludziom zeby sie psuja, bola, ukruszaja... ktos to musi reperowac... Tyle ze nagly przypadek to co innego niz planowy zabieg wstawienia implantu. Siostra bedzie sie wiec musiala dowiedziec, czy taty polski dentysta go przyjmie...

Czwartek uplynal pod znakiem calodniowego deszczu. Nie powiem, potrzebny byl, bo od kilku dni mielismy ostrzezenie przeciwpozarowe. Nie mniej, podczas deszczu jestem spiaca i nie do zycia. Nie mowiac juz o tym, ze akurat na ten dzien zaplanowalam sobie mycie podlog... Jak zaplanowalam, tak zrobilam, choc potem caly dzien zzymalam sie na slady psich lapek oraz na Potworki, ktore po powrocie ze szkoly, jedno ominelo wycieraczke, a drugie wlazlo az do jadalni, bo uprzednie zdjecie butow bylo zbyt duzym wysilkiem. I zeby nie bylo, jeszcze w garazu ostrzeglam, ze umylam podlogi, wiec zeby wytarli dobrze buty i nie lazili w nich po chalupie. I co? Trzy sekundy wystarczyly, zeby zrobili wszystko odwrotnie. Cisnienie podniesli mi tez tescie, ktorzy uslyszeli jak opierniczam dzieciaki (akurat M. rozmawial z nimi na Skypie) i rzucili sie do ich goraczkowej obrony, ze przeciez to dzieci i mieli prawo zapomniec! Tak, ku*wa! Gdybym powiedziala im rano, ze "sluchajcie, bede myla podlogi, wiec jak wrocicie ze szkoly, dobrze wytrzyjcie buty", to ok, moglo im wyleciec z glowy przez pol dnia. Ale jak im mowie w garazu, tuz przed wygramoleniem sie z auta, to bez przesady! To nie sa maluszki, Bi ma juz praktycznie 10 lat!!! A tesciowa mi tu ciu-ciu-ciu, male dzieci, zapomnialy, czego ty matka chcesz! Ughhhh... :/ W kazdym razie, reszta popoludnia w czwartek, to oczywiscie karate Potworkow. Oboje leca na te zajecia jak na skrzydlach i ciekawa jestem ile ten zapal jeszcze potrwa.

 

I znowu fota strzelona na szybko i cichcem jeszcze przed zajeciami...

Przy okazji pan prowadzacy dodal mi mala zagwozdke, bowiem po zajeciach wyszedl z sali i bardzo chwalil Potworki i jeszcze jedna dziewczynke, ze swietnie sobie radza, sluchaja polecen i sa bardzo zdyscyplinowani. Podczas nastepnej sesji zajec, chcialby rozdzielic grupe na maluchy, ktore musza nauczyc sie podstaw dyscypliny oraz te starsze i lepiej sobie radzace dzieci, ktore chca sie faktycznie nauczyc sztuk walki, a nie poturlac na materacu. Tym samym trener (sensei :D) rozwial czesc moich watpliwosci, bo widzac co sie dzieje na zajeciach, sama planowalam spytac go, czy warto Potworki zapisac na zajecia o wyzszym poziomie. Tylko, ze spodziewalam sie, ze kolejna sesja zajec bedzie znow zima, trener zas oznajmil, ze zaczyna sie ona juz pod koniec kwietnia! No i super, tylko... Pod koniec kwietnia zaczyna sie tez pilka nozna oraz kolejna sesja zajec tenisa, na ktore Bi i Nik sa juz zapisani. Oprocz tego oczywiscie druzyna plywacka 3x w tygodniu. Co drugi poniedzialek religia. Za chwile pewnie zaczna sie juz konkretnie przygotowania do ceremonii Komunii... Ze o sobotniej Polskiej Szkole juz nie wspomne... Podsumowujac, nie wiem czy damy rade to ogarnac (i nie pasc przy tym jak kon po westernie), bo Nik oczywiscie chce chodzic na wszystko, a Bi radosnie oznajmila, ze przeciez mozemy opuscic plywanie. Niedoczekanie... ;) Tak czy owak, zastanawiam sie czy w ogole pchac sie w kolejne zajecia, tym bardziej, ze treningi pilki noznej ustalaja trenerzy i nie bede znala ich grafiku az do ich przydzielenia w tygodniu kiedy pilka sie zacznie...

Piatek to w koncu dzien bez zadnych dodatkowych zajec. Niestety, jest to tez dzien tygodniowych zakupow spozywczych. ;) Juz same zakupy oraz rozpakowywanie ich to malo przyjemna sprawa, ale przy okazji zawsze sobie poklne, ze kupilismy chalupe z garazem pod domem. Nie dosc, ze tracimy przez to polowe piwnicy, nie dosc, ze jest jedno przejscie i do domu i do bawialni, czyli wszystko co na butach sie nosi, to jeszcze dochodzi taszczenie ciezkich siat na pietro. A nasze tygodniowe zakupy to 6-7 takich duzych, wielorazowych toreb. Troche trzeba sie nadzwigac. Poki co jestem w miare mloda i sprawna, a jest nieraz ciezko. Co bedzie za jakis czas? Nic tylko trzeba bedzie szukac kolejnego domu, ponownie parterowego... :D

Poza tym, nie wiem czy nie czeka mnie wizyta u lekarza. Spuchla mi szyja wokol lewego wezla chlonnego. W poniedzialek wieczorem bolala mnie ta kostka zuchwy przy uchu i zastanawialam sie, ki diabel, przeciez to nie jest miejsce, gdzie mozna sie niechcacy uderzyc. We wtorek juz zdecydowanie mialam powiekszony i bolesny wezel i spuchnieta szyje pod uchem. W czwartek sam wezel przestal bolec, ale opuchlizna zostala. No i od czego? W zeszlym tygodniu lekko smarczalam i drapalo mi w gardle. Jeszcze wczesniej cmil mnie zab, ale zmienilam paste i myslalam, ze pewnie reaguje na nia, bo mam wrazliwe zeby. Teraz czuje od czasu do czasu lekkie klucie w uchu. Wszystko to jednak tak niepozornie i delikatnie, ze ciezko polaczyc to z powiekszeniem wezla. W ogole to strasznie dziwne, bo rano budze sie z gula na polowe zuchwy. A w dzien ta opuchlizna pomalu zanika i zostaje tylko bezposrenio pod uchem. Pierwszy raz w zyciu mam cos tak dziwnego. Poza tym czuje sie dobrze i nic mi niedolega poza okresem. Stwierdzilam, ze jak do poniedzialku samo nie przejdzie, przejade sie znow do doktorka... :/

Tymczasem przed nami kolejny weekend. Polska Szkola w sobote, tenis w niedziele, a dodatkowo jutro po poludniu mamy sie zglosic do jednego z polskich klubow, zeby odebrac prezenty wielkanocne dla dzieci od polskiej szkoly. Potworki oczywiscie juz zacieraja lapki... :D A, no i dostalam w koncu raporty dzieci za miniony semestr (tutaj sa ich 3), ale o tym to juz wspomne kolejny raz. :)

Na koniec wrzucam moje lilie z Dnia Kobiet:

Kiedy je otrzymalam byly jeszcze w paczkach, ale juz po kilku dniach rozwinely sie w takie cudownosci i co niesamowite, trzymaja sie do dzis!

Oraz mala zapowiedz wiosny w ogrodzie:

To malenstwo to oczywiscie kielkujacy hiacynt :)


20 komentarzy:

  1. Moje Hiacynty też wyrzniete do tej wysokości, czekam już na nie bardzo. Świetny ten tubing, myślę że i Elizie i Lilce by się spodobał.podziwiam Was, ja już id miesiąca czekam na wiosnę. Zimę lubię na zdjęciach i za grzane wino 😊 nie wiem czy pamiętasz mój szok jak Eliza tak drastycznie skrocila włosy. Jak mi wtedy było ich żal... Ale ona woli tak. Do dziś ma taką długość i na razie ani myśli zapuszczac. Lila na razie chce jak najdłuższe. Wiesz ja pracując w przedszkolu integracyjnym jestem uczulona na zachowania dzieci odbiegające od normy. Dlatego za każdym razem kiedy widzę Łukasza mojego brata zapala mi się czerwona lampka, bo jedyne określenie jakie przychodzi mi do głowy, to dzikus... w lipcu 3lata, również praktycznie nie mówi. Moje dziewczyny w tym wieku mówiły pełnymi zdaniami.i oczywiście wiem, że ciężko porównywać i teoretycznie nie powinno się tego robić, ale! Nikt mi nie powie, że kompletny brak mowy w tym wieku jest normalny. Poza różnym zaburzeniami, na szczęście- jak to brzmi, dość często występuje opóźniony rozwój mowy.i niestety często rodzice się do tego przyczyniają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie, u mojej kolezanki mam wrazenie, ze ona w sumie nie zajmuje sie rozwojem malej. Jest z tych osob, co chalupe maja na tip-top i opowiada nieraz jak sprzata z ta mala uczepiona nogi. A jej maz spedza caly czas po pracy remontujac nowo zakupiony dom. Mala do niedawna nosila ciagle smoczka. To typowe zywe srebro, ale kumpela zamiast starac sie ja czyms zainteresowac, ciagle podsuwa jej pod nos telefon z bajkami. Wiem, ze tak najlatwiej, no ale w rozwoju mowy to nie pomoze. Zreszta, kolezanka chyba nie widzi problemu, a ja nie mam odwagi wspomniec ze cos nie wydaje sie halo...
      Ja wlasnie uwielbiam wlosy Bi i wiem, ze zal mi ich bedzie kiedy je obetnie. A ona do niedawna nie dawala ich nawet podciac, a teraz nagle mysli o solidnym cieciu. Najwyrazniej potrzebuje dziewczyna zmian. ;)

      Usuń
  2. Jak zwykle u was szalenie intensywny tydzień, nie możecie narzekać na nudę i brak atrakcji. Brak mowy w tym wieku jest wyraźną przesłanką do konsultacji ze specjalistą. To prawda, że opóźniony rozwój mowy jest u dzieci dość powszechny, ale za dziecięcym miemówieniem mogą się również kryć inne zaburzenia logopedyczne- SLI, afazja czy chociażby wada słuchu. Warto, żeby koleżanka wybrała się z córką do logopedgy, który sprawdzi czy wszystko jest w porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i ja to wiem, ale jakos ciezko mi powiedziec kolezance, ze jej dziecko wydaje mi sie opoznione... ;) Dziwie sie tylko, ze jej pediatra nic jej nie zasugerowal. Moja lekarka zawsze pytala sie o mowe i chciala przebadac Bi juz w wieku 18 miesiecy...

      Usuń
  3. U Was jeszcze śnieg! Super, Potworki mają radochę przez całą zimę :)
    Tata uparty. No ale dobrze, że nie ma żadnych skutków ubocznych. No i jestem bardzo ciekawa co z tym lotem do Polski. A z maseczki i braku uzębienia się uśmiałam ;)
    Co do córeczki koleżanki, to ciężka sprawa i trudna rozmowa... Moja Michalinka jest dokładnie w tym samym wieku i sama wiesz, że mówi już sporo, buzia jej się nie zamyka. Także też jak widzę dziecko w tym wieku, które nie mówi wcale, to wydaje mi się to dziwne... No niby dzieci są różne, ALE nie zmienia to faktu, że jako mama pewnie poszłabym chociaż wykluczyć jakieś zaburzenia, gdybym miała w domu taki przypadek. To nie są żarty, wczesne wzięcie się do pracy może zdziałać cuda i pomóc uniknąć problemów w dalszym rozwoju. Ale rozumiem Twoje obawy, czy w ogóle wchodzić w taką dyskusję, ciężka sprawa :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Nik byl jak Misia - w tym wieku nawijal juz zdaniami. Bi nieco wolniej zaczynala, ale majac 2.5 latka juz mowila chociaz sporo wyrazow, choc chyba nie laczyla ich jeszcze w zdania. Ale zeby tak nic kompletnie?
      Nie nie, Kochana, u nas juz sniegu wowczas nie bylo! Gorka byla czescia stoku narciarskiego, a ten jest sztucznie nasniezany! :)

      Usuń
  4. Ten tubing to świetna atrakcja. Co prawda sama bym pewnie się nie zdecydowała, ale Mąż z Młodym pewnie by się rwali.
    Na "starość" jakoś tak mam. Jako dzieciak z kuzynamiw górach śmigaliśmy na workach z sianem. To była atrakcja, a co dopiero taka tuba.
    Mój tata już po szczepieniu, ale astrą i źle to zniósł. Co prawda jeden wieczór, ale wypisany z życiorysu. Z tą maseczką to nie tylko u Twego taty. Nasza koleżanka z pracy wyrwała przednie zęby i w oczekiwaniu na koronkę zaczęła nosić maseczkę. Nigdy tego nie robiła, a w tym czasie zachrowała na covid i tm sposobem być może ochroniła pzostałych. Tak śmiechem żartem.
    U nas wiosnę zwiastują treningi piłkarskie. Mamy za oknem boisko. Tak się cieszyliśmy. Zawsze to jakaś atrakcja na tej wsi, ale z tego, co kojarzę to po dóch trzech koniec, bo znowu obostrzenia.
    Pozdrawiam serdecznie i zdrowia życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wlasnie pilka ma sie zaczac za dwa tygodnie. Na jesien sie odbyla, choc wszyscy widzowie musieli byc w maseczkach, mimo ze i treningi i mecze odbywaly sie na zewnatrz...
      Heh, kolega Marcina zrobil to samo. Stwierdzil, ze juz od dawna zbieral sie, zeby zmienic implant z przodu, wiec wykorzysta obowiazek maseczek i nie bedzie musial sie krepowac. ;)

      Usuń
  5. Ale macie fajnie z tymi poduchami. U nas na takich można zjeżdżać przez cały rok, tam na Malcie na tym sztucznym stoku, ale to nawet wizualnie nie robi takiego wrażenia, jak na Twoich zdjęciach ze śniegiem :D
    U nas z tego co wiem na razie dentyści działają i działali praktycznie cały czas, chociaż oczywiście w ścisłym reżimie.
    Tyle tych zajęć dodatkowych macie, że poczułam się zmęczona od samego czytania. Ale fajnie, dzieciaki trochę poznają różne dyscypliny i może później w coś się mocniej zaangażują.
    U nas Maja też dużo piszczy i krzyczy. Coś tam niby mówi, ale tylko takie podstawowe słowa i zdania, a jak chce powiedzieć więcej, to mówi po swojemu i prawdę mówiąc trudno jest ją zrozumieć. Za to Julka jako ponad roczne dziecko też praktycznie tylko pokrzykuje i piszczy, i nawet takich słów jak mama, tata nie słychać żeby mówiła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z Maja to faktycznie juz niepokojace, bo ma ponad 4 lata i powinna juz sie w miare normalnie komunikowac. Te 2.5 juz mi sie wydalo niepokojace, a co dopiero ponad 4-latek. Mlodzi nie mysleli zeby zabrac ja do logopedy?
      Ale bomba, ze mozecie tak zjezdzac caly rok! Jak znam Potworki, co tydzien blagalyby zeby pojechac. U nas taka atrakcja ograniczona jest niestety (na szczescie?) do zimy. :)
      Wiesz, jak akurat jest jakas przerwa i lapiemy oddech, to tez wydaje mi sie, ze strasznie jestem zalatana. Ale jak znow wpadniemy w ten wir, to jakos sie on kreci i nawet tego zbytnio nie odczuwam. No i utrafilas w sedno. Mam wlasnie nadzieje, ze Potworki kiedys znajda jakis sport, ktory stanie sie ich pasja. Ostatnio oprotestowuja plywanie, jak nie jedno, to drugie, ale moze te karate, a moze tenis, albo pilka nozna, a moze znajda cos jeszcze innego...

      Usuń
  6. Z mowa/brakiem mowy bywa tak roznie, jak z cala reszta umiejetnosci w dziecinstwie. Znam 2 chlopcow w dalszej rodzinie, ktorzy zaczynali mowic kilka m-cy po 4 rz. I sie od razu rozgadali, jak starzy. A wczesniej, gdy znajomy 2-latek mowil ladnie pelnymi zdaniami - ow 4-tni niemowa zaczal go bic z wielka agresja, z zazdrosci. Tak wiec roznie to z dziecmi bywa. Inna sprawa, ze dziewczynki szybciej i "lepiej" sie rozwijaja, w porownaniu do chlopcow. Dziewczynka nie mowiaca w wieku prawie 3 lat to wielka rzadkosc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze dziewczynki sie ogolnie szybciej rozwijaja. U nas zgadzalo sie to pod kazdym wzgledem... poza mowa wlasnie. ;) Nik wiekowo rozgadal sie duuuzo szybciej niz siostra. Ale nawet ona, w wieku tamtej dziewczynki juz sie porozumiewala wyrazna mowa, a nie piskami i krzykami.

      Usuń
  7. Ale bym pozjeżdżała na takich poduchach :) to musi być świetna zabawa !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym zjechala RAZ... Raczej nie mialabym entuzjazmu, zeby tak latac w kolko przez dwie godziny. Ale dzieci to co innego. ;)

      Usuń
  8. Z utęsknieniem wyczekuję wiosny, ale na takie atrakcje jak u was piszę się od razu! No już widzę moje dziewczyny ile by miały radości. No cóż, u nas płasko prawie jak na talerzu, górek nie ma zbyt wiele, ale może w następnym roku gdzieś uda się pojechać. Ten rok taki jakiś hmm wiadomo jaki ;)
    Ty się nie dziw, że dzieciaki bez kurtek, ich grzeje coś innego ;) A tak BTW to np. w Szwajcarii jest to na porządku dziennym, że dzieciaki po szkole zimą do domu nie ubrane biegną, albo na bosaka :D I nie chorują, bo całe życie tak jest. Dla nich pewnie taki śnieg to koleś ;) Ja od razu miałabym zawalone zatoki przez miesiąc...
    Trzymajcie się cieplutko z zdrowo, moi rodzice dziś idą na drugą dawkę szczepionki, mam nadzieję, że będzie ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze u rodzicow ok?
      Tak, dzieci maja szybszy metabolizm i niby wiem, ze mi robi sie zimno duzo szybciej niz im, ale zawsze sie wzdrygam kiedy ja opatulona, a oni bez czapek, rozchlestani i jeszcze sie dra ze im goraco... ;)

      Usuń
  9. Przypomniały mi się zjazdy na czymś podobnym w Białce Tatrzańskiej. Skusiłam się raz i mi wystarczyło. Dzieci to inny świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dzieci to co innego. Ja pewnie tez raz bym zjechala i stwierdzilabym, ze fajnie, ale wiecej nie potrzebuje. ;)

      Usuń
  10. U mnie lilie już kiełkują mimo mroźnych nocy. Także chyba wiosna z zimą powoli się przepycha, bo śnieżek codziennie jeszcze podsypuje.
    Snów tubing jest rewelacyjny. Pamietam jak jeździliśmy zimą do Czech, to Mistrz wykupował zjazdy dla Zuzi i potem Tymona jak się pojawił, no ale że malutki to on bardzo chętnie z nim śmigał. Mielismy kiedyś małą namiastke tego na stadionie narodowym. Dzieciaki wdrapywały się z prędkością światła z tymi "oponami", żeby jak najwięcej razy zjechać w wykupionym czasie ;)

    Oj tak, pamiętam jak moja Zuza włosy do pasa skróciła do brody z jednej strony, z drugiej prawie wygolone..myslalam, że się zapłacze jak teściowa wróciła z nią od fryzjera. Ona zawsze miała takie piekne, grube falujące i jak węgielki włosy, a tu taki zong. Na początku podobało jej się, potem jyz zapuściła znowu i po dziś dzień ma piekne długie. Ja zawsze chciałam długie i nienawidziłam rodziców, za to że mi je ścięli po komuni ( to jakiś taki dla mnie niezrozumiały rytuał), potem jeszcze tylko dwa razy w życiu je ścięłam- raz jak się nie dogadałam z fryzjerka i ta wzięła mój kucyk i ciachnela go przy szyi..myslalam, że zabiję. I jakieś kilkanascie lat temu coś mnie naszło, ale szybko zapuściłam ponownie, no niebieski jednak krótkich. Mama mi zawsze wmawiała, że jak będę dorosła, to napewno nie będę mieć długich. No i co? Tola póki co też swoje pielęgnuje i każde podcięcie bacznie kontroluje ;)

    Twój tata może spokojnie do Polski lecieć. Obecny lockdown to zwykła przykrywka tego co zbyt dużo ostatnio się wymknęło spod kontroli rządu, więc jakoś trzeba naród uciszyć i przymknąć. Ale nie idzie im to jak rok temu. Wszystko (oprócz szkół) działa tak jak działało, ludzie funkcjonują na tyle ile się da normalnie, konspiracji trwa w najlepsze, żeby nie zwariować- przynajmniej w naszych rejonach tak jest. Nie słyszałam też, aby dentyści kiedykolwiek nie świadczyli swych usług, no chyba że ci z NFZ, o to tak, to bardzo możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wspaniali rzadzacy utrudnili zycie obowiazkowa kwarantanna, wiec tata przelozyl bilet na czas, kiedy bedzie po drugiej dawce szczepionki. :/
      Lilie, piszesz? No nie, u mnie nawet te typowo wiosenne kwiatki kielkuja opornie i z opoznieniem. Nie wiem co z tym moim ogrodem... :/
      Ja mam do dzis zal do mojej matki, ze cale wczesne dziecinstwo kazala mnie obcinac "na chlopca", a potem, na "pazia". Nigdy nie wolno mi bylo miec wlosow dluzszych niz do ramion. Oczywiscie, jak to moja matka, wymuszala to jazgotem, ze jestem brzydka, mam waska twarz i tylko w krotkich jako tako wygladam. :/ Nawet do Komunii mialam takie lekko za ramiona, nawet do lopatek mi nie siegaly. :( Jak doroslam, zaczelam od czasu do czasu zapuszczac dluzsze i matka oczywiscie zaraz mnie atakowala, ze jak brzydko, ze jak ja wygladam. I scinalam. Dopiero lockdown rok temu poniekad wymusil zahodowanie dlugich wlosow i co? Nagle mojej mamusi sie odmienilo, ze och i ach, jakie ja mam piekne wlosy i w ogole. Bo dopiero przy takiej dlugosci widac, ze sa naprawde piekne, geste i lekko falujace...
      No, ale Bi tak naprawde od urodzenia ma wlosy tylko podcinane, wiec jesli uprze sie, zeby je sciac, coz, mysle ze pozwole i bedzie musiala sama zdecydowac, jak woli. Ona teraz juz myje glowe i czesze sie sama, wiec to jej sprawa czy woli dlugie czy krotkie i praktyczne. ;)

      Usuń