A luty zaczal nam sie atakiem zimy. :) Nie narzekam absolutnie, bo polowe grudnia i wiekszosc stycznia narzekalam razem z Potworkami, ze kurcze, pogoda kompletnie nie zimowa. Bylo sucho i ciagle powyzej zera w dzien, wieczorami wczesnie robilo sie ciemno, zabrali nam sporty i cale popoludnia kisilismy sie w chalupie. A jak sporty wrocily, to prosze, zima tez! ;)
W sobote jeszcze nic specjalnego sie nie dzialo. Nadal panowala Syberia, bylo potwornie zimno, wiec nawet kiedy Potworki skonczyly wirtualna Polska Szkole, siedzielismy w domu. Pranie, ogarnianie chalupy, takie sprawy... W niedziele za to, Potworki mialy pierwsze zajecia z tenisa. Troche dziwnie, ze w weekend, bo zazwyczaj sporty sa raczej w tygodniu, ale co tam. Podejrzewam, ze chodzi o dostepnosc kortow. Zazwyczaj zajecia sa na kortach w klubie sportowym gdzie Potworki plywaja. Tam przynajmniej sa siedzenia i wielkie szyby, wiec rodzice moga podejrzec jak sobie radza ich dzieciaki. Tym razem zajecia zrobili na sali gimnastycznej w gimnazjum (middle school). Dzieci wchodza bocznymi drzwiami i potem nimi wychodza, zero okna, ani zajrzec, ani nic. :/ Rodzice cala godzine musza siedziec w aucie (albo gdzies pojechac).
Potworki w grupie maja ulubionego kumpla Kokusia i jego siostre blizniaczke (ktora byla z Bi w druzynie pilki noznej), wiec dobrze sie bawia. Az za dobrze. :D Poniewaz mlodszy brat blizniakow mial zajecia godzine wczesniej, zaproponowalam ich mamie, ze moge po zajeciach odwiezc H. i L. do domu, zeby nie musiala tkwic kolejnej godziny na parkingu. Tym bardziej, ze bylo mroznie, wietrznie i pochmurno, wiec na spacer raczej nieprzyjemnie. Oczywiscie tamta mama przyjela moja propozycje z ulga, wiec z powrotem wiozlam autem czworo dzieci. Olaboga!!! Serio, wspolczuje kierowcom autobusow szkolnych! Droczyli sie ze soba, piszczeli, krzyczeli, mimo, ze przypieci byli pasami, wyrywali sobie rakiety... Kongo! :D Powiedzialam Kokusiowi (bo to on z kolega najwiecej rozrabiali), ze wiecej blizniakow nie biore, serio! ;)
W niedziele wieczorem, zgodnie zreszta z prognozami, zaczal padac snieg. Co prawda zapowiadali go juz na godzine 18, a zaczal padac po polnocy, ale nie czepiajmy sie szczegolow, nie? :D Jak w koncu zaczal sypac, to padal i padal, reszte nocy, caly dzien w poniedzialek i polowe kolejnej nocy.
Oczywiscie szkoly zamkneli, z tym ze sporo miejscowoscie przeszlo na nauczanie zdalne. Moje dzieciaki mialy wolne, choc szkola uprzedzala, ze przysluguje im jeszcze tylko jeden snow day, a kolejne zamkniecia z powodu pogody, to juz bedzie nauka zdalna. Mi tam wsio ryba, bo dla mnie i tak oznacza to utkniecie w domu. :D W kazdym razie Potwory byly przeszczesliwe. Od rana napierdzielaly w Minecraft, to znaczy Nik, a Bi asystowala. Oczywiscie pilnowalam, zeby robili sobie regularne przerwy od grania, a na szczescie snieg skutecznie wywabial ich na dwor, mimo ze wiatr i sniezyca pizgaly po oczach. ;)
Jak wspomnialam wczesniej, snieg sypal calutki poniedzialek i kiedy kladlam sie spac okolo polnocy, nadal padal. Wiekszosc miejscowosci oglosila zamkniecie szkol lub nauczanie zdalne juz poznym popoludniem albo wieczorem. Nasza nie. Naprawde lubie nasze miasteczko, ale kurna, z tym oglaszaniem dni wolnych z powodu pogody, to wkurzaja mnie nieziemsko! Wszystkie okoliczne miejscowosci potrafia zdacydowac co robia do wczesnego wieczora. Do godziny 22, 99% miast w moim Stanie wrzucila zawiadomienia na nastepny dzien, a nasze oczywiscie nie... I teraz zastanawiaj sie czlowieku, czy nastawiac budzik, czy nie. Jasne, zwazywszy na pogode, raczej spodziewalam sie zamkniecia, ale wsrod ogloszen z innych miast (u nas wrzuca sie je na strony lokalnej telewizji) znalazlo sie tez pare ambitnych, gdzie zawiadamiali "tylko" o opoznieniu rozpoczecia lekcji. Nic wiec nigdy nie wiadomo. W koncu jednak i u nas szkoly zamkneli, a kiedy przyszedl mail?! O 5 nad ranem! :/ Czasem zastanawiam sie czy nasza superintendentka po prostu nie robi rodzicom na zlosc i nie nastawia automatycznej wysylki wiadomosci nad ranem, zasmiewajac sie z biedakow, ktorzy budza sie o nieludzkiej porze zeby sprawdzac czy nie ma jakichs maili... ;)
W kazdym razie, wtorek byl kolejnym dniem wolnym. W ten sposob Potworki zyskaly praktycznie mini ferie zimowe (ale za to "pozbyly sie" takich leniwych dni, bo kolejne zamkniecia to juz beda lekcje zdalne). Kilka lat temu zlikwidowali dzieciakom normalne, tygodniowe ferie, zostawili tylko 4-dniowy weekend w polowie lutego, w ramach "ferii". Tym razem tez mieli cztery dni wolne, z tym, ze dowiadywal sie czlowiek o dwoch dodatkowych z dnia na dzien. ;) Dzien spedzilismy znow dosc leniwie. Dzieciaki graly na konsoli i ogladaly filmy, a ja ogarnialam chalupe. Wyszlismy tez na snieg, matka zeby odsniezyc chodnik, Potworki zeby poszalec. :D
Temperatura podniosla sie lekko powyzej zera (choc nadal wial zimny wicher, wiec praktycznie sie tego nie odczuwalo) i snieg momentalnie zrobil sie ciezki i lepki.
Jak w poniedzialek dwa razy odsniezylam chodnik i wlasciwie tego nie odczulam, tak we wtorek po jednym razie czulam plecy i ramiona. Dzieciaki tez przemoczyly ciuchy znacznie szybciej i mocniej...
Obiecalam Potworkom, ze jesli tata odsniezy w miare szybko, zabiore ich na wieksza gorke. M. prosil bowiem zebysmy nie lazili po podjezdzie i nie ugniatali mu sniegu, bo potem ciezko jest odsniezac. Tym bardziej nie chcialam wiec jezdzic po nim autem. Po tym jednak jak wrocil z pracy i w koncu odsniezyl podjazd, dzieciaki dojrzaly sasiadke z naprzeciwka i stwierdzily, ze wola zabawe z kolezanka nic wypad na gorke. Dla mnie to w to mi graj. Malzonek jeszcze konczyl odsniezac i mial zrzucic snieg z dachu przyczepki, wiec mial oko na progeniture, a ja nie musialam drugi raz wychodzic. Win-win. :D
Suma summarum spadlo nam ponad 30 cm puchu, a w nocy z poniedzialku na wtorek musialo tez zabraknac na jakis czas pradu, bo rano migotal zegar na kuchence. Od srody temperatury w dzien dochodza do +5 stopni, w czwartek mielismy nawet w koncu slonce, ale przy takiej ilosci oraz nocnych przymrozkach, snieg dzielnie sie trzyma. W srode juz dzieci wrocily do szkoly, ale po odebraniu ich, zatrzymalismy sie przy najlepszej gorce w miasteczku. Jest tu niedosyt publicznych miejsc z pagorkami do zjezdzania. Nasze osiedle, choc polozone na wzgorzu, sklada sie z domow oraz otaczajacych ich ogrodow. Wszystko prywatne. Pobliski szlak spacerowy z kolei jest plaski. Dzieciarnia z calego miasteczka zjezdza sie wiec zeby saneczkowac pod naszym miejscowym high school. :)
Na zdjeciach tego nie widac, ale gorka jest dosc stroma oraz wysoka. Patrzylam na zjazdy Potworkow z niemalym niepokojem, choc oni nie mieli oczywiscie zadnych oporow i szaleli az milo.
Ze swojej strony ucieszylam sie, ze przynajmniej solidnie sie zmecza wchodzeniem pod gore. Mielismy mialo czasu, wiec zostalismy tam tylko 20 minut z hakiem, ale zgodnie z moimi przewidywaniami, Potworniccy nawet bardzo nie protestowali, kiedy zarzadzilam wymarsz. Mieli dosc. :D
Musielismy zas sie zbierac do domu, bowiem na ten dzien przypadl... tamtaramtam... powrot treningow druzyny plywackiej! :) Wlasciwie to pierwszy trening wyznaczony byl na poniedzialek, ale odwolali go z powodu sniezycy, padlo wiec na srode. Nik przeszczesliwy, polecial jak na skrzydlach. Bi kategorycznie odmowila ponownego zapisu i nawet obecnosc w druzynie ukochanej przyjaciolki nie pomogla. :/ W srode na trening Nik pojechal z M., ktory stwierdzil, ze pobiega sobie na biezni w tym czasie. Polaczenie sanek z pozniejszym treningiem sprawilo, ze Mlodszy wieczorem "odjezdzal" w czasie wieczornego czytania i musialam w polowie przerwac. Rano zas spal niemal do 8 godziny, co tez jest niespotykane. :) Niestety, nie bardzo bylo mu dane odpoczac po intensywnym popoludniu, bo w czwartek mial kolejny trening! Tak glupio teraz to urzadzili, ze sobote wymienili na czwartek. Dwa dni pod rzad po 2-miesiecznej przerwie to jednak juz bylo za duzo i Nik pozniej narzekal, ze nie moze nawet podniesc szkolnego komputera, bo bola go ramiona. :D W czwartek na trening pojechalam z Kokusiem ja. Pogadalam sobie przynajmniej z sasiadka (mama przyjaciolki Bi), a przy okazji trener zaproponowal zeby przeniesc Nika do grupy srednio-zaawansowanej. Niestety, podobnie jak niegdys siostra, Nik sie opiera, ale mam nadzieje, ze przeniesienie do owej grupy jego ulubionego kumpla z druzyny (bo rowniez otrzymal taka propozycje) zaowocuje jednak pozytywna decyzja. Oboje z M. jestesmy oczywiscie z Kokusia bardzo dumni, a Bi zrzedla mina, bowiem zawsze to ona byla ta lepsza w plywaniu, co lubila podkreslac. A tu prosze, mlodszy brat ja dogonil, a jesli Starsza nie wroci do plywania, zostanie za nim daleko w tyle. No, ale jej decyzja. ;)
Obfitujacy w wydarzenia tydzien zakonczyl sie piatkiem, ktory mial kompletnie szalona pogode. Rano posypalo troche sniegu, ktory okolo poludnia przeszedl w deszcz, a wczesnym popoludniem rozchmurzylo sie i wyszlo slonce. Tego dnia Potworki nie mialy juz zadnych treningow, a z obowiazkow zostalo tylko nagranie czytanek dla pan z Polskiej Szkoly. Nie pamietam czy pisalam, ze poniewaz lekcje sa teraz przez Zoom, nauczycielki nie maja jak sprawdzac lekcji i czytania, wszystko trzeba wiec nagrywac (tudziez robic zdjecia) i wysylac mailem. Na piatek zostala juz tylko czytanka, wiec korzystajac z prawie wolnego popoludnia, po zjedzeniu obiadu zabralam Potworki ponownie na gorke obok high school.
Dzieciakow bylo sporo, bo jak pisalam, to najwieksza powszechnie dostepna gorka w miasteczku. :) Bi wpadla na kolege z klasy (a w srode Nik spotkal kumpla z druzyny plywackiej). Bylo niestety solidnie na plusie, a wiec snieg byl mokry i Potwory rownie szybko przemoczyly ubrania. Na szczescie biaganie gora - dol skutecznie ich wymordowalo i juz po 40 minutach zwinelismy sie do domku. :)
I nadszedl weekend. Pisalam do kolezanek z pytaniem, czy maja ochote wybrac sie wspolnie na gorke, zeby dzieciaki mogly pozjezdzac w gromadzie. Niestety, jedna idzie w sobote na impreze rodzinna, a druga odpisala, ze bylaby chetna, ale... jej dzieciaki nie maja ani sanek, ani "jabluszek". Szok! :O Jej cora ma dopiero 5 lat, wiec w zasadzie moze nie miec (choc my Bi kupilismy sanki na pierwsza Gwiazdke, kiedy miala zaledwie 8 miesiecy :D), ale syn kumpeli ma juz 9 lat! I co, nigdy nie zjezdzal zima z gorki na sankach? Biedne dziecko... Niestety, Potworki maja tylko po jednym "jabluszku", (choc to nie do konca akuratna nazwa) i obawiam sie, ze nie za bardzo mieliby ochote dzielic sie z kolegami... Wyglada wiec na to, ze mozemy znow wyladowac sami obok szkoly. Coz... Tam i tak prawie zawsze wpadamy na jakies znajome dzieciaki. ;)
W niedziele ma ponoc znow cos sypnac... Pozyjemy, zobaczymy. Milej reszty weekendu! :)
Zima jak ta lala. Piekna, az zazdroszcze. Bawcie sie dobrze.
OdpowiedzUsuńPotworki korzystaja ile wlezie. Niestety, tak jak nagle sie pojawila, tak zima nagle odchodzi...
UsuńU nas też wciąż zima na całego, górki, sanki, kuligi, żyć, nie umierać ;) Ciekawe, że w Polsce szkół nie zamykają z powodu pogody, nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym zamiast odśnieżać i odmrażać rano auto, mogła pospać ;p
OdpowiedzUsuńNie wiem skad tutaj wzielo sie te zamykanie szkol z powodu sniegu... Moze stad, ze poza wiekszymi miastami, dzieci wlasciwie nie chodza do szkoly pieszo? Wiekszosc albo woza rodzice, albo autobusy...
UsuńŁadnie Was zasypało :) U nas jednak trochę tych górek jest, ale na tej największej i tak zawsze jest sporo dzieciaków, a nawet nie tyle dzieciaków co młodszej młodzieży, która się przepycha i nie patrzy na innych. Dlatego my na tą górkę idziemy tylko rano, jak tamci jeszcze śpią :D
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym brakiem sanek czy jabłuszka. A może mieli, ale się popsuło? Nasi mają jedne sanki, które Oliwia dostała na roczek od dziadków :D Ale jakoś się nimi dzielą i dają radę, chociaż podejrzewam, że z innymi też by się nie chcieli podzielić.
Kolezanka cos kreci, bo twierdzi, ze mieli, ale rozwalili, ale jak w koncu na gorke pojechalysmy, powiedziala, ze jej dzieci nigdy na sankach nie byly...
UsuńPowiem Ci, ze te amerykanskie dzieciaki sa nauczone dyscypliny i grzecznego czekania. Jak kiedys na gorce wszystkie dzieci chcialy zjezdzac w miejscu gdzie ktos usypal "skocznie", to same ustawily sie grzecznie w ogonku, az wszyscy obserwujacy to dorosli sie smiali. :D
Ale ekstra pięknie biało! U nas też śnieg, jesteśmy u dziadków i muszę przyznać, że Klara jest wciąż zachwycona :)
OdpowiedzUsuńMy mamy w planach powrót na basen w przyszłym tygodniu, jak wrócimy do Poznania i dowiemy się co z naszą lokalną pływalnią.
Klara nie ma sanek. Nie było takiej zimy, żeby były potrzebne. No i nie mamy ich gdzie trzymać. Ale! Jesteśmy u dziadków i mój brat znalazł sanki po dzieciakach! Więc Klarcia korzysta. Dziś zjeżdżali razem z kuzynem na nich :D i są bez oparcia! Więc tym bardziej młodą podziwiam :D
Buziaki!
Klara jest jeszcze malutka, wiec to normalne, ze nie ma sanek. Ale dziecko w wieku szkolnym juz zazwyczaj ma chociaz jabluszko. ;)
UsuńSnieg chyba nigdy sie dzieciom nie nudzi, tym bardziej, ze zima jest krotka i nie zawsze sniezna. :)
U nas zima nie odpuszcza. Mąż ma niezłą siłownię, bo mieszkamy w szczerym polu i żeby wyjechać do pracy, musi sporo pomachać łopatą. Żałuję tylko, że nie mamy w okolicy górki, żeby Młody pozjeżdżał.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
U nas na poczatku lutego tez co i rusz przysypywalo i maz tak samo, odpuscil odsniezarke i lopatowal w ramach cwiczen. Ja oczyszczalam chodnik, gdzie odsniezarka i tak by nie wjechala (sa schody) i moje plecy niestety mocno to odczuwaly. ;)
UsuńTo u Was tak biało jak w PL:) U nas ciut popada śnieg rano a wieczorem już niemalże nie ma po nim śladu. Lubię takie szaleństwa na śniegu!
OdpowiedzUsuńW stosunku do Polski, zima doszla do nas z lekkim opoznieniem, ale jest. ;) To znaczy byla, bo w tym tygodniu juz odwilz niestety...
UsuńAle zabawa :) aż mam ochotę wskoczyć do tych zdjęć i pobawić się z Wami :)
OdpowiedzUsuńHeh... Ja wole obserwowac i pstykac zdjecia. :D
UsuńNam też dopadało śniegu w poniedziałek.
OdpowiedzUsuńNajlepsze, że oczywiście panika na drogach. A dzieciaki zachwycone, sanki, orzełki.
Niestety u nas szkół nie zamykają z powodu śniegu.
W tym roku te zamkniecia szkol mnie kompletnie nie wzruszaja, ale w poprzednich latach nieraz wkurzalam sie nieziemsko, ze musialam brac wolne z pracy, marnowac urlop, a potem malo co popadalo i mozna bylo spokojnie przejechac. ;)
UsuńJa już tak od maja koczuje w samochodzie podczas treningow Toli.. nic fajnego i co gorsza nijak nie mam jak podejrzeć jak trenują, głupie to. Tymon ma indywidualne treningi i sensei nie ma na szczęście nic przeciwko temu, aby był ktoś z nas na sali.
OdpowiedzUsuńRany, mam nadzieje, ze nie wpadna u nas na pomysł, ze można zamykać szkoły z powodu śniegu.. Poki co Tola normalnie funkcjonowała podczas śnieżyć i Mrozów na szczęście. Szkoły zazwyczaj są blisko miejsc zamieszkania, wiec chyba bez sensu byłoby je zamykać zwlaszcza, że i tak większość do pracy dojezdza, wiec jaki problem dojechać i ewentualnie do szkoły.
Biedna ta Wasza sąsiadka, taka zima a nie przyszło im nawet do głowy aby kupić nawet teraz te sanki, jabłuszka czy cokolwiek, ech..
Maya urocza :) Fuxik robil dokladnie tak samo 🥰
To moja kolezanka i fakt, ze jej 5-letnia corka nie miala nic, nawet az tak mnie nie zdziwil, ale 9-latek zeby nie mial chociaz jabluszka? To juz lekki szok. ;)
UsuńTutaj te zamykanie szkol to juz jakas tradycja. Trzeba jednak przyznac, ze to ulatwia jazde tym, ktorzy MUSZA z domu wyjechac, bo zazwyczaj drogi robia sie prawie puste. Chociaz wypadkow i tak nie brakuje. Amerykanie sa okropnymi kierowcami. :D
Niestety, na tenisie nic nie zobacze, a w nastepnym tygodniu Potworki maja karate, gdzie to samo - rodzicow nie wpuszczaja. A jest specjalna poczekalnia z duza szyba, w ktorej zazwyczaj i tak siedzialy tylko 2-3 osoby... Ale nie...